-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać229
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel1
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać6
-
Artykuły„Nie chciałam, by wydano mnie za wcześnie”: rozmowa z Jagą Moder, autorką „Sądnego dnia”Sonia Miniewicz1
Biblioteczka
2024-05-22
2024-02-16
2024-01-08
2023-10-04
2023-08-29
2023-09-01
2018-08-14
"Coś się kończy, coś się zaczyna"
Cykl o białowłosym wiedźminie Geralcie z Rivii z pewnością zostanie ze mną na dłużej, bo to saga wyjątkowa. Gołym okiem widać, jak bardzo Sapkowski musiał zaangażować się w tworzenie swojego fantastycznego świata. Nie da się nie zauważyć, jak ogromnie zna się na tym, o czym pisze. Wprost zarzuca czytelnika terminologią z dziedziny szermierki, wiedzą geograficzną w kwestii form terenu, a także chwali się znajomością mitologii i podań kulturowych. Czerpanie z baśni jest szczególnie uwypuklone w dwóch tomach opowiadań, z kolei w dalszych częściach wkraczamy na nowe tory, takie jak znane nam legendy czy wierzenia średniowieczne. Podoba mi się też wplatanie licznych elementów z epoki romantyzmu!
Ponadto, autor ma tak bogate słownictwo, że gdyby wypisywać nieznane słowa z "Wiedźmina", można by stworzyć całkiem obszerny słownik. Proste wyrażenia zastępowane są nieraz ogromnie wyrafinowanymi lub sentencjami. Dokładnie opisane są barwy i ich odcienie. Oczywiście styl wypowiedzi pozostaje dostosowany do nadawcy, o czym już wspominałam w recenzji tomu pierwszego.
Narrator trzecioosobowy wszechwiedzący prowadzi tę historię często w bardzo nostalgiczny sposób. Opowieść teraźniejszą przeplata przyszłością, zarówno taką, w której dany bohater jest już starcem, jak i znacznie późniejszą, kiedy o owych wydarzeniach krążą jedynie legendy. Wywołuje to poczucie przemijania, czasem wydaje się, że działania postaci z perspektywy czasu były bezsensowne. Między innymi to nadaje historii autentyczność, sprawia, że staje się "życiowa".
Saga o wiedźminie jest też pełna jedynych w swoim rodzaju postaci pierwszo- i drugoplanowych. Tak wiele z nich uwielbiam! Niestety jednak mnogość postaci pobocznych powoduje, że zapomina się, kim dokładnie byli, kiedy nieoczekiwanie powracają po dwóch tomach.
Szczególnie dobrym elementem jest relacja Geralta i Yennefer. Z początku naprawdę nie lubiłam tej czarnowłosej czarodziejki. Moje uczucia w pełnym momencie uległy zmianie, ale nikt chyba nie zaprzeczy, że ona i wiedźmin są po prostu siebie warci. Sam Geralt też jest niezmiernie interesujący. Podejmuje złe decyzje i ucieka od problemów, a czasem potrafi być niezłym gburem, a mimo to naprawdę daje się lubić.
Przyznaję bez bicia, że prawie w każdym tomie pewne fragmenty wlokły się dla mnie strasznie i aż nie chciało mi się ich czytać. Jednak nie mogę chyba niczego Sapkowskiemu w tym względzie zarzucić. Rozbudował świat prawie do granic możliwości, wprowadzając całą masę postaci oraz zagłębiając się w zaawansowaną politykę i manewry wojenne. To, że nie są to moje ulubione tematy, to niestety tylko i wyłącznie mój problem... Faktem jest, że nie wszystko czytałam z zapartym tchem czy nawet ciekawością.
Jak już wspominałam, nie mam większych zarzutów do Sapkowskiego. Poza jednym, bo na pewno nie zaszkodziłoby, gdyby do swojego ogromnego i skomplikowanego uniwersum dołączył MAPĘ. Nie brakuje książek, które mapy na wklejce mają, nawet gdy są one właściwie zbędne. W tym przypadku natomiast, zaangażowanemu czytelnikowi brakuje pewnej wizualizacji. Z początku myślałam, że jest to zabieg celowy, mający pokazać nam perspektywę apolitycznego przecież Geralta. Ale z biegiem czasu, kiedy przeskakujemy z postaci na postać; wraz z rozwojem wątku Ciri; wraz z włączaniem się w fabułę coraz większej liczby państw, można się naprawdę nieźle zagmatwać. I zgubić.
Poza wspomnianą zabawą perspektywami, mamy też zabawę chronologią, a to akurat bardzo lubię. Zawirowania są czasem tak silne, że raz musiałam spisać sobie kolejność zdarzeń. Tak na marginesie - raz wyrysowałam nawet drzewo genealogiczne, co chyba potwierdza moją tezę o dużej złożoności świata?
Nie będę zagłębiać się w konkretne wątki, bo nie zamierzam przecież spoilerować. Dodam więc tylko, że autor świetnie rozplanował rolę przeznaczenia, postać Ciri budował powoli, ale konsekwentnie i według planu, a pomysł na porównanie wampiryzmu z alkoholizmem jest po prostu genialny!
Jeszcze kilka słów odnośnie do ostatniego tomu. Mimo że trochę za dużo jest w nim opisów toczonych wojen, sporo na temat racji stanu i układów między królestwami, spodobał mi się chyba najbardziej. Kilkakrotnie wywołał we mnie uczucie dogłębnego smutku; sprawił, że zadrżałam o los bohaterów; zaskoczył wieloma rozwiązaniami fabularnymi i zostawił mnie samą z tymi wszystkimi uczuciami i refleksjami krążącymi po mojej głowie. Dawno nie zżyłam się tak z bohaterami serii. Powtórzę za wieloma: pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów fantastyki.
"Coś się kończy, coś się zaczyna"
Cykl o białowłosym wiedźminie Geralcie z Rivii z pewnością zostanie ze mną na dłużej, bo to saga wyjątkowa. Gołym okiem widać, jak bardzo Sapkowski musiał zaangażować się w tworzenie swojego fantastycznego świata. Nie da się nie zauważyć, jak ogromnie zna się na tym, o czym pisze. Wprost zarzuca czytelnika terminologią z dziedziny...
2023-07-17
2023-03-31
Wszystko zaczęło się od pracy dyplomowej.
W tym miejscu przestrzegam przyszłych i obecnych seminarzystów (włącznie ze mną), żeby wystrzegali się podobnie głupich pomysłów. Victor i Eli byli przyjaciółmi, dopóki na drodze tej przyjaźni nie stanęła chora ambicja i zacięta rywalizacja. A to wszystko dlatego, że postanowili sprawdzić w praktyce swoją teorię o osobach Ponadprzeciętnych. Na sobie nawzajem.
W "Vicious" dostajemy dokładnie to, co obiecuje nam tytuł i opis. Nie mamy tutaj dobrych ludzi, których okoliczności zmusiły do złych czynów, lecz bohaterów nikczemnych i bezwględnych (no dobra, Victor co prawda jest trochę father figure dla jednej postaci, ale wciąż w jego motywacjach jest bardzo dużo egoizmu). Uzyskane przez nich w wyniku eksperymentu supermoce są niejako przeciwstawne, co czyni ich rywalizację jeszcze bardziej emocjonującą i wyrównaną.
Warto podkreślić, że stając się PonadPrzeciętnym otrzymuje się wiele, ale i wiele się traci. Ile tak naprawdę zostaje z człowieka, jeśli zabierze mu się pewne uczucia czy bodźce? Brak bólu czy strachu może przecież wystawiać na niebezpieczeństwo, z kolei brak empatii i współczucia jest zwyczajnie przerażający.
"Vicious" jest opowieścią bardzo dynamiczną. Nieco poszatkowaną chronologicznie, ale to tylko sprawia, że tym bardziej chce się czytać dalej, aż do uzyskania pełnego obrazu. Nie trafiła do mnie aż tak jak "Mroczniejszy odcień magii", głównie ze względu na zredukowane emocje - zarówno u bohaterów, jak i u mnie (to znaczy, tych postaci nie można do końca "polubić"). Niemniej jest to angażująca historia przyjaciół, którzy stali się wrogami; historia o inteligentnych i ambitnych ludziach, którzy nie potrafili zadowolić się normalnym życiem.
Wszystko zaczęło się od pracy dyplomowej.
W tym miejscu przestrzegam przyszłych i obecnych seminarzystów (włącznie ze mną), żeby wystrzegali się podobnie głupich pomysłów. Victor i Eli byli przyjaciółmi, dopóki na drodze tej przyjaźni nie stanęła chora ambicja i zacięta rywalizacja. A to wszystko dlatego, że postanowili sprawdzić w praktyce swoją teorię o osobach...
2023-06-20
Zdecydowanie przekonałam się do „Wojny makowej”. Już pierwszy tom po rereadzie podobał mi się dużo bardziej, ale to w drugim Rebecca Kuang pokazuje, co potrafi, wyzwalając głębszy potencjał tej historii.
Rin podążyła za żądzą zemsty już w poprzednim tomie, ale na tym się nie skończyło. Bowiem ogień chce wciąż pożerać, pochłaniać, niszczyć wszystko na swojej drodze. Gdy otaczają ją wrogowie, a na sumieniu ciąży straszna wina, wyraźnie określona kategoria wroga może przynieść przynajmniej pewien spokój. Prawda?
„Republika Smoka” zarysowuje i rozwija wiele nowych wątków. Obserwujemy umysłowe zmagania z nienasyconym bóstwem i próby wyparcia własnego poczucia winy. Bezlitosny mechanizm wojenny z pierwszego tomu toczy się dalej – z tym że teraz motywacje postaci są bardziej ukryte, a strony konfliktu mniej oczywiste. Od politycznej strony pojawia się problem cesarstwa versus republiki oraz pytanie o gotowość ludzi na nową formę rządów. O wiele mocniej uwidacznia się wątek nierówności społecznych, a wraz z nim – wiele niewygodnych pytań. Dowiadujemy się też więcej o historii Trójcy Doskonałych – w wydaniu odmiennym niż owiany aurą mitu spektakl teatru cieni w „Wojnie makowej”.
Rin jest postacią o bardzo trudnym charakterze, ale w tej konkretnej historii – nie wyobrażam sobie, żeby główna bohaterka miała być wykreowana inaczej. Łatwo wybucha i wrzeszczy na wszystkich naokoło, dobierając słowa tak, by najbardziej bolało. Świadoma swojego pochodzenia i drogi, którą przebyła, lawiruje między wstydem i poczuciem wyższości. Pragnie mocy i potęgi, a jednocześnie potrzebuje kogoś, kto nią pokieruje. W jednej chwili wydaje się całkowicie pozbawiona empatii, w innej widać, że jest już tak przeraźliwie zmęczona i straumatyzowana, że ledwie ma siłę iść dalej.
A do tego są jeszcze inni bohaterowie – zniszczeni, złamani i pozszywani na nowo z trudnych wspomnień i sprzecznych emocji. Często bardziej dający się polubić… Chociaż jest w tej powieści trochę dłużyzn i o kilka (krążących wokół tego samego) kłótni za dużo, to zdecydowanie warto dokładnie przyjrzeć się wszystkiemu, co ta historia ma do zaoferowania.
Zdecydowanie przekonałam się do „Wojny makowej”. Już pierwszy tom po rereadzie podobał mi się dużo bardziej, ale to w drugim Rebecca Kuang pokazuje, co potrafi, wyzwalając głębszy potencjał tej historii.
Rin podążyła za żądzą zemsty już w poprzednim tomie, ale na tym się nie skończyło. Bowiem ogień chce wciąż pożerać, pochłaniać, niszczyć wszystko na swojej drodze. Gdy...
2023-05-02
W fantastycznym świecie stylizowanym na Chiny, Runin Fang próbuje udowodnić, że dzięki wytrwałości można osiągnąć wszystko - nawet nieprawdopodobny awans społeczny. Sierota z biednej prowincji nie będzie jednak miała łatwego życia w stolicy, w elitarnej Akademii, wśród dzieci możnowładców. Przetrwanie przeszkolenia wojskowego będzie wymagało większej dawki uporu i ciężkiej pracy niż kiedykolwiek wcześniej. Tymczasem nad skłóconym i osłabionym wewnętrznie cesarstwem wisi widmo kolejnej wojny....
Fabuła płynnie niesie czytelnika od samego początku. Trzeba jednak przyznać, że sam motyw nauki w wyjątkowej szkole jest tutaj powtarzalny - w stosunku do Harry'ego Pottera czy Trylogii Griszy. Mimo to, książkę czyta się naprawdę dobrze, ze względu na dobry styl autorki i otoczkę dalekowschodniej kultury.
Konstrukcja tej powieści jest dość zagadkowa. Wątek fantastyczny pojawia się dopiero w 1/3 książki, a niedługo potem dochodzi do konfrontacji, która sprawia wrażenie punktu kulminacyjnego. Tymczasem do zakończenia jest jeszcze bardzo daleko. Właściwie zdziwiło mnie, że ten moment nie kończy pierwszego tomu - wtedy byłaby to z pewnością seria, nie trylogia, ale akcenty byłyby rozłożone bardziej... naturalnie? Ten moment jest jednak ważny, bo wyraźnie rozgranicza powieść młodzieżową od powieści dla dorosłych. Bo "Wojna makowa" młodzieżówką zdecydowanie nie jest, choć sceny nauki w Akademii mogłyby na to wskazywać.
Pomimo kilku zwrotów akcji, nic mnie w tej książce nie zaskoczyło. Pewne rozrzucone przez autorkę tropy doprowadziły mnie do odpowiednich wniosków na długo przez ich ujawnieniem. Podobał mi się natomiast motyw mściciela, który z krzywdzonego staje się krzywdzącym. Tworzy to łańcuch cierpienia, który nigdy się nie kończy, bo teraz kolejni skrzywdzeni będą pałać ogniem zemsty. Eskalacja brutalności jest w tej książce naprawdę przerażająca.
"Wojna makowa", chociaż dobrze napisana, była raczej przewidywalna, dlatego liczę na to, że "Republika smoka" czymś mnie zaskoczy.
W fantastycznym świecie stylizowanym na Chiny, Runin Fang próbuje udowodnić, że dzięki wytrwałości można osiągnąć wszystko - nawet nieprawdopodobny awans społeczny. Sierota z biednej prowincji nie będzie jednak miała łatwego życia w stolicy, w elitarnej Akademii, wśród dzieci możnowładców. Przetrwanie przeszkolenia wojskowego będzie wymagało większej dawki uporu i ciężkiej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-02-28
Lazlo Strange to człowiek z prawdziwą pasją. Największym pragnieniem młodego bibliotekarza, który każdą wolną chwilę poświęca rozmarzaniom o Niewidocznym Mieście, jest zobaczenie miejsca z dawnych opowieści na własne oczy. Zdaje sobie jednak sprawę, że wydaje się to cokolwiek nierealne, jeżeli o przedmiocie jego rozmyślań nie słyszano od dwustu lat, a wszelkie dawne opowieści o nim wkłada się między bajki. Ale przecież to marzenie wybiera marzyciela, a nie odwrotnie.
Już na pierwszy rzut oka "Marzyciel" Laini Taylor urzeka: okładką, językiem i klimatem. Książka jest rewelacyjnie napisana, z wykorzystaniem bogatego słownictwa, więc w tym momencie gratuluję też tłumaczowi, bo czyta się znakomicie. Świetnie brzmią też przetłumaczone nazwy własne. Mam wrażenie, że czytając tę książkę, uświadomiłam sobie jak piękny w gruncie rzeczy może być nasz, polski język i że niektóre związki wyrazowe faktycznie brzmią - jakby to określił Lazlo - jak kaligrafia miodem.
Dobrze, że blurb z tyłu okładki nie zdradza zbyt wiele, bo o tej książce naprawdę najlepiej jest wiedzieć jak najmniej. Świat rozpościera się przed nami bardzo powoli i stopniowo odsłania swoje tajemnice, aż do samego końca. Uwielbiam, kiedy autor decyduje się zrezygnować z ekspozycji na rzecz takiego prowadzenia fabuły.
Sama historia ma w sobie dużo oryginalności. Pod pewnymi względami mogłaby przypominać "Magonię", ale tylko pozornie, bo w rzeczywistości te książki są zupełnie inne. W "Marzycielu" jest według mnie więcej głębi; od początku intrygowała mnie postać tytułowego bohatera - osoby z głową w chmurach, a nosem w książce, która jednak zdaje sobie sprawę, że nie jest to metoda pozwalająca w pełni poznać świat. Podobał mi się również wątek wewnętrznych konfliktów, targających człowiekiem oraz różnice w poglądach racjonalisty i marzyciela. Bohaterów poznajemy od różnych stron - nie są krystalicznie czyści ani też dogłębnie źli.
Trzeba zauważyć, że Laini Taylor bezczelnie wodzi czytelnika za nos. W czasie lektury podążałam wytyczoną przez nią ścieżką, nie wiedząc, że doprowadzi mnie ona do przepaści emocjonalnej. Udało jej się mnie zszokować, a zakończenie książki zdaniem "Bo nie był to koniec tej opowieści", po prostu mnie dobiło.
Co do wad, troszeczkę zirytowało mnie zbytnie rozdrabnianie się - nie mam na myśli oddziałujących na wyobraźnię opisów miejsc, lecz... kilkustronicowy opis pocałunku to dla mnie trochę za wiele. Bardziej podobała mi się też pierwsza połowa książki, bo miała w sobie więcej magicznej aury i atmosfery tajemniczości. Później więcej było typowej fantastyki, przez co trochę obawiam się o drugi tom. Jeżeli fabuła będzie dalej zmierzać w tym kierunku, "Muza Koszmarów" może niestety stracić na jakości, a to byłoby naprawdę przykre.
Z trudną do zniesienia niecierpliwością czekam na drugi tom i liczę na to, że spełni moje wymagania, choć jednocześnie jestem też pełna obaw. "Marzyciela" z całego serca polecam, szczególnie tym, którzy potrafią docenić piękno języka i których chwyta za serce nie tylko fabuła, ale też narracja.
Lazlo Strange to człowiek z prawdziwą pasją. Największym pragnieniem młodego bibliotekarza, który każdą wolną chwilę poświęca rozmarzaniom o Niewidocznym Mieście, jest zobaczenie miejsca z dawnych opowieści na własne oczy. Zdaje sobie jednak sprawę, że wydaje się to cokolwiek nierealne, jeżeli o przedmiocie jego rozmyślań nie słyszano od dwustu lat, a wszelkie dawne...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-10-24
2022-09-23
Ostateczne starcie między mrokiem a światłem. Ostatni desperacki wysiłek, by ocalić bliźniacze Londyny. Ale czy w walce z nienaturalnym wrogiem, który burzy równowagę magii, moc antarich wystarczy?
„Wyczarowanie światła” powraca do znanych wątków, ale też przenosi historię w swej złożoności na wyższy poziom. Aha, i przy okazji już na dobre kradnie moje serce.
Kell to moja bratnia dusza. Razem z nim chmurzę się na myśl, że bywa jedynym racjonalnym człowiekiem wśród bandy lekkoduchów. Jego dynamika z innymi postaciami to po systemie magicznym mój ulubiony element serii. Relacja z Lilą, Rhyem, Hollandem czy Alucardem – każda z nich jest inna i każda wypada równie świetnie, co daje pretekst do kilku genialnych dialogów.
Pojawiające się retrospekcje dotyczące Hollanda pozwalają nam głębiej spojrzeć na tę od początku interesującą i niejednoznaczną postać. Kell naprawdę mógł być na jego miejscu – i jest szczęściarzem, że nie był. Kiedy spojrzymy na bieg fabuły to widzimy, że Holland robi ludziom to samo, co zrobiono jemu. Po tych wszystkich latach zniewolenia po prostu nie umie inaczej...
Jestem tą trylogią całkowicie zauroczona, ale, gwoli ścisłości, muszę wspomnieć o kilku słabych punktach. Po pierwsze, Lila bywa irytującą postacią. Jej brawura i pewność siebie sięgają monstrualnych rozmiarów i czasem zupełnie zaćmiewają u niej jakiekolwiek przejawy rozsądku. Rozumiem, że Lila ma stanowić przeciwwagę dla Kella, ale i tak czasem chciałoby się nią porządnie potrząsnąć.
Trzeba też przyznać, że fabuła wręcz kipi od dramatycznych wydarzeń, które mają utrzymać tempo akcji i zaangażowanie czytelnika. Schwab dręczy swoich bohaterów na każdej stronie. Czasami przydałoby się trochę oddechu, wtedy jeszcze bardziej przeżywalibyśmy następną niebezpieczną sytuację, w jakiej znajdą się postacie.
Jestem świadoma tych braków, ale… to niczego nie zmienia, wiecie? Zakochałam się w tych magicznych, równoległych Londynach, zżyłam się z bohaterami, zapamiętałam wszystkie rozkazy krwi (XD) i z zapałem czytałam emocjonujące i dynamiczne pojedynki rodem z anime 😉.
Dołączam do fanów serii i razem z nimi nie mówię tej historii „żegnaj”, tylko „anoshe”.
Ostateczne starcie między mrokiem a światłem. Ostatni desperacki wysiłek, by ocalić bliźniacze Londyny. Ale czy w walce z nienaturalnym wrogiem, który burzy równowagę magii, moc antarich wystarczy?
„Wyczarowanie światła” powraca do znanych wątków, ale też przenosi historię w swej złożoności na wyższy poziom. Aha, i przy okazji już na dobre kradnie moje serce.
Kell to moja...
2022-08-26
2023-01-30
"Everything casts a shadow. Even the world we live in."
Przyjazd do rezydencji Gallant miał być dla Olivii ucieczką od samotności i szarego życia. Szybko jednak okazuje się, że wuj, od którego dostała list, już od dawna nie żyje; kuzyn chce, żeby Olivia jak najszybciej wyjechała, a za ogrodowym murem czai się coś nieokreślonego. Coś, co zaczyna szeptać do mieszkańców domu, kiedy tylko zasną...
"The shadows are not real. The dreams can never hurt you. And you will be safe as long as you stay away from Gallant."
Klimat powieści pochłania bez reszty. Nie pamiętam, kiedy ostatnio książkowa historia była oddana tak plastycznie, że widziałam ją w całości przed oczami. Może to po części wynikać z czegoś innego - mam wrażenie, że im wolniej się czyta, tym łatwiej można wejść głębiej w historię i ją sobie wyobrazić, a po angielsku czytam jeszcze wolniej niż zwykle.
Klimat gra pierwsze skrzypce, bo bohaterów można wręcz policzyć na palcach jednej ręki. Atmosferę zagęszcza jeszcze wątek... ciszy. Olivia nie potrafi wydobyć z siebie głosu, co ma wpływ na kotłujące się w niej uczucia oraz na sposób porozumiewania się z pozostałymi postaciami.
Jeden aspekt zakończenia był odrobinę pospieszony, ale bardziej zależało mi na tym, aby książka nie skręciła w przesłodzonym kierunku. To zepsułoby cały klimat. Nie pasowałoby do rodziny Priorów i sposobu, w jaki ich "misja" jest przedstawiona w powieści.
Warto przeczytać, by wraz z Olivią pobłądzić ze świecą po korytarzach posiadłości i pozwolić, by Gallant odsłonił swoje skrywane tajemnice.
"Everything casts a shadow. Even the world we live in."
Przyjazd do rezydencji Gallant miał być dla Olivii ucieczką od samotności i szarego życia. Szybko jednak okazuje się, że wuj, od którego dostała list, już od dawna nie żyje; kuzyn chce, żeby Olivia jak najszybciej wyjechała, a za ogrodowym murem czai się coś nieokreślonego. Coś, co zaczyna szeptać do mieszkańców domu,...
2022-07-31
Szary Londyn – XIX-wieczny i pozbawiony magii. Czerwony Londyn – w którym ludzie i magia żyją w równowadze. Biały Londyn – gdzie ludzie toczą wojnę o magię, próbując ją ujarzmić. Był jeszcze Czarny Londyn – dziś stanowi ostrzeżenie przed tym, by nie pozwolić magii sobą zawładnąć.
Kiedy niebezpieczeństwo zagrozi im wszystkim, tylko władający magią krwi Kell będzie mógł je ocalić. Pomoże mu w tym zadziorna złodziejka Lila, która marzy o byciu piratką.
Co to była za napakowana akcją historia! Zazwyczaj wolę, gdy fabuła rozgrywa się niespiesznie – tutaj akcja gnała na łeb na szyję, a jednak bawiłam się znakomicie. Już na samym początku czytania przyszło mi na myśl, że w „Mroczniejszym odcieniu magii” spełnia się to, czego oczekiwałam od „Czasu żniw”, a czego tam nie dostałam. Albo przynajmniej nie dostałam w stopniu satysfakcjonującym.
Mamy tu więc rozbudowany świat i oryginalny system magiczny – dość skomplikowany, ale jednak przejrzyście przedstawiony. Mamy wspaniałe miejsce akcji, czyli Londyn (a nawet cztery alternatywne Londyny). Oraz postacie, do których się od razu przywiązałam. Choć w sumie nie wiem dlaczego, bo ich charaktery nie są tak pogłębione jak np. w „Szóstce wron”. Liczę na to, że w kolejnych tomach poznamy ich lepiej, bo tego nieco mi zabrakło.
Warto dodać, że Kell i Lila mają 21 i 19 lat (czyli trochę więcej niż standardowe i nieco naciągane 16-17). Oraz że nie są żadnymi niezniszczalnymi superbohaterami i ciągle wpadają w kłopoty – co dodaje im wiarygodności, a akcję czyni tak emocjonującą!
PS Magowie krwi (antari) mają jedno oko całkowicie czarne – wypełnia je czysta magia. Fabuła tej książki w dużej mierze skupia się na wewnętrznej walce z mroczną magią… oraz z tą cząstką siebie, która tej magii desperacko pożąda.
Szary Londyn – XIX-wieczny i pozbawiony magii. Czerwony Londyn – w którym ludzie i magia żyją w równowadze. Biały Londyn – gdzie ludzie toczą wojnę o magię, próbując ją ujarzmić. Był jeszcze Czarny Londyn – dziś stanowi ostrzeżenie przed tym, by nie pozwolić magii sobą zawładnąć.
Kiedy niebezpieczeństwo zagrozi im wszystkim, tylko władający magią krwi Kell będzie mógł je...
2022-11-08
2021
"Jeśli ktoś kocha nas aż tak bardzo, to nawet jak odejdzie na zawsze, jego miłość będzie nas zawsze chronić."
Harry'ego Pottera zna prawie każde dziecko - zarówno w świecie magicznym, a dzisiaj nawet w tym naszym, mugolskim. Opowieść o chłopcu, który dowiaduje się, że jest czarodziejem i rozpoczyna naukę w szkole magii - Hogwarcie przyciągnęła miliony fanów na całym świecie. Niejedno dziecko (i nie tylko dziecko) skrycie (lub mniej skrycie) marzy o liście z Hogwartu. Co takiego jest w tej książce, że wszyscy tak ją uwielbiają?
Świat, który został mistrzowsko wykreowany przez J.K. Rowling jest MAGICZNY pod każdym możliwym względem. Świat pełen zaklęć i uroków, dziwnych i pięknych stworzeń, złych i dobrych czarodziejów, a raczej tych, którzy zeszli na złą drogę i tych, którzy pozostali na dobrej. Świat pełen tajemnic, czarodziejskich niespodzianek. Świat, w którym ważna jest przyjaźń, miłość, lojalność, odwaga, poświęcenie... I mnóstwo innych ważnych wartości.
W magiczny sposób przestawiona została przyjaźń, przede wszystkim ta łącząca Harry'ego, Rona i Hermionę. Czytając "Harry'ego Pottera" razem z nimi przeżywamy niesamowite, pełne wrażeń przygody. Przy tej książce z pewnością nie można się nudzić. Historia jest wciągająca i nie daje o sobie zapomnieć jeszcze długo po przeczytaniu.
Powieści J.K. Rowling zdecydowanie zasługują na rozgłos, jaki osiągnęły. Są kluczem do innego świata, w którym każdy choć przez chwilę może stać się czarodziejem i uczyć się w Hogwarcie.
Gorąco polecam!
"Jeśli ktoś kocha nas aż tak bardzo, to nawet jak odejdzie na zawsze, jego miłość będzie nas zawsze chronić."
Harry'ego Pottera zna prawie każde dziecko - zarówno w świecie magicznym, a dzisiaj nawet w tym naszym, mugolskim. Opowieść o chłopcu, który dowiaduje się, że jest czarodziejem i rozpoczyna naukę w szkole magii - Hogwarcie przyciągnęła miliony fanów na całym...
2022-05-27
"Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli" to dziwny twór. Zawieszony między tytułową baśnią a XIX-wieczną krwawą historią, między mitologią a biblijnym apokryfem, między gawędą (nieprzypadkowo każdy rozdział zaczyna się od słów "Powiadają, że...") a fantastyką z krwi i kości. Cała ta mieszanka - i nie tylko ona - zafascynowała mnie swoją oryginalnością.
Sięgając po tę książkę, spodziewałam się raczej subtelnego realizmu magicznego, a jednak jest to naprawdę intensywna fantastyka - jako fantastykę określa ją zresztą sam Radek Rak. Podczas gdy początek i koniec trzymają się jedną stopą ziemi i realności (te fragmenty podobały mi się nieco bardziej), środek to prawdziwy odlot. Czasami gubiłam się w tej otchłani dziwności, przypominającej trochę "Mistrza i Małgorzatę", ale jednak bardziej podkręconej. Do bardziej subtelnych elementów należy wątek z tytułowym sercem, który przekłada się na bardzo emocjonalne sceny.
Najbardziej uderzyło mnie, jak punkt zwrotny w samym środku książki zmienił narrację oraz dynamikę postaci na linii Jakób Szela - dziedzic Wiktoryn Bogusz. Na koniec tej historii silnie narzuciły mi się dwa stwierdzenia.
Pierwsze: chociaż cała książka mówi o tym, jak bardzo w XIX-wiecznej Galicji ludzie NIE SĄ sobie równi, to okazuje się, że pod względem swoich namiętności, żądzy zemsty i okrucieństwa są jak najbardziej równi.
Drugie: chociaż powieść zaznacza, że słowa i imiona nic nie znaczą, to jednocześnie znaczą bardzo wiele - a szczególnie dla percepcji czytelnika. Bo to właśnie słowa, nazwy, imiona sprawiają, że w naszej głowie podczas czytania powstają konkretne obrazy. I to przez nie na koniec możemy pozostać równie zagubieni jak sam bohater.
"Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli" to dziwny twór. Zawieszony między tytułową baśnią a XIX-wieczną krwawą historią, między mitologią a biblijnym apokryfem, między gawędą (nieprzypadkowo każdy rozdział zaczyna się od słów "Powiadają, że...") a fantastyką z krwi i kości. Cała ta mieszanka - i nie tylko ona - zafascynowała mnie swoją...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to