-
Artykuły6 książek o AI przejmującej władzę nad światemKonrad Wrzesiński18
-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać312
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika
Nie wiem czy się cieszyć, czy smucić, że to już koniec. Zrobię więc to i to. Cieszę się, że miałam możliwość poznać cykl "Ostatnie imperium". Była to niesamowita przygoda, pełna fantastycznej akcji i zupełnie nowego świata. Pokochałam ten cykl i smutno mi z tego powodu, że to już koniec. Nie będzie moich cudownych bohaterów. Etap zamknięty. Ale mam ten luksus, że będę mogła do nich wrócić i zacząć przygodę z Vin i Elendem od samego początku. Będę mogła przeżyć to wszystko na nowo i zapewne na nowo ujrzę wiele rzeczy, których nie dostrzegałam wcześniej. Brandonie Sanderson, uwielbiam Twoje dzieło!
Tak wiele działo się w poprzednich tomach, że myślałam, iż autor już nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Jak bardzo się myliłam! Sanderson ma niewątpliwy talent twórczy. Naprawdę (już wspominałam to kilka razy) mam wielki szacunek do tego pisarza, który w niesamowity sposób i z niesamowitą lekkością rozkochał mnie w swoich dziełach.
Postaci od samego początku mnie do siebie przekonały, gdyż są bardzo wyraziste. Co prawda autor ich nie oszczędza, rzucając im pod nogi kłody coraz większych rozmiarów. Ba! Nawet uśmiercił kilka z nich. Bardzo podoba mi się to, że nie są jednowymiarowe. Przechodzą duże zmiany, zarówno w wyglądzie, jak i w zachowaniu. Ich charaktery się umacniają - jeśli mogę to tak określić - co nadaje historii swoisty "smaczek". Dlatego jeśli chodzi o kreację bohaterów, to oceniam ją bardzo wysoko.
Świat przedstawiony w cyklu "Ostatnie imperium" jest światem fantastycznym (wiem, Ameryki nie odkryłam). Jako czytelnik, który pochłaniał/pochłania w głównej mierze większość książek fantasy, sądziłam, że nic mnie już nie zaskoczy. Kolejny raz się myliłam! Allomancja, to coś, z czym nie miałam wcześniej styczności. Brandon Sanderson ma ogromne pokłady wyobraźni i umiejętnie je wykorzystuje.
W książkach fantasy jest wiele tak zwanych "opisówek" miejsc, historii, legend itp. Ja ogólnie nie przepadam za przydługimi opisami, jednak jeśli są one ciekawe, to wciągają mnie bardzo, przez co chcę jeszcze i jeszcze. Na szczęście Sanderson wie jak pisać, żeby zniewolić czytelnika swoim "piórem". Dlatego z przyjemnością zatraciłam się w opisach oraz dialogach. W "Ostatnim imperium" jest dużo powagi, ale i sporo humoru. Inteligentne dialogi i interesująco przedstawiony krajobraz oraz obraz postaci. Nic dodać, nic ująć. Naprawdę nie jestem w stanie przedstawić Wam najmniejszego minusa tej powieści, ponieważ żadnego nie znalazłam. Dlatego...
Gorąco polecam Wam ten cykl. Jeśli lubujecie się w fantasy, spodoba Wam się seria "Ostatnie imperium".
sol-shadowhunter.blogspot.com
Nie wiem czy się cieszyć, czy smucić, że to już koniec. Zrobię więc to i to. Cieszę się, że miałam możliwość poznać cykl "Ostatnie imperium". Była to niesamowita przygoda, pełna fantastycznej akcji i zupełnie nowego świata. Pokochałam ten cykl i smutno mi z tego powodu, że to już koniec. Nie będzie moich cudownych bohaterów. Etap zamknięty. Ale mam ten luksus, że będę mogła...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Był sobie pies" to książka idealna dla miłośników zwierząt, a zwłaszcza psiaków. Przepiękna historia, którą poznajemy w punktu widzenia czworonoga. Dla mnie to coś nowego i fajnego. Bardzo podobało mi się to, że mogłam wczuć się w postać psiaka i poznawać wszystko jego oczami. Świetna przygoda, a sama historia niebywale urocza, ciepła, pełna miłości i niewątpliwie jedna z moich ulubionych. Sama kocham zwierzaki, mam ich trochę i jestem wrażliwa na ich punkcie, więc ta powieść pokazała mi jak wygląda psi świat. Jak te zwierzaki czują i odbierają świat. Uważam, że "Był sobie pies" jest cudowna i jestem ciekawa filmu. Obawiam się tylko, że łzy polecą strumieniami.
Pierwsze co przyciąga wzrok, to okładka. Przepiękna, prosta i łapiąca za serce. Psiak z takimi rozmarzonymi ślepkami i uśmiechniętym, ufnym pyszczkiem? Jestem kupiona! Coś pięknego. Często czytając książkę, po prostu zamykałam ją, żeby popatrzeć na ten ufny i przyjazny pysk psiaka. Sądzę, że nie tylko ja zostałam kupiona okładką. W księgarni większość nie przejdzie koło niej obojętnie. Później sam opis, który przekonał mnie od pierwszego przeczytania. Lubię historie, które wzbudzają we mnie wiele emocji, a "Był sobie pies" niewątpliwie do takich należy. Co do tego nie miałam najmniejszych wątpliwości. Później obejrzałam zwiastun filmu na podstawie książki i przepadłam. Książka przeczytana i pokochana całym sercem. Teraz przyjdzie czas na film.
Bailey uważa, że ten świat jest naprawdę pomerdany! Nie ma czemu się dziwić. Jeśli skusicie się na tę przepiękną powieść, sami utwierdzicie się w tym przekonaniu. Tak naprawdę psiaka poznajemy w kilku jego życiach. Na początku jako szczeniaka, który dorasta z trójką rodzeństwa na dziko - bezpańsko, w lesie. Nie będę zdradzała, jakie życie będzie miał później, bo to sama frajda dowiedzieć się samemu, ale co mnie zaskoczyło pozytywnie to, to, że psiak każde życie pamięta. Dzięki temu pewne wydarzenia będą miały ciąg dalszy i tym bardziej wzruszają czytelnika.
"Był sobie pies", to książka która nie tylko wzrusza i bawi. To książka, która opowiada nam jak ważna jest więź człowieka i zwierzęcia, jak wielkie jest to oddanie i miłość łącząca te dwie istoty. Każdy kto miał, bądź ma ukochanego psiaka, wie o czym mowa. Przychodzi jednak ten czas, kiedy trzeba się rozstać... Żal, cierpienie i smutek temu towarzyszące są obezwładniające i to wie każdy, kto stracił oddanego przyjaciela. I o tym realnym aspekcie nie zapomniał autor.
Książka Camerona nie jest tylko i wyłącznie dla dorosłego czytelnika. Osobiście uważam, że śmiało można ją podarować trochę starszym dzieciakom, które kochają czytać, ponieważ ta przygoda jest naprawdę wspaniała. Uważam, że "Był sobie pies", to lektura dla każdego i każdemu ją polecam, i polecać będę. A sama na pewno jeszcze kilka razy do niej wrócę. Teraz nie mogę się doczekać premiery filmu! Zapas chusteczek się przyda, to na pewno!
sol-shadowhunter.blogspot.com
"Był sobie pies" to książka idealna dla miłośników zwierząt, a zwłaszcza psiaków. Przepiękna historia, którą poznajemy w punktu widzenia czworonoga. Dla mnie to coś nowego i fajnego. Bardzo podobało mi się to, że mogłam wczuć się w postać psiaka i poznawać wszystko jego oczami. Świetna przygoda, a sama historia niebywale urocza, ciepła, pełna miłości i niewątpliwie jedna z...
więcej mniej Pokaż mimo to
Tak więc sprawy w drugiej części zaczynają się komplikować. Kto jest wrogiem, a kto przyjacielem?
Dlaczego hrabiemu de Saint Germain tak bardzo zależy na zamknięciu Kręgu Dwanaściorga i czym jest ta wielka tajemnica, której tak wszyscy strzegą, a o której nie chcą powiedzieć Gwendolyn? Otóż może dlatego nie wtajemniczają naszej głównej bohaterki gdyż podejrzewają, że może ona ich zdradzić i nie darzą jej też jakimś specjalnym zaufaniem. Wszystko jest więc trzymane w sekrecie. Nawet jej własna matka nie chce niczego powiedzieć o tym dlaczego Lucy i Paul są obarczani mianem zdrajców. Gwen na własną rękę wraz ze swoją przyjaciółką i magicznym Google szuka informacji, których można wykorzystać w rozwiązaniu tych zagadek. Choć informacje nie są kompletne i tak udaje się dziewczynom co nieco wyszperać. Gwendolyn nie wie komu ufać. Czy Gideon jest godny zaufania?
Otóż tego się jeszcze nie dowiemy, ale za to rozwinie się kilka innych wątków, poznamy kolejne tajemnice i będziemy dążyli razem z bohaterami do odgadnięcia i rozszyfrowania tych wszystkich zawiłości.
Gwendolyn daje upust swoim uczuciom i pomiędzy nią a Gideonem zaczyna się dziać coś poważniejszego . Mianowicie rodzi się uczucie silniejsze niż czas. Jednak czy oby na pewno ? Czy uczucie jakim darzy ją nasz mały łobuz jak to lubi mówić madame Rossini jest oby na pewno prawdziwe, czy to może też część jakiejś gry?
Nie było innej opcji, żebym po prostu nie sięgnęła po kontynuację tej wspaniałej powieści. Jeżeli się może w ogóle tak wydawać... To jest ona jeszcze lepsza od pierwszej, aż nie chcę jeszcze mówić jakie emocje wzbudziła we mnie Zieleń Szmaragdu, która już jest jakiś czas za mną!
Tak więc przedstawię wam kolejną cześć tej wspaniałej Trylogii Czasu, która zawładnęła mną totalnie.
Nie idzie się pogubić w wydarzeniach, ponieważ druga część zaczyna się dokładnie tam, gdzie pierwsza się kończy. Dzięki czemu wiemy co, gdzie i jak. Nie powiem.. jest to całkiem wygodne rozwiązanie dla czytelnika.
Tak więc skoro już od wydarzeń zaczęłam, powiem Wam, że są one wspaniale dopracowane i w ogóle mnie nie zawiodły przygody naszych fantastycznych postaci. Jest więcej przeskoków, więcej zabawnych zdarzeń i więcej emocji... po prostu wszystkiego jest więcej. Nawet więcej postaci, ale to chyba nie powinno nikogo zdziwić, w końcu zazwyczaj w kontynuacjach pojawiają się nowi bohaterzy, tak i tutaj mamy z tym styczność.
"Kto wierzy w przypadek, ten nie pojął mocy losu."
Tak więc skoro o bohaterach mowa. Tutaj chyba nikogo nie zaskoczy fakt, że uczucie pomiędzy Gideonem a Gwendolyn się rozwija. I zaczyna się tak zwany armagedon uczuciowy. Wiele śmiesznych scen i ten droczny Gideon, który potrafi mnie zezłościć jak i przyprawić o palpitacje serca. Wcześniej wspomniałam, że przyjacielem Gwendolyn jest duch James i że chciałabym, aby było go więcej w drugiej części. Autorka jednak mile mnie zaskoczyła, gdyż wprowadziła w powieść innego ducha. Prześmiesznego gargulca-demona, który zwie się Xemerius. Ten to dopiero jest śmieszny! Te jego teksty i dogadywanie potrafi poprawić humor, nie ma to tamto! Poznajemy też brata Gideona Raphaela, który jest natomiast żywo zainteresowany przyjaciółką Gewn, Leslie. Postacią, którą w dalszym ciągu nie lubię ( a nawet coraz bardziej mnie irytuje) jest kuzynka Charlotta, strasznie fałszywa i sztywna dziewczyna, która robi wszystko byleby Gwendolyn czuła się jak najgorsza z najgorszych. Bliżej poznajemy również inne postaci...te ciemne charaktery, jak i zostajemy uraczeni paroma podpowiedziami do rozwiązania wielkiej zagadki. Pani Gier potrafi budować napięcie. To trzeba przyznać.
Język w dalszym ciągu bardzo płynny i nieskomplikowany. Łatwo nam się odnaleźć w przeszłości opisanej przez autorkę. Osobiście nie miałam problemów z wczuciem się w świat naszych bohaterów, gdyż autorka tak opisuje zdarzenia jak ich miejsca, że wczucie się w tamte lata jak i w same przygody jest banalne i tym samym fantastyczne.
No i Gideon lubi Linkin Park =D !!
Muszę przyznać, że pochłonęłam całą Trylogię w mig. Jeszcze mi się to nie zdarzyło, gdyż po pierwsze, nie posiadałam wszystkich tomów (zazwyczaj kupowałam pojedynczo, albo czekałam aż zostaną wydane w Polsce) po drugie niekiedy ciężko mi się było przenieść w świat opisany w danej powieści, a po trzecie? hmm nie miałam czasu i musiałam odkładać książkę, dozując sobie przyjemność. Z serią Kerstin nie dało się inaczej jak ją łyknąć na raz, z zapartym tchem i na jednym wdechu o! Dziękuję za uwagę =)
Oceniam pozycję 6!/6
Tak więc sprawy w drugiej części zaczynają się komplikować. Kto jest wrogiem, a kto przyjacielem?
Dlaczego hrabiemu de Saint Germain tak bardzo zależy na zamknięciu Kręgu Dwanaściorga i czym jest ta wielka tajemnica, której tak wszyscy strzegą, a o której nie chcą powiedzieć Gwendolyn? Otóż może dlatego nie wtajemniczają naszej głównej bohaterki gdyż podejrzewają, że może...
Nevermore: Cienie to kontynuacja wspaniałej książki Kelly Creagh - Nevermore: Kruk, która podbiła serca wielu czytelników, w tym także moje.
Zamknięty w sobie Got o imieniu Varen oraz słodka czirliderka to ciekawe połączenie. Nieprawdaż? Nevermore zawładnęło mną totalnie i nie mogłam się doczekać kontynuacji. Zwłaszcza, że koniec pierwszej części był fenomenalny i tylko zaostrzył apetyt na Cienie. Tak więc czy kontynuacja sprostała moim oczekiwaniom?
Varen utknął w świecie sennych koszmarów, natomiast Isobel od dnia kiedy wróciła z krainy snów, nie może przestać o nim myśleć. Pragnie spełnić swoją obietnicę którą złożyła chłopakowi i ściągnąć go z powrotem. Jednak nie jest to takie proste jakby się mogło wydawać. Otóż jedyna osoba dzięki której dziewczyna może się przedostać do Varena jest Reynods, który powiedział jej wprost, że nigdy więcej już się nie zobaczą i żeby zapomniała o swoim chłopaku. Isobel jednak należy do tych osób, które się nie poddają i nie zamierza rezygnować z tego co dla niej najważniejsze. Dlatego też dziewczyna obmyśla cały plan dostania się w jedno jedyne miejsce, gdzie może spotkać jedyną osobę łączącą jej świat ze światem, w którym utknął jej ukochany - grób Edgara Allana Poego. Tylko jak się tam dostać? W dodatku jej rzeczywistość zaburzają odwiedziny pewnego Noka - postaci z krainy snów - który wcześniej był wrogo do niej nastawiony i na pierwszy rzut oka można wysnuć wniosek, że nic się w tej kwestii nie zmieniło. Isobel ma przed sobą nie lada wyzwanie, a los wcale jej nie sprzyja. Czy dziewczyna zdoła dotrzymać obietnicy i uwolni Varena?
Jedna z najbardziej zaskakujących i nieprzewidywalnych książek jakie dane mi było przeczytać. Za każdym razem kiedy wyobrażam sobie zakończenie jest ono zupełnie inne niżbym chciała. Naprawdę ciężko rozgryźć fabułę. Teraz zastanawiam się jaki może być finał tej serii. Czy to będzie happy end? Coś mi się wydaje, że na pewno nie. Przecież to nie jest ckliwa opowiastka o słodkiej miłości. To jest książka z mocą! I mam nadzieję, że zakończenie będzie również mocne i zapadające w pamięć jak pierwszego i drugiego tomu. Zwłaszcza, że autorka czerpie swoją wenę z dzieł samego Edgara Allana Poego.
Powiem tak: książka według mnie jest fenomenalna! Uwielbiam autorkę za to w jaki sposób wpływa na moją wyobraźnię, za to jak wprowadza mnie jako czytelnika w świat snów. W świat pełen paradoksalnych wydarzeń, które wywołują u mnie gęsią skórkę. Nevermore bezsprzecznie trafia u mnie na listę najukochańszych serii jakie dane mi było poznać. Kiedy tylko odłożyłam skończoną książkę na miejsce, westchnęłam i zapragnęłam ponownie zaczytać się w jej poprzedniej części, przypominając sobie fenomen Nevermore. Powiem szczerze, że ta książka wywołuje we mnie takie emocje i uczucia, których nawet nie potrafię nazwać. Ten mroczny i gotycki klimat jest wprost nie do opisania. I nie, wcale nie przesadzam.
Kunsztowny styl autorki już przemówił do mnie dawno, a teraz utwierdziłam się w przekonaniu, że przeczytam wszystko co wyjdzie spod jej pióra.
Książkę czyta się w zastraszającym tempie (a szkoda, bo wolałabym się nią delektować, ale zwyczajnie nie mogłam!) wszystko za sprawą wciągającej fabuły, wspaniale wykreowanych postaci i rosnącej ciekawości: CO DALEJ! Nie sposób rozstać się z książką nawet na chwilę, gdyż napięcie towarzyszy nam od pierwszej do ostatniej strony, nie dając naszej wyobraźni odpocząć.
Wyszła mi oda do książki/pieść pochwalna i ave Nevermore. Inaczej jednak nie mogę. Serię uwielbiam i złego słowa o niej wprost powiedzieć nie mogę. Mogłabym być złośliwa i dać tego małego minusa za to, że Varena jest w książce (jak dla mnie) tak mało.
Ocena: 10/10
http://sol-shadowhunter.blogspot.com/2012/11/nevermore-cienie-kelly-creagh.html
Nevermore: Cienie to kontynuacja wspaniałej książki Kelly Creagh - Nevermore: Kruk, która podbiła serca wielu czytelników, w tym także moje.
Zamknięty w sobie Got o imieniu Varen oraz słodka czirliderka to ciekawe połączenie. Nieprawdaż? Nevermore zawładnęło mną totalnie i nie mogłam się doczekać kontynuacji. Zwłaszcza, że koniec pierwszej części był fenomenalny i...
Bardzo faja i poruszająca opowieść o dziewczynie, której życie non stop rzuca ciężkie kłody pod nogi.
Bardzo faja i poruszająca opowieść o dziewczynie, której życie non stop rzuca ciężkie kłody pod nogi.
Pokaż mimo to
Na wstępie powiem, że ta książka jest warta swojej ceny. Urzekła mnie od pierwszej strony. Wciągnęła w odmęty swojego świata tak bardzo, że zaczęłam żyć życiem jej bohaterów. Uwielbiam takie klimaty! Nie każda książka z gatunku fantastyki wciąga mnie już od pierwszych stron. Czasem bywa tak, że zanim przemierzę setki słów zdążę myślami zawędrować zupełnie w inne rejony, niż dana historia. W rejony, które nie mają niczego wspólnego z książką, którą mam przed sobą. Z lekturą "Cień i Kość" było tak, że nie mogłam myśleć o niczym tylko o jej świetności. Mam na myśli wszystko, język, opisy miejsc, bohaterów, oryginalną fabułę, cel podróży... Po prostu wsio! W ostatnim czasie żadna z książek nie porwała mnie aż tak, jak owa pozycja. Prawda, że podobało mi się wiele aspektów w czytanych tworach, jednak żadna nie nabiła sobie tylu plusów co świat Grisz.
Świat, jaki stworzyła nam amerykańska autorka Leigh Bardugo jest (jak dla mnie) idealny. Autorka przyłożyła się do jego stworzenia, widać to w najmniejszych detalach. Otworzyła czytelnikowi drzwi do krainy zwanej Ravką, gdzie rządzi elita parająca się magią, a elita ta, zowie się Griszami. Nazwy, opisy, postaci, wątki, dobro i zło... Cały ten fantastyczny świat jest opisany malowniczym językiem, dzięki któremu nasza wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach - co w książkach fantasy jest wielkim plusem i czymś pożądanym. Trzeba jednak zaznaczyć, że historia dzieje się we wspaniałej Rosji! Coś pięknego.
Skoro napomknęłam już coś o postaciach, dobru i złu, to trafnie jest zaznaczyć, iż najniebezpieczniejszym z nich jest Darkling - intrygujący mężczyzna, z mroczną przeszłością, a jeszcze mroczniejszą aurą. Jest to jedna z najbardziej tajemniczych postaci w tej książce. Pani Bardugo zrobiła kawał dobrej roboty patrząc na - Darklinga, a jeśli rzuci się okiem na pozostałe postaci, jak Alina czy Mal? No cóż, miód dla mej czytelniczej duszy. Postacie męskie moim zdaniem królują. Darkling i Mal to zupełne przeciwieństwa, a sama Alina? Twarda kobieta, która mimo, iż jest zagubiona poprzez sytuację, w jakiej się znalazła - to i tak ani myśli grać pod czyjeś dyktando. Ma swoje wartości i przekonania, i ich się trzyma. Ogólnie rzecz ujmując, bohaterowie są mocnymi i charyzmatycznymi charakterami.
Nie dziwię się, że "Cień i Kość" to książka, która trafiła na listę bestsellerów New York Timesa, a nawet została okrzyknięta jednym z największych bestsellerów młodzieżowego fantasy ostatnich lat. Ja się z tym w pełni zgadzam, gdyż u mnie zasługuje ona naprawdę na te i wszystkie nominacje. Piękna okładka, ta nasza, jak i zagraniczna - przykuwa wzrok. Opis na okładce sprawia, że pragniemy się zagłębić w fabułę jak najszybciej, a wierzcie mi, jak już się zagłębicie, to nie będziecie chcieli jej odłożyć. A gdy już skończycie tą fantastyczną historię, nadal jej treść będzie zaprzątała Waszą głowę. Takie niezwykłe książki są w cenie! I jeszcze te emocje, jakie wzbudza... Cała mieszanka. Od irytacji (tak, ta też się zdarza), przez smutek, aż do radości!
Czy polecam? Jasne, że tak! Ja jestem oczarowana książką Leigh Bardugo i chcę już kolejny tom! Gorąco zapraszam do tajemniczego i niebezpiecznego świata Grisz!
Na wstępie powiem, że ta książka jest warta swojej ceny. Urzekła mnie od pierwszej strony. Wciągnęła w odmęty swojego świata tak bardzo, że zaczęłam żyć życiem jej bohaterów. Uwielbiam takie klimaty! Nie każda książka z gatunku fantastyki wciąga mnie już od pierwszych stron. Czasem bywa tak, że zanim przemierzę setki słów zdążę myślami zawędrować zupełnie w inne rejony, niż...
więcej mniej Pokaż mimo toPowieść wzruszająca, ciepła z dozą tajemnicy i szczyptą humoru. Przyznam szczerze, że często wywoływała uśmiech na mej twarzy, jak i wzruszała do tego stopnia iż chciało mi się zwyczajnie uronić kilka łez . Zżyłam się z postacią Daniela i jego bliskimi. Naprawdę książka godna polecenia. Czasami łapałam się na tym, że wczuwam się w role postaci i odczuwałam ich emocje. Autor tak właśnie napisał tą książkę, aby to było możliwe. Ze mną mu się to udało.
Powieść wzruszająca, ciepła z dozą tajemnicy i szczyptą humoru. Przyznam szczerze, że często wywoływała uśmiech na mej twarzy, jak i wzruszała do tego stopnia iż chciało mi się zwyczajnie uronić kilka łez . Zżyłam się z postacią Daniela i jego bliskimi. Naprawdę książka godna polecenia. Czasami łapałam się na tym, że wczuwam się w role postaci i odczuwałam ich emocje. Autor...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-01-01
Dziewczyna cyborg? Opowieść o Kopciuszku w nowym wydaniu? Pekin? Oraz przybysze z Księżyca? To wszystko w jednej książce! Sam pomysł na książkę jest ciekawy, nie uważacie? Te wszystkie wyżej wymienione postaci oraz miejsca znajdziecie w Sadze księżycowej, którą niedawno skończyłam i jestem nią zauroczona. Bez dwóch zdań uważam, że książka jest po prostu fenomenalna! Na okładce widnieją słowa:
"Książka, o której było głośno i okazuje się, że nie bez powodu. Świetna."
Czy zgadzam się z tą krótką lecz dobitną opinią? Oczywiście, że tak. Również, uważam, że książka pani Meyer jest świetna.
Każdy chyba zna bajkę o Kopciuszku, prawda? Wyobraźcie sobie, że autorka stworzyła coś na bazie kopciuszka, ale znacznie zmienionego i zupełnie nietypowego. Kopciuszkiem jest dziewczyna mechanik, która nie jest człowiekiem, ale cyborgiem. Książę nie jest zwykłym księciem, ale cesarzem. Bal nie jest zwykłym, pięknym balem, lecz wydarzeniem, które wszystkich prowadzi do zguby. A świat w jakim żyją główni bohaterowie jest zagrożony wojną międzygalaktyczną, do tego wszystkiego panoszy się tam straszliwa zaraza.
Sama nie wiem od czego zacząć. Książka wywarła na mnie ogromne wrażenie i jestem ciągle pod jej urokiem, jednocześnie wymyślając co może się wydarzyć w kolejnej części, aż dziw pomyśleć, że to debiut pani Meyer! Pierwsza księga skończyła się rozbudzając moją ciekawość do granic wytrzymałości. Uwielbiam baśnie! Należę do tych "starszaków" co to nadal oglądają bajki i się tego nie wstydzą. Dlatego też sięgając po Cinder byłam pewna, że książka mi się spodoba. W ciemno się za nią zabrałam i cieszę się, że było mi dane poznać ten piękny baśniowy świat. Imię głównej bohaterki jak mniemam, jest zaczerpnięte z angielskiego Cinderella - co znaczy nic innego jak Kopciuszek. Bardzo fajny pomysł autorki, muszę przyznać, że strasznie mi się spodobał. Tak więc zacznę od początku...
"Kiedy Kopciuszek zbiegał ze schodów, lewy pantofelek zsunął się z jej stopy."
Dawno dawno temu...
W Nowym Pekinie żyła sobie skromna, niezwykła i uczciwa dziewczyna o imieniu Cinder. Jej niezwykłością było to, że nie była tylko człowiekiem, a cyborgiem. Jej okropna macocha o imieniu Adri nie znosiła dziewczyny z całego serca, jak również jedna z jej córek zadufana w sobie Pearl. Obie często z niej szydziły i ją wykorzystywały. Druga z córek macochy Peony była ucieleśnieniem dobroci. Kochała Cinder z całego serduszka i zawsze jej to okazywała. Pewnego dnia do stanowiska pracy na targu dziewczyna cyborg przyszedł tajemniczy gość. Był nim sam książę Kaito(Kai), który potrzebował pomocy w naprawie swojego androida. Tak zaczęła się znajomość, która przeradzała się stopniowo w coś głębszego i prawdziwego.
Czy jednak było tak pięknie jak w prawdziwej bajce o Kopciuszku? Tego musicie dowiedzieć się sami, sięgając po tę książkę.
"Czy istoty twojego pokroju wiedzą, czym jest miłość? Czy ty w ogóle coś odczuwasz, czy to jedynie kwestia... oprogramowania?"
Jak już wspomniałam fabuła książki bardzo mi się podobała. Co jednak z postaciami? Ich kreacja również nie ma sobie nic do zarzucenia. Postaci są barwne, ciekawe i na pewno nie są powtarzalne. Sam pomysł żeby stworzyć dziewczynę cyborga... Czy to nie jest oryginalne? Moim zdaniem bardzo! W dodatku idealnie stworzone i przedstawione czytelnikowi. Cinder nie jest nieporadną dziewczyną , która potrzebuje pomocy, kiedy tylko wpadnie w tarapaty. Sama radzi sobie ze swoimi problemami i nie użala się nad swoimi "ułomnościami". Co więcej posiada ona pewną niewiedzę na temat swojej przeszłości, która jest kluczowa w całej powieści. Ja jako czytelnik, domyślałam się o co tak naprawdę chodzi i jak się okazało moje domysły okazały się trafne. Co do księcia Kaito. Również bardzo fajnie wykreowana postać, która nie daje sobą manipulować, wie co jest w życiu ważne, wie też czego chce... Jednak nie może sobie pozwolić na ten "dobry wybór" przy zaistniałych okolicznościach, jakimi jest przybycie na Ziemię królowej Levany - bezwzględnej manipulantki oraz okropnej i despotycznej władczyni Księżyca (Luny). Bowiem Levana otwarcie przyznała, że jeżeli książę nie spełni jej warunków dojdzie do wojny, w której z pewnością wygra jej armia. I tutaj już mamy pokazanego czarno na białym złego bohatera jakim jest królowa Levana.
Przy tej książce nie idzie się nudzić. Prawda jest taka, że im oryginalniejsza fabuła i ciekawsze kreacje bohaterów tym większe zainteresowanie książką i niechęć rozstawania się z nią chociażby na moment. Saga księżycowa. Cinder. Posiada obydwie te cechy dlatego też jest warta spędzonego z nią czasu. Zagłębienia się w niej i odkrywania sekretów jakie w sobie kryje. Książce daję 10/10 i z niecierpliwością czekam na kolejne części, których ponoć ma być więcej niż tylko trzy. Co mnie niezmiernie cieszy! Polecam gorąco!
http://sol-shadowhunter.blogspot.com/2012/10/przedpremierowo-saga-ksiezycowa-cinder.html
Dziewczyna cyborg? Opowieść o Kopciuszku w nowym wydaniu? Pekin? Oraz przybysze z Księżyca? To wszystko w jednej książce! Sam pomysł na książkę jest ciekawy, nie uważacie? Te wszystkie wyżej wymienione postaci oraz miejsca znajdziecie w Sadze księżycowej, którą niedawno skończyłam i jestem nią zauroczona. Bez dwóch zdań uważam, że książka jest po prostu fenomenalna! Na...
więcej mniej Pokaż mimo to
Po pierwsze, nie spodziewałam się tak obszernej książki. Sądziłam raczej, że będzie to góra 300 stronicowa powieść fantasy. Okazało się jednak, że książka posiada o wiele więcej stron, a w dodatku nie nazwałabym jej "powieścią fantasy" a rewelacyjnym odkryciem roku. Nie sposób inaczej nazwać tej książki, jak właśnie w ten sposób. Szczerze powiem, że brak mi słów - wszystkie odebrał mi zachwyt. Musiałam wstrzymać się z napisaniem tejże recenzji, gdyż ciężko mi było zebrać te wszystkie myśli, które kołatały mi się w głowie. Teraz nadal nie jestem pewna, czy ochłonęłam - na pewno nie - ale tak bardzo chcę się podzielić z Wami moimi odczuciami, że nie wytrzymam dłużej. Po drugie? Ta książka jest nie tylko rewelacyjna... Jest fenomenem, który podbije rynek wydawniczy - tego właśnie się spodziewam i każdego mam zamiar namawiać, żeby się z nią zapoznał. Po trzecie. To jest debiut. Naprawdę, debiut! Szczena mi opadła. Jeszcze w życiu nie czytałam tak dopracowanego i zniewalającego debiutu. Wielki, ale to wielki szacunek żywię do Samanthy Shannon. To dzieło należy do rzadkiego gatunku... Otóż po skończeniu tej zniewalającej powieści, czytelnik nadal żyje jej olśniewającą fabułą. Same ochy i achy, prawda? Nie da się inaczej. Zatem przejdę teraz do szczegółów, tak bardzo ważnych w każdej książce.
Fabuła - na pewno nietuzinkowa, wielowątkowa, zdumiewająca, barwna, porywająca... Może już dość przymiotników? Mogłabym wymieniać i wymieniać, a wszystkie byłyby na wielkie TAK! Jednak chcąc Was zachęcić do sięgnięcia po ten niebanalny debiut, muszę powiedzieć o niej coś więcej. Rozbudowana jest bardzo, to fakt, ale rozbudowana jest rewelacyjnie. Najmniejszy detal jest dopracowany tak, że kiedy podczas czytania przypominałam sobie, iż to jest debiut - nie mogłam oprzeć się zdumieniu. Mało jest książek, gdzie autor stara się wprowadzić coś nowego, coś odróżniającego jego dzieło od innych książek. Zwłaszcza trudne jest to w książkach fantasy, gdzie głównie mamy styczność ze światami nierealnymi. Autorzy zazwyczaj powielają swoje dzieła, zmieniając co niektóre detale. Natomiast "Czas Żniw" jest książką od początku do samego końca oryginalną. Począwszy od pomysłu, na postaciach skończywszy.
Świat w którym znajdziemy takie istoty jak: Jasnowidze, Tułacze, Odmieńcy, Ślepcy, Emmici i Refaici - idealny. Właśnie takiej wyrazistej nuty brakuje mi w wielu książkach fantasy. Nuty świeżości - nowych postaci, które zawojują moją wyobraźnię! Dodatkowo jeszcze ta brutalność. Autorka nie cacka się - ani z czytelnikiem, ani ze swoimi postaciami - często rzuca im wyzwania, którym ciężko jest sprostać - co bardzo mi się podobało!
Postaci - tutaj również będę się zachwycać - ja uwielbiam relację damsko - męską, w takim wydaniu, jakie zaserwowała nam pani Shannon. Ta tajemniczość, które otacza Naczelnika (Arcturusa). Właśnie dzięki niej jest najbardziej atrakcyjnym i bohaterem niniejszego dzieła. Główna bohaterka Paige już od samego początku przykuwa uwagę. Odpowiedzialna, zdeterminowana, lekko zagubiona ale odważna. Wszystko w tej postaci jest idealnie wyważone - co bardzo mi się podoba, gdyż postać nie popada ze skrajności w skrajność.
Postaci pierwszoplanowe, jak i te wyłaniające się z drugiego planu, są świetnie stworzone. Począwszy od historii każdej z nich, a skończywszy na obłędnym opisie charakterów. Już wspomniałam, że autorka skupiła się na najmniejszym detalu, co widać chociażby po postaciach.
W dodatku autorka sporo się napracowała nad postaciami/istotami. Korzystając z wielu języków i tłumaczeń wymyśliła niebanalne (co prawda czasami trudne do wypowiedzenia) ale jakżeż zapadające w pamięć nazwy. Bardzo spodobał mi się ten pomysł.
Język jest obrazowy, a wszystkie opisy miejsc, zdarzeń i postaci są tak realistyczne, że czytając książkę, wszystko to widziałam - oczyma wyobraźni - bardzo wyraźnie. Ostatnimi czasy nie zdarza mi się często, a to świadczy tylko i wyłącznie i tym, jak Samantha Shannon świetnie - nie tylko tworzy, ale również przekazuje czytelnikowi obraz, za pomocą słów - niezwykle rzadki dar.
Polecam ją nie tylko z ręką na sercu, ale i z czystym sumieniem. Niezwykłość tej książki rozpędzi waszą wyobraźnię na wysokie obroty, przyprawi Was o brak tchu, ale również sprawi, że zapomnicie o Bożym świecie. Ja osobiście pokochałam tę niebanalną historię i mam wielką nadzieję, rozbudzić miłość w niejednej istotce, które szuka oryginalnych książek, które powalają na łopatki. Jeszcze raz GORĄCO POLECAM!
Po pierwsze, nie spodziewałam się tak obszernej książki. Sądziłam raczej, że będzie to góra 300 stronicowa powieść fantasy. Okazało się jednak, że książka posiada o wiele więcej stron, a w dodatku nie nazwałabym jej "powieścią fantasy" a rewelacyjnym odkryciem roku. Nie sposób inaczej nazwać tej książki, jak właśnie w ten sposób. Szczerze powiem, że brak mi słów - wszystkie...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Czerwień Rubinu" to pierwsza część "Trylogii czasu" jej okładka jest prześliczna, z resztą jak okładki całej trylogi. Tylko tyle na ten temat. (Najbardziej podoba mi się zielona =))
"Projectio! Czas płynie strumieniem, rubin to początek, lecz i zakończenie."
W części pierwszej poznajemy Gwendolyn. Główną bohaterkę która jest uroczą szesnastoletnią dziewczyną. Gwen widzi duchy, w co nikt jej nie wierzy, prócz jej wspaniałej i jedynej przyjaciółki Leslie.
Dar przenoczenia się w czasie w jej rodzinie był bardzo wyczekiwany. Zakładano, że jego posiadaczką jest kuzynka Gwen, Charlotta, która była przez całe swoje życie przygotowywana do wypełnienia swojego przeznaczenia. Miała nawet symptomy odpowiadające właśnie temu zjawisku. Wszystko poszło jednak nie po myśli rodziny jak i Strażników, gdyż los chciał, że to właśnie nieprzygotowana na przygody Gwendolyn stała się podróżniczką w czasie. Tym oto faktem wszyscy byli rozczarowani, a zwłaszcza matka Charlotty jak i ona sama. Czy nasza urocza bohaterka poradzi sobie z tym wyzwaniem? Na pewno pomocny w tym jej będzie nie kto inny jak wspaniały Gideon. Również podróżnik w czasie z linii męskiej, który twierdzi, że sam sobie ze wszystkim świetnie poradzi. Z czym? A mianowicie z tym, że przed laty chronograf (urządzenie służące podróżowaniu w czasie) zostało skradzione przez ich krewnych i teraz Gideon i Gwendolyn są zmuszeni je odnaleźć.
Autorka ma zdolność pisania lekkim piórem. Prosty i jednocześnie dostosowany do czasów opisanych w książce język jest łatwo przyswajalny przez odbiorcę. Na pewno powieść nie jest nużącao co to to nie. Zapewniam! Czytelnik jest porwany w wir bardzo ciekawych przygód, które dzieją się i są przedstawiane z perspektywy głównej bohaterki Gwendolyn, dzięki czemu możemy się łatwiej wczuć w powieść i w uczucia dziewczyny. Opisy miejsc jak i emocji są tak fajnie opisane co wspaniale pozwala nam się odnaleźć w tym magicznym świecie. Strasznie spodobał mi się styl pisania autorki.
Jeżeli chodzi o bohaterów książki. Podbili moje serce. Gideon... arogancki, przemądrzały , czasami bezczelny przystojniak, który powiem szczerze, że przypominał mi czasami swoim zachowaniem i podejściem do paru spraw Jace'a z Miasta Kości (z resztą tak samo jak Gwendolyn, Clare) strasznie mi się podobał. Lubię ten typ bohaterów męskich w literaturze. Oczywiście musi być on dobrze wykreowany, a Gideon jak najbardziej właśnie taki jest. Gwendolyn jest młodsza od Gideona o prawie dwa lata. Co do jej postaci, również przypadła mi do gustu. Autorka nie opisała jej jako wiecznie zagubionej sierotki. Raczej jako twardą i wiedzącą czego chce dziewczynę, która ma swoje zdanie i potrafi je wyrazić (chociaż też nie zawsze).Jesteśmy świadkami rodzącego się uczucia pomiędzy głównymi postaciami.
Ale czyżby to uczucie miało szanse przetrwania, skoro związki pomiędzy dwoma rodzinami nie są mile widziane? Wszystko zależy od siły uczucia. Mam więc nadzieję, że przetrwa, ale wszystko jeszcze przede mną.
Wróćmy zatem do postaci. Leslie najlepsza przyjaciółka Gwen. Powiem szczerze, że chyba każdy chciałby mieć tak oddanego przyjaciela jakim jest ta urocza zwariowana i piegowata osóbka. Leslie również skradła moje serce. Duch James zabawny arystokrata, który nie umie przyjąć do wiadomości tego, że obecnie jest duchem i że jego życie dobiegło końca. Jego również polubiłam, chociaż w I części nie ma go za wiele. Zobaczymy jak w kontynuacji. Thomas George. Przemiły człowiek, który opiekuje się naszą główną bohaterką kiedy ta zaczyna się oswajać z przeskokami w czasie. Można by sobie pomyśleć, że jest jedynym godnym zaufania człowiekiem wśród Strażników kwatery głównej w Temple. To właśnie on i praktycznie tylko on jest miły dla Gwendolyn. okazuje jej troskę i zrozumienie, w miejscu gdzie wszyscy pozostali patrzą na nią podejrzliwie i z niewielką dozą sympatii. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać postaci, które zaskarbiły sobie moją sympatię, ale jest ich zbyt wiele. Warto natomiast jeszcze wspomnieć o Lucy i Paulu, którzy tak na prawdę są tajemnicą. Czy są po stronie dobra, czy też może zła? I to właśnie chodzi czytelnikowi po głowie. Drażniła mnie Charlotta i jej matka. A fe!
" Tajemnica ma wielką moc i daje wielką moc temu, kto potrafi ją wykorzystać, ale moc w rękach niewłaściwego człowieka jest bardzo niebezpieczna."
Jeżeli chodzi o fabułę. Jest czymś niepowtarzalnym, bo czy wiele jest książek o przeskokach w czasie? Ja szczerze powiedziawszy nie spotkałam się z wieloma tego typu dziełami, przez co ta właśnie powieść wywarła na mnie ogromne wrażanie. Historia naszych bohaterów jest fantastycznie opisana. Czasy teraźniejsze są utrzymane w stylu teraźniejszym, natomiast czasy przeszłe są wykreowane znakomicie. Mowa, ubiór opisy miejsc. Bardzo mi się podobało to jak autorka stworzyła ten świat i dla niej wielki plus.
Na koniec nie pozostaje mi nic innego jak przyznanie racji tejże pani:
"Po przeczytaniu Czerwieni Rubinu trudno jest wytrzymać bez Błękitu Szafiru"
Susan Burton "New York Times"
Ja na szczęście mam Błękit... już go pochłonęłam,a teraz pochłaniam Zieleń Szmaragdu i powiem tyle, że jestem oczarowana i zachwycona!
Jeszcze ocena 6!/6 I oczywiście dodaję do ulubionych. Kolejna seria, która podbiła moje serducho. Oj gorąco ją polecam każdemu =)
"Czerwień Rubinu" to pierwsza część "Trylogii czasu" jej okładka jest prześliczna, z resztą jak okładki całej trylogi. Tylko tyle na ten temat. (Najbardziej podoba mi się zielona =))
"Projectio! Czas płynie strumieniem, rubin to początek, lecz i zakończenie."
W części pierwszej poznajemy Gwendolyn. Główną bohaterkę która jest uroczą szesnastoletnią dziewczyną. Gwen widzi...
Oto recenzja jednej z najobszerniejszych książek jakie dane mi było czytać. Rasowe fantasy. W dodatku napisane nieprostym językiem, który pokochałam. Książka jest obszerna, jest ciężka... Jest świetna! Ja uwielbiam fantasy, ale to każdy odwiedzający mojego bloga wie. Mój brat zacierał ręce z radością patrząc na to, jak kończyłam "Drogę królów". Ledwie skończyłam czytać zamykające zdanie, a ten już mi ją wziął. Nie muszę mówić, że był zachwycony? Nudzi mnie aż do dzisiaj o to, żebym mu powiedziała, kiedy będzie kontynuacja. Teraz mogę powiedzieć: bracie, premiera tomu II jest przewidziana na 3 grudnia.
Wielka objętościowo. Bogata opisowo. Barwna tematycznie i pełna charakternych postaci. Kunsztowny język, który zagraniczni youtuberzy kochają - pokochałam i ja. Śmiem sądzić, że każdy, kto lubuje się w fantasy, pokocha twórczość Brandona Sandersona. Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej.
W książce nie mamy jednego głównego bohatera, wokół którego toczy się wir wydarzeń. Najbardziej przypadła mi do gustu postać Kaladina, którego los okrutnie potraktował. To właśnie jego historię czytałam z zapartym tchem. Co oczywiście nie znaczy, że reszta mnie nie interesowała. Każda postać Sandersona jest złożona. Każda ma swój cel, swoją misję. Wszystkie razem tworzą paletę barwnych, nietuzinkowych i świetnie wykreowanych bohaterów, których ostatnio tak bardzo mi brakowało.
Dobry i w pełni wykorzystany pomysł na fabułę, barwnie przedstawiony świat, kunsztowny język i charyzmatyczne postaci - za to wszystko ogromny plus! To wszystko powinna mieć każda dobra książka. "Droga królów" to wszystko posiada.
Wiecie co? Wcześniej myślałam, że o świecie fantasy wiem już wiele, że widziałam oczyma wyobraźni już wszystko. Brandon Sanderson pokazał mi, że jednak nie. Nie widziałam wszystkiego i pewnie dzięki jego słowom/wyobraźni, zobaczę jeszcze masę wspaniałych rzeczy, których nie mogę się doczekać.
Czytanie pierwszych rozdziałów szło mi dosyć topornie - przyznaję bez bicia. Odłożyłam książkę, chcąc sięgnąć po coś innego, ale ciągle mój wzrok kierował się w stronę tegoż wielkiego tomiszcza w pięknej oprawie i w końcu stwierdziłam, że nie będę się mogła skupić na innej historii. Zwłaszcza, że w kolejce do czytania ustawił się następny czytelnik, który poganiał mnie niemiłosiernie, a który książkę pochłonął w 3 dni. Czytał tylko wieczorami (a raczej zarywał noc). Naprawdę. Pochłaniacz większy ode mnie! Widząc to, jakie książka wywołuje emocje w czytelniku i przekonanie się o tym na własnej skórze, nie mogę jej ocenić innym mianem niż arcydzieło.
Czy polecam? Wszystkie moje ochy i achy mówią same za siebie. Książka nie jest tania, ale jest naprawdę warta swojej ceny.
Oto recenzja jednej z najobszerniejszych książek jakie dane mi było czytać. Rasowe fantasy. W dodatku napisane nieprostym językiem, który pokochałam. Książka jest obszerna, jest ciężka... Jest świetna! Ja uwielbiam fantasy, ale to każdy odwiedzający mojego bloga wie. Mój brat zacierał ręce z radością patrząc na to, jak kończyłam "Drogę królów". Ledwie skończyłam czytać...
więcej mniej Pokaż mimo to
Poprzedni tom "Dwór Cierni i Róż", podobał mi się bardzo, bardzo. W "Dworze Mgieł i Furii" jestem totalnie zakochana, aż się boję, co będzie z tomem III. Czuję, że totalnie mnie rozwali. A nawet mam pewność. Skąd ta pewność? Sarah J. Maas, pokazała jak potrafi coraz bardziej rozkochiwać czytelnika w swoich książkach, chociażby na przykładzie poprzedniej serii "Szklany tron", gdzie to z tomu na tom było lepiej i lepiej. Dlatego, nie mam żadnych obaw, co do tomu trzeciego, mam jednak pewność, że złamie mi serce. Tyle tematem wstępu. Przejdźmy do konkretów. A będą same konkrety.
Na pełnowartościową i ponoć świetną recenzję zapraszam na bloga. Myślę, że warto zajrzeć :)
http://sol-shadowhunter.blogspot.com/2017/03/dwor-mgie-i-furii-sarach-j-maas.html
Poprzedni tom "Dwór Cierni i Róż", podobał mi się bardzo, bardzo. W "Dworze Mgieł i Furii" jestem totalnie zakochana, aż się boję, co będzie z tomem III. Czuję, że totalnie mnie rozwali. A nawet mam pewność. Skąd ta pewność? Sarah J. Maas, pokazała jak potrafi coraz bardziej rozkochiwać czytelnika w swoich książkach, chociażby na przykładzie poprzedniej serii "Szklany...
więcej mniej Pokaż mimo to
To, że uwielbiam Jojo Moyes nie jest chyba dla nikogo nowością. Pokochałam "Zanim się pojawiłeś", zanim był na nią szał i zanim wszyscy się nią zachwycali. Z każdą kolejną książką autorki, poznawałam ją na nowo, bo każda z historii, jakie stworzyła jest niezwykła i zupełnie inna od poprzednich. Jednym co je łączy jest miłość, która i tak w każdej jest inaczej "ujawniana". Kiedy przywędrował do mnie przepiękny egzemplarz "Dziewczyna, którą kochałeś", nie mogłam przestać się uśmiechać! Tak to już jest z nami, fanami czyjejś twórczości. Cieszymy się jak dzieci z każdej kolejnej książki naszego ulubionego autora.
Tak naprawdę "Dziewczyna, którą kochałeś", to dwie historie różnych kobiet, które łączą się w jedną. A najlepsze jest to, że jedna opowiada nam o życiu podczas I wojny światowej, a druga o współczesnych czasach i obie są cudowne. Jestem bardzo, ale to bardzo zadowolona z lektury i nie mogę przestać o niej myśleć. Ba! Nadal czuję podekscytowanie nią, więc jeśli coś będzie bez ładu i składu, proszę o wybaczenie, ale jestem świeżo po lekturze i spieszę z przelaniem moich odczuć odnośnie lektury.
Sophie, kobieta z pierwszej części powieści Moyes. Postać kluczowa dla całej fabuły. Poznajemy Sophie oraz to całe piekło, przez które przeszła. Poznajemy zaledwie kawałek świata w jakim przyszło jej żyć, a pech chciał, że był to czas, gdzie Niemcy uważali siebie za panów wszystkich i wszystkiego, co tylko wpadło im w ręce. I ciągle pragnęli więcej. Sophie wraz z bratem, siostrą i dwoma szkrabami prowadziła hotel w mieście St Peronne we Francji (1916 rok), które zajęli Niemcy. Sophie i jej siostra żyją samotnie, ponieważ ich mężowie zaciągnęli się, by walczyć z wrogiem. Zanim stał się żołnierzem, był wybitnym malarzem i właśnie tytuł książki odnosi się do obrazu o tym samym tytule "Dziewczyna, którą kochałeś". Obrazie, który namieszał w życiu drugiej bohaterki, ale o tym za chwilę, bowiem warto, a nawet należy poświęcić uwagę Sophie. Bardzo polubiłam tę silną kobietę pełną nadziei, sprawiedliwości i sympatii dla innych. Sophie to cudowna kobieta, która została potraktowana okrutnie, nie tylko przez los, ale przez najbliższych również. Podoba mi się w niej ta wiara i moc miłości, jaką darzyła swojego męża - to wszystko było dla mnie ogromnie budujące. Sophie dosięgła niesprawiedliwość i bardzo mnie to poruszyło. Niestety tak było w czasie wojny... W niektórych krajach nadal tak jest i będzie. Nie chciałabym czegoś takiego przeżyć. Coś okropnego...
Liv, to druga postać kobieca, do której należy druga część książki Moyes. Kolejna cudownie wykreowana postać kobieca, którą polubiłam od samego początku. Liv również straciła męża, którego kochała z tak budującą mocą, że to aż boli. Historia jej i jej męża wzruszyła mnie do łez... Chociaż Liv należy do tych naiwnych postaci kobiecych, to jednak nie jest głupiutka. Nie poddaje się, walczy o swoje, choćby na placu boju musiała pozostać sama - co tak naprawdę w pewnej chwili ma miejsce. Odchodząc od walki o swoje, przejdę do rodzącego się uczucia pomiędzy Liv a Paulem. Zabawnie się zaczęło, powoli kiełkowało i wybuchło w piękny sposób. Aczkolwiek nie obyło się bez trudów... Paul to mężczyzna, który podejmuje słuszne decyzje, jest odpowiedzialny, spokojny, zabawny i przystojny (ale bez rozpływania się nad jego urodą, za co ogromny plus dla autorki). Fajnie, że autorka postanowiła wpleść w treść opisy widziane z jego punktu widzenia.
Ogólnie rzecz biorąc: uwielbiam bohaterów tej książki, każdego z osobna i wszystkich razem. Prócz tych, które wymieniłam, jest ich wiele więcej i każda jest świetnie wykreowana.
Czy "Dziewczyna, którą kochałeś" podbiła moje serce? Jak najbardziej. Jest to opowieść o miłości, stracie, walce o swoje, trudnych wyborach, żegnaniu się z przeszłością. Książka, która budzi w czytelniku całą masę emocji, zaskoczenie, wzruszenie, żal, smutek, śmiech... Uwielbiam książki Moyes, a ta jest czymś nowym. Czymś po co niewątpliwie warto, a nawet trzeba sięgnąć. Ja gorąco i z całego serca polecam!
http://sol-shadowhunter.blogspot.com
To, że uwielbiam Jojo Moyes nie jest chyba dla nikogo nowością. Pokochałam "Zanim się pojawiłeś", zanim był na nią szał i zanim wszyscy się nią zachwycali. Z każdą kolejną książką autorki, poznawałam ją na nowo, bo każda z historii, jakie stworzyła jest niezwykła i zupełnie inna od poprzednich. Jednym co je łączy jest miłość, która i tak w każdej jest inaczej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Geneza. Geneza. Geneza. Od tych trzech słów zaczynam swoją recenzję, bo to właśnie one tłuką mi się po głowie odkąd przeczytałam tę książkę. T ę n i e s a m o w i t ą k s i ą ż k ę ! Wierzcie mi, zakochałam się w niej totalnie. Jest to książka należąca do tych nielicznych, które posiadają to coś! W tym przypadku wiem co to jest. Jest to iskra, dzięki której powstał przeogromny płomień rozpalający moją wyobraźnię, spokój i wiele emocji. Wcale nie dziwię się, że dzieło Khoury zostało okrzyknięte hitem wydawniczym przed publikacją.
Pierwsze co się rzuca czytelnikowi w oczy, to język jakim posługuje się autorka. Jest on spokojny, stonowany, inteligentny, płynny i piękny. Co tu dużo gadać, czyta się go z wielką przyjemnością, to jak opisane są wydarzenia, postaci oraz uczucia... Wszystko to urzekło mnie już od samego początku i do samego końca niezmiennie wpływało na odbieranie historii, jaką zawierają stronice tejże książki, wszak język jakim została przedstawiona historia jest bardzo ważny. Drugim co rzuca się w oczy jest niebywale ciekawy pomysł na książkę, który został w pełni wykorzystany. Trzecim elementem są postaci, które są tak sympatyczne, charakterystyczne i po prostu świetne, że zachwalanie ich jest samą przyjemnością. Czwartym jest rodzące się piękne uczucie, jakiego czytelnik jest świadkiem. Dlaczego piękne? Ponieważ stopniowe, delikatne, ujmujące, barwne opisy emocji i relacji Pii oraz Eio są po prostu urocze. Nie ma tutaj nagłego i nierealnego zauroczenia, za to jest dojrzałe i ostrożnie budowane napięcie emocjonalne, które wzrusza i zmusza (chociaż słowo "zmusza" mi tutaj nie pasuje, gdyż jest to swoista przyjemność) czytelnika do wczucia się w to wszystko, co się między tym dwojgiem dzieje.
Cała recenzja: http://sol-shadowhunter.blogspot.com/2013/03/geneza-jessica-khoury.html
Geneza. Geneza. Geneza. Od tych trzech słów zaczynam swoją recenzję, bo to właśnie one tłuką mi się po głowie odkąd przeczytałam tę książkę. T ę n i e s a m o w i t ą k s i ą ż k ę ! Wierzcie mi, zakochałam się w niej totalnie. Jest to książka należąca do tych nielicznych, które posiadają to coś! W tym przypadku wiem co to jest. Jest to iskra, dzięki której powstał...
więcej mniej Pokaż mimo to
Rzadko kiedy sięgam po biografię sławnych ludzi. Zazwyczaj nie czuję takiej potrzeby, żeby poznać życie jakiejś osławionej osoby. Jednak Bob Marley towarzyszył mi przez, że tak powiem - młodzieńcze lata. Mam na myśli gimnazjum i szkołę średnią, gdzie to właśnie jego piosenki umilały mnie i moim znajomym czas. Również chodzi ogólnie o samą muzykę, ponieważ muzyka reggae królowała zawsze i wszędzie. Marley - dla mnie - zasłynął przede wszystkim z pozytywnej energii, którą jego piosenki aż kipiały. Mało tego - miały przekaz. Ja nie lubię piosenek bez przekazu, pustych, mdłych i takich - żeby tylko. Lubię wsłuchać się w tekst i zawsze próbuję zrozumieć, co dany artysta chce zakomunikować treścią i rytmem. Dzięki autorowi dowiedziałam się wielu ciekawych smaczków z życia króla reggae. Oj tak. Bob Marley zawsze będzie królem reggae!
Właśnie tak powinna wyglądać każda biografia! Nie suche i banalne fakty, które każdy może sobie bez trudu wyszukać w internecie, a tak, jak Chris Salewicz opisał historię Boba. Nie skupił się tylko i WYŁĄCZNIE na postaci samego tytułowego bohatera, lecz również dokładnie opisał nam historię Jamajki - z domieszką polityki - realiów wówczas tam panujących. Nie wspomnę o tym, jak świetnie przedstawił nam wszystkie postaci, zgłębiając nam również ich przeszłość. Jestem wprost zachwycona tą szczegółowością i chyba po raz pierwszy czytając taką książkę pochłaniałam te wszystkie szczegóły, łaknąc jeszcze więcej!
Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się takich emocji, podczas czytania tejże lektury. Dlatego to, co przeżywałam czytając tę historię zdziwiło nawet mnie samą. Boba Marleya bardzo szanuję już od dawna, a ta książka sprawiła, że mój szacunek wzrósł. I chociaż były momenty, w których przewracałam oczami na poczynania Marleya i bywałam na niego zła, za jego decyzje, tak pod koniec roniłam łzy. Tak, książka Salewicza jest książką, która ma głębszy sens. Nie tylko zdradza nam wiele szczegółów na temat sławnego człowieka, ale również czasem zmusza do zadumy, smuci i sprawia, że się uśmiechamy. Jak mówię - tego wszystkiego się nie spodziewałam, ale zaskoczenie bardzo pozytywne. Dzięki tej biografii, jeszcze bardziej "zbliżyłam" się do Boba Marleya i wiem o czym są jego piosenki. Nie muszę ślepo doszukiwać się sensu, bo sens już znam...
Na filmiku poniżej widzimy, że miłością Boba nie tylko była muzyka, ale również piłka nożna. Nowością i ogromnym zaskoczeniem były zdolności Boba, jako chłopca. Zdolności, które posiadał do śmierci. Z początku wydawało mi się to nierealne, jednak po czasie stwierdziłam, że jest to jednocześnie dziwne, co ciekawe.
Większości zapewne Bob Marley, czy też muzyka reggae kojarzy się głównie z popalaniem zioła/marihuany/konopi czy z dredami. Z tego, na co natknęłam się w internecie - właśnie tak jest. Modne jest również bycie rasta - sądzę, że połowa pseudo rastafarian nie wie co to oznacza, co jest tym samym śmieszne. Mnie osobiście trochę to irytuje.
Ludzie stworzyli sobie taki, a nie inny pogląd i twardo się tego trzymają, a nie mają pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Dlatego też proponuję poznać historię Boba Marleya, w postaci niniejszej pozycji, która wyjaśni Wam naprawdę wiele.
Książkę polecam z całego serca tym, którzy miłują sobie rytmy reggae, ale nie tylko! Ta biografia to niezwykły rarytas, napisany tak smacznie, że nie sposób jest się od niej oderwać. Piękna opowieść o człowieku, który nie bał się wyrażać własnych myśli i potrafił stawić czoła światu, w którym żył. Dla jednych był wspaniałym i zawsze uśmiechniętym, ale lekko zamyślonym chłopcem, który ma swój świat. Dla innych zaś zawsze będzie... Królem reggae - człowiekiem, który potrafił muzyką zmienić świat.
Rzadko kiedy sięgam po biografię sławnych ludzi. Zazwyczaj nie czuję takiej potrzeby, żeby poznać życie jakiejś osławionej osoby. Jednak Bob Marley towarzyszył mi przez, że tak powiem - młodzieńcze lata. Mam na myśli gimnazjum i szkołę średnią, gdzie to właśnie jego piosenki umilały mnie i moim znajomym czas. Również chodzi ogólnie o samą muzykę, ponieważ muzyka reggae...
więcej Pokaż mimo to