-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-04-30
2024-04-30
Większość z nas z sentymentem i nostalgią wraca do czasów dzieciństwa. Gdzie wszystko wydawało się łatwiejsze i prostsze. Początki naszej przygody z literaturą, którą zapamiętamy do końca życia. To wtedy życie wielu z nas bezpowrotnie się zmieniło. Był to moment, który ukształtował nas jako ludzi. Można z pewną swobodą wysnuć tezę, że mole książkowe odbierają rzeczywistość, w inny sposób. Z większą empatią i wrażliwością. Nasze synapsy, a przede wszystkim wyobraźnia to beneficjent, niesamowitej pasji jaką jest czytanie. Czasem wracamy myślami do lektur, które zrobiły na nas wrażenie. Często sięgamy po nie jeszcze raz, aby sobie przypomnieć i poczuć jak kiedyś było się dzieckiem. Porwać się ponownie przygodzie. Która powinna nieść za sobą pewną intensywność, magię i urok. W moim przypadku, tak sprawa się ma między innymi z niniejszym cyklem, opowiadającym o trójce przyjaciół: Jupiterze, Peterze i Bobie. Jakie są moje wrażenia po moim powrocie do serii ? Czy inaczej odbieram niniejsza pozycję? I czy mogę polecić tą powieść młodszym czytelnikom? Mała książeczka pod tytułem „Tajemnica zamku grozy”, to przede wszystkim literatura dziecięca, w której nie można się dopatrywać większej logiki. Podczas ponownej lektury uzmysłowiłem sobie, że konstrukcja fabularna opowiadania jest bardzo prosta, banalna i nieskomplikowana. Nawet bym powiedział, że infantylna. Dialogi nie są najmocniejszą stroną książki. Pierwsza część powieści nie dała mi większej przyjemności. Wykreowane postacie, a zwłaszcza trójka nastolatków, którzy samozwańczo nazwali się detektywami, okazały się płytkie, karykaturalne i sztampowe. Również narracja nie stała na najwyższym poziomie. Ale te wszystkie elementy, niedociągnięcia i negatywy tak naprawdę nie grają decydującej roli. Bowiem książka jest przeznaczona przede wszystkim dla młodszych czytelników. Jako trzydziestolatek nie mam prawa w pełni oceniać książeczki zbyt surowo. Moja opinia na dobrą sprawę nie jest obiektywna. Ale muszę przyznać, że jednak druga część książki, i jej rozwój fabularny, zawiązywanie się wątków, i rozwiązanie szarady, to wartość dodatnia powieści. Smaczku opowiadania dodaje niewątpliwie, element dreszczyku, który momentami pojawiał się w opowiadaniu. Książeczkę bardzo szybko się czyta. Krótkie rozdziały mają niewątpliwie na to wpływ. Może trochę dla mnie seria straciła blask, i raczej nie będę jej kontynuował, ale warto było na nowo zanurzyć się w świat zagadek, łamigłówek i szarad. Podsumowując, opowiadanie przeznaczone przede wszystkim dla najmłodszych. Uspokajam rodziców, w powieści nie ma nadmiernej przemocy, ani treści, które nie były by przeznaczone dla naszych pociech. Pozycja może nie okazała się wielką ucztą czytelniczą, ale nie żałuje czasu spędzonego przy lekturze. Miła odmiana od poważniejszych pozycji.
Większość z nas z sentymentem i nostalgią wraca do czasów dzieciństwa. Gdzie wszystko wydawało się łatwiejsze i prostsze. Początki naszej przygody z literaturą, którą zapamiętamy do końca życia. To wtedy życie wielu z nas bezpowrotnie się zmieniło. Był to moment, który ukształtował nas jako ludzi. Można z pewną swobodą wysnuć tezę, że mole książkowe odbierają rzeczywistość,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-28
Panna Marple. Błyskotliwa starsza pani, która jako detektyw amator pomagała stróżom prawa rozwiązywać nawet najbardziej zawiłe i skomplikowane sprawy. Postać stworzona przez brytyjską królową kryminału Agatę Christie, wystąpiła w dwunastu powieściach. Jej intelekt nie jednego inspektora by zawstydził. Bowiem ta niepozorna staruszka, przeważnie na pierwszej linii ognia walczyła z przestępcami. Dla niektórych fanów pisarki, to właśnie postać panny Marple jest najbardziej lubiana. W pewnym sensie nie jest to dla mnie zaskoczeniem. Oczywiście mam inny typ głównego protagonisty, pewnego pana z wąsikiem i jajowatą głową. Ale to kwestia gustu i perspektywy. Mam dla was do zrecenzowania, zbiór dwunastu nowych historii w roli głównej występuje panna Marple. Napisanych przez dwanaście różnych autorek, które podjęły się tego wyzwania. Z jakim rezultatem? Czy czuć ducha brytyjskiej pisarki? I czy zapadły mi w pamięć niektóre z opowiadań w powyższym zbiorze. Na wstępie muszę przyznać, że pisarki bardzo się starały, aby oddać ducha dawnym powieściom pisarki. Jednak muszę przyznać, że z marnym efektem. Podstawowym problemem większości opowiadań, okazała się słaba narracja, która nie przykuła w sposób dostateczny mojej atencji i uwagi. Nie czułem w żadnym pierwiastku sztuki pisarskiej elementu, który by przeczył że to nie był skok na kasę. Niestety tak w istocie sprawa się przedstawia. Trzy, cztery opowiadania stały na niezłym poziomie, ale to za mało, abym ocenił ten zbiór pozytywnie. Te „twory”, bo nie nazwę tego opowiadaniami, były dla mnie drogą przez mękę. Przeważnie bardzo słaba intryga kryminalna, która przeważnie została zbyt płytko przedstawiona, lub zbyt rozciągnięta, nie ułatwiła płynnego czytania. Same postacie, również dalekie od standardów, które powinny być zachowane. Zwłaszcza postać głównej bohaterki panny Marple, okazała się karykaturalna. Może dla innych czytelników, którzy jeszcze nie mieli przyjemności zapoznać się twórczością Agaty Christie, niniejszy zbiór okaże się atrakcyjny. Dla mnie to tani chwyt marketingowy, i wykorzystanie marki. Zauważyłem, że takie podejścia hobbystyczne, do spuścizny znanych autorów są przeważnie chybione, niepotrzebne i bezsensowne. Może jestem zbyt rygorystyczny w swoim osądzie, ale mam nieodparte wrażenie, że takiego typu inicjatywy są z góry skazane na porażkę. Bowiem jak można imitować coś, co jest unikatowe niepowtarzalne i wyjątkowe. Niektórych rzeczy się nie rusza, i nie tyka. Oczywiście czasem, udaje się z tego typu projektach stworzyć coś sensownego i rzetelnego, ale jak historia i doświadczenie uczy, jest do bardzo trudne do zrealizowania. Summa summarum, niniejszy zbiór okazał się przeciętny, z paroma dobrymi rozwiązaniami fabularnymi, ale przeważnie zdominowanymi tanimi sztuczkami, które burzą ogólny obraz. Co o tyle jest smutne, że takie pozycje, maja rację bytu na rynku wydawniczym. Ten zbiór opowiadań daje nam fanom brytyjskiej pisarki do rąk argument, że tylko jedna jest królowa kryminału. Niniejszy zbiór omijać szerokim łukiem. Szkoda czasu.
Panna Marple. Błyskotliwa starsza pani, która jako detektyw amator pomagała stróżom prawa rozwiązywać nawet najbardziej zawiłe i skomplikowane sprawy. Postać stworzona przez brytyjską królową kryminału Agatę Christie, wystąpiła w dwunastu powieściach. Jej intelekt nie jednego inspektora by zawstydził. Bowiem ta niepozorna staruszka, przeważnie na pierwszej linii ognia...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-19
Czym może jeszcze zaskoczyć powieść fantastyczna ? Jakie „składniki”, są potrzebne, aby powieść zdobyła uznanie? Na jakie akcenty fabularne warto położyć nacisk, aby książka „zaskoczyła”, tworząc zadowalającą całość? Wiele jest odpowiedzi na te pytania. Ale znaleźć złoty środek to już rzecz wymagająca wielkiego warsztatu pisarskiego. Jako fan powieści fantastycznych, najbardziej sobie cenię, kiedy książka posiada balans. Na pewno są ważni sami bohaterowie. Ich kreacja powinna być wyrazista, i zbiegiem czasu ewoluująca. Kolejnym ważny punktem jest wykreowany świat, który powinien swoją głębią i złożonością, przyciągać jak największe grono czytelników. I oczywiście akcja, bowiem czytelnik nie może się zanudzić. Jakie akcenty dominują w powieści Joe Abercrombie „Ostateczny argument”? Czy trzecia część okazała się fantastyką na najwyższym poziomie? I czy w książce są ukryte pewne wartości? Zanim odpowiem na te pytania, chciałbym pokrótce opowiedzieć o fabule pozycji. Logen Dziewięciopalcy musi stoczyć jeszcze jedną walkę. Poprzysiągł sobie, że będą o niej kiedyś rozprawiać i zapisze się ona na kartach historii. Na Północy kraju szaleje wojna. Tylko jeden człowiek może powstrzymać Króla Północy- jego dawny przyjaciel i dawny wróg. Jezal dan Luthar doszedł do wniosku, że ma dosyć ciągłej wojny i walki. Więc porzuca wojaczkę na rzecz życia z kobietą, którą darzy głębokim uczuciem. Okaże się jednak, że miłość także potrafi sprawić ból, a chwała ma w zwyczaju dopadać człowieka wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewa… Trzecia część z cyklu „Pierwsze prawo”, to najbardziej napakowana akcją powieść z całej trylogii. Zwłaszcza pierwsza faza „Ostatecznego argumentu”, to jazda bez trzymanki. Powieść sama w sobie jest bardzo brutalna. Dla wrażliwych czytelników, może być nie do przejścia. Autor w sposób bezwzględny opisuje potyczki, bitwy i pojedynki. Co nadaje powieści pewnego perwersyjnego błysku i polotu. Można dywagować, czy pozycja oparta jedynie na akcji, może być uznawana za klasykę gatunku ? Moim zdaniem niekoniecznie. Trochę zabrakło mi balansu, który tak lubię w tego typu powieściach. Ale skupię się na zaletach, bowiem przesłaniają niedostatki powieści. To co najbardziej mi się podobało to kreacja bohaterów. Mogłoby się wydawać, że poziom i częstotliwość opisywanych scen batalistycznych, może ten aspekt przypudrować, ukryć. Powieść broni się ciekawymi kreacjami. Braterstwo, honor, miłość to ważne elementy, które są poruszane w powieści. Bohaterowie są przedstawieni jako persony, których nie oszczędzał los. Gdy, mogłoby się wydawać. że marzenia, plany i pragnienia zostaną ziszczone i spełnione, to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko zamienia się w pył, gruz i ruinę. Autor nie boi się rzucać swoich bohaterów na głęboką wodę. A skomasowane przeciwności losu nie jednego by przytłoczyły i załamały. Ale w tym wszystkim pisarz przemyca pozytywne emocje, i daje pewien promyk nadziei, który jak wiosenna jutrzenka, może być zwiastunem czegoś dobrego i zgoła odmiennego. W niniejszej powieści, świetnie jest zarysowany konflikt. To właśnie pod tym względem powieść wybija się nad tego typu pozycjami. Na taki stan rzeczy niewątpliwie ma wpływ zabieg wykorzystany przez pisarza. Chodzi mi o wykorzystanie w konstrukcji fabularnej elementu: polityki. Dla niektórych czytelników ten aspekt w powieściach fantastycznych jest najmniej lubiany, ale doceniam tą sferę fabularną, która nadaje historii pewnej głębi, wielowątkowości i złożoności. Reasumując, „Ostateczny argument”, to najlepsza cześć z całego zbioru. Autor jednak nie dokończył wszystkich wątków, zostawiając furtkę na kolejne części. Może nie pokochałem tejże serii, ale powieści, z cyklu „Pierwsze prawo”, dały mi rozrywką na naprawdę niezłym poziomie. Pozycja obowiązkowa dla fanów pisarza, ale również miłośników opisów batalistycznych i poprowadzonej „mocno” narracji. Gorąco Polecam.
Czym może jeszcze zaskoczyć powieść fantastyczna ? Jakie „składniki”, są potrzebne, aby powieść zdobyła uznanie? Na jakie akcenty fabularne warto położyć nacisk, aby książka „zaskoczyła”, tworząc zadowalającą całość? Wiele jest odpowiedzi na te pytania. Ale znaleźć złoty środek to już rzecz wymagająca wielkiego warsztatu pisarskiego. Jako fan powieści fantastycznych,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-12
Czasami mamy chwilę zwątpienia. Moment gdy tracimy kontrolę nad tym co jest nam drogie i ważne. Wtedy szukamy drogi na skróty, co zazwyczaj prowadzi na manowce. Podejmujemy decyzje kierowani impulsem. Pośpiech nie jest dobrym doradcą. Zdarza się, że wpadamy w złe towarzystwo. Nie mamy sił, ani odwagi, aby wyjść z otoczenia, które może doprowadzić nas do destrukcji. Czujemy się rozdarci co jest dobre, a co złe. Nasze zasady moralne, nie funkcjonują zostawiając nas z tym bałaganem, który sami stworzyliśmy. Wtedy łatwo o błąd i pomyłkę. Jedynym ratunkiem dla nas może się okazać drugi człowiek, który dobrze nam życzy. Wesprze dobrym słowem i radą. To właśnie te wszystkie aspekty poruszone są w monumentalnej powieści „Shantaram” pióra Gregoriego Davida Robertsa. Czy powieść, która swojego czasu była bardzo popularna, również na mnie wywarła piorunujące wrażenie? Czy powieść jest wartościowa Czy kryje w sobie ukryte przesłanie? I czy podobała mi się kreacja głównego bohatera? Zanim odpowiem na te pytania, przybliżę zarys fabularny powieści. Książka opowiada historię młodego Australijczyka, który porzucony przez żonę znalazł pocieszenie w heroinie. Zaczął napadać na banki. Schwytany, został skazany na dwadzieścia lat . W biały dzień uciekł z więzienia i przedostał się do Indii. I tam zaczął nowe życie. Powieść jest oparta na prawdziwych faktach. Co nadaje powieści niesamowitej głębi, a wydarzenia, które na pierwszy rzut oka opisane w książce mogą wydawać się nieprawdopodobne. „Shantaram” to powieść, która wymyka się wszelkim schematom. Przyznaję długo mi zajęło pokonać tę „cegłę”. Nie wynika to bynajmniej z „słabości” powieści, ale z pewnego pietyzmu jaki miałem do pozycji. Każde słowo pochłaniałem z niespotykana estymą. Bowiem zawarte w powieści przesłanie jest nad wyraz „potężne” i obliguje do zapoznania się z lekturą. Ale zanim przejdę płynnie do tego punktu recenzji, chciałbym się zatrzymać nad naszym głównym bohaterem. Jest to postać nietuzinkowa. Powieść można nazwać i potraktować jako swojego rodzaju spowiedź. Nie pełni jednak w tym konkretnym przypadku funkcji oczyszczenia, lub wybielenia. A jest rzetelnym przedstawieniem faktów. Dla niektórych czytelników może być to niewystarczające i płytkie. Ale w mojej interpretacji główny bohater pomimo swego przestępczego życia zyskał moich w oczach. Ktoś mógłby zadać sobie pytanie jak można kibicować człowiekowi, który jest na bakier z prawem, jest uzależniony od heroiny, a jego postawa moralna jest wątpliwa? W literaturze dla mnie jest najważniejsza wiarygodność. Bowiem każdy z nas posiada mocne strony charakteru oraz solidny kręgosłup moralny, ale czasem w naszym życiu, może nastąpić moment, który może nas „skruszyć” i obnażyć. Bowiem nasz charakter, jest tak skonstruowany, że nasze wybory mogą się okazać nie zawsze do końca krystalicznie czyste. Ponieważ, uważam, że w naszym życiu i zasadach moralnych wiele jest odcieni szarości. Ale czy nas ten fakt degraduje nas w hierarchii społecznej? Czy to zamienia nas w złych ludzi? Musimy sobie na te pytania sami odpowiedzieć. Taką postawę reprezentuje główny narrator. Który żył pełnią życia, a jego przygody, można było by obdzielić sporą ilość książek. Powieść niesie ze sobą bardzo ważne wartości. Miłość, przyjaźń i braterstwo to jedne z nich. Kto już raz kogoś pokochał, to wie czym jest to intymne wrażenie. W swojej wyjątkowej konstrukcji jest to silne uczucie, które potrafi wzmacniać, ale również zniszczyć. Miłość nie szuka poklasku, splendoru ani uwagi. To wyjątkowy stan ducha, który definiuje nas jako istoty myślące i czujące. „Shantaram” to powieść , która uczy, jak być cierpliwym. Bowiem jest to cnota, która jest ważna w naszym życiu. Gdy już myślimy, że nic nie wydarzy się w naszym życiu nic dobrego, to dzięki determinacji, która notabene przejawia się na wiele sposobów, może być finalnie wynagrodzona. Ostatnim akordem, który mam w zanadrzu, a który udowadnia, że powieść Gregorego Davida Robertsa jest wyjątkowa, to miejsce akcji powieści, którym jest Bombaj. Miasto w Indiach, pełne kontrastów. Samo w sobie metropolia to jeden z „bohaterów” powieści, który ma wielki wpływ na losy naszych bohaterów. Pełen rozmachu, splendoru i majestatu i różnorodności, a zarazem „Dramatów” przede wszystkim slamsów z ich przepełnieniem, chorobami i przestępczością. Autor w sposób plastyczny ukazał blaski i cienie miasta, w sposób rzetelny bez pudru. Opisał realia życia w tym wielkim mieście. Dzięki czemu czułem się jakbym był na miejscu wydarzeń i jako naoczny świadek poznawał historie bohaterów. Reasumując. „Shantaram” to powieść, która zrobiła w na mnie niesamowite wrażenie. Jej „Wielkość” to nie tylko bezbłędna narracja, ciekawi bohaterowie, oraz egzotyczna otoczka, ale przede wszystkim pewien mistycyzm, który definiuje nasz sens egzystencjalny. Powieść przeznaczona dla szerokiego grona czytelników, którym powinna przypaść do gustu jej wyjątkowość, wielowątkowość i niepowtarzalność. Marcin Meller napisał: „Shantaram to czytelniczy Święty Graal”. I pod tymi słowami jak najbardziej się podpisuje. Bowiem dla mnie niniejsza powieść była intymną podróżą w głąb duszy, która na zawsze odmieniła moje czytelnicze życie. Gorąco Polecam!!!
Czasami mamy chwilę zwątpienia. Moment gdy tracimy kontrolę nad tym co jest nam drogie i ważne. Wtedy szukamy drogi na skróty, co zazwyczaj prowadzi na manowce. Podejmujemy decyzje kierowani impulsem. Pośpiech nie jest dobrym doradcą. Zdarza się, że wpadamy w złe towarzystwo. Nie mamy sił, ani odwagi, aby wyjść z otoczenia, które może doprowadzić nas do destrukcji. Czujemy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czasem nawet Śmierć potrzebuje wakacji. Tylko jedno może mu dać chwilę wytchnienia: Wybiera więc sobie Morta – chłopca gorliwie pragnącego zdobyć wiedzę, której stanowczo posiadać nie powinien. Wprawdzie Mort szybko opanowuje techniki nowego fachu, to jednak sprawa się komplikuje, kiedy zostaje wysłany po „życie”, pięknej młodej księżniczki. Czy niniejsza powieść dała mi frajdę z czytania? Czy fabularnie powieść jest błyskotliwa? I czy podobała mi się kreacja głównych bohaterów? Muszę na wstępie przyznać, że moja relacja z twórczością brytyjskiego pisarza Terrego Pratchrtta, znacząco się ochłodziła. Nie wiem czy to jest spowodowane. Może pewnym zmęczeniem materiału. Bowiem początek mojej przygody z Światem Dysku, był pełen entuzjazmu, pasji, i apetytu na więcej. Jednak to się zmieniło, i w pewnym sensie już z takim zainteresowaniem i przyjemnością nie zanurzam się w fabułę. „Mort” to powieść, która dla mnie miała pewne fazy. Zwłaszcza pierwsza część powieści bardzo przypadła mi do gustu. Jednak z biegiem czasu, powieść fabularnie się rozjechała. Oczywiście nadal doceniam bogactwo uniwersum. Jej wyjątkowość, niepowtarzalność, i unikatowość. Ale w tym wszystkim wkradł się pewien fałsz, który sprawił, że czytanie niniejszej powieści nie sprawiało mi przyjemności. Nawet humor z którego znany jest cykl, tym razem nie trafił do mojego przekonania. Chciałbym zaznaczyć, że to typowy brytyjski humor, który jest dość skomplikowany i specyficzny. Który może nie przypaść wszystkim do gustu. Natomiast, powieść w pewnym sensie ratuje kreacja bohaterów. Zwłaszcza personifikacja Śmierci to element powieści, która w pewnym stopniu powinien okazać się dla czytelnika atrakcyjna. Terry Pratchett przedstawił i wykreował to indywiduum w sposób bardzo ciekawy, złożony i pomysłowy. Jej rola w Świecie Dysku jest nieodzowna i ostateczna. W mojej ocenie fabuła oparta na tym aspekcie trzyma się stabilnie, a książka w odbiorze jest całkiem niezła. Ale dla najważniejszą postacią książki jest oczywiście terminator Śmierci Mort. Jego postać wręcz ewoluuje. W sposób widowiskowy, niepowtarzalny, i popisowy. Ale czy rozwój postaci głównego bohatera, podążył w dobrym kierunku? To właśnie ten motyw definiuje powieść, która powinna być wysoko oceniona, przez zagorzałych fanów, i nie tylko . Również nieodłącznym elementem cyklu brytyjskiego pisarza jest oczywiście wątek romantyczny. Nie chce za dużo zdradzać, ale kierunek w jakim rozwinie się ten wątek, może nie jednego mola książkowego zaskoczyć. Reasumując, „Mort”, to nie będzie ulubiona pozycja z cyklu, ale też nie zaliczę jej, też do nieudanej. Pozycja obowiązkowa dla fanów serii, ale również dla tych czytelników, którzy chcą zacząć przygodę z cyklem. Dla mnie trochę zabrakło błysku, ale to zmienia faktu, że na pewno kolejne książki ze Świata Dysku, będą przeze mnie pochłaniane i czytane.
Czasem nawet Śmierć potrzebuje wakacji. Tylko jedno może mu dać chwilę wytchnienia: Wybiera więc sobie Morta – chłopca gorliwie pragnącego zdobyć wiedzę, której stanowczo posiadać nie powinien. Wprawdzie Mort szybko opanowuje techniki nowego fachu, to jednak sprawa się komplikuje, kiedy zostaje wysłany po „życie”, pięknej młodej księżniczki. Czy niniejsza powieść dała mi...
więcej Pokaż mimo to