-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2016-02-20
2016-05-28
2016-09-01
Na początku ocena wahała się w okolicach 4 gwiazdek, bo rozdziały historyczny, biblijny i omawiający inne religie były takie, że "ujdą". Chociaż ten ostatni bardzo po łebkach i pozbawiony jakiejkolwiek refleksji nad przytaczanymi informacjami. Pewnie dlatego, że jeśli poświęci się choć chwilę, to niektóre tezy zaczynają upadać. Ale potem zaczęło się robić zabawniej:
- feminizm - jeśli w tej książce występuje to słowo to tylko w jednym zdaniu z satanizmem, pogaństwem albo czarną magią. Nie wymagam od autora, żeby się deklarował jako zwolennik równości kobiet, ale z tej książki wynika, że feminizm to oddzielna dziedzina magii New Age a nie jeden ze ruchów społecznych.
- merytoryczne błędy - te wynikają z nieznajomości książek, które się krytykuje (Tako rzecze Zaratustra, Biblia Szatana) i powtarzania cudzych opinii.
- sekty - ogólne opisywanie zasad, jakimi się rządzą skutkuje tym, że pasują również do kościoła katolickiego. Strzał w kolano ze strony księdza, bo co trzecie zdanie można poszerzyć o "...tak samo jak kościół w Europie".
- domieszanie scjentologii - nie wiem po kiego grzyba, bo o ile wiem scjentolodzy doktrynalnie mają tyle wspólnego z satanizmem co kopalnia uranu z baletnicą. A przewijają się w kilku miejscach książki na poparcie tezy, że satanizm (!) jest dużym zagrożeniem.
- rozdział o mediach - skupia się w dużej mierze na książkach New Age (choć oberwało się też "Lotowi nad kukułczym gniazdem") i filmie (obowiązkowo Gwiezdne Wojny jako duchowe zagrożenie, choć brakło Harry'ego Pottera), ale potem wspomina gry komputerowe i są tam takie stwierdzenia, że można się obśmiać jak ryjówka. Chociażby to, że gry osadzone w świecie fantasy potrafią zająć nawet rok, zanim się je przejdzie. (Jeśli Czytający tę opinię zna jakąś grę, która jest TAK rozbudowana fabularnie, to poproszę.) Albo gdy autor mając na myśli gry MMO uparcie nazywa je grami MOO. Urocze.
- rozdział o muzyce - standard w tego typu książkach, tutaj poszerzony o fantazje pt. "skoro komuś udało się sprzedać tyle płyt, to z pewnością jest satanistą".
- rozdział o symbolice - wionie ignorancją na kilometr. A wystarczyłoby sobie spojrzeć raz na pentagram, żeby wiedzieć, że nie może jednocześnie symbolizować głowy kozła i ludzkości z głową w górze, bo kozioł musiałby być do góry nogami (tak, są dwa oddzielne, znaczące inne rzeczy, pentagramy). Czyli (idąc logiką odwracania krzyża) zaprzeczałby satanizmowi? Dalej też się nie trzyma kupy, a już podciągnięcie zupełnie zwyczajnych fragmentów ubioru czy rekwizytów pod rzekome czczenie diabła zakrawa na absurd. Przyjmując na wiarę to, co pisze autor, wychodzi mi, że pani, od której kupuję ziemniaki na targu jest zadeklarowaną satanistką.
Cóż, nie oczekiwałam wiele, dostałam jeszcze mniej. Za to nieoczekiwanie jest to książka, przy której roześmiałam się kilka razy na głos. Chyba stąd ta gwiazdka więcej w ocenie.
ps. Jakbym się zjawiła u mojej promotor z tak zrobioną bibliografią, to by mi chyba urąbała ręce. Szczyt nieczytelności i chaosu.
Na początku ocena wahała się w okolicach 4 gwiazdek, bo rozdziały historyczny, biblijny i omawiający inne religie były takie, że "ujdą". Chociaż ten ostatni bardzo po łebkach i pozbawiony jakiejkolwiek refleksji nad przytaczanymi informacjami. Pewnie dlatego, że jeśli poświęci się choć chwilę, to niektóre tezy zaczynają upadać. Ale potem zaczęło się robić zabawniej:
-...
2016-04-20
2016-10-12
2016-08-30
Pierwsza część wciągnęła mnie na tyle, że przeczytałam ją błyskawicznie. Drugą pochłonęłam raczej siłą rozpędu, przeskakując wzrokiem akapity, ostatnia zaś zaintrygowała mnie zaledwie odrobinę. Gdyby okroić książkę z prologu, oraz II i III części, ocena byłaby o wiele wyższa, pierwsza część bowiem znacznie odstaje (wzwyż) od pozostałych.
Pierwsza część wciągnęła mnie na tyle, że przeczytałam ją błyskawicznie. Drugą pochłonęłam raczej siłą rozpędu, przeskakując wzrokiem akapity, ostatnia zaś zaintrygowała mnie zaledwie odrobinę. Gdyby okroić książkę z prologu, oraz II i III części, ocena byłaby o wiele wyższa, pierwsza część bowiem znacznie odstaje (wzwyż) od pozostałych.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-22
2017-01-07
2016-12-27
2016-12-12
2016-12-12
2016-12-06
Czytałam zarzuty, że książka jest męcząca, czyta się ją ciężko, dłuży się i utrudnia odbiór. A potem przeczytałam książkę i, tak, zgadzam się. Ta książka jest jak depresja. Bo o niej opowiada.
Cieszę się, że sporo z jej czytelników odrzuca ją jako nieracjonalną i zbyt męczącą - oznacza to bowiem, że nie mieli okazji posmakować, choćby przelotnie, tej wielkiej, czarnej otchłani choroby sklasyfikowanej pod kodem F33. Nie rozumieją przeżyć autorki, jej pokrętnych wniosków i przemyśleń, a jest to domena ludzi zdrowych - przynajmniej w tym aspekcie.
Ja zrozumiałam, chociaż nie jestem pewna, czy to powód do dumy, czy raczej ubolewania. Odnalazłam w "Krainie prozaca" siebie, swoje rozterki, frustracje, swoją historię, mimo, że nasze rodziny i przeżycia tak bardzo się od siebie różnią. Ale rację ma Elizabeth Wurtzel pisząc: "Wszystkie nieszczęśliwe rodziny są do siebie podobne" (s. 215). Zdobywając odmienne doświadczenia, przeżywałyśmy tak naprawdę to samo, wyczerpującą i pochłaniającą każdy okruch życia walkę, która tak naprawdę nie miała nawet celu.
Ta książka jest o depresji - i tylko o tym. Osobom, które uszły z niej z życiem przypomni o minionym (miejmy nadzieję) czasie, a tym, którzy znają kogoś chorego na depresję być może da szansę zobaczyć życie od tej drugiej strony, z dna beznadziejności i rozpaczy. Na pewno jednak trzeba czytać ją z otwartym umysłem, zawiesić na chwilę schematy, według których osądzamy innych ludzi i przygotować w to miejsce niemałą psychiczną zbroję.
Książka jest ważna, bardzo ważna! Odziera tę śmiertelną chorobę z dwóch powszechnych opinii. Ona nie przechodzi sama i nie jest kaprysem, a jednocześnie nie jest też romantycznym obłędem, który przydaje człowiekowi weny i inspiracji. Jest wysysającym soki życiowe potworem, rakiem duszy, który powinien być jak najszybciej rozpoznany i leczony. To nie jest ładne. Nie jest poetyckie. Nie jest też łatwe. O tym będzie wiedział każdy, kto dotrwa z Elizabeth do ostatniej strony.
Drodzy zmęczeni czytelnicy, dla was czytanie tej książki to kilka, kilkanaście, może kilkadziesiąt godzin znużenia i frustracji. Dla Elizabeth Wurtzel było to piętnaście lat, z których (niemalże cudem) udało się jej wydostać. Mówią, że lepiej późno, niż wcale.
Czytałam zarzuty, że książka jest męcząca, czyta się ją ciężko, dłuży się i utrudnia odbiór. A potem przeczytałam książkę i, tak, zgadzam się. Ta książka jest jak depresja. Bo o niej opowiada.
Cieszę się, że sporo z jej czytelników odrzuca ją jako nieracjonalną i zbyt męczącą - oznacza to bowiem, że nie mieli okazji posmakować, choćby przelotnie, tej wielkiej, czarnej...
2016-12-05
2016-12-04
2016-11-30
2016-11-29
2016-11-28
Miejscami bardzo… irytujące? Czytając pierwsze rozdziały "Zbrodni niedoskonałej" nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że - pomijając samą treść - czytam książkę dla przedszkolaków. Styl i język taki banalny i uładzony, tłumaczenie zbędnych rzeczy (które często wynikają z kontekstu albo rozumieją się per se), że aż czuję się, jakby pochylała się nade mną pani przedszkolanka i co trzecie zdanie zaczynała od "droga dziewczynko...".
Na dodatek połowę przypisów można (powinno się!) wyrzucić. Przypis dolny na pół strony wygląda rzeczywiście bardzo naukowo, ale jeśli coś jest logicznym ciągiem wywodu, a nie dygresją, to powinno zostać w tekście głównym. A te idiotyczne dodatki "żeby tylko przypis był" są nader denerwujące. Naprawdę określenie "strefa działania" wymaga przypisu "Na tym terenie działa."?! Nie domyśliłabym się, serio, dziękuję za doprecyzowanie! Tak samo przypadki nie tak oczywistych pojęć, w których przypis je wyjaśniający pojawia się dopiero przy którymś z kolei wystąpieniu. I niektóre objaśnienia, które są mętne i dla laika nie tłumaczące niczego. Dopisek do wypowiedzi Bogdana Lacha, że "wtedy system nie funkcjonował" niewiele mi daje - mogę wywnioskować, że teraz jakiś system pomagający profilerom istnieje, ale jaki? O czym mowa? Ale pewnie autorka uznała, że to wiedza zbędna. To w takim razie po co przypis?
Jako osobie świeżo po skończeniu pracy nad magisterium, nic mnie w tej książce nie doprowadzało do furii tak, jak te przypisy właśnie.
I to powtarzanie na każdym kroku, że "profilowanie to nie dziedzina magii". A można by przecież założyć, że czytelnik, który zainteresował się tą książką zdaje sobie sprawę. A jeśli sobie nie zdawał, to raczej zapamiętał powyższe zdanie po maksymalnie drugim razie. Ostatecznie, merytoryczne argumenty powinny same obronić tę tezę, prawda?
Za to nie rozumiem zarzutów, jakoby tej książce "brakowało emocji". To znaczy, tak, brakuje, bo jest to książka o PRACY profilera. Omówienie przypadków, zacytowanie wypracowanego profilu i uzasadnienie wyciągniętych wniosków (choć czasami tego uzasadnienia mogłoby być więcej). Nie ma tam miejsca dla emocji i przeżywania czegokolwiek, bo i tego książka nie ma na celu. Miłośnicy kryminałów chyba się tutaj trochę zagalopowali i zapomnieli, co czytają.
Ostatecznie, chyba trochę za mało samych technik profilowania (choćby liźniętych), chętnie przeczytałabym na ten temat coś pogłębionego. Wymieniłabym też autorkę na kogoś z poważniejszym stylem. I redaktora. Poważnie, nie dawajcie redakcji komuś, kto uważa, że "przypisy som mondre".
Miejscami bardzo… irytujące? Czytając pierwsze rozdziały "Zbrodni niedoskonałej" nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że - pomijając samą treść - czytam książkę dla przedszkolaków. Styl i język taki banalny i uładzony, tłumaczenie zbędnych rzeczy (które często wynikają z kontekstu albo rozumieją się per se), że aż czuję się, jakby pochylała się nade mną pani przedszkolanka i co...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-11-24
2016-11-18
2016-11-15
Miejscami bardzo smutne, miejscami filozoficzne, albo po prostu bardzo dorosłe. Nie mam pojęcia, jak odebrałabym tę książkę jako dziecko.
Niewybaczalny typograficzny błąd w kilku miejscach: drukowanie czarnych liter na ciemnej ilustracji.
Miejscami bardzo smutne, miejscami filozoficzne, albo po prostu bardzo dorosłe. Nie mam pojęcia, jak odebrałabym tę książkę jako dziecko.
Niewybaczalny typograficzny błąd w kilku miejscach: drukowanie czarnych liter na ciemnej ilustracji.
Opowieść o osobie zupełnie nieprzystosowanej do życia. Inni piszą "manipulatorka, kombinatorka", a dla mnie Emma to uosobienie naiwności i życia złudzeniami. Fakt, że później robi dużo rzeczy, żeby te złudzenia utrzymać przy sobie, posuwając się do kłamstw i manipulacji... ale to tylko efekt, a nie przyczyna.
A gdy życie wokół niej staje okoniem, gdy kochanek, którego naiwnie uważała za swą bratnią duszę opuszcza ją znienacka - zapada się w żalu, smutku czy nawet - depresji.
Nikt nie nauczył jej życia, zachowań ludzkich, czy nawet - wartości pieniądza. Zamiast jednak z pokorą przyjmować swoje porażki i rozczarowania i wyciagnąć z nich jakiekolwiek wnioski, główna bohaterka zachowuje się jakby pojadła wszystkie rozumy i bezrefleksyjnie brnie w jeszcze większe, idiotyczne katastrofy.
Z całej książki w zasadzie żal mi jedynie Karola, któremu obrywało się przez całe życie, w zasadzie bez powodu. Starał się jak mógł, kochał swoją żonę, a ta odarła go właściwie ze wszystkiego.
Brawo Emmo, jesteś idiotką.
Ps. Flaubert przemyca czasem taki seksizm w stosunku do obu płci, że aż zęby bolą. Poza tym jeśli faktycznie stwierdził "Pani Bovary to ja", to... cóż, cieszę się, że żyję w innej epoce niż on.
Opowieść o osobie zupełnie nieprzystosowanej do życia. Inni piszą "manipulatorka, kombinatorka", a dla mnie Emma to uosobienie naiwności i życia złudzeniami. Fakt, że później robi dużo rzeczy, żeby te złudzenia utrzymać przy sobie, posuwając się do kłamstw i manipulacji... ale to tylko efekt, a nie przyczyna.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toA gdy życie wokół niej staje okoniem, gdy kochanek, którego...