-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
2021-10-18
2021-10-18
2017-06-30
2017-06-21
2017-06-14
Spodziewałam się wartkiej akcji, ciekawego świata, niebanalnych bohaterów i tego fantastycznego klimatu, którego uwielbiam. Mogę stwierdzić, że została spełniona połowa moich oczekiwań.
Opis z tyłu książki za wiele nie mówi. Aby dokładnie dowiedzieć się, z czym mamy do czynienia, musimy przebrnąć przez parę pierwszych rozdziałów. I te rozdziały są naprawdę bardzo dobre, czuć w nich klimat, postacie są dobrze zarysowane, ich los zaczyna nas zaciekawiać. Niestety im dalej w las tym gorzej. O ile fabuła i bohaterowie pierwszej połowy powieści mi się podobali, tak po połowie zaczęli mnie nużyć, ich zachowania były bardzo przewidywalne, a ich charaktery traciły swoją indywidualność i ciekawość. Tak naprawdę tylko jedna postać zadawalała mnie od początku do końca, tą postacią była Sylva - elfia księżniczka, ale wydaje mi się, że to odczucie nie jest obiektywne, po prostu szaleję za wszelakiego rodzaju elfami. A para nieznośnych, wrednych, rozpieszczonych i tak popularnych i powszechnych w książkach młodzieżowych postaci, tj. bliźniaków, była po prostu nie do zniesienia.
Co zasługuje na wyróżnienie w "Summonerze" to wykreowany przez autora świat. Pomysł z walczącymi między sobą rasami ludzi, krasnoludów i orków bardzo mi się spodobał, nie często mamy w końcu z takim motywem do czynienia. Idea przyzywania demonów także pozytywnie zaskoczyła, pomimo tego, że nijak nie mogłam sobie tych stworzonek wyobrazić, ich opisy wcale mi tego nie ułatwiały.
Wydarzenia i akcja posuwały się naprzód spokojnie, bez rozmachu i o ile na samym początku były ciekawe i nieprzewidywalne, tak pod koniec powieści dokładnie wiedziałam, co na kolejnych stronach się wydarzy. Miałam odczucie, jakby autor na początku rozwijał swój pomysł skrupulatnie, natomiast nad koniec jego myśli jakby już krązyły wokół drugiego tomu i jakby robił wszystko, aby pierwszy w jak najszybszy sposób zakończyć.
Spodziewałam się wartkiej akcji, ciekawego świata, niebanalnych bohaterów i tego fantastycznego klimatu, którego uwielbiam. Mogę stwierdzić, że została spełniona połowa moich oczekiwań.
Opis z tyłu książki za wiele nie mówi. Aby dokładnie dowiedzieć się, z czym mamy do czynienia, musimy przebrnąć przez parę pierwszych rozdziałów. I te rozdziały są naprawdę bardzo dobre,...
2017-02-23
2017-02-05
Miało być fajnie, oczekiwałam fantastycznego, dobrze zbudowanego świata i wspaniale opisanej przyjaźni.
Ale się zawiodłam.
Książkę męczyłam aż dwa tygodnie, co u mnie jest wręcz rzadkością, bo zazwyczaj z 400-stronnicowymi ksiązkami radziłam sobie w tydzień. Niesamowicie męczyła mnie fabuła, która szła powoli, bardzo powoli. Wątki poboczne były nieistotne, nudne, opisy niezrozumiałe, a cały świat przedstawiony... tak naprawdę nie był nijak przedstawiony. Autorka od razu wrzuciła nas do swiata... Czaroziem(?) (Tak, tak się nazywał), nie pokwapiwszy sie nawet o ogólne wytłumaczenie jakie prawa nim rządzą, o co chodzi z tą całą magią, Więziami, niciami, studniami o tych zagadkowych Cahr Awenach i rozszczepionych nie wspominając. Miałam wrażenie, jakby Susan Dennard pisała tę książkę tylko dla siebie, bo omijała naprawdę ważne kwestie, które pomogłyby czytelnikowi odnależć sie w świecie Safi i Iseult.
No właśnie.
Safi i Iseult.
Ta pierwsza jest wspaniałą postacią, za to muszę panią Susan pochwalić. Druga natomiast strasznie irytuje.
Postacie nie są złe. Niektóre są lepsze (Audan, Merik, Safi, Vanessa, Leopold) inne gorsze (Iseult, Evrane, Kullen, Rybera), ale jest jedna cecha, które je wszystkie łączy - brak możliwości wyobrażenia ich sobie. Opisy wyglądu? Nie no, po co nam one. Wystarczy, że pobieżnie opiszemy sobie Safi, Iseult i może trochę Merika i Evrane, napomkniemy coś, że Rybera wyróżnia sie włosami, a Leopold to laluś, który dba o swój dość wyróżniający się wygląd. No dobra, pani Susanne, ale jak wygląda reszta postaci? W ogóle, w "Prawdodziejce" ze świecą szukać dobrego opisu, czy to przyrodu, czy to postaci, czy nawet mocy albo kraju. Tak naprawdę czytając, jesteśmy zgubieni w tej całej plątaninie, która zrodziła sie w głowie Autorki.
I tego nie naprawi nawet dobrze skrojony wątek miłosny i fantastyczna postać Safi.
Miało być fajnie, oczekiwałam fantastycznego, dobrze zbudowanego świata i wspaniale opisanej przyjaźni.
Ale się zawiodłam.
Książkę męczyłam aż dwa tygodnie, co u mnie jest wręcz rzadkością, bo zazwyczaj z 400-stronnicowymi ksiązkami radziłam sobie w tydzień. Niesamowicie męczyła mnie fabuła, która szła powoli, bardzo powoli. Wątki poboczne były nieistotne, nudne, opisy...
2013
2013
Mówcie sobie co chcecie, ale jak dla mnie "Krzyżacy" to majstersztyk. Ta lektura zdecydowanie jest moją ulubioną ze wszystkich dotychczas przeczytanych.
Język może i jest trochę trudny, no ale bez przesady! Większość odstrasza też liczba stron. O ile pamiętam to w mojej klasie tę książkę przeczytały chyba tylko 3 osoby. Reszta narzekała, że za długa. Jak dla mnie to nie stanowiło żadnego problemu. Historia jest naprawdę ciekawa i niesamowita. Zbyszko, Maćko i spółka naprawdę zapadają w pamięć tym, którzy do tej lektury nie mają uprzedzenia. Postacie są po prostu świetnie ukazane. Mamy wiele charakterów, nad którymi umysł sam zmusza do refleksji. A najlepszy i tak jest Sanderus :) Bo tylko on umie sprzedać szczebel z drabiny, o której śniło się Świętemu Jakubowi xD
Nie skazujcie tej lektury na potępienie. Jeśli podejdziecie do niej bez jakiegokolwiek uprzedzenia, to naprawdę mile spędzicie czas, czytając o bohaterstwie, męstwie, odwadze i poświęceniu. No i jest też wątek miłosny ^^ Oczywiście nie taki jak we wszystkich powieściach Young Adult xD ale też bardzo interesujący :)
Zachęcam!
Mówcie sobie co chcecie, ale jak dla mnie "Krzyżacy" to majstersztyk. Ta lektura zdecydowanie jest moją ulubioną ze wszystkich dotychczas przeczytanych.
Język może i jest trochę trudny, no ale bez przesady! Większość odstrasza też liczba stron. O ile pamiętam to w mojej klasie tę książkę przeczytały chyba tylko 3 osoby. Reszta narzekała, że za długa. Jak dla mnie to nie...
2013
2012
2012
2016-08-14
2016-06-24
2015-06-04
"Każdy może zdradzić każdego..."
Tak... Moje serce ubolewa nad zakończeniem, i może to właśnie dlatego już nie mogę się doczekać kolejnej części (wyjdzie 9 lutego 2016!!!). Ale cóż... O to autorce chodziło.
Fabuła nie jest oryginalna, to prawda. "Czerwona Królowa" to zlepek wielu powieści Young Adult/ New Adult, ale jednak ma też w sobie takie coś, co sprawia, że czytelnika może pomimo takiej fabuły wciągnąć. Przede wszystkim postacie... Eh... Mare, Maven, Cal, Kilorn, Farley, Lucas, Shade, Evangeline i ta nieobliczalna Elara... Pokochałam ich wszystkich, z miejsca. Każdy ma zupełnie inny charakter, inny cel w życiu, a także nie każdy okazuje się tym, za kogo się podaje.
Z lektury wyniosłam naprawdę bardzo wiele... W głowie ciągle siedzą mi cytaty, które chyba już na zawsze zapamiętam (i po polsku i po angielsku xD). Książka nie jest może czymś aż tak niesamowitym, aby się nad nią zachwycać nie wiadomo ile, ale z pewnością nie jest też zła, ma w sobie dużo akcji (AKCJA... Tak! Tam ani na chwilę nie można stracić czujności, bo ciągle coś się dzieje), co jest chyba największym atutem tej powieści, oczywiście pomijając bohaterów, którzy są naprawdę świetnie wykreowani. Mamy też wiele wątków, w tym też ten wszechobecny wątek miłosny, ach... xD
Ogólnie: fani Young Adult będą usatysfakcjonowani :)
"Każdy może zdradzić każdego..."
Tak... Moje serce ubolewa nad zakończeniem, i może to właśnie dlatego już nie mogę się doczekać kolejnej części (wyjdzie 9 lutego 2016!!!). Ale cóż... O to autorce chodziło.
Fabuła nie jest oryginalna, to prawda. "Czerwona Królowa" to zlepek wielu powieści Young Adult/ New Adult, ale jednak ma też w sobie takie coś, co sprawia, że...
2015-06-18
Niby widziałam tę okładkę...
Niby sama czcionka już dużo mówiła...
Niby opis z tyłu mówił sam za siebie...
A ja jednak ciągle spodziewałam się tego:
"35 dziewcząt. 1 korona. Panny przyjeżdżają do zamku, aby rozkochać w sobie księcia. Każda piękniejsza i mądrzejsza od następnej. Zaczynają się intrygi. Każda z kandydatek ma dokładnie opracowany plan, jak przekonać księcia Maxona do siebie. Sabotują prace przeciwniczek. Rywalizują jak psy o kawałek szynki. Dochodzi nawet do rękoczynów. Co kolejna intryga jest gorsza. Niektóre padają z wyczerpania i same odchodzą z pałacu, inne, te bardziej spragnione korony i władzy, bądź przystojnego blondyna, zostają i czarują dalej, aż na polu bitwy nie zostanie ostatnia, najlepsza."
Yhym.
Tak.
Sama chyba będę musiała to napisać.
America Singer jest Piątką i wcale nie zamierza walczyć o rękę księcia, bo kocha kogoś innego.
Pragnę od razu powiedzieć, że wiedziałam z kim skończy Ami, zanim jeszcze kupiłam "Rywalki". W ogóle myślałam, że w powieści występuje jeden chłopak. No i cóż, za ten błąd przypłaciłam miłością do tego, którego nie znałam i znalazłam się w mniejszości fandomu, która go uwielbiała. Mówi się trudno. Żyje się dalej.
America też żyje dalej i pomimo z początku sceptycznego podejścia do Eliminacji odnajduje w nich swoje miejsce. Jest uroczo, słodko, sukienki falują, dziewczyny się śmieją, Maxon wygładza garnitur, a ja powoli odpuszczam sobie moje pierwotne wyobrażenie o "Rywalkach". O nie, do tego nie posłuchasz epickiej muzyki...
Opowieść ogółem dotyczy trójkąta miłosnego. Cała trylogia opiera się głównie na tym (poza tym mamy jeszcze wątek rebeliantów - ale nie oszukujmy się, jest on słaby i dziewczyny na pewno nie czytają tej książki dla tego wątku). America, Aspen i Maxon - w powieści o miłości przekraczającej granice, o miłości cierpliwej, trwałej, ale czasem burzliwej.
Mimo, że , jak już mówiłam, moje wyobrażenia odbiegały daleko od prawdy, pokochałam tę książkę.
Tak.
Nadal nie mogę w to uwierzyć.
Historia jest tak słodka i urocza, że nie da się w niej nie zakochać. Bohaterowie są tacy wspaniali... Ten cały zamek, te ogrody, korony, sukienki... Siedzisz w dresach w pokoju, popijając colę, ale czujesz się, jakbyś wirowała w pięknej sukni w sali balowej, w objęciach swojego faworyta z "Rywalek".
Pierwsza część trylogii jest najlepsza. Najbardziej ułożona, przemyślana, a America jest w niej boska *u* (o ile w następnych częściach można ją znienawidzić - co zrobiłam ja).
Jeżeli chcesz się poczuć jak księżniczka, sięgnij po tę książkę, wyrusz we wspaniałą podróż do malowniczej Illei, zamieszkaj w pałacu, poznaj niesamowitego księcia, spotkaj odważnego gwardzistę, i znajdź swoje szczęśliwe zakończenie!
Niby widziałam tę okładkę...
Niby sama czcionka już dużo mówiła...
Niby opis z tyłu mówił sam za siebie...
A ja jednak ciągle spodziewałam się tego:
"35 dziewcząt. 1 korona. Panny przyjeżdżają do zamku, aby rozkochać w sobie księcia. Każda piękniejsza i mądrzejsza od następnej. Zaczynają się intrygi. Każda z kandydatek ma dokładnie opracowany plan, jak przekonać księcia...
2015-08-06
Postaram się krótko.
Ot, nowelka jak nowelka. Jednak uważam, że każdy fan "Rywalek" powinien się z tymi dwiema opowieściami zapoznać.
KSIĄŻĘ
Jak to jest w opisie, pierwsza nowela ukazuje postać księcia Maxona sprzed Eliminacji. Niby nic wielkiego, ALE... Warto prześledzić początek Eliminacji z perspektywy tak idealnego chłopaka, jakim jest Maxon. Okazuje się bowiem, że nasz kochany książę wcale nie jest taki idealny. Opowieść ukazuje nam drugą twarz Maxona - chłopaka, który nie jest wcale taki pewny siebie, na jakiego wygląda. Zakłada maski, denerwuje się, gdyba, rozmyśla nad tym, co robić w niezręcznych sytuacjach, ma wiele wątpliwości. Możemy także zauważyć, jakie stosunki z rodzicami Maxon miał na początku. Mamy też przedstawioną pierwszą przyjaciółkę księcia Illei - Daphne. Cóż... O niej nie będę pisać. Ją ogarnąć trzeba samemu. Ale z drugiej strony, co by było, gdyby Maxon i Daphne...
GWARDZISTA
Druga nowelka była zdecydowanie ciekawsza (i nie mówię tego dlatego, że zdecydowanie jestem Team Aspen - wcale nie). Po prostu więcej się dzieje. Akcja zaczyna się w dniu, w którym Marlee i Carter zostają ukarani. Wreszcie wiadomo, gdzie był Aspen, kiedy się to działo. Ano był w zamku. Aspen ciągle jest w zamku, ciągle ma oczy szeroko otwarte, wiecznie jest na służbie i cały czas kocha Amerikę. Tak - większość nowelki jest poświęcona im: staraniom Aspena, który na wszystkie sposoby stara się przebywać ze swoją Mer, jego troskę o nią, jego smutek, kiedy zauważa, jak bardzo Maxon wszedł pomiędzy nich, a także jego bezgraniczną miłość. Tak.. Aspen, opanuj się... Ale właśnie o to chodziło. Nasz zielonooki gwardzista nawet w chwilach, w których groziło mu niebezpieczeństwo, ciągle myślał o swojej ukochanej Americe. Ale były jeszcze inne wątki (mniejsze, ale były xd). Mamy okazję zobaczyć, jacy są gwardziści (oddani, współczujący, odważni), możemy się też bliżej przyjrzeć postaci Króla Clarcksona (co ta typ xD), a także przyjaźni Aspena z pokojówkami Ameriki. To było... urocze. Naprawdę. Dopiero od tej nowelki polubiłam Lucy i resztę. Tak świetnie dogadują się z Aspenem... Dobra, wróćmy do wątku głównego xD Zakończenie. Zakończenie "Gwardzisty" mnie tak zasmuciło... Mamy scenę po odnalezieniu Ameriki. Skrzydło szpitalne. Śpiąca Mer. I Aspen... FEELINGS!!! Nawet, jeżeli ktoś nie lubi Aspena powinien chociaż tę ostatnią scenę poszanować. Moje serduszko płakało, a żal zielonookiego chłopaka tak się na mnie odbił, że całą resztę dnia po przeczytaniu chodziłam przygnębiona. Aspen, głupcze... Nasunęło mi się wtedy pytanie: ?Czy ona jest tego warta?" I wtedy Aspen wprost odpowiedział mi: "Jest warta wszystkiego"
Ogółem: Nowela ukazuje nam chłopaków z innych stron. Pewny siebie Maxon zamienia się w niepewnego, podenerwowanego, zdezorientowanego, pełnego obaw, ale nadal uroczego, księcia. Aspen natomiast jest jeszcze bardziej silny, bohaterski, odważny, zdeterminowany, ale mniej rozsądny (to już zaczyna zahaczać o paranoję!). Nowelę czyta się bardzo przyjemnie. Nie wnosi dużo do całej opowieści, ale na pewno pozwala na nią spojrzeć z innej strony, przemyśleć ją jeszcze raz i przekonać nas do każdego z rywali o miłość Ameriki. Polecam fanom serii :)
Postaram się krótko.
Ot, nowelka jak nowelka. Jednak uważam, że każdy fan "Rywalek" powinien się z tymi dwiema opowieściami zapoznać.
KSIĄŻĘ
Jak to jest w opisie, pierwsza nowela ukazuje postać księcia Maxona sprzed Eliminacji. Niby nic wielkiego, ALE... Warto prześledzić początek Eliminacji z perspektywy tak idealnego chłopaka, jakim jest Maxon. Okazuje się bowiem, że...
2015-09-27
Kocham, kocham, po prostu kocham antyczne tragedie! <3 Oparte o różne mity zapraszają nas na niezapomniane spektakle, o niespodziewanych zwrotach akcji.
A co do Króla Edypa...
Mit o Labdakidach - tak samo jak "Antygona", Sofokles i w tym utworze opiera się o ten znany przez większość mit. Pomimo, że znałam go, muszę przyznać, iż lektura naprawdę mnie wciągnęła. Uwielbiam wszelakie dramaty, a mające tak ciekawe wątki to już w ogóle. "Król Edyp ma także przesłanie... Z którym nie do końca się zgadzam, jednak warto się nad nim zastanowić.
Lektura skłania do refleksji. Na pewno każdy powinien ją znać. Niekoniecznie lubić i doceniać (chociaż by się przydało), ale znać.
Kocham, kocham, po prostu kocham antyczne tragedie! <3 Oparte o różne mity zapraszają nas na niezapomniane spektakle, o niespodziewanych zwrotach akcji.
A co do Króla Edypa...
Mit o Labdakidach - tak samo jak "Antygona", Sofokles i w tym utworze opiera się o ten znany przez większość mit. Pomimo, że znałam go, muszę przyznać, iż lektura naprawdę mnie wciągnęła. Uwielbiam...
2015-12-05
2015-12-08
Nie.
Nie, nie nie.
Nie będę jak większość fanek.
Nie powiem, że nienawidzę Eadlyn.
Bo ją uwielbiam.
Królewska para doczekała się bardzo osobliwej gromadki dzieci, wśród których najstarsza jest Eadlyn, która zostanie w przyszłości królową Illei. Silna, ambitna, pracowita i w stu procentach samowystarczalna, jest przekonana, że sama poradzi sobie na tronie. Dlatego, kiedy jej ojciec zarządza Eliminacje, Eadlyn podchodzi do nich jako do kolejnego zadania w pracy. Wykonać, przeżyć, zapomnieć. No tak...
Ale okazuje się, ze wcale nie jest tak łatwo.
No, Kiera, myślałam, że nic więcej już nie wymyślisz.
Wymyśliłaś.
Nasza kochana autorka miała nam przedstawić losy bohaterów, których poznaliśmy w trylogii "Rywalki". Byłam niezwykle ciekawa, jacy oni będą w przyszłości. Czterdziestoletni Maxon, Aspen, dorosła America - trochę się zawiodłam, bo wyobrażałam ich sobie trochę inaczej, ale byłam w stanie to Kierze wybaczyć.
Byłam w stanie, bo Kiera "wyprodukowała" tak niesamowitą główną bohaterkę! NIE! Nie powiem, że jest straszna, egoistyczna i głupia! Jest wspaniała, mądra, pracowita i oddana! Może uważam tak, dlatego, że po drugim tomie znienawidziłam Americę z całego serca (nawet "Jedyna" nie naprawiła tego stosunku), a Eadlyn tak bardzo się od niej różni, może to też dlatego, że księżniczka jest silna na sposób, który ja zawsze podziwiałam i niezwykle szanowałam, nie wiem. Wiem, że córka królewskiej pary skradła moje serce. Tak, popełnia błędy. Jest człowiekiem. Tak, jest trochę rozpieszczona. No ale błagam - ona jest przyszłą królową! Nie każdy jest taki jak ideał Maxon. Eadlyn, przynajmniej dla mnie, okazała się lepszą bohaterką, niż America (i znów jestem mniejszością w fandomie).
Co do jej Eliminacji... Są inne. Ciekawsze. Kandydaci Eadlyn to dość osobliwa grupka różnych charakterów i osobowości. Dlatego też rozgrywka jest ciekawsza. No i dochodzi w niej do rękoczynów (czyli moje pierwotne oczekiwania co do "Rywalek" w tej części są bliższe oryginałowi - plusik!).
O losach bohaterów z "Rywalek" Kiera nie rozpisywała się za dużo. Skupiła się na postaci księżniczki i jej problemach. Coś tam napomknęła o Aspenie (zabiję ją za to, jak bardzo go skrzywdziła, jakby ta cała fala nienawiści mu nie wystarczyła), o Americe, czasem pojawił się Maxon w okularach (W OKULARACH!), kilka razy Lucy, May, Marlee, raz nawet Carter, i tyle.
Jak dla mnie, nie można "Następczyni" nazwać kontynuacją "Rywalek". To zupełnie inna historia, z innymi problemami, z inną bohaterką, i bez sensu jest dla mnie porównywanie tych dwóch powieści. Zapomnijmy o Eliminacjach Maxona. Zrozumiejmy sytuację Eadlyn. Odnajdźmy się w nowym świecie, bez kast, z nowymi Eliminacjami. Tak... Teraz można już sięgać po "Koronę".
#teamHaleGarner #teamHenriJaakoppi
Musiałam to napisać
Nie.
Nie, nie nie.
Nie będę jak większość fanek.
Nie powiem, że nienawidzę Eadlyn.
Bo ją uwielbiam.
Królewska para doczekała się bardzo osobliwej gromadki dzieci, wśród których najstarsza jest Eadlyn, która zostanie w przyszłości królową Illei. Silna, ambitna, pracowita i w stu procentach samowystarczalna, jest przekonana, że sama poradzi sobie na tronie. Dlatego, kiedy...
Pierwsza część była połączeniem "Rywalek", "Igrzysk Śmierci" i "Mrocznych Umysłów".
W drugiej widziałam już tylko "Igrzyska Śmierci".
Trzecia natomiast ma w sobie coś z "Gry o Tron".
Wiele motywów już było.
A jednak Victoria Aveyard wciąż umie przyciągnąć moją uwagę.
Ach, Mare... Wpakowała się w niezłe bagno, po tym, jak Król Norty ją porwał. Byłam niezwykle ciekawa, co też z nią pocznie, druga część zakończyła sie w taki sposób, że spokojnie mogłabym się spodziewać największych tortur i niewiadomo jakiej kary śmierci. Z tego założenia wyszłam, sięgając po "Królewską Klatkę" i miałam cichą nadzieję, na jakiś niespodziewany zwrot, na coś, co kompletnie odwróciłoby losy bohaterów książki.
Niestety nic takiego nie dostałam.
Ale to nic!
Trzecią część serii czytało się naprawdę bardzo dobrze, szczególnie pierwszą połowę, w której po raz pierwszy od wydarzeń z części pierwszej miałam okazję ponownie przybliżyć się do postaci Mavena - osamotnionego króla, który był dla mnie zagadką. Nie wiedziałam, jak poradzi sobie po tym, co Mare zrobiła Elarze, nie miałam pojęcia, jak się zachowa, czy okaże się przeląkniętym dzieciakiem, który bez "wsparcia" matki sobie nie poradzi, czy tez moze zaciśnie pięści i stawi czoła samotnej władzy. Na całe szczęście, nie zawiodłam się na mojej ulubionej postaci w całej serii. Tak naprawdę to właśnie kwestia Mavena napędzała tę częśc.
Fantastycznym zabiegiem z mojego punktu widzenia było rozłożenie narracji pomiędzy trzy osoby. Dzięki temu wiedziałam, co dzieje się jednocześnie w dwóch, a nawet trzech miejscach. Bardzo dobrze pani zrobiła, pani Victorio.
Niemniej jednak, obawiam sie o czwartą część. Zakończenie trzeciej w ogóle mi się nie podobało, mam wrażenie, że historia zmierza donikąd, że problem rebelii i tego, kto zasiądzie na tronie staje sie za bardzo zagmatwany i bezsensowny. O wątkach romantycznych nawet nie chce mi się wspominać. Wszystkie denerwowały mnie niesamowicie, żaden nie zaskarbił sobie mojej sympatii.
Mam wielkie oczekiwania wobec części czwartej, ale niezwykle się jej obawiam. Liczę też na lepsze zapoznanie z postacią Iris - księżniczką Lakelandii, która mnie zaciekawiła i dołączyła do grona lubianych przeze mnie postaci z powieści pani Aveyard.
Pierwsza część była połączeniem "Rywalek", "Igrzysk Śmierci" i "Mrocznych Umysłów".
więcej Pokaż mimo toW drugiej widziałam już tylko "Igrzyska Śmierci".
Trzecia natomiast ma w sobie coś z "Gry o Tron".
Wiele motywów już było.
A jednak Victoria Aveyard wciąż umie przyciągnąć moją uwagę.
Ach, Mare... Wpakowała się w niezłe bagno, po tym, jak Król Norty ją porwał. Byłam niezwykle ciekawa, co...