-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel17
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik272
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-04-12
2024-01-27
Młody Stan Carlise, kuglarz wędrownej trupy, zostaje mentalistą, a na scenie asystuje mu żona. W niedługim czasie Stan awansuje do roli spirytysty pełną gębą. Dogadza gustom bogatych i łatwowiernych klientów w ich wielkopańskich rezydencjach. Ma świat u stóp. Przynajmniej na razie. Jakie są moje wrażenia na świeżo po lekturze? Czy książka trzyma w napięciu? I czy niesie ze sobą głębsze przesłanie? Dowiedziałem się o istnieniu powieści, przy okazji wejścia do kin filmu Guillermo del Toro pod tym samym tytule na kanwie powyżej recenzowanej powieści. Jest to utwór napisany dosyć prostym językiem. Fabuła również nie jest skomplikowana. Zapewne książka nie na długo mi zapadnie w pamięci, ale jest to przykład literatury, którą doceniam, darzę estymą i pewnym przywilejem. Powieść mogła być bardziej porywająca. Ale jest to solidne rzemiosło i pozycja, która dała sławę amerykańskiemu pisarzowi. Trochę liczyłem na coś innego, ale w gruncie rzeczy nie czuje się rozczarowany. Jeśli chodzi o warstwę suspensu, to powieść pomimo dominującego wątku okultystycznego, nie budzi strachu. Niestety nie czuć żadnego napięcia. Na pewno na taki stan rzeczy miała wpływ narracja, która nie przyprawiła mnie o dreszczyk emocji. Opowieści o duchach, zjawach i seansach spirytystycznych to elementy, które pojawiały się na przestrzeni wieków w literaturze. Pobudzały one wyobraźnie kolejnych pokoleń czytelników. „Zaułek koszmarów” to również pozycja, która się cechują taką tematykę. Ale podkreślam, że raczej czytelnikowi szybciej nie zabije serce. Czy to zarzut z mojej strony? raczej nie. Po prostu wątek obyczajowy dominuje, i definiuje całą historię. Natomiast największą wartością powieści stanowi jej parabola. Bowiem „Zaułek koszmarów” to nie jedynie intrygujący tytuł, ale przenośnia, pod którą kryje się „istota” utworu. Czasami jesteśmy zapędzeni w kozi róg. Nie widzimy większych szans na szczęśliwie zakończenie naszych problemów. Ale zawsze po burzy wstaje słońce. Z takimi problemami borykają się bohaterowie powieści. Czytelnik może się z nimi utożsamić, bowiem nam wszystkim nie jest obcy ból, zmartwienia i troski. Ale jednak w tym wszystkim trzeba zachować pogodę ducha i mieć wokół siebie życzliwych osób, ponieważ nasze życie jest zbyt krótkie, aby je marnować na smutki i negatywne emocje. Reasumując, „Zaułek koszmarów” to powieść, która nie jest w swoim gatunku wyjątkowa, ale jest na pewno warta uwagi. Książka o przesłaniu, że nawet największe przeciwieństwo losu nie powinno nas zawrócić z drogi, którą podążamy, ku spełnieniu marzeń. Dzieło dla czytelników, którzy lubią się zagłębić w klimacie dawnej epoki, ale również dla tych, którzy poszukują w powieściach kontrowersyjnego protagonisty i niebanalnego zakończenia. Polecam.
Młody Stan Carlise, kuglarz wędrownej trupy, zostaje mentalistą, a na scenie asystuje mu żona. W niedługim czasie Stan awansuje do roli spirytysty pełną gębą. Dogadza gustom bogatych i łatwowiernych klientów w ich wielkopańskich rezydencjach. Ma świat u stóp. Przynajmniej na razie. Jakie są moje wrażenia na świeżo po lekturze? Czy książka trzyma w napięciu? I czy niesie ze...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-26
Quentin Tarantino, wizjoner wśród reżyserów. Niedościgniony mistrz w tworzeniu arcydzieł filmowych. Ale przede wszystkim wielki kinoman, który kocha oglądać filmy. To czuć w każdym jego obrazie. Dzieła amerykańskiego reżysera to nie tylko rozrywka na niezwykłym poziomie, ale również spektakl, który przykuwa widzów do fotela. Wyreżyserował on dziewięć filmów i zarzeka się, że dziesiąty projekt będzie jego ostatnim. „Pewnego razu… w Hollywood” to jego jak do tej pory ostatni film reżysera. Ogólnie mi się podobał, ale w moim osobistym rankingu nie zaliczę go to swojego topu. Ale do czego zmierzam, otóż gdy pojawiła się na rynku debiutancka powieść Quentina Tarantino, to pośpieszyłem do księgarni. Nie wiem dlaczego dopiero teraz wziąłem się za tą powieść. I to był mój błąd. Moje wewnętrzne obawy, które nie pozwalały mi na szybsze wzięcie za lekturę były bezpodstawne. Bowiem, powieść „Pewnego razu Hollywood” to kawał niezłej literatury. Ale po kolei. Wpierw nakreślę zarys fabularny powieści. Hollywood rok 1969. Bohaterami filmu jest Rick Dalton, zapomniany aktor, który próbuje uratować swoja karierę. Cliff Booth, kaskader filmowy zastępujący Ricka w niebezpiecznych scenach oraz jeden z ludzi filmu owianych najgorsza sławą, bo możliwe, że uszło mu płazem morderstwo. Sharon Tate, aktorka, która marzy o karierze filmowej. Swoje złote lata spędza na Cielo Drive, na wysokim zboczu Hollywood Hills. Charles Manson, facet po wyroku, stoi na czele naćpanych hippisów, uważając się za ich przywódcę duchowego, ale w każdej chwili jest gotów rzucić ich w cholerę, żeby zostać gwiazdą rocka. To pierwszoplanowe postacie, wokół których kręci się fabuła. Czy powieść przebija film? Jakie są moje wrażenia po lekturze? Czy czuć w niniejszej powieści klimat czasów „Wolnej miłości”? I czy kreacja bohaterów stanowi o sile dzieła? Zanim przejdę do moich wynurzeń, chciałbym poinformować wszystkich ciekawych, powyżej recenzowana powieść jest scenariuszem do dziewiątego filmu Quentina Tarantino. Natomiast moje wrażenia z lektury są niespodziewanie pozytywne. Nie oczekiwałem , może czegoś „Wielkiego”, ale dostałem perełkę, która broni się nie banalna narracją i ciekawym spojrzeniem na panoramę ówczesnego Hollywood. Jak wyżej poinformowałem jest do gotowy scenariusz filmowy, który został opublikowany po wejściu filmu do kin. Kto oglądał obraz, a nie czytał powieści, nic nie straci. Bowiem kolejność może być dowolna. Natomiast powieść pogłębia, uwypukla i rozjaśnia wątki, które nie były rozwinięte w filmie. Mamy tu więcej detali fabularnych, które powinny zainteresować prawdziwych kinomanów, którzy z nostalgią myślą o kinematografii z przed dekad, gdy nie były najważniejsze pieniądze, a ukryte w filmie przesłanie. Które wtedy było wyjątkowe, unikatowe i niezwykłe. Bowiem, wtedy robiono dzieła z sercem, a nie portfelem. Książka „Pewnego razu w Hollywood” to kompendium wiedzy przeszłej kinematografii, która zalewa czytelnika tytułami. Dla niektórych może to być za wiele informacji, ale dla mnie to kopalna wiedzy, którą przyswajałem z wielka przyjemnością. Film i książka razem współgrają, tworząc całość, która powinna być dla postronnego czytelnika i fana popkultury czymś niezwykłym. Amerykańskiemu pisarzowi udało się w sposób wyśmienity oddać klimat dawnych czasów. Gdzie elementem w ówczesnych czasach, był ruch hippisowski, którego członkowie, byli nazywani dziećmi kwiatu, albo dziećmi LSD. Wolna miłość, luzackie podejście do życia i seks bez zobowiązań. To charakterystyczne segmenty dla tego ruchu. Pod względem zarysowania tła społecznego powieść się wybija jako przykład nowej fali, która w pewnym stopniu była zagrożeniem dla uczciwych obywateli. Dzięki pisarzowi czułem się jakbym był w środku akcji. Tarantino w swojej powieści jeszcze bardziej puścił wodze fantazji. Książka fragmentami jest przepełniona opisami erotycznymi, oraz brutalnością, która jeszcze bardzie i dosadnie jest zobrazowana niż w filmie. Uwielbiam jak w swoich filmach amerykański reżyser bawi się płaszczyzną czasową. Ta konwencja również wykorzystana jest w powieści. Dzięki świetnej narracji powieść bardzo się szybko czyta. A kolejne rozdziały dały mi wielką satysfakcję z przebywania z tak nietuzinkową lekturą. Wielką wartością dodaną powieści są jej bohaterowie. Ci na pierwszy rzut oka wydawałoby się pozytywni, maja na sumieniu swoje grzeszki. U Tarantino nic nie jest ani białe ani czarne. Odcienie „szarości” to pod nich się kryją prawdziwi bohaterowi. Którzy zostali wykreowani, w sposób wielowymiarowy. Na kartach tej powieści, egzystują, w sposób dla siebie wygodny. Ale ten przywilej czasami nie daje prawdziwego szczęścia. Zazwyczaj jest to jedynie miraż, majak i echo utraconych marzeń. Bohaterowie gonią za swoimi niespełnionymi marzeniami i ideałami. Nie doceniając to co w danej chwili posiadają. Warto zadać sobie pytanie… Czy warto? Podsumowując, „Pewnego razu w Hollywood” to wyborna powieść, którą świetnie mi się czytało. Książka ta stanowi swoisty „list miłosny” autora, adresowany do czasów minionych, kiedy wszystko wydawało się prostsze, a twórcy pop kultury nie myśleli tylko o sobie, ale przede wszystkim o odbiorcy. Pozycja obowiązkowa dla fanów Tarantino, oraz dla wszystkich, którzy są ciekawi jak sobie poradził twórca w swojej debiutanckiej powieści. Gorąco Polecam.
Quentin Tarantino, wizjoner wśród reżyserów. Niedościgniony mistrz w tworzeniu arcydzieł filmowych. Ale przede wszystkim wielki kinoman, który kocha oglądać filmy. To czuć w każdym jego obrazie. Dzieła amerykańskiego reżysera to nie tylko rozrywka na niezwykłym poziomie, ale również spektakl, który przykuwa widzów do fotela. Wyreżyserował on dziewięć filmów i zarzeka się,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-25
Są takie powieści, które nie potrzebują na siłę zakończenia. Cykle, które podbijały serca czytelników, same się bronią bez zbędnego dopełnienia. Zdarzają się wyjątki, że to kontynuacja spuścizn literackich, przez innego autora, kończą się co najwyżej lekko pozytywnym przyjęciem fanów. Ale czy naprawdę świat literacki potrzebuje takich zabiegów? Można na ten temat dywagować i zgłębiać szczegółowo istotę problemu. Ale czy „gra” jest warta świeczki. „Miasto z mgły” została wydana po śmierci pisarza, których miliony pokochały za teatrologie „Cmentarz zapomnianych książek”. Jest to zbiór opowiadań, który stricte nie jest dokończeniem, już zamkniętego cyklu, a jedynie dopełnieniem. Czy ta konkretna książka, może to zabrzmieć brutalnie ma rację bytu? Czy to był jedynie skok na kasę obmyślony i skalkulowany na chłodno przez wydawnictwo? Czy jest to jednak wielki pokłon i uhonorowanie autora, który zawładnął wyobraźnią milionów czytelników? Zanim odpowiem na te pytania, chciałbym, z wami moi drodzy czytelnicy, dość nietypowo podzielić się refleksjami przemyśleniami, wrażeniami, które w moim sercu pozostawiła teatrologia Zafona. „Cień wiatru” pożyczyłem z biblioteki, nie wiedząc co mnie czeka. Gdy przeczytałem pierwszy rozdział, „przepadłem”. Barwny język, fenomenalna fabuła, gotycki klimat, humor, i książka opisująca miłość do czytania. Te wszystkie składowe sprawiły, że powieść zawładnęła moim sercem i umysłem. Powieść zmieniła moje literackie życie. Otworzyła oczy na to, co jeszcze nie było odkryte i dziewicze w moim interpretowaniu literatury. Kolejne części, które posiadam notabene, w swoich prywatnych zbiorach, które zatrważającą wzrastają, utwierdziły mnie w przekonaniu, że hiszpański pisarz był geniuszem. Chylę czoła nad talentem, jaki dał Bóg Carlosowi Ruizowi Zafonowi. Jego cykl to więcej niż rozrywka na najwyższym poziomie. To nieziemska uczta intelektualna, która wymyka się poza wszelakimi schematami. Wracając jednak do meritum recenzji to trzeba zejść na ziemię. Odwołując się do zbioru „Miasto z mgły”, niestety muszę się wyrazić dość dosadnie. Jest to naprawdę bardzo słaby zbiór, który czytałem w ramach zsynchronizowanego czytania, notabene przeze mnie proponowanego. Tym większy mój zawód. Moim zdaniem te opowiadania nie powinny ujrzeć światła dziennego. Niestety jest to wielki błąd wydawnictwa. Prosto rzecz ujmując, pazerność na zbicie kasy i tania reklama, która miała przyciągnąć fanów Zafona, okazała się zagraniem po niżej pasa. Nie wieżę, aby z pod pióra tak cenionego i utalentowanego pisarz, coś tak słabego mogło wyjść. Są to luźne opowiadania, w których trudno odnaleźć większa głębię. Fabularnie to katastrofa. Muszę napisać, że moja ocena nie może być wyższa, bowiem dużo mnie kosztowało, przebrnięcie przez ten zbiór. Co trochę mówi o poziomie niniejszej pozycji. Ale zbiór „Miasto z mgły” nie ma prawa, abym, choć na chwilę, negatywnie pomyślał o hiszpańskim autorze. Po prostu jest to wina ludzi, którzy nie rozumieją literatury, i lekceważą wrażliwość czytelników. Ale to tylko moja subiektywna ocena, i może znajdzie się grupa czytelników, którzy docenią te opowiadania. Reasumując, „Miasto z mgły to lapsus literacki, który okazał się katastrofą. Odradzam zaczynanie przygody z autorem od tej pozycji, bowiem nie chciałbym, abyś mój drogi czytelniku zraził się już na początku przygody z pisarzem, który zmieni twoje postrzeganie literatury. Może trochę zboczyłem z kursu recenzenckiego, ale ostatni ukłon twórczości Zafona zasługuje jedynie na słowa, wyrażające zachwyt i uwielbienie, bez względu na słabość ostatniego akordu cyklu „Cmentarz zapomnianych książek
Są takie powieści, które nie potrzebują na siłę zakończenia. Cykle, które podbijały serca czytelników, same się bronią bez zbędnego dopełnienia. Zdarzają się wyjątki, że to kontynuacja spuścizn literackich, przez innego autora, kończą się co najwyżej lekko pozytywnym przyjęciem fanów. Ale czy naprawdę świat literacki potrzebuje takich zabiegów? Można na ten temat dywagować...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-09
Powieści o wielce złożonej fabule, gdzie nie wiadomo co jest prawdą a fikcją, są charakterystyczne, mogłoby się wydawać przeważnie dla intryg kryminalnych. Czytelnik może być oszukany przez narratora na wiele sposobów. Jest to środek i chwyt literacki, który dodaje lekturze nieprzewidywalności, suspensu i tajemnicy. Ale gdy ten zabieg zostaje wykorzystany przez danego pisarza w innym gatunku literackim, to stawka wrasta. Umberto Eco jest znany przede wszystkim jako autor osławionej, i wymykającej się wszelkim schematom powieści „Imię róży”. Powieść do dziś jest uznawana za jedną z najlepszych w swoim gatunku. Czy niniejsza powieść „Baudolino”, choć trochę się przybliża literacko do najpopularniejszej powieści Włocha? Czy kreacja głównego bohatera mi się podobała? Czy głównemu narratorowi można ufać? I czy zarys historyczny został dobrze przedstawiony? Bez zbędnego przedłużania powoli odniosę się do tych pytań. Mam nadzieję, że wystarczającą merytorycznie. Chciałbym swoją recenzję zacząć od zdefiniowania sylwetki głównego bohatera i narratora Baudolino. Akcja powieści bym zapomniał wspomnieć rozgrywa się średniowiecznych Włoszech. Co niewątpliwie może mieć wpływ na odbiór powieści przez pewien przekrój odbiorców. Przygody głównej persony poznajemy w trakcie opowieści jaką przedstawia swojemu towarzyszowi Niketasowi. Jest to swoista spowiedź z grzechów, pragnień i marzeń, które całe życie towarzyszyły Baudolino . Na pierwszy plan wybija się wątek miłosny. To właśnie ten aspekt gra jedną z głównych ról w powieści. W niniejszej powieści wiele jest barw miłości zwłaszcza tej nieszczęśliwej. Uczucie zakazane, które mogłoby się wydawać uszczęśliwiłoby wielu, jednak los nie pozwolił, aby najskrytsze marzenie się spełniło. Przeznaczenie pod tym względem jest bardzo okrutne. Może przeszkodzić nam w planach. Zabrać to co jest przez najbardziej umiłowane i kochane. Czasami, tylko istota wyższa wie jak nasze życie się potoczy. Możemy być źli, że wszystko się sprzysięgło przeciwko nam i nic się nie układa. Ale warto wierzyć, że gdzieś tam, ktoś nad nami czuwa. I nawet gdy nam źle to warto mieć nadzieję, że kiedyś doświadczymy prawdziwego szczęścia. Taka maksyma przyświeca głównemu bohaterowi. Sama stricte kreacja Baudolino bardzo mi przypadła do gustu. Bowiem jest to postać, w której trudno doszukać się „poklasku”, płytkości i „tandety”. Co tylko świadczy o wielkim kunszcie pisarza. Ale czy wszystkie wiadomości, które poznajemy z ust bohatera są prawdziwe? To już inna historia. Wątki fantastyczne zawarte w fabule mogą świadczyć o pewnym fałszu w relacji persony. Ale nie można tego jednoznacznie stwierdzić. Bowiem nie takie „cuda” widział nie tylko literacki świat. A co jeśli chodzi o dysputy teologiczne, które również pełniły jedną z głównych ról w konstrukcji fabularnej? Pod tym względem może wydawać niektórym, że książka jest przegadana i nudna. Dla mnie to była wartość dodana. Która nadała powieści blasku, splendoru i chwały. Rozważania teologiczne, to papierek lakmusowy, który skupia uwagę czytelnika. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych moli książkowych ten aspekt powieści, może okazać się nie do przebrnięcia. Ale dla mnie okazał się istotnym elementem fabularnym powieści. Natomiast tło historyczne zostało rewelacyjnie przestawione. Jako, że posiadam zacięcie historyczne, to pod tym względem powieść okazała się jeszcze bardziej atrakcyjna. Książka w skrócie telegraficznym przedstawia pierwsze krucjaty do Ziemi Świętej, które jednocześnie stanowią tło dla powieści. Ale to nie jedyny wątek historyczny. Jeszcze ważniejsze dla konstrukcji fabularnej są dzieje zjednoczenia Włoch. W sposób doskonały jest to ukazane w powieści. Bitwy, potyczki, walki to nieodłączny element powieści. Zamki, pałace, dwory to lokalizacje jakie poznaje czytelnik śledząc losy bohaterów. Natomiast na uwagę zasługuje nie tylko sama kreacja Baudolino, ale również innych aktorów pojawiających się na scenie. Przede wszystkim braterstwo, które w trudnych momentach może pomóc i uratować życie. To właśnie ciągłe zagrożenie ze strony „wrogów”, czy to bliskich czy dalekich, może doprowadzić do zagrożenia życia. Ale to właśnie „kompania’, która towarzyszy w tych licznych niebezpieczeństwach, może się okazać wielkim wsparciem, otuchą i opoką. Umberto Eco nie byłby sobą, jakby w wątku fabularnym nie wplótł tego kryminalnego. Może był jedynie wyeksponowany w końcowych aktach powieści, ale zapina całą oś fabularną w sposób „wytrawny”, gustowny i estetyczny. Reasumując, powieść o niesamowicie wysokim ładunku intelektualnym. Wszystkich nitek fabularnych nie udało mi się należycie ocenić, ani przedstawić i zinterpretować, bowiem „Baudolino” to powieść o podwójnym dnie, na wielu płaszczyznach erudycyjnych. Może mi to będzie wybaczone, bowiem nie posiadam „narzędzi”, aby w pełni oddać wielkość powieści Włoskiego geniusza. Ale miałem wewnętrzne pragnienie, aby opisać i wyrazić przynajmniej w pewnym stopniu moje wrażenia i zachwyt nad dziełem, które przetrwało próbę czasu. I jest ono nadal aktualne, co nadaje powieści ponadczasowości. Powieść dla czytelników wytrwałych, którym nie straszne dysputy teologiczne i filozoficzne, ale również takim, którzy są amatorami, dzieł o wielowarstwowej fabule. Gorąco Polecam!!!
Powieści o wielce złożonej fabule, gdzie nie wiadomo co jest prawdą a fikcją, są charakterystyczne, mogłoby się wydawać przeważnie dla intryg kryminalnych. Czytelnik może być oszukany przez narratora na wiele sposobów. Jest to środek i chwyt literacki, który dodaje lekturze nieprzewidywalności, suspensu i tajemnicy. Ale gdy ten zabieg zostaje wykorzystany przez danego...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-09
Pasje, zainteresowania, zamiłowania. Bez nich człowiek jest ograniczony. Jest pusty jak tykwa, i nic nie ma do zaoferowania. Nieposiadanie szerokich „horyzontów” to rzecz bardzo smutna, więc gdy mamy hobby warto się realizować, bowiem nasze marzenia i cele definiują nas jako istoty myślące. Ale gdy to zostaje nam zabrane, czy przez czynniki zewnętrzne lub wewnętrzne, zostajemy obdarci z godności. I po prostu stajemy się nieszczęśliwi. Ten aspekt jak i inne tematy porusza w swojej książce czeska pisarka Petra Dvorakova. Czy książka mi się podobała? Czy dobrze zostali przedstawieni bohaterowie? I czy „Wrony”, spełniają zamysł autorki, jako rodzaj literatury ambitnej. Książkę przeczytałem na jednym posiedzeniu, bowiem jest to raczej opowiadanie niż pełnowymiarowa powieść. Naprawdę mam ambiwalentne wrażenia. Z jednej strony doceniam treść, bowiem porusza ważne tematy. Problem odrzucenia, samoakceptacji i poczucia kochanym. To właśnie na podstawie ukazania głównej bohaterki Basi i jej rodziny, autorka w sposób delikatny próbuje „sprzedać” czytelnikowi to co powinno być normą w każdej rodzinie. Czyli, wsparcie, ciepło i miłość. Jednak Basia tego nie doznaje. Dziewczyna czuje się osaczona, pomijana, i nie kochana przez własną rodzinę. Zamiast mieć w niej oparcie, jest szczuta, a za każde najmniejsze potkniecie jest karane w sposób nieadekwatny do winy. A jej talent jest tłamszony, bagatelizowany i niedoceniany. Świetnie jest ukazane w powieści, życie w cieniu drugiej osoby. Co jest nie rzadkie nie tylko w literaturze. Również jest poruszony w książce temat molestowania seksualnego. Więc można odnieść wrażenie, że książka może dla niektórych czytelników okazać się trudna w odbiorze. Doceniam kunszt czeskiej pisarki, ale w cały koncepcie czegoś mi zabrakło. Oczywiście cała historia w pewnym stopniu oddziaływała na moja wrażliwość. Na taki stan rzecz niewątpliwie miało wpływ nagromadzenie w książce negatywnych emocji, wobec, których trudno przejść obojętnie. Ale, myślę, że słabszą strona powieści jest kreacja bohaterów. Trudno na świeżo mi po lekturze zdiagnozować dokładnie ten mankament. To właśnie ten aspekt nie pozwolił mi zaangażować głębiej w fabułę. Powieść jest bardzo smutna. Wiele elementów fabularnych może czytelnika przyprawić o nostalgię i melancholię. Więc trzeba się przygotować, że książka „Wrony”, to opowiastka trudna w odbiorze, która definiuje problemy jakie mogą trawić współczesna rodzinę. Powieść inwazyjnie nie wpłynęła na moją subtelność i zmysł odbioru literatury. Ale jest to pozycja, która może być przykładem i tematem gorącej dyskusji w szerokim gronie czytelniczym, jak i wśród najbliższych znajomych. Na koniec wspomnę o samym zakończeniu. I jak cała konstrukcja fabularna przyprawiła mnie o mieszane uczucia, to finał wpisuje się w ten konkretny trend. Ostatnie akapity, mówią nam o tym, ze z każdej sytuacji jest wyjście. Nawet w największym mroku, warto dostrzec światełko w tunelu. I tu jest ważna druga osoba, która poda nam pomocna rękę i sprawi, że inaczej i pozytywniej będziemy odbierać rzeczywistość. Zakończenie posiada ciekawe przesłanie, ale mam nieodparte wrażenie, że zostało „ucięte”, i gwałtownie zakończone. Jakby autorka nie miało pomysłu jak do końca spuentować powieść. Podsumowując, „Wrony” to dobra powieść, poruszająca ważne tematy. Ale dla mnie okazała się historią trochę „nie moją”. Myślę sobie, że pleć piękna bardziej doceni kunszt pisarki i konstrukcję fabularną. Duży plus za tytuł, który można interpretować w dwójnasób. Pomimo, wszystko książka warta przeczytania. Polecam.
Pasje, zainteresowania, zamiłowania. Bez nich człowiek jest ograniczony. Jest pusty jak tykwa, i nic nie ma do zaoferowania. Nieposiadanie szerokich „horyzontów” to rzecz bardzo smutna, więc gdy mamy hobby warto się realizować, bowiem nasze marzenia i cele definiują nas jako istoty myślące. Ale gdy to zostaje nam zabrane, czy przez czynniki zewnętrzne lub wewnętrzne,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-06
Pewna część społeczeństwa, w pewnym stopniu jest obciążona wieloma troskami, problemami i zmartwieniami. Nawarstwiające się kłopoty, przy niepożądanej inklinacji natury psychologicznej mogą doprowadzić do problemów zdrowotnych. Oczekiwania z wielu stron i zbyt szybkie tempo, jakie sobie narzucamy, mogą być przyczynkiem do długotrwałego stresu. Jednak w tym wszystkim warto zachować balans, i z czystą głową, i dystansem podchodzić do niektórych aspektów naszego życia, które czasami nie są od siebie zależne. Przyjęło się, że literatura azjatycka, niesie ze sobą potężny ładunek emocjonalny. Który przenika do zmysłów czytelnika, pozostawiając z sporym dyskomfortem psychicznym. Czy tak jest z książką Haruki Murakamiego „Norwegian Wood”? Jakie są moje wrażenia po lekturze? I jak zostali wykreowani bohaterowie? Zanim odpowiem na te ważkie pytania, pokrótce przybliżę zarys fabularny powieści. Tokio, koniec lat sześćdziesiątych: jazz, wolna miłość, dzieci kwiaty, protesty na uczelniach. Toru Watanabe spotyka piękną Naoko. Ich wzajemna fascynacja i uczucie obciążone są samobójczą śmiercią wspólnego przyjaciela i depresyjną naturą dziewczyny. Jak potoczą się losy dwójki bohaterów? Niniejsza powieść odpowie na te pytania. Najmocniejsza stroną powieści są jej bohaterzy. Cała historia okazana z perspektywy Watanabe. Jest to chłopak, który studiując, uwielbia czytać powieści klasyczne. Jego wrażliwość jest wystawiona na wielką próbę. Tragiczne wydarzenie i niespełniona miłość, kładą się cieniem na jego sposób postrzegania rzeczywistości. Jego romantyzm nie pozwala mu się jednak poddać. A jego wiara w szczęśliwe zakończenia trzyma go na „powierzchni”. Miłość do Naoko jest jednak na wielu płaszczyznach delikatnie rzecz ujmując skomplikowana, pogmatwana i dwuznaczna. A gdy na horyzoncie pojawia się druga kobieta, życie Toru, coraz bardziej się komplikuje. Wszyscy bohaterowie Murakamiego maja w sobie pewien mrok. „Bestię”. Która nie pozwala o sobie zapomnieć. Gdy zostawi się jej odrobinę swobody, może się rozpanoszyć, i doprowadzić do spustoszenia i nieodwracalnych zmian w dalszym sposobie egzystencji. Natomiast sama powieść jest bardzo odważną alegorią na temat seksualności. Japoński pisarz nie boi się poruszać tematów tabu. Niektórym może się okazać zbyt „odważna” i seksualnie „wulgarna”. Ale rozumiem ten zamysł autora. Bowiem już samo umiejscowienie czasu akcji pod koniec lat sześćdziesiątych, miało na celu przedstawienie bohaterów, nie wyidealizowanych , a po prostu bardziej ludzkich. Ze swoimi problemami, ale również ukrytymi pragnieniami i fantazjami. Powieść „Norwegian Wood” bardzo sobie cenię, bowiem jest to taki typ powieści, która mocno skłania do refleksji i przemyśleń. Jej trudna treść wywołała u mnie dyskomfort, ale jednocześnie miałem wrażenie, że czytam coś niesamowicie wartościowego, wybitnego i znamienitego. Są takie powieści, które budzą skrajne emocje i uczucia. Można w ich fabule się zakochać. I zanurzyć bez pamięci. Albo znienawidzić i odłożyć już na wstępie. Te przymioty charakteryzują powieść Murakamiego. Bowiem książka jest dojmująca smutna i przygnębiająca. Ale zarazem nie ze sobą przesłanie. Gdy już się ujarzmimy swoje „demony” i słabości, i zaakceptujemy swoje mankamenty to osiągniemy katharsis, a wtedy być może będziemy żyć sami ze sobą w harmonii .Summa summarum, „Norwegian Wood” to lektura nie dla każdego. Zwłaszcza nie polecam dla osób, które aktualnie przeżywają trudne momenty życiowe. Powieść o wielkim ładunku emocjonalnym. Opowiadająca i ukazująca najważniejsze aspekty życia ludzkiego. Dla mnie jest to powieść o wyjątkowej treści, która na długo pozostanie w moim sercu i w myślach. Gorąco Polecam.
Pewna część społeczeństwa, w pewnym stopniu jest obciążona wieloma troskami, problemami i zmartwieniami. Nawarstwiające się kłopoty, przy niepożądanej inklinacji natury psychologicznej mogą doprowadzić do problemów zdrowotnych. Oczekiwania z wielu stron i zbyt szybkie tempo, jakie sobie narzucamy, mogą być przyczynkiem do długotrwałego stresu. Jednak w tym wszystkim warto...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-06
Żywot nasz na tym świecie jest naznaczony wszelakimi skrajnymi emocjami i przeżyciami. Dla niektórych los jest łaskawszy, innym daje w kość. Ale ogólnie, jak uczy Pismo Święte, każdy z nas, niesie na swych barkach krzyż, który jest naznaczony grzechem pierwotnym. Świat jest zarazem pięknym miejscem, a jednocześnie niegościnnym. Ale warto walczyć o marzenia, i pomimo przeciwności losu, dążyć do celu. Jakby nie patrzeć jest to jeden z głównych powodów naszej egzystencji. Każdy z nas jest inny, przez co świat jest pełen kontrastów i wyjątkowości. Tę materię, i nie tylko porusza w swoim dziele turecka pisarka Elif Shafak. Czy udało się pisarce poruszyć moją wrażliwość? I czy niniejsza powieść jest wartościową lekturą, która ma w swojej treści ukryte przesłanie? O tym za chwilę, wpierw nakreślę zarys fabularny. Leila nie żyje. Jej ciało jest martwe, ale mózg jeszcze pracuje. Każda kolejna minuta przynosi ze sobą wspomnienia innych wydarzeń, smaków i zapachów. Obrazy pozornie wyrwane z kontekstów, łączą w zmysłową opowieść o życiu w świecie, w którym wielu ludziom nadal odbiera się prawo do bycia sobą. Jednym z głównych metaforycznie rzecz biorąc, bohaterów jest miasto Stambuł, czyli miejsce rozgrywania się akcji powieści. To miejsce nad Bosforem, jest tak zróżnicowane, pod względem kulturalnym, religijnym i społecznym, że trudno o łatwą interpretację, jako przyjaznego miejsca do życia. Pisarce udało się oddać klimat Stambułu. W tym państwie muzułmańskim rola kobiet jest odgórnie odznaczona przez surowe prawo Koranu, które wręcz ciemięży mieszkanki tego upadłego miejsca. To właśnie w tym specyficznym środowisku poznajemy naszą główną bohaterkę, Leilę . Od najmłodszych lat dziewczynka wyróżniała się swoją niezłomną postawą i zachowaniem, co przysporzyło jej problemów i kłopotów. To właśnie odmienność w naszej psychice, wyglądzie, zachowaniu może doprowadzić do pewnego ostracyzmu lub wykluczenia z życia społecznego. Moim zdaniem głównym nurtem, którym chciała przekazać autorka, jest myśl, ze najważniejsze jest w życiu pozostanie sobą, aby nie udawać, kogoś kim nie jesteśmy. Na przykładzie fikcyjnej bohaterki, wykreowanej przez pisarkę, może to okazać się bardzo trudne i bolesne. Ale najważniejsze to czuć się dobrze w swojej skórze i nie iść za przykładem większości. Powieść dla okazała się bardzo wzruszająca. Bowiem autorka wykorzystała w swojej powieści istotny zabieg, który jest obarczony, ogromnym ładunkiem emocjonalnym. Gdyż, czytelnik na początku powieści, gdy poznaje Leile, i śledzi jej poczynania, dzieli z nią smutki i radości, wie jaki los ją spotka, na tym padole łez. Powieść jest dla mnie ważna i mogę z pewną odpowiedzialnością zakomunikować: „historią z którą się identyfikuje i utożsamiam”, bowiem jest napełniona aspektami i rzeczami, które są najbardziej wartościowe w życiu, a zarazem bliskie mojemu sercu. Bowiem miłość, przyjaźń, braterstwo, to elementy naszego życia, które chronimy jak drogocennego skarbu, którego, za wszelką cenę nie chcemy stracić. Natomiast moim wielkim uznaniem cieszy się rozwiązanie końcowych wątków. Pisarka, nie poszła drogą na skróty, i uniknęła pułapki, nie wpadając w niepotrzebną sensację. Dzięki, wielkiemu kunsztowi autorki, powieść od początku do końca, trzyma bardzo wysoki i równy poziom, co znamionuje, że mamy do czynienia z literaturą przez duże L. Reasumując, jest to jedna z lepszych powieści jakie dane mi było przeczytać w tym roku. Poprzez bogatą treść, uczy i pokazuje, że odmienność nie jest niczym złym i strasznym. Warto żyć według własnych zasad i pragnień. Tylko w ten sposób możemy znaleźć szczęście na tym dziwnym świecie. Polecam ta powieść wszystkim molom książkowym, którzy szukają w literaturze nowych nurtów i stylów, ale również tym, co mają przesyt, powieści typowo rozrywkowych, a są tak samo, miłośnikami książek, treściwych i ważnych. Gorąco Polecam!!!
Żywot nasz na tym świecie jest naznaczony wszelakimi skrajnymi emocjami i przeżyciami. Dla niektórych los jest łaskawszy, innym daje w kość. Ale ogólnie, jak uczy Pismo Święte, każdy z nas, niesie na swych barkach krzyż, który jest naznaczony grzechem pierwotnym. Świat jest zarazem pięknym miejscem, a jednocześnie niegościnnym. Ale warto walczyć o marzenia, i pomimo...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07-25
Niespełnione marzenia, utracone nadzieje, zagrzebane szanse. Każde pokolenie, które miało swój czas na ziemi, było obarczone, trudnościami, niepokojami, dylematami i przeszkodami. Można te wszystkie aspekty, zaobserwować w różnych momentach historii. Każda generacja miała swe wzloty i upadki, które były naznaczone cierpieniem i bólem. Każdy z nas dorastając miał marzenia i wyobrażenia, kim chciał zostać w przyszłości. Okres dojrzewania, wyróżnia się pragnieniem spotkania tej jedynej połówki, która nas uszczęśliwi, i z którą spędzimy resztę życia. Czasami, gdy miewamy, trudne momenty, ciągnie nas w krainę wyobraźni, która pokona wszystkie bariery i przeszkody. Te elementy układanki na, które składa się nasze życie, w swojej najnowszej powieści, porusza polski prozaik Jakub Małecki. Czy „Saturnin” okazał się „moją historią”, która poruszyła mnie do głębi? Czy dzięki Jakubowi Małeckiemu, udało się napisać, powieść, która wychodzi poza wszelkie schematy? I czy na długo zapadną mi w pamięci, wydarzenia, zawarte w niniejszej powieści? O tym za chwilę, wpierw, nakreślę delikatnie zarys fabularny powieści. Głównym bohaterem jest trzydziestoletni chłopak o imieniu Saturnin. Geneza jego niespotykanego imienia, jest osnuta tajemnicą. Pewnego dnia znika dziadek chłopaka. Musi on wrócić w rodzinne strony, aby rozwiązać zagadkę zaginięcia staruszka. Wspólnie z matką rusza jego śladem, i coraz głębiej zapuszcza się w przeszłość, która nie daje o sobie zapomnieć. Czasami, gdy mamy wrażenie, że osuwa nam się grunt spod nóg, trudno nam się pozbierać i skleić życie do kupy. Z tymi problemami borykają się główni bohaterowie powieści. To właśnie kreacja istotnych dla historii person, jest największym atutem powieści. Ich interakcje i relacje, pod względem warsztatowym, stoją na niebotycznym poziomie. Zwłaszcza więź między dziadkiem a Saturninem to istna perełka, o wielkim gatunku emocjonalnym i intelektualnym. Jednak pomimo, że powieść posiada wiele mocnych stron, to czułem w głębi serca pewien zgrzyt. Niezależnie od świetnego warsztatu pisarza, nie mogłem w pełni się wczuć w położenie niektórych bohaterów. Myślę, że problem tkwi w samej historii. Tym razem w powieści Małeckiego, wyczułem pewną sterylność, co nie pozwoliło mi na zaangażowanie się w narrację. Zwłaszcza retrospekcje, dotyczące przeszłości seniora, nie przypadły mi do gustu. Wyczuwałem pewien fałsz fabularny, który okazał się bolączką i wadą całej powieści. Mam wrażenie i odczucie, że powieść nie zostanie na długo ze mną. Koniec narzekania, bowiem na drugim biegunie znajdują się mistrzowsko przedstawione przeżycia wewnętrzne Saturnina. Pod tym względem powieść wyróżnia się nieszablonową narracją. To tu tkwi, moc powieści, która broni się pewną lekkością z jaką operuje słowem pisanym Jakub Małecki. Dzięki czemu powieść się nie czyta, a wręcz pochłania. Reasumując, powieść Małeckiego mimo wszystko zaliczam do udanych. Pewne kwestie fabularne, nie przekonały mnie, jednak to mnie nie zraża i zapewne w przyszłości sięgnę po nie jedną powieść tego utalentowanego pisarza. Polecam powieść tym molom książkowym, którzy nie szukają banalnej historii, a opowiadania, które przeniesie czytelnika do krain marzeń i snów, gdzie wszystko jest możliwe. Polecam.
Niespełnione marzenia, utracone nadzieje, zagrzebane szanse. Każde pokolenie, które miało swój czas na ziemi, było obarczone, trudnościami, niepokojami, dylematami i przeszkodami. Można te wszystkie aspekty, zaobserwować w różnych momentach historii. Każda generacja miała swe wzloty i upadki, które były naznaczone cierpieniem i bólem. Każdy z nas dorastając miał marzenia i...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-06-16
Wolność słowa, swoboda poglądów, niezależność wyznaniowa. Te ważkie aspekty w państwie demokratycznym, powinny stanowić o suwerenności kraju i fundamencie, na którym jest zbudowany komfort mieszkańców. Ale gdy te kwestie są w pewien sposób podważane i łamane, jest to zaczątek i pewna cecha państwa totalitarnego. Taką tematykę porusza w swojej najnowszej powieści, kanadyjska pisarka Margaret Atwood. Ten rodzaj narracji, jest dobrze znany, fanom autorki. Bowiem „Testamenty” zostały wydane trzydzieści lat, po niesamowicie spopularyzowanej „Opowieści Podręcznej”. Nasuwa się pytanie, czy kontynuacja wcześniej przytoczonej powieści, okazała się dobrym pomysłem ? Czy powrót do świata Podręcznych, okazała się ucztą intelektualną i literacką ? I czy „Testamenty”, przysporzą autorce nowych fanów? Zanim odpowiem na te pytania, w skrócie telegraficznym przedstawię zarys fabularny. Od wydarzeń przedstawionych w „Opowieści Podręcznej” minęło piętnaście lat. Sytuacja Republiki jest dramatyczna. Brakuje jedzenia. Na świat przychodzą zdeformowane i słabe dzieci. Umierają też Podręczne, czyli niewolnice, których zadaniem jest rodzić. Jaki los czeka Gilead. Cała historia jest opisywana i opowiadana z perspektywy trzech bohaterek. Ich wątki w pierwszej fazie powieści, toczą się osobno. Ale z biegiem akcji, ich ścieżki życiowe łączą się. To właśnie kreacja bohaterów, jest największym atutem lektury. Każda z postaci przeżyła lub przeżywa trudne chwile. Ich życie jest naznaczone rozterkami, dylematami i frasunkami. Nic odkrywczego nie napiszę ,ze powieść jest bardziej przeznaczona dla płci pięknej. To właśnie kobiety są wykorzystywane w brutalnym świecie Gileadu, w sposób bardzo uwłaczający, przedmiotowy i haniebny. W tym nieprzyjaznym środowisku, muszą się odnaleźć główne bohaterki. Margaret Atwood w sposób mistrzowski udało się „przemycić” tezy, które wydają się uniwersalne i jak najbardziej na czasie. Pisarka, trochę zaryzykowała, wracając do świata wykreowanego trzydzieści lat wcześniej. Ale moim skromnym zdaniem ta decyzja o napisaniu kontynuacji okazała się strzałem w dziesiątkę. Śmiem wręcz zaryzykować tezę, że „Testamenty” w niektórych elementach fabularnych są dojrzalsze, błyskotliwsze i rzeczowe od poprzedniczki. Na pewno pisarce przybędzie fanów, którzy docenią jej kunszt. W tym punkcie mojej recenzji chciałbym poruszyć świat Gileadu. Moim zdaniem jest to swoista alegoria, na temat, tego w jakim kierunku podąża świat. Nie wszędzie można wypowiadać się i opisywać, to co się myśli. Uważam, ze ten problem pod płaszczykiem fikcji literackiej, jest dla niektórych środowisk bardzo aktualny. A co jeśli chodzi o samo zakończenie wszystkich wątków? Finał powieści jest po prostu majstersztykiem. Rozwiązanie wszystkich elementów to istna poezja. Na uwagę zasługuje sama narracja, która jest logiczna, rzeczowa i spójna. Reasumując, mam taką nadzieję, że poszczególne wątki poruszane w powieści Atwood, pozostaną jedynie fikcją literacką. „Testamenty”, dla mnie okazały się wielką intelektualną ucztą o niesamowitym ładunku emocjonalnym. Polecam tą pozycję wszystkim fanom „Opowieści Podręcznej”, ale również czytelnikom, którzy poszukują odtrutki dla tych pozycji, które nic nie wnoszą w nasz system wartości. Polecam.
Wolność słowa, swoboda poglądów, niezależność wyznaniowa. Te ważkie aspekty w państwie demokratycznym, powinny stanowić o suwerenności kraju i fundamencie, na którym jest zbudowany komfort mieszkańców. Ale gdy te kwestie są w pewien sposób podważane i łamane, jest to zaczątek i pewna cecha państwa totalitarnego. Taką tematykę porusza w swojej najnowszej powieści,...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-05-10
W jaki sposób można odkupić swoje grzechy i przewiny?, naprawić to co się wydaje nie do usprawiedliwienia i sklejenia? Więzy rodzinne są najważniejsze, ale nawet ta sama krew płynąca w żyłach, może nie mieć znaczenia w kwestii odkupienia. Te ważne aspekty w swojej powieści porusza słynny amerykański prozaik Mario Puzo, który pod płaszczykiem powieści gangsterskiej, stworzył mozaikę, na którą składa się miłość, braterstwo, radość, ale również ból, złość i nienawiść. Czy tym razem Puzo stanął na wysokości zadania, i jego kolejną powieść zaliczę do tych ulubionych? I czy potęga omerty jest wyczuwalna na stronicach niniejszej powieści? Zanim odpowiem na te pytania, pokrótce nakreślę zarys fabularny. Najważniejsze wątki powieści kręcą się wokół świata gwiazd filmowych i bezwzględnych producentów, na drugim froncie opisany jest świat płatnych morderców, skorumpowanych policjantów i niegodziwych właścicieli kasyn. A to wszystko jest polane „sosem”, odkupienia win, przez tytułowego ostatniego Dona , który pragnie zalegalizować swą przestępczą działalność. Ale to zadanie okazuje się nad wyraz trudne do zrealizowania. Na wstępie analizy powieści, muszę wspomnieć, że bardzo sobie cenię twórczość amerykańskiego pisarza. Zawłaszcza takie powieści „Głupcy umierają” i „Ojciec chrzestny”, są bliskie mojemu sercu. Więc mogłoby się wydawać, że „Ostatni Don „ to przykład literatury skrojonej na moje potrzeby i doznania, ale jednak wyraźnie coś nie zagrało. Okazało się bowiem, że cała historia, była dla mnie mało wciągająca, frapująca i ciekawa. Trudno mi na świeżo wytłumaczyć taki stan rzeczy, ale najzupełniej w świecie przeszedłem obok całej fabuły obojętnie. Powieść składa się z dwóch segmentów … - blichtru otaczającego przemysł filmowy oraz porachunków gangsterskich. Ten pierwszy zupełnie mnie nie wciągnął . Machinacje i prawa jakimi obracało się koło show- biznesu, zostało przez pisarza opisane dla mnie w sposób mało absorbujący. Taka tematyka bardzo mi przypominała film Quentina Tarantino „Pewnego razu… w Hollywood”, tam jednak fabuła bardziej przykuła moją uwagę. Wracając do tematyki książkowej… drugie koło zamachowe powieści, czyli przodujący wątek mafijny, również na tym polu autor mnie rozczarował. Głównym problemem tego utworu jest bardzo słabe nakreślenie bohaterów, którzy są jedno wymiarowi i karykaturalni. Jednak w tym wszystkim, czas jaki przeznaczyłem na lekturę nie zaliczam całkowicie za stracony. Dzieło Mario Puzo ma jednak konstrukcję, którą można nazwać zwartą i logiczną. Ostatnie rozdziały przyspieszają lawinowo akcję, co jest najmocniejszą zaletą powieści. Zawarta w ostatnich wątkach teza …- „Zemsta to potrawa , która smakuje najlepiej, kiedy jest zimna” podsumowuje i uwypukla zalety powieści, co odrobinę osładza „sterylność” powieści. Konkluzja, najsłabsza powieść jaką dane mi przeczytać pióra Mario Puzo. Ale pewne wartości z poprzednich powieści, zostały zawarte również w niniejszej powieści. Rodzina zawsze jest najważniejsza , kto jej zagrozi marnie skończy, ta maksyma podsumowuje całą powieść amerykańskiego prozaika. Pomimo, że powieść nie szczególnie mi się podobała, to jednak nie odradzam jej lektury. Dla fanów mafijnych rozgrywek i nie tylko, pozycja obowiązkowa.
W jaki sposób można odkupić swoje grzechy i przewiny?, naprawić to co się wydaje nie do usprawiedliwienia i sklejenia? Więzy rodzinne są najważniejsze, ale nawet ta sama krew płynąca w żyłach, może nie mieć znaczenia w kwestii odkupienia. Te ważne aspekty w swojej powieści porusza słynny amerykański prozaik Mario Puzo, który pod płaszczykiem powieści gangsterskiej,...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-02-09
Każdy z nas na swój sposób jest wyjątkowy i niepowtarzalny. Ale to czyny nas określają jakimi jesteśmy ludźmi. Często jednak wpadamy w sztampę, wtapiając się w tło najbliższego otoczenia, szukając na siłę akceptacji i względnego spokoju. Raz na milion rodzi się osoba ,która swą postawą odmienia rzeczywistość. Zazwyczaj taka osoba ma pod górę, bowiem nikt nie lubi gdy brawurowym, niezwykłym i oryginalnym działaniem jest lepsza od innych. Taką wybitną postacią jest główna bohaterka powieści „Gambit królowej”, pióra Waltera Tevisa. Zanim przybliżę sylwetkę głównej persony. Opowiem o fabule powieści. W wieku ośmiu lat Beth Harmon trafia do sierocińca. Tam w wkrótce odkrywa swoje dwie największe miłości , grę w szachy i środki odurzające. Obie obsesje będą towarzyszyć dziewczynie, kiedy opuści przybytek, i przeniesie się do rodziny adopcyjnej. Wspinając się na szczyty amerykańskich, a potem światowych rankingów szachowych, będzie równocześnie się mierzyć z własnym pragnieniem samozniszczenia. Beth to indywiduum o wielce złożonej psychice. Trudne przeżycia, odcisnęły na niej piętno i ukształtowały jako człowieka. Poprzez swoją niezwykłość jest w pewnym sensie skazana na osamotnienie. Jest osobą, która posiada ogromny talent i predyspozycje do stania się arcymistrzynią szachów. Ale droga do tych marzeń jest kręta i wyboista. Co charakteryzują naszą bohaterkę? To niesamowity upór i dążenie do wyznaczonego celu. Czytelnik towarzyszy jej od najmłodszych lat i jest świadkiem jej zmagań z własnymi demonami. Beth również charakteryzuje nie zaspokojona żądza ciągłego wygrywania. Smak klęski jest dla niej nie do przełknięcia. Te wszystkie przymioty charakteryzują jednostkę wielce wybitną. Sama powieść jest rewelacyjna. Pomimo, że opowiada o grze w szachy, to cała historia jest w taki sposób opowiedziana, że każdy czytelnik powinien zagłębić się w wątki fabularne z wielką przyjemnością, satysfakcją i ekscytacją. Dla mnie pod płaszczykiem gry w szachy , konstrukcja fabularna ma drugie dno. Bowiem korzeń i sukces powieści tkwi głęboko w kreacji bohaterów. To właśnie ten aspekt jest najbardziej dopracowany przez autora, dzięki czemu czytelnik dostaje bardzo atrakcyjną historię. Która broni się swą złożonością i oryginalnością. Poczucie pustki, które towarzyszy naszej bohaterce, to ważny aspekt poruszony przez pisarza. Towarzystwo drugiej osoby, która rozumie nas bez słów, jest dla każdego bardzo ważne. Gdy Beth zdaje sobie sprawę, że znikąd nie otrzyma pomocy w newralgicznym punkcie swojego życia, nagle karta się odwraca, i z większą nadzieją dąży do spełnienia swojego największego pragnienia. Również aspekt śmierci poruszany przez amerykańskiego pisarza, to również ważna kwestia dla całej konstrukcji fabularnej. Dla bohaterki staje się źródłem rozpaczy, dyskomfortu i ogromnego bólu. „Gambit królowej” to powieść, która bez ozdobników i upiększeń opowiada o oswojeniu się tragedią i traumą. Ale również o pokonaniu swoich barier i o wielkiej podróży ku prawdziwemu szczęściu, które może się objawić pod wieloma postaciami. Reasumując, powieść Waltera Tevisa to petarda, która trafiła do mojego przekonania i serca. Powieść bez żadnych słabych stron, która porusza swoją prostotą i dwuznacznością. Rekomenduje tą powieść wszystkim molom książkowym, których obcowanie z literaturą najwyższych lotów nie jest obce. Dla mnie jest to powieść, która pozostanie ze mną na długo. Gorąco Polecam!!!
Każdy z nas na swój sposób jest wyjątkowy i niepowtarzalny. Ale to czyny nas określają jakimi jesteśmy ludźmi. Często jednak wpadamy w sztampę, wtapiając się w tło najbliższego otoczenia, szukając na siłę akceptacji i względnego spokoju. Raz na milion rodzi się osoba ,która swą postawą odmienia rzeczywistość. Zazwyczaj taka osoba ma pod górę, bowiem nikt nie lubi gdy...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-27
Samotność i odrzucenie to wielki dyskomfort psychiczny. Może stać się źródłem wszystkich nieszczęść i porażek. Czasami sami skazujemy się na wyobcowanie, ale tak naprawdę w głębi serca potrzebujemy akceptacji. Towarzystwo drugiej osoby to „Lustro”, w którym możemy się przejrzeć i uzmysłowić sobie jak inni nas postrzegają. Zanim przejdę do dogłębnej analizy, nakreślę oś fabularną niniejszej powieści. Powieść przedstawia życie dziewczyny z bagien, która żyła w odosobnieniu na mokradłach u wybrzeży Karoliny Północnej. Kya czyli główna bohaterka, jest zmuszona radzić sobie sama. Dziewczyną interesuje się dwóch młodych mężczyzn z miasteczka. Z czego wynikają komplikacje i zmiany w życiu dziewczyny. Nie zdaje ona sobie, że te relacje doprowadzą do tragedii. Warto przybliżyć się sylwetce głównej bohaterki. Kya to dziewczyna, która w życiu wiele przeszła. Ojciec alkoholik, liczne rodzeństwo i matka, która mamiona lepszym życiem , trwała przy mężu. Z dania na dzień wszyscy jej najbliżsi ją opuszczają. I jest zmuszona sama sobie radzić na tym niebezpiecznym świecie, pełnym pułapek i zagrożeń. Towarzyszymy jej na przestrzeni kilkunastu lat jak z brzydkiego kaczątka przeistacza się w pięknego łabędzia. „Gdzie śpiewają raki” to powieść o wielkim ładunku emocjonalnym. Bowiem prostą konstrukcją, pokazuje nam , co jest ważne w naszym życiu. Otwiera oczy na zasadnicze pryncypia, a zarazem obdziera czytelnika ze złudzeń, jaki świat może być okrutny. Co się kryje za tytułem powieści? Jest to dla bohaterów wykreowanych przez amerykańską pisarkę Delie Owens, pewien azyl w którym można się zaszyć i poczuć się bezpiecznie na łonie dzikiej przyrody. Nieokiełznany krajobraz Karoliny Północnej opisany w pięknym stylu przez pisarkę, stanowi dla bohaterów powieści źródło inspiracji. Mokradła to miejsce, które może nam się kojarzyć z przestrzenią nieokiełznaną i odpychającą. Ale w sposób oryginalny , autorka zmienia postać rzeczy, ukazując i odkrywając, ukryte piękno tego dzikiego krajobrazu. Z powieści bije unikatowa i prawdziwa wrażliwość, na to co piękne, ale również bolesne. Powieść ta poruszyła we mnie struny emocjonalne, o których zapomniałem lub zostały uśpione. Książka wzrusza swą prostotą i autentycznością. A samo zakończenie powaliło mnie na łopatki i wprawiło w osłupienie. Reasumując, ”Gdzie śpiewają rak” to powieść, moim zdaniem z biegiem czasem może być określana jako kultowa. Delia Owens stworzyła dzieło, które spokojnie może być tematem do dyskusji w szerszym gronie znajomych. Dla mnie to była wielka przygoda i podróż w meandry ludzkiej psychiki. Książka ta na długo ze mną pozostanie. Nie przedłużając z całego serca polecam tą wspaniałą powieść. Gorąco Polecam!!!
Samotność i odrzucenie to wielki dyskomfort psychiczny. Może stać się źródłem wszystkich nieszczęść i porażek. Czasami sami skazujemy się na wyobcowanie, ale tak naprawdę w głębi serca potrzebujemy akceptacji. Towarzystwo drugiej osoby to „Lustro”, w którym możemy się przejrzeć i uzmysłowić sobie jak inni nas postrzegają. Zanim przejdę do dogłębnej analizy, nakreślę oś...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-08
Smak klęski, porażki lub niepowodzenia, każdemu z nas jest znany. Tylko od nas zależy, czy wyciągniemy odpowiednie wnioski. Jednak to nie jest wcale takie proste ani łatwe. Bowiem czasami nie starcza nam sił i samozaparcia, aby odmienić swoje życie. Powieść „Kozioł ofiarny” to obok „Rebeki” druga pozycja , jaką dane było mi czytać autorstwa angielskiej pisarki Daphne du Maurier. Czy równie udana ? O tym za chwilę. Wpierw nakreślę zarys fabularny powieści. Głównym bohaterem powieści jest John, wykładowca historii. Odbywa on podróż do Francji, aby przemyśleć i uporządkować swoje wszystkie sprawy. Nie zdaje sobie sprawy, że ta podróż odmieni jego dotychczasowe życie. Cała historia jest ukazana z perspektywy głównego bohatera. Czytelnik może w ten sposób dogłębnie zgłębić i poznać psychikę narratora. „Kozioł ofiarny” jest o wiele mniej popularną powieścią , niż wcześniej wspomniana „Rebeka”. Również jest to inny gatunek. Powieść ta bardziej prezentuje literaturę obyczajową niż sensacyjną. Nie zmienia to faktu, że posiada szczątkowe elementy mroku i suspensu. Wszystkie wątki , są snute przez pisarkę w sposób bardzo powolny i dystyngowany. Ten fakt może zniechęcić nie jednego czytelnika. Ale taka tonacja mi odpowiadała i byłem na tyle zaintrygowany fabułą, że dalej brnąłem przez kolejne rozdziały. Pod względem zarysowania sylwetek psychologicznych bohaterów, można się rozpływać w zachwytach. W tej materii, powieść jest dopieszczona , dopracowana i doszlifowana. Każde z postaci ma wiele do zaoferowania i przedstawia różne zasady moralne. Kolejnym atutem powieść jest niewątpliwie sam warsztat pisarki. Bowiem przez całą historię wręcz się płynie. Pomimo że powieść ma swoje lata, jest napisana nowoczesnym językiem, dzięki czemu może trafić do szerszego grona odbiorców. Jeśli chodzi o sam tytuł powieści, można go zinterpretować na wiele sposobów. Dla mnie uwypukla pewne elementy z naszego życia. Jak człowiek może się czuć w najbliższym otoczeniu wyalienowany i nie może odnaleźć się w życiu. Wyjątkowość jednostki może być darem, a zarazem przekleństwem. Może to prowadzić do smutnych konsekwencji i dyskomfortu psychicznego. Jeśli chodzi o sam finał powieści, może nie każdemu przypaść do gustu. W moim odczuciu, spodziewałem się czegoś bardziej jednak spektakularnego, ale z drugiej strony jest to finał , który nie jest efekciarski i zachowany w takiej samej tonacji, jak pozostała część utworu. Summa summarum, „Kozioł ofiarny” jest bardzo dobrą powieścią. Naprawdę warto zaznajomić się z twórczością angielskiej pisarki. W tej kwestii jednak zaznaczę, że lepiej zacząć od „Rebeki” a później odkrywać kolejne książki autorki. Na koniec polecam niniejszą powieść ,bowiem cała historia zasługuje na szczególną uwagę i niesie ze sobą pewne przesłanie .Polecam.
Smak klęski, porażki lub niepowodzenia, każdemu z nas jest znany. Tylko od nas zależy, czy wyciągniemy odpowiednie wnioski. Jednak to nie jest wcale takie proste ani łatwe. Bowiem czasami nie starcza nam sił i samozaparcia, aby odmienić swoje życie. Powieść „Kozioł ofiarny” to obok „Rebeki” druga pozycja , jaką dane było mi czytać autorstwa angielskiej pisarki Daphne du...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-10-15
W czasach gdy nikt, nie słyszał o dobrodziejstwach techniki, ludzie częściej spotykali się w gronie znajomych, czy też rodzinnym. To wtedy ludzie, byli sobie bliżsi i doceniali swoje towarzystwo. Czas był umilany , rozmowami, zasłyszanymi plotkami i gawędami. Historie, legendy i mity opowiadano sobie przy ognisku w karczmach i gospodach, które miały niesamowity klimat i aurę tajemniczości . To właśnie w gospodzie „Pod Łabędziem „ miały miejsce przedziwne wydarzenia, które odmieniły wiele losów ludzkich. Jednak to człowiek nie jest tak naprawdę bohaterem niniejszej powieści. Ale rzeka Tamiza, która jest żywiołem nieokiełznanym i nieobliczalnym. Niesie ze sobą coś z pogranicza magii i niezwykłości .To co mi się najbardziej podobało w powieści to klimat angielskiej prowincji. Sama narracja, która była jednak z początku ,dosyć „opieszała”, później wskoczyła na odpowiednie tory, i pozwoliła cieszyć się w pełni historią. Właśnie cała fabuła jest nietuzinkowa, frapująca i interesująca .Pod tym względem powieść jest mistrzowsko rozbudowana i z gracją poprowadzona. Główną bohaterką powieści jest tytułowa rzeka, ale to nie oznacza, że powieść nie ma innych bohaterów. Diane Setterfield, również i pod tym względem się spisała i pokazała swój prawdziwy kunszt. Jednym z głównych elementów fabuły są przeżycia bohaterów. Na pierwszy plan wskakuje w sposób delikatny przez pisarkę ukazanie, żałoby po utraconym dziecko. Żaden z rodziców nie powinien przeżyć własnego dziecka. Jest to ból nie do opisania. Autorka ukazuje również inne ciężkie przeżycia z którymi muszą sobie bohaterowie radzić. Śmierć to nieodłączny element naszej egzystencji na tym padole łez. Ale czasami nawet najbardziej odporna psychika, nie może się z nią w pełni oswoić i zrozumieć. Kolejnym mocnym punktem powieści jest sam wątek tajemnicy. Gdy czytelnik ,zapozna się już z wszystkimi nitkami fabularnymi, może bez żadnych trudności rozwikłać kabałę. Ale to zupełnie to nie ujmuje książce, pomysłowości i blasku. Summa summarum, pomimo początkowego wolnego tempa, powieść bardzo dobrze mi się czytało. Diane Setterfield ma dar gawędziarski, a jej opowieść jest snuta z pewną elegancją i bajecznością. Jest to powieść bardzo dobra z pewnym przesłaniem, który sam czytelnik musi znaleźć i w prawidłowy sposób odczytać. Zdecydowanie literatura w moim guście. Gorąco Polecam.
W czasach gdy nikt, nie słyszał o dobrodziejstwach techniki, ludzie częściej spotykali się w gronie znajomych, czy też rodzinnym. To wtedy ludzie, byli sobie bliżsi i doceniali swoje towarzystwo. Czas był umilany , rozmowami, zasłyszanymi plotkami i gawędami. Historie, legendy i mity opowiadano sobie przy ognisku w karczmach i gospodach, które miały niesamowity klimat i...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-31
Polska Rzeczpospolita Ludowa-oficjalna nazwa państwa polskiego w latach 1952-89.To właśnie przez dekady Rzeczpospolita egzystowała pod jarzmem aparatu komunistycznego ZSRR.Nasza ojczyzna nie była suwerennym państwem.Były to ciężkie czasy pod wieloma względami.Może nie jeśli chodzi o bezrobocie,bowiem praca czekała na każdego.Ale zniewolenie istniało,na wielu innych płaszczyznach.Ta kwestia dotyczyła przede wszystkim Kościoła katolickiego.Wspólnota rzymsko-katolicka nie mogła się czuć w Polsce niezależna.Ten trudny,a zarazem ważny aspekt porusza w swojej książce "Kult" Łukasz Orbitowski.Zanim przejdę do przedstawienia zarysu fabularnego,wspomnę,że historia przestawiona w niniejszej powieści była inspirowana prawdziwymi wydarzeniami.Akcja powieści rozpoczyna się 1983 roku.Po prowincjonalnych parafiach,rozchodzi się wieść o Maryi ukazującej się na działkach w podwrocławskiej Oławie.Mimo milicyjnych szykan,dziesiątki pątników,nadciągają do małego miasteczka.Prostoduszny rencista Heniek,dąży do wybudowania wielkiego sanktuarium,które ma konsekrować papież polak.Całą historię poznajemy z perspektywy brata Henia Zbyszka,który opowiada koleje swojego losu udzielając wywiadu.Bardzo mocnym punktem powieści są jej bohaterowie,którzy w sposób perfekcyjny zostali dopracowani.Pozytywni jak i negatywni,budzą u czytelnika silne emocje.Ale tak naprawdę w czasach komunizmu,często zacierały granice między dobrem a złem.Więc postaci były nacechowane różnymi i niejednoznacznymi przymiotami.Orbitowski stworzył powieść,obok której nie można przejść obojętnie.Wiara w Boga stanowi dla konstrukcji powieści niebagatelne znaczenie.Przekrój naszej historii,ukazuje,że naród polski wiele wycierpiał.Ale nigdy się nie poddał i walczył z przeciwnościami losu."Kult" to powieść,która w pigułce ukazuje genezę powstania naszej tożsamości i definicję naszej polskości.Orbitowski nie boi się poruszać drażliwych tematów,które charakteryzowały tamte czasy.Służby bezpieczeństwa nie jednego porządnego obywatela,siłą lub szantażem zmuszały do zadenuncjowania osoby z najbliższego otoczenia.Natomiast cała opowieść jest snuta z pewną dozą humoru,dzięki któremu,czytelnik pomimo poważnej tematyki,może uronić nie jedną łzę ze śmiechu.Powieść polskiego pisarza bardzo wysoko oceniam,bowiem w sposób ciekawy,trafny i przejrzysty opisał i zdiagnozował czasy PRLu i jego późniejszą transformacje.Summa summarum,powieść niesie ze sobą,ważne przesłanie.Niepowodzenia mogą podciąć skrzydła,ale najważniejsze jest to jak kończymy pewne sprawy,a nie jak zaczynamy.Rekomenduje powieść Orbitowskiego,wszystkim molom książkowym,którzy pragną i chcą się zagłębić w ten trudny okres w dziejach polski.Gorąco Polecam.
Polska Rzeczpospolita Ludowa-oficjalna nazwa państwa polskiego w latach 1952-89.To właśnie przez dekady Rzeczpospolita egzystowała pod jarzmem aparatu komunistycznego ZSRR.Nasza ojczyzna nie była suwerennym państwem.Były to ciężkie czasy pod wieloma względami.Może nie jeśli chodzi o bezrobocie,bowiem praca czekała na każdego.Ale zniewolenie istniało,na wielu innych...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-31
Czasami mamy chwilę zwątpienia. Moment gdy tracimy kontrolę nad tym co jest nam drogie i ważne. Wtedy szukamy drogi na skróty, co zazwyczaj prowadzi na manowce. Podejmujemy decyzje kierowani impulsem. Pośpiech nie jest dobrym doradcą. Zdarza się, że wpadamy w złe towarzystwo. Nie mamy sił, ani odwagi, aby wyjść z otoczenia, które może doprowadzić nas do destrukcji. Czujemy się rozdarci co jest dobre, a co złe. Nasze zasady moralne, nie funkcjonują zostawiając nas z tym bałaganem, który sami stworzyliśmy. Wtedy łatwo o błąd i pomyłkę. Jedynym ratunkiem dla nas może się okazać drugi człowiek, który dobrze nam życzy. Wesprze dobrym słowem i radą. To właśnie te wszystkie aspekty poruszone są w monumentalnej powieści „Shantaram” pióra Gregoriego Davida Robertsa. Czy powieść, która swojego czasu była bardzo popularna, również na mnie wywarła piorunujące wrażenie? Czy powieść jest wartościowa Czy kryje w sobie ukryte przesłanie? I czy podobała mi się kreacja głównego bohatera? Zanim odpowiem na te pytania, przybliżę zarys fabularny powieści. Książka opowiada historię młodego Australijczyka, który porzucony przez żonę znalazł pocieszenie w heroinie. Zaczął napadać na banki. Schwytany, został skazany na dwadzieścia lat . W biały dzień uciekł z więzienia i przedostał się do Indii. I tam zaczął nowe życie. Powieść jest oparta na prawdziwych faktach. Co nadaje powieści niesamowitej głębi, a wydarzenia, które na pierwszy rzut oka opisane w książce mogą wydawać się nieprawdopodobne. „Shantaram” to powieść, która wymyka się wszelkim schematom. Przyznaję długo mi zajęło pokonać tę „cegłę”. Nie wynika to bynajmniej z „słabości” powieści, ale z pewnego pietyzmu jaki miałem do pozycji. Każde słowo pochłaniałem z niespotykana estymą. Bowiem zawarte w powieści przesłanie jest nad wyraz „potężne” i obliguje do zapoznania się z lekturą. Ale zanim przejdę płynnie do tego punktu recenzji, chciałbym się zatrzymać nad naszym głównym bohaterem. Jest to postać nietuzinkowa. Powieść można nazwać i potraktować jako swojego rodzaju spowiedź. Nie pełni jednak w tym konkretnym przypadku funkcji oczyszczenia, lub wybielenia. A jest rzetelnym przedstawieniem faktów. Dla niektórych czytelników może być to niewystarczające i płytkie. Ale w mojej interpretacji główny bohater pomimo swego przestępczego życia zyskał moich w oczach. Ktoś mógłby zadać sobie pytanie jak można kibicować człowiekowi, który jest na bakier z prawem, jest uzależniony od heroiny, a jego postawa moralna jest wątpliwa? W literaturze dla mnie jest najważniejsza wiarygodność. Bowiem każdy z nas posiada mocne strony charakteru oraz solidny kręgosłup moralny, ale czasem w naszym życiu, może nastąpić moment, który może nas „skruszyć” i obnażyć. Bowiem nasz charakter, jest tak skonstruowany, że nasze wybory mogą się okazać nie zawsze do końca krystalicznie czyste. Ponieważ, uważam, że w naszym życiu i zasadach moralnych wiele jest odcieni szarości. Ale czy nas ten fakt degraduje nas w hierarchii społecznej? Czy to zamienia nas w złych ludzi? Musimy sobie na te pytania sami odpowiedzieć. Taką postawę reprezentuje główny narrator. Który żył pełnią życia, a jego przygody, można było by obdzielić sporą ilość książek. Powieść niesie ze sobą bardzo ważne wartości. Miłość, przyjaźń i braterstwo to jedne z nich. Kto już raz kogoś pokochał, to wie czym jest to intymne wrażenie. W swojej wyjątkowej konstrukcji jest to silne uczucie, które potrafi wzmacniać, ale również zniszczyć. Miłość nie szuka poklasku, splendoru ani uwagi. To wyjątkowy stan ducha, który definiuje nas jako istoty myślące i czujące. „Shantaram” to powieść , która uczy, jak być cierpliwym. Bowiem jest to cnota, która jest ważna w naszym życiu. Gdy już myślimy, że nic nie wydarzy się w naszym życiu nic dobrego, to dzięki determinacji, która notabene przejawia się na wiele sposobów, może być finalnie wynagrodzona. Ostatnim akordem, który mam w zanadrzu, a który udowadnia, że powieść Gregorego Davida Robertsa jest wyjątkowa, to miejsce akcji powieści, którym jest Bombaj. Miasto w Indiach, pełne kontrastów. Samo w sobie metropolia to jeden z „bohaterów” powieści, który ma wielki wpływ na losy naszych bohaterów. Pełen rozmachu, splendoru i majestatu i różnorodności, a zarazem „Dramatów” przede wszystkim slamsów z ich przepełnieniem, chorobami i przestępczością. Autor w sposób plastyczny ukazał blaski i cienie miasta, w sposób rzetelny bez pudru. Opisał realia życia w tym wielkim mieście. Dzięki czemu czułem się jakbym był na miejscu wydarzeń i jako naoczny świadek poznawał historie bohaterów. Reasumując. „Shantaram” to powieść, która zrobiła w na mnie niesamowite wrażenie. Jej „Wielkość” to nie tylko bezbłędna narracja, ciekawi bohaterowie, oraz egzotyczna otoczka, ale przede wszystkim pewien mistycyzm, który definiuje nasz sens egzystencjalny. Powieść przeznaczona dla szerokiego grona czytelników, którym powinna przypaść do gustu jej wyjątkowość, wielowątkowość i niepowtarzalność. Marcin Meller napisał: „Shantaram to czytelniczy Święty Graal”. I pod tymi słowami jak najbardziej się podpisuje. Bowiem dla mnie niniejsza powieść była intymną podróżą w głąb duszy, która na zawsze odmieniła moje czytelnicze życie. Gorąco Polecam!!!
Czasami mamy chwilę zwątpienia. Moment gdy tracimy kontrolę nad tym co jest nam drogie i ważne. Wtedy szukamy drogi na skróty, co zazwyczaj prowadzi na manowce. Podejmujemy decyzje kierowani impulsem. Pośpiech nie jest dobrym doradcą. Zdarza się, że wpadamy w złe towarzystwo. Nie mamy sił, ani odwagi, aby wyjść z otoczenia, które może doprowadzić nas do destrukcji. Czujemy...
więcej Pokaż mimo to