-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2017-10-08
2017-10-09
Zaczynamy dryfować w trochę inne rejony niż "o mój Boże, jestem księżniczką, muszę teraz nosić cienkie rajstopy", a są to rejony momentami irytujące, szczególnie dla czytelnika dorosłego, bo nie pamiętam, żebym aż tak męczyła się czytaniem jako nastolatka.
Większość części szóstej Mia będzie się zajmować tym, czy Michael chce z nią TO w najbliższym czasie zrobić. Przecież jest już studentem, a studenci muszą TO robić, a jak ich własna dziewczyna odmawia, to znajdą sobie taką, która TO zrobi.
Czy ja w wieku piętnastu lat byłam tak głupia, żeby wierzyć w "dowody miłości" i teorie, według których on musi, bo inaczej zejdzie z tego świata? Nie przypominam sobie.
I jeszcze te wybory na przewodniczącą samorządu... ta część stanowczo nie trafiła w moje upodobania.
Zaczynamy dryfować w trochę inne rejony niż "o mój Boże, jestem księżniczką, muszę teraz nosić cienkie rajstopy", a są to rejony momentami irytujące, szczególnie dla czytelnika dorosłego, bo nie pamiętam, żebym aż tak męczyła się czytaniem jako nastolatka.
Większość części szóstej Mia będzie się zajmować tym, czy Michael chce z nią TO w najbliższym czasie zrobić. Przecież...
2017-10-11
Oj, nuda straszna. I Mia coraz bardziej irytująca. To jej absurdalne już momentami biadolenie "olaboga Michael na pewno mnie porzuci" zaczyna mnie strasznie drażnić. Zamiast rozmawiać ze swoim facetem - bajki sobie wymyśla. Taka stereotypowa kobieta, co wszystko między wierszami wyczyta i później płacze. No nie, normalni ludzie ze sobą rozmawiają.
Akcji z bankructwem samorządu i wystrzałowej imprezy komentować już nawet nie zamierzam. Ciekawe pomysły autorce się skończyły? Na to wygląda.
Oj, nuda straszna. I Mia coraz bardziej irytująca. To jej absurdalne już momentami biadolenie "olaboga Michael na pewno mnie porzuci" zaczyna mnie strasznie drażnić. Zamiast rozmawiać ze swoim facetem - bajki sobie wymyśla. Taka stereotypowa kobieta, co wszystko między wierszami wyczyta i później płacze. No nie, normalni ludzie ze sobą rozmawiają.
Akcji z bankructwem...
2017-10-10
Gwiazdkowa intryga prawie jak u Agathy Christie, tylko trupa brak.
I talentu pani Agathy, niestety.
Krótka opowiastka o gwiazdkowym prezencie jest bardziej zabawna niż poprzednia "połówka" o dramatycznym nocowaniu pod namiotem (bez prysznica, wyobrażacie sobie?!). Mimo wszystko wydzielanie dodatkowych historii z książek o tak nikłej objętości wygląda strasznie podejrzanie.
Gwiazdkowa intryga prawie jak u Agathy Christie, tylko trupa brak.
I talentu pani Agathy, niestety.
Krótka opowiastka o gwiazdkowym prezencie jest bardziej zabawna niż poprzednia "połówka" o dramatycznym nocowaniu pod namiotem (bez prysznica, wyobrażacie sobie?!). Mimo wszystko wydzielanie dodatkowych historii z książek o tak nikłej objętości wygląda strasznie...
2017-10-12
"No cóż. Stało się. Mam szesnaście lat. Nareszcie. Mogę teraz legalnie uprawiać seks w większości państw europejskich, włącznie z Genowią, i prawie we wszystkich stanach USA. Poza tym, w którym akurat mieszkam".
Jak mi przykro. Michael będzie niepocieszony i pewnie zostawi naszą księżniczkę dla jakiejś rozwiązłej studentki. Przynajmniej idąc tokiem rozumowania Mii. W końcu od części szóstej gdzieś tam ciągle przewija się TEN temat. Za naukę by się małolata wzięła, a nie.
Słodka szesnastka księżniczki jest takim ważnym wydarzeniem, że musiała zostać opisana w odrębnej książce. Żal mi drzew, które straciły życie, żeby świat mógł poznać tę historię.
"No cóż. Stało się. Mam szesnaście lat. Nareszcie. Mogę teraz legalnie uprawiać seks w większości państw europejskich, włącznie z Genowią, i prawie we wszystkich stanach USA. Poza tym, w którym akurat mieszkam".
Jak mi przykro. Michael będzie niepocieszony i pewnie zostawi naszą księżniczkę dla jakiejś rozwiązłej studentki. Przynajmniej idąc tokiem rozumowania Mii. W...
2017-10-13
"Twoje pierwsze walentynki z Michaelem muszą być wyjątkowe, bo inaczej wylądujesz w końcu z Lwem, nieważne kto to jest. Albo, co gorsza, zostaniesz sama".
Nastolatki zastanawiają się jak zatrzymać przy sobie faceta. Faceta, z którym chodzą od kilku miesięcy. Serio? To co mają powiedzieć małżeństwa z dwudziestoletnim stażem.
Powtórka z rozrywki z balu maturalnego. Jak Michael może bojkotować walentynki? Najcudowniejsze święto zakochanych?! Zamiast cieszyć się, że ma normalnego chłopaka, to Mia będzie nad tym rozpaczać przez całą książkę. Straszliwie irytujące.
"Twoje pierwsze walentynki z Michaelem muszą być wyjątkowe, bo inaczej wylądujesz w końcu z Lwem, nieważne kto to jest. Albo, co gorsza, zostaniesz sama".
Nastolatki zastanawiają się jak zatrzymać przy sobie faceta. Faceta, z którym chodzą od kilku miesięcy. Serio? To co mają powiedzieć małżeństwa z dwudziestoletnim stażem.
Powtórka z rozrywki z balu maturalnego. Jak...
2006
Niestety, zakończenie całego cyklu było chyba najnudniejszą jego częścią. Od samego początku nie mogłam się wczytać. Ostatnia z przygód, z jaką miałam się zapoznać, okazała się najmniej zajmującą. Nawet tak samo sympatyczny jak głupiutki osioł Łamigłówek nie uratował sytuacji.
Bo pewnie wiecie, ale od ratowania sytuacji w tej serii jest pewien duży kot. Tak będzie również w ostatniej książce - na koniec pojawi się Aslan i cała plejada gwiazd z poprzednich części. Oprócz Zuzanny, bo ją niby interesują teraz tylko nylonowe pończochy, szminki i przyjęcia, więc Narnia nie jest już dla niej. Słyszałam o zarzutach, jakie niektórzy stawiają Lewisowi i mimo to starałam się nie być uprzedzona, ale jednak przez całą serię byłam wyczulona na stereotypowość, z jaką autor przedstawia postacie żeńskie. Wydaje mi się, że J.K. Rowling miała trochę racji mówiąc:
"There comes a point where Susan, who was the older girl, is lost to Narnia because she becomes interested in lipstick. She's become irreligious basically because she found sex. I have a big problem with that".
Cóż, ja chyba też mam z tym problem.
"Opowieści z Narnii" nie zostaną moimi ulubionymi książkami, i chociaż nie żałuję czasu spędzonego z nimi, mimo wszystko jestem jednak troszeczkę rozczarowana. Spodziewałam się czegoś bardziej porywającego po tak znanej w świecie serii. Może byłam już zbyt stara, żeby ją docenić. Malowałam się już wtedy szminką! :)
Niestety, zakończenie całego cyklu było chyba najnudniejszą jego częścią. Od samego początku nie mogłam się wczytać. Ostatnia z przygód, z jaką miałam się zapoznać, okazała się najmniej zajmującą. Nawet tak samo sympatyczny jak głupiutki osioł Łamigłówek nie uratował sytuacji.
Bo pewnie wiecie, ale od ratowania sytuacji w tej serii jest pewien duży kot. Tak będzie również...
2006
Byłam już dość wyrośniętym podrostkiem, kiedy po raz pierwszy przekroczyłam drzwi magicznej szafy, za którą ukrywała się Narnia. Najpierw był film, a że od najmłodszych lat zdradzam słabość do takich bajek, oczywiście sięgnęłam też po wersję papierową.
Magiczna kraina, w której od lat trwa niekończąca się zima, zaczyna czuć powiew wyczekiwanej wiosny. Straszna czarownica, której czary skuły Narnię lodem, najbardziej obawia się spełnienia przepowiedni o przybyciu dwóch Synów Adama i dwóch Córek Ewy. Gdy pewnego dnia wejście do Narnii otwiera się przed Łucją Pevensie, w magicznym świecie nastąpią wielkie zmiany. Łucja bowiem ma dwóch braci i starszą siostrę - to nie może być przypadek.
Bajka o walce dobra ze złem, o potędze dobrych uczuć i wartości poświęcenia - takie rzeczy są w cenie, jeżeli mówimy o literaturze dla najmłodszych. Chociaż może nie dla całkiem najmłodszych, bo nie da się ukryć, że niektóre momenty serii są dość brutalne jak na dzisiejsze standardy.
Byłam już dość wyrośniętym podrostkiem, kiedy po raz pierwszy przekroczyłam drzwi magicznej szafy, za którą ukrywała się Narnia. Najpierw był film, a że od najmłodszych lat zdradzam słabość do takich bajek, oczywiście sięgnęłam też po wersję papierową.
Magiczna kraina, w której od lat trwa niekończąca się zima, zaczyna czuć powiew wyczekiwanej wiosny. Straszna czarownica,...
2017-05-09
"Przebudzenie" pozostawiło pewien niedosyt. Nie mam pojęcia czego mi do szczęścia zabrakło, ale nie czuję się w pełni usatysfakcjonowana (panie King, przez pana musiałam użyć bardzo trudnego słowa w tej opinii, wstydź się pan!).
Początek, czyli ta część bardziej obyczajowa, z dzieciństwem Jamie'go Mortona i życiem pastora Jacobsa w okresie sprzed Strasznego Kazania, podobała mi się bardzo. Zawiązanie całej akcji, przedstawienie naszych bohaterów, problemy dorastania i pierwsze gitarowe chwyty. Urocze.
Pierwsze łup! jakim uraczył nas King skojarzyło mi się z "Cmętarzem zwieżąt", i nie jest to jakaś straszliwa wada, bardziej stwierdzenie faktu, bo użycie tego pomysłu specjalnie mi nie przeszkadza.
Dalsza część opowieści, szczególnie ta przesiąknięta rockandrollem, również czyta się przyjemnie. Jamie wyrósł na niegrzecznego chłopca, który oprócz brzdąkania na gitarze lubi małe heroinowe Conieco. Przyzwoici gitarzyści rytmiczni zawsze mieli wzięcie, więc jakoś to szło. Pewnego dnia na swojej drodze spotka jednak swojego starego kumpla, pastora, a rozwinięcie tej znajomości poznajcie sobie sami.
Zakończenie - nie jest jakoś specjalnie przerażające, ale trochę może pesymistyczne? Dobre, nawet bardzo dobre. Więc w czym problem? Nie wiem. Pojęcia nie mam, ale książka na więcej niż 7/10 u mnie nie zasłużyła. Ale właściwie 7/10 to nie jest zła ocena, nie?
"Przebudzenie" pozostawiło pewien niedosyt. Nie mam pojęcia czego mi do szczęścia zabrakło, ale nie czuję się w pełni usatysfakcjonowana (panie King, przez pana musiałam użyć bardzo trudnego słowa w tej opinii, wstydź się pan!).
Początek, czyli ta część bardziej obyczajowa, z dzieciństwem Jamie'go Mortona i życiem pastora Jacobsa w okresie sprzed Strasznego Kazania,...
2017-09-14
Na samym wstępie zaznaczę, że jestem makijażowym laikiem. Moje największe osiągnięcia w tym temacie to stosowanie kremu do twarzy i oczy à la panda dumnie noszone przeze mnie w okresie liceum. Byłam wtedy bardzo groźnym metalem, to zobowiązuje.
Jak powszechnie jednak wiadomo - starość nie radość, młodość nie wieczność, więc postanowiłam zapoznać się z tematem od podstaw, w końcu niedługo trzeba będzie zacząć tuszować nieubłagany upływ czasu, a do tego nie wystarczy maszkara.
Najpierw były losowo oglądane filmy RLM, dzięki którym w ogóle zaczęłam mniej więcej ogarniać temat. Na książkę skusiłam się przy promocji i szczerze mówiąc troszeczkę jestem zawiedziona. Większość tematów w niej poruszanych zostało już omówionych na filmach RLM, więc moja wiedza po lekturze poszerzyła się w niewielkim stopniu.
Poleciłabym ją komuś, kto zupełnie nie miał styczności z tym tematem i chce zacząć od podstaw. To nie jest zła książka, ale zawiera za mało treści.
Na samym wstępie zaznaczę, że jestem makijażowym laikiem. Moje największe osiągnięcia w tym temacie to stosowanie kremu do twarzy i oczy à la panda dumnie noszone przeze mnie w okresie liceum. Byłam wtedy bardzo groźnym metalem, to zobowiązuje.
Jak powszechnie jednak wiadomo - starość nie radość, młodość nie wieczność, więc postanowiłam zapoznać się z tematem od podstaw, w...
2017-09-22
"Była sobie kiedyś mała dziewczynka, która nazywała się Tracy Beaker. Ale głupio to brzmi, jak początek jakiejś ckliwej bajki. Nie znoszę bajek. Wszystkie są takie same. Jeżeli jesteś bardzo dobrą i bardzo piękną dziewczynką i masz długie złociste loki, to wystarczy pozamiatać kilka razy popiół albo zdrzemnąć się przez sto lat w zasnutym pajęczynami pałacu, i od razu pojawi się książę, z którym będziesz żyła długo i szczęśliwie. Wszystko pięknie, jak jesteś chodzącym aniołkiem, na dodatek prześlicznym. Ale jeżeli jesteś złą i brzydką dziewuchą, nie masz żadnych szans".
Jak pokazuje przytoczony przeze mnie fragment, Tracy Beaker to dziewczynka z zaskakująco rozsądnym podejściem do życia. Żadnych tam dziewczęcych marzeń o księciu na białym koniu, szczególnie jeżeli nie posiada się obowiązkowych długich złocistych loków.
Chyba nie jestem już w odpowiednim wieku do czytania tych książek, ale w końcu udało mi się zdobyć kilka książek Jacqueline Wilson, które widnieją na liście 100 BBC, więc zabrałam się za nadrabianie zaległości.
Mam problem z oceną, bo szczerze mówiąc nie jestem zbyt zachwycona historią Tracy. Nie czuję się jednak na siłach, by krytykować w jakikolwiek sposób tę opowieść, gdyż nie mam pojęcia jakie powinny być książki dla dziewcząt. Ja w podstawówce zachwycałam się "Chłopami", ale to chyba nie jest standardowe podejście do tematu. Muszę jednak uczciwie przyznać, że momentami ta złośliwa dziewucha potrafiła mnie rozbawić:
"Justine w końcu udało się załapać, w czym rzecz. Naprawdę nie wiem, dlaczego nazywa się Littlewood - mały las. Powinna się raczej nazywać Little brain - mały mózg, co pasowałoby do niej o wiele bardziej".
Tylko nie byłam do końca przekonana, czy tak właśnie powinna wyglądać książka dla dzieci.
"Była sobie kiedyś mała dziewczynka, która nazywała się Tracy Beaker. Ale głupio to brzmi, jak początek jakiejś ckliwej bajki. Nie znoszę bajek. Wszystkie są takie same. Jeżeli jesteś bardzo dobrą i bardzo piękną dziewczynką i masz długie złociste loki, to wystarczy pozamiatać kilka razy popiół albo zdrzemnąć się przez sto lat w zasnutym pajęczynami pałacu, i od razu pojawi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-09-24
"Książki angielskiej pisarki Jacqueline Wilson na listach bestsellerów znajdują się tuż za cyklem J.K. Rowling o Harrym Potterze. [...] Pisze o problemach dorastania, kłopotach rodzinnych i sercowych w sposób prawdziwy, a jednocześnie daleki od moralizatorstwa".
O ile fenomen Pottera rozumiem, to Jacqueline Wilson zupełnie nie czuję. "Podwójna rola" to trzecia przeczytana przeze mnie książka autorki i trzecie rozczarowanie. Jeżeli w prawdziwym życiu dziesięcioletnie smarkule wyjeżdżają sobie samodzielnie pociągiem do dużego miasta na casting do serialu i to pomimo wyraźnego zakazu rodzica - mam nadzieję, że nigdy nie skosztuję uroków macierzyństwa. I jeszcze zupełnie niezrozumiała dla mnie (może dlatego, że nie mam siostry bliźniaczki) dramatyczna sprawa wyjazdu jednej z sióstr do szkoły z internatem. Dziesięciolatka śmiga sobie sama pociągiem (na casting!), a nie potrafi zrozumieć, że nie można wiecznie ubierać się tak samo i trzymać się za rączkę ze swoją bliźniaczką? I z tego powodu koniecznie musi sobie coś udowodnić, najlepiej obcinając swoje długie włosy? Szkoda, że nie zrobiła sobie tatuażu na pół pleców, po castingu mogła się przecież wybrać do salonu.
Zaczynam się robić złośliwa. Dobrze, że zostały mi jeszcze do przeczytania tylko dwie książki autorki.
"Książki angielskiej pisarki Jacqueline Wilson na listach bestsellerów znajdują się tuż za cyklem J.K. Rowling o Harrym Potterze. [...] Pisze o problemach dorastania, kłopotach rodzinnych i sercowych w sposób prawdziwy, a jednocześnie daleki od moralizatorstwa".
O ile fenomen Pottera rozumiem, to Jacqueline Wilson zupełnie nie czuję. "Podwójna rola" to trzecia przeczytana...
2017-09-27
"Magda ma na sobie nowiuteńką czerwoną kieckę, a jej usta, pomalowane nową błyszczącą szminką, wyglądają po prostu niesamowicie, jak łuk Amora".
"Upudrowała twarz na biało, a oczy obwiodła czarną kredką. Ciemnofioletowa szminka na jej ustach wydaje się czarna, tak samo lakier na paznokciach. W czarnej spódniczce, czarnej ażurowej bluzce i butach ze spiczastymi czubkami Nadine robi niesamowite wrażenie".
Czyżby Jacqueline Wilson przerzuciła się na trochę starsze dziewczyny? Nie, to tylko trzynastolatki wybierają się na zabawę urodzinową do swojej koleżanki. Ale nie martwcie się, w klubie na imprezie też były. I pewnie też podobnie odstawione, przecież seksowne rozcięcia spódnicy są w ubiorze trzynastolatek elementem obowiązkowym!
I co ja mam powiedzieć? Że w wieku trzynastu lat bardziej interesowały mnie ogniska z gitarą i marsze na azymut niż chodzenie po klubach? Zupełnie nie ogarniam tej dzisiejszej młodzieży. Ani książek, które są dla nich dedykowane.
Nie wiem co autorka musiała zrobić, żeby aż cztery jej książki dostały się na listę 100 BBC. A Dostojewski na niej jest tylko jeden. Widzisz Fiodor, trzeba było pisać głupoty o nastolatkach!
"Magda ma na sobie nowiuteńką czerwoną kieckę, a jej usta, pomalowane nową błyszczącą szminką, wyglądają po prostu niesamowicie, jak łuk Amora".
"Upudrowała twarz na biało, a oczy obwiodła czarną kredką. Ciemnofioletowa szminka na jej ustach wydaje się czarna, tak samo lakier na paznokciach. W czarnej spódniczce, czarnej ażurowej bluzce i butach ze spiczastymi czubkami...
2017-09-29
Nie mam nawet zbyt wielkiej ochoty na znęcanie się nad tą książką. Nigdy więcej tych głupich dziewuch, nigdy więcej Jacqueline Wilson! Ludzie, dzięki którym cztery książki tej autorki znalazły się na liście BBC, powinni pójść siedzieć. A odsiadując wyrok powinni mieć dostęp czytelniczy wyłącznie do instrukcji obsługi tostera.
Przepraszam wszystkich, dla których książki tej autorki stanowią jakąś wartość sentymentalną. Naprawdę rozumiem, że dla kogoś mogą one stanowić miłe wspomnienie, sama jako nastolatka czytałam "Pamiętnik księżniczki" Meg Cabot i mam dla tej książki sporo pozytywnych uczuć, które z obiektywizmem mają niewiele wspólnego. Dlatego konsekwentnie powstrzymuję się od wystawienia negatywnej oceny dla książek autorki.
Książki Jacqueline Wilson są jednak dla mnie nie do zniesienia. Za stara jestem na czytanie o obmacujących się trzynastolatkach.
Nie mam nawet zbyt wielkiej ochoty na znęcanie się nad tą książką. Nigdy więcej tych głupich dziewuch, nigdy więcej Jacqueline Wilson! Ludzie, dzięki którym cztery książki tej autorki znalazły się na liście BBC, powinni pójść siedzieć. A odsiadując wyrok powinni mieć dostęp czytelniczy wyłącznie do instrukcji obsługi tostera.
Przepraszam wszystkich, dla których książki...
2017-12-12
Kolejny raz przypomina mi się Stephen King i jego "[...] w pewnym momencie po prostu zaczynałem trząść się ze śmiechu, wymachiwać rękami i wołać: „I jeszcze nowotwór! I jeszcze niech oślepnie! Tego jeszcze nie było!" Czytając książki Evansa mam podobnie - tym razem główny atak nastąpił gdy April zdradziła swą straszną tajemnicę Josephowi, prawie spadłam ze śmiechu z łóżka.
UWAGA!!!! Będę spoilerować!!!!
Wyobraźcie sobie taką sytuację: macie dwunastu braci i jedną siostrę (właściwie to nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że jest to owoc czterech małżeństw Waszego ojca). Wszyscy pracujecie w rodzinnej firmie, ale nie do końca stanowicie szczęśliwą rodzinkę. Gdy nagle udaje się Wam błysnąć przed ważnym klientem - starsze rodzeństwo postanawia pozbyć się konkurencji.
A oto ich plan doskonały:
Najmłodszy braciszek sprzeniewierzył kilkadziesiąt tysięcy firmowych dolarów (znów ten niedobry hazard!). W zamian za niewydanie go wymiarowi sprawiedliwości, macie bez pożegnania, natychmiast wyjechać jak najdalej, w innym wypadku mały braciszek trafi do więzienia, a tam zginie.
Co robicie w takiej sytuacji? Próbujecie załatwić sprawę jak rozsądni ludzie, informujecie szefa (w tym wypadku ojca) o całej akcji i razem radzicie sobie z problemem, skoro firma to wasz rodzinny interes, a doszło w nim właściwie do przestępstwa?
Oczywiście, że nie. Zgadzacie się na wszystko, pakujecie walizki i znikacie. Dobry plan!
Przy okazji główny bohater dowie się, że dziewczyna z którą zamierzał się ożenić wcale go nie kocha. Serio panie Evans? Tak się nie buduje wiarygodnego związku, cała scena zerwania przypomina raczej kłótnię przedszkolaków. Pomijam fakt, że to oczywiście Ashley wyszła na tą złą, bo nie chciała się przeprowadzić ot tak, a Joseph zamiast otwarcie z nią porozmawiać o problemie (do jasnej ciasnej, chciał wziąć z nią ślub! Chyba mógłby jej zdradzić taką drobnostkę jak powód nagłego wyjazdu) po prostu informuje ją, że wyjeżdża następnego dnia i ona ma jechać z nim. Brawa dla tego pana!
I wiecie co go jeszcze spotka? Zakocha się natychmiast w nowo poznanej dziewczynie imieniem April. Oczywiście to nie mogłoby być proste, więc April ma pewną tajemnicę. Otóż dziewczyna pochodzi z... kolonii poligamistów i jest czwartą żoną jakiegoś tam gościa. Ale to jeszcze nic! Nie ważne, że prawnie tylko pierwsza żona jest uznawana, ona przecież musi się jakoś rozwieść, tylko nie ma jak! Do sądu iść nie może, bo poślubiła go nielegalnie, a w swoim kościele też nie załatwi, bo od niego odeszła. Normalnie mission impossible, prawie jakby podzieliła przez zero!
Takich głupot to ja dawno nie czytałam, ale tak to jest, jak zamiast wymyślić coś samemu, zrzyna się gotowe pomysły z innych źródeł i próbuje dokroić do własnego wyobrażenia. Nie na każdego podziałają uwspółcześnione przypowieści biblijne, to nie jest gotowy pomysł na sukces.
Kolejny raz przypomina mi się Stephen King i jego "[...] w pewnym momencie po prostu zaczynałem trząść się ze śmiechu, wymachiwać rękami i wołać: „I jeszcze nowotwór! I jeszcze niech oślepnie! Tego jeszcze nie było!" Czytając książki Evansa mam podobnie - tym razem główny atak nastąpił gdy April zdradziła swą straszną tajemnicę Josephowi, prawie spadłam ze śmiechu z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-12-14
"- Dziś Wigilia, Lou. Co ty tu robisz? - spytał Gabe łagodnym tonem.
- Jak to, co tu robię? - Lou uniósł dłonie w pytającym geście. - Na co ci to wygląda? Pracuję.
- Wyłączając ochronę, jesteś jedyną osobą w budynku. Nie zauważyłeś? Wszyscy są tam. - Gabe wskazał na miasto".
Mi też się zdarzało pracować w Wigilię, chyba jestem złym człowiekiem. Ale na swoją obronę mam to, że całym sercem wolałabym być poza gabinetem w ten dzień, tylko żaden Gabe nie przyszedł, żeby uratować moją duszę :(
UWAGA SPOILERY!!!
Czytałam kiedyś książkę "PS Kocham Cię" tej właśnie autorki, ale nie spodziewałam się, że w książce tak blisko powiązanej ze świętami, tak po prostu uśmierci ona głównego bohatera. No jak tak można?! Takie książki powinny być oznaczone jakimiś czarnymi wstęgami, bo jeżeli jeszcze raz natknę się na takie smęty przed świętami, to będę mordować! A nie pięknie, ładnie, wstążeczki i gwiazdki, a tu nagle jeb! Zgon.
Takie chwyty zupełnie na mnie nie działają. Wymęczyłam się tą opowieścią, chyba czas wrócić do standardowych harlequinów, tam przynajmniej nikt nie umiera, żeby wstrząsnąć czytelnikiem. Tam są happy endy, na szczęście.
Przecież to zakończenie to jakaś porażka:
"[...] Ruth Suffern nie wiedziała jeszcze, że choć straciła męża, zyskała jego dziecko".
Serio? To ma być pocieszenie? Kobieta nie dość, że straciła męża, to została sama z dwójką małych dzieci i trzecim w drodze, co na dłuższy czas wyklucza jej pójście do pracy i zapewnienie swoim dzieciom utrzymania. Tak, jestem bardziej praktyczna niż romantyczna, ale to chyba nie jest karalne?
"- Dziś Wigilia, Lou. Co ty tu robisz? - spytał Gabe łagodnym tonem.
- Jak to, co tu robię? - Lou uniósł dłonie w pytającym geście. - Na co ci to wygląda? Pracuję.
- Wyłączając ochronę, jesteś jedyną osobą w budynku. Nie zauważyłeś? Wszyscy są tam. - Gabe wskazał na miasto".
Mi też się zdarzało pracować w Wigilię, chyba jestem złym człowiekiem. Ale na swoją obronę mam to,...
2017-12-15
Druga książka Nory Roberts wybrana po okładce ze świątecznym motywem i efekt ten sam. Następnym razem muszę być ostrożniejsza. A ta choinka na okładce to chyba po to, żebym się bardziej wkurzyła treścią, bo specjalnie świątecznie nie będzie.
To nie jest tak, że ja sięgam po te książki oczekując czegoś więcej. To ma być ckliwe romansidło z happy endem, ale ono musi być chociaż trochę prawdopodobne, żeby można było bez specjalnego wywracania oczami dobrnąć do szczęśliwego końca. "Od pierwszego wejrzenia" nie spełnia tych warunków.
Opis z okładki zdradza dokładnie fabułę, więc chyba już bardziej nie zaspoileruję. Shane wraca w swoje rodzinne strony żeby wyremontować dom babci i otworzyć w nim sklepik i muzeum. Po powrocie poznaje swojego nowego sąsiada Vance'a, przystojnego mruka. Oczywiście zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia (tytuł zobowiązuje), prawie od razu się na siebie rzucają z dziką żądzą, raz dwa wyznają sobie dozgonną miłość, która nagle kończy się, gdy Shane odkrywa pewne sprawy z przeszłości Vance'a (czyli była jednak nie do końca dozgonna, oj tam, oj tam, czepiam się).
Niby tej książce nie brakuje niczego, co powinno być w rozrywkowej literaturze tego typu, ale to nie do końca mój klimat. Wolę historie, w których ewentualny wybuch uczuć następuje na samym końcu, chociażby tak jak u Betty Neels.
Druga książka Nory Roberts wybrana po okładce ze świątecznym motywem i efekt ten sam. Następnym razem muszę być ostrożniejsza. A ta choinka na okładce to chyba po to, żebym się bardziej wkurzyła treścią, bo specjalnie świątecznie nie będzie.
To nie jest tak, że ja sięgam po te książki oczekując czegoś więcej. To ma być ckliwe romansidło z happy endem, ale ono musi być...
2014
Car Piotr wielkim był i to nie tylko wzrostem, chociaż ja zbyt dużego sentymentu do niego nie żywię. Iwan Groźny, to był dopiero władca!
Książka Władysława Serczyka w dość szczegółowy sposób przybliży Wam postać Piotra, a życie tego monarchy do nudnych nie należało. Zaczęło się od burzliwego wstępu, jakim był przewrót pałacowy i objęcie rządów przez Zofię, siostrę Piotra. Odsunięty od władzy młody car najwięcej czasu spędzał urządzając sobie zabawy w wojsko, co oczywiście w późniejszych latach zaprocentowało. No może pomijając pewien epizod ucieczki w samej bieliźnie - jeżeli chcecie wiedzieć coś więcej, zapraszam do przeczytania książki.
Piotr był żądny wiedzy, postępowy (chcesz mieć brodę jak twój przodek - płać podatek) i ciekawy świata - jako pierwszy car wybrał się w podróż zagraniczną. W wojnie północnej udało mu się odnieść sukces, przełomowa bitwa pod Połtawą to jedno z największych zwycięstw oręża rosyjskiego. Za jego panowania wprowadzono wiele reform w kraju. Pewnie dlatego okrzyknięto go Ojcem Ojczyzny, Piotrem Wielkim, Imperatorem Wszechrosyjskim. Wiadomo - mamy dobry rząd, wybitnych fachowców, gospodarka idzie do przodu, a ludziom żyje się coraz lepiej.
Jeżeli kogoś interesuje postać Piotra, to ta książka powinna sprawdzić się jako źródło wiedzy pierwszego kontaktu.
Car Piotr wielkim był i to nie tylko wzrostem, chociaż ja zbyt dużego sentymentu do niego nie żywię. Iwan Groźny, to był dopiero władca!
Książka Władysława Serczyka w dość szczegółowy sposób przybliży Wam postać Piotra, a życie tego monarchy do nudnych nie należało. Zaczęło się od burzliwego wstępu, jakim był przewrót pałacowy i objęcie rządów przez Zofię, siostrę Piotra....
2011
Ostatni tom serii, która rozpoczęła się naprawdę świetnie, jest niestety zwyczajnie nudny. Przez większość czasu nie dzieje się nic. Autorka z uporem maniaka powtarza w kółko swoje ulubione przeboje z wcześniejszych części. W poprzednich opiniach już je wymieniałam, więc chociaż ja nie będę się powtarzać.
Może ta książka obiektywnie nie zasługuje na aż tak niską ocenę, ale ja umęczyłam się nią okropnie. Chociaż do napisania ponad 900 stron o niczym też trzeba mieć jakiś talent. Autorka powinna dawać korepetycje z wodolejstwa. Żeby to jeszcze była po prostu paplanina, ale ileż można czytać np. o tym, jak Wilk wita Aylę! Co kilkanaście, może kilkadziesiąt stron, następował owy rytuał, ojej, jakie to strasznie i przerażające, powtórzmy to jeszcze ze dwadzieścia razy, wtedy dopiero będzie efekt.
Oczywiście musiał nastąpić też zwrot akcji, który nie dość, że był przewidywalny do bólu, to jeszcze okropnie irytujący. Nie będę się pastwić nad tym pomysłem, Ayla i Jondalar są siebie warci, a ich biadolenie jest prawie identyczne, jak w "Łowcach mamutów".
Przez całą książkę śmiać mi się chciało za każdym razem, gdy na scenę wkraczała "Pierwsza Wśród Tych, Którzy Służą Wielkiej Matce" - brzmi to prawie jak " Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać".
Podsumowując - pierwsze dwa tomy są naprawdę warte przeczytania, ale im dalej tym gorzej. Jeżeli kiedyś powrócę jeszcze do Dzieci Ziemi to tylko do dwóch pierwszych części.
Ostatni tom serii, która rozpoczęła się naprawdę świetnie, jest niestety zwyczajnie nudny. Przez większość czasu nie dzieje się nic. Autorka z uporem maniaka powtarza w kółko swoje ulubione przeboje z wcześniejszych części. W poprzednich opiniach już je wymieniałam, więc chociaż ja nie będę się powtarzać.
Może ta książka obiektywnie nie zasługuje na aż tak niską ocenę, ale...
2010
Jestem fanką raczej opasłych tomów, więc długość książki bardzo rzadko stanowi dla mnie jej wadę, chyba że większość jej zawartości to oniczyna. Takiej opowieści o niczym w "Kamiennych sadybach" nie zabraknie, o nie! Przecież będziemy musieli poznać wszystkich Zelandonii ze szczegółami, a później powrócimy do starych przebojów...
Mam nadzieję, że nie zaspoileruję zbytnio, gdy oznajmię, że Ayla i Jondalar dotarli wreszcie do rodzinnych stron mężczyzny. Będziemy się teraz ciągle zapoznawać z Aylą, bo autorka uznała za absolutnie konieczne, że wszyscy muszą się sobie przedstawiać i robią to mniej więcej w taki sposób:
"Jestem Folara z Dziewiątej Jaskinii Zelandonii, błogosławiona przez Doni, córka Marthony, byłej przywódczyni Dziewiątej Jaskini Zelandonii, córka ogniska Willamara, Mistrza Handlu Zelandonii, siostra Joharrana, przywódcy Dziewiątej Jaskini Zelandonii, siostra Jondalara z Dziewiątej Jaskini Zelandonii, Mistrza-Łupacza Krzemieni, Tego KtóryWrócił z Podróży i który wkrótce zostanie partnerem Ayli z Dziewiątej Jaskini Zelandonii. Ayla ma wiele imion i tytułów, ale najbardziej lubię ten: przyjaciółka koni i Wilka".
Za pierwszym razem miało to swój urok, ale podane przeze mnie pozdrowienie zaczyna się na stronie 609! Cóż, może jestem nietowarzyska, ale omijałam wszelakie powitania. Jak tylko jakieś rzuciło mi się w oczy - zwiewałam jak najdalej.
Poza irytującą etykietą, kolejnym działającym mi na nerwy elementem jest powtarzanie wszystkiego, co wydarzyło się przez poprzednie części. A najgorsze jest to, że historia udomowienia zwierząt, rozpalania ognia, miotacza oszczepów itp. nie była powtarzana jednorazowo. Kto zapytał Aylę o oswojenie Whinney - dostawał wyczerpującą odpowiedź z mordowaniem matki klaczy włącznie. Początki hodowli były brutalne! Żebyście przypadkiem się nie rozczulili za bardzo, jakie to nie urocze jest posiadanie własnego konika.
Oczywiście nie wszyscy przyjęli Aylę z otwartymi ramionami, Klan jest be, jak zwierzęta mogły nauczyć ją uzdrawiania - pokażcie mi jej dyplom i prawo do wykonywania zawodu. Ludzie bywają głupi, wredni i uprzedzeni, w tej materii nic się nie zmieniło.
Z wielkim żalem stwierdzam, że gdyby okroić ten tom o połowę - wyszłoby mu to na dobre.
Jestem fanką raczej opasłych tomów, więc długość książki bardzo rzadko stanowi dla mnie jej wadę, chyba że większość jej zawartości to oniczyna. Takiej opowieści o niczym w "Kamiennych sadybach" nie zabraknie, o nie! Przecież będziemy musieli poznać wszystkich Zelandonii ze szczegółami, a później powrócimy do starych przebojów...
Mam nadzieję, że nie zaspoileruję zbytnio,...
W tej części będziemy się użalać z Mią nad tym, że Michael Moscovitz jeszcze nie zaprosił jej na swój bal maturalny, który ma odbyć się za niecałe dwa tygodnie. To przecież taka tragedia, że poświęcić jej trzeba całą książkę!
Oj, tym razem nie bardzo jestem w stanie zrozumieć biadolenia naszej księżniczki. Sama opuściłam swą studniówkę zaraz po obowiązkowym odtańczeniu poloneza i skonsumowaniu wliczonego w cenę obiadu, a decyzji tej nie żałuję ani odrobinę. Nie dla mnie takie imprezy.
W tej części będziemy się użalać z Mią nad tym, że Michael Moscovitz jeszcze nie zaprosił jej na swój bal maturalny, który ma odbyć się za niecałe dwa tygodnie. To przecież taka tragedia, że poświęcić jej trzeba całą książkę!
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toOj, tym razem nie bardzo jestem w stanie zrozumieć biadolenia naszej księżniczki. Sama opuściłam swą studniówkę zaraz po obowiązkowym odtańczeniu...