-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel14
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik243
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2016-10-11
2023-12-03
2023-10-03
2022-04-26
2020-11-16
2021-06-29
2022-11-10
2021-06-06
2016-09-03
Kto jeszcze nie czytał, niech koniecznie spróbuje. "Małe życie" to powieść smaczek, ale i ogromny ból. Tę książkę się "znosi", bo nie sposób się od niej oderwać. Owszem, może jest miejscami nieco naciągana psychologiczne, ale to wybaczam, bo aż za dużo w niej bogactwa myśli, emocji i odkryć, które czynimy wobec siebie samych, żeby przejść obok tego obojętnie.
A oto próbka:
"Dlaczego przyjaźni nie traktuje się na równi ze związkiem? A może jest lepsza? Dwoje ludzi pozostaje razem przez lata, a wiążą ich nie seks, nie atrakcyjność fizyczna, nie pieniądze, nie dzieci, nie własność, lecz wzajemna zgoda na bycie razem, wzajemne zobowiązanie wobec unii, która nie daje się skodyfikować. Przyjaźń oznacza bycie świadkiem dręczących nieszczęść przyjaciela, długich okresów nudy i rzadkich triumfów. To przywilej bycia przy drugiej osobie w jej najtrudniejszych chwilach i świadomość, że samemu też można się przy niej czuć podle".
Kto jeszcze nie czytał, niech koniecznie spróbuje. "Małe życie" to powieść smaczek, ale i ogromny ból. Tę książkę się "znosi", bo nie sposób się od niej oderwać. Owszem, może jest miejscami nieco naciągana psychologiczne, ale to wybaczam, bo aż za dużo w niej bogactwa myśli, emocji i odkryć, które czynimy wobec siebie samych, żeby przejść obok tego obojętnie.
A oto...
2021-01-07
Bardzo lubię książki o małych miastach, położonych na krańcu świata z dala od cywilizacji. Pewnie nie od razu uświadamiamy sobie, jak bardzo tego typu mikroświaty oderwane są również od ogólnoprzyjętego modelu zachowań, by nie rzec bardziej dobitnie - kreują swój własny wzorzec. Tak jest i w Björnstad, szwedzkiej mieścinie, w której oczy wszystkich skierowane są na hokejową drużynę juniorów, niespodziewanie awansującą do krajowych półfinałów. Nadzieje na wygraną jednoczą całą społeczność Björnstad, bo ich realizacja oznaczałaby ogromną zmianę w życiu miasta: napływających sponsorów, otwarcie nowej szkoły, sklepów, itp. Jednym słowem wygrana wyniosłaby miasto z niebytu zapewniając mu istnienie nie tylko w jego własnych oczach, ale także w świadomości obcych.
I jak to zwykle w takich historiach bywa COŚ SIĘ WYDARZA. Coś staje na przeszkodzie planom i marzeniom Björnstad. COŚ zatem należy z tym zrobić.
"Miasto niedźwiedzia" to przepiękna, ale i bolesna opowieść o przyjaźni i lojalności, bezwzględności i okrucieństwie, o poczuciu jedności, ale też wykluczenia, jakie niesie ze sobą sport. To również uniwersalna historia o tym, co się powinno, o paradygmacie człowieczeństwa, dobra i konieczności.
Podczas czytania łzy stawały mi gulą w gardle i normalnie napisałabym, że to oznacza nadmiar sentymentalizmu, zbytnią prostotę rozwiązań fabularnych, granicę kiczu, itd. Tym razem się na to nie powołam, bo nawet jeśli któreś z tych sformułowań ociera się o prawdę, to jakie to ma znaczenie? Literatura powinna oddziaływać, powalać nas na łopatki, kłaść się cieniem na sercu i odciskiem na duszy. Tak jak w tym przypadku. Must read bezapelacyjnie!
Bardzo lubię książki o małych miastach, położonych na krańcu świata z dala od cywilizacji. Pewnie nie od razu uświadamiamy sobie, jak bardzo tego typu mikroświaty oderwane są również od ogólnoprzyjętego modelu zachowań, by nie rzec bardziej dobitnie - kreują swój własny wzorzec. Tak jest i w Björnstad, szwedzkiej mieścinie, w której oczy wszystkich skierowane są na hokejową...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-07
2016-07-27
"Olive Kitteridge" nie potrzebuje tej opinii - broni się sama. Na tę niewielką książeczkę składają się -zdawałoby się - autonomiczne opowiastki scalone pojawiającą się w nich postacią Olive, nauczycielki matematyki, kobiety na pozór szorstkiej i mało emocjonalnej, która jednakże budzi sympatię swoją na wskroś ludzką postawą. Dzięki Olive czytelnik inaczej spogląda na pozornie jasne i moralnie określone sytuacje, stając się bardziej wyrozumiały. Ta powieść to cudowna, pięknie napisana historia, zachwycająca akuratnością słów i nieprzegadaniem żadnego z podjętych tematów. A te akurat dotykają spraw najważniejszych.
"Olive Kitteridge" nie wolno przegapić, trzeba przeczytać!
"Olive Kitteridge" nie potrzebuje tej opinii - broni się sama. Na tę niewielką książeczkę składają się -zdawałoby się - autonomiczne opowiastki scalone pojawiającą się w nich postacią Olive, nauczycielki matematyki, kobiety na pozór szorstkiej i mało emocjonalnej, która jednakże budzi sympatię swoją na wskroś ludzką postawą. Dzięki Olive czytelnik inaczej spogląda na...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-11-03
To jedna z najlepszych powieści, jaką udało mi się ostatnio przeczytać. Aż trudno uwierzyć, że na tak małej przestrzeni - książka nie ma nawet 200 stron, autorowi udało się dotknąć tematów i wątków najistotniejsych, tj. miłość, przyjaźń, tożsamość, pamięć...I co najważniejsze, Barnes czyni to jakby mimochodem, nienachalnie, zręcznie unikając meandrów kiczu. Lektura obowiązkowa.
To jedna z najlepszych powieści, jaką udało mi się ostatnio przeczytać. Aż trudno uwierzyć, że na tak małej przestrzeni - książka nie ma nawet 200 stron, autorowi udało się dotknąć tematów i wątków najistotniejsych, tj. miłość, przyjaźń, tożsamość, pamięć...I co najważniejsze, Barnes czyni to jakby mimochodem, nienachalnie, zręcznie unikając meandrów kiczu. Lektura...
Pokaż mimo to2023-11-12
2020-04-30
2018-04-21
Powieść Acimana przeczytałam jakiś miesiąc temu i to, że piszę o niej dopiero teraz jest znakiem dla mnie samej. Bo nie mogłam się to tego zabrać, bo nie wiedziałam jak, bo było to ponad moje siły.
Chciałabym opowiedzieć o tej książce bez patosu i sentymentu: rzeczowo i konkretnie, bo emocje przyjdą do Was same w trakcie zagłębiania się w- no właśnie- akcję? (jej nie ma za wiele na powierzchni tekstu) psychikę bohaterów?(już bliżej, chociaż ta powieść to nie studium osobowości), w mądrość słów próbujących oddać coś, co nieznane i często nieuchwytne? Tak, to chyba to.
"Tamte dni, tamte noce" zaczyna się tak, jak wiele powieści: jest lato, w nieokreślonym bliżej, włoskim miasteczku czas płynie nieśpiesznie, utartym, sennym rytmem. Elio - syn profesora, wychowany wśród wartości antyku, poliglota i utalentowany muzyk, spędza te upalne miesiące w towarzystwie rodziców i nowo przybyłego doktoranta ze Stanów - Olivera. I tutaj się wszystko zaczyna i kończy jednocześnie. Bohaterowie ulegają czemuś, czego obaj do końca nie pojmują, ale pomimo lęku, decydują się pójść za zewem natury i intelektu.
Karty "Call me by your name" są przesycone pożądaniem i skrywaną namiętnością, dla której tylko czasami znajduje się ujście. Tytuł oryginału jest o wiele lepszy od tłumaczenia: oddaje istotę i sens relacji jaka łączy Elio i Olivera. Nie chodzi tutaj bynajmniej o aspekt homoseksualny, bo odnalezienie w kimś samego siebie to przecież rzadkie i niemalże transcendentne doświadczenie, niezależne od charakteru związku dwojga/dwóch osób. Bohaterowie dotknęli czegoś, co naznaczy ich na resztę życia, będąc przyczyną ulotnych chwil radości pośród większego od niej cierpienia. Niezwykle subtelnie próbuje o tym powiedzieć Elio jego ojciec na ostatnich stronach powieści:
"Miałeś piękną przyjaźń. Może coś więcej niż przyjaźń. Zazdroszczę Ci (...). Jeśli jest ból, pielęgnuj go, a jeśli jest płomień, nie zdmuchuj go, nie obchodź się z nim brutalnie.(...). Chcąc jak najszybciej zapomnieć, wyrywamy z siebie mnóstwo uczuć i każdej następnej osobie mamy mniej do zaoferowania, a w wieku trzydziestu lat jesteśmy bankrutami. Ale nic nie czuć, żeby nie musieć czuć - co za marnotrawstwo!(...). To twoja sprawa jak pokierujesz swoim życiem, ale pamiętaj, że nasze dusze i ciała są nam podarowane tylko raz."
Ogromna wyrozumiałość i przesycona cierpieniem mądrość płynąca z tych słów, to piękne podsumowanie całej książki. Aciman dyskretnie przemyca w swojej powieści odwieczne pytanie o sens czucia i istnienie seksualnej jednoznaczności. I robi to w tak bezpretensjonalny i pozbawiony oceny sposób, że ma się ochotę na więcej. I ja na pewno powrócę do "Call me by your name" pewnie już jako inna osoba-czytelnik i przetestuję jej aktualność w zmiennym nurcie własnego życia. Wręcz nie mogę się już tego doczekać.
Powieść Acimana przeczytałam jakiś miesiąc temu i to, że piszę o niej dopiero teraz jest znakiem dla mnie samej. Bo nie mogłam się to tego zabrać, bo nie wiedziałam jak, bo było to ponad moje siły.
Chciałabym opowiedzieć o tej książce bez patosu i sentymentu: rzeczowo i konkretnie, bo emocje przyjdą do Was same w trakcie zagłębiania się w- no właśnie- akcję? (jej nie ma...
2017-12-06
2024-02-23
2020-09-03
Piękna. Nasuwa nieco skojarzeń z "Małym życiem" Yanagihary pod względem ładunku emocji, temat jednakże zahacza o zupełnie inną tematykę.
Narracja rozpięta została na dwóch filarach czasowych: zaczynamy od lat 80-tych i w miarę upływu lekturowego czasu wkraczamy w lata 90-te; drugą płaszczyznę tworzy dla nas rok 2015 - lustro i katalizator wcześniejszych wydarzeń.
Lata 80 pokazane zostały przez pryzmat epidemii AIDS i ta soczewka, przez którą zobaczymy Chicago tamtego czasu, jest bardzo bolesnym filtrem. Pojawiający się głównie męscy bohaterowie, tacy jak Charlie, Yale, Julian, Nico zostali zatrzymani przez życie w ogromnym rozkroku nad przepaścią. Nikt nie jest bezpieczny, wirus przetrzebia ulice i pozbawia przyjaciół, siejąc spustoszenie tak samo wśród biednych jak i bogatych. Jest jak fatum.
W 2015 śledzimy losy Fiony, kobiety, która przeżyła śmierć brata, ale także wielu z jego przyjaciół. Nie chcę zdradzać za wiele - czytając powieść Makkai często zastanawiałam się, czy pozostanie przy życiu to faktycznie lepsza strona medalu i jak w ogóle można żyć-po-życiu? Fiona stała się depozytariuszką pamięci, a to niezmiernie trudne zadanie.
W "Wierzyliśmy jak nikt" zetkniecie się też z wątkami miłości, przyjaźni, triumfie sztuki nad kruchością istnień ludzkich, solidarności i innych, które wkradają się prosto w serce. I zapadają w pamięć. Absolutnie warto!
Piękna. Nasuwa nieco skojarzeń z "Małym życiem" Yanagihary pod względem ładunku emocji, temat jednakże zahacza o zupełnie inną tematykę.
Narracja rozpięta została na dwóch filarach czasowych: zaczynamy od lat 80-tych i w miarę upływu lekturowego czasu wkraczamy w lata 90-te; drugą płaszczyznę tworzy dla nas rok 2015 - lustro i katalizator wcześniejszych wydarzeń.
Lata 80...
Za mało tej literackiej uczty! To jedyny zarzut, jaki mam do książki Marie Aubert. Opowieść stanowi świetny szkic do czegoś o większym zakroju i bardzo szkoda, że czytelnik dostaje tylko taki okruch. Wielobarwny, ale jednak...
Poruszamy się wokół odwiecznych tematów rywalizacji, zazdrości, wzajemnej krytyki i pragnienia bycia tym lepszym, mądrzejszym, ładniejszym i szczęśliwszym z rodzeństwa. Ida, czterdziestoletnia bohaterka, dopiero teraz orientuje się, że nie wpisuje się w utarty schemat życia. Brak stałego związku zaczyna ją uwierać, stanowiąc jawny wyznacznik niepowodzenia w temacie bycia kochanym i akceptowanym. Na domiar złego - to jej młodsza siostra Marthe, w odczuciu Idy - ta mniej zdolna i urodziwa, radzi sobie na tej niwie o wiele lepiej.
I być może ten wątek nie jest niczym nadzwyczajnym w literaturze, ale precyzja z jaką narracja dobiera się do przedstawionych osób i zdarzeń, ta żądza bolesnej i mało pięknej prawdy o ludzkim sercu, poruszyła mnie do głębi. Aubert nie boi się odzierać człowieka z jego zalet po to, by pokazać niskie pobudki, jakie często rządzą każdym z nas. To bardzo wartościowy wstęp do powieści. Polecam!
Za mało tej literackiej uczty! To jedyny zarzut, jaki mam do książki Marie Aubert. Opowieść stanowi świetny szkic do czegoś o większym zakroju i bardzo szkoda, że czytelnik dostaje tylko taki okruch. Wielobarwny, ale jednak...
więcej Pokaż mimo toPoruszamy się wokół odwiecznych tematów rywalizacji, zazdrości, wzajemnej krytyki i pragnienia bycia tym lepszym, mądrzejszym, ładniejszym i...