-
ArtykułyPierwszy zwiastun drugiego sezonu „Władcy Pierścieni: Pierścieni Władzy” i nie tylkoLubimyCzytać3
-
ArtykułyKocia Szajka na ratunek Reksiowi, czyli o ósmym tomie przygód futrzastych bohaterówAnna Sierant1
-
ArtykułyAutorka „Girl in Pieces” odwiedzi Polskę! Kathleen Glasgow na Targach Książki i Mediów VIVELO 2024LubimyCzytać1
-
ArtykułyByliśmy na premierze „Prostej sprawy”. Rozmowa z Wojciechem ChmielarzemKonrad Wrzesiński1
Biblioteczka
2016-02-24
2016-07-13
Nie wiem, co napisać. Ta książka była super, bardzo się wciągnęłam. Trochę czuć było ten typowy klimacik książek młodzieżowych (nie wiem, czy wiesz, o co mi chodzi), ale mi nie przeszkadzał, bardzo go lubię. Bohaterowie może oryginalnością nie tryskają, ale co z tego? To jest typ bohaterów, który ja zawsze polubię [zwłaszcza główny męski bohater...]. Za to myślę, że tematyka jest raczej oryginalna. Marze przytrafiają się różne bardzo dziwne i przerażające rzeczy, przez które poważnie wątpi w swoje zdrowie psychiczne. Jest oczywiście wątek miłosny. Są też zwroty akcji i obowiązkowo zakończenie przyprawiające o zawał serca.
Bardzo fajna książka.
...
drugi raz skończyłam czytać: 24.12.2016r.
Nie wiem, co napisać. Ta książka była super, bardzo się wciągnęłam. Trochę czuć było ten typowy klimacik książek młodzieżowych (nie wiem, czy wiesz, o co mi chodzi), ale mi nie przeszkadzał, bardzo go lubię. Bohaterowie może oryginalnością nie tryskają, ale co z tego? To jest typ bohaterów, który ja zawsze polubię [zwłaszcza główny męski bohater...]. Za to myślę, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-12-01
2016-10-15
2016-08-31
2016-08-27
To ostatnia część, więc wszystko się wyjaśnia. Jestem pod wrażeniem, jak to zostało wymyślone. Nie ma tu żadnych przypadków, szczegóły mają znaczenie. Podoba mi się to, że sam początek pierwszej części wyjaśnia się na samym końcu ostatniej. Co prawda na początku można odnieść wrażenie, że autorce kończą się pomysły na kolejne wydarzenia - sama tak momentami miałam, ale dalsza akcja i zakończenie zdecydowanie mi to wynagrodziły. Zakończenie według mnie jest bardzo fajne i oryginalne.
To obecnie jedna z moich ulubionych serii, może nawet ulubiona. Mam teraz ochotę zacząć czytać ją od nowa.:)
To ostatnia część, więc wszystko się wyjaśnia. Jestem pod wrażeniem, jak to zostało wymyślone. Nie ma tu żadnych przypadków, szczegóły mają znaczenie. Podoba mi się to, że sam początek pierwszej części wyjaśnia się na samym końcu ostatniej. Co prawda na początku można odnieść wrażenie, że autorce kończą się pomysły na kolejne wydarzenia - sama tak momentami miałam, ale...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-02-18
Przez pierwsze 150 stron jakoś nie potrafiłam się wczuć, ale później już nie mogłam się oderwać od czytania.
Akcja, przedstawianie na przemian losów Leny i Hany, ogólnie książka - wszystko mi się podobało.
Tylko, ja się pytam, czy w każdej książce pod koniec musi zginąć ktoś, kogo lubiłam? Ostatnio już w kilku książkach tak miałam. To nie jest na moje nerwy.:'(
W zakończeniu podobało mi się to, że Lena wybrała Alexa, ale średnio podobało mi się samo zakończenie. Czułam po nim spory niedosyt. Jak by był jeszcze jakiś epilog na końcu, ukazujący szczęśliwe życie Leny i Alexa, w tle byłaby mama Leny, jej przyjaciele, Coral, bo ją polubiłam, może Julian, bo mi go szkoda. Wtedy byłabym uszczęśliwiona i pewnie dałabym jedną gwiazdkę więcej. W ogóle w całej trylogii brakowało mi Alexa, bo tak naprawdę byli za sobą tylko w pierwszej części (która podobała mi się najbardziej).
To drobna rzecz, ale byłam nieco rozczarowana i zdziwiona, kiedy zobaczyłam, że na końcu nie ma podziękowań od autorki. Rozczarowana, bo chciałam troszkę sobie przedłużyć czytanie książki, a zdziwiona, bo to w końcu ostatni tom trylogii.
Myślę, że jeśli przeczytałaś/eś "Delirium" i "Pandemonium" to przeczytasz też "Requiem", ale i tak polecam. Polecam całą trylogię ze względu na świat, który jest w niej ukazany.
Przez pierwsze 150 stron jakoś nie potrafiłam się wczuć, ale później już nie mogłam się oderwać od czytania.
Akcja, przedstawianie na przemian losów Leny i Hany, ogólnie książka - wszystko mi się podobało.
Tylko, ja się pytam, czy w każdej książce pod koniec musi zginąć ktoś, kogo lubiłam? Ostatnio już w kilku książkach tak miałam. To nie jest na moje nerwy.:'(
W...
2016-07-23
Ta część jest chyba jeszcze lepsza od poprzedniej. Ciągle coś się dzieje, z ogromnym natężeniem od mniej więcej połowy książki. Przez cały czas czuć tajemnicę, która utrzymuje się nad tymi wszystkimi wydarzeniami i już pod koniec tej części zaczyna się rozwiązywać. Na plus jest też to, że para głównych bohaterów, o dziwo, nie kłóci się, co mają w zwyczaju robić pary w drugich częściach serii młodzieżowych. Takie kłótnie o byle co potrafią być strasznie irytujące.
Cieszę się, że mam kolejną część w domu! Z jednej strony mam ochotę zacząć czytać ją od razu, a z drugiej czuję, że potrzebuję odpoczynku i "przetrawienia" tego, co się wydarzyło.
11/10 dla książki "Mara Dyer. Przemiana"
Ta część jest chyba jeszcze lepsza od poprzedniej. Ciągle coś się dzieje, z ogromnym natężeniem od mniej więcej połowy książki. Przez cały czas czuć tajemnicę, która utrzymuje się nad tymi wszystkimi wydarzeniami i już pod koniec tej części zaczyna się rozwiązywać. Na plus jest też to, że para głównych bohaterów, o dziwo, nie kłóci się, co mają w zwyczaju robić pary w...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07-09
2016-06-04
2016-05-14
Ta część jest moją ulubioną. Wiktoria chyba wydoroślała, bo wreszcie rozumiem jej wybory i decyzje. Beleth i Azazel od początku do końca tej trylogii są genialni. Piotrusia całe szczęście było tutaj mało. Bardzo lubię relację i przekomarzania Lucka i Gabrysia. Podczas czytania kilka razy śmiałam się na głos (bardzo, bardzo rzadko książka potrafi mnie tak rozbawić) i niezliczoną ilość razy się uśmiechałam.
Zakończenie było świetne.
Cała trylogia bardzo mi się spodobała. Na pewno sięgnę po inne książki Katarzyny Bereniki Miszczuk.
Ta część jest moją ulubioną. Wiktoria chyba wydoroślała, bo wreszcie rozumiem jej wybory i decyzje. Beleth i Azazel od początku do końca tej trylogii są genialni. Piotrusia całe szczęście było tutaj mało. Bardzo lubię relację i przekomarzania Lucka i Gabrysia. Podczas czytania kilka razy śmiałam się na głos (bardzo, bardzo rzadko książka potrafi mnie tak rozbawić) i...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-04-29
To moja pierwsza książka polskiej autorki. I przy okazji mój pierwszy audiobook.:) "Ja, diablica" spodobała mi się. Spodobał mi się pomysł na świat tutaj przedstawiony i koncepcja rozrywkowego Piekła. Naprawdę wszystko byłoby super, ale denerwował mnie jeden wątek - Piotruś. Ja wiem, że trójkąt miłosny, to ciekawiej itd., ale ten Piotruś jest beznadziejny. Dla mnie mógłby np. zginąć albo Wiktoria mogłaby przejrzeć na oczy i stracić nim zainteresowanie. Wiem jednak, że tak nie będzie i te sprawy ostatecznie się rozwiążą w ostatnim tomie trylogii. Wiktoria musi być (i będzie!) na koniec z Belethem. Beleth i Azazel to zdecydowanie moi ulubieni bohaterowie. Są genialni.
W książce "Ja, diablica" Katarzyny Bereniki Miszczuk jest to, co być powinno, aby książka się podobała - ciekawi bohaterowie, interesujący świat, przedstawiający życie po śmierci, momentami zabawne dialogi, wartka akcja, bohaterowie mają konkretny cel swoich działań, nie plączą się bez sensu po świecie, zaskakujące i jednocześnie zachęcające do natychmiastowego sięgnięcia po kolejną część zakończenie.
To moja pierwsza książka polskiej autorki. I przy okazji mój pierwszy audiobook.:) "Ja, diablica" spodobała mi się. Spodobał mi się pomysł na świat tutaj przedstawiony i koncepcja rozrywkowego Piekła. Naprawdę wszystko byłoby super, ale denerwował mnie jeden wątek - Piotruś. Ja wiem, że trójkąt miłosny, to ciekawiej itd., ale ten Piotruś jest beznadziejny. Dla mnie mógłby...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-05-07
2016-02-05
"Delirium" bardzo mi się podobało.
"Pandemonium" już nie tak bardzo.
Przedstawiane na przemian losów Leny WTEDY i TERAZ to ciekawy pomysł, ale momentami mnie irytowało, zwłaszcza kiedy akurat zaczynało się już dziać coś ciekawego, to całe napięcie było zabijane przez koniec rozdziału i powrót w nowym do zupełnie czego innego. Z drugiej strony napędzało mnie to do dalszego czytania. Myślę, że to całkiem przystępny i atrakcyjny sposób opowiedzenia wydarzeń.
Nie podobał mi się wątek miłosny tej części, bo nie polubiłam nowego obiektu westchnień Leny. Wydaje on mi się trochę naiwny i nieporadny, ale możliwe, że to tylko uprzedzenia, bo ciągle pamiętałam i czekałam na Alexa. Poza tym odnosiłam wrażenie, że rozmowy Leny i jej nowego chłopaka oraz jej myśli na jego temat były nieco żałosne. Ale możliwe, że to też przez moje uprzedzenia.
Na koniec oczywiście, tak jak jest zazwyczaj pod koniec książki, intensywna akcja i wyścig bohaterów z czasem. Ja niestety średnio poczułam tą intensywność i chyba pierwszy raz w życiu miałam nadzieję, że bohaterka przegra ten wyścig i nie zdąży. Pewnie dlatego, że nie chciałam, aby jej się udało to, co zamierzała. Czy zdążyła? Musicie się domyślać albo najlepiej przeczytajcie.
No i zakończenie. Ostatnia strona bardzo mi się podobała, mimo iż się tego domyślałam właściwie od samego początku. Nie napiszę nic więcej, nie chcę wam tego psuć.
Drugą częścią nie byłam tak zachwycona jak pierwszą, ale podobała mi się mimo tych paru rzeczy, o których napisałam. Myślę, że warto sięgnąć po tę trylogię, bo ukazuje bardzo ciekawy, ale też straszny wariant świata.
Mam przeczucie, że trzecia część spodoba mi się bardziej. Mam nadzieję, że Lena będzie z KIMŚ INNYM, a nie z chłopakiem z tej części. Miło by było, gdyby odnalazła swoją mamę.
Całe szczęście, że mam "Requiem" w domu!
"Delirium" bardzo mi się podobało.
"Pandemonium" już nie tak bardzo.
Przedstawiane na przemian losów Leny WTEDY i TERAZ to ciekawy pomysł, ale momentami mnie irytowało, zwłaszcza kiedy akurat zaczynało się już dziać coś ciekawego, to całe napięcie było zabijane przez koniec rozdziału i powrót w nowym do zupełnie czego innego. Z drugiej strony napędzało mnie to do...
2016-01-09
2016-01-17
Przed przeczytaniem "Byliśmy łgarzami" nie dowiadywałam się o tej książce kompletnie nic, oprócz tego, że na koniec będę bardzo zaskoczona.
Przeczytałam i jestem zaskoczona. Przez ostatnie 25 stron myślałam "ale jak to?". Pewne szczegóły zaczęły się dopasowywać, układać, wyjaśniać i nabierać znaczenia.
Na początku cała ta historia wydaje się zupełnie niepozorna. Jest jednocześnie intrygująca (przynajmniej dla mnie była). W pewnym momencie z każdą stroną coraz mocniej czułam wiszącą nad tym wszystkim tajemnicę. W końcu zagadka zaczyna się rozwiązywać, wspomnienia Cady wracają i układają się w całość. Kiedy myślałam, że to już koniec szokujących informacji, wszystko jeszcze obróciło się o 180°. Podobało mi się to, że dowiadywałam się o tym wszystkim razem z Cadence.
Myślę, że gdybym nie wiedziała o czekającym mnie szoku na końcu i spodziewała się zwykłej historyjki o zakochanych nastolatkach, to byłabym jeszcze bardziej zaskoczona. Ale i tak jestem. Nie przewidziałam ani jednego małego szczegółu z zakończenia. Jeszcze nigdy chyba tak nie miałam.
A tak poza tym, ze strony technicznej, podobała mi się narracja i te krótkie rozdziały.
Przed przeczytaniem "Byliśmy łgarzami" nie dowiadywałam się o tej książce kompletnie nic, oprócz tego, że na koniec będę bardzo zaskoczona.
Przeczytałam i jestem zaskoczona. Przez ostatnie 25 stron myślałam "ale jak to?". Pewne szczegóły zaczęły się dopasowywać, układać, wyjaśniać i nabierać znaczenia.
Na początku cała ta historia wydaje się zupełnie niepozorna. Jest...
2016-02-13
To chyba trochę dziwne, ale ja jeszcze nigdy nie oglądałam "Szkoły uczuć". Niedawno stwierdziłam, że przeczytam sobie "Jesienną miłość" i kiedy zorientowałam się, że "Szkoła uczuć" jest jej ekranizacją, to się ucieszyłam. Bo wiadomo - najpierw książka, potem film. Naprawdę nie wiem, jakim cudem tego nie oglądałam, ale bardzo dobrze, bo filmy zakłócają trochę odbiór książki. Mając już książkę w domu (wypożyczoną z biblioteki) stwierdziłam, że przeczytam ją na Walentynki. Zaczęłam wcześniej i do Walentynek nie dotrwała. No po prostu musiałam ją skończyć. Nie wyobrażałam sobie, że pójdę spać, nie znając zakończenia. Zazwyczaj jestem w stanie przerwać, kiedy chcę, ale teraz nie mogłam.
"Najpierw będziecie się uśmiechać, potem zapłaczecie...nie skarżcie się później, że was nie ostrzegałem."
No nie powiem, zaczęły mi się pojawiać czarne scenariusze w głowie i zastanawiałam się, czy faktycznie będę płakać. Nie płakałam, ale myślę, że niejedna osoba wylewała łzy strumieniami. Ja po prostu bardzo, bardzo rzadko płaczę przy książkach. Na pewno była to wzruszająca historia, ale autor na szczęście załagodził trochę całą tą rozpacz.
W czasie czytania odnosiłam wrażenie, że uczucie głównych bohaterów jest bardzo realne, trwałe, szczere. Po prostu prawdziwe. Myślę, że duży wpływ miało na to ukazanie w realny sposób samego procesu zakochiwania się. To nie było (tak jak w wielu książkach) coś w stylu, że chłopak jeszcze nie zna lepiej dziewczyny i jak tylko ją zobaczy to "o Boże, jaka ona cudowna, kocham ją". Zakochali się w sobie powoli, spędzając razem dużo czasu i coraz lepiej się poznając. Poza tym wyczuwałam dosyć wyraźnie zmianę Landona. Nie w tym co robił, ale w jego przemyśleniach. Na końcu, jak dla mnie, był już całkiem inny niż na początku. Ze względu na bardzo religijną Jamie pojawia się też wątek wiary w Boga i w Jego zamiary.
Chciałabym też wspomnieć, że to była moja pierwsza książka autorstwa Nicholasa Sparksa. Na pewno sięgnę po inne, bo bardzo spodobał mi się styl pisania.
W SKRÓCIE:
"Jesienna miłość" to niedługa, ale wzruszająca historia, ukazująca jak rodzi się prawdziwa i zupełnie nieoczekiwana miłość między dwójką młodych ludzi. Opowiada oprócz tego o stawaniu się dojrzałym, odpowiedzialnym człowiekiem, o sile i radzeniu sobie z bardzo trudnymi sprawami oraz o zmienianiu stosunku wobec wiary.
POLECAM
To chyba trochę dziwne, ale ja jeszcze nigdy nie oglądałam "Szkoły uczuć". Niedawno stwierdziłam, że przeczytam sobie "Jesienną miłość" i kiedy zorientowałam się, że "Szkoła uczuć" jest jej ekranizacją, to się ucieszyłam. Bo wiadomo - najpierw książka, potem film. Naprawdę nie wiem, jakim cudem tego nie oglądałam, ale bardzo dobrze, bo filmy zakłócają trochę odbiór książki....
więcej mniej Pokaż mimo to2016-02-21
U mnie w bibliotece tomy 2-5 serii Wybrani są na półce "Kryminał". Byłam trochę zdziwiona, że nie stoją obok literatury młodzieżowej albo angielskiej (1 część tam jest). Przeczytałam 2 tom - pojawiało się trochę kryminalnych wątków, ale dalej nie pasowało mi to od razu na kryminał. Po 3 części mogę powiedzieć, że całkowicie rozumiem, dlaczego książka się tam znalazła.
Nie jest to jakiś mocny kryminał, ale jednak.
W "Zagrożonych" wątki miłosne ustępują miejsca kryminalnym. Oczywiście w tle dalej mamy wewnętrzne rozterki Allie, która jest rozdarta między Carterem (moim ulubionym:)) i Sylvainem. Próbuje określić, do którego czuje przyjacielską miłość, a w którym jest zakochana. To nie jest takie łatwe.
Dużo się działo. Właściwie ciągle coś się działo. Od samego początku wciągnęłam się w akcję. Szybko i przyjemnie mi się czytało. Na koniec przeczytałam podziękowania i podobały mi się jak żadne inne. ;) Zwłaszcza dwa pierwsze zdania - "Jeśli przeczytałaś te książkę, jesteś dla mnie jedną z najfajniejszych osób na świecie i chciałam Ci podziękować, że zdecydowałaś się dotrzymać mi towarzystwa w tej podróży. Jestem przekonana, że wielbiciele Nocnej Szkoły to najwspanialsi ludzie na świecie." Miłe, prawda?:)
Allie momentami zachowywała się głupio (jak zwykle bohaterki książek), ale o dziwo mnie nie denerwowała. Rozumiałam albo starałam się ją zrozumieć.
Do Sylvaina nic nie mam, ale pod warunkiem, że zostaną z Allie tylko przyjaciółmi.
Carter jak to Carter. Będę go lubiła niezależnie od tego, czego by nie robił (nie żeby robił coś nie tak).
Co tu dużo pisać, "Zagrożeni" C. J. Daugherty to trzeci tom bardzo wciągajacej, ciekawej, emocjonującej i z pewnością wartej przeczytania serii "Wybrani".
POLECAM
U mnie w bibliotece tomy 2-5 serii Wybrani są na półce "Kryminał". Byłam trochę zdziwiona, że nie stoją obok literatury młodzieżowej albo angielskiej (1 część tam jest). Przeczytałam 2 tom - pojawiało się trochę kryminalnych wątków, ale dalej nie pasowało mi to od razu na kryminał. Po 3 części mogę powiedzieć, że całkowicie rozumiem, dlaczego książka się tam znalazła.
Nie...
2016-03-05
Kolejny tom "Wybranych" trzymający w napięciu i pełen akcji. Tutaj wątek miłosny jest silniejszy niż w poprzedniej części. Dla mnie jest to duży plus.
Dalszy ciąg walki z Nathanielem, która staje się coraz trudniejsza.
W międzyczasie Allie próbuje zdecydować, którego chłopaka naprawdę kocha - Sylvaina czy Cartera? W czasie czytania czułam, że powoli, powoli zaczyna rozumieć, przekonywać się do Cartera, co mnie bardzo cieszyło. Poza tym bardzo lubię obserwować jak ktoś w książce powoli zaczyna zdawać sobie z czegoś sprawę, zwłaszcza jeśli chodzi o miłosne rozterki. Ja po tej części mogę stwierdzić, że w końcu chyba zaufałam Sylvainowi, może nawet go polubiłam. Ale sercem nadal niezłomnie pozostaję przy Carterze. Sylvain niech zostanie co najwyżej przyjacielem Allie, ale jej chłopakiem musi być Carter. Nie zaakceptuję innej możliwości.
Zakończenie tak, jak i cała książka bardzo emocjonujące. Jakieś 10-7 stron przed końcem byłam bardzo zadowolona z zakończenia. Bo myślałam, że chociaż przez te kilka stron będzie już spokój. W ostatniej chwili popsuł mi się humor.
Co się stało? Musisz zobaczyć sam(a). Ja idę czytać kolejny tom.
Kolejny tom "Wybranych" trzymający w napięciu i pełen akcji. Tutaj wątek miłosny jest silniejszy niż w poprzedniej części. Dla mnie jest to duży plus.
Dalszy ciąg walki z Nathanielem, która staje się coraz trudniejsza.
W międzyczasie Allie próbuje zdecydować, którego chłopaka naprawdę kocha - Sylvaina czy Cartera? W czasie czytania czułam, że powoli, powoli zaczyna...
2016-03-15
To była naprawdę wspaniała seria i trochę żałuję, że już się skończyła, bo ciężko będzie mi rozstać się z bohaterami, którzy są bardzo dobrze, wyraziście wykreowani. W tej serii znalazło się wszystko co powinno: wątki miłosne i kryminalne, mnóstwo emocji i wydarzeń, zwroty akcji. Jeśli chodzi o wątki miłosne, wszystkie się ciekawie rozwinęły w "Niezłomnych", jestem bardzo zadowolona z tego, kogo ostatecznie wybrała Allie. Zakończenie jest idealne. Nic dodać, nic ująć.
Bardzo dobra seria, teraz mam ochotę zacząć czytać ją od nowa.:)
To była naprawdę wspaniała seria i trochę żałuję, że już się skończyła, bo ciężko będzie mi rozstać się z bohaterami, którzy są bardzo dobrze, wyraziście wykreowani. W tej serii znalazło się wszystko co powinno: wątki miłosne i kryminalne, mnóstwo emocji i wydarzeń, zwroty akcji. Jeśli chodzi o wątki miłosne, wszystkie się ciekawie rozwinęły w "Niezłomnych",...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie spodziewałam się, że książka "Każdego dnia" Davida Levithana aż tak bardzo mi się spodoba. Przed rozpoczęciem czytania myślałam, że jest ona na 8 gwiazdek. W czasie lektury sądziłam, że dam jej 9 gwiazdek. Po zakończeniu postanowiłam, że ocenię ją na 10.
Przede wszystkim cały pomysł na książkę jest chyba najoryginalniejszy, z jakim się spotkałam. Nie wiem, może są podobne książki, ja o nich nie słyszałam i uważam, że motyw z budzeniem się codziennie w innym ciele jest bardzo oryginalny i ciekawy.
Książkę dosyć szybko się czyta. Myślę, że przyczynia się do tego właśnie ta codzienna zmiana ciała przez głównego bohatera.
Spodobał mi się styl pisania, wydaje się taki szczery. Odniosłam też wrażenie, że "Każdego dnia" jest kopalnią cytatów. Można ich tutaj znaleźć mnóstwo.
"Każdego dnia" oprócz głównych wątków A i Rhiannon oraz A i Nathana oferuje też czytelnikowi dodatkowo 40 skrawków historii każdej osoby, jaką jest na jeden dzień główny bohater.
Ta książka ukazuje dobre wartości. A kilka razy budzi się w ciele homoseksualisty lub przyjaciela takiej osoby. Myślę, że to, w jaki sposób jest to wszystko opisane, może uczyć tolerancji. Oprócz tego znajdziemy tu szacunek wobec drugiej, obcej nam osoby i jej życia. Uczciwość. Poświęcenie swoich pragnień dla szczęścia osoby, którą się kocha.
Pod koniec zaczęły wychodzić na jaw trochę szokujące informacje. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tego, że jeszcze dodatkowo coś się zacznie dziać. Samo zakończenie (dzień 6033) bardzo mi się spodobało.
Uważam, że "Każdego dnia" autorstwa Davida Levithana jest bardzo dobrą książką, którą naprawdę warto przeczytać.
POLECAM
Nie spodziewałam się, że książka "Każdego dnia" Davida Levithana aż tak bardzo mi się spodoba. Przed rozpoczęciem czytania myślałam, że jest ona na 8 gwiazdek. W czasie lektury sądziłam, że dam jej 9 gwiazdek. Po zakończeniu postanowiłam, że ocenię ją na 10.
więcej Pokaż mimo toPrzede wszystkim cały pomysł na książkę jest chyba najoryginalniejszy, z jakim się spotkałam. Nie wiem, może są...