-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1140
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać366
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński21
Biblioteczka
2023-08-08
2023-08-08
2023-07-08
Jako dziecko zaśmiewałam się gdy mama czytała mi Cudaczka na dobranoc. Niektóre fragmenty weszły do rodzinnego kanonu. Przy zabawie z kotem nie można nie powiedzieć pzur fsu poduczki lap, wiadomo.
Tamto wydanie pozostawiam ocenione na 10 gwiazdek, bo ostatecznie, chcąc nie chcąc, była to chyba moja ulubiona książka w dzieciństwie. Ale to, przeczytane obecnie, oceniam na naciągane 6, bo, kurczę, dalej jest miejscami zabawnie, ogólny morał wypływający z historii samego Cudaczka jest ok, ale czy powiedziałabym jakiemukolwiek dziecku, że wygląda obrzydliwie, bo płacze? No nie. Czy krzyczałabym na dziecko i wlała mu w tyłek za to, że nie chce ubrać jednego ubrania i woli drugie? Realia i wiedza zmieniła się na tyle, że jednak nie. I jakoś nie umiem przymknąć na te zagrania oka.
Nie mówiąc o tym, że jak się tak zaśmiewałam w dzieciństwie, to zupełnie nie zauważyłam, że jestem takim panem Byle-Jak. Teraz czytało się to jak reportaż, a nie fikcję. Reality check dla mnie. Tylko u mnie okazało się z czasem, że to moje bylejactwo jest książkowym ADHD. Ciekawe jak tam u niego ;)
Jako dziecko zaśmiewałam się gdy mama czytała mi Cudaczka na dobranoc. Niektóre fragmenty weszły do rodzinnego kanonu. Przy zabawie z kotem nie można nie powiedzieć pzur fsu poduczki lap, wiadomo.
Tamto wydanie pozostawiam ocenione na 10 gwiazdek, bo ostatecznie, chcąc nie chcąc, była to chyba moja ulubiona książka w dzieciństwie. Ale to, przeczytane obecnie, oceniam na...
2023-07-04
2023-06-28
2023-06-04
2023-06-03
2023-06-03
2023-05-30
2023-05-30
2020-07-11
Jako 11-latka dałabym pewnie 8 gwiazdek i uważała tę książkę za moją ulubioną :)
Dorosłą mnie drażni pomieszanie z poplątaniem, które jest celowo osią całej akcji książki.
Jako 11-latka dałabym pewnie 8 gwiazdek i uważała tę książkę za moją ulubioną :)
Dorosłą mnie drażni pomieszanie z poplątaniem, które jest celowo osią całej akcji książki.
2022-08-30
Bardzo się starałam, ale im dalej w książkę tym więcej mam zarzutów.
Z góry uprzedzam: wiem, że książka celuje w czytelników i czytelniczki 8-12 lat. Wiem, że niektóre "dorosłe" sprawy są uproszczone w tego typu lekturach. Ale te w "Always" zdecydowanie przekraczają granice uproszczenia.
Setup jest niesamowicie dziwny. Oto jesteśmy w kraju we wschodniej Europie. Nie jest to Polska i nigdy ów kraj z nazwy wspomniany nie jest. Równocześnie kraj ten ucierpiał mocno podczas II wojny światowej, ma długą historię od czasów nazistów, a we współczesnych czasach ma także "wiele pracowników importowanych z Polski" ("Luckily, a lot of security guards in this country are imported from Poland and understand Polish" brzmi dosłowny cytat). Do tego kraju można dostać się samolotem z Warszawy, przekraczającym granicę Polski (i dokładnie taka podróż jest odnotowana na stronach tej książki). Mamy też kilka wspomnianych bohaterów z polsko-brzmiącymi nazwiskami, jak nauczycielka głównego bohatera Malinowska - czy też z nazwiskami brzmiącymi jakby stworzył je ktoś komu coś się na temat Polski tylko wydaje (Tak, Cyryl Szynsky, patrzę na ciebie.)
I tak oto docieramy do pierwszego zarzutu wobec tej książki. Autor jest z Australii, ale ma internet, mógłby sprawdzić jak wyglądają i zachowują się imiona i nazwiska w tej części kontynentu. "Gabriek" wygląda jak imię z literówką, "Kcruk Szynsky" to samo, chyba Kruk ale ktoś się zagapił? "Grotzwicz" zachowuje typowe "cz" więc czemu "tz"? A "Balariek", "Zajak"? Ja tak mogę długo, ale wiecie o co chodzi, pierwszy stopień do zawieszenia niewiary podczas lektury i już się autor poślizgnął.
Drugi stopień to ten, gdzie główni "źli" to gang (mafia? sięga nawet do Australii to może jakaś globalna konspiracja). Okej, przełknęłabym jakoś fakt, że autorowi wydaje się, że w tym regionie świata to tylko gangi, skradzione iPady i amatorskie bomby z chemikaliów, ale, siedzicie wygodnie? ten gang nazywa się Żelazne Łasice.
Iron Weasels.
Żelazne Łasice.
No nie mogę. Nie mogę uwierzyć, że to co czytam ma się dziać na serio. Nie wiem jak się gangi w Polsce, Białorusi czy Ukrainie nazywają, ale jestem przekonana, że żaden by się z własnej woli nie nazwał Łasicami. A już na pewno nie żelaznymi. Litości.
Dobra, to z głowy, to teraz ostatni zarzut, który mi wypływał tak strasznie na powierzchnię, gdy za każdym razem starałam się go zepchnąć z pola widzenia:
to jest tak oderwane od rzeczywistości, że aż miejscami trąci brakiem szacunku.
Hola, "brakiem szacunku", jak to niby?
A no, tak to, że nie dość, że bierze sobie tematykę II wojny światowej, nazistów, Żydów, całego tego ambarasu i gmatwa to w kulkę pt. "jedziemy szukać skarbu" (jeszcze bym przeżyła, bo pamiętam, że to książka dla dzieci), to jeszcze w pewnym momencie dorzuca tam kwestię koloru skóry (ojciec głównego bohatera jest migrantem z Afryki) - i o ile nie mam nic przeciwko opisom rasizmu, z którym nasz bohater się spotyka, o tyle cała sekwencja scen z czarnoskórym piłkarzem jest tak strasznie płytka i służy tylko temu, żeby posunąć fabułę do przodu, że nie umiem uniknąć wrażenia, że to, że ktokolwiek jest w tej książce czarnoskóry to zabieg tylko po to, by zyskać trochę punktów za bycie progresywnym, a nie dlatego, że ma coś do powiedzenia. (A czemu syn mężczyzny z Nienazwanego Kraju Afryki nosi arabskie imię? Też się nie dowiem.)
No i trzeci punkt w ramach szacunku to naturalnie fakt, że autor traktuje całą wschodnią Europę jak "dziki zachód". Jeden z bohaterów podróżujący do Tego Innego Kraju jest zaskoczony, gdy okazuje się, że ludzie w Warszawie mówią po angielsku (ale oczywiście później okazuje się, że to był tylko chlubny wyjątek), drogi są wyasfaltowane, a jak ktoś posiada sieć supermarketów w Tym Innym Kraju to na pewno gruba ryba i wszystkim trzęsie (na początku myślałam, że to tylko spojrzenie naszego głównego bohatera, który ma te 10 lat i zbyt wiele o życiu nie wie, ale to samo powtarzają w tej książce dorośli).
No. To tyle. Całkiem się cieszę, że przeczytałam tylko ostatnią część z całej serii, nie muszę się męczyć przez całe 7 książek. A i nikomu nie polecam nawet tej jednej. Są lepsze.
W sumie jeśli to ma dać wam jakąś skalę to "Baśniobór" (czysta fantastyka) był mniej oderwany od rzeczywistości niż "Always". Niech to posłuży za podsumowanie.
Bardzo się starałam, ale im dalej w książkę tym więcej mam zarzutów.
Z góry uprzedzam: wiem, że książka celuje w czytelników i czytelniczki 8-12 lat. Wiem, że niektóre "dorosłe" sprawy są uproszczone w tego typu lekturach. Ale te w "Always" zdecydowanie przekraczają granice uproszczenia.
Setup jest niesamowicie dziwny. Oto jesteśmy w kraju we wschodniej Europie. Nie...
2022-08-29
Książka do kilku(nasto)dniowej kontemplacji, nie czytania na szybko.
Trochę truizmów, ale trochę też ważnych spostrzeżeń. Ogólnie na plus (no i to też nie autora wina, że niektóre życiowe prawdy zaanektowali sobie instagramowi filozofowie).
Książka do kilku(nasto)dniowej kontemplacji, nie czytania na szybko.
Trochę truizmów, ale trochę też ważnych spostrzeżeń. Ogólnie na plus (no i to też nie autora wina, że niektóre życiowe prawdy zaanektowali sobie instagramowi filozofowie).
2014-02-22
2019-06-26
Zgadzam się z opiniami o treści. Dlatego napiszę tylko o ilustracjach.
Po otwarciu książki otworzyła się we mnie szufladka z mną dwu-, trzyletnią. I wpatrywałam się w te obrazki, cudownie proste a jednocześnie skomplikowane, i czułam, że gdybym miała znów te kilka lat, to wszystkie strony dostały by obowiązkowo rzeczy dorysowane przeze mnie. Bo to taka książka właśnie, każda strona aż prosi się w nią wpatrywać i aż prosi dorysowywać koślawych nieudanych i nieudane. I nic jej wtedy nie ubędzie, a będzie tylko lepsza.
Zgadzam się z opiniami o treści. Dlatego napiszę tylko o ilustracjach.
Po otwarciu książki otworzyła się we mnie szufladka z mną dwu-, trzyletnią. I wpatrywałam się w te obrazki, cudownie proste a jednocześnie skomplikowane, i czułam, że gdybym miała znów te kilka lat, to wszystkie strony dostały by obowiązkowo rzeczy dorysowane przeze mnie. Bo to taka książka właśnie,...
Ciężko się to czyta mając jakiekolwiek zrozumienie psiego świata (i ludzkiego też). W książce i pies się męczy, i jego ludzie się męczą, i inni ludzie na około też się męczą. Ciężko inaczej opisać zamknięcie dużego, północnego psa w małym mieszkanku, który je demoluje - nie dlatego, że jest uroczym psotnikiem, tylko dlatego, że frustruje go nadmiar energii, której nie ma gdzie spożytkować. Nieprzekonanym polecam wypić ze trzy energetyki, zamknąć się w pustym pokoju (bez smartfona, książek i innych umilaczy czasu) na 10 godzin i sprawdzić po ilu będziecie chcieli wyjść :)
Ciężko inaczej opisać właścicielkę, która non-stop musi naprawiać po psie rzeczy i relacje międzyludzkie i ukrywać niektóre "psoty" psa przed swoim mężem. Tak samo wieczne marudzenie właściciela, który musi płacić innym ludziom za szkody wyrządzone przez psa, i słuchać skarg na niego. I jedno i drugie nie działoby się, gdyby przed adopcją psa ludzie ogarnęli choćby odrobinę standardowe potrzeby zwierzęcia. I nie, tresura awersyjna to nie jest ogarnięcie, tylko traumatyzowanie psa - znowu, nie urocze, nie zabawne (ale za to nieskuteczne). Ale w książce ból i strach przed ludźmi są zarysowane lekką ręką, zabawne takie, że piesek (w panice i nieludzkim bólu) odbiegł od nas i się zgubił i teraz trzeba go szukać, hahaha, hohoho, boki zrywać. Może wpadł pod samochód, a może tylko ze strachu ujebał kogoś w rękę. Zgadza się opis książki, rzeczywiście "wartościowa i ciepła literatura".
Bonusem są wszystkie potencjalnie niebezpieczne dla psa sytuacje, które w książce opisane są jako urocze i zabawne, jak np. zjedzenie kanapek w folii. Niedrożność układu pokarmowego i śmierć w męczarniach też będzie taka urocza i zabawna? :)
Kocham pieski - wszelkiej maści i wielkości - ale totalnie nienawidzę bezmyślnych ludzi, a tych w "Pamiętniku" jest cała masa. I nie, na potrzeby tej recenzji nie zaliczam do nich dzieci, dzieciom w końcu wolno, jeszcze się nauczą. (Chociaż z takimi modelami jak ich rodzice... wątpię.)
Wszystkim dorosłym, którzy przeczytali książkę i uznają ją za ciepłą i uroczą: mam nadzieję, że nie macie i nie planujecie posiadania psa.
Z zarzutów stricte książkowych: powtarzalność. W pewnym momencie wiadomo: Winter będzie rozrabiać, coś tam zniszczy, komuś ucieknie, albo się nie będzie słuchać (bo go nikt nie wytresował :), będzie drama, konsekwencji za to nie będzie żadnych. Koniec? To jeszcze raz, to samo. I jeszcze. I jeszcze!
Obrazki ładne.
Ciężko się to czyta mając jakiekolwiek zrozumienie psiego świata (i ludzkiego też). W książce i pies się męczy, i jego ludzie się męczą, i inni ludzie na około też się męczą. Ciężko inaczej opisać zamknięcie dużego, północnego psa w małym mieszkanku, który je demoluje - nie dlatego, że jest uroczym psotnikiem, tylko dlatego, że frustruje go nadmiar energii, której nie ma...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to