-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik1
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać9
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant2
-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
2018-01-25
2017-06-02
2015-07-01
2016-09-24
Swego czasu naczytałam się wielu pozytywnych opinii, zarówno o książce, jak i jej autorce, więc oczywistym było to, że bardzo chciałam zapoznać się z jej twórczością. Zaintrygowana tytułem i opisem, a także paroma poleceniami od zaufanych osób w końcu dorwałam powieść w bibliotece i... cóż, nie mogę powiedzieć, że się zawiodłam, ale na pewno nie tego oczekiwałam.
Do napisania tej recenzji zbierałam się długo, bo gdzieś od końca września, ale nieraz tak mam, że nie potrafię ubrać w słowa tego, co czułam czytając daną książkę. Nie zawsze jest to w tym pozytywnym sensie, ale tym razem tak było.
Pamiętam, że jakiś rok temu, może wcześniej, było dość głośno o pani Trucker, a przynajmniej w sferze, w której się obracałam. Moja koleżanka, mająca bardzo podobny do mojego gust bardzo mi ją polecała, wręcz zachwalała twierdząc, że jest to najlepsza książka jaką przeczytała. I teraz mam dylemat. Czy jednak nasze gusta nie są aż tak do siebie podobne, czy może ja po prostu szukam w książce całkiem innych rzeczy.
Sam pomysł na fabułę może i nie był jakiś oryginalny, ale ja do samego końca nie potrafiłam domyślić się, o co może chodzić, więc uznajmy to za plus. Autorka stworzyła tutaj wspaniałe portrety psychologiczne swoich postaci, dzięki czemu całkiem łatwo było wczuć się w ich role, postawić się na ich miejscu i jakoś to wszystko zrozumieć... Co prawda nie zgrzeszyłaby dodając więcej opisów, ale nie przeszkadzała mi ich znikoma ilość, ponieważ skupiła się ona raczej na psychice, a niżeli wyglądzie zewnętrznym.
Niewątpliwie muszę tutaj wspomnieć o tym, że jest to pierwsza powieść, która wywoływała we mnie tak wielką chęć zastanowienia się nad tym, co robię, jak żyję, która zmusiła mnie do refleksji. Nawet, jeśli nie miałam po niej kaca książkowego, ani nie rozmyślałam nad nią zbyt wiele (co zapewne było winą rozczarowującego zakończenia), gdzieś tam podświadomie cały czas towarzyszyła mi w moich rozmyślaniach. I nie mówię tutaj o czymś typu: "ciekawe, jak to było dalej, bla, bla, bla". Raczej o tym, że zaczęłam zastanawiać się nad swoją codziennością i przyglądać się życiu, swoim wyborom i decyzjom. Za to daję jej kolejny wielki plus. Zdecydowanie potrafiła skłonić do myślenia nawet na długo po jej przeczytaniu.
Jak już wspomniałam powyżej, zakończenie tego tomu mnie rozczarowało. Autorka nie pozostawiła czytelnikowi zbyt wielkiego pola popisu dla wyobraźni i mówię to ja - osoba nienawidząca otwartych zakończeń. Tym razem chyba jednak wolałabym by pozostało ono otwarte, ponieważ w jakiś sposób zachęciłoby mnie do lektury drugiego tomu, a tak... Cóż, mimo iż chciałabym zapoznać się z nim w przyszłości, to jednak ani trochę mi się do niego nie spieszy. Po prostu... pani Trucker chyba przedobrzyła. Nie wiem, czy miała na celu wyjaśnienie wszystkiego, czy też zbudowania napięcia, a tym samym zachęcenia do lektury dalszych części, ale niestety - nie udało się jej.
Kolejnym punktem do omówienia, nie do końca minusem, ale również nie plusem, była bipolarność pewnej osoby. Chociaż nie, wróć. "Bipolarny" to takie mocne słowo... Co prawda na koniec wszystko się wyjaśniło, czytelnik dowiedział się, dlaczego ta osoba zachowywała się w ten, a nie inny sposób, jednak nadal pozostawał pewien niesmak. Jeśli jest coś, czego nie lubię bardziej od otwartych zakończeń, to na pewno są to niezdecydowane, zbyt skomplikowane postacie. Rozumiem, że wydarzenia z przeszłości mają różny wpływ na ludzi, jednak to po prostu wydało mi się nielogiczne, a ja, będąc typem osoby ceniącej sobie ład i porządek, nie lubię rzeczy nielogicznych.
Ostatni z punktów na mojej liście "do omówienia" może i nie jest ściśle związany z książką, jednak myślę, że jest naprawdę ważny. Jak już wspomniałam, książka ta skłoniła mnie do rozmyślań. Jednak nie wspomniałam o tym, że dzięki niej zaczęłam interesować się psychologią, a dokładniej leczeniem ZSP. Od czasu gdy przeczytałam tą powieść obejrzałam chyba z dwadzieścia najróżniejszych dokumentów z nią związanych i powiem tak - ten temat interesuje mnie coraz bardziej z każdym dniem. Co więcej - odkryłam, że psychologia ogólnie jest bardzo ciekawa, więc zastanawiam się, czy nie związać z nią w jakiś sposób mojej przyszłości... Dwa słowa: WIELKI PLUS.
PODSUMOWUJĄC:
K.A. Trucker poruszyła bardzo ciekawy (przynajmniej dla mnie) temat, jakim jest radzenie sobie psychicznie i fizycznie po różnego rodzaju przejściach. Dzięki niej zainteresowałam się psychologią i zaczęłam zastanawiać się nad swoim postępowaniem w życiu codziennym. Jej książka niewątpliwie potrafi zmusić do myślenia. Nie powiem, że jest to powieść dla każdego, bo byłoby to kłamstwo. Myślę, że do niej trzeba po prostu odpowiedniego podejścia. Ja sama zrobiłam to od złej strony, nastawiając się na romans, przez co początkowo w ogóle nie umiałam się wciągnąć, ani czerpać jakiejkolwiek przyjemności z lektury. Dopiero za drugim, całkiem innym podejściem zobaczyłam jej drugie dno i całość wypadła całkiem dobrze. Jeśli można się do czegoś doczepić, to na pewno jest to zbyt mocno zarysowane zakończenie, które nieco zepsuło mi jej wizerunek. Poza tym, było dobrze.
Swego czasu naczytałam się wielu pozytywnych opinii, zarówno o książce, jak i jej autorce, więc oczywistym było to, że bardzo chciałam zapoznać się z jej twórczością. Zaintrygowana tytułem i opisem, a także paroma poleceniami od zaufanych osób w końcu dorwałam powieść w bibliotece i... cóż, nie mogę powiedzieć, że się zawiodłam, ale na pewno nie tego oczekiwałam.
Do...
2016-10-02
Powoli zaczynam przyzwyczajać się do tego, że po przeczytaniu książek pani Hoover mam straszny mętlik w głowie...
Odkąd sięgnęłam po "Pułapkę uczuć", stwierdziłam, że jak na razie odpuszczę sobie dzieła tej autorki, jednak tak się złożyło, że miałam okazję zapoznać się z tym tomem, więc czemu nie? I w sumie teraz czuję się po nim dziwnie.
Nie wydaje mi się, abym miała kaca książkowego, po prostu nie mam bladego pojęcia co o tej książce myśleć. Z jednej strony strasznie mi się spodobała, a z drugiej nie wywarła na mnie tak piorunującego wrażenia, jakiego spodziewałam się po tylu recenzjach pisanych w samych superlatywach. Podczas jej czytania, tak jak z poprzednimi książkami - nie płakałam ani razu. Nie wiem, dlaczego w znacznej większości recenzji jest o tym, że powieści pani Hoover doprowadzają do łez i rozrywają serce. Nie odczułam tego.
Jeśli chodzi o fabułę - nie wydaje mi się ona jakaś oryginalna. Dwoje ludzi umawia się na seks bez zobowiązań, a co za tym idzie, jedno z nich musi się zakochać... Ile razy już o tym słyszałam, to głowa mała. Tak, przeszłość Milesa była sporym urozmaiceniem, chyba najbardziej interesującym z całej powieści, jednak nadal mam wrażenie, że często przejawiały się tutaj schematy.
Wierne fanki autorki zapewne będą jej bronić, jednak ja nie rozumiem skąd ten cały szum wokół jej osoby. Owszem, dzieła pani Hoover wciągają i są dobre, naprawdę dobre, ale... Jak dla mnie brakuje jej do tytułu "królowej New Adult". Nigdy nie czuję jakiejś palącej potrzeby aby zapoznawać się z nimi, robię to tylko wtedy kiedy nadarza się na to okazja i jakoś nie jest mi z tym źle.
Zdaję sobie sprawę z tego, że to, co tutaj napisałam może być nieco (bardzo) chaotyczne, jednak nie umiem wyrazić tego w inny sposób.
Książka mi się spodobała, nawet bardzo, jednak nie czuję abym miała zapamiętać ją na długie lata, tak jak obiecywały to recenzje. Nie wydaje mi się też abym kiedykolwiek do niej wróciła, chociaż nigdy nie mówię "nie" żadnej powieści. Myślę, że jest to wynikiem zbyt wielkich oczekiwań, które formowały się z każdą opinią, która mówiła o książce w samych superlatywach. Chyba nigdy się nie nauczę aby przestać oczekiwać cudów.
Powoli zaczynam przyzwyczajać się do tego, że po przeczytaniu książek pani Hoover mam straszny mętlik w głowie...
Odkąd sięgnęłam po "Pułapkę uczuć", stwierdziłam, że jak na razie odpuszczę sobie dzieła tej autorki, jednak tak się złożyło, że miałam okazję zapoznać się z tym tomem, więc czemu nie? I w sumie teraz czuję się po nim dziwnie.
Nie wydaje mi się, abym miała...
"Szepty o wschodzie księżyca" to już czwarta część wodospadów cienia. Z wielu powodów jest moją ulubioną... Pokochałam ją przez styl autorki, przez plątaninę zagadek, uczuć, zjawisk paranormalnych i wielu wielu innych. Nie ma nic lepszego dla mola książkowego, niż sięgnąć po kolejną część swojej ulubionej serii (tak, wiem, że nie powiedziałam nic odkrywczego, ale to prawda).
Na reszcie Kylie wie kim, jest... Ale czy to wyjaśnia jej wątpliwości? Podczas tych 2 miesięcy spędzonych w Wodospadach cienia dowiedziała się o sobie więcej niż przez całe swoje życie:
-jest obrońcą- to niezwykle rzadko spotykany cenny dar, ale czy jest taki cudowny jak mogłoby się wydawać? Otóż nie... Nie wiadomo, czy to przez to, że jest kameleonem, ale z jakichś powodów Kylie może ratować każdego, ale nigdy nie będzie dość silna, aby uratować siebie...
-nasza bohaterka na reszcie wie czym/kim jest ale to nie rozwiązuje nic, bo jest przedstawicielką "gatunku" istot nadnaturalnych, o którym nikt nie słyszał, a wiedzę na ten temat mogą posiadać jedynie jej prawdziwi dziadkowie ze strony ojca i JBF. Współpraca z tymi ostatnimi nie bardzo uśmiecha się Kylie...
-dziewczyna na reszcie dokonała wyboru pomiędzy Lucasem a Derekiem, wybrała Lucasa, ale czy to był dobry wybór? Lucas co raz bardziej chce, żeby Kylie okazała się być wilkołakiem, bo w tedy mogliby być razem bez większych problemów, ale kiedy okazuje się, że nasza bohaterka jest jednak kameleonem Lucas zaczyna się od niej odsuwać... Czy uda się być im razem? Niestety, ale Kylie dowiaduje się, że Lucas zaręczył się z Monique, a tym samy poprzysiągł jej swoją duszę. To wszystko niszczy jej marzenia o wspólnej przyszłości, łamie jej serce i przelewa czarę goryczy...
-Kylie, opuszcza wodospady cienia i postanawia zamieszkać z dziadkiem, żeby dowiedzieć się, o swoich korzeniach, przeznaczeniu, o tym, kim/ czym na prawdę jest i kim jest jej rasa- Kameleony.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się takiego zakończenia... Tzn wiedziałam, że Kylie w końcu spotka się z dziadkiem i resztą kameleonów, ale nie podejrzewałam, że Lucas złamie jej serce... To był dla mnie szok i łezka zakręciła mi się w oku, gdy to czytałam... Pozostały wątpliwości, kogo wybierze Kylie? Czy uda jej się pokonać największego wroga- podstępnego wyrzutka, Maria? Czy wreszcie odkryje swoje przeznaczenie?
Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg historii oraz na opublikowanie części dodatkowych, w polskiej wersji językowej... Polecam całą serię i z niecierpliwością oczekuje premiery 5-tej części "Wodospadów cienia"- "Wybranej o zmroku" ♥♥♥
"Szepty o wschodzie księżyca" to już czwarta część wodospadów cienia. Z wielu powodów jest moją ulubioną... Pokochałam ją przez styl autorki, przez plątaninę zagadek, uczuć, zjawisk paranormalnych i wielu wielu innych. Nie ma nic lepszego dla mola książkowego, niż sięgnąć po kolejną część swojej ulubionej serii (tak, wiem, że nie powiedziałam nic odkrywczego, ale to...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to