-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
Sięgając po książki związane tematycznie ze służbą zdrowia, zawsze liczę na dobrą, rzetelną i wypełnioną ciekawostkami lekturę.
Czy "Ratownik" sprostał moim wymaganiom?
Zdecydowanie nie.
Zamiast informacji o pracy ratownika medycznego, jego codzienności w tym zawodzie, przypadkach najciekawszych pacjentów, na które byłam nastawiona, dostałam kilka przerysowanych, ubarwionych do granic absurdu opowieści o wyjazdach do "klientów", ale przede wszystkim naczytałam się o podbojach seksualnych autora.
Najgorsze jednak było to, w jaki sposób autor o tym wszystkim opowiada.
Zero szacunku do pacjentów i współpracowników. Za grosz empatii. Cynizm, wulgaryzm i chamstwo wylewające się z każdej strony. Podczas lektury miałam głównie jedną myśl w głowie: "Mam nadzieję, że nie ma więcej takich osób jak on w służbie zdrowia". Ludzie tego pokroju nie powinni pracować w tym zawodzie. Oczywiście rozumiem, że przy takiej pracy, trzeba umieć odciąć się emocjonalnie, bo człowiek zwariowałby, ale są pewne granice. No i to myślenie o sobie jak o Bogu, z czym autor się nawet nie kryje.
Dawno nie czułam takiego niesmaku podczas lektury książki. Jestem całkowicie na nie, jeśli chodzi o ten tytuł.
Nie wiem czy to celowy zabieg, że te teksty i książka zostały napisane w taki sposób, by budzić kontrowersje, ale totalnie to do mnie nie przemawia, a wręcz odpycha.
Na koniec całej szczęście znalazłam pocieszenie w informacji, że Pan Mitra nie pracuje już jako ratownik.
Sięgając po książki związane tematycznie ze służbą zdrowia, zawsze liczę na dobrą, rzetelną i wypełnioną ciekawostkami lekturę.
Czy "Ratownik" sprostał moim wymaganiom?
Zdecydowanie nie.
Zamiast informacji o pracy ratownika medycznego, jego codzienności w tym zawodzie, przypadkach najciekawszych pacjentów, na które byłam nastawiona, dostałam kilka przerysowanych,...
"Upiorne święta" od Wydawnictwa Akurat to zbiór opowieści, które wyszły spod pióra polskich autorów literatury grozy m.in. Artur Urbanowicz, Jakub Ćwiek, Hanna Greń, a także jako smaczek znajdziemy tu jedno opowiadanie Grahama Mastertona.
Co je wszystkie łączy? Temat przewodni jakim są Święta. Autorzy jednak podeszli do tego różnie. U niektórych klimat i czas świąt jest na głównym planie, niektórzy ledwo o nich wspomnieli.
"Odechce się Wam świętować. Na zawsze." Tak brzmią słowa na okładce, ale czy mają one pokrycie w rzeczywistości? Z przykrością stwierdzam, że w moim odczuciu nie.
Pierwsze opowiadania niestety nie zachęcały do dalszej lektury, jedyny miły akcent to fakt, że pojawia się wzmianka o moim rodzinnym mieście. Całe szczęście po kiepskim początku, sytuację uratowali Pan Urbanowicz i Masterton. Jak to bywa w takich zbiorach twórczości, czytelnik lawiruje między lepszymi i gorszymi opowiadaniami oraz między różnymi stylami, które mniej lub bardziej przypadają mu do gustu. W tym konkretnym przypadku, w mój czytelniczy gust niestety trafiły może 3 z 10 opowiadań, reszta była przeciętna. Na pewno zabrakło mi dreszczyku grozy, a przecież, na tym miało to polegać - miałam się bać.
"Upiorne święta" od Wydawnictwa Akurat to zbiór opowieści, które wyszły spod pióra polskich autorów literatury grozy m.in. Artur Urbanowicz, Jakub Ćwiek, Hanna Greń, a także jako smaczek znajdziemy tu jedno opowiadanie Grahama Mastertona.
Co je wszystkie łączy? Temat przewodni jakim są Święta. Autorzy jednak podeszli do tego różnie. U niektórych klimat i czas świąt jest na...
Wiecie, że nie potrafię przejść obojętnie koło książki poświęconej tematyce policyjnej i wszystkiemu co jest choć trochę z nią związane. Nic więc dziwnego, że zobaczywszy ten tytuł od razu zainteresowałam się nim.
"Pies" jest zbiorem bardzo krótkich anegdotek i historii z zawodowego życia autora, który jest policjantem i robi w prewencji.
Już po samym opisie książki można wywnioskować, że autor nie będzie owijać w bawełnę i faktycznie tak jest. Prosto z mostu, konkretnie, szczerze i nieszczędząc wulgaryzmów autor opowiada nam o kulisach pracy w prewencji.
Walka z systemem, zabawne i wręcz kuriozalne sytuacje a czasami śmierć i cierpienie to nieliczne rzeczy, z którymi przychodzi obcować policjantom na co dzień. Rutyna i zobojętnienie przeplatające się z chęcią niesienia pomocy to właśnie o tym przeczytamy w tej książce.
Muszę przyznać, że z początku moje wrażenia podczas lektury były sceptyczne, a to wszystko za sprawą języka, którym autor postanowił się posłużyć. Tak jak wspomniałam wyżej, przekleństwo goni przekleństwo, w dodatku autor obrał bardzo luźny styl, nazwałabym go podwórkowym i możemy znaleźć w tekście takie perełki jak, swoją drogą moje ulubione, "pierdolamento".
Z czasem jednak przestało mnie to gryźć w oczy oraz uszy i chyba rozumiem czemu Pan Jakub obrał taki kierunek, bo dzięki temu przekaz jest bardziej dosadny.
Czy poleciłabym "Psa"? Jeśli ktoś jest odporny na wulgaryzmy podane w końskiej dawce i chciałby poczuć się jakby jego własny kolega opowiadał mu na spotkaniach przy piwku o swojej ciężkiej robocie funkcjonariusza policji to jak najbardziej.
Wiecie, że nie potrafię przejść obojętnie koło książki poświęconej tematyce policyjnej i wszystkiemu co jest choć trochę z nią związane. Nic więc dziwnego, że zobaczywszy ten tytuł od razu zainteresowałam się nim.
"Pies" jest zbiorem bardzo krótkich anegdotek i historii z zawodowego życia autora, który jest policjantem i robi w prewencji.
Już po samym opisie książki można...
2019
Ku uciesze czytelników (przynajmniej mojej na pewno) od jakiegoś czasu na naszym polskim rynku wydawniczym ukazuje się wiele książek poświęconych konkretnym zawodom - policjantom, lekarzom, pielęgniarkom, strażakom, profilerom itd. Tym razem jednak przyszedł czas na koronerów, a raczej jednego konkretnego.
John Bateson postanowił w swojej książce opisać pracę koronera z Kalifornii - Kena Holmesa (nazwisko zobowiązuje 😉). Po wielu godzinach wspólnych rozmów i opowieści Kena, wertowania starych akt spraw, a również prywatnemu archiwum koronera, możemy poznać jego pracę od podszewki.
Na samym początku poznajemy drogę bohatera, którą musiał przebyć, by móc wykonywać ten zawód, ale nie obawiajcie się, ten wstęp z całą pewnością Was nie zanudzi, a wręcz przeciwnie - zaskoczy.
Z książki tej można zaczerpnąć również trochę wiedzy, ponieważ poznajemy m.in. techniki ustalania czasu zgonu (np. poprzez plamy opadowe). Dowiadujemy się jak tak naprawdę giną ludzie skaczący z owianego złą sławą mostu Golden Gate, co oznaczają tajemnicze szyfry przekazywane funkcjonariuszom przez centrum alarmowe, jak wygląda powiadamianie rodzin o śmierci bliskiej osoby. Jeśli jesteście ciekawi jak wygląda praca koronera w więzieniu albo przy samobójstwach to również znajdziecie tu odpowiedzi na te pytania. "Sprawa dla koronera" jest również, a raczej głównie, zbiorem wielu spraw, przy których pracował Holmes. Opowiada on o Zabójcy ze szlaku, o sprawie związanej z Tupakiem Shakur i kilkoma innymi sławnymi osobami. Są tu historie bardzo drastyczne (związane np. z dziećmi), są też historie smutne (zwłaszcza te samobójcze) jednak wszystkie one są kolejnymi lekcjami, których udziela czytelnikowi główny bohater tej lektury. Cenię sobie książki, które wciągają czytelnika od pierwszych stron, które napisane są w bardzo przystępny sposób, a zarazem odkrywają przed odbiorcą nowe horyzonty i potrafią czegoś nauczyć. "Sprawa dla koronera" wszystko to w sobie ma!
Ku uciesze czytelników (przynajmniej mojej na pewno) od jakiegoś czasu na naszym polskim rynku wydawniczym ukazuje się wiele książek poświęconych konkretnym zawodom - policjantom, lekarzom, pielęgniarkom, strażakom, profilerom itd. Tym razem jednak przyszedł czas na koronerów, a raczej jednego konkretnego.
John Bateson postanowił w swojej książce opisać pracę koronera z...
2018-11
Sięgając po tę książkę miałam nadzieję, że jest to pozycja, dzięki której dowiem się jak wygląda praca strażaków od zaplecza, w końcu na rynku wydawniczym pojawiły się już podobne teksty dotyczące policjantów i służby zdrowia, więc w moim odczuciu tak trudny zawód również zasługuje na uwagę. Niestety, tak właśnie kończy się nie czytanie opisów książki - małym rozczarowaniem.
Państwo Pasztelańscy w "Strażakach" umieścili nic innego jak opisy najgłośniejszych i największych akcji przeprowadzonych przez straż pożarną; nie ma tu szczegółów dotyczących ich pracy, nie dowiemy się jak wygląda ta praca na co dzień, jakie są jej zalety i wady itd.
Bardzo nad tym ubolewam i pozostaje mi w ciągu dalszym trzymać kciuki, że kiedyś taka lektura pojawi się w księgarniach.
Pomijając jednak moje oczekiwania i przechodząc do właściwej treści książki, muszę przyznać, że jest ona bardzo ciekawa. Pożar w hali Stoczni Gdańskiej, wybuch wieżowca w Gdańsku, zawalenie się hali Międzynarodowych Targów Katowickich czy też jedne z najgłośniejszych katastrof drogowych to kilka z opisanych akcji ratunkowych w tej książce. Zaznaczyć trzeba mimo wszystko, że nie czyta się lekko o tym czego świadkami byli strażacy biorący w nich udział - palący się żywcem ludzie, osoby uwięzione pod gruzem lub pod stalą, która jeszcze kilka minut temu była wagonem i uczucia towarzyszące naszych bohaterom, bo tak nazwać ich należy. Autorzy opisują również kilka międzynarodowych akcji USAR Poland.
Książka "Strażacy" stanowi, moim zdaniem taką bardziej ciekawostkę dotyczącą największych katastrof w Polsce, niżeli kompendium wiedzy na temat pracy strażaków. Znajdziemy w niej kilka wypowiedzi samych zainteresowanych, pokazuje ona na pewno jak ciężki jest ten zawód i tym bardziej wzbudza szacunek do osób go wykonujących, ale nie jest to pozycja, która usatysfakcjonowałaby mnie w 100%.
Sięgając po tę książkę miałam nadzieję, że jest to pozycja, dzięki której dowiem się jak wygląda praca strażaków od zaplecza, w końcu na rynku wydawniczym pojawiły się już podobne teksty dotyczące policjantów i służby zdrowia, więc w moim odczuciu tak trudny zawód również zasługuje na uwagę. Niestety, tak właśnie kończy się nie czytanie opisów książki - małym...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-10
"Histeryczki" to zbiór opowiadań, w większości bardzo krótkich, w których autorka pisze o nas - kobietach - o naszych uczuciach, naszym życiu i emocjach nas wypełniających, jednak jest to lektura momentami gorzka i trudna.
Matki, siostry, żony, córki, kochanki - wszystkie z nich są bohaterkami tej książki.
Kompleksy, zdrady, miłość, poczucie winy, gwałty, samotność, odrzucenie, przemoc - to nieliczne z ich problemów życiowych.
Roxane Gay w bardzo mocny, konkretny i realistyczny ale prosty sposób przedstawia każdą ze swoich historii. Niektóre z nich są kontrowersyjne, inne sprawiają, że łzy nachodzą same do oczu, zapewniam jednak, że każda z tych opowieści skłoni Was do przemyśleń i refleksji, każda z nich to bomba wypełniona emocjami.
Nie mam zielonego pojęcia czemu o tej książce było tak cicho i przeszła bez większego echa. Wielka szkoda, bo to kawał dobrej literatury, którą w tym momencie bardzo Wam polecam, zarówno kobietom jak i mężczyznom.
PS. Uprzedzam, że tę książkę trzeba sobie dawkować w małych porcjach.
"Histeryczki" to zbiór opowiadań, w większości bardzo krótkich, w których autorka pisze o nas - kobietach - o naszych uczuciach, naszym życiu i emocjach nas wypełniających, jednak jest to lektura momentami gorzka i trudna.
Matki, siostry, żony, córki, kochanki - wszystkie z nich są bohaterkami tej książki.
Kompleksy, zdrady, miłość, poczucie winy, gwałty, samotność,...
2018-10
Trzeba przyznać, że Pani Katarzyna potrafi stworzyć głównych bohaterów, do których od razu pałam sympatią. Tak było w przypadku Pani Henryki - z poprzedniej książki autorki - tak jest również w przypadku tytułowej Wioletki, z którą znalazłabym nawet kilka wspólnych cech.
Wioletka to wszechstronna - żadnej pracy się nie boi - trzydziestolatka, która postanawia rozwiązać pewną zagadkę na terenie fabryki łakoci, w której aktualnie pracuje, jak się okaże to to dopiero przedsmak przed poważniejszym śledztwem jakie ją czeka. Czy Wioletka rozwiąże zagadkę morderstwa? Czy dobrze wytypuje zabójcę?
Jeśli czytaliście moją opinię na temat pierwszej książki tej autorki - "Pani Henryka i morderstwo w pensjonacie" - to z całą pewnością pamiętajcie, że trochę narzekałam, że było za mało komedii w tej komedii. Muszę przyznać, że obawiałam się, iż tym razem będzie trochę podobnie, całe szczęście niepotrzebnie. "Wioletka na tropie zbrodni" niejednokrotnie wywołała na mojej twarzy uśmiech i to głównie zasługa tytułowej bohaterki. Wioletka to szalona, pełna energii i zapału kobieta, do tego wszystkiego ma niezłą fantazję, a jej pomysły powalają czytelnika na łopatki.
Jeśli szukacie lekkiej, zabawnej i bardzo przystępnie napisanej książki z wątkiem kryminalnym oraz bohaterką zapadającą w pamięci to polecam Wam tę pozycję.
Trzeba przyznać, że Pani Katarzyna potrafi stworzyć głównych bohaterów, do których od razu pałam sympatią. Tak było w przypadku Pani Henryki - z poprzedniej książki autorki - tak jest również w przypadku tytułowej Wioletki, z którą znalazłabym nawet kilka wspólnych cech.
Wioletka to wszechstronna - żadnej pracy się nie boi - trzydziestolatka, która postanawia rozwiązać...
2018-01
2018-04
2018-12
2018-12
2018-12
Książka ta to jeden wielki miszmasz - zarówno jeśli chodzi o stworzoną przez autorkę historię i dziwne nagłe przeskoki w czasie oraz bohaterach, ale również sposób jej wydania jest nietypowy, ponieważ prócz właściwej treści znajdziemy tu życiowe porady kierowane bezpośrednio do nas, spis życzeń świątecznych oraz instrukcję jak zrobić aniołka z masy solnej albo zapakować prezent. Szczerze mówiąc pierwszy raz spotkałam się z czymś takim i nie do końca to do mnie przemawia.
Wracając jednak do samej historii... Miśka wraz z babcią wychowuje swojego małego brata w niewielkiej miejscowości. Dziewczyna, by podreperować domowy budżet postanawia na czas świąteczny wynająć pokoje. Takim oto sposobem poznajemy kilku gości, którzy do niej przyjechali, wraz z ich problemami i bagażem doświadczeń.
Książkę czyta się bardzo szybko dzięki lekkiemu językowi, którym posługuje się autorka, jednak sam pomysł na fabułę nie przypadł mi do gustu. Przede wszystkim zabrakło w tej pozycji świątecznego klimatu i świątecznej magii - oczywiście mamy udekorowany odpowiednio dom, mamy Wigilię, są też ludzie przebrani za elfy i Mikołaja, ale niestety nie zdało się to na wiele i nie wprowadziło mnie w odpowiedni nastrój.
Momenty, które miały z założenia grać na moich emocjach, dla mnie były ich całkowicie pozbawione. Z pozoru smutne sytuacje nużyły, a tam gdzie bohaterowie śmiali się do rozpuku czułam niejednokrotnie zażenowanie.
Z żalem stwierdzam, że książka nie trafiła w mój gust ale przyznać muszę, że okładka jest jedną z najładniejszych świątecznych okładek jakie widziałam. Znalazłam również kilka bardzo ładnych i fajnych cytatów, ale niestety to nie rekompensuje tych wszystkich minusów.
Książka ta to jeden wielki miszmasz - zarówno jeśli chodzi o stworzoną przez autorkę historię i dziwne nagłe przeskoki w czasie oraz bohaterach, ale również sposób jej wydania jest nietypowy, ponieważ prócz właściwej treści znajdziemy tu życiowe porady kierowane bezpośrednio do nas, spis życzeń świątecznych oraz instrukcję jak zrobić aniołka z masy solnej albo zapakować...
więcej mniej Pokaż mimo to2018
"365 dni cudowności" to nic innego jak zbiór maksym, po jednym na każdy dzień roku.
Cytaty o miłości, przyjaźni, dotyczące życia i te mówiące o życzliwości i czynieniu dobra. Motywują, skłaniają do refleksji.
Oczywiście nie wszystkie przypadły mi do gustu, ale jest też dużo takich, które do mnie przemawiają
"365 dni cudowności" to nic innego jak zbiór maksym, po jednym na każdy dzień roku.
Cytaty o miłości, przyjaźni, dotyczące życia i te mówiące o życzliwości i czynieniu dobra. Motywują, skłaniają do refleksji.
Oczywiście nie wszystkie przypadły mi do gustu, ale jest też dużo takich, które do mnie przemawiają
2018
2018-12
Nie czytałam wcześniej książek świątecznych, ale w tym roku postanowiłam to zmienić i właśnie na pierwszy ogień poszła ta pozycja.
Na samym początku pomyślałam, że to był zły wybór, liczyłam na ciepłą, wesołą opowieść, a otrzymałam wręcz dołującą i bardzo nostalgiczną historię, a raczej siedem historii, ponieważ mamy tu aż siedmiu głównych bohaterów. Anna, Karolina, Roman, Szymon, Ignacy, Jowita, Małgorzata - każde z nich ma swoje problemy, które poznajemy w osobnych rozdziałach. Całe szczęście trwa to do czasu, ponieważ nadchodzi Wigilia, a jak dobrze wiemy w Wigilię dzieją się cuda i same dobre rzeczy.
Książka okazała się pozycją pełną nadziei, krótkich lekcji dotyczących relacji międzyludzkich i ostatecznie bardzo przyjemną lekturą.
Po raz drugi przekonałam się, że warto sięgać po ten duet pisarki, a także, że autorki potrafią stworzyć bardzo ciekawe, indywidualne i niezmiernie sympatyczne postacie.
Nie czytałam wcześniej książek świątecznych, ale w tym roku postanowiłam to zmienić i właśnie na pierwszy ogień poszła ta pozycja.
Na samym początku pomyślałam, że to był zły wybór, liczyłam na ciepłą, wesołą opowieść, a otrzymałam wręcz dołującą i bardzo nostalgiczną historię, a raczej siedem historii, ponieważ mamy tu aż siedmiu głównych bohaterów. Anna, Karolina, Roman,...
2018-11
Quinn i Graham - bo tak mają na imię główni bohaterowie - zmagają się z małżeńskim kryzysem. Ich relacje nabierają nieprawidłowy kierunek, żar uczucia przygasa, a marzenia zamieniają w przekleństwo. Czy para przezwycięży trudne chwile? Czy dadzą radę zawalczyć o miłość i szczęśliwą wspólną przyszłość?
"Wszystkie nasze obietnice" jest zdecydowanie inna od pozostałych książek Hoover, które miałam jak dotąd okazję czytać. Dorośli, dojrzali bohaterowie, z bagażem doświadczeń - małżeństwo, które boryka się z naprawdę poważnym problemem wpływającym na ich związek i jego przyszłość, odbiega trochę od pozostałych historii stworzonych przez autorkę. Jeśli czytaliście książki pani Colleen to doskonale wiecie, że niejednokrotnie poruszała ona w nich trudne tematy, ale zdecydowanie ta pozycja wybija się na ich tle.
Autorka skupia się głównie tylko na dwójce bohaterów, poboczne postacie są tylko dodatkiem, który wręcz umyka nam, gdy zagłębiamy się w życie Quinn i Grahama, a poznajemy je z dwóch różnych perspektyw - Wtedy i Teraz - początek ich znajomości, zauroczenia oraz rosnącej miłości, a także już małżeńskie problemy, tlące się resztki uczuć i zagubienie. Jest jeszcze mniej wybijające się przesłanie, które można wyczytać między wierszami, a które bardzo mi się podoba, a dotyczy ono doceniania pewnych rzeczy, które się posiada i nastawienia człowieka do własnego życia.
Oczywiście nie muszę chyba wspominać, że lektura ta wciąga od samego początku i czyta się ją wprost ekspresowo, chociaż nie jest to ta pozycja (z dorobku autorki), przy której wylewa się morze łez, jednak emocji czytelnikowi nie będzie brakowało. Niejedna z czytelniczek odnajdzie w niej również cząstkę siebie, swoich problemów i mam nadzieję, że znajdzie w niej też pewną wskazówkę dla siebie.
Quinn i Graham - bo tak mają na imię główni bohaterowie - zmagają się z małżeńskim kryzysem. Ich relacje nabierają nieprawidłowy kierunek, żar uczucia przygasa, a marzenia zamieniają w przekleństwo. Czy para przezwycięży trudne chwile? Czy dadzą radę zawalczyć o miłość i szczęśliwą wspólną przyszłość?
"Wszystkie nasze obietnice" jest zdecydowanie inna od pozostałych...
2018-09
"Dachołazy" to książka skierowana do młodych czytelników, opowiadająca historię Sophie - osieroconej dziewczynki, znalezionej w futerale na wiolonczelę, którą zaopiekował się Charles. Gdy dziewczynka podrasta, jej głównym celem w życiu staje się odnalezienie swojej biologicznej mamy. Czy matka Sophie żyje i uda się ją odnaleźć? Kim są dachołazy i jaką rolę odegrają w poszukiwaniach?
Katherine Rundell stworzyła cudowną opowieść. Opowieść, po którą powinny z całą pewnością sięgnąć wasze dzieci ale i Wy sami. Książka ta jest uniwersalna nie tylko pod kątem wieku odbiorcy, ale jestem pewna, że spodoba się ona zarówno dziewczynkom jak i chłopcom.
Autorka wspaniale operuje słowem co skutkuje piękną, lekką, wciągającą i wyjątkową historią. Nie brakuje w niej również humoru i głębszego przesłania.
Książka ta jest o miłości rodzicielskiej, o miłości i tęsknocie dziecka, o nadziei i walce o swoje przekonania.
Pozycja ta pozwala uruchomić swoją wyobraźnię i poczuć coś co w prawdziwym życiu nigdy nie miałoby miejsca.
Do tego wszystkiego dochodzą wyjątkowi bohaterowie. Osobiście jestem zauroczona postacią Charlesa - jego humorem, specyficzną postawą życiową i mądrością oraz wartościami, którymi się kieruje.
"Dachołazy" to jedna z najcieplejszych (tak, to określenie pasuje do niej idealnie) książek dla młodzieży, jakie miałam okazję czytać w swoim życiu. Szkoda, że gdy ja miałam -naście lat nie trafiłam na taką lekturę.
"Dachołazy" to książka skierowana do młodych czytelników, opowiadająca historię Sophie - osieroconej dziewczynki, znalezionej w futerale na wiolonczelę, którą zaopiekował się Charles. Gdy dziewczynka podrasta, jej głównym celem w życiu staje się odnalezienie swojej biologicznej mamy. Czy matka Sophie żyje i uda się ją odnaleźć? Kim są dachołazy i jaką rolę odegrają w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Anonimowy donos, wstrząsające odkrycie w małej wsi, kości czworga noworodków, rodzinna zmowa milczenia i jedna podejrzana.. ale czy aby na pewno? Czy w całej tej historii winna jest tylko matka?
"Małe zbrodnie", to na pierwszy rzut oka, niepozorna książka - brak w niej pędzącej akcji i jej zwrotów, praktycznie wszystko jest od początku dość jasne. Jednak po głębszej analizie okazuje się, że to niejednoznaczna historia, która prowokuje czytelnika do pewnych moralnych przemyśleń. Tam gdzie wydaje się, że z góry powinniśmy wydać wyrok na oskarżoną o zbrodnię osobę, w pewnym momencie pojawia się współczucie, nawet chęć wstawienia się za nią i usprawiedliwienia jej - to w moim odczuciu najmocniejszy element książki.
Podczas lektury pojawia się również pytanie czy oskarżonych i winnych tej zbrodni nie ma więcej, czy do tej tragedii nie dołożył przysłowiowej cegiełki ktoś jeszcze.
Autorka w idealny sposób pokazuje w swojej książce, że żadna sytuacja nie jest czarno- biała i że nie powinniśmy wydawać wyroków, nie znając całej historii i to z każdej możliwej perspektywy.
Odbiór tego tytułu nabiera jeszcze większej powagi, gdy dowiadujemy się, że autorka inspirowała się prawdziwymi wydarzeniami.
Oczywiście, jak można się domyślić, przez sam fakt, że lektura opiera się na krzywdzie dzieci, książka smuci i szokuje, ale warto po nią sięgnąć i skupić się na głębszym przekazie.
Swoje pierwsze spotkanie z Panią Majcher uznaję za udane i już czytam kolejną książkę, która wyszła spod jej pióra.
Anonimowy donos, wstrząsające odkrycie w małej wsi, kości czworga noworodków, rodzinna zmowa milczenia i jedna podejrzana.. ale czy aby na pewno? Czy w całej tej historii winna jest tylko matka?
więcej Pokaż mimo to"Małe zbrodnie", to na pierwszy rzut oka, niepozorna książka - brak w niej pędzącej akcji i jej zwrotów, praktycznie wszystko jest od początku dość jasne. Jednak po głębszej...