-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik1
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać10
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant2
-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
2019-03-21
2018-07-20
2018-04-04
„Begin Again" to lekko napisana, przyjemna historia dwojga młodych ludzi, którzy zostali doświadczeni przez los w mniejszym lub większym stopniu. Każde z nich przed czymś ucieka, oboje mają swoje powody, by bronić się przed miłością, która nie zawsze jest kolorowa. Historia w niej przedstawiona jest realna, a bohaterowie żywi – łatwo jest się z nimi utożsamić. Jej lektura wywołuje najróżniejsze emocje – od zachwytu po irytację. Styl autorki jest lekki, dzięki czemu książkę czyta się szybko i przyjemnie, a kiedy już się wciągnie, nie można się oderwać. Ma swoje wady, jednak ma też zalety, a tych jest zdecydowanie więcej. Gorąco polecam każdemu miłośnikowi romansów i powieści New Adult.
„Begin Again" to lekko napisana, przyjemna historia dwojga młodych ludzi, którzy zostali doświadczeni przez los w mniejszym lub większym stopniu. Każde z nich przed czymś ucieka, oboje mają swoje powody, by bronić się przed miłością, która nie zawsze jest kolorowa. Historia w niej przedstawiona jest realna, a bohaterowie żywi – łatwo jest się z nimi utożsamić. Jej lektura...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-02-26
2018-02-03
2017-11-12
2017-08-22
2017-07-14
2017-07-13
2017-07-11
2017-07-08
Otrzymując egzemplarz tej książki kilka tygodni temu w ogóle bym nie pomyślała, że jej czytanie zajmie mi tyle czasu i że w międzyczasie nie sięgnę po żaden inny tytuł. Dlaczego? Mimo, iż moje tempo czytania jest dość spore, tak tutaj pojawił się pewien problem. Jednocześnie chciałam i nie chciałam jej kończyć. Dlaczego?
Pani Walters skończyła pierwszy tom na łamiącym serducho momencie (i to dosłownie). Sprawiła, że człowieczek taki jak ja, miał ochotę gryźć i kopać ze względu na syf, jaki się tam porobił. Jego zakończenie ani trochę mi się nie spodobało i czułam wprost naglącą potrzebę, by dowiedzieć się, co będzie dalej.
Podczas lektury pierwszego tomu towarzyszyły mi najróżniejsze emocje: od skrajnej głupawki, przez irytację, aż po wściekłość, więc oczekiwania względem tego, jakoś tak same w sobie wzrosły. Wiedziałam na co stać autorkę i wymagałam więcej. Liczyłam na to, że się nie zawiodę.
Historia przedstawiona w tym tomie miała swoje wzloty i upadki. Niektóre momenty przyspieszały bicie serca, inne ściskały za gardło, a jeszcze inniejsze irytowały jak cholercia. To ostatnie tyczy się ogólnie zachowania głównej bohaterki, którą momentami miałam wielką ochotę strzelić przez łeb. Naprawdę. Aubrey nie raz zachowywała się egoistycznie, była naiwna, wyciągała pochopne wnioski itede, przez co naprawdę ciężko było z nią wytrzymać. Jednak jeśli spojrzeć na to z drugiej strony... na to, jak się zachowywała i powiązać to z tym, co przeszła – takie reakcje są jak najbardziej normalne. No bo kto z nas nie miałby problemu z zaufaniem ludziom, którzy nas skrzywdzili? To wszystko... to zachowanie głównej bohaterki, podejmowane przez nią decyzje, popełniane błędy, trudności z zaufaniem... w jakiś sposób sprawiło, że stała się bardziej ludzka, bardziej realna. I łatwiej było sobie to wszystko wyobrazić.
Z kolei Maxx, główny bohater się tutaj zmienił. Czy na dobre? To już pozostawiam do oceny Wam, bo jak dla mnie są tej zmiany zarówno plusy, jak i minusy. W pierwszym tomie był takim bad-boyem, który wszystkich miał, że tak powiem w DE, ale niestety chłopaczek padł ofiarą przebiegłego, pulchniutkiego kupidynka z łukiem i strzałami, no i się zakochał. Co przez to chcę powiedzieć?
Autorka powróciła ze świetną kontynuacją i po raz kolejny pięknie ukazała, jaki wpływ ma na człowieka miłość – zwłaszcza na osobę młodą, której przyszłość i osobowość dopiero co się kształtuje. Pokazała bardzo silne uczucie i zachowała przy tym doskonałą wręcz równowagę: pokazała, że ta relacja może być piękna, i sprawiać, że zechcemy stać się lepszymi ludźmi, ale także ujawniła jej gorzkie, mroczniejsze strony. Podała wiele przykładów na to, że takie uczucie też może mieć kolce i sprawiać nam ból. Nie tylko na przykładzie głównych bohaterów i używając przykładu miłości nie tylko między dwojgiem ludzi. I właśnie to bardzo mi się spodobało. Bo o ile w pierwszym tomie występowały wątki poboczne, które dzieliły się na te ważne i ważniejsze, tak w tym pojawiło się na ich temat zdecydowanie więcej informacji, co, jak dla mnie było strzałem w dziesiątkę.
Pani Walters skupiła się na kilku rzeczach, których nie chcę tutaj spojlerować, jednak najważniejszą według mnie jest proces wychodzenia z nałogu. Może nie został on jakoś mega super opisany, jednak znać było, że autorka zrobiła w tej kwestii "risercz" i nie rzuciła się na głęboką wodę, nie mając pojęcia, jak się pływa. To, co spodobało mi się najbardziej, to realizm tej historii. To, jak został ukazany sposób myślenia osoby uzależnionej po odwyku. Ponieważ wyjście z nałogu nie jest proste – mimo, że ciało już pozbyło się "głodu", to jednak w gdzieś w głębi umysłu nadal jest zakodowana ta informacja, która co chwilę przypomina osobie uzależnionej o "starym przyjacielu". I pozostanie z nią do końca życia. A tutaj bohaterowie nie żyli w błogiej nieświadomości i doskonale zdawali sobie z tego wszystkiego sprawę, co tylko oddawało realizmu tej historii. Jedynym faktem, do którego mogłabym się doczepić jest czas przebywania Maxxa na odwyku – nie został on w żaden głębszy sposób rozwinięty, zostało poświęcone mu raptem kilka rozdziałów, a szkoda, bo właśnie w tym miejscu było wielkie pole do popisu. No ale mówi się trudno i idzie dalej, bo przecież przed nami kolejne kilkaset stron historii i zmagań z problemami.
Jako iż pierwszy tom czytałam stosunkowo niedawno, łatwo jest mi znaleźć różnice nie do końca związane z samą akcją książki. A dokładniej ze sposobem jej napisania, stylem, piórem autora, cy jak to ktoś sobie zwie. Powiem krótko i zwięźle: o ile w pierwszym tomie zdarzało mi się wypatrzeć drobne zgrzyty i niedociągnięcia, tak w tym było ich zdecydowanie mniej. Kij z irytującymi momentami: cała reszta przebijała je dziesięciokrotnie. Styl autorki zdecydowanie się poprawił, jednocześnie pozostając lekkim w odbiorze, jednak nie "mdłym". Pani Walters potrafiła wzbudzać odpowiednie emocje w odpowiednim momencie, dzięki czemu lektura tej powieści była bardziej "żywa" i to zdecydowanie jest jedną z większych zalet tej historii.
Poza romansem mamy tutaj takie rzeczy jak:
– konsekwencje zawodowe i nie tylko związku pomiędzy ludźmi na szczeblu terapeuta-pacjent;
– wątek radzenia sobie z uzależnieniem i próbą wydostania się z niego. Życie po odwyku, codzienne trudności, chwile załamania, gdy wydaje się, że nie ma innej drogi;
– rozwiązywanie wielu problemów przeszłości. Radzenie sobie z bólem i żalem po stracie bliskiej osoby, problemy rodzinne, a także "leczenie się" z żałoby w gronie rodziny i najbliższych. Odbudowywanie wzajemnych relacji i zaufania po krzywdach doznanych z ich strony;
– toksyczne związki i ich konsekwencje, próby "wyrwania się" z takich relacji;
– wątek handlu narkotykami i działalności przestępczej;
– ukazanie miłości w wielu wymiarach. Pokazanie, że nie jest to sama namiętność, ale też zaufanie, poczucie bezpieczeństwa, wiara w drugą osobę itp.
– i wiele innych rzeczy, których nie wymieniłam, a które zdecydowanie nadają głębi tej książce.
Podsumowując całościowo? Cóż, całość była doskonałym zwieńczeniem tej historii ;)
Komu mogę polecić? Na pewno miłośnikom literatury New Adult, którzy chcieliby od czasu do czasu przeczytać coś więcej, niż puste romansidło. Osobom, którym podobał się pierwszy tom, fanom pióra autorki, ludziom, którzy lubią historie ściskające za gardło i wywołujące wiele emocji. Gwarantuję, że przy tym ostatnim się nie zawiedziecie ;)
https://ksiazki-bez-tajemnic.blogspot.com/2017/07/80-twoim-sladem-meredith-walters.html
Otrzymując egzemplarz tej książki kilka tygodni temu w ogóle bym nie pomyślała, że jej czytanie zajmie mi tyle czasu i że w międzyczasie nie sięgnę po żaden inny tytuł. Dlaczego? Mimo, iż moje tempo czytania jest dość spore, tak tutaj pojawił się pewien problem. Jednocześnie chciałam i nie chciałam jej kończyć. Dlaczego?
Pani Walters skończyła pierwszy tom na łamiącym...
2017-03-17
Swego czasu widziałam tę książkę właściwie wszędzie. Pełno było pozytywnych opinii, recenzji pisanych prawie że w samych superlatywach i wszystkich tych innych rzeczy, które sprawiły, że zaczęłam oczekiwać od tej powieści czegoś naprawdę dobrego i przede wszystkim mocnego. Liczyłam, że wywoła we mnie rollercoaster emocji. Cóż, może i akurat to się nie udało, jednak z całą pewnością mogę stwierdzić, że historia była mocna.
Autorka już na samym początku rzuciła się na głęboką wodę... i popłynęła. Poruszyła temat uzależnień, który nie jest niczym nowym i ostatnimi czasy rzadko kiedy da się wprowadzić w nim coś odkrywczego. Może i historia nie była oryginalna, ani nowa, jednak dawała wszystko, czego można by od niej oczekiwać. Wciągała, ciekawiła i przede wszystkim pozwalała się oderwać od życia codziennego. Fabuła została umiejętnie rozplanowana, romans nie wbił się na pierwszy plan, a uzależnienie nie było tylko tłem, lecz stanowiło najważniejszy z wątków. Bohaterowie zostali dobrze wykreowani, a zwłaszcza ich portrety psychologiczne. Mając tak dobrze zgrane ze sobą poszczególne elementy, tę akcję, pomysł na fabułę i całą resztę... Nie sposób było się nudzić.
Mimo, iż temat używek w literaturze nie jest niczym nowym, pani Walters udało się ciekawie go rozplanować. Jak dla mnie najbardziej trafnym zabiegiem było skupienie się przez autorkę na realistycznym oddaniu psychiki osoby uzależnionej. Pokazała, jak narkotyki wpływają na ludzką psychikę, jakie są skutki z ich używania. Co zmieniają w naszym życiu. Nawet o tym nie wiedziałam, ale chyba potrzebowałam przeczytać coś podobnego - innego od przesłodzonych romansów, czy też fantastyki pełnej magii.
Jeśli jest coś, do czego mogłabym mieć zastrzeżenia, na pewno będzie to fakt, iż rozwój relacji pomiędzy głównymi bohaterami wydał mi się zbyt szybki. W jednej chwili nawet ze sobą nie rozmawiali, kilka rozdziałów później już pałali do siebie uczuciem. Jednak na dalszą metę nie zrobiło mi to większej różnicy.
PODSUMOWUJĄC:
Nie wiem jak to jest z ludźmi, którzy są uzależnieni, nie obracam się w tych tematach, więc nie mam pojęcia, jak jest na prawdę, jednak w wypadku tej książki, byłabym w stanie uwierzyć, że podobna, lub też nawet taka sama historia miała kiedyś miejsce. Że gdzieś na świecie są osoby z takimi samymi problemami. Że to jest możliwe. Dzięki tej historii oderwałam się od własnych problemów na kilka godzin i mimo, że zabrakło tornada emocji, będę ją miło wspominać. Na pewno sięgnę po drugi tom, jeśli tylko ukaże się w Polsce. Polecam każdemu, kto ma ochotę na tego typu historię.
Swego czasu widziałam tę książkę właściwie wszędzie. Pełno było pozytywnych opinii, recenzji pisanych prawie że w samych superlatywach i wszystkich tych innych rzeczy, które sprawiły, że zaczęłam oczekiwać od tej powieści czegoś naprawdę dobrego i przede wszystkim mocnego. Liczyłam, że wywoła we mnie rollercoaster emocji. Cóż, może i akurat to się nie udało, jednak z całą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-02-10
2016-12-11
Zauważyłam, że ostatnio wymagam coraz więcej od tego typu książek i strasznie ciężko jest mnie zadowolić. Jednak jeśli chodzi o panią Sorensen, to niewątpliwie zachwyciła mnie swoją historią o Callie i Kayden'ie. Poprzez dwa tomy ich historii, które dane i było poznać, zdążyłam zakochać się w jej piórze i stwierdzić, że przeczytam każdą kolejną książkę, którą napisze. Tak więc można się spodziewać, że miałam wielkie oczekiwania odnośnie "Przeznaczenia Violet i Luke'a". Nie do końca się udało, nie mniej jednak, jak zwykle jestem bardzo zadowolona.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się tak bardzo wyprana z emocji, jak po zakończeniu lektury tej książki. I mówię to w pozytywnym sensie. Pozostawiła mnie ona w stanie całkowitego odrętwienia tą historią. Podczas jej czytania przeżywałam różne emocje; od początkowego znudzenia, poprzez zdezorientowanie i złość, do totalnego zachwytu i łez. Owszem, zdarzają się tego typu powieści, jednak rzadko której udaje się spełnić moje oczekiwania. Ten wybór był jednak strzałem w dziesiątkę.
"Przeznaczenie Violet i Luke'a", to trzeci tom serii The Coincidence, który po części opowiada historię innych bohaterów, jednak jeśli chce się dobrze w nim odnaleźć - przydałoby się znać "Przypadki..." oraz "Ocalenie Callie i Kaydena", ponieważ nawiązuje on również do historii wcześniej wspomnianej dwójki. Violet i Luke są ich współlokatorami, i tak - mamy tutaj schemat, gdzie bohaterowie muszą się znać, bla, bla. Ale to w niczym nie przeszkadza. Ci, którzy czytali pierwsze dwa tomy, wiedzą, że relacje pomiędzy tą czwórką ciężko byłoby nazwać nawet przyjaźnią. Początkowo może być ciężko wbić się w tą historię, ponieważ wstęp jest nieco chaotyczny, jednak gwarantuję Wam, że o ile pierwsze kilka rozdziałów może być ciężkie, tak później idzie się z górki, a na koniec wszystko spada na czytelnika jak grom z jasnego nieba.
Historia przedstawiona w tym tomie jest równie emocjonująca jak w reszcie. Potrafi złapać za serce i sprawić, że popłyną łzy (a przynajmniej tak było w moim przypadku), a także rozweselić. Nie ma tutaj głupich trójkątów miłosnych. Nie ma żadnych Mary Sue czy Gary Stuu. Nie ma idealnych bohaterów z idealnym życiem, ani błahych problemów. Jeśli szukacie czegoś lekkiego do odmóżdżenia, radzę zajrzeć gdzieś indziej, ponieważ ta książka zajmie Wasze myśli na długie godziny i być może kolejne dni. Nie da się przestać o niej myśleć. Nie da się wyrwać z jej świata. Kiedy już po nią sięgniesz, nie uda ci się pozostać obojętnym.
Bohaterowie wykreowani przez autorkę nie są idealni. I mówię tutaj zarówno o względzie stylistycznym, gdzie były pewne niedociągnięcia, jak i o tym takim osobowym. Z tego, co zdążyłam zaobserwować, żadna z postaci pani Jessici nie ma, lub też nie miała lekko. Żadne z nich nie może poszczycić się idealnym życiem w idealnym gronie rodziny i przyjaciół. Są zwyczajni. No może w niektórych momentach nieco przesadzeni. Ale jednak nadal można wczuć się w ich sytuację, wyobrazić sobie, że takie rzeczy się zdarzają. Że na świecie są ludzie, którzy mają równie ciężko. I za to właśnie cenię sobie książki tej pani. To nie są płytkie romanse. Jako jedne z nielicznych posiadają tak prosty język, który tak idealnie trafia do osób w moim wieku - czyli tych, którzy wciąż mają naście lat. Ale nie mówię tutaj o tym, że jest to powieść tylko dla nastolatków. Mogą ją czytać osoby dorosłe, na co dowodem jest choćby moja ciotka, która gardzi młodzieżówkami i romansami, a po przeczytaniu "Przypadków Callie i Kayden'a", stwierdziła "nie była taka zła i be sensu, jak się na to zapowiadało". Da się? Da się!
Podsumowując:
Książka nie była idealna, miała swoje błędy i niedociągnięcia, jednak teraz, pisząc to, nie widzę żadnej przeszkody przed tym, by ją pochwalić i polecić. Styl autorki nie zmienił się od czasu dwóch poprzednich części, a jeśli już, to raczej na lepsze, niżeli na gorsze. Wciąż zadowala on swoją prostotą i przesłaniem. Lekkością pióra i tym, że potrafi skłonić do myślenia bardziej, niż nie jedna z tych "wartościowych" książek. Historia po raz kolejny nie jest banalna. Bohaterowie, których tutaj mamy są zwykłymi ludźmi, nastolatkami, takimi jak większość nastolatków. Tyle tylko, że ich życie nie było tak łaskawe, by mogli powiedzieć, że ich największym problemem są oceny w szkole i to, co pomyślą sobie znajomi.
Powodem, dla którego nie dałam lepszej oceny tej historii jest to, że na początku było mi ciężko się w nią wciągnąć. Być może jest to wina książki, a być może chodzi tutaj o to, że minęło dość sporo czasu (prawie, że rok) odkąd czytałam poprzednie części i wiele rzeczy zostało przeze mnie zapomniane. Nie wiem, nie wnikam.
Tak więc, moim zdaniem ta powieść... Ogólnie wszystkie książki tej autorki - zasługują na większe uznanie i rozgłos. Szkoda patrzeć, kiedy w dzisiejszych czasach promuje się tylko te książki, które na pewno przyniosą zysk, nie wnosząc nic pożytecznego do życia czytelników - zamiast tych, które mogłyby nauczyć ich niejednego i być może pomóc w przyszłości poradzić sobie z podobną sytuacją. Gorąco polecam każdemu, kto szuka czegoś więcej niż głupiutkiego, schematycznego romansu. Rollercoaster emocji gwarantowany.
Zauważyłam, że ostatnio wymagam coraz więcej od tego typu książek i strasznie ciężko jest mnie zadowolić. Jednak jeśli chodzi o panią Sorensen, to niewątpliwie zachwyciła mnie swoją historią o Callie i Kayden'ie. Poprzez dwa tomy ich historii, które dane i było poznać, zdążyłam zakochać się w jej piórze i stwierdzić, że przeczytam każdą kolejną książkę, którą napisze. Tak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-08
Po przeczytaniu kolejnej książki tej autorki mogę śmiało stwierdzić, że nasza "znajomość" zaczyna powoli zakrawać na jakieś nieporozumienie. Naprawdę.
Nie rozumiem skąd się wziął ten cały szum na książki pani Hoover, a tym bardziej, dlaczego to właśnie jej przypisano (oficjalnie-nieoficjalnie, ale jednak) tytuł królowej New Adult. Uważam, że jest wiele innych autorek, które piszą równie dobre, a może nawet lepsze powieści, niż ona. I - żeby nie było, że wypowiadam się niepochlebnie bez znajomości tematu - do tej pory przeczytałam pięć książek CoHo: "Hopeless", "Losing Hope", "Maybe Someday", "Ugly love" i "Pułapkę uczuć". "Never Never" jest szóste. Otóż, o ile pierwsze trzy mi się podobały, to z ostatnich trzech, każda była gorsza od poprzedniej. "Ugly love" do bólu przewidywalne, "Pułapka uczuć" niczym typowe fanfiki z wattpada, a "Never Never"... NIE WYWOŁAŁO WE MNIE ŻADNYCH EMOCJI.
Sięgając po tę książkę nie liczyłam na wiele. Naczytałam się wielu różnych opinii i w większości przypadków było tam wspomniane o tym, że jest to jedna ze słabszych książek autorki. Tak naprawdę nie oczekiwałam niczego. I w sumie też niczego nie dostałam. Książkę czytałam ze względu na chęć dania autorce kolejnej szansy, stwierdziłam, że może tym razem się uda, że może jednak jeszcze uda mi się do niej przekonać. Nie. Nie. Nie. I jeszcze raz NIE. Działała ona na mnie jak typowy odmóżdżacz. Czytałam, bo czytałam, ale jakoś nie umiałam się wciągnąć, nie odczuwałam ŻADNYCH emocji. Czułam się po prostu jak robot, co jest dla mnie zaskakujące, bo jeszcze NIGDY WCZEŚNIEJ ŻADNA KSIĄŻKA NIE WYWOŁAŁA WE MNIE TAK WIELKIEJ OBOJĘTNOŚCI. W ogóle żadna książka nie wywołała we mnie obojętności. Większość z tych słabych przynajmniej wzbudzała irytację, lub cokolwiek innego. A tutaj nic. Po tej lekturze czuję się tak, jakbym przez kilka godzin gapiła się niewidzącym wzrokiem w ścianę, nie myśląc o niczym konkretnym.
Muszę tutaj wspomnieć o pomyśle na fabułę. Niewątpliwie był on dobry, nawet bardzo. Jednak jego wykonanie było tak słabe, że aż się płakać chce, kiedy widać, jak taki dobry pomysł mógł zostać tak... zmarnowany.
Nie potrafiłam się wczuć w tą historię, nie umiałam polubić, czy też nie-polubić bohaterów. Nie umiałam sobie wyobrazić ani ich, ani miejsc, czy też sytuacji, w jakich się znajdowali. Lektura nie była nudna. Ale na pewno nie była też ciekawa. Ona po prostu była, a ja właśnie bezpowrotnie tracę kolejne minuty życia, rozpisując się o wewnętrznej, beznadziejnej, beznamiętnej, bezuczuciowej, bezkształtnej i być może rozlazłej pustce, jaką mam w sobie teraz.
Poza zepsutym wykonaniem pomysłu na fabułę, nie znalazłam w tej książce żadnych większych minusów. I żeby nie było potem, że skoro nie widziałam minusów, to dlaczego tak niska ocena: ponieważ ta książka NIE MIAŁA RÓWNIEŻ PLUSÓW. W ogóle mam wrażenie, że pisząc to coś, powtarzam się praktycznie co chwilę i gadam od rzeczy. Książki Colleen Hoover do tej pory zawsze pozostawiały we mnie mętlik, przez który nie miałam pojęcia co o nich napisać. Tutaj wiem, co chcę napisać, jednak myślę, że ma to tyle sensu, co cała ta powieść, czyli niewiele. Nie żywię wobec tej historii żadnego większego uczucia i odnoszę wrażenie, że już w styczniu nie będę pamiętała prawie, że niczego, co się w niej działo.
Podsumowując: książka była po prostu słaba. Naprawdę chciałabym ocenić ją wyżej, jednak nie ma takiej opcji i cóż... Raczej nie sięgnę po inne powieści tej autorki, chyba, że same nawiną mi się w ręce.
Po przeczytaniu kolejnej książki tej autorki mogę śmiało stwierdzić, że nasza "znajomość" zaczyna powoli zakrawać na jakieś nieporozumienie. Naprawdę.
Nie rozumiem skąd się wziął ten cały szum na książki pani Hoover, a tym bardziej, dlaczego to właśnie jej przypisano (oficjalnie-nieoficjalnie, ale jednak) tytuł królowej New Adult. Uważam, że jest wiele innych autorek,...
2016-09-24
Swego czasu naczytałam się wielu pozytywnych opinii, zarówno o książce, jak i jej autorce, więc oczywistym było to, że bardzo chciałam zapoznać się z jej twórczością. Zaintrygowana tytułem i opisem, a także paroma poleceniami od zaufanych osób w końcu dorwałam powieść w bibliotece i... cóż, nie mogę powiedzieć, że się zawiodłam, ale na pewno nie tego oczekiwałam.
Do napisania tej recenzji zbierałam się długo, bo gdzieś od końca września, ale nieraz tak mam, że nie potrafię ubrać w słowa tego, co czułam czytając daną książkę. Nie zawsze jest to w tym pozytywnym sensie, ale tym razem tak było.
Pamiętam, że jakiś rok temu, może wcześniej, było dość głośno o pani Trucker, a przynajmniej w sferze, w której się obracałam. Moja koleżanka, mająca bardzo podobny do mojego gust bardzo mi ją polecała, wręcz zachwalała twierdząc, że jest to najlepsza książka jaką przeczytała. I teraz mam dylemat. Czy jednak nasze gusta nie są aż tak do siebie podobne, czy może ja po prostu szukam w książce całkiem innych rzeczy.
Sam pomysł na fabułę może i nie był jakiś oryginalny, ale ja do samego końca nie potrafiłam domyślić się, o co może chodzić, więc uznajmy to za plus. Autorka stworzyła tutaj wspaniałe portrety psychologiczne swoich postaci, dzięki czemu całkiem łatwo było wczuć się w ich role, postawić się na ich miejscu i jakoś to wszystko zrozumieć... Co prawda nie zgrzeszyłaby dodając więcej opisów, ale nie przeszkadzała mi ich znikoma ilość, ponieważ skupiła się ona raczej na psychice, a niżeli wyglądzie zewnętrznym.
Niewątpliwie muszę tutaj wspomnieć o tym, że jest to pierwsza powieść, która wywoływała we mnie tak wielką chęć zastanowienia się nad tym, co robię, jak żyję, która zmusiła mnie do refleksji. Nawet, jeśli nie miałam po niej kaca książkowego, ani nie rozmyślałam nad nią zbyt wiele (co zapewne było winą rozczarowującego zakończenia), gdzieś tam podświadomie cały czas towarzyszyła mi w moich rozmyślaniach. I nie mówię tutaj o czymś typu: "ciekawe, jak to było dalej, bla, bla, bla". Raczej o tym, że zaczęłam zastanawiać się nad swoją codziennością i przyglądać się życiu, swoim wyborom i decyzjom. Za to daję jej kolejny wielki plus. Zdecydowanie potrafiła skłonić do myślenia nawet na długo po jej przeczytaniu.
Jak już wspomniałam powyżej, zakończenie tego tomu mnie rozczarowało. Autorka nie pozostawiła czytelnikowi zbyt wielkiego pola popisu dla wyobraźni i mówię to ja - osoba nienawidząca otwartych zakończeń. Tym razem chyba jednak wolałabym by pozostało ono otwarte, ponieważ w jakiś sposób zachęciłoby mnie do lektury drugiego tomu, a tak... Cóż, mimo iż chciałabym zapoznać się z nim w przyszłości, to jednak ani trochę mi się do niego nie spieszy. Po prostu... pani Trucker chyba przedobrzyła. Nie wiem, czy miała na celu wyjaśnienie wszystkiego, czy też zbudowania napięcia, a tym samym zachęcenia do lektury dalszych części, ale niestety - nie udało się jej.
Kolejnym punktem do omówienia, nie do końca minusem, ale również nie plusem, była bipolarność pewnej osoby. Chociaż nie, wróć. "Bipolarny" to takie mocne słowo... Co prawda na koniec wszystko się wyjaśniło, czytelnik dowiedział się, dlaczego ta osoba zachowywała się w ten, a nie inny sposób, jednak nadal pozostawał pewien niesmak. Jeśli jest coś, czego nie lubię bardziej od otwartych zakończeń, to na pewno są to niezdecydowane, zbyt skomplikowane postacie. Rozumiem, że wydarzenia z przeszłości mają różny wpływ na ludzi, jednak to po prostu wydało mi się nielogiczne, a ja, będąc typem osoby ceniącej sobie ład i porządek, nie lubię rzeczy nielogicznych.
Ostatni z punktów na mojej liście "do omówienia" może i nie jest ściśle związany z książką, jednak myślę, że jest naprawdę ważny. Jak już wspomniałam, książka ta skłoniła mnie do rozmyślań. Jednak nie wspomniałam o tym, że dzięki niej zaczęłam interesować się psychologią, a dokładniej leczeniem ZSP. Od czasu gdy przeczytałam tą powieść obejrzałam chyba z dwadzieścia najróżniejszych dokumentów z nią związanych i powiem tak - ten temat interesuje mnie coraz bardziej z każdym dniem. Co więcej - odkryłam, że psychologia ogólnie jest bardzo ciekawa, więc zastanawiam się, czy nie związać z nią w jakiś sposób mojej przyszłości... Dwa słowa: WIELKI PLUS.
PODSUMOWUJĄC:
K.A. Trucker poruszyła bardzo ciekawy (przynajmniej dla mnie) temat, jakim jest radzenie sobie psychicznie i fizycznie po różnego rodzaju przejściach. Dzięki niej zainteresowałam się psychologią i zaczęłam zastanawiać się nad swoim postępowaniem w życiu codziennym. Jej książka niewątpliwie potrafi zmusić do myślenia. Nie powiem, że jest to powieść dla każdego, bo byłoby to kłamstwo. Myślę, że do niej trzeba po prostu odpowiedniego podejścia. Ja sama zrobiłam to od złej strony, nastawiając się na romans, przez co początkowo w ogóle nie umiałam się wciągnąć, ani czerpać jakiejkolwiek przyjemności z lektury. Dopiero za drugim, całkiem innym podejściem zobaczyłam jej drugie dno i całość wypadła całkiem dobrze. Jeśli można się do czegoś doczepić, to na pewno jest to zbyt mocno zarysowane zakończenie, które nieco zepsuło mi jej wizerunek. Poza tym, było dobrze.
Swego czasu naczytałam się wielu pozytywnych opinii, zarówno o książce, jak i jej autorce, więc oczywistym było to, że bardzo chciałam zapoznać się z jej twórczością. Zaintrygowana tytułem i opisem, a także paroma poleceniami od zaufanych osób w końcu dorwałam powieść w bibliotece i... cóż, nie mogę powiedzieć, że się zawiodłam, ale na pewno nie tego oczekiwałam.
Do...
2016-09-18
Kiedy wreszcie ochłonęłam po pierwszym tomie i wirze emocji jaki mi zapewnił, stwierdziłam, że pora sięgnąć po czekający na mojej półce drugi tom serii "Zatraceni". Jak wrażenia?
Cóż, zacznijmy od tego, że prawdopodobnie zbyt wiele wymagałam, co przeniosło się na mój dalszy odbiór tej historii. Za każdym razem powtarzam sobie "spokojnie, nie wymagaj niczego, a książka na pewno ci się spodoba". W większości przypadków ta metoda się sprawdza, ale tutaj?! Ciężko jest nie wymagać, kiedy jest się zachwyconym pierwszym tomem. Ciężko jest nie wymagać, kiedy w poprzedniej części autorka zapewniła rollercoaster emocji i podbiła serce. Tak więc przyznaję - zawiodłam się na tej książce. I albo wypadła ona słabiej niż część pierwsza, albo po prostu postawiłam poprzeczkę zbyt wysoko.
Ale w sumie zaczęłam ni od początku, ni od końca, więc powiem tak: w trakcie lektury pierwszego tomu pewien facet podbił moje serce. Niektórych może to zaskoczyć, ale tym facetem nie był Wes. Był nim Gabe. Miałam wielki zaciesz kiedy wyobrażałam sobie to, co będzie się działo w powieści pisanej z jego perspektywy, bo wprost nie mogłam doczekać się poznania jego losów. I tutaj mamy taki mały problem.
Książka, jako całość była naprawdę dobra. Jednak jakoś wszystko mi spłyciła. Po jej lekturze odniosłam wrażenie, że bohaterowie pierwszej części byli płascy, a przecież w cale tak nie było. Dodatkowo, ten tom sprawił, że mój zapał, albo raczej szał, jeśli chodzi o Gabe'a nieco się zmniejszył. Odniosłam wrażenie, że autorka owszem, miała pomysł na fabułę. Bardzo dobry pomysł. Jednak nie udało jej się przeskoczyć nad poprzeczką, którą sobie ustawiła pisząc pierwszy tom serii. Czy bardzo mi to przeszkadzało? Otóż nie. Podczas lektury nie zwracałam na to uwagi, jednak po jej zakończeniu zaczęłam myśleć nad tym wszystkim i cóż, wyszło, jak wyszło...
Historia opisana w tym tomie sama w sobie wydała mi się bardzo ciekawa i oryginalna (to znaczy, ja do tej pory nie spotkałam się z niczym do niej podobnym). Dało się wyczuć styl autorki, jednak czegoś mi tutaj brakło. Nie wiem czego. Może chodziło o bipolarność głównych bohaterów (no dobra, nie jestem pewna, czy słowo "bipolarny" byłoby najlepszym określeniem, jednak wydaje się najbliższe prawdy), może o całkowite odsłonienie prawdy i niepozostawienie czytelnikowi zbyt wielkiego pola manewru jeśli chodzi o wyobraźnię... A może po prostu autorka popadła na wszem i wobec znany "syndrom drugiego tomu", który na pewno nie jest fajną sprawą.
Nie za bardzo wiem, co jeszcze mogłabym napisać o tej książce, więc postaram się to jako tako podsumować:
Kiedy teraz o tym wszystkim myślę, mam wrażenie, że jestem jednak trochę zbyt surowa, ale zdania nie zmienię. "Toxic" wypadło zdecydowanie gorzej od "Utraty", a Gabe stracił połowę swojego uroku, nad czym potwornie ubolewam. Autorka nie poradziła sobie z wyzwaniem, jednak nie wydaje mi się, aby miało mi to przeszkodzić w daniu jej kolejnej szansy i sięgnięciu po trzeci tom serii. Czuję się nieco zawiedziona, jak i może żałuję zbyt wielkich wymagań, mam mętlik w głowie. Po prostu nie wiem, czy powinnam napisać coś niepochlebnego, czy raczej znaleźć te dobre strony. Chyba po prostu powiem w skrócie:
Czytając "Toxic" nie czułam tego samego, co przy "Utracie". Mimo, że książka była dobra, to cały czas czegoś mi brakowało, a ja do tej pory nie jestem pewna czego. Pani Van Dyken miała dobry pomysł i inetencje, pisząc coś takiego, ale nie poradziła sobie z ich wykonaniem. A przynajmniej nie w zadowalającym dla mnie stopniu.
Mimo tego wszystkiego nie żałuję, że zdecydowałam się zakupić od razu wszystkie trzy tomy (przynajmniej na razie) i mam nadzieję, że to się nie zmieni. W niedalekiej przyszłości planuję sięgnąć po kolejny tom, jednak nie odczuwam już palącej potrzeby.
Książkę polecam zarówno tym, którzy czytali, jak i tym, którzy nie mieli jeszcze okazji zapoznać się z pierwszym tomem. Plusem jest to, że nie trzeba go znać by kontynuować, lub rozpoczynać serię, bo wszystko jest w miarę rozjaśnione i przypomniane.
Kiedy wreszcie ochłonęłam po pierwszym tomie i wirze emocji jaki mi zapewnił, stwierdziłam, że pora sięgnąć po czekający na mojej półce drugi tom serii "Zatraceni". Jak wrażenia?
Cóż, zacznijmy od tego, że prawdopodobnie zbyt wiele wymagałam, co przeniosło się na mój dalszy odbiór tej historii. Za każdym razem powtarzam sobie "spokojnie, nie wymagaj niczego, a książka na...
2016-09-12
Książka wywołała we mnie istną burzę sprzecznych emocji. Bywały takie momenty kiedy śmiałam się i płakałam jednocześnie. Po prostu cudo.
.
Pamiętam, że odkąd ta książka została wydana, naczytałam się o niej samych dobrych opinii. Wiele osób bardzo ją chwaliło, mówiło o tym, jak wiele emocji potrafi wywołać. Szczerze? Nie bardzo w to wierzyłam. Jestem raczej typem osoby, która rzadko kiedy znajduje się w stanie burzy emocjonalnej, więc nie spodziewałam się czegoś takiego.
Czytając prolog czułam niepokój i spodziewałam się, że coś w tej historii pójdzie nie tak, starałam się przygotować na to, co się stanie. Na próżno. Autorka zafundowała mi przejażdżkę emocjonalnym rollercoasterem. I wiecie co? Chcę więcej.
Historia wciąga i nie pozwala się wyrwać już od pierwszych stron. Czytelnik z zapartym tchem śledzi dalsze losy bohaterów, czekając na to, co się wydarzy. "Powie, czy nie powie?", "Dowie się, czy nie?" - to tylko mała część z wszystkich pytań, jakie przychodziły mi do głowy. Te wszystkie emocje, jakie mi towarzyszyły, były tak sprzeczne, że do tej pory nie wiem, czy przez większość czasu byłam uśmiechnięta, czy zbierało mi się na płacz.
Historia przedstawiona w tym tomie może i nie jest jakaś oryginalna, ale naprawdę potrafi zaskoczyć. Z każdą kolejną chwilą oczekiwałam, że coś zaraz się stanie, a ja będę wściekła na autorkę za napisanie czegoś takiego. Przyznam, że nie jeden raz musiałam na chwilę odejść od książki i przejść się po domu, żeby ochłonąć. Dawno nie czułam czegoś takiego. Po prostu cudo i rewelacja <3
Bywały takie momenty, kiedy próbowałam przewidzieć co się stanie, wydawało mi się, że wiem, co zaraz nastąpi, a tu BUM! I wszystko potoczyło się całkiem inaczej niż się spodziewałam. A najlepsze jest to, że przez całą książkę czułam niepokój, a właściwie wyczekiwałam tego momentu kiedy wszystko się zawali. Zaskoczenie było ogromne, za co mam zamiar wielbić autorkę.
Relacja głównych bohaterów może i rozkręciła się zbyt szybko, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Taka słodko-gorzka mieszanka, czyi coś, czego szukałam. Jeśli jest coś, czego żałuję po zakończeniu lektury, to tylko to, że tak szybko się ona zakończyła. Nie pogardziłabym dodatkową setką stron, albo coś...
Co do bohaterów podocznych - mimo, że ich opisy nie były jakoś bardziej rozwinięte, potrafiłam ich sobie wyobrazić tak, jakby stali przede mną. I wiecie co? Chyba się zakochałam. Naprawdę! Wręcz pokochałam Gabe'a, czyli przyjaciela głównej bohaterki. Nie spodziewałam się, że ten facet tak bardzo skradnie moje serce. Jest w nim coś takiego, co sprawiało, że kiedy tylko się pojawiał - szczerzyłam się jak głupia. Coś czuję, że moja lista książkowych-mężów zyskała dodatkową osobę.
Styl pani Van Dyken bardzo mi się spodobał i jestem pewna, że sięgnę po kolejne tomy, które już czekają na mojej półce, a jeśli nadarzy się okazja - przeczytam również jej inne książki. Ostatnio potrzebowałam czegoś, co mną wstrząśnie i pomoże pozbyć się lenia książkowego, i mam wrażenie, że właśnie to znalazłam.
Recenzja zapewne jest bardzo chaotyczna, jednak tak bardzo mnie nosi, że nie wiem co miałabym o tej książce napisać, więc spróbuję podsumować;
Historia pokazana w "Utracie" była bardzo dobra, nawet pomimo swojej schematyczności. Z reguły powtarzalne wątki mnie irytują, ale tutaj nawet przez chwilę nie byłam zła, ani nie odczuwałam jakiegokolwiek niezadowolenia.
Bohaterowie byli tacy, że właściwie pokochałam ich wszystkich. Co prawda pani Van Dyken mogłaby dorzucić nieco więcej opisów, ale w ogóle nie przeszkadzała mi ich znikoma ilość. Było dobrze.
Zakończenie? Zupełnie inne od tego, którego się spodziewałam. Zupełnie nie wiedziałam, czy powinnam śmiać się, czy płakać, w efekcie czego padło na histeryczny śmiech i łzy. Autorka spoiła wszystko w idealną całość, dzięki czemu człowiek ma ochotę na więcej i więcej. Już nie mogę się doczekać aż sięgnę po kolejne jej książki. GORĄCO POLECAM!
Książka wywołała we mnie istną burzę sprzecznych emocji. Bywały takie momenty kiedy śmiałam się i płakałam jednocześnie. Po prostu cudo.
.
Pamiętam, że odkąd ta książka została wydana, naczytałam się o niej samych dobrych opinii. Wiele osób bardzo ją chwaliło, mówiło o tym, jak wiele emocji potrafi wywołać. Szczerze? Nie bardzo w to wierzyłam. Jestem raczej typem osoby,...
2016-08-29
Po przeczytaniu tej książki mam w głowie mętlik. I to taki porządny.
Z jednej strony bardzo mi się spodobała i czytało mi się ją naprawdę bardzo przyjemnie. Z drugiej zaś czuję się nią zawiedziona.
Nasłuchałam się o niej tak wielu dobrych opinii, naczytałam się recenzji w samych superlatywach i co? I jakoś tego nie czuję. Prawdopodobnie oczekiwałam od niej zbyt wiele i właśnie dlatego wyszło jak wyszło.
Treść sama w sobie jest bardzo dobra. Czuć styl autorki, książka naprawdę wciąga. Jednak coś mi w niej nie pasowało.
Jak na mój gust relacja między głównymi bohaterami rozwinęła się zbyt szybko. To wszystko potoczyło się zbyt szybko. Brakowało mi tutaj kluczowych rzeczy takich jak opisy, czy chociażby więcej informacji o bohaterach i ich rodzinie. Nie tak to sobie wyobrażałam.
Miłym dodatkiem były fragmenty piosenek na początku rozdziałów, oraz wiersze, które pojawiały się od czasu do czasu. To spokojnie mogę zaliczyć do plusów, bo czytało mi się je bardzo przyjemnie. Urozmaicały całą książkę i sprawiały, że czytelnik zastanawiał się jaki związek z nią mają, o czym mówią. Próbowałam je interpretować, myślałam nad ich głębszym sensem (przynajmniej na tyle, na ile jest to możliwe o pierwszej w nocy), ciekawiło mnie to wszystko, chciałam wiedzieć więcej. Autorka wpadła na doskonały pomysł wplatając je tutaj.
To, co działo się między Layken a Will'em sprawiało, że nie raz miałam ochotę rzucić książką, a więc i czytnikiem, na którym się znajdowała, co raczej nie skończyłoby się dobrze. Denerwowało mnie to, jak skomplikowane to było. Denerwowały mnie przeszkody, które stawały na ich drodze. Denerwowało mnie praktycznie wszystko. To, że są razem, to że nie są razem. To kiedy się kłócą i kiedy się godzą. Denerwowało mnie zakończenie i prolog. Jak dla mnie prolog był zbędny. Tylko sprawił, że jestem zła i w sumie sama nie wiem dlaczego.
Co do bohaterów drugoplanowych - wydali mi się bezkształtni i nijacy. Fakt, kilkoro z nich, np. brat, lub przyjaciółka Layken byli bardziej wyraziści, jednak reszta była dla mnie rozmazaną plamą.
Poza tym akcja sama w sobie była bardzo dobra. Sytuacja, w jakiej zostali postawieni została dobrze opisana. Ich uczucia były proste do odczytania, łatwe w odbiorze. Całość wypada nawet przyjemnie.
A jednak czegoś nadal mi brak. Nie wiem czego. Nie mogę zinterpretować swoich odczuć względem tej książki. W mojej głowie jest kompletny mętlik, mam wrażenie, że to, co piszę jest bez sensu, ładu i składu. Nie podoba mi się to. Lubię mieć wszystko ułożone, czyste, zaplanowane. A tu pani Hoover po raz kolejny doprowadza mnie do takiego stanu.
Jednak tym razem jest gorzej niż ostatnio, bo wszystkie jej książki, jakie miałam okazję przeczytać wcześniej wydawały mi się bardzo dobre. Ta jest po prostu nijaka. Nie doprowadziła mnie do łez, ta jak wnioskowałam z recenzji. Nie zachwyciła. Nie zaprzątała moich myśli przez Bóg wie ile czasu. Myślę, że najzwyczajniej w świecie złapałam po niej lenia, albo kaca, albo coś, co w ogóle odbiera jakiekolwiek chęci do pisania, myślenia i czytania.
To też mi się nie podoba.
Podsumowując:
Zawiodłam się na tej książce. Po tylu wychwalających recenzjach oczekiwałam czegoś, co wbije mnie w fotel, a na koniec powiem tylko "wow" i nie będę mogła jej nachwalić. Nie dostałam tego.
Relacja głównych bohaterów rozwinęła się zbyt szybko, co mnie irytowało. Była zbyt zmienna i skomplikowana. Denerwowała mnie. To wszystko co się działo między nimi... Po prostu nie wiedziałam czy mam się złościć, śmiać, czy płakać.
Bohaterowie drugoplanowi byli płascy i jednowymiarowi, przez co choćbym nie wiem jak się starała, nie mogłam ich sobie wyobrazić.
Brak opisów miejsc, przeszłości, lub nawet wyglądu postaci. No dobra, wygląd postaci był, ale ograniczał się do wzrostu, koloru oczy, włosy i wieku.
Jak dla mnie "Pułapka uczuć" jest najsłabszą książką pani Hoover jaką przeczytałam. Z jednej strony mam wrażenie, że nabawiłam się przez nią jakiegoś kaca, albo czegoś, z drugiej nie podobała mi się i chcę przeczytać coś, co pomogłoby mi się wyzbyć pozostałości po niej. Ogólnie nie wiem co mam o niej powiedzieć. NIE WIEM. Zawiodłam się i chyba zraziłam do książek pani Hoover, bo nie mam ochoty na żadne inne.
Po przeczytaniu tej książki mam w głowie mętlik. I to taki porządny.
Z jednej strony bardzo mi się spodobała i czytało mi się ją naprawdę bardzo przyjemnie. Z drugiej zaś czuję się nią zawiedziona.
Nasłuchałam się o niej tak wielu dobrych opinii, naczytałam się recenzji w samych superlatywach i co? I jakoś tego nie czuję. Prawdopodobnie oczekiwałam od niej zbyt wiele i...
Elle Kennedy, autorka dobrze znana nam z cyklu „Off-Campus" powraca z nową serią „Briar U", będącą spin offem wspomnianego cyklu. A w niej będziemy mieli okazję nie tylko poznać nowych bohaterów, ale i po raz kolejny spotkać się z tymi, których już znamy z poprzedniej serii.
„Pościg" to kolejna książka autorki, która przedstawia miłosne rozterki, wzloty i upadki, a także pełne niespodzianek studenckie życie hokeistów z Briar.
Tym razem fabuła książki skupia się wokół losów Summer i Fitza, których to historię możemy poznać z oddzielnych perspektyw.
Summer Di Laurentis jest młodszą siostrą znanego nam z cyklu „Off Campus" Deana, byłego hokeisty. Dziewczyna na pierwszy rzut oka wygląda na stereotypową, niezbyt bystrą blondynkę, której myśli obracają się tylko i wyłącznie wokół nowych torebek i butów. Jednak Summer wcale nie jest taka, na jaką wygląda na pierwszy rzut oka, a jej życie nie jest tylko i wyłącznie sielanką dziewczyny z bogatej rodziny. Nasza bohaterka ma też sporo własnych problemów, z którymi w jakiś sposób musi sobie poradzić i pewien kłopot na głowie... swojego niesamowicie przystojnego współlokatora, który wbrew jej najszczerszym chęciom i przyzwyczajeniom, zwyczajnie odpycha zaloty dziewczyny. A Summer nie jest przyzwyczajona do tego, by jakiś facet zwyczajnie jej nie chciał...
Fitz jest hokeistą w uniwersyteckiej drużynie. Jest przystojny, wysportowany, bardzo dobrze radzi sobie na lodzie. Gdyby tylko chciał, miałby całe grono ślepo zakochanych dziewcząt na swoje skinienie, jednak Fitz nie jest tym typem faceta. Bardziej pasowałyby do niego określenia "nerd" i "introwertyk". Nasz główny bohater ceni sobie spokój i stałość. Nie lubi zwracać na siebie uwagi, ani też robić niepotrzebnego zamieszania. Jest zupełnym przeciwieństwem Summer i z całych sił próbuje się przekonać, że pociąg fizyczny nic nie znaczy. Przecież ta dziewczyna nie jest dla niego odpowiednia w żadnym stopniu... Pozory jednak mylą. Nasi bohaterowie zostają zmuszeni do dzielenia dachu nad głową, dzięki czemu mają szanse by stopniowo coraz lepiej się poznawać, a między nimi coś zaczyna iskrzyć...
Elle Kennedy po raz kolejny zabiera nas do świata hokeistów i po raz kolejny pokazuje nam ich miłosne rozterki. Można by pomyśleć, że ta kobieta non stop trzyma się utartych schematów, bo w końcu ileż można pisać o podobnych rzeczach i nie kręcić się w kółko, jednak tak nie jest. Każda jej kolejna historia jest w pewien sposób różna od poprzednich, tak samo, jak różni są ich bohaterowie i ich problemy. Dzięki temu „Pościg" jest kolejną historią, która wciąga na długie godziny i zapewnia wir najróżniejszych emocji...
Jeśli ktoś jest zainteresowany pełną recenzją, zapraszam serdecznie na: https://ksiazki-bez-tajemnic.blogspot.com/2019/03/uwielbiana-autorka-powraca-poscig-elle.html
Elle Kennedy, autorka dobrze znana nam z cyklu „Off-Campus" powraca z nową serią „Briar U", będącą spin offem wspomnianego cyklu. A w niej będziemy mieli okazję nie tylko poznać nowych bohaterów, ale i po raz kolejny spotkać się z tymi, których już znamy z poprzedniej serii.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to„Pościg" to kolejna książka autorki, która przedstawia miłosne rozterki, wzloty i upadki, a także...