-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2023-12-30
2023-10-13
2023-08-08
Pierwsza połowa książki stanowiła spójną, mocną i brutalną opowieść, osadzoną w najbardziej ponurym miasteczku, w okrytej złą sławą okolicy. Ta część naprawdę mi się podobała.
W drugiej połowie fabuła skręca w dziwną stronę, mamy wiele wątków, z których niektóre są porzucane albo pozbawione znaczenia dla tej historii. Zwrot akcji moim zdaniem nie ma sensu - na ten sam motyw natrafiłam w innych książkach i w każdej był ograny lepiej.
Po przeczytaniu podziękowań wiemy, że książka jest pewnym manifestem autorki, ale w oderwaniu od tego - fabularnie niestety się nie broni...
Pierwsza połowa książki stanowiła spójną, mocną i brutalną opowieść, osadzoną w najbardziej ponurym miasteczku, w okrytej złą sławą okolicy. Ta część naprawdę mi się podobała.
W drugiej połowie fabuła skręca w dziwną stronę, mamy wiele wątków, z których niektóre są porzucane albo pozbawione znaczenia dla tej historii. Zwrot akcji moim zdaniem nie ma sensu - na ten sam...
2023-05-27
2023-03-06
2022-10-09
2019-07-12
Audrey Morgan próbuje być normalną nastolatką. Naprawdę się stara, ale na razie czeka ją przeprowadzka, a ich nowy dom jest tak naprawdę stary, opuszczony i otoczony wodą, której dziewczyna nie znosi. W dodatku gdzieś w jego zakamarkach czyha to Coś, które tylko czeka na odpowiedni moment, żeby ją stłamsić i pożreć. Kiedy Audrey zaczyna spędzać czas z mieszkającym nieopodal Leo, zdaje się czuć pewniej, bezpieczniej, ale czy jej problemy rzeczywiście potrafią odejść na dobre? Czy też odpuściły tylko na chwilę, by później wrócić wzmocnione?
"Miłość za wszelką cenę" okazała się dla mnie bardzo niepozorną książką. Zdawałoby się, że po ponad stu stronach można bezpiecznie wyrobić sobie pierwsze zdanie na temat powieści. Nic bardziej mylnego. Z początku książka prowadzona jest chaotycznie i odbierałam ten fakt jako wadę. Bohaterowie wydawali mi się nijacy, a otoczenie ponure. Audrey i Leo prowadzili ze sobą nastoletnie rozmowy o niczym, a dziewczyna chwilami zachowywała się dziwnie. Opisy były drobiazgowe aż do przesady. Zamierzałam już odłożyć tę książkę i zabrać się za coś ciekawszego.
W dalszej części zaczęło się urzeczywistniać to, co napisane jest na okładce, czyli prawdziwy thriller psychologiczny. Ta książka wzbudza wiele emocji - pojawia się złość, rozdrażnienie, potem zaczyna kiełkować przywiązanie do głównych bohaterów, którym zaczynamy kibicować. Zmierzając powoli do końca opowieści, czułam się jak w pułapce, z której nie ma ucieczki. Stres. Poczucie osaczenia. Szok. Dojmujący smutek.
"Miłość za wszelką cenę" jest nieco chaotyczna, ale ma to swoje uzasadnienie. Nie odpowiada na wszystkie pytania, dzięki czemu będę nadal o niej myśleć, pomimo, że ostatnia strona już za mną. Louisa Reid wykreowała bohaterów, którym bardzo współczułam, których miałam ochotę przytulić (mówię tu o młodszym bracie Audrey) i wbrew początkowemu wrażeniu uwikłała ich w kilka różnych wątków.
W tej powieści fabuła jest bardzo nierównomiernie rozłożona. Jednak jeżeli przebrniecie przez ten nieudany początek, może tak jak ja wpadniecie w wir emocji i refleksji, co do których jestem pewna, że zostaną ze mną na dłużej.
Audrey Morgan próbuje być normalną nastolatką. Naprawdę się stara, ale na razie czeka ją przeprowadzka, a ich nowy dom jest tak naprawdę stary, opuszczony i otoczony wodą, której dziewczyna nie znosi. W dodatku gdzieś w jego zakamarkach czyha to Coś, które tylko czeka na odpowiedni moment, żeby ją stłamsić i pożreć. Kiedy Audrey zaczyna spędzać czas z mieszkającym nieopodal...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-03-18
Gdy ostatnio buszowałam między bibliotecznymi regałami, wpadła mi w oko charakterystyczna żółta okładka "To zdarza się tylko w filmach". I przypomniałam sobie, że kiedyś chciałam tę książkę przeczytać, chyba ze względu na motyw filmów i schematów w nich zawartych.
Powieść rzeczywiście ma w sobie przewrotność, na jaką liczyłam. Audrey, która nosi imię po światowej sławy aktorce i szczerze nienawidzi romasów, bardzo trafnie wychwytuje i nazywa filmowe schematy. Ma za sobą trudne doświadczenia, przez które straciła wiarę w miłość. Szansa na jej odzyskanie pojawia się, gdy Audrey rozpoczyna pracę w miejscowym kinie i poznaje tam Harry'ego...
"To zdarza się tylko w filmach" porusza dużo trudniejsze tematy niż można by się spodziewać. Ani w rodzinie Audrey, ani w jej relacjach z chłopakami nie jest zbyt kolorowo. Zaskoczyło mnie, że książka porusza różne aspekty zauroczenia i bycia w związku - również te niezręcznie i bynajmniej nie romantyczne.
Najbardziej zadziwiające jest to, że poczułam się przez tę książkę z r o z u m i a n a, a nie pamiętam, żeby kiedyś przydarzyło mi się coś takiego. Może to wynikać z tego, że Audrey pod względem charakteru czy doświadczeń jest do mnie podobna.
Najmocniejszym punktem książki było jej zakończenie. Nie wiem, jakie obyczajówki mlodzieżowe mieliście okazję czytać, ale te, które ja czytałam, to pozycje sprzed dobrych paru lat. Może teraz inaczej się je pisze. Pewnie istnieją inne takie młodzieżówki, które są w stanie pogodzić dwie skrajności - być nieoczywiste, a zarazem traktować o zwyczajnych, normalnych problemach. Jednak w moim osobistym rankingu "To zdarza się tylko w filmach" bardzo się wyróżnia na tle innych książek o podobnej tematyce.
Gdy ostatnio buszowałam między bibliotecznymi regałami, wpadła mi w oko charakterystyczna żółta okładka "To zdarza się tylko w filmach". I przypomniałam sobie, że kiedyś chciałam tę książkę przeczytać, chyba ze względu na motyw filmów i schematów w nich zawartych.
Powieść rzeczywiście ma w sobie przewrotność, na jaką liczyłam. Audrey, która nosi imię po światowej sławy...
2015-11-28
Wren i Cath to bliźniaczki, prezentujące zupełnie różne typy osobowości. Wren jest pewną siebie ekstrawertyczką, lubi imprezować i poznawać ludzi. Świat Cath kręci się wokół książek, a konkretnie wokół jednej serii - jest fanką nastoletniego czarodzieja Simona Snowa. Oprócz tego, że jest fanką nad fankami, ma także własnych fanów i pod nickiem Magicath publikuje w internecie fanfiction o Simonie. Życie Cath zmienia się, gdy zaczyna uczęszczać do collegu. Nie wie, że być może czekają ją naprawdę wielkie zmiany...
Zdecydowałam się sięgnąć po tę książkę, ponieważ zainteresował mnie pomysł napisania książki o...ludziach kochających książki. Niejednokrotnie podczas czytania myślałam sobie "to takie prawdziwe..." i "skąd ja to znam..." Nic dziwnego, że każdy książkoholik w mniejszym lub większym stopniu, utożsamia się z główną bohaterką.
"Fangirl" była taka...inna. Nigdy nie czytałam czegoś takiego. Była niezwykle zabawna, podczas jej czytania co chwila śmiałam się do kartek, prychałam i w ogóle wydawałam z siebie dziwne dźwięki. :) Obejmowała duży zakres tematów i nie czuło się, że są one "wepchnięte na siłę". Przedstawiono relacje na linii siostra-siostra, córka-tata, nie zabrakło wątku miłosnego, opisania trudnej sztuki pisania, tworzenia fanfiction ani oczywiście bezgranicznej miłości do książek.
Bardzo podobał mi się też pomysł umieszczania po każdym rozdziale fragmentu opowieści o Simonie Snow, co też dało ciekawy efekt.
Nie ma chyba osoby, która nie zorientowałaby się, że Simon Snow jest BARDZO WYRAŹNĄ aluzją do "Harry'ego Pottera". Czasem te podobieństwa dotyczyły nawet najdrobniejszych kwestii, ale to w pewnym stopniu także dodało książce uroku (i często było po prostu rozbrajające).
Podsumowując: "Fangirl" jest inna, ale w pozytywny sposób. Jest dobrą lekturą na poprawę humoru, którą polecam szczególnie wszystkim, należącym do fandomów.
A kim jest fangirl? "Jeśli jesteś fangirl, to wiesz. Jeśli nią nie jesteś, to nie zrozumiesz."
Wren i Cath to bliźniaczki, prezentujące zupełnie różne typy osobowości. Wren jest pewną siebie ekstrawertyczką, lubi imprezować i poznawać ludzi. Świat Cath kręci się wokół książek, a konkretnie wokół jednej serii - jest fanką nastoletniego czarodzieja Simona Snowa. Oprócz tego, że jest fanką nad fankami, ma także własnych fanów i pod nickiem Magicath publikuje w...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12-21
Panika. Niebezpieczna gra rozpoczynająca się skokiem z klifu. Mimo że gra w Panikę, w której biorą udział chętni spośród rocznika kończącego liceum, w zeszłych latach kończyła się tragicznymi wypadkami, nastolatkowie nie zamierzają jej przerwać. Do czego jeszcze może doprowadzić ta ryzykowna rozgrywka?
Od początku, pomimo młodzieżowej konwencji, uderzyło mnie pewne podobieństwo do "Squid Game". Spodziewałam się raczej dystopii, zbliżonej do serii "Delirium" tej samej autorki lub do "Igrzysk śmierci". Tymczasem historia dotyczy ludzi zdesperowanych, często z trudnych, lub nawet patologicznych rodzin, którzy decydują się zaryzykować swój udział w grze, przyciągnięci ogromną kwotą możliwej wygranej.
Uważam nawet, że motywy bohaterów wypadły tutaj lepiej niż w "Squid Game"! Wynika to z tego, że pobudki głównego bohatera tego serialu były dla mnie bardzo niewiarygodne. Ponadto w "Squid Game" zabrakło mi tego, co pojawiło się tutaj, a więc skupienia się na postaciach sędziujących i na ich pobudkach. Ale wystarczy już tych porównań.
Książkę czytało mi się bardzo przyjemnie, styl Lauren Oliver po raz kolejny do mnie trafił. Pomimo prostej linii fabularnej, autorka zaserwowała nam kilka zaskakujących rozwiązań. Czuć było ciężar tego, co robią bohaterowie; jak skrajnie nieodpowiedzialne jest ich zachowanie i do czego może doprowadzić. Jednocześnie wiem, że nastolatkowie byliby zdolni do takich rzeczy, więc poza jednym dość dziwnym wątkiem z pewnymi dzikimi zwierzętami, w tę fabułę da się uwierzyć.
Kolejne aspekty, które naprawdę były udane to prostota wątku romantycznego oraz motyw zemsty - okazuje się, że gra w Panikę staje się wygodną okazją do wyrównania pewnych rachunków.
"Panika" okazała się więc dla mnie bardzo udanym, komfortowym powrotem do lubianej autorki.
Panika. Niebezpieczna gra rozpoczynająca się skokiem z klifu. Mimo że gra w Panikę, w której biorą udział chętni spośród rocznika kończącego liceum, w zeszłych latach kończyła się tragicznymi wypadkami, nastolatkowie nie zamierzają jej przerwać. Do czego jeszcze może doprowadzić ta ryzykowna rozgrywka?
Od początku, pomimo młodzieżowej konwencji, uderzyło mnie pewne...
2021-12-11
Recenzje o książce, jej średnia ocen są dla mnie bardzo ważne i to zazwyczaj nimi kieruję się przy wyborze TBRu. Jednak równie istotny jest opis i jeśli jakiś motyw w nim zawarty mnie urzeknie – prawdopodobnie przeczytam książkę, nawet jeśli nikt mi jej nie polecał. Sięgnięcie po książkę na podstawie intrygującego tytułu, zdarzyło mi się de facto dwa razy w życiu. Pierwszy przypadek to „Chłopak, który stracił głowę” (groteskowa historia, w której chodziło w rzeczywistości o przeszczep ciała, nie głowy – nieuleczalnie chory bohater został wprowadzony w śpiączkę, a po pięciu latach obudził się z własną głową na karku, ale z cudzym ciałem). A drugi to właśnie „Zapach domów innych ludzi”.
Autorka w swojej książce przedstawia historię z pespektywy czworga młodych ludzi, mieszkających na Alasce. Każdy z nich mierzy się z pewnymi problemami, a ich wątki łączy ze sobą pewna cienka nić. Niestety czasami powiązania te były trochę zbyt nieprawdopodobne.
Powieść rzeczywiście skupia się na motywie zapachów i to, jak autorka wykorzystała ten pomysł, jest zdecydowanie na plus.
Myślę, że jest to dość oryginalna historia, bo bohaterowie zachowują się w nieco inny sposób, niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni w książkach młodzieżowych. Wpływa na to miejsce akcji, ale też jej czas - opowieść rozgrywa się bowiem w 1970 roku.
Zabrakło mi pogłębionego kontekstu. Osadzenie akcji na Alasce mogłoby być czymś bardzo ciekawym, ale niestety kwestie takie jak współistnienie obok siebie rdzennych mieszkańców: Atabasków i Inupiatów albo historia tego, jak Alaska została 49. stanem USA są tylko krótko zarysowane. Chociaż może to być jakimś plusem, bo dzięki tej książce zainteresowałam się Alaską i bardzo chciałabym przeczytać jakiś reportaż na jej temat!
Recenzje o książce, jej średnia ocen są dla mnie bardzo ważne i to zazwyczaj nimi kieruję się przy wyborze TBRu. Jednak równie istotny jest opis i jeśli jakiś motyw w nim zawarty mnie urzeknie – prawdopodobnie przeczytam książkę, nawet jeśli nikt mi jej nie polecał. Sięgnięcie po książkę na podstawie intrygującego tytułu, zdarzyło mi się de facto dwa razy w życiu. Pierwszy...
więcej mniej Pokaż mimo to2012
2014
2015-09-18
"Świat nie jest instytucją, zajmującą się spełnianiem życzeń."
Często się zastanawiałam, na czym polega ten słynny "niepowtarzalny styl pisarski Johna Greena". Po przeczytaniu "Szukając Alaski" i "Gwiazd naszych wina" mam odpowiedź na to pytanie.
To zdumiewające, jak można napisać jednocześnie tak smutną i tak zabawną książkę jak "Gwiazd naszych wina". Niby to książka o chorobie, o raku, o umieraniu. A jednak wcale nie, bo przedstawia historię dwojga młodych, zakochanych w sobie ludzi. Chorych, ale to nie choroba jest głównym tematem tej książki. Życie i śmierć. Ale czy to nasza wina, że nas to spotkało? Nie. To gwiazd naszych wina.
Hazel i Gus chcieli udowodnić, że są tacy sami jak inni. Są zwyczajnymi, młodymi ludźmi i mają prawo żyć tak samo jak każdy. Nie potrzebują litości, tylko zrozumienia i akceptacji. I właśnie o tym jest ta książka.
Poruszająca i zabawna.
Można przy niej płakać i można się śmiać.
I nie można o niej zapomnieć.
"Świat nie jest instytucją, zajmującą się spełnianiem życzeń."
Często się zastanawiałam, na czym polega ten słynny "niepowtarzalny styl pisarski Johna Greena". Po przeczytaniu "Szukając Alaski" i "Gwiazd naszych wina" mam odpowiedź na to pytanie.
To zdumiewające, jak można napisać jednocześnie tak smutną i tak zabawną książkę jak "Gwiazd naszych wina". Niby to książka o...
2018-01-21
Chińskie przysłowie (jak i moja zakładka magnetyczna) głosi "Kiedy przeczytam nową książkę, to jakbym znalazł nowego przyjaciela, a gdy przeczytam książkę, którą już czytałem - to tak jakbym spotkał się ze starym przyjacielem". "W śnieżną noc" odznacza się tym, że już za pierwszym podejściem mamy wrażenie spotkania ze starymi znajomymi. Na przykład umawiamy się z nimi na kawę w Stabucksie...
W książce zaserwowano nam trzy historie o miłosnej tematyce, z Bożym Narodzeniem i śnieżycą w tle. Każda z nich ma w sobie trochę za dużo lukru, ale można przymknąć na to oko, szczególnie, kiedy na lekturę naprawdę wybierzemy sobie okres Bożego Narodzenia. Pierwsze opowiadanie to miłość, która narodziła się z niespodziewanej przygody ; w drugim mamy starego dobrego Greena, chociaż może nie w najlepszej ze swoich odsłon, który przedstawia nam z pozoru zwyczajną miłość - tą kiełkującą ze szczerej przyjaźni. Trzecie z kolei opowiadanie jest chyba najbardziej oryginalne pod względem tematu, co może sugerować tytuł "Święta patronka świnek".
Trzy opowiadania: Lauren Myracle, Johna Greena i Maureen Johnson splatają się ze sobą w ciekawy sposób. Żadna z tych opowieści nie zachwyca jako funkcjonująca samodzielnie historia, ale gdy zestawimy je razem, umieszczając akcję w kompletnie zasypanym białym puchem miasteczku w Stanach Zjednoczonych - otrzymujemy coś interesującego. Chciałabym zobaczyć, jak przebiegała współpraca autorów w tej kwestii. Siedzieli rozczochrani z kubkami kawy w rękach, pochylając się nad mapą myśli i obmyślając, gdzie dana postać ma wkroczyć do akcji?
Przewijanie się bohaterów w opowiadaniach uważam za pierwszy duży plus. Drugim jest klimat, w który naprawdę się wczułam (aczkolwiek mogło mieć to związek z tym, że akurat wtedy w moim mieście też pojawił się śnieg). "W śnieżną noc" to przyjemna, optymistyczna książka, do przeczytania raczej w okresie Bożonarodzeniowym.
Chińskie przysłowie (jak i moja zakładka magnetyczna) głosi "Kiedy przeczytam nową książkę, to jakbym znalazł nowego przyjaciela, a gdy przeczytam książkę, którą już czytałem - to tak jakbym spotkał się ze starym przyjacielem". "W śnieżną noc" odznacza się tym, że już za pierwszym podejściem mamy wrażenie spotkania ze starymi znajomymi. Na przykład umawiamy się z nimi na...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-01-24
Z początku spodziewałam się, że "Żółwie aż do końca", czyli już piąta książka Johna Greena po jaką sięgnęłam, będzie kolejną powieścią drogi. Tymczasem spotkało mnie zaskoczenie - podróży brak. Zamiast tego śledzimy losy Azy Holmes, cierpiącej na zaawansowane zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, a przy okazji poznajemy jej przyjaciółkę Daisy, zapaloną autorkę fanfików o "Gwiezdnych Wojnach" oraz Davisa, syna zaginionego miliardera.
Mimo że styl Johna Greena stał się już rozpoznawalny, to mimo wszystko ulega pewnym modyfikacjom w zależności od tematu książki. Ciekawym zabiegiem w "19 razy Katherine" była mnogość przypisów odautorskich, tu z kolei inność polega na tym, że nad akcją górują przemyślenia głównej bohaterki. Warto zaznaczyć, że mimo iż narodziły się one w umyśle osoby z zaburzeniami, nie są wcale takie bezsensowne. Po prostu większość ludzi nie przywiązuje wagi do spraw, o których Aza myśli obsesyjnie, niemal bezustannie. Historia obfituje w metafory, dzięki którym nasza bohaterka przybliża czytelnikowi swoje chaotyczne odczucia. To jeden z elementów, który bardzo trafił do mojej wrażliwości.
Moim ulubionym bohaterem jest Davis, przede wszystkim jego blog bardzo mnie poruszył. Daisy również jest postacią dobrze wykreowaną, bardzo wyrazistą, a jej wypowiedzi stanowią chyba główne źródło humoru w powieści. Bo oczywiście Greenowski humor pozostaje, aczkolwiek książkę można określić również mianem refleksyjnej. Być może nie stricte filozoficznej, choć takie elementy także się w niej pojawiają.
Bardzo spodobało mi się również zakończenie, nieco wyłamujące się ze schematów. Odniosłam wrażenie, że było otwarte i zamknięte jednocześnie. Teoretycznie proste. Ale dzięki temu dające się skwitować przytoczonym w samych "Żółwiach..." cytatem:"Mogę trzema słowami podsumować wszystko, czego dowiedziałem się o życiu: toczy się dalej".
Z początku spodziewałam się, że "Żółwie aż do końca", czyli już piąta książka Johna Greena po jaką sięgnęłam, będzie kolejną powieścią drogi. Tymczasem spotkało mnie zaskoczenie - podróży brak. Zamiast tego śledzimy losy Azy Holmes, cierpiącej na zaawansowane zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, a przy okazji poznajemy jej przyjaciółkę Daisy, zapaloną autorkę fanfików o...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-16
Arthur Louis Pullman Trzeci ma osiemnaście lat, jest wnukiem słynnego pisarza i niedawno jego życie zupełnie się rozsypało. W nie do końca jasnych okolicznościach zostawiła go dziewczyna, stracił stypendium i szansę na studia i został wysłany do wujostwa, by dojść do siebie w małym miasteczku Truckee. Nie pozostaje tam jednak zbyt długo, gdyż już niebawem wyrusza w podróż śladami zmarłego dziadka - podróż, z której dziadek nigdy już nie wrócił...
"Między nami chaos" to książka przede wszystkim oryginalna i tajemnicza. Pod względem klimatu przypominała mi "Bone Gap" Laury Ruby, bo chociaż w powieści Samuela Millera nie mamy do czynienia z realizmem magicznym, to jednak nie zawsze możemy zaufać temu, co widzi Arthur - a już szczególnie temu, co widzi w swoich dziwnych koszmarach. Bardzo lubię takie powieści, w którym powoli odsłaniamy fakty z życia bohaterów, próbujemy poskładać ich życie ze skrawków emocji i strzępków wspomnień. Kilka rozwiązań zaserwowanych nam pod koniec przez autora było dość zaskakujących. Jednym z najmocniejszych punktów powieści są wiersze dziadka Arthura, które ogromnie mi się spodobały - pozostawiały pole do refleksji i interpretacji.
Pomimo klasyfikacji jako powieść młodzieżowa, książka wyróżnia się na tle innych pozycji z tego gatunku. Porusza szeroki zakres tematów, takich jak: przeżywanie traumy; choroba Alzheimera; historia ruchów kontestacyjnych w USA związanych z wojną w Wietnamie; wpływ najpierw przeżyć z młodości, a potem choroby na twórczość pisarza. Jest to również powieść drogi - drogi ku poznaniu tajemnic dziadka i ku poznaniu samego siebie.
"Między nami chaos" okazał się sporym zaskoczeniem. Widać, że autor długo pracował nad książką i wydaje mi się, że odpowiedział na wszystkie pytania, jakie miałam podczas lektury (chociaż nie jestem pewna, było ich dużo). Myślę, że warto poznać tę historię dwóch Arthurów - seniora i juniora. Mi szczególnie przypadły do gustu dwie rzeczy: aura tajemnicy i obecność poezji.
Arthur Louis Pullman Trzeci ma osiemnaście lat, jest wnukiem słynnego pisarza i niedawno jego życie zupełnie się rozsypało. W nie do końca jasnych okolicznościach zostawiła go dziewczyna, stracił stypendium i szansę na studia i został wysłany do wujostwa, by dojść do siebie w małym miasteczku Truckee. Nie pozostaje tam jednak zbyt długo, gdyż już niebawem wyrusza w podróż...
więcej mniej Pokaż mimo to
"A jeśli jesteśmy złoczyńcami" to opowieść o grupie studentów aktorstwa w Dellecher Classical Conservatory, gdzie wystawia się wyłącznie sztuki Szekspira. Każdy z przyjaciół gra na scenie podobne role jak w życiu.
Śmierć jednego z nich zmieni wszystko.
Książka M.L. Rio jest przesiąknięta Szekspirem, tak jak były nim przesiąknięte umysły jej bohaterów. Ostatnio czytałam, że według Platona recytacje i wystawiane dramaty mogą być "niebezpieczne", ponieważ przez głośne czytanie przejmujemy emocje postaci, której kwestie czytamy. I tutaj dokładnie tak się dzieje. Ale z głębszym uzasadnieniem, ponieważ mamy do czynienia ze studentami aktorstwa, chcącymi jak najlepiej się zaprezentować i wczuć w rolę. Mówimy też o Szekspirze, którego postacie czują wszystko bardzo intensywnie, często przy tym miotając się między przeciwstawnymi biegunami emocjonalnymi.
Relacje, które zawiązują się między głównymi bohaterami również są intensywne i ciekawie było je obserwować - podobnie jak ich nieraz niepokojące reakcje psychologiczne na pewne wydarzenia. Ogromnie podoba mi się też, jak ta książka odnosi się do szekspirowskiego motywu, zgodnie z którym dla przywrócenia porządku świata winny musi zostać ukarany.
"A jeśli jesteśmy złoczyńcami" zawiera masę cytatów z utworów Szekspira, ale też wyraźnie nawiązuje do wydarzeń z nich, dlatego cieszę się, że przeczytałam wcześniej istotne dla fabuły sztuki - "Juliusza Cezara" i "Króla Leara". Warto było to zrobić! 🖤
"ᴊᴇsᴛᴇᴍ ᴘᴇᴡɴʏ, żᴇ ᴄᴏʟʙᴏʀɴᴇ ɴɪᴇ ᴢʀᴏᴢᴜᴍɪᴇ ᴊᴇᴅɴᴇɢᴏ: ᴘᴏᴛʀᴢᴇʙᴜᴊę ᴊęᴢʏᴋᴀ ᴅᴏ żʏᴄɪᴀ ᴊᴀᴋ ᴊᴇᴅᴢᴇɴɪᴀ - ᴅᴢɪęᴋɪ ʟᴇᴋsᴇᴍᴏᴍ, ᴍᴏʀғᴇᴍᴏᴍ ɪ ᴋęsᴏᴍ ᴢɴᴀᴄᴢᴇń ᴡɪᴇᴍ, żᴇ ɴᴀ ᴡsᴢʏsᴛᴋᴏ ᴊᴇsᴛ sᴌᴏᴡᴏ."
"A jeśli jesteśmy złoczyńcami" to opowieść o grupie studentów aktorstwa w Dellecher Classical Conservatory, gdzie wystawia się wyłącznie sztuki Szekspira. Każdy z przyjaciół gra na scenie podobne role jak w życiu.
więcej Pokaż mimo toŚmierć jednego z nich zmieni wszystko.
Książka M.L. Rio jest przesiąknięta Szekspirem, tak jak były nim przesiąknięte umysły jej bohaterów. Ostatnio czytałam,...