-
ArtykułyPan Tu Nie Stał i książkowa kolekcja dla czytelników i czytelniczek [KONKURS]LubimyCzytać4
-
ArtykułyWojciech Chmielarz, Marta Kisiel, Sylvia Plath i Paulo Coelho, czyli nowości tego tygodniaLubimyCzytać3
-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik20
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński6
Biblioteczka
2013-01-06
2012-11-24
Cegła. Tyle pomyślałam, gdy ją zobaczyłam. Ale że napisał ją King - odmówić sobie nie mogłam. Pozytywne recenzje zadziałały zachęcająco i zabrałam się do czytania.. ale niewiele brakowało i ta cegła by mnie pokonała - nie treścią, a kłopotliwą objętością. Jednak udało się i wcale nie żałuję wyboru!
„Skręcił kark i rozbił czaszkę o nic, w które wyrżnął.”
Pewnego pogodnego, jesiennego dnia małe amerykańskie miasteczko Chester's Mill zostaje nagle i niewytłumaczalnie odcięte od świata. Otacza je niewidoczne pole siłowe, które mieszkańcy zaczynają nazywać kopułą, kloszem, a wkrótce i granicą między piekłem, a resztą ziemi. Sytuacja szybko się pogarsza. Pole wpływa niekorzystnie na środowisko, brak deszczu, brak wiatru, brak dostaw, zanieczyszczenia gromadzą się w powietrzu nieoczyszczone i nieodfiltrowane, kończy się propan, więc wraz z nim prąd i ogrzewanie, a ludzi powoli ogarnia panika… Dale Barbara, weteran wojny w Iraku zarabiający na życie jako wędrowny kucharz, jest zmuszony do pozostania w Chester’s Mill. Wspierany przez wojsko, które znajduje się na zewnątrz kopuły, wraz z garstką ochotników próbuje uspokoić nastroje społeczne. Na drodze staje im Duży Jim Rennie, ambitny lokalny polityk, który za wszelką cenę chce wykorzystać sytuację dla własnych celów. Wraz z synem ukrywają wiele koszmarnych tajemnic, które nie mogą ujrzeć światła dziennego.
Czas ucieka, a największym wrogiem mieszkańców jest sama kopuła. Czy dowiedzą się, jak powstała, zanim będzie za późno? Czas goni. A właściwie czasu już brak…
„Miał wrażenie, że przez dziurkę od klucza zagląda do piekła.”
O tej książce ani przez chwilę nie mogłam pomyśleć, że jest nudna, brak w niej akcji i że autor rozwlekł całą historię, aby pozycja miała jak największą objętość - przeciwnie, chciałam, żeby niektóre wydarzenia były opisane jeszcze szerzej i dłużej. Niełatwo jest sprawić, by czytelnik czytając taką cegłę ani na moment nie nabrał chęci na rzucenia lekturą w ścianę z nudów. Tutaj akcja jak już się zacznie, to rozpędza się ze strony na stronę, z wydarzenia na wydarzenie, z morderstwa na morderstwo, a jednak - Kingowi udało się to znakomicie! W kwestii rozwoju całej historii i trzymania czytelnika w napięciu i oczekiwaniu przez cały czas Stephen jest niekwestionowanym królem! Ileż jest przecież teraz książek, w których wydarzenia są opisywane bardzo szczegółowo, byleby było te 300, 400 stron.. A tu mamy ponad 900, z czego żadna nie została zmarnowana w najmniejszym nawet calu.
„Myśl jest jak wirus przeziębienia: wcześniej czy później zawsze kogoś dopadnie.”
Po pierwszych kilkunastu stronach książki niewiele rozumiałam - nie chodzi mi o styl pisania autora czy o samą historię, lecz bohaterów. Każdy z nich był inny, szczegółowo opisany, oryginalny i prawdziwy oraz wyrazisty - jednak było ich wiele. Bardzo, bardzo, bardzo wiele. Na samym początku pozycji wynotowane są co ważniejsze (czyli nie wszystkie) postacie... co zajęło całe trzy strony. Pierwszy raz czytając, cieszyłam się, że tyle osób zginęło dosyć szybko - mniej imion i nazwisk do zapamiętania pomogło w odnalezieniu mi się w całej tej historii, ale nadal osób było zbyt wiele - i tu należy podziękować Kingowi, za to ich wcześniejsze wypisanie, dzięki czemu w razie jakiś wątpliwości mogłam przekartkować powieść na początek i dowiedzieć się, kim dany jegomość jest. Tę olbrzymią populację przez jakiś czas uznawałam za wadę pozycji, lecz w końcu przekonałam się, że gdyby nie to, całość nie byłaby tak ciekawa i hipnotyzująca. Każdy czytelnik w mig znajdzie swojego ulubieńca - przy takiej liczbie różnorodnych bohaterów nie zrobienie tego jest prawie niemożliwe - i zacznie mu kibicować.. bo nawet zwykłą babuszkę trzeba dopingować, gdyż jak się okaże, śmierć czeka wszędzie, może się czaić za każdym zakrętem i przyjść o każdej porze. Dla ułatwienia poradzenia sobie z tym klockiem i odnalezienia się w tym wszystkim, na samym początku znajdziemy też mapkę Chester's Mill oraz najbliższej okolicy, dzięki czemu od razu zrozumiałam co i gdzie. Trzeba pamiętać, że miasto jest niewielkie, ale mieszkańców ma sporo.
„Miasto nie jest wielkie, wszyscy gramy razem.”
Książka zawiera też w sobie swoisty morał, a raczej całe ich mnóstwo, multum małych, pobocznych wniosków, rad autora, których kilka najlepiej jest zacytować, niż rozwodzić się nad dogłębną analizą - każdy musi dotrzeć do sedna sam.
„Żal za wyrządzone zło może i jest lepszy niż nic, ale nawet najgłębszy żal po fakcie nigdy nie będzie dostateczną pokutą za przyjemność czerpaną z niszczenia, czy chodzi o podpalanie mrówek, czy zabijanie jeńców.”
„Jeśli człowiek odzyska szacunek do siebie, to w większości przypadków - nie wszystkich, ale w większości - odzyskuje także zdolność myślenia, a przynajmniej widzi sprawy z większą klarownością.”
„Bądźmy dobrej myśli, ale gotowi na najgorsze.”
Jednakże najważniejszym przesłaniem, którego nie można zacytować dosłownie, ale trzeba samemu odszukać w książce jest to, że nienawiść, kłamstwo, morderstwo i ślepa głupota w połączeniu ze sobą potrafią zniszczyć wszystko i wszystkich, co najłatwiej jest zaobserwować, przyglądając się uważniej Dużemu Renniemu i jego "boskiej polityce", czyli wykorzystywaniu swej władzy w potworny sposób, gdyż (jak ona twierdzi) ma do tego prawo, bo dał mu ją Bóg i tego on od niego chce.
„Nadzieja to najgorsze skurwysyństwo jakie wyszło z puszki Pandory”
Pisarz zwykle nie przebiera w słowach - no bo jak niby w pełni oddać okrucieństwo władz, bezsens wewnętrznej wojny i całe to zamieszanie, które wprowadziła pojawiająca się znikąd kopuła? Nie było grzecznie, uprzejmie i kulturalnie, tylko brutalnie i bezpośrednio, co odnotowuję jako wielki plus dla całej powieści.
„[...] Po co kłamać? - zastanowił się Barbie. Reakcja odruchowa? Cywilów należy traktować jak grzyby - trzymać w ciemności i podlewać gównem?[...]”
Nie doszukujmy się tutaj racjonalnego i - rzekłabym - normalnego zakończenia. Trzeba przecież pamiętać, że oprócz elementów grozy, jak i sensacji znajdziemy tu science-fiction. Na początku wydaje się, że jest tego niewiele, bo na pierwszy plan wysuwa się idea Dużego Renniego i jego siejące spustoszenie działania, ale wszystko opiera się prawie w całości na tymże właśnie gatunku. I to właśnie mnie zachwyciło, wszystkie elementy książki idealnie skomponowały się ze sobą.
„- Co się stało?! Myra, ci ci jest?! - Wypadek - powiedziała, i pokazała mu prawą dłoń. Tyle że prawej dłoni nie było. Jedynie chlustający krwią kikut. Myra uśmiechnęła się słabo. - Auć - powiedziała.”
Miejscami zdawało mi się, że określenie tej książki thrillerem to za mało.. bo trzeba przyznać, że zamiłowanie Kinga do horrorów wyraźnie wychodziło na wierzch - autor nie szczędzi w swej książce wstrząsających i pełnych grozy opisów skutków wpływu kopuły nie tylko na środowisko, ale przede wszystkim na społeczeństwo Chester's Mill. Często zdarzało się, że krew tryskała na prawo i lewo, kikuty, wnętrzności i martwe ptaki zdarzały się codziennie, jednakże przy takiej objętości powieści i całej tej historii wciąż czułam niedosyt - co skutecznie zaspokoiło zakończenie książki - niesamowite, zaskakujące i pozostawiające po sobie smutek... że to już koniec.
„Wstyd mi za ciebie. Nisko upadłeś. Tańczysz jak ci zagrają. A kiedy mówią skacz, pytasz, jak wysoko.”
Autor pisząc tę powieść spisał się świetnie - właściwie, to byłabym w stanie napisać tę recenzję w większości samymi cytatami. Każde zdanie było przemyślane wielokrotnie, większe kawałki tekstu splatały się ze sobą w taki sposób, że książka łączy się w jedną, spójna całość. Na samym końcu w "Notce od autora" King napisał, że zabrał się za tę powieść wiele lat temu, lecz odłożył ją i na długi czas o niej zapomniał - strasznie się cieszę, że w końcu wspomnienie powróciło i mogłam po raz kolejny nacieszyć się - nie przesadzając - geniuszem niekoronowanego króla horroru! Więc jeżeli kogoś przeraża ogrom tej cegły, to tym bardziej powinien się za nią zabrać, bo zaręczam, wciąga do końca, a nawet na jeden dzień dłużej! Przypomniała mi się książka "Sekundę za Późno" Williama R. Forstchena, w której społeczność również w swoisty sposób została odcięta od reszty świata - tamtej książce dałam 10, ale "Pod Kopułą" to arcydzieło, które wobec tamtej oceny może dostać tylko 10+/10.
http://twoja-poczytajka.blogspot.com/2012/11/48-pod-kopua-stephen-king.html
Cegła. Tyle pomyślałam, gdy ją zobaczyłam. Ale że napisał ją King - odmówić sobie nie mogłam. Pozytywne recenzje zadziałały zachęcająco i zabrałam się do czytania.. ale niewiele brakowało i ta cegła by mnie pokonała - nie treścią, a kłopotliwą objętością. Jednak udało się i wcale nie żałuję wyboru!
„Skręcił kark i rozbił czaszkę o nic, w które wyrżnął.”
Pewnego...
2012-10-15
Wiele się o tej książce słyszało jeszcze przed premierą - Grey to, Grey tamto.. Jedni wysławiali nad niebiosa, inni zawzięcie krytykowali i zwalczali, ale wszyscy byli ciekawi. Ta ciekawość dosięgnęła i mnie, chciałam się dowiedzieć, o czym mówią ci wszyscy ludzie, co jest powodem tych skrajnych opinii. I niedawno w końcu się dowiedziałam, ale czy na pewno było warto?
„Czasami się zastanawiam, czy przypadkiem coś jest ze mną nie tak. Być może za dużo czasu spędzam w towarzystwie moich bohaterów literackich i, co za tym idzie, moje ideały i oczekiwania są zdecydowanie zbyt wysokie.”
Hipnotyczna, uzależniająca, iskrząca seksem i erotyką powieść, której nie sposób odłożyć.
Studentka literatury Anastasia Steele przeprowadza wywiad z młodym przedsiębiorcą Christianem Greyem. Niezwykle przystojny i błyskotliwy mężczyzna budzi w młodej dziewczynie szereg sprzecznych emocji. Fascynuje ją, onieśmiela, a nawet budzi strach. Przekonana, że ich spotkania nie należało do udanych, próbuje o nim zapomnieć – tyle że on zjawia się w sklepie, w którym Ana pracuje, i prosi o drugie spotkanie. Młoda, niewinna dziewczyna wkrótce ze zdumieniem odkrywa, że pragnie tego mężczyzny. Że po raz pierwszy zaczyna rozumieć, czym jest pożądanie w swej najczystszej, pierwotnej postaci. Instynktownie czuje też, że nie jest w swej fascynacji osamotniona. Nie wie tylko, że Christian to człowiek opętany potrzebą sprawowania nad wszystkim kontroli i że pragnie jej na własnych warunkach… Czy wiszący w powietrzu, pełen namiętności romans będzie początkiem końca czy obietnicą czegoś niezwykłego? Jaką tajemnicę skrywa przeszłość Christiana i jak wielką władzę mają drzemiące w nim demony?
„Opłakuję coś, czego nigdy nie miałam. Co za absurd. Rozpacz z powodu przeklętych nadziei, przeklętych marzeń i oczekiwań.”
Powiem prosto z mostu - ta pozycja nie zachwyciła mnie, nie uwiodła, wręcz znudziła i odepchnęła na tyle daleko, bym nawet nie myślała o przeczytaniu drugiej, a już tym bardziej trzeciej części. Jednak początkowo me zainteresowanie przyćmiło prawdziwą ocenę i wrażenia. Pierwsze kilkadziesiąt stron niezmiernie mnie oczarowało, byłam ciekawa dalszego rozwoju wypadków. Polubiłam Anę, ale do gustu najbardziej przypadła mi jej najlepsza koleżanka, jak się potem okazało jedyna w miarę normalna i intrygująca, a także postać. Za Christianem od początku nie przepadałam, jego wyniosłość, samouwielbienie i chęć panowania nad wszystkim i każdym od początku mnie irytowały. Jednak potem w Anie coś przeskoczyło, zaczęła ulegać we wszystkim swemu "Panu", straciła na swej wartości, a jej prawdziwy charakter został przyćmiony ciągłymi achami i achami, czyli "Ależ ten Grey jest przystojny, co z tego że tak się zachowuje, jest taki przystojny" i ojej ojojoj.Wkurzyło mnie to uprzedmiotowienie kobiety i łatwość z jaką na to wszystko zgadzała się główna bohaterka. W kółko te same sceny i zachowania, aż poczułam odrazę do tej dziewczyny, nie rozumiałam powodów jej postępowania. Do białej gorączki doprowadził mnie też jeden fakt, tym razem ze strony tłumaczki, nie autorki, a mianowicie chodzi o tłumaczenie niektórych zwrotów, szczególnie podczas łóżkowych poczynań tej pary - zamiast przekleństw występujących w oryginale tłumaczka nadużywała "O rany Julek!", lub też "O święty Barnabo!". Kto normalny podczas seksu i to w dodatku tak brutalnego woła świętych? Może jednak tłumaczka miała dość książki i postanowiła dodatkowo doń zniechęcić innych?
„- Chodź, chcę ci pokazać mój pokój zabaw. Szczęka mi opadła. (...) Jasna cholera, to brzmi tak… gorąco. Ale dlaczego pokój zabaw? Jestem zmieszana. - Chcesz pograć na swoim Xboxie?- Zaczyna się głośno śmiać. - Nie, Anastasio, nie na Xboxie, nie na Playstation. Chodź.- Wstaje i wyciąga do mnie rękę.”
To nie jest literatura najwyższych lotów - jeśli ktoś szuka nagłego objawienia, wspaniale wykreowanych postaci i nieprzewidywalności to tu tego nie znajdzie. Powieść napisana jest prostym językiem, co jeszcze bardziej ukazuje prostotę (wręcz prostackość historii). Ta książka nie wnosi nic nowego do kręgu literatury, poza do bólu przewidywalną fabułą i zalążkiem akcji na samym początku oraz dopiero na końcu. Po pewnym czasie historia zapętliła się i zaczęła zataczać koło, czyli w kółko działo się to samo, nic nowego. Po pewnym czasie tak się znudziłam, że zaprzestałam czytania, pobieżnym wzrokiem śledziłam jednak niektóre dialogi oraz maile. Bo trzeba wspomnieć, że tylko te e-maile wysyłane do siebie przez Greya i Anę pozwoliły mi dotrwać do końca. To jedno autorka wymyśliła i przedstawiła w ciekawy, miejscami naprawdę zabawny sposób. I tyle co do zalet.
„Nekrofilia mnie nie pociąga. Lubię kiedy moje kobiety czują i odbierają bodźce”
Jeśli ktoś w całe tej historii doszukiwał się również odpowiedzi na pytanie, dlaczego Grey jest taki a nie inny, to się się nie doczekał. Jeszcze coś mnie uderzyło w tej historii, a mianowicie oburzenie Any dotyczące Pani Robinson, kompletnie dla mnie niezrozumiałe, biorąc pod uwagę to, że postanowiła zostać Uległą i tak też się zachowywała. Nieczęste wizyty jej przyjaciółki budziły rzadko występujący przy tej lekturze uśmiech na mojej twarzy, jej dociekliwość była jednym z niewielu promyków światła w czarnej otchłani, którą stworzyła to pozycja. Jeżeli ktoś jest naprawdę ciekawy, to niech przeczyta i sam się przekona, może komuś podoba się taka literatura. Mi jednak nie przypadła do gustu i ja jej NIE POLECAM.
http://twoja-poczytajka.blogspot.com/2012/11/46-piecdziesiat-twarzy-greya-e-l-james.html
Wiele się o tej książce słyszało jeszcze przed premierą - Grey to, Grey tamto.. Jedni wysławiali nad niebiosa, inni zawzięcie krytykowali i zwalczali, ale wszyscy byli ciekawi. Ta ciekawość dosięgnęła i mnie, chciałam się dowiedzieć, o czym mówią ci wszyscy ludzie, co jest powodem tych skrajnych opinii. I niedawno w końcu się dowiedziałam, ale czy na pewno było...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-10-30
Z oryginalnym stylem pisania autora było mi już dane się zapoznać podczas czytania Cienia Wiatru, innej świetnej powieści tegoż autora, która oczarowała mnie już od pierwszych stron. Czy i ta historia warta jest przeczytania?
„Natchnienie przychodzi, kiedy człowiek przyklei łokcie do biurka, tyłek do krzesła i zacznie się pocić. Wybierz jakiś temat, jakąś ideę i zacznij wyżymać mózg, aż Cię rozboli. Na tym polega natchnienie.”
W mrocznej, niebezpiecznej i niespokojnej Barcelonie lat dwudziestych, młody pisarz, żyjący obsesyjną i niemożliwą miłością, otrzymuje od tajemniczego wydawcy ofertę napisania książki, jakiej jeszcze nie było, w zamian za fortunę i, być może coś więcej... Z niezwykłą precyzją powieściopisarską i w charakterystycznym dlań, oszałamiającym stylu, autor "Cienia wiatru" ponownie przenosi nas do Barcelony Cmentarzyska Zapomnianych Książek, by obdarować nas niezwykłą intrygą, romansem i tragedią poprzez labirynt tajemnic, gdzie czar książek, namiętności i przyjaźni splatają się w mistrzowskiej opowieści.
„Milczenie jest potrzebne tylko wtedy, kiedy nie ma się nic ważnego do powiedzenia. Milczenie sprawia, że nawet głupcy przez chwilę stają się mędrcami.”
To moje drugie spotkanie z Cmentarzyskiem Zaginionych Książek i już na wstępie muszę zaznaczyć, że wcale nie mniej udane niż poprzednie. Tym razem głównym bohaterem powieści jest David Martin, młody autor pracujący w podrzędnej gazecie La Voz de la Industria. Nie posiada zbyt wielu przyjaciół, oprócz swego gazetowego współpracownika don Pedra Vidala oraz właściciela małej księgarni Sempere i synowie. Jest szaleńczo zakochany w córce pracownika swego bogatego przyjaciela. Gdy w czasopiśmie zaczyna ukazywać się nowela jego autorstwa, młodzieniec nagle awansuje, czym zyskuje sobie wrogość i nieprzychylne spojrzenia reszty współpracowników. Wkrótce traci dotychczasową pracę i zaczyna pisać swą pierwszą książkę, okrzykniętą jednym z najgorszych debiutów. Zdruzgotany podpisuje pięcioletnią umowę z małym wydawnictwem, na mocy której ma on zacząć pisać cykl powieści wzorowanych na swych dawnych dziełach, lecz nie pod własnym nazwiskiem. Ku jego zdziwieniu wkrótce zgłasza się do niego tajemniczy, mroczny jegomość - Andreas Corelli - który proponuje mu ofertę nie do odrzucenia - ma rok na napisanie powieści religijnej, a w zamian otrzyma on sto tysięcy franków. Po stwierdzeniu u młodzieńca nowotworu nie widzi on przed sobą przyszłości, więc zgadza się. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że od chwili podpisania porozumienia sprawy zaczną się coraz bardziej komplikować, prowadząc do nieuniknionej katastrofy....
„Nie mogę jeszcze umrzeć, doktorze. Jeszcze nie teraz. Mam coś do zrobienia. Później będę miał całe życie na to, żeby umierać.”
Tym razem autor serwuje nam jeszcze bardziej skomplikowaną sieć intryg, historię, w której kłamstwo, cierpienie i tajemnice są na porządku dziennym. Fabuła jak zwykle zachwyca swą przemyślaną strukturą i nieprzewidywalnością. Czasem głowiłam się nad tym, skąd autor bierze tak oryginalne i niezwykłe pomysły na nowy wątek. Nie można też nie zauważyć, że akcja powieści ani trochę mnie nie nużyła, cały czas działo się coś ciekawego, co nie pozwoliło mi się nudzić podczas czytania nawet przez chwilę. Bohaterowie zachwycają swą szczegółowością. Nie dopatrzyłam się dwóch identycznych, nudnych i nijakich postaci, gdyż takowych po prostu nie ma - szeroka gamma charakterów sprawia, że każdy z pewnością znajdzie swojego ulubieńca. Ja z przyjemnością przyglądałam się losom Isabelli, zadziornej i buntowniczej dziewczyny, która za wszelką cenę postanawia zostać asystentką Davida, chcąc w przyszłości móc pisać tak wspaniałe książki jak jej idol. Jej z początku trudna do zrozumienia postawa zaintrygowała mnie i sprawiła, że od razu stała się moją ulubienicą.
„Poezję pisze się łzami, powieść krwią, a historię rozczarowaniem.”
Mam wrażenie, że gdyby autor postanowił napisać książkę o jedzeniu obiadu w tym samym stylu, jakim napisał Grę Anioła, to historia ta stałaby się prawdziwym arcydziełem. Książki Zafóna zawierają w sobie coś magicznego i intrygującego, opisy i dialogi są przemyślane, niemniej jednak zwroty wydarzeń zaskakują na każdym kroku. Pisarz sprawia, że nie mogłam biernie śledzić losów bohaterów - zawiłość całej historii i mnogość intryg sprawiała, że cały czas snułam domysły i przypuszczenia, które ku mojemu zdziwieniu prawie nigdy się nie spełniały, co dowodzi tylko wyniosłości prozy autora. Powieść została napisana lekkim językiem, jednak w taki sposób, że nie da się nie myśleć o tym, o czym się czyta.
„A wie pan co jest najlepszego w złamanym sercu? (...) Tak naprawdę można je złamać tylko raz. Reszta to ledwie zadrapania.”
Już wcześniej uważałam Zafóna za wielkiego pisarza, a po przeczytaniu Gry Anioła jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że jest to niezwykły autor, który potrafi zaczarować czytelnika już od pierwszych stron. Od razu wciągnęłam się w całą historię, dreszczyk emocji towarzyszył mi przez całą lekturę. Nagłe, niewyjaśnione morderstwa są tutaj na porządku dziennym, niemniej nie umniejsza to wcale wartości merytorycznej pozycji. Zafón skutecznie połączył w jedno ciemną, mroczną stronę powieści, z jej magiczną, zachwycającą częścią. Grę Anioła mogę polecić każdemu czytelnikowi - nie tylko fanowi Zafóna, bo naprawdę jest warto.
http://twoja-poczytajka.blogspot.com/2012/10/45-gra-anioa-carlos-ruiz-zafon.html
Z oryginalnym stylem pisania autora było mi już dane się zapoznać podczas czytania Cienia Wiatru, innej świetnej powieści tegoż autora, która oczarowała mnie już od pierwszych stron. Czy i ta historia warta jest przeczytania?
„Natchnienie przychodzi, kiedy człowiek przyklei łokcie do biurka, tyłek do krzesła i zacznie się pocić. Wybierz jakiś temat, jakąś ideę i zacznij...
2012-10-21
Któż z nas nie marzy o podróżach? Każdy chciałby wyruszyć w góry, napawać się pięknem starych zabytków, podziwiać przyrodę i wylegiwać się na długiej, piaszczystej plaży. Magdalena Skopek również chce podróżować, z tą tylko różnicą, że zamiast ciepłych krajów ona wybrała.. tundrę, czyli istną podbiegunową, błotno-śnieżną pustynię, pokrytą z lekka małymi krzaczkami i trawami, zamieszkanej jedynie gdzieniegdzie przez rdzenny lud - Nieńców. To tam właśnie udaje się autorka książki, by przekonać się na własnej skórze, jak wygląda życie "na końcu świata".
"Z jednej strony wielkie słońce nisko nad horyzontem, po przeciwnej blady księżyc na bladoróżowym niebie. Tundra w fioletach, zieleniach, złocie słońca. Wysoko nad głową białe, rozmazane obłoki, a z daleka, znad rzeki pełznie niski, ciemny, dziurawy dywan chmur. Oświetlone słońcem tworzą szarą mgiełkę. Woda jak odbicie nieba."
"Dobra krew. W krainie reniferów, bogów i ludzi” to osobista relacja z wyprawy „na koniec ziemi”. W podróż na Jamał wybrała się Magdalena Skopek, doktor fizyki, pasjonatka fotografii. Dotarła tam do Nieńców – oddalonego od cywilizacji, koczowniczego ludu trudniącego się polowaniem i hodowlą reniferów. Jako przybyszka, która otrzymała nienieckie imię Mjagnie, przez dwa miesiące żyła i przemieszczała się z rodziną Akatteto. Powoziła zaprzęgiem reniferów, wyprawiała skóry, robiła nici ze ścięgien, jadła surowe mięso i ryby, spała w legowisku w czumie, gotowała, odwiedzała święte miejsca. Jej życie w północnosyberyjskiej tundrze okazało się surową i fascynującą przygodą, z której przywiozła debiutancką książkę i zdjęcia – obrazy zupełnie nieznanego świata i ludzi żyjących w zgodzie z rytmem przyrody.
"Potężna baba z lekkim wąsem i opięta fartuchem jak baleron jelitem zainteresowała się moim akcentem i usłyszawszy, że jestem z Polski, zignorowała pozostałych klientów, zatracając się we wspomnieniach o Wrocławiu."
Jedną z przyczyn, dla których sięgnęłam po te pozycję była świetna okładka oraz tytuł, który niezmiernie mnie zaintrygował. Przejrzałam kilka recenzji tej pozycji, bardzo pozytywnych, i nie miałam już żadnych wątpliwości - zabrałam się za jej lekturę. Muszę napomknąć, że jest ona - jak na swą objętość i wielkość - niezwykle ciężka, ale nie mam tego nikomu za złe, gdyż bez tego nie mogłabym się cieszyć taką ilością niesamowicie barwnych zdjęć, wydrukowanych na mocnym, sztywnym i dobrej jakości papierze. Widać, że wydawnictwo postarało się zapewnić komfort czytelnikowi. I tu należy raz jeszcze wspomnieć o samych fotografiach, dokumentujących podróż pani Magdaleny z Polski do Jar Sale, skąd udała się helikopterem w stronę nienieckich czumów. Kolejne ilustracje ukazują przepiękne, ale również surowe i nieobliczalne oblicze tundry, życie, zwyczaje, rozrywki i codzienne obowiązki tamtejszych mieszkańców, kasłanie (zmiana miejsca pobytu Nieńców, przenosiny) i trudności z jakimi musiała się zmierzyć podróżniczka. Właściwie bez trudu można prześledzić całą trasę jaką przebyła autorka tylko na podstawie zdjęć, które zrobiła, mimo tego, że baterie nie trzymały przez całą podróż.
"Już zapomniałam, jak wyglądam pod tymi wszystkimi warstwami ubrań i ciężką skórą."
Autorka szczegółowo opisała codzienne znoje i życie Nieńców. W dokładny sposób przedstawiła także tradycje i obyczaje północnego ludu, ukazała ich jako ludzi, a nie osobliwy i niecodzienny byt gdzieś tam daleko od reszty świata. Co najważniejsze - wszystkie wydarzenia opisane przez Magdalenę Skopek nie zostały opisane w sposób, jakby podróżniczka stała z boku i biernie przyglądała się codzienności na Jamale, tylko czynnie uczestniczyła w życiu Nieńców, dzięki czemu książka zachwyca swoją wnikliwością i dokładnością. Razem z nimi nosiła wodę na herbatę, zaganiała renifery, stawiała czumy, pomagała w obowiązkach, przygotowywała mięso i piła krew renów.
"W przekrojonym na pół, leżącym na trawie wypatroszonym zwierzęciu krew zbiera się jak w wielkiej wazie. To takie nienieckie "wino"."
Nie jest to jednak sztywna historia, przeplatana co trochę suchymi faktami - autorka pisze lekko, pozycję czyta się bardzo przyjemnie, gdyż dodatkowo ubarwiają ją nienachalnym humorem oraz ciekawymi dialogami z mieszkańcami czumu, ukazującymi ich poglądy, wierzenia, filozofię, przekonania oraz sposobu postrzegania świata.
"E tam, to jest tundra, a nie jakieś ą i ę, francuskie salony czy inne sentymenty. Popatrz na ich życie. Myślisz, że mają czas na jakieś tam dziękowanie?"
Książka już na pierwszy rzut oka sprawia doskonałe wrażenie - przemyślenia oraz obserwacje Małgorzaty Skopek oraz zrobione przez nią niezwykle realistyczne fotografie idealnie się dopełniają i uzupełniają, tworząc niezwykle dokładną i szczegółową relację z jej pobytu wśród Nieńców, ukazującą ich jako normalnych, roześmianych ludzi, muszących radzić sobie z podobnymi problemami jak my, a nie dzikie, niecywilizowane plemię. Polecam tę książkę każdemu, nie tylko zapalczywemu fanowi ekstremalnych podróży. Tę książkę trzeba przeczytać.
http://twoja-poczytajka.blogspot.com/2012/10/44-dobra-krew-w-krainie-reniferow-bogow.html
Któż z nas nie marzy o podróżach? Każdy chciałby wyruszyć w góry, napawać się pięknem starych zabytków, podziwiać przyrodę i wylegiwać się na długiej, piaszczystej plaży. Magdalena Skopek również chce podróżować, z tą tylko różnicą, że zamiast ciepłych krajów ona wybrała.. tundrę, czyli istną podbiegunową, błotno-śnieżną pustynię, pokrytą z lekka małymi krzaczkami i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-10-16
Lapas, chłodna sangria, hiszpańskie pomarańcze. Spróbuj, jak smakują w Barcelonie, Madrycie czy w Andaluzji... I ja postanowiłam zabrać się za ostatnio bardzo popularną książkę - Smak hiszpańskich pomarańczy. Z reguły nie przepadam za opowiadaniami (w tym przypadku w pozycji zawarte są trzy), ale tym razem postanowiłam zaryzykować. Czy przekonałam się jednak do tej formy?
Wiele osób postanowiło zabrać się za tę pozycję, nie do końca widząc czego się spodziewać i ja po nią sięgnęłam. Nie łudziłam się, że ta powieść mnie zachwyci, chciałam tylko odstresować się i oderwać podczas czytania - w tym wypadku nie zawiodłam się. Powiedzmy sobie szczerze: nie jest to literatura najwyższych lotów, lecz nie oznacza to, że jest kiepska i nudna.Wszystkie trzy historie przestawione przez autorki bardzo mnie zaciekawiły. Napisane są lekkim, przystępnym językiem, bez zbędnych ozdobników, lecz nie w sztywny sposób. Muszę jednak trochę ponarzekać: uważam że opisy zawarte na tyle okładki zdradzają jednak zbyt wiele, już po samym ich przeczytaniu nietrudno wywnioskować, jak zakończą się poszczególne opowieści.
„- Ale ile trzeba czasu, żeby się zakochać?”
Wakacje w Andaluzji
Lily spędza wakacje na południu Hiszpanii. Chce zapomnieć o zdradach i kłamstwach męża. W śródziemnomorskich miasteczkach odzyskuje spokój i radość. Czuje, że może zacząć wszystko od nowa. Gdy poznaje Santiaga, postanawia zaryzykować. Przystojny Hiszpan odkrywa przed nią nieznane smaki życia. Może wreszcie los się do niej uśmiechnął? Jednak romans niespodziewanie się kończy, a Lily musi stawić czoło zaskakującym wydarzeniom…
Pierwsze opowiadanie najmniej przypadła mi do gustu - po pewnym czasie smutki Lily, jej postawa i ogólnie cała historia jakoś mnie nie porwały. Dla mnie cały czas była takim załamanym pustakiem, który mim wielu przeżyć nie potrafił się pozbierać i wciąż użalał się nad swoim losem. Co innego Santiago - tę postać nawet trochę polubiłam, kłębiło się w nim wiele różnych emocji, co sprawiło, że stał się interesującym bohaterem. Każdy czytelnik już po kilkunastu stronach jest w stanie domyśleć się - jakże banalnego - zakończenia, co odebrało mi znaczną radość z czytania i odkrywania zamysłu Kim Lawrence. Całość w znacznym stopniu ratują przepiękne opisy hiszpańskiej Andaluzji, magicznej i zachwycającej krainy.
„- Przekonajmy się – odpowiedział po hiszpańsku. – Nic nie przesądzaj, niczego nie zakładaj. Nie spieszmy się.”
Wino, słońce, Barcelona
Carrie pracuje w agencji reklamowej w Barcelonie. Właśnie dostała zadanie przygotowania kampanii promującej słynne wina Santos. To dla niej szansa, by zaistnieć w branży. Przypadkiem w samolocie poznaje przystojnego prawnika. Tak dobrze im się rozmawia, że Carrie nieopatrznie zdradza mu szczegóły projektu. Gdy przyjeżdża do winnicy, by zaprezentować swoje propozycje, okazuje się, że jej klientem jest poznany wcześniej prawnik, Maks Santos. Zaskoczona sądzi, że z powodu swej niedyskrecji już straciła zlecenie. Jednak Maks od razu akceptuje projekt, ale stawia warunki…
Z drugą opowieścią było troszkę lepiej - tu opis nie od razu zdradził całą fabułę, bardzo dobrze się bawiłam obserwując rozwój wypadków i uczucia pomiędzy Carrie a Maksem, choć od razu było wiadomo, jak ta znajomość się skończy. Bardzo polubiłam tę dwójkę bohaterów, sympatycznych, ale również zadziornych kiedy trzeba. Z przyjemnością obserwowałam rozwój akcji i choć kolejne wydarzenia niespiesznie po sobie następowały, to to opowiadanie jest moim zdecydowanie największym faworytem z tej trójki. Urzekły mnie również zachwycające opisy winnicy Santos, tamtejszego klimatu i magii Barcelony... w pewnym momencie zapragnęłam wybrać się tam na wakacje. Autorka miała ciekawy pomysł i umiejętnie go zrealizowała, postarała się, by czytelnik się nie nudził i wciągnął w tę ciepłą i miłą dla oka historię. Spodobał mi się również fakt, że w trakcie czytania mogłam się trochę pośmiać z pokręconego zbiegu wydarzeń.
„Pękłoby mu serce, gdyby musiał się z nią rozstać. Ale nie mógł dłużej więzić swojej szarej gołębicy w zamku.”
Tylko w Madrycie
Tylko dwa miesiące zostały Javierowi Herrera, żeby się ożenić. W przeciwnym razie, według zapisu testamentu dziadka, straci rodzinny bank. Tylko kto zgodzi się na ślub w tak krótkim czasie? Niespodziewanie w jego posiadłości pojawia się Grace Beresford, o której słyszał, że jest kapryśna i rozpieszczona. Prosi go o prolongatę spłaty długu ojca. Javier wpada na pomysł, jak rozwiązać swój problem. Proponuje jej fikcyjny ślub w zamian za anulowanie długów. Już kilka godzin po tym jak umilkły dźwięki weselnego przyjęcia, Javier przekonuje się, że Grace jest zupełnie inna, niż się spodziewał....
Muszę przyznać że ta opowieść mnie zaskoczyła i tylko podczas jej lektury zdarzały mi się momenty niepewności, co też zaraz się zdarzy. Aż żałuję, że ta historia nie była choć ciut dłuższa. Javier to tajemnicza postać, z pozoru nieczuła, zadufana w sobie i goniąca do celu po trupach, a jednak pod wpływem Grace zmienia się... Naprawdę zaciekawiło mnie to, jak dalej potoczą się losy tego małżeństwa na niby. Opowiadanie pokazuje, że nie należy oceniać ludzi po pozorach, ani po czynach ich bliskich (szczególnie wtedy, gdy nie znamy przyczyn nimi kierujących). Nieprawdopodobna i niespotykana historia, jednocześnie napisana z dużym poczuciem humoru.
"Są pewne słowa, z wypowiedzeniem których warto poczekać , ponieważ mają one wielką siłę… a wypowiadane raz po raz tracą ją..."
Należy napomknąć, że każde z opowiadań jest do bólu przewidywalne (szczególnie w pierwszym przypadku), co potrafi odebrać radość z odkrywania poszczególnych historii, niemniej trzeba tui zaznaczyć, że są to typowe historie na odstresowanie się, zawsze kończące się happy endem, pokazujące, że nawet z najtrudniejszej i z pozoru katastrofalnej sytuacji można wyjść zwycięsko. Opowieści łączą również wspaniałe, magiczne opisy przepięknej Hiszpanii. Czytało się szybko i przyjemnie, czyli w sam raz na brzydki jesienny wieczór.
http://twoja-poczytajka.blogspot.com/2012/10/43-smak-hiszpanskich-pomaranczy-kim.html
Lapas, chłodna sangria, hiszpańskie pomarańcze. Spróbuj, jak smakują w Barcelonie, Madrycie czy w Andaluzji... I ja postanowiłam zabrać się za ostatnio bardzo popularną książkę - Smak hiszpańskich pomarańczy. Z reguły nie przepadam za opowiadaniami (w tym przypadku w pozycji zawarte są trzy), ale tym razem postanowiłam zaryzykować. Czy przekonałam się jednak do tej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-10-14
Swego czasu książki z serii Opowieści z Narnii były moimi ulubieńcami. Po kilku latach postanowiłam odświeżyć sobie moją znajomość z jedną z nich - niegdyś moją ulubioną częścią, czyli przed wami Koń i jego chłopiec.
"Lepsza jest jedna godzina życia w Narnii niż tysiąc lat w Kalormenie."
Narnia to pełna uroku i niezwykłych tajemnic kraina, którą czwórka młodych ludzi próbuje uratować przed siłami władców zła. W tomie piątym, zatytułowanym „Koń i jego chłopiec”, śledzimy pasjonującą ucieczkę z Kalormenu do Narnii dzielnego młodego człowieka - Szasty, pięknej księżniczki Arawis oraz mówiących koni: Briego i Hwin. Po drodze spotka ich wiele ciekawych, zaskakujących, lecz jednocześnie niebezpiecznych przygód. Kim naprawdę jest Szasta i jaki to lew krąży wciąż wokół uciekinierów, odkrywamy dopiero na ostatnich stronicach książki..
"„...kiedy dokona się czegoś dobrego, nagrodą jest zwykle inne zadanie - jeszcze większe i jeszcze cięższe.”"
Piąta część sagi wcale nie traci na uroku w stosunku do swoich poprzedniczek, przeciwnie, po powtórnym jej przeczytaniu nadal uważam, że jest najlepsza z całej serii. Szaście że w życiu nie powodziło się najlepiej, wciąż musiał pracować, a jego własny ojciec (który tak naprawdę nim nie jest, czego dowiadujemy się już na samym początku) chciał go sprzedać przejezdnemu bogaczowi. Czy może być jeszcze gorzej? Zasmucony snuje się po podwórku, podchodzi do jednego z koni nowo przybyłego, zaczyna narzekać na własny los... I nagle koń przemawia. Opowiada chłopcu o tym, jak został porwany z Narnii będąc jeszcze źrebakiem. Razem postanawiają uciec do mistycznej krainy, świata dobrobytu i radości. Po drodze ich losy splatają się z dwójką uciekinierów - dumną, zarozumiałą księżniczką Arawis i delikatną, nieśmiałą klaczą Hwin, która również została uprowadzona za młodu z Narnii, jednak miała już dość niewoli. Arawis natomiast ucieka od przykrego obowiązku - jej ojciec postanowił wydać córkę za mąż za wpływowego starca, przez co dziewczyna próbowała zakończyć swój żywot. Razem wyruszają w podróż do nieznanej im krainy, ale być może jedynego miejsca, w którym będą mogli zaznać spokój i uwolnić się z jarzma dzikiego Kalormenu. Po drodze przyjdzie im również natknąć się na bohaterów poprzednich tomów. Jednak okazuje się, że nic nie jest takie proste, na jakie wygląda, a sprawy mogą skomplikować się znacznie szybciej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
"(...) Ale jednym ze słych skutków zniewolenia jest to, że kiedy nie ma już nikogo, kto by nas do czegoś zmuszał, często okazuje się, że prawie całkowicie utraciliśmy zdolność do zmuszenia samych siebie do czegoś."
Lewis jest mistrzem w kreowaniu fantastycznych światów. Kalormen mimo iż nie rozpieszcza swoich mieszkańców, został przedstawiony jako tajemnicza, fascynująca i dzika kraina. Ta część różni się trochę od poprzednich pod względem fabuły - tam razem rodzeństwo Pevensie nie jest na pierwszym planie, a Narnię możemy podziwiać dopiero w końcowych rozdziałach książki, niemniej miłą odmianą było to, że autor pozwolił czytelnikowi przyjrzeć się bliżej okolicznym krainom. Początkowo poza samą ucieczką niewiele się dzieje, lecz wkrótce akcja przyspiesza i trzyma w napięciu do ostatnich stron. Barwnych bohaterów powieści nie da się nie lubić. Na naszych oczach w postaciach zachodzą wewnętrzne przemiany - Hwin staje się bardziej śmiała, Arawis porzuca swoją dumę zaprzyjaźniając się z młodym rybakiem, a Szasta mężnieje i okazuje odwagę, próbując ocalić przyjaciół przed lwem. Powieść sama w sobie zachwyca barwnym językiem i pomysłowością, lecz nie można zapominać o tym, że posiada drugie dno. Każdy kto przyjrzy się bliżej i spróbuje czytać między wierszami z pewnością dostrzeże choć kilka odniesień do biblijnego świata. Poza tym autor wplótł w całość kilka ważnych sentencji i cytatów.
"[...] oto, co znaczy być królem: trzeba być pierwszym w każdym rozpaczliwym ataku i ostatnim w każdym rozpaczliwym odwrocie; a kiedy w kraju nastanie głód [...], trzeba nosić piękniejsze stroje i śmiać się głośniej, ale jeść mniej niż jakikolwiek z twoich poddanych."
Książkę czyta się bardzo szybko, jednym tchem. Z ciekawością śledziłam zawiłe losy Szasty, chłopca, który jak się potem okazuje nie jest tym, kim wszystkim się wydaje. Bardzo lubię styl pisania autora, nie sprawiał on problemów w zrozumieniu powieści, tylko zaintrygował mnie. Historia jest zaskakująca, a ja dzięki niej odbyłam magiczną i pouczającą podróż do świata Narnii. Polecam wszystkim również wybrać się w taką wędrówkę, z pewnością nikt nie pożałuje.
http://twoja-poczytajka.blogspot.com/2012/10/42-kon-i-jego-chopiec-cs-lewis.html
Swego czasu książki z serii Opowieści z Narnii były moimi ulubieńcami. Po kilku latach postanowiłam odświeżyć sobie moją znajomość z jedną z nich - niegdyś moją ulubioną częścią, czyli przed wami Koń i jego chłopiec.
"Lepsza jest jedna godzina życia w Narnii niż tysiąc lat w Kalormenie."
Narnia to pełna uroku i niezwykłych tajemnic kraina, którą czwórka młodych ludzi...
2012-10-13
O Dobranych słyszałam zarówno dobre, jak i te średnio pochlebne rzeczy, lecz nie zmniejszyło to mojego apetytu na tę pozycję, dlatego że wprost uwielbiam antyutopie!
„To zadziwiające, jak mocno trzymamy się fragmentów przeszłości, czekając na przyszłość.”
Urzekający romans rozgrywający się w świecie, gdzie każdy wybór jest z góry przewidziany, gdzie nawet miłość jest pod kontrolą. Cassia zawsze była przekonana, że Społeczeństwo wybiera dla niej to, co najlepsze: co powinna czytać, co oglądać, w co wierzyć. Kiedy więc podczas uroczystości Doboru na ekranie pojawia się twarz Xandera, Cassia nie ma żadnych wątpliwości, że to właśnie jest jej idealny partner… do chwili gdy następnego dnia w miejsce Xandera na ekranie wyświetla się przez moment twarz Ky’a Markhama. Społeczeństwo mówi jej, że to drobna usterka, odosobniony przypadek, i że powinna się skupić na szczęśliwym życiu, które przyjdzie jej wieść z Xanderem. Lecz Cassia nie może przestać myśleć o Ky’u, a gdy oboje powoli zakochują się w sobie, zaczyna powątpiewać w nieomylność Społeczeństwa i staje przed trudną decyzją: musi wybrać pomiędzy Xanderem i Ky’em, pomiędzy życiem, jakie do tej pory znała, a drogą, którą nikt dotąd nie ośmielił się pójść.
„Nie przypuszczałam, że pokocham jego słowa. Nie przypuszczałam, że znajdę w nich samą siebie. Czy jeśli zakochałam się w historii jakiegoś człowieka, to zakochałam się jednocześnie w nim samym ?”
Od początku intrygowało mnie idealne społeczeństwo w jakim musi żyć Cassia, gdzie wszystko jest pod ścisłą kontrolą władz, gdzie nikt nie toleruje żadnego odchylenia od narzuconych wszystkim zasad: każdy otrzymuje posiłek z odpowiednio wyliczonym składem, nie wolno się nim z nikim dzielić, należy przestrzegać ciszy nocnej, słuchać strażników, korzystać z jednej z czterech oferowanych form wypoczynku w dozwolonych godzinach (seans, salon gier, słuchanie muzyki, basem), ćwiczyć tyle, aby waga zawsze utrzymywała się w wyznaczonej normie, trzeba podjąć wyznaczoną pracę, najlepiej pasującą do danej osoby, każdy umiera dokładnie w swoje 80-te urodziny... Nakazom i zakazom nie ma końca. Wszystko jest idealnie wyliczone i dobrane: przyszli małżonkowie dobierani są na podstawie cech wyglądu i charakteru, tak, by pasowali do siebie idealnie, często nawet nie wiedzą o sobie nic, nigdy się nie widzieli, lecz skoro Społeczeństwo twierdzi, że doskonale do siebie pasują... czy aby jednak to rozwiązanie sprawdziło się w przypadku Cassi? Czy można decydować za kogoś, kogo ma pokochać?
,,Dobór służy przede wszystkim dwóm celom: zapewnia zdrowych i sprawnych obywateli naszemu Społeczeństwu oraz pozwala zainteresowanym obywatelom doświadczyć udanego życia rodzinnego. Optymalny Dobór jest dla Społeczeństwa sprawą najwyższej wagi.”
Wydawałoby się, że fabuła nie jest zbyt oryginalna, podobna do wielu innych antyutopijnych powieści, lecz Ally Condie opisała świat Społeczeństwa w niesamowity, magiczny sposób. Styl pisania autorki jest lekki i zrozumiały, niemniej w zachwycający sposób ujęła ona całą istotę przedstawionego świata - wszystko na pozór idealne, doskonale wyliczone, wspaniałe, lecz nie trzeba wiele czasu, by okazało się, że nie można bez żadnych konsekwencji odebrać człowiekowi wolności i kontrolować go w każdej sferze życia. Pisarka dokładnie przedstawia czytelnikowi wszystkie zasady rządzące w powieści, ukazując bezsens władzy absolutnej, a także narzucania innym miłości. Początkowo nic większego się nie działo, Cassia zostaje Dobrana, wszystko idzie zgodnie z planem władz... do czasu gdy na ekranie czytnika zamiast twarzy jej dobrego przyjaciela, a teraz wybranka Xandera, pojawia się twarz Ky'a, o którym nie wie zbyt wiele... i od tego czasu akcja powoli rozpędza się, aż dochodzimy do momentu, w którym na każdej stronie książki dowiadujemy się nowych, coraz to bardziej zawiłych intryg, zmów i planów. Dziewczyna zmuszona jest ukrywać swe prawdziwe uczucia, a także coś, co dał jej dziadek w dniu swojej śmierci... i zaczyna się buntować, dostrzegać wady w funkcjonowaniu Społeczeństwa.
„Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy, Starość u kresu dnia niech płonie, krwawi; Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy. Mędrcy, choć wiedzą, że ciemność w nich wkroczy - Bo nie rozszczepią słowami błyskawic - Nie wchodzą cicho do tej dobrej nocy. Cnotliwi, płacząc kiedy ich otoczy Wspomnienie czynów w kruchym wieńcu sławy, Niech się buntują, gdy...”
Bohaterowie tylko z pozoru niczym się od siebie nie różnią (oprócz wyglądu). Każdy z nich zmuszony jest do posłuszeństwa, lecz nie każdy się z tym zgadza. Początkowo Cassia również jest takim "klonem" bez ciekawszej osobowości, lecz w miarę rozkwitu jej uczucia do Ky'a poznajemy prawdziwą Cassię, a także odkrywamy wszystkie sekrety Społeczeństwa.. oraz Ky'a. Okładka książki idealnie pasuje do jej treści - tak jak dziewczyna na okładce Cassia zamknięta jest w szczelnej kuli, którą otoczyły ją władze, bariery, przez którą bardzo trudno jest się wydostać.
„Nasze wspólne chwile są niczym burza, niczym gwałtowna wichura i deszcz, coś zbyt wielkiego, by tym kierować, a zarazem zbyt silnego, by przed tym uciec. Ten żywioł mnie porywa, szarpie za włosy, zostawia krople wody na twarzy, sprawia, że czuję się wreszcie żywa.”
Autorka umiejętnie trzymała mnie w niepewności do ostatnich stron i pozostawiła spory niedosyt. Przy tej książce wprost nie da się nudzić, zachwyca zarówno ciekawie wykorzystana fabuła, wartka akcja, jak i bohaterowie, z pozoru identyczni, lecz jeśli przyjrzeć im się bliżej...Według mnie naprawdę warto, mimo iż czasami było trochę nudnawo. Ale to tylko trochę =3
http://twoja-poczytajka.blogspot.com/2012/10/41-dobrani-ally-condie.html
O Dobranych słyszałam zarówno dobre, jak i te średnio pochlebne rzeczy, lecz nie zmniejszyło to mojego apetytu na tę pozycję, dlatego że wprost uwielbiam antyutopie!
„To zadziwiające, jak mocno trzymamy się fragmentów przeszłości, czekając na przyszłość.”
Urzekający romans rozgrywający się w świecie, gdzie każdy wybór jest z góry przewidziany, gdzie nawet miłość jest...
2012-10-07
Ile może znieść normalny człowiek? Dużo. Ile może znieść mała dziewczynka? Niewiele, bo przecież każde zło i krzywda jakiego świadkiem jest dziecko odbija się w jego psychice o wiele dotkliwiej, niż u dorosłego, w pełni ukształtowanego człowieka.
Aaron i Ania to rodzeństwo, są dla siebie całym światem - dbają o siebie nawzajem, pomagają sobie i chronią się. Kiedy ich matka zaczyna chorować, trafiają pod opiekę ciotki, Gabrysi. Jej dom, który dziewczynka pamięta jako niezwykle piękny, wypełniony sztuką i antycznymi meblami, staje się miejscem przemocy i dramatycznej walki. Kto ochroni rodzeństwo, gdy wszystkie granice zostaną przekroczone? Czy dziecięca wyobraźnia Ani pozwoli jej zapomnieć o wydarzeniach w zamkniętym pokoju? Czy Aaronowi uda się ochronić swoją siostrę?
„- Aniu, co dla ciebie znaczy "kochać"? Bawię się koronką przy rękawach. - To znaczy, że nie czuje się strachu.”
Bardzo lubię sięgać po książki podejmujące tak trudną tematykę, jaką jest przemoc w rodzinie i molestowanie dzieci, dlatego że uświadamiają mi, iż ten problem nadal istnieje. Wielu ludzi ma szczęśliwe rodziny i udane życie, cały swój czas poświęcają sobie i rodzinie. W natłoku codziennych spraw często zapominają jednak o tym, że nie wszystkim tak dobrze się powodzi. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że wokoło nich pełno jest innych, szczególnie dzieci, skazanych na katowanie i problemy za najmniejszą nawet błahostkę. Wydają się w miarę normalni - często są wyciszeni i unikają towarzyskich kontaktów, przez co nikt się nimi nie interesuje, nawet jeśli na ich twarzy pojawi się nagle mnóstwo siniaków nikt nie zwraca na nich większej uwagi, bo przecież wielu myśli, że to nie jego problem, po co więc się tym przejmować i niszczyć sobie dobry humor? A dziecko cierpi - i takim właśnie dzieckiem jest Ania oraz jej brat Aaron.
Ania ma z pozoru kochającą i wspaniałą rodzinę - miłą matkę, kochającego brata i dobrą ciotkę, lecz wszystko się zmienia, gdy rodzicielka dziewczynki choruje. Rodzeństwo zmuszone jest do przeprowadzki do domu ciotki. Jednak w domu jest ktoś jeszcze - chłopak kobiety, Andrzej, który nie pała sympatią do Ani, a już w szczególności do jej brata. W końcu przydarza się pierwsza kłótnia, pierwsze uderzenie... i tak zostaje wprawione w ruch koło przemocy i nienawiści. Chłopiec stara się za wszelką cenę ochronić siostrę, lecz dobrze wie, że nie może zawsze przy niej czuwać. Mimo jego starań dziecko widzi wszystko, a właściwie zbyt wiele.
Małgorzata Warda podjęła się napisania książki poruszającej bardzo trudny temat i wyszło jej to znakomicie. Realność tego, co działo się w domu Gabrysi, za zamkniętymi drzwiami sypialni jest przerażająca. Autorka z niezwykłą dokładnością opisywała wszystkie emocje kotłujące się w dwójce młodych bohaterów: Anii i Aaronie. To oni są odbiorcami przemocy otoczenia, przez co ukazanie ich odczuć było bardzo trudnym zadaniem, lecz nie dla pani Małgorzaty - ona poradziła sobie z tym zadaniem znakomicie. Umiejętnie budowała napięcie pomiędzy kolejnymi scenami sprawiając, że nie mogłam się oderwać od lektury. Dogłębnie przeraziły mnie rzeczy, które być może właśnie w tej chwili przydarzają się nieletnim ofiarom.
Książka nie przedstawia historii rodzeństwa w sposób ciągły: przeciwnie, autorka skacze między różnymi wątkami i często przenosi się w czasie - bardzo liczne są tutaj retrospekcje, które jednak dosyć często mieszały się z innymi wspomnieniami oraz teraźniejszością - niejednokrotnie zgubiłam się w trakcie lektury i miałam problemy z umiejscowieniem danego wydarzenia w czasie, jednak w końcu się do tego przyzwyczaiłam. Wprowadzało to atmosferę tajemnicy do książki, jednak pojawiało się w nadmiernych ilościach. Nie można tez odmówić tej pozycji tego, że zaskakuje czytelnika niemal na każdej stronie, równocześnie go przerażając i uświadamiając, że problem istnieje i jest poważny.
Książka Małgorzaty Wardy porusza bardzo trudną, niemniej niezmiernie ważną tematykę. Przeraziła mnie skala problemu. Uważam, że każda osoba powinna się z nią zaznajomić, by zrozumieć, rozpoznać i móc pomóc osobom pokrzywdzonym.
http://twoja-poczytajka.blogspot.com/2012/10/40-dziewczynka-ktora-widziaa-zbyt-wiele.html
Ile może znieść normalny człowiek? Dużo. Ile może znieść mała dziewczynka? Niewiele, bo przecież każde zło i krzywda jakiego świadkiem jest dziecko odbija się w jego psychice o wiele dotkliwiej, niż u dorosłego, w pełni ukształtowanego człowieka.
Aaron i Ania to rodzeństwo, są dla siebie całym światem - dbają o siebie nawzajem, pomagają sobie i chronią się. Kiedy ich matka...
2012-09-30
Od dawna szukałam ciekawej książki, która sprawiłaby, że podczas jej lektury mogłabym się trochę pośmiać - i tak oto trafiłam na "Bezduszną" Gail Carriger, pierwszy tom bestsellerowej serii o przygodach Alexii Tarabotti.
„-A niech ich w łajnie maczają! - rzucił elokwentnie hrabia.”
Po pierwsze, Alexia nie ma duszy. Po drugie, jest starą panną, której ojciec był Włochem, a teraz nie żyje. Po trzecie, została zaatakowana przez wampira, co stanowi oburzające naruszenie zasad dobrego wychowania. A dalej? Sprawy lecą na łeb, na szyję, gdyż ów wampir przypadkowo ginie z jej ręki, a nieznośny lord Maccon (hałaśliwy, gburowaty i zabójczo przystojny wilkołak) z rozkazu królowej Wiktorii wszczyna śledztwo. Jedne wampiry znikają, inne pojawiają się znienacka, jakby wyrastały spod ziemi, a podejrzenia padają na Alexię. Czy nasza bohaterka zdoła rozwiązać zagadkę skandalu, który wstrząsnął londyńską socjetą? Czy charakterystyczna dla bezdusznych umiejętność neutralizowania sił nadprzyrodzonych okaże się pomocna, czy raczej przysporzy jej wstydu? I co najważniejsze - kto naprawdę zawinił? I czy podadzą ciasto z kajmakiem?
„Uczucia, które wzbudza pan we mnie, milordzie, są dalece niestosowne.”
Szczerze mówiąc gdybym wiedziała że ta książka jest tak dobra, nie zwlekałabym z jej przeczytaniem tak długo. Historia którą opisała w niej Gail Carriger urzekła mnie od pierwszych stron i porwała w wir niesamowitej akcji. Nieszablonowa fabuła to jeden z wielu plusów tej powieści - ta pozycja to świetne połączenie paranormal romance, zagadki kryminalnej i humoru. Praktycznie przez cały czas uśmiech gościł na mojej twarzy, a większość momentów wywoływała u mnie atak niekontrolowanego śmiechu - rozbawiły mnie bardziej niż niejedna komedia, nie tylko za sprawą niejednokrotnie komicznych sytuacji, lecz także dialogów urozmaiconych przez cięty język panny Alexii Tarabotti. Całość wciągnęła mnie już od pierwszej strony, a zakończenie pozostawiło wielki niedosyt sprawiający, że muszę sięgnąć po kolejny tom.
„-Wypraszam sobie, panie... - (Alexia) szukała szczególnie obraźliwego słowa - ...burku!”
Postacie zachwycają niemniej niż ciekawa fabuła - nie doszukałam się żadnej schematycznej i nudnej osoby. Główni bohaterowie są swoimi całkowitymi przeciwieństwami, jedynymi w swoim rodzaju. Alexia jest zatwardziałą, dystyngowaną starą panną - w sumie nic w tym dziwnego, skoro rzadko trzyma język za zębami i zawsze potrafi wpakować się w jakieś kłopoty, jednak mimo tego potrafi dużo znieść i nie jest łatwo wyprowadzić ją z równowagi. Uwielbia czytać, mogłaby godzinami przesiadywać w bibliotece, lecz jak ognia unika wszelkich pogaduszek o modzie , nie przepada też za całodniowym lataniem po sklepach z najnowszą odzieżą, natomiast lord Maccon (jak na wilkołaka przystało) jest porywczy, bywa gburowaty i nie ma za grosz wyczucia stylu, mimo tego jednak stara się przestrzegać etykiety, choć humory i dociekliwość Alexii niejednokrotnie potrafią doprowadzić go do szału. Nieustanne konflikty wybuchające pomiędzy tą dwójką potrafią prowadzić do przekomicznych i niespodziewanych sytuacji - czy jednak kieruje nimi tylko niechęć? Najlepsza przyjaciółka dziewczyny - panna Hisselpeny - wykazuje za to niezdrowe wręcz upodobanie do delikatnie mówiąc dziwnych kapeluszy, potrafi zemdleć w kilka sekund, lecz w swej dobroduszności zapomina czasem o użyciu rozumu i siedzeniu cicho. Najlepszym przyjacielem panny Tarabotti (ku utrapieniu hrabiego Woolsey) jest bardzo stary, ekscentrycznie się ubierający wampir - lord Akeldama, który zawsze wie co w trawie piszczy - w końcu od czego ma się zastępy nadprzyrodzonych szpiegów??
Każdy bohater Bezdusznej jest na swój sposób wyjątkowy - autorka musiała się bardzo napracować, by wykreowany świat sprawiał wrażenie tak rzeczywistego.
„Czyżby stanowiło to powód jego fascynacji? Alexia w kratce? Posunął się o krok dalej, wyobrażając ją sobie bez kratki, i tego było już za wiele.”
Autorka postarała się, aby cała powieść jak najbardziej przywodziła na myśl wiktoriańską Anglię. Począwszy od style pisania Gail Carriger językiem wyglądającym jak żywcem wyciągniętym z tamtej epoki, do niezwykle dokładnych opisów wytwornych strojów, zabudowań XIX-wiecznego Londynu, tamtejszego klimatu, nowożytnych wynalazków i skomplikowanych, aczkolwiek niejednokrotnie dziwacznych manier pisarka sprawiła, że z łatwością mogłam sobie wyobrazić życie w tamtym czasach. Dodanie do tego wszystkiego nadprzyrodzonych stworzeń - wampirów, wilkołaków i bezdusznych - sprawiło, że Gail stworzyła mieszankę wybuchową, która nie jest w stanie znudzić nawet najbardziej wymagającego czytelnika.
Mimo wszystkich zalet książki ja doszukałam się jednak minusu - autorka starała się przekazać jak największą liczbę informacji dotyczącą nadprzyrodzonych i zasad rządzących ich światem, lecz czasem było ich tak wiele, że potrafiłam się zgubić i byłam zmuszona kilkakrotnie czytać ten sam fragment, byt wreszcie pojąć, o co chodzi. Jednak dokładność z jaką Gail Carriger wykreowała wszystkie postacie i obraz XIX-wiecznej Anglii skutecznie rekompensował o niedociągnięcie.
„-Ależ milordzie, pan jest goły! - oznajmiła, wstrząśnięta nie do opisania.”
Cóż można powiedzieć o tej książce? Z pewnością to, że wyjątkowością i oryginalnością fabuły zjednała sobie niejednego czytelnika. Wartka akcja okraszona doskonałym humorem od razu podbiła moje serce - ja z pewnością sięgnę po kolejne tomy tej serii. (Na szczęście zgodnie z obietnicą nie zabrakło też parasolek :D).
http://twoja-poczytajka.blogspot.com/2012/10/39-bezduszna-gail-carriger.html#comment-form
Od dawna szukałam ciekawej książki, która sprawiłaby, że podczas jej lektury mogłabym się trochę pośmiać - i tak oto trafiłam na "Bezduszną" Gail Carriger, pierwszy tom bestsellerowej serii o przygodach Alexii Tarabotti.
„-A niech ich w łajnie maczają! - rzucił elokwentnie hrabia.”
Po pierwsze, Alexia nie ma duszy. Po drugie, jest starą panną, której ojciec był Włochem,...
2012-09-29
Na tę książkę czekałam od czasu kiedy zapoznałam się z pierwszą częścią tej bestsellerowej serii - [Delirium]. Zaraziłam się amor deliria nervosa i nie mogłam się od niej uwolnić, więc siłą rzeczy MUSIAŁAM sięgnąć po tę pozycję.
"Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi."
Lena żyje w świecie, w którym [miłość] uznano za niebezpieczną chorobę, amor deliria nervosa, a ludzie poddawani są zabiegowi, po którym już nigdy nie będą mogli kochać. Tuż przed operacją dziewczyna zakochuje się w Aleksie. Ich wspólna ucieczka kończy się tragicznie... Wśród dymu i płomieni Lena widzi twarz ukochanego po raz ostatni. Zrozpaczona przystępuje do ruchu oporu, by walczyć o wolność i [miłość]. Na jej drodze staje tajemniczy Julian, syn przewodniczącego jednej z najniebezpieczniejszych organizacji w kraju, AWD (Ameryka Wolna od Delirii), z którą walczy Lena. Czy można pokochać największego wroga?
„Miłość. Gdy tylko wpuścisz do swojego serca to słowo, gdy tylko pozdwolisz mu zapuścić korzenie, rozprzestrzeni się jak grzyb we wszystkich zakamarkach twojej duszy - a wraz z nim pytania, drżące, pączkujące lęki, które sprawią, że nigdy nie zaznasz spokoju.”
W poprzedniej części zostawiliśmy Lenę tuż za ogrodzeniem w Głuszy. Dziewczyna miała się tam dostać razem ze swoim chłopakiem Aleksem, jednak tylko jednemu z nich udało się pokonać granicę, będąc ściganym przez żołnierzy i służby porządkowe. W tamtej chwili nastolatka widzi swojego ukochanego po raz ostatni, a jej samej ledwo udaje się ujść z życiem.
W książce śledzimy jednocześnie dwa wątki: jedne rozdziały (zatytułowane TERAZ) przeplatane są na zmianę z rozdziałami o nazwie WTEDY. W części TERAZ śledzimy wydarzenia z życia Leny, w których dziewczyna jako Lena Morgan Jones udaje osobę wyleczoną, mieszka w Nowym Jorku, chodzi do szkoły, wiedzie normalne życie, należąc jednocześnie do RO (Ruchu Oporu), natomiast we WTEDY akcja zaczyna się w momencie ucieczki nastolatki do Głuszy, obserwujemy narodziny nowej Leny, jaką poznajemy w Nowym Jorku, która żeby przetrwać, musi nauczyć się walczyć. Powoli przechodzimy od WTEDY do momentu, w którym zgrabnie łączy się ona z TERAZ, wyjaśniając wszystkie niejasności powstałe na początku lektury.
Zabieg przeprowadzony przez autorkę sprawił, że powieść stała się jeszcze bardziej tajemnicza i wciągająca, uniemożliwiając czytelnikowi odłożenie książki na półkę przed jej przeczytaniem. Ja sama dwukrotnie zarwałam nockę, byleby dowiedzieć się, co zajdzie na następnych kartach książki.
„Ja, nowa Lena, nie rodzę się tak od razy.
Krok po kroku, a potem centymetr po centymetrze.
Czołgając się, ze skurczonymi wnętrznościami, czując w ustach smak dymu.
Pełzając po ziemi jak robak.
To właśnie tak przychodzi na świat nowa Lena”
O ile w pierwszej części zdarzało się trochę niepotrzebnych momentów, pełnych nieciekawych rozmyślań, o tyle w Pandemonium nie mogłam znaleźć nawet kawałka strony, na której nic by się nie działo. Akcja jest wartka, toczy się szybko nie pozostawiając miejsca na nudę. Barwny język jakim napisany został ten tom dodatkowo umila lekturę. Autorka od początku oszczędnie dawkuje informacje, co wcale nie zniechęciło mnie do dalszego czytania, przeciwnie - aura tajemnicy dodatkowo wzmogła mój apetyt.
W Delirium Lena potrafiła być miejscami naprawdę irytująca - była nazbyt nieśmiała, nie wiedziała jak się zachować w kryzysowych sytuacjach, jednak w tej pozycji jesteśmy świadkami jej wewnętrznej przemiany, obserwujemy, jak z przestraszonej, czasem nieporadnej nastolatki dziewczyna przeistacza się w twardą osobę, która pomimo cierpienia które ją dotknęło jest w stanie walczyć z reżimem i wszelkimi przeciwnościami losu, by ochronić siebie i tych, których kocha. Na naszych oczach Lena zmienia się w dojrzałą osobę, na której barkach spoczywa ogromna odpowiedzialność. Jestem pod wrażeniem siły, którą musiała w sobie znaleźć bohaterka - ja sama niejednokrotnie bym się załamała, lecz dziewczyna wciąż brnęła dalej, mimo niebezpieczeństwa jej grożącemu.
"Na początku jest ogień.
Ogień w nogach i płucach, ogień szarpiący każdym nerwem i każdą komórką mego ciała."
W tej części poznajemy wielu nowych bohaterów, bardzo różniących się charakterem i priorytetami. Mi osobiście do gustu najbardziej przypadł Julian - z pozoru grzeczny, zobojętniały, ułożony i uległy synek tatusia, przewodniczący sekcji młodzieżowej AWD, symbol walki z delirią, jednak bardzo zyskuje przy bliższym poznaniu, pokazując swoje czułe i wrażliwe oblicze. Jesteśmy świadkami narodzin uczucia pomiędzy chłopakiem a Leną, która mimo wszystko wciąż nie może zapomnieć o Aleksie...
Ta pozycja wzbudziła we mnie wiele skrajnych emocji - radość potrafił szybko zastąpić dojmujący smutek, miejscami wręcz rozpacz, spowodowana nieprzewidywalnym obrotem wydarzeń, wciąż czułam dreszczyk emocji i rosnącą ciekawość.
Świat wykreowany przez Lauren Oliver nadal zachwyca i zaskakuje, rzeczywistość w której musi funkcjonować Lena jest jednocześnie przerażająca i fascynująca - w tym temacie czuję jednak lekki niedosyt, chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o RO, AWD i Hienach, lecz na to zapewne przyjdzie mi jeszcze poczekać do następnej części.
"Czytałam kiedyś o pewnym rodzaju grzyba pasożytującego na drzewach. Wdziera się do systemu, który transportuje wodę i odżywia drzewo(...). Wkrótce to grzyb-i tylko grzyb- transportuje wodę i wszystkie chemiczne związki potrzebne drzewu do życia. Jednocześnie krok po kroku, powoli rozkłada drzewo od środka. Właśnie tak działa nienawiść. Będzie cię żywić, a jednocześnie niszczyć od środka."
Pierwszy tom zyskał moją wielką sympatię, a drugi całkowicie mnie oczarował. Właściwie nie mam się do czego przyczepić - akcja od początku do końca trzymała w napięciu, a dreszczyk emocji towarzyszył mi cały czas. Nieszablonowa i oryginalna fabuła nadal jest wielkim plusem tej serii. Bardzo zżyłam się ze wszystkimi bohaterami powieści, czuję niedosyt i chcę więcej - mam więc nadzieję, że Requiem, czyli ostatnia część tej bestsellerowej trylogii ukaże się już wkrótce.
http://twoja-poczytajka.blogspot.com/2012/09/38-pandemonium-lauren-oliver.html
Na tę książkę czekałam od czasu kiedy zapoznałam się z pierwszą częścią tej bestsellerowej serii - [Delirium]. Zaraziłam się amor deliria nervosa i nie mogłam się od niej uwolnić, więc siłą rzeczy MUSIAŁAM sięgnąć po tę pozycję.
"Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi."
Lena żyje w świecie, w którym [miłość] uznano za niebezpieczną...
2012-09-21
Strasznie ciągnęło mnie do tej pozycji. Po przeczytaniu poprzednich tomów o przygodach Roberta Langdona bardzo polubiłam styl pisania Dana Browna, więc bardzo się ucieszyłam, gdy okazało się że wreszcie mogę przeczytać 3 tom, chyba najbardziej tajemniczy ze wszystkich.
„Są tajemnice, które umykają ludzkiemu poznaniu.”
Co zaginęło, zostanie odnalezione…
Waszyngton. Harvardzki specjalista od symboliki, Robert Langdon na prośbę swego przyjaciela i mentora, Petera Solomona, ma wygłosić wykład na Kapitolu. Kiedy dociera na miejsce, okazuje się, że na wieczór nie zaplanowano żadnego odczytu, a po chwili na środku rotundy odkryte zostaje makabryczne znalezisko, niepokojąco naznaczone pięcioma tajemniczymi symbolami. Jego przesłanie jest dla Langdona oczywiste – to zaproszenie do dawno zaginionego świata skrywającego ezoteryczną mądrość.
Kiedy okazuje się, że Peter Solomon, filantrop i prominentny członek loży masońskiej, został porwany, Langdon wie, że istnieje tylko jeden sposób, by ocalić przyjaciela: przyjąć tajemnicze zaproszenie i udać się tam, gdzie zaprowadzą go zaszyfrowane wskazówki.
A poprowadzą go podziemnymi korytarzami do tajemnych komnat i świątyń ukrytych pod jednym z najpotężniejszych miast świata. Skrywa ono prastare sekrety loży masońskiej i odkrycia, których wielu wolałoby nie ujawniać. Rozpoczyna się szalona wędrówka i wyścig z czasem, bo Langdon ma zaledwie kilka godzin na dotarcie do celu. W przeciwnym wypadku jego przyjaciel zginie.
„We właściwych rękach ogień dostarcza światło i ciepło, w niepowołanych może okazać się niszczycielską siłą.”
Na kolejną powieść Dana Browna czytelnicy czekali całe sześć lat. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie można znaleźć już po przeczytaniu kilkunastu rozdziałów książki: utkanie tak misternej i tajemniczej intrygi musiało zająć wiele czasu. Już na samym początku zostałam wciągnięta w wir nieprzewidzianych i zaskakujących wydarzeń, słowem - cały czas coś się działo, rozwiązanie jednej zagadki rodziło kolejną tajemnicę, bardziej ciekawą i zawiłą.
Wszystko co początkowo zdawało się nie mieć sensu (jak np. wmieszanie się do całej sprawy CIA, czy też motywy kierujące Mal'akiem) okazało się być przejrzyste i całkiem normalne. Niejednokrotnie starałam się wytężyć umysł by przewidzieć chociaż część następnych wydarzeń, jednak bezskutecznie. Wszystkie informacje na temat masonów zostały przekazane w prosty sposób, tak, że po wgłębieniu się w tekst nawet ktoś kompletnie ciemny w tej dziedzinie mógł się odnaleźć w tej niepowtarzalnej historii.
„Ludzie o ciasnych umysłach zawsze atakowali to, co nie mieściło się w granicach ich pojmowania.”
Mimo świetnie skonstruowanej fabuły muszę wytknąć autorowi jedno - jak dla mnie wszystko to, co działo się po rozwikłaniu masońskiej tajemnicy było zbyt rozwleczone - można było opisać to samo o wiele krócej, tak więc na samym końcu akcja wyraźnie przystopowała i po prostu się wlekła. Nie powinno to jednak umniejszyć geniuszu Dana Browna - jeszcze nie czytałam książki tak dobrze napisanej, tajemniczej i intrygującej zarazem.
Żeby nie było zbyt nudno i poważnie całość książki okraszona jest nutką niebywałego humoru.
„- Co, u licha, Darth Vader robi w katedrze Św. Piotra i Pawła? - Zwyciężył w konkursie rzeźbiarskim dla dzieci na gargulca przedstawiającego oblicze diabła.”
Nie mogłabym nie wspomnieć słowem o bohaterach książki. Robert Langdon od samego początku serii wzbudził moją niemałą sympatię - wiedzy jak i rozumu nie można mu odmówić, potrafi szybko skojarzyć fakty, aczkolwiek jego wieczny sceptycyzm czasem działał mi na nerwy - mimo dowód nie potrafił uwierzyć w coś "nienaukowego". Ci, którzy czytali "Kod da Vinci", czy też "Anioły i Demony" wiedzą, że bez osoby towarzyszącej Langdonowi podczas wyprawy (czyt. kobiety) nie może się obyć i w tym przypadku. Tak więc tym razem jest to Katherine Solomon, siostra porwanego Petera Solomona, wybitna naukowiec zajmująca się nową dziedziną nauki - noetyką. Zrobi wszystko byleby tylko pomóc w uratowaniu brata, przy czym potrafi wykazać się niebywałą determinacją i konsekwencją w swych działaniach. Za to Mal'akh, czyli osoba stojąca za całym porwaniem jest postacią naprawdę przerażającą i nieprzewidywalną, a niezwykle cięta dyrektor CIA Sato swą... wrednością i gburowatością dodała smaczku całej tej gammie chrakterów.
„Proszę nikomu nie mówić, że w dzień, gdy poganie oddawali cześć bogu Ra, klękam u stóp starożytnego narzędzia tortur i spożywam rytualne symbole ciała i krwi. [...] Jeśli ktoś chce się przyłączyć, proszę przyjść w niedzielę do kaplicy uniwersyteckiej. Uklękniemy przed krucyfiksem i przyjmiemy eucharystię.”
Dan Brown po raz kolejny udowodnił, że jest mistrzem pisania thrillerów, kreowania niesamowicie skomplikowanych intryg i tworzenia nastroju tajemniczości. Wartkość akcji i nieprzewidywalność fabuły skutecznie rekompensują drobne niedociągnięcia. Miłą rzeczą jest też to, że nie wszystkie postacie, miejsca i dzieła sztuki zostały zmyślone, tak więc można się również dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy.
Książkę polecam każdemu, niezależnie od tego czy już wcześniej miał styczność z prozą Dana Browna, czy też nie.
http://twoja-poczytajka.blogspot.com/2012/09/36-zaginiony-symbol-dan-brown.html
Strasznie ciągnęło mnie do tej pozycji. Po przeczytaniu poprzednich tomów o przygodach Roberta Langdona bardzo polubiłam styl pisania Dana Browna, więc bardzo się ucieszyłam, gdy okazało się że wreszcie mogę przeczytać 3 tom, chyba najbardziej tajemniczy ze wszystkich.
„Są tajemnice, które umykają ludzkiemu poznaniu.”
Co zaginęło, zostanie odnalezione…
Waszyngton....
2012-09-23
Dom Nocy polubiłam od pierwszego tomu - mimo iż niektórzy pisali że to nieoryginalny, szablonowy paranormal romance znów o wampirach, mi to wcale nie przeszkadzało cieszyć się lekturą. Czy aby jednak po kolejny tom warto było sięgnąć?
„Nie musisz być silna. Musisz być mądra. Musisz poznać siebie i ufaj tylko tym, którzy są godni.”
Zoey wróciła z Zaświatów, by zająć należne jej stanowisko najwyższej kapłanki Domu Nocy. Powrót dziewczyny cieszy jej przyjaciół, jednakże pojawia się obawa, czy po stracie Heatha Zoey poradzi sobie z rzeczywistością oraz czy jej związek z atrakcyjnym wojownikiem Starkiem okaże się pocieszeniem. Tymczasem dla Stevie Rae relacje z Rephaimem, Krukiem Prześmiewcą, stają się coraz cenniejsze. Wiąże ich tajemnicze i potężne Skojarzenie. Nad Domem Nocy wciąż czyha niebezpieczeństwo ze strony Kalony i Neferet, będącej coraz bliżej osiągnięcia nieśmiertelności.
„- Czasami nic i twoi przyjaciele równa się mnóstwo czegoś.”
To już moje ósme spotkanie z Zoey i nie mogę powiedzieć że najmniej udane. Ta część obfituje w wiele niespodziewanych wydarzeń, chociaż kilkakrotnie zdarzyło mi się odczuć, że zostały one trochę rozciągnięte żeby książka miała jak największą objętość. Niemniej zdarzyło się wiele naprawdę ciekawych i zaskakujących momentów w których nie mogłam narzekać na brak akcji. Co do fabuły - może i znajdują się tu wampiry jak wielu innych książkach, ale ich świat (a właściwie relacje pomiędzy wampirami i ludźmi) został przedstawiony w niespotykany mi w innych powieściach sposób. Każdy adept (naznaczony) musi udać się do Domu Noc, by szkolić się w walce i uczyć. W tym czasie organizm dokonuje przemiany (lecz tylko w obecności dorosłych wampirów), lecz jeśli coś pójdzie nie tak młodzik umiera, więc jedynym schematem jaki tu znajdziemy jest sama postać wampira.
„- Jeden [...] nie może zrobić za wiele. Ale cała grupa, kiedy zbierze się razem, może.”
Każdy wątek śledziłam z nieskrywaną ciekawością, jednak chętnie przeczytałabym jeden rozdział z perspektywy Kalony i Afrodyty... ale miło ze strony autorek, że w tej roli pojawił się kilka razy Rephaim. Od samego początku jego znajomości ze Stevie Rae szybciutko czytałam kolejne strony, by dojść do fragmentów z tymi bohaterami - on, Kruk Prześmiewa, "syn swego ojca", morderca i demon - ona dobra, miła, roześmiana pierwsza wampirza czerwona kapłanka. Niezwykłość tego związku sprawiła, że nie mogłam przewidzieć czy im się uda i co się stanie gdy do syna przybędzie Kalona. Miałam w związku z tym duże oczekiwania i muszę powiedzieć że się nie zawiodłam - tę akcję autorki poprowadziły mistrzowsko, czyniąc końcówkę tej książki zaskakującą, chociaż Neferet triumfowała ostatnia. Ale morał wyszedł z tego jeden: miłość nie zna żadnych granic i jeśli naprawdę kogoś kochasz to nie ma znaczenia, że nie jest człowiekiem .
„- [...] moc jest jedyną, która trwa na zawsze. - Nie, to miłość trwa na zawsze.”
A bohaterowie? Zoey nadal bywa nieco nudnawa, Afrodyta wciąż zachwyca ciętym językiem (mimo iż w tej części autorki postanowiły ograniczyć ilość wulgaryzmów [co jednak chyba wyszło na dobre książce]), Eric wkurza pyszałkowatością (chociaż okazuje się że on również ma dobre uczucia), a Neferet wciąż jest zła.. i robi to naprawdę świetnie.
Jest jednak jedna rzecz, która denerwowała mnie już wcześniej, ale teraz wywołała u mnie falę oburzenia - chodzi mi tu o "płytkie tło", czyli puste postacie drugoplanowe. Jak wszyscy (czyli Wielka Rada oraz adepci mieszkający w Domu Nocy w Tulsie) mogą być tak głupi?? Na oczach tych drugich Neferet zamordowała Najwyższą Kapłankę - Szechinę, na jej rozkaz Kruki Prześmiewcy zabijały ludzi (nie wspomnę o wielu innych podobnych przykładach) a wszyscy wciąż nie do końca wierzą/wcale nie wierzą w winę Tsi Sgili. Miejscami miałam ochotę krzyknąć: Jak możecie być tak ślepi?! Jednak końcowe wydarzenia sprawiły że moja złość jeszcze bardziej wzrosła... choć rozstrzygnięcie sprawy Rephaim-Stevie przyćmiły nieco mą złość.
„Jej wyraz twarzy był pogodny i szczery, więc zastanawiałam się, jak to możliwe, że coś co -byłam pewna- jest tak zgniłe w środku, może być tak wspaniałe na zewnątrz.”
Ta część mimo kilku niedociągnięć wciąż trzyma wysoki poziom - ciekawa fabuła i żwawa akcja to jedne z wielu jej plusów, a jeśli ktoś naprawdę się wciągnie (co nie jest takie trudne) z pewnością nie zwróci większej uwagi na to "płytkie tło".... zapewniam że końcówka rekompensuje wszystkie 'ale'.
http://twoja-poczytajka.blogspot.com/2012/09/37-przebudzona-pc-cast-kristin-cast.html
Dom Nocy polubiłam od pierwszego tomu - mimo iż niektórzy pisali że to nieoryginalny, szablonowy paranormal romance znów o wampirach, mi to wcale nie przeszkadzało cieszyć się lekturą. Czy aby jednak po kolejny tom warto było sięgnąć?
„Nie musisz być silna. Musisz być mądra. Musisz poznać siebie i ufaj tylko tym, którzy są godni.”
Zoey wróciła z Zaświatów, by zająć...
2012-04-19
Po pierwsze: świetna okładka, doskonale oddająca treść tej części. Po drugie: zaskakująca.
Tym razem od początku do końca coś się dzieje - nie tak jak poprzednio, gdzie nastolatki przeprowadziły jeden, dwa manewry, a potem odpoczywali w Piekle przygnębieni i załamani sytuacją w której się znaleźli. Każdą książkę tego cyklu charakteryzuje to samo - ich opis, z którego można co najwyżej dowiedzieć się jakimi emocjami darzą się ich bohaterowie. Nic o tym co się wydarzy - intrygujące, ale niektórych może zniechęcić to, że z samego opisu na tylnej okładce nie dowiedzą się czy warto. Tak więc odpowiadam: warto, warto!
Tym razem Ellie, Homer, Robyn, Lee i Fi zauważają, że wojna nie idzie po ich myśli - zaczynają ją przegrywać. Powoli tracą nadzieję na to, że czy jeszcze kiedyś spotkają się z rodzinami i powrócą do swych domów, by wieść spokojne, bezpieczne życie. Nie mogą również zapomnieć o swoich przyjaciołach, którzy są więzieni przez wroga. W końcu wpadają na wyjątkowo niebezpieczny, jakże zuchwały pomysł - postanawiają wysadzić w powietrze Zatokę Szewca, ważny port załadunkowy, znajdujący się pod kontrolą wroga. By tego dokonać potrzebują pomocy. Wyruszają więc do miasta, by dowiedzieć się czegoś o Corrie i Kevinie, a może i przy okazji uwolnić? Wkrótce znajdują chłopaka, który zajęty jest codzienną, ciężką pracą dla najeźdźców, w jednym z okolicznych gospodarstw. Po długich, trudnych naradach pozorują śmierć przyjaciela, tym samym uwalniając go z jarzma okrutnych żołnierzy. Teraz pozostało już tylko dotrzeć do Zatoki i spróbować ją wysadzić: ale jak? Z pomocą i wiedzą przyjdzie im Kevin. Zna bowiem recepturę na domowej roboty bombę, zdobytą na terenie wystawowym. Ale czy umieszczenie jej w pobliżu zabudowań będzie aż takie łatwe? Po ich ostatnim, spektakularnym wyczynie żołnierze stali się o wiele bardziej ostrożniejsi. Sprawdzają każdą ciężarówkę, osobę, kontener i krzak w pobliżu, zanim przejdą koło niego. Więc jak niby dostarczyć niezauważenie do wnętrza kompleksu kilkadziesiąt kilogramów ANFO (składnik bomby)? Czy to w ogóle możliwie? A jeśli postanowią zaryzykować i spróbować - co może się stać? Czy to przeżyją? Ale to nie wszystko co postanowił nam zaserwować w tej części pan Marsden. Bo może się okazać, że ktoś na nich czyha. Jeśli przyjaciele nieuchronnie kierują się w sam środek być może śmiertelnej dla nich pułapki? Co jeszcze może się stać? Tego dowiecie się czytając tę książkę.
Co sobie cenię w całej serii "Jutro"? Zdecydowanie jej nieprzewidywalność. Każda część kończy się inaczej: raz tragicznie, a raz dosyć szczęśliwie, pozostawiając jednak po sobie gorzki posmak. Nigdy nie ma 100% happy endu. W wielu pozycjach o podobnej tematyce wszystko kończy się dobrze dla większości bohaterów - tu tak nie jest. Przecież czasem coś musi pójść nie po naszej myśli, ale czasem coś się uda. Czytając tę książkę naprawdę można się nieźle wciągnąć, bo tutaj nie ma gwarancji że każdy przeżyje i wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie. Miejscami myślałam że wiem co zaraz się wydarzy, ale nigdy nie trafiałam. Każdy fragment potrafił kompletnie zaskoczyć i totalnie oczarować. Dużym plusem jest również to, że czytając widać że autor zna się na tematach poruszanych w lekturze, przedstawia prawdziwie informacje i prawdopodobne sytuacje. Nie ma tu wyssanych z palca dziwów oraz rzeczy, które właściwie nigdy w normalnym życiu nie mogłyby się wydarzyć. Cenię sobie tę serię również za jej prawdziwość i realność - bo jakby się tak zastanowić, to w dobie wojen i coraz groźniejszych broni taka historia mogłaby przydarzyć się każdemu państwu. Ta część (że tak pozwolę sobie zdradzić) zakończy się dosyć dobrze. Ale żeby nie było za słodko dodam: ktoś z naszej paczki zginie, ale nie powiem kto. Jeśli chcecie się tego dowiedzieć, sięgnijcie po tę powieść.
Naprawdę warto.
http://twoja-poczytajka.blogspot.com/2012/04/11-jutro-3-john-marsden.html
Po pierwsze: świetna okładka, doskonale oddająca treść tej części. Po drugie: zaskakująca.
Tym razem od początku do końca coś się dzieje - nie tak jak poprzednio, gdzie nastolatki przeprowadziły jeden, dwa manewry, a potem odpoczywali w Piekle przygnębieni i załamani sytuacją w której się znaleźli. Każdą książkę tego cyklu charakteryzuje to samo - ich opis, z którego można...
2012-09-11
Bardzo przypadła mi do gustu pierwsza część tej serii, dlatego bez większego zastanowienia od razu zabrałam się za lekturę Klątwy Tygrysa - Wyzwanie. Bardzo chciałam się dowiedzieć, jakie przygody tym razem zgotuje bohaterom Colleen Houck, oraz najważniejsze: czy Kelsey nareszcie zrozumie, jak głupi błąd popełniła rozstając się z Renem? To właśnie to zdarzenie najbardziej wkurzyło mnie w jedynce i wzbudziło niechęć do dziewczyny. Ale historia była tak ciekawa, że nie znalazłam argumentów za tym, by nie przeczytać kolejnego bestsellerowego dzieła tej autorki!
„Czasami miłość sprawia, że zachowujemy się jak szaleńcy.”
Serce Kelsey zostało złamane, pradawne zaklęcie - nie.
Po rozstaniu z Renem Kelsey wraca do rodzinnego Oregonu, starając się zapomnieć o indyjskim księciu. Próbuje żyć normalnie - pójść na studia, umawiać się z przyjaciółmi, znaleźć sobie normalnego chłopaka.. jednak zło nie zostało pokonane i czai się na każdym kroku. Jednak nie dane jej będzie długo cieszyć się spokojem i wolnością, gdyż do Stanów przybywa Ren, który nie mogąc dłużej znieść rozłąki z ukochaną próbuje ją na nowo przekonać do siebie i udowodnić, że to ona jest jedyną osobą, którą naprawdę kocha. Jednak Kelsey chce za wszelką cenę żyć normalnie. Na domiar złego w ślad za bratem wyruszył Kishan - on także próbuje przekonać do siebie dziewczynę. Wydaje się, że największym problemem nastolatki jest w chwili obecnej dwóch natrętnych adoratorów... jednak Lokesh tylko czekał na taką okazję. Po nagłym zwrocie wydarzeń Kelsey zmuszona jest wrócić do Indii tym razem z samym Kishanem. Muszą działać szybko - zło przecież nigdy nie śpi, a pradawna klątwa nadal nie została złamana... Czy dziewczyna znajdzie w sobie odwagę, by uwierzyć w miłość i stanąć do walki z siłami zła?
„...pokonanie siebie i swoich słabości to większy sukces niż pokonanie wielotysięcznej armii.”
Pierwsze co ciśnie mi się na usta po przeczytaniu tej książki to: wow. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Niesamowite, co Colleen Houck wyczarowała tym razem.Od czego by tu zacząć?
Ach tak: dzięki niej pokochałam tygrysy (szczególnie te czarne) i Indie - zarówno kulturę, mity, jak i jej mieszkańców, nieprzeniknioną, pełną tajemnic i niebezpieczeństw dżunglę...
Znalazłam tu wszystko, czego oczekuję od dobrej książki: wartką akcję, nieszablonową i niespotykaną wcześniej fabułę (czy ktoś z was czytał już o ludziach zaklętych w tygrysy?) dopracowaną na ostatni guzik... Skrajne emocje towarzyszące mi podczas czytania sprawiły, że raz miałam ochotę śmiać się w niebogłosy, a potem po prostu płakać. Nagłe zwroty wydarzeń sprawiły, że nie byłam w stanie przewidzieć tego, co stanie się na następnej stronie powieści. Autorka jest mistrzynią trzymania czytelnika w napięciu co idzie w parze z nieprzewidywalnością zdarzeń w tej pozycji. Jestem pewna, że nikt nie był w stanie przewidzieć zakończenia.
„... skała nie ugnie się przed wiatrem i tak samo stabilny jest umysł człowieka. Taki człowiek jest jak filar, zawsze można na nim polegać"
Czytając Wyzwanie nie ma mowy o nudzie. Co rusz coś się dzieje - przecież zło nigdy nie śpi... tak samo jak miłość. Nagłe zwroty akcji nie pozwoliły mi odłożyć książki i tak po prostu pójść spać, gdyż głowę cały czas zaprzątało mi pytanie: Co będzie dalej? Co do bohaterów...
W pierwszej części najbardziej irytującą osoba była Kelsey - jej głupota i nierozważne posunięcia co rusz mnie denerwowały, czasem maiłam ochotę znaleźć się w powieści, podejść do niej i uderzyć w głowę mówiąc: Co ty wyprawiasz?! A pod sam koniec historii miałam jej już naprawdę serdecznie dosyć.
Jednak po pierwszych 100 stronach bohaterka zaczęła od nowa zdobywać moją sympatię. Nareszcie zachowywała się jak normalny człowiek, a nie jak mała dziewczynka która kompletnie nie wiem czego chce i co mam ze sobą zrobić. Chociaż gdy przebywała sam na sam z bratem Rena niejednokrotnie chciałam krzyknąć: Wybierz go! Podczas walki nareszcie nie przyglądała się biegowi wydarzeń bezczynnie - ruszała do boju i niejednokrotnie pokazała, że lepiej z nią nie zadzierać.
Bardzo ucieszył mnie fakt, że w tej części autorka dała czytelnikowi większą możliwość poznania Kishana - zarówno jego zalety, jak i słabości. Dowiedziałam się wielu ciekawych faktów z jego przeszłości. Poza tym bardzo spodobał mi się pomysł trójkątu miłosnego, choć ze strony Kelsey niewiele się działo w tym kierunku.
Nie mogłabym nie wspomnieć o zakończeniu. Było tak zaskakujące i... po raz pierwszy naprawdę zaczęłam współczuć Kelsey, ogarnął mnie ogromny smutek.. i chęć natychmiastowego sięgnięcia po Wyprawę, czyli trzecią część serii!!
„Im bardziej dusza człowieka przeżarta jest przez troski, tym więcej w niej miejsca na radość”
Książka została świetnie napisana - barwne opisy, niepłytkie postacie (no może miejscami z wyjątkiem Kelsey), i ta nieprzewidywalność... Poza tym kolejna olśniewająca okładka i przepiękne wydanie wnętrza książki dodatkowo umilały mi lekturę kolejnych, niezapomnianych przygód. Świetnie się bawiłam śledząc kolejne zawiłe perypetie bohaterów. Od emocji towarzyszących czytaniu długo nie mogłam się uwolnić. Kolejna książka Colleen Houck jest jeszcze lepsza od Klątwy Tygrysa, tak więc nie pozostaje mi nic innego, jak polecić ją każdemu!
http://twoja-poczytajka.blogspot.com/2012/09/35-klatwa-tygrysa-wyzwanie-colleen-houck.html
Bardzo przypadła mi do gustu pierwsza część tej serii, dlatego bez większego zastanowienia od razu zabrałam się za lekturę Klątwy Tygrysa - Wyzwanie. Bardzo chciałam się dowiedzieć, jakie przygody tym razem zgotuje bohaterom Colleen Houck, oraz najważniejsze: czy Kelsey nareszcie zrozumie, jak głupi błąd popełniła rozstając się z Renem? To właśnie to zdarzenie najbardziej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-08-30
Czy zastanawialiście się kiedyś co by było, gdyby nagle zabrakło prądu? Nie na kilka godzin, czy dni. Gdyby zabrakło go na kilka miesięcy, może nawet lat? Zabrakło by telewizji, internetu, światła...
A co by było gdyby cała elektronika jaką dysponujemy zostałaby w jednej chwili zniszczona? Nowoczesne samochody po prostu zgasły by na ulicach, komórki przestały działać, tak samo jak pompy dostarczające wodę ludziom mieszkającym z dala od jakiegokolwiek jej źródła, szpitale straciłyby swój sprzęt ratujący ludzkie życie...
Świat w którym obecnie żyjemy opiera się na technologii - gdybyśmy nagle ją stracili, czy udałoby się nam przetrwać, a jeśli tak, to za jaką cenę..?
Odpowiedzi na to pytanie postanowił nam udzielić William R. Forstchen w swojej książce.
John Matherson jest byłym pułkownikiem. Miał szansę otrzymać awans, lecz wówczas zachorowała jego żona - Mary. Zrezygnował z dalszej kariery i wrócił z nią do jej rodzinnego miasta - Black Mountain, małego, górskiego miasteczka położonego w Karolinie Północnej, by tutaj w spokoju przeżyć ostatnie swe chwile. Wkrótce umiera, a John postanawia na stałe osiedlić się w tym regionie. Przyjmuje posadę wykładowcy historii na pobliskiej uczelni, w wolnych chwilach udaje się na spotkania klubu miłośników historii. Opiekuje się dwoma córkami: Jennifer i Elizabeth, często odwiedza swoją teściową Jen, mieszkającą nieopodal. Jego życie powoli wraca do normy, nie narzeka na brak pieniędzy czy przyjaciół. Wydaje się że Black Mountain, miasteczko na uboczu jest ostoją spokoju, nie może tu się wydarzyć nic nadzwyczajnego. A jednak.
Na Stany Zjednoczone zostaje zrzucona bomba, wykorzystująca efekt impulsu elektromagnetycznego (EMP). Impuls ten sprawił, że wnet cała elektronika na terenie USA po prostu się usmażyła i przestała działać. Wysiadł prąd, samochody stanęły na ulicach. Zdezorientowani ludzie wyszli z domów, nie wiedząc co się dzieje. Komórki nie działają, ludzie się niepokoją, bo skoro to tylko chwilowa awaria, to czemu nawet one się nie włączają? Ameryka pogrążyła się w mrokach nowego średniowiecza. Po kilku dniach John zaczyna mieć pewność, że wybuchła bomba i ktoś zaatakował kraj EMP. Zaczynają się zamieszki, rubieże, brakuje jedzenia i leków, ludzie umierają w ekspresowym tempie, z powodu zawałów serca, czy ataku choroby. Jennifer również jest zagrożona - ma cukrzycę I typu, a insuliny nie starczy na zbyt długo. Ludzie którzy utknęli na autostradzie zbliżają się do miasta, gdzie już odczuwalny stał się głód. John wie, że musi zrobić wszystko, by jego rodzina i dom przetrwały. Jednak głodny i uzbrojony człowiek, to niebezpieczny człowiek, a ich zaczyna przybywać z każdą chwilą. Czy Johnowi uda się przetrwać? Do czego są zdolni ludzie, żeby przeżyć?
O książce nigdy nie słyszałam. Udało mi się ją zdobyć przypadkiem, a intrygująca okładka sprawiła, że długo na mojej półce nie przeleżała. Do chwycenia zachęcił mnie nie tyle opis, co przedmowa opisująca działanie EMP i słowa "Broń ta może już teraz znajdować się w rękach naszych wrogów...". Bo jak się okazuje, zagrożenie przedstawione w książce nie jest wyłącznie fantastyką, tylko rzeczą, mogącą się przydarzyć każdemu, już teraz. Nie trudno jest zdobyć tę broń i nietrudno jej użyć - wystarczy jedna banda terrorystów, czy wrogi kraj, by zapanował chaos nie do ogarnięcia.
"Książka wzbudziła ogromne zainteresowanie jeszcze przed jej opublikowaniem. Dyskutowano o niej w Kongresie Stanów Zjednoczonych, rekomendując jako lekturę obowiązkową, z którą powinien się zapoznać każdy Amerykanin. Równie wysoko ocenił ją Pentagon, zwracając uwagę na fakt, że powieść Forstchena jest wyjątkowo realistycznym spojrzeniem na broń masowej zagłady o przerażającej sile rażenia – fala uderzeniowa może przetoczyć się przez teren całych Stanów Zjednoczonych dosłownie w sekundę, ściągając na kraj niewyobrażalną katastrofę. Jest to broń, przed którą przestrzegał „Wall Street Journal”, pisząc, że może ona spowodować zagładę USA."
Autor bardzo dokładnie opisał wydarzenia, które nastąpiły Sekundę Później. Swoją drogą uważam że angielski tytuł Sekundę Później dużo lepiej oddaje treść pozycji niż polski przekład Sekundę za późno. Wszystkie sytuacje zostały tak szczegółowo i prawdziwie napisane, że miejscami miałam wrażenie że sam pan Forstchen znalazł się wewnątrz tego chaosu. Bardzo zżyłam się z wszystkimi bohaterami tej powieści, więc było mi niebywale smutno, gdy któryś z nich ginął. Dogłębnie przeraziło mnie to, czego dopuszczali się ludzie w imię kromki chleba i łyka wody. Pisarz umiejętnie zwiększał i zmniejszał napięcie sprawiając, że historia zdawała mi się jeszcze bardziej prawdopodobna. Przyznam że bezgranicznie wciągnęłam się w tę opowieść, a emocje które odczuwałam przy czytaniu niejednokrotnie sprawiały, że musiałam odłożyć czytadło na bok, by nieco ochłonąć i zrozumieć horror mi przedstawiony. Gdzie się podziała litość i współczucie? Zostały przygniecione przez pierwotny instynkt przetrwania - przetrwania za wszelką cenę, bez względu na koszty.
Ta książka jest naprawdę poruszająca, przerażająca i wciągająca - tym bardziej, że wszystko to może zdarzyć się naprawdę w każdej chwili i wszędzie. Bohaterowie byli bardzo prawdziwi i szczegółowo opisani. Strasznie się z nimi zżyłam, wzbudzili we mnie wiele emocji, tak samo jak cała ta powieść.
Polecam tę pozycję każdemu, bo jest to historia z którą każdy powinien się zapoznać.
http://twoja-poczytajka.blogspot.com/2012/09/34-sekunde-za-pozno-william-r-forstchen.html
Czy zastanawialiście się kiedyś co by było, gdyby nagle zabrakło prądu? Nie na kilka godzin, czy dni. Gdyby zabrakło go na kilka miesięcy, może nawet lat? Zabrakło by telewizji, internetu, światła...
A co by było gdyby cała elektronika jaką dysponujemy zostałaby w jednej chwili zniszczona? Nowoczesne samochody po prostu zgasły by na ulicach, komórki przestały działać, tak...
2012-04-29
Jakby ją opisać jednym zdaniem.... kolejna świetna powieść pana Marsdena. W większości obecnie tworzonych powieści znajduje się to samo: utarta, schematyczna historia, zazwyczaj zakończona happy endem. Do tego przewidywalna, a bohaterowie sprawiają wrażenie niezniszczalnych gdyż właściwie z każdej opresji wychodzą cało. Tutaj tak nie jest. Bo tu nic nie jest nierealne i przesłodzone. Świat jest brutalny, nieprzewidywalny i zaskakujący - wszystko może pójść nie tak, każdy może zginąć i ponieść porażkę.
Zacznę od okładki - i tym razem jej autor świetnie trafił z jej klimatem - pożar na niej ukazany obrazuje wydarzenia początkowych stronic książki. Ale od początku.
W trzeciej części nasi bohaterowie (Ellie, Homer, Fi, Lee i Kevin) trafili do Nowej Zelandii, uratowani przez tamtejsze lotnictwo. Wstąpiła w nich radość spowodowana ucieczką z brutalnego, zniszczonego, ogarniętego krwawą wojną miejsca, jakim stał się ich kraj. Mają zapewnioną najlepszą opiekę lekarzy i psychologów, dzięki czemu powoli wracają do siebie, pozbywają się traumy spowodowanej kolejnymi morderstwami . Po tym jak wysadzili w powietrze Zatokę Szewca traktowani są jak prawdziwi bohaterowie. Codzienne wycieczki, festyny, imprezy - nikt z nich nawet nie śnił o takim luksusie. Stopniowo stają się normalnymi nastolatkami, roześmianymi i hałaśliwymi. Nie muszą znów planować kolejnego kroku, martwić się o przeżycie. Ale ta sielanka nie trwa wiecznie. Bo oto po kilku miesiącach błogich wakacji przyjaciele dowiadują się, że mają znów wrócić do miejsca z ich najgorszych koszmarów. Do miejsca z którego może już nie być ucieczki. Do Piekła. Ellie załamuje się, nie wiedząc co o tym myśleć. Wciąż tęskni za rodziną, chce pomóc ją uwolnić, ale jednocześnie nie może pogodzić się z myślą powrotu na wojnę. Dowódca armii i jednocześnie ich opiekun, pułkownik Finley utrzymuje jednak, że mają tam polecieć razem z grupką specjalnie wyszkolonych, Nowozelandzkich żołnierzy. Nie mają pomagać w walce, tylko służyć im jako przewodnicy po tamtejszym terenie. Wystarczy że polecą tylko dwie osoby, ale grupa za bardzo się zżyła ze sobą, by się rozdzielić. Po długich rozmowach i kłótniach postanawiają wyruszyć razem. Przecież to nic niebezpiecznego, tłumaczą sobie. Mają tylko doprowadzi żołnierzy do Piekła,a następnie do miasta i lotniska, które chcą wysadzić. Na początku wszystko idzie jak po maśle. Wszyscy bezproblemowo docierają do "azylu", po czym w obozie zostają tylko Fi, Homer i Kevin, by go pilnować. Reszta wyrusza do miasta, by zniszczyć cel. W drodze Ellie zaczyna panikować, więc wraca do pozostałych. Żołnierze i Lee idą dalej po czym... słuch o nich ginie. Przyjaciele cierpliwie czekają na jakikolwiek znak. Nic się jednak nie dzieje, więc postanawiają wyruszyć na ich poszukiwania. Jednak w czasie marszu ktoś ich dostrzega, muszą uciekać. I tu jak lawina spadają na nich kolejne nieszczęścia. Bo wszyscy ich szukają, Nowozelandczyków i Lee nigdzie nie ma, a schronienia nigdzie nie ma. Do tego jednak po coś tu przyjechali. Wysadzić lotnisko w Wirawee. Co się stanie, gdy postanowią doprowadzić plan do końca, bez względu na wszystko?
To się nazywa wciągająca powieść, o której myśli się jeszcze na długo po skończeniu lektury. Jak napisałam na początku najmocniejszą stroną tej historii jest jej nieprzewidywalność. Bo tak naprawdę nigdy nie wiadomo czy szczęście znów przyjdzie z pomocą, czy też plan spali na panewce. Bohaterowie znów muszą walczyć o przetrwanie, tyle że tym razem jest o wiele trudniej. Każda potyczka wzbudza coraz więcej emocji i coraz bardziej wciąga, zachęca do dalszego czytania. Gdy raz się wsiądzie, to nie można już wyjść. Kolejną mocną stroną powieści są jej bohaterowie: nieszablonowi, oryginalni, wyjątkowi. Nie są przy tym niezniszczalnymi herosami, ani płaczącymi, potulnymi owieczkami - są tacy jak każdy z nas. Potrafią się wykazać, ale każdemu zdarzyć się może chwila słabości. Poza tym pomiędzy Ellie a Lee znowu zaczyna się rodzić jakieś uczucie. Ale czy po wstrząsie który przeżyje chłopak będzie on w stanie dalej normalnie funkcjonować? Na światło dzienne zaczynają wychodzić kolejne tajemnice, słabości i związki między przyjaciółmi. Żołnierze są sprytniejsi niż poprzednio, więc każdy ruch może ich kosztować życie. Czy zaryzykują wszystko by pomóc w wojnie i odnaleźć Nowozelandczyków, czy też wrócą czym prędzej ewakuują się z pola bitwy? Odpowiedź znajdziecie w tej kolejnej już świetnej powieści Johna Marsdena ;)
http://twoja-poczytajka.blogspot.com/2012/04/12-jutro-4-john-marsden.html
Jakby ją opisać jednym zdaniem.... kolejna świetna powieść pana Marsdena. W większości obecnie tworzonych powieści znajduje się to samo: utarta, schematyczna historia, zazwyczaj zakończona happy endem. Do tego przewidywalna, a bohaterowie sprawiają wrażenie niezniszczalnych gdyż właściwie z każdej opresji wychodzą cało. Tutaj tak nie jest. Bo tu nic nie jest nierealne i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-09-03
Wideo recenzja:
http://twoja-poczytajka.blogspot.com/2012/09/33-klatwa-tygrysa-collen-houck-wideo.html
lub
http://www.youtube.com/watch?v=tE98-eYMLUM
Wideo recenzja:
http://twoja-poczytajka.blogspot.com/2012/09/33-klatwa-tygrysa-collen-houck-wideo.html
lub
http://www.youtube.com/watch?v=tE98-eYMLUM
2012-08-15
„Mówili, że bez miłości będę szczęśliwa.
Mówili, że lekarstwo na miłość sprawi, że będę bezpieczna.
I zawsze im wierzyłam.
Do dziś.
Teraz wszystko się zmieniło.
Teraz wolę zachorować i kochać choćby przez ułamek sekundy, niż żyć setki lat w kłamstwie”.
Dawniej wierzono, że miłość jest najważniejszą rzeczą pod słońcem.
W imię miłości ludzie byli w stanie zrobić wszystko, nawet zabić.
Potem wynaleziono lekarstwo na miłość.
„Wszystko będzie dobrze. Słowa, które tak naprawdę nic nie znaczą, które są mantrą rzucaną w przestrzeń i mrok jak rozpaczliwe próby uchwycenia się czegoś, gdy się spada.”
Nastoletnia Lena mieszka w nowej Ameryce. Musi przestrzegać segregacji płciowej i godziny policyjnej. Miłość uznawana jest tu za śmiertelną chorobę, której można się pozbyć tylko po specjalnym zabiegu, czyli remedium. Po nim człowiek nie odczuwa już żadnych silniejszych emocji - zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Lenie pozostały jeszcze jakieś 3 miesiące do zabiegu, którego wyczekuje z niecierpliwością. Razem z przyjaciółką Haną udają się wcześniej ewaluacji, czyli "teście" przed specjalną komisją. Podczas niej dziewczyna musi odpowiadać na pytania typu "Jaki jest twój ulubiony kolor?", "Co lubisz robić w wolnym czasie?", by potem na ich podstawie wybrać kilku chłopców dla dziewczyny. Po zabiegu zostanie sparowana z jednym z nich i po studiach (jeśli na nie trafi) ożeni się z nim. Zabieg jest obowiązkowy i nie wolno się mu sprzeciwić. inaczej zostanie się uznanym za Sympatyka (osobę sprzyjającą niewyleczonym mieszkającym w Głuszy) i trafi na stryczek, lub do Krypt , czyli czegoś w stylu szpitala psychiatrycznego z horroru. Jednak podczas jest spotkania z komisją do budynku wtargnęło stado krów, zapędzone tam przez Niewyleczonych w ramach protestu. I wtedy dziewczyna zauważa jakiegoś chłopaka na platformie obserwacyjnej. A potem widzi go znowu i znowu. Czy to możliwe żeby coś do niej czuł, skoro należy do wyleczonych..?
„Miłość – najbardziej zdradliwa choroba na świecie: zabija cię zarówno wtedy, gdy cię spotka, jak i wtedy, kiedy cię omija. Ale to niedokładnie tak. To skazujący i skazany. To kat i ostrze. I ułaskawienie w ostatnich chwilach. Głęboki oddech, spojrzenie w niebo i westchnienie: dzięki ci, Boże. Miłość – zabije cię i jednocześnie cię ocali.”
O Delirium wiele się słyszało jeszcze przed jej polską premierą. Jednak muszę przyznać że po przeczytaniu kilku negatywnych recenzji nie byłam do niej zbytnio przekonana. Sądziłam że cała powieść będzie przepełniona tematem miłości Leny i Aleksa, a pomiędzy tym nie będzie dziać się nic szczególnego.. jednak strasznie się myliłam. "Delirium" jest to jedna z tych książek, które potrafią zadowolić i zaskoczyć niejednego, nawet wybrednego czytelnika, chociaż narracja Leny nie każdemu może przypaść do gustu. Miejscami jest po prosu trochę monotonna i bezbarwna, ale naprawdę tylko czasami. Szkoda że zabrakło tutaj lekkiej zmiany, a mianowicie chociaż rozdziału napisanego z perspektywy Aleksa lub Hany (chociaż w Ameryce jest dostępna krótka książka "Hana. A Delirium Short Story" opowiadająca o wydarzeniach od kłótni przyjaciółek właśnie przez Hanę. Niestety na razie nie zanosi się na to, by miała być ona wydana w Polsce).
„(...) miłość i pożądanie tworzą związek symbiotyczny, a zatem jedno nie może istnieć bez drugiego. Pożądanie jest wrogiem zadowolenia. Pożądanie jest chorobą, gorączką mózgu. Czy ten, który pragnie, może być uznany za zdrowego? Już samo słowo "pragnienie" sugeruje brak, niedostatek, wadę i tym właśnie jest pożądanie: wadą umysłu, skazą, wypaczeniem.”
Pewnie nie tylko mnie przyciągnęła do tej książki świetna i przede wszystkim niezwykle oryginalna fabuła. W "Delirium" autorka niezwykle realistycznie przedstawiła nam przyszłość w której miłość jest śmiertelną chorobą, atakującą niespodziewanie, nie wykazując przy tym żadnych objawów. Zarażony myśli że ma grypę, jest przemęczony, lecz to tylko pozory. Żeby uniknąć tego w dniu swoich szesnastych urodzin każdy amerykański nastolatek musi poddać się zabiegowi, czyli podaniu remedium. Sprawia ono, że człowiek właściwie nie odczuwa żadnych emocji - miłości, współczucia, nienawiści, żądzy zemsty.. Wszystko to ma na celu stworzenie człowieka idealnego, bez zbędnych trosk, posłusznego, takiego którego można łatwo kontrolować. Jednak lekarstwo na "amor deliria nervosa" może również nieść za sobą różnego typu komplikacje, może w ogóle nie zadziałać.. a w skrajnych przypadkach nawet zabić. Lena wyczekuje go z niecierpliwością, gdyż nie chce skończyć jak jej matka - zakochana bez reszty w nieżyjącym już mężu, mimo że trzykrotnie poddana zabiegowi (żaden nie zadziałał). W końcu skoczyła z klifu i umarła (mały spoiler).. czy aby na pewno..? Może dziewczyna wie tylko to, czego chce rząd? (koniec spoilera). Dziewczyna nie chce skończyć jak ona więc posłusznie przestrzega wszystkich zasad narzuconych społeczeństwu przez władze. Unika mężczyzn (tylko tych niewyleczonych), przestrzega surowo przestrzeganej godziny policyjnej, dobrze się uczy, nie wychyla i pomaga rodzinie w sklepie, słucha tylko muzykę i ogląda tylko te filmy, które zostały zaaprobowane i są bezpieczne, nie zawierają żadnych miłosnych przesłanek. Wie, że musi być grzeczna, gdyż nie chce być uznana za Sympatyka i zginąć lub trafić do krypt. Zawsze wmawiano jej, że miłość jest zabójcza i należy się przed nią strzec. Tego zdania była i Lena, póki nie spotkała Aleksa... Czy jednak uda im się przetrwać by być razem?
„Miłość - jedno słowo, niby nic, nieznaczne jak ostrze noża. Właśnie tym jest: ostrzem, krawędzią. Przechodzi przez środek twojego życia, dzieląc wszystko na pół. Przed i po. Cały świat spada na którąś ze stron. Przed i po. I w trakcie - moment na krawędzi.”
Autorka świetnie wykreowała świat w którym przyszło żyć Lenie. Opisy wszystkich miejsc i przepisów zostały szczegółowo dopracowane, co sprawiło, że nie trudno było mi się wczuć w sytuację nastolatki i bardzo ją polubić. Dziewczyna zapoznaje nas również z historią Nowej Ameryki, co bardzo umila lekturę. Dodatkowo każdy nowy rozdział zaczyna się fragmentami różnych książek, skutecznie przybliżających czytelnikami zasady rządzące teraz światem, a także współczesną edukację dzieci, poprzez ukazanie wierszyków, rymowanek i historyjek aprobowanych przez władze. Nie mogłabym nie wspomnieć o wspaniałych bohaterach, do których szybko się przywiązałam. Bardzo cieszy fakt, że nie tylko postacie pierwszoplanowe zostały dopięte na ostatni guzik. Każda z nich zachwyca indywidualnymi cechami i niepowtarzalnymi charakterami (choć nie można tego powiedzieć o nudnych, schematycznych wyleczonych ;P). Moją sympatię najszybciej wzbudziła Hana, pewna siebie dziewczyna o buntowniczej duszy, wnosząca powiew świeżości do tego monotonnego społeczeństwa.
Czy gdyby miłość była chorobą chciałabyś się wyleczyć?
Książka wzbudziła we mnie wielkie emocje, nie tylko ciekawość. Z Leną przeżywałam każdą jej troskę i ból. Lauren Oliver napisała pozycję, od które nie sposób się oderwać nie docierając do końca. Ta część tak mnie zachwyciła, że teraz ze zniecierpliwieniem oczekuję "Pandemonium", czyli następnej części tej bestsellerowej trylogii. Jednak jedno jest pewne: trudno jest znaleźć ciekawszą i bardziej oryginalną pozycję.
http://twoja-poczytajka.blogspot.com/2012/08/31-delirium-lauren-oliver.html
„Mówili, że bez miłości będę szczęśliwa.
Mówili, że lekarstwo na miłość sprawi, że będę bezpieczna.
I zawsze im wierzyłam.
Do dziś.
Teraz wszystko się zmieniło.
Teraz wolę zachorować i kochać choćby przez ułamek sekundy, niż żyć setki lat w kłamstwie”.
Dawniej wierzono, że miłość jest najważniejszą rzeczą pod słońcem.
W imię miłości ludzie byli w stanie zrobić wszystko,...
2012-08-13
Początkowo gdy zobaczyłam że do Włóczykijki doszła nowa książką od razu chciałam się dowiedzieć jaki tym razem to tytuł. Zobaczyłam że to Opowieść Niewiernej, książka, o której nigdy w życiu nie słyszałam, tak samo jak i samej autorce. Jednakże jej tytuł tak mnie zaintrygował, że postanowiłam przejrzeć opinie na jej temat. Przeczytawszy jaka to ta książka jest świetna postanowiłam zapisać się w kolejkę do niej. I tak doszło do tego, że zabrałam się za jej lekturę. Jednak czy było warto?
Niewierna – jakże to oskarżająco brzmi! Lecz co sprawiło, że Ewa, młoda żona, zdradziła męża? Czyż Maciek nie był pracowity i uczciwy, czyż nie poświęcał każdej wolnej chwili na budowę ich wspólnego domu? Czego brakowało Ewie, że zaczęła spotykać się z Pawłem, a potem z Michałem? Lekka w lekturze, a przecież ważka i pełna życiowej mądrości powieść o potrzebie miłości, zrozumienia i niezależności. Anatomia zdrady, przewrotna wiwisekcja związku małżeńskiego i barwny portret współczesnej polskiej kobiety, chcącej mieć dzieci i zwalnianej z pracy, bo może pójść na macierzyński i „zablokować etat”.
„Nie wiedziałam wtedy, ze z małżeństwem jest jak z nową posadą: ile na początku wynegocjujesz, tyle masz. Potem bardzo trudno zmienić warunki – zarówno pracy, jak i życia. Mechanizm działania jest dokładnie taki sam”
Czym właściwie jest zdrada? Jaka jest jej anatomia? Co do niej prowadzi?
Czy to tylko brak porozumienia między małżonkami, czy też tęsknota za adrenaliną towarzyszącą dawnym ukradkowym spotkaniom?
Początkowo nie spodziewałam się zbyt wiele po tej pozycji, jednak ucieszyłam się że mam okazję ją przeczytać, gdyż niejednokrotnie słyszałem wiele dobrego o chociażby Milaczku tejże autorki. Tak więc zabrałam się za czytanie... i muszę przyznać że pozycja ta wciągnęła mnie od pierwszych stron. Tę pozycję się po prostu pochłania. Może i historia nie jest zbyt długa, ale od początku do końca obfituje w coraz to ciekawsze wydarzenia, bezustannie mnie zadziwiała. Widać, że nie jest to paplanina o niczym, że autorka wie dobrze o czym pisze. Książka nie jest napisana utartym schematem - przeciwnie, cały czas zaskakuje czytelnika, jednocześnie nie pozwalając oderwać się mu od lektur.
Zachwyciły mnie też doskonałe kreacje głównych bohaterów. Ewa i Maciek są małżeństwem. Ewa marzyła o pięknym weselu i długiej białej sukni. Maciek pragnął zaoszczędzić pieniądze, poprzez o wiele tańszy ślub cywilny. On najwyżej cenił sobie pracę ceniła pracę, ona pragnęła miłości, rodziny. Żyli w jednym domu, ale jednak obok siebie. Co sprawiło że Ewa zdradziła męża? Obojętność jej męża, łaknienie uczuć, czułości? Czy to powód, dla którego znalazła sobie kochanka, przyjaciela..?
"Kiedyś myślałam, że miłość polega na tym, że nie dostrzegamy wad drugiej osoby. Teraz jestem przekonana, że byłam w błędzie. Miłość to przede wszystkim akceptowanie wszystkich niedoskonałości partnera. Bo kocha się nie za coś, ale mimo wszystko."
Powieść czyta się naprawdę błyskawicznie, a to dlatego, że jest tak dobrze napisana. Na pewno długo nie zapomnę tej spotkania z panią Witkiewicz. Zdecydowanie daje ona do myślenia i być może jej przeczytanie pomoże innym związkom w zbliżeniu się do siebie. Nastrojowa okładka tylko dopełnia całości. Z przyjemnością sięgnę i po inne powieści tej autorki.
Książkę przeczytałam dzięki akcji Włóczykijka.
http://twoja-poczytajka.blogspot.de/2012/08/30-opowiesc-niewiernej-magdalena.html
Początkowo gdy zobaczyłam że do Włóczykijki doszła nowa książką od razu chciałam się dowiedzieć jaki tym razem to tytuł. Zobaczyłam że to Opowieść Niewiernej, książka, o której nigdy w życiu nie słyszałam, tak samo jak i samej autorce. Jednakże jej tytuł tak mnie zaintrygował, że postanowiłam przejrzeć opinie na jej temat. Przeczytawszy jaka to ta książka jest świetna...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Najlepsza książka jaką kiedykolwiek czytałam!
Tu jest wszystko - napięcie, akcja, uczucie, krew, współczucie.. zabójcza mieszanka, gwarantująca dobrą zabawę każdemu.
Tylko ostrzegam! Książka tak bardzo wciąga, że trudno jest odejść od niej na dłuższą chwilę, zakończenie jej czytania zaś powoduje głęboki smutek i nieodpartą chęć sięgnięcia po kolejny tom.
Wspaniali bohaterowie, tacy prawdziwi i nieprzewidywalni.. Martin zaskakiwał mnie na każdym kroku, a postacie przez niego wykreowane były tak prawdziwe, że przywiązałam się do nich strasznie i ze smutkiem znosiłam ich śmierć.. jeśli nastąpiła.
Tu nic nie jest takie oczywiste, jakie mogłoby się wydawać. Umysł autora jest nieprzenikniony i nikt nie wie, co zdarzy się podczas Gry o Tron.
Najlepsza książka jaką kiedykolwiek czytałam!
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTu jest wszystko - napięcie, akcja, uczucie, krew, współczucie.. zabójcza mieszanka, gwarantująca dobrą zabawę każdemu.
Tylko ostrzegam! Książka tak bardzo wciąga, że trudno jest odejść od niej na dłuższą chwilę, zakończenie jej czytania zaś powoduje głęboki smutek i nieodpartą chęć sięgnięcia po kolejny tom.
Wspaniali...