-
Artykuły10 gorących książkowych premier tego tygodnia. Co warto przeczytać?LubimyCzytać1
-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać392
Biblioteczka
2001
2019-10-17
"Niesamowite historie" to pięć opowieści, które łączy tajemnica, subtelna groza i klimat. Czyli właściwie wszystko to, co powinien zawierać zbiór takich opowiadań. Najbardziej urzekły mnie dwie z pięciu zamieszczonych w tej książce historii - Opowieść starej piastunki i Szara Dama. Pierwsza z nich to klasyczna ghost story, a druga opowiada o konsekwencjach zawarcia pewnego związku małżeńskiego, które okazały się zaskakująco makabryczne.
Głównym zadaniem takich opowiadań jest obecnie urzekanie czytelnika, bo przestraszyć raczej nikogo nie przestraszą. Elizabeth Gaskell poradziła sobie nie najgorzej, ale chyba jednak wolę ją w dłuższym i bardziej społeczno-obyczajowym wydaniu, dlatego oceniam książkę tylko 6/10.
"Niesamowite historie" to pięć opowieści, które łączy tajemnica, subtelna groza i klimat. Czyli właściwie wszystko to, co powinien zawierać zbiór takich opowiadań. Najbardziej urzekły mnie dwie z pięciu zamieszczonych w tej książce historii - Opowieść starej piastunki i Szara Dama. Pierwsza z nich to klasyczna ghost story, a druga opowiada o konsekwencjach zawarcia pewnego...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-12
"Nie ma to jak racjonalny naukowiec, który wpadnie w sidła miłości! Nikt go nie pokona w konkurencji szaleństwa".
"Żony i córki" to ostatnia, niedokończona powieść Elizabeth Gaskell, śmierć autorki przerwała prace nad tą książką przed samym zakończeniem, którego na szczęście możemy się z dużym prawdopodobieństwem domyślić. Historię w niej opowiedzianą odbieram jako najbardziej rozbudowaną, oraz najbardziej romantyczną w dorobku pani Gaskell. Sercem całej tej opowieści jest życie Molly Gibson, bardzo delikatnej i skromnej dziewczyny, wychowującej się bez matki. Przełomem w tej historii będzie moment, w którym jej ojciec postanowi ponownie ożenić się, a wtedy w spokojne życie doktora i jego córki wtargnie pani Clare i jej córka z pierwszego małżeństwa, Cynthia.
Nowa pani Gibson prawdopodobnie nie była w zamyśle autorki osobą, którą mamy polubić. Jeżeli tak było, to udało się pani Gaskell wykreować tę postać idealnie. Szczęście pani Gibson, że pasierbica była osobą o gołębim sercu, gdyby to mnie trafiłaby się taka macocha, przypaliłabym jej ulubione koronki w kominku. Przez ponad osiemset stron zdążyłam się zżyć z Molly. Współczułam jej zbyt ufnego charakteru i tej bezwarunkowej chęci niesienia pomocy innym, nawet kosztem swoich interesów. Tacy ludzie są często wykorzystywani przez bardziej przebiegłe jednostki. Jak jednak potoczyły się losy doktorskiej córki? Tego mi zdradzić nie wolno, bo zepsuję Wam przyjemność z czytania.
Powieść "Żony i córki" idealnie nadaje się do umieszczenia w serii Angielski ogród, wspaniale oddaje realia XIX-wiecznej angielskiej społeczności.
"Nie ma to jak racjonalny naukowiec, który wpadnie w sidła miłości! Nikt go nie pokona w konkurencji szaleństwa".
"Żony i córki" to ostatnia, niedokończona powieść Elizabeth Gaskell, śmierć autorki przerwała prace nad tą książką przed samym zakończeniem, którego na szczęście możemy się z dużym prawdopodobieństwem domyślić. Historię w niej opowiedzianą odbieram jako...
2019-10-03
"Poznaje kuzynkę, wprawdzie daleką, ale rzec można, bardzo sympatyczną, która ma siedemnaście lat, jest dobra, uczciwa i nauczona pracować zarówno rękoma, jak i umysłem; intelektualistka, ale mówi się trudno; więcej w tym pecha aniżeli winy, zważywszy, że jest córką intelektualisty, w dodatku jedynaczką. Zresztą jak już mówiłem, gdy tylko wyjdzie za mąż, to daję głowę, że nauka pójdzie w zapomnienie".
Co za pech, baba intelektualistka, większej tragedii nie ma. Na szczęście po ślubie wybije jej się z głowy głupoty, jeszcze nie jest stracona.
Podejrzewam, że historie takie jak ta, która przydarzyła się Phillis, w tamtych czasach były bardzo częste. Nawet obecnie, kiedy relacje damsko-męskie są pozbawione wielu konwenansów i bardziej bezpośrednie, zapewne zdarzają się podobne sytuacje. Mimo to największe emocje wywołują one w głównych osobach osobistego dramatu, dla postronnych obserwatorów bywają raczej nudne. Tak było również i tym razem, bo szczerze mówiąc uczucia Phillis niewiele mnie obeszły. Autorka nie pokusiła się o rozbudowanie postaci, może dlatego nie miało dla mnie właściwie znaczenia, jak potoczą się losy pięknej Phillis i jej kuzyna Paula.
"Poznaje kuzynkę, wprawdzie daleką, ale rzec można, bardzo sympatyczną, która ma siedemnaście lat, jest dobra, uczciwa i nauczona pracować zarówno rękoma, jak i umysłem; intelektualistka, ale mówi się trudno; więcej w tym pecha aniżeli winy, zważywszy, że jest córką intelektualisty, w dodatku jedynaczką. Zresztą jak już mówiłem, gdy tylko wyjdzie za mąż, to daję głowę, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-30
Ellinor Wilkins jest typową przedstawicielką swojej epoki - dobrze wychowana panna, której głównym celem jest korzystne zamążpójście. Wykonywanie planu szło dziewczynie nie najgorzej, aż do pewnej koszmarnej nocy, która trochę jej w życiu namiesza.
Wiktoriańskie rytuały godowe nie wywołują mojego zachwytu, umówmy się - targi o posag wykluczają romantyczność. Postać pana Wilkinsa wzbudza we mnie tylko złość, a ślepe oddanie Ellinor momentami irytuje. Młody Corbet również nie posiada zbyt wiele cech charakteru, za które można by go cenić. Mimo to "Koszmar jednej nocy" w ostatecznym rozrachunku pozytywnie mnie zaskoczył. Spodziewałam się innego zakończenia, plus dla pani Gaskell.
Ellinor Wilkins jest typową przedstawicielką swojej epoki - dobrze wychowana panna, której głównym celem jest korzystne zamążpójście. Wykonywanie planu szło dziewczynie nie najgorzej, aż do pewnej koszmarnej nocy, która trochę jej w życiu namiesza.
Wiktoriańskie rytuały godowe nie wywołują mojego zachwytu, umówmy się - targi o posag wykluczają romantyczność. Postać pana...
2019-09-21
"- Głos nakazał mi cię poślubić, Lois. Odpowiedziałem więc: tak, Panie.
- Aliści ów głos, jak go nazywasz - odrzekła - do mnie nie przemówił ani słowem".
Kogo to obchodzi, wbijaj się w białą sukienkę, montuj welon - będzie ślub! Ale jak to, że panna nie chce za mąż, że może innego kocha, co to za durne babskie fanaberie? Wybrać sobie przyszłego męża zgodnie z własną wolą? Oszalała. Albo złe moce ją opętały...
Jednak przymuszanie do niechcianego małżeństwa to, w porównaniu do procesów o czary, nic nie znacząca błahostka. Lois Barclay była ofiarą - systemu, obyczajów, bezrefleksyjnej ślepej wiary. Po śmierci rodziców, oddana pod opiekę dalekiej rodziny, trafia do Salem, by uczestniczyć w jednym z najbardziej znanych polowań na czarownice. Przerażającym teatrze absurdu, w którym wystarczyła zawiść, żeby niewinną osobę skazać na śmierć, przy aplauzie bogobojnej widowni. Ta niepozorna, króciutka książeczka Elizabeth Gaskell, moim zdaniem wiernie oddała realia tamtych wydarzeń, a we mnie wywołała całą gamę uczuć - od gniewu po smutek i współczucie dla biednej dziewczyny.
"- Głos nakazał mi cię poślubić, Lois. Odpowiedziałem więc: tak, Panie.
- Aliści ów głos, jak go nazywasz - odrzekła - do mnie nie przemówił ani słowem".
Kogo to obchodzi, wbijaj się w białą sukienkę, montuj welon - będzie ślub! Ale jak to, że panna nie chce za mąż, że może innego kocha, co to za durne babskie fanaberie? Wybrać sobie przyszłego męża zgodnie z własną wolą?...
2019-09-18
"Przecież tu chodzi o całe moje życie! Czy mam pozwolić je sobie zmarnować dla głupiego dziewczyńskiego kaprysu?".
A żeby ci kowadło na łeb spadło, podły szczurze.
Ile takich dziewczyn jak Maggie cierpiało, bo uległo męskim kaprysom tylko dlatego, że "kobieta musi być posłuszna"? Nawet nie chce mi się myśleć, jak wiele ludzkich krzywd zostało wyhodowanych na gruncie podobnych bzdur. Do tego jeszcze jawne faworyzowanie przez matkę potomka płci męskiej, bo przecież synusiowi wolno więcej, a dziewczyna niech zna swoje miejsce w szeregu. I nie łagodzi mojego wzburzenia sposób, w jaki Elizabeth Gaskell zakończyła historię Edwarda, wcale mi go nie żal. Powiem więcej, jestem rozczarowana pomysłem rozwiązania sprawy, na który ostatecznie zgodziła się Maggie, chłopak powinien ponieść wszystkie konsekwencje swoich czynów, bo wyłącznie on sam był za nie odpowiedzialny.
Kolejny raz Elizabeth Gaskell nie zawodzi, takie rodzinne małe tajemnice pewnie były w tamtych czasach na porządku dziennym.
"Przecież tu chodzi o całe moje życie! Czy mam pozwolić je sobie zmarnować dla głupiego dziewczyńskiego kaprysu?".
A żeby ci kowadło na łeb spadło, podły szczurze.
Ile takich dziewczyn jak Maggie cierpiało, bo uległo męskim kaprysom tylko dlatego, że "kobieta musi być posłuszna"? Nawet nie chce mi się myśleć, jak wiele ludzkich krzywd zostało wyhodowanych na gruncie...
2019-09-16
Główna bohaterka, Margaret Hale, to dziewczyna wychowana na damę, wraz z całą paletą wad i zalet tego stanu. Splot życiowych okoliczności wyrwie ją z zacisznego rodzinnego miasteczka i rzuci do zadymionego, robotniczego Milton. Jak można się domyślić, zmiana ta będzie dla niej trudna do zniesienia, a poznanie młodego przemysłowca Johna Thorntona na pewno jej tego nie ułatwi, bo nie jest to człowiek o finezyjnym usposobieniu. Północ i Południe, ogień i woda, czy uda się pogodzić dwie skrajności?
"Północ i Południe" to angielska powieść społeczno-obyczajowa osadzona w realiach połowy XIX w, która dotyka wielu problemów społecznych z tamtych lat. Od nędzy robotniczych rodzin, przez strajki, po przenikanie się klas - tak w wielkim skrócie. Oczywiście, znajdzie się tu i wątek miłosny, ale nie jest to żadne ckliwe romansidło, proszę nie zrażajcie się, zanim nie spróbujecie. Jestem pod wrażeniem twórczości Elizabeth Gaskell, musiała być naprawdę bystrym obserwatorem swojego otoczenia, a przy okazji potrafiła przelać swoje myśli na papier w sposób, który nie przyprawiał czytelnika o ból zębów (jak twórczość pana Dickensa na przykład, do dziś mnie ćmi przy górnej lewej szóstce na samo wspomnienie).
Główna bohaterka, Margaret Hale, to dziewczyna wychowana na damę, wraz z całą paletą wad i zalet tego stanu. Splot życiowych okoliczności wyrwie ją z zacisznego rodzinnego miasteczka i rzuci do zadymionego, robotniczego Milton. Jak można się domyślić, zmiana ta będzie dla niej trudna do zniesienia, a poznanie młodego przemysłowca Johna Thorntona na pewno jej tego nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-12
"Elizabeth Gaskell - autorka tak znanych powieści, jak Północ i południe czy Żony i córki - kreśli pełen współczucia portret "kobiety upadłej", śmiało przeciwstawiający się ówczesnym poglądom na temat tego, co grzeszne i nieprawe".
W 1853 roku obyczajowość prawdopodobnie była znacznie bardziej surowa niż obecnie, o czym może świadczyć już samo bezwzględne pojęcie "kobiety upadłej" (za to "mężczyzny upadłego" ze świecą szukać, chociaż czyn doprowadzający do owego upadku wymagał również udziału panów). Ruth Hilton była młoda, nierozważna i strasznie naiwna, żeby nie powiedzieć - głupia. Nie wierzę, że w tamtych czasach szesnastoletnie panny, szczególnie te wychowane bez klosza wyższych sfer, nie wiedziały czym może się skończyć taka przygoda. Kwestią dyskusyjną oczywiście może być tak agresywna i niemiłosierna reakcja otoczenia na tego typu sytuacje, ale kwestię moralności społeczeństwa i łączącą się z nią hipokryzję pozostawię bez komentarza.
"Ruth" posiada wszystko to, czego oczekuję od tego typu staroci. Historia życia dziewczyny jest zajmująca, chociaż oczywiście nie pozbawiona aspektu moralizatorskiego, ale taki jest już urok książek z tamtych lat. Nie muszę się przecież ze wszystkim zgadzać, żeby docenić wartość danego dzieła literackiego, a "Ruth" w mojej opinii jest naprawdę warta przeczytania. To mogła być prawdziwa historia, takich zagubionych dziewczyn jak główna bohaterka nie brakuje i dziś.
"Elizabeth Gaskell - autorka tak znanych powieści, jak Północ i południe czy Żony i córki - kreśli pełen współczucia portret "kobiety upadłej", śmiało przeciwstawiający się ówczesnym poglądom na temat tego, co grzeszne i nieprawe".
W 1853 roku obyczajowość prawdopodobnie była znacznie bardziej surowa niż obecnie, o czym może świadczyć już samo bezwzględne pojęcie...
2019-09-08
"Panie z Cranford odznaczały się owym życzliwym esprit de corps, który pozwalał im nie dostrzegać wszelkich niepowodzeń w próbach ukrywania niedostatku. Kiedy pani Forrester, na przykład, wydawała przyjęcie w swym maleńkim jak dla lalki mieszkanku i mała pokojóweczka przepraszała panie siedzące na sofie, prosząc, by pozwoliły jej wydobyć spod spodu tacę z filiżankami, każda z nas przyjęła ową nowość w postępowaniu jako rzecz najzwyklejszą w świecie, nie przerywając rozmowy o sposobie prowadzenia gospodarstwa i formach towarzyskich, tak jakbyśmy były wszystkie przekonane, że nasza gospodyni ma całe zastępy służby, gospodynię i klucznicę, a nie tę jedną, wziętą z przytułku dziewczyninę, której drobne, ogorzałe ręce nie miały siły przydźwigać na górę tacy bez ukradkowej pomocy pani, która teraz siedziała godnie, udając, że nie wie, jakie ciasto przysłano, chociaż wiedziała, i my wiedziałyśmy, i ona wiedziała, że my wiemy, i my wiedziałyśmy, że ona wie, że my wiemy, że cały ranek przygotowywała kanapki i ciasto biszkoptowe".
Taki właśnie jest świat Pań z Cranford. Drobne przyjemności naznaczone konwenansami, mały teatrzyk życia, w którym uczestniczyły wszystkie. Książka może trochę nudzić, bo w Cranford zbyt wiele się nie dzieje, chociaż trzeba uczciwie przyznać, że historia wydobywania drogocennej koronki z kotka była całkiem zaskakująca.
Jeżeli zamiarem Elizabeth Gaskell było pokazanie realiów życia zwykłego angielskiego miasteczka, to uważam, że całkiem jej się to udało. Gdzieś, kiedyś mogły żyć takie panie z Cranford, które łączyły "oszczędność z elegancją", bo nie miały innego wyjścia, a przy okazji zastanawiały się, czy wypada im złożyć wizytę pani Fitz-Adam, która była córką farmera.
"Panie z Cranford odznaczały się owym życzliwym esprit de corps, który pozwalał im nie dostrzegać wszelkich niepowodzeń w próbach ukrywania niedostatku. Kiedy pani Forrester, na przykład, wydawała przyjęcie w swym maleńkim jak dla lalki mieszkanku i mała pokojóweczka przepraszała panie siedzące na sofie, prosząc, by pozwoliły jej wydobyć spod spodu tacę z filiżankami, każda...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-04
Pierwszą biografię Charlotte Brontë zostawiłam sobie na koniec. Gdy Elizabeth Gaskell pisała tę książkę spora część osób, o których była w niej mowa jeszcze żyła, więc nie spodziewałam się po niej kontrowersyjnych opinii i zdradzania tajemnic. Sporą część stanowi korespondencja Charlotte, z której dowiemy się najwięcej, ale Gaskell nie szczędzi również swoich komentarzy.
Pastor Brontë powiedział o tej książce:
"To dzieło pod każdym względem takie właśnie, jakie jedna Wielka Kobieta powinna poświęcić drugiej [...]".
Ja tę biografię odbieram podobnie - to bardziej hołd złożony pisarce przez przyjaciółkę. Nie uważam jednak, że jest to wadą. Elizabeth Gaskell wydaje się być bystrym obserwatorem, a niezaprzeczalną zaletą tej książki jest fakt, że znała ona Charlottę osobiście. Żadna interpretacja dzieł i innych źródeł nie zastąpi żywego kontaktu z drugim człowiekiem.
Mimo to życie Charlotte Brontë pozostanie na zawsze owiane tajemnicą. Elizabeth Gaskell zdradziła nam tyle, ile uważała za słuszne. Mam takie przeczucie, że wiedziała o rodzinie Brontë dużo więcej niż odważyła się umieścić w swojej książce.
Pierwszą biografię Charlotte Brontë zostawiłam sobie na koniec. Gdy Elizabeth Gaskell pisała tę książkę spora część osób, o których była w niej mowa jeszcze żyła, więc nie spodziewałam się po niej kontrowersyjnych opinii i zdradzania tajemnic. Sporą część stanowi korespondencja Charlotte, z której dowiemy się najwięcej, ale Gaskell nie szczędzi również swoich komentarzy....
więcej mniej Pokaż mimo to2006
Byłam już dość wyrośniętym podrostkiem, kiedy po raz pierwszy przekroczyłam drzwi magicznej szafy, za którą ukrywała się Narnia. Najpierw był film, a że od najmłodszych lat zdradzam słabość do takich bajek, oczywiście sięgnęłam też po wersję papierową.
Magiczna kraina, w której od lat trwa niekończąca się zima, zaczyna czuć powiew wyczekiwanej wiosny. Straszna czarownica, której czary skuły Narnię lodem, najbardziej obawia się spełnienia przepowiedni o przybyciu dwóch Synów Adama i dwóch Córek Ewy. Gdy pewnego dnia wejście do Narnii otwiera się przed Łucją Pevensie, w magicznym świecie nastąpią wielkie zmiany. Łucja bowiem ma dwóch braci i starszą siostrę - to nie może być przypadek.
Bajka o walce dobra ze złem, o potędze dobrych uczuć i wartości poświęcenia - takie rzeczy są w cenie, jeżeli mówimy o literaturze dla najmłodszych. Chociaż może nie dla całkiem najmłodszych, bo nie da się ukryć, że niektóre momenty serii są dość brutalne jak na dzisiejsze standardy.
Byłam już dość wyrośniętym podrostkiem, kiedy po raz pierwszy przekroczyłam drzwi magicznej szafy, za którą ukrywała się Narnia. Najpierw był film, a że od najmłodszych lat zdradzam słabość do takich bajek, oczywiście sięgnęłam też po wersję papierową.
Magiczna kraina, w której od lat trwa niekończąca się zima, zaczyna czuć powiew wyczekiwanej wiosny. Straszna czarownica,...
2019-02-24
Tak to jest, jak człowiek ma za dużo książek. Prawie pominęłam "Sekret", dopiero wczoraj wpadł mi w oko na półce. Chociaż szczerze mówiąc, nie byłaby to aż tak wielka strata.
"Sekret" to coś w stylu "Niedokończonych opowieści", tyle że zbiór ten zawiera młodzieńcze utwory Charlotte, a nie te nieskończone. Całość jest niewielka objętościowo, strony zapisane wielkim drukiem, a historie proste i przyjemne. Oznacza to, że można się z książką uporać w jeden wieczór. Całość traktuję bardziej jako ciekawostkę, która raczej powinna być skierowana do pasjonatów i wielbicieli twórczości sióstr, chociaż i przypadkowemu czytelnikowi żadnej krzywdy nie wyrządzi. Można czytać, nie... ugryzie.
Tak to jest, jak człowiek ma za dużo książek. Prawie pominęłam "Sekret", dopiero wczoraj wpadł mi w oko na półce. Chociaż szczerze mówiąc, nie byłaby to aż tak wielka strata.
"Sekret" to coś w stylu "Niedokończonych opowieści", tyle że zbiór ten zawiera młodzieńcze utwory Charlotte, a nie te nieskończone. Całość jest niewielka objętościowo, strony zapisane wielkim...
2019-02-24
Właśnie na coś takiego czekałam!
"Dziwne losy Jane Eyre" napisane przez Charlotte Brontë nadal zostaną numerem jeden na mojej prywatnej liście książek sióstr, ale "Lokatorka Wildfell Hall" tylko niewiele im ustępuje.
Wildfell Hall zyskuje nowego lokatora - piękną i bardzo skrytą kobietę, która wzbudza wielkie zainteresowanie wśród okolicznych mieszkańców. Helen Graham, bo takim nazwiskiem przedstawia się nasza główna bohaterka, bardzo chciałaby ukryć swoją przeszłość, ale czy to jest możliwe? Czy echa jej dawnych decyzji wpłyną na jej dalsze losy? Chcielibyście się dowiedzieć jaka to tajemnica ciąży nad panią Graham - zapraszam do lektury.
Historia może i jest bardzo prosta, ale ani na chwilę mnie nie znudziła. Mimo iż główna bohaterka sama podjęła pewne decyzje, które zaważyły na jej życiu, współczułam jej. W tamtych czasach wybór przyszłego męża musiał być koszmarny. Rodzina traktowała pannę na wydaniu jak towar, który należy jak najlepiej sprzedać. Społeczne konwenanse wręcz zabraniały bliższego poznania przyszłego partnera przed ślubem, a wychowywanie młodych panien pod kloszem, czyniło je bezbronnymi wobec zagrywek mężczyzn. Trafienie przyzwoitego kandydata na męża było więc jak gra w rosyjską ruletkę. O jakimś uczuciu to nawet nie ma co wspominać, bo pierwsze zauroczenia bywają złudne, tylko nie było szansy ich sprawdzić, bo ślub odbywał się zazwyczaj w dość szybkim terminie.
Bardzo mi się podobało i polecam wszystkim wielbicielom staroci, tych romantycznych w szczególności.
Właśnie na coś takiego czekałam!
"Dziwne losy Jane Eyre" napisane przez Charlotte Brontë nadal zostaną numerem jeden na mojej prywatnej liście książek sióstr, ale "Lokatorka Wildfell Hall" tylko niewiele im ustępuje.
Wildfell Hall zyskuje nowego lokatora - piękną i bardzo skrytą kobietę, która wzbudza wielkie zainteresowanie wśród okolicznych mieszkańców. Helen Graham,...
2019-02-15
Jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się jak mogła wyglądać praca guwernantki - ta książka może stanowić odpowiedź na to pytanie. Anne Brontë mogła bowiem udzielić informacji z pierwszej ręki - sama pracowała jako nauczycielka. Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, że guwernantka była traktowana jak służba, ale i tak początek tej historii z rozwydrzonymi bachorami i ich okropnymi rodzicami w roli głównej, wywołał we mnie złość i współczucie dla biednej dziewczyny, która musiała użerać się z takimi ludźmi, bo od nich zależał jej los.
Później było już trochę łatwiej, a opowieść stała się jeszcze ciekawsza. Polubiłam główną bohaterkę i kibicowałam jej do samego końca. Żałuję, że książka jest tak krótka, bo chętnie poczytałabym więcej o życiu Agnes Grey. Lubię takie książki, dzięki którym można poznać realia tamtej epoki, sama chętnie bym się tam przeniosła, byle nie jako guwernantka, bo ja tyle cierpliwości to nie mam.
Jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się jak mogła wyglądać praca guwernantki - ta książka może stanowić odpowiedź na to pytanie. Anne Brontë mogła bowiem udzielić informacji z pierwszej ręki - sama pracowała jako nauczycielka. Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, że guwernantka była traktowana jak służba, ale i tak początek tej historii z rozwydrzonymi bachorami i ich...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-02-08
"Niewątpliwe jest również to, że Charlotte zostawiła w swoich papierach cztery Niedokończone opowieści. Jest to równie niezwykła proza, jak wszystko co wyszło spod jej pióra. Dlatego też dziś proponujemy czytelnikom i miłośnikom geniuszu Brontë te cztery niedokończone utwory, wierząc, że dalsze ich wątki rozwinie Wasza wyobraźnia".
A Wasze portfele napchają nasze konto, ale tego już zapomnieli dopisać :)
Ta książka powinna mieć oznaczenie "tylko dla zagorzałych fanów twórczości Charlotte Brontë, którzy MUSZĄ przeczytać wszystko co wyszło spod jej pióra". Ja jestem trochę rozczarowana, liczyłam na coś w stylu "Tajemnicy Edwina Drooda", a dostałam tylko króciutkie urywki historii, które wszystkie razem można przeczytać w godzinę. Czcionka w książce jest ogromna, a treści niewiele. Pozostawiam bez oceny, bo nie za dużo jest tu do oceniania. Ot taka ciekawostka dla pasjonatów.
"Niewątpliwe jest również to, że Charlotte zostawiła w swoich papierach cztery Niedokończone opowieści. Jest to równie niezwykła proza, jak wszystko co wyszło spod jej pióra. Dlatego też dziś proponujemy czytelnikom i miłośnikom geniuszu Brontë te cztery niedokończone utwory, wierząc, że dalsze ich wątki rozwinie Wasza wyobraźnia".
A Wasze portfele napchają nasze konto,...
2019-02-07
Jak już się zdążyłam dowiedzieć, inspiracją do napisania "Profesora" i "Villette" był pobyt autorki w Brukseli. Wniosek jaki mi się nasunął po skończeniu lektury tych dwóch książek - Charlotte musiała się tam straszliwie wynudzić. O jej rzekomej zakazanej miłości do żonatego mężczyzny to nawet nie ma co kolejny raz wspominać, bo i po co, skoro temat pozostał niewykorzystany w obu dziełach.
"Profesor" czyli pan William Crimsworth to taka męska wersja Lucy Snowe, tyle że opowieść o jego życiu znudziła mnie jeszcze bardziej niż historia głównej bohaterki "Villette". Największą wadą w moich oczach jest to, że właściwie ta książka nie jest o niczym ważnym, przeczytałam i z żalem stwierdzam, że w żaden sposób nie ubogaciło to mojego życia, mogłam poprzestać na "Villette" i nic by mi nie umknęło.
Jak już się zdążyłam dowiedzieć, inspiracją do napisania "Profesora" i "Villette" był pobyt autorki w Brukseli. Wniosek jaki mi się nasunął po skończeniu lektury tych dwóch książek - Charlotte musiała się tam straszliwie wynudzić. O jej rzekomej zakazanej miłości do żonatego mężczyzny to nawet nie ma co kolejny raz wspominać, bo i po co, skoro temat pozostał niewykorzystany...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-02-02
Na samym początku dwie krótkie informacje, które prawdopodobnie mogą komuś pomóc - nie, to nie jest romansidło, i tak, to klasyczny staroć.
Ja nie wiem po czym była George Eliot kiedy pisała, że w "Villette" znajdziemy namiętność i ogień, ale u mnie takich wrażeń nie odnotowano, może do szczęścia właśnie zabrakło odrobiny substancji odurzających. Nadal pierwszą lokatę w moim prywatnym rankingu twórczości sióstr Brontë zajmują "Dziwne losy Jane Eyre", ale ja ciągle łudzę się, że to się może zmienić.
"Villette", przynajmniej jak twierdzi okładka, zawiera wątki autobiograficzne z pobytu autorki w Brukseli, gdzie zakochała się ona w żonatym mężczyźnie. Można więc podejrzewać, że historia będzie naszpikowana emocjami, w końcu to zakazana miłość, a przecież takie uczucia bywają najgorętsze (przynajmniej w książkach). Niestety, biorąc pod uwagę fakt, że to utwór z 1853 roku, właśnie tej namiętności i ognia w książce zabranie! Szczerze mówiąc, lepiej by było, gdyby ta wzmianka wcale się nie pojawiła, bo romansu w tej książce będzie chyba najmniej, a już przynajmniej w wykonaniu głównej bohaterki. O czym więc jest ta książka? O życiu i perypetiach Lucy Snowe, które tak między nami mówiąc, specjalnie porywające nie są. Ale przynajmniej czyta się lepiej niż Dickensa!
Na samym początku dwie krótkie informacje, które prawdopodobnie mogą komuś pomóc - nie, to nie jest romansidło, i tak, to klasyczny staroć.
Ja nie wiem po czym była George Eliot kiedy pisała, że w "Villette" znajdziemy namiętność i ogień, ale u mnie takich wrażeń nie odnotowano, może do szczęścia właśnie zabrakło odrobiny substancji odurzających. Nadal pierwszą lokatę w...
2019-01-27
"Shirley" to uroczy staroć, któremu jednak brakuje ikry, co odrobinę mnie rozczarowało, szczególnie że w "Dziwnych losach Jane Eyre" emocji nie brakowało.
Na szczęście to jedyna wada tej książki, którą potrafię wskazać. Oczywiście przekłada się ona na całość powieści, w której akcja leniwie sobie płynie, czasami może odrobinkę nas zaskakując, po czym powraca do znanego sobie koryta i sunie dalej, aż do przewidywanego wcześniej zakończenia. Wątek romantyczny to najmniej interesujący element tej historii, ale przecież nie tylko o uczuciach między kobietą a mężczyzną Charlotte Brontë chciała nam opowiedzieć. Już w 1849 roku kobiety otwarcie wyrażały swój sprzeciw w stosunku do narzucanych przez mężczyzn społecznych kajdan:
"-Joe, czy ty istotnie myślisz, że cała mądrość świata ugrzęzła pod męskimi czaszkami?
- Uważam, że kobiety to kapryśne i krnąbrne stworzenia. I mam wielki szacunek dla nauk głoszonych w drugim rozdziale pierwszego listu świętego Pawła do Tymoteusza.
- Dla jakich nauk, Joe?
-"Kobieta niechaj się uczy w cichości z całym poddaniem się. Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem, lecz chcę, by trwała w cichości. Albowiem Adam został pierwszy ukształtowany, potem - Ewa".
- Co to ma do rzeczy? - wtrąciła Shirley. - To trąci prawem pierworództwa. Poruszę ten temat z panem Yorkiem, kiedy zacznie znowu to prawo przeklinać.
- "I - ciągnął dalej Joe - nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona kobieta popadła w przestępstwo".
- Tym bardziej Adam powinien się wstydzić, że zgrzeszył z otwartymi oczami! - zawołała panna Keeldar. - Mówiąc prawdę, Joe, nigdy nie potrafiłam pojąć tego rozdziału. To dla mnie łamigłówka.
- Jest bardzo jasny, panienko. Małe dziecko by zrozumiało.
- Tak, według swojego uznania - zaobserwowała Caroline, po raz pierwszy włączając się do rozmowy. - Chyba uznajesz prawo do własnego zdania, Joe?
- Pewnie, że tak. Uznaję prawo do własnego zdania i czytając każdy wers Świętej Księgi, będę z niego korzystał.
- A kobiety mogą z niego korzystać tak jak mężczyźni?
- Nie. Kobieta powinna przyjąć zdanie męża - zarówno w polityce, jak i w religii. To dla nich najzdrowsze.
- No, no! - wykrzyknęły równocześnie Shirley i Caroline.
- Z całą pewnością. Co do tego nie ma wątpliwości - powtórzył z uporem nadzorca.
- Jedyną właściwą reakcją na tak głupią obserwację byłby jęk grozy i potępienia - rzekła panna Keeldar. - Równie dobrze mógłbyś powiedzieć, że ludzie powinni bezkrytycznie przyjmować opinie pastorów. Jaką wartość miałaby wówczas taka religia? Byłaby wtedy tylko ślepym, durnym zabobonem".
W punkt!
"Shirley" to uroczy staroć, któremu jednak brakuje ikry, co odrobinę mnie rozczarowało, szczególnie że w "Dziwnych losach Jane Eyre" emocji nie brakowało.
Na szczęście to jedyna wada tej książki, którą potrafię wskazać. Oczywiście przekłada się ona na całość powieści, w której akcja leniwie sobie płynie, czasami może odrobinkę nas zaskakując, po czym powraca do znanego...
"Krzyżaków" z działu powieści historycznych powinno przenieść się na dział horrorów, najlepiej ze skutkiem natychmiastowym. Prośbę moją motywuję tym, że na dźwięk tego tytułu większość młodzieży zaczyna wykazywać objawy wstrząsu psychicznego, traumy pourazowej i paniki.
Co tam "Lśnienie", w tych czasach to bajeczka dla grzecznych dzieci, ponure żniwo zniszczonej młodej psychiki jaką zebrali "Krzyżacy" jest nie do przebicia. Rodzice straszą nimi swoje dzieci, starsze rodzeństwo szepcze młodszemu pełnym napięcia, grobowym głosem: będziesz musiał przeczytać "Krzyżaków", wtedy zobaczysz czym jest cierpienie. Rzesze psychologów powinny składać hołd Sienkiewiczowi, który (nieświadomie, jak podejrzewam) tworząc tak mrożące krew w żyłach dzieło, stworzył podwaliny ich dzisiejszej pracy :)
Kiedyś bardziej lubiłam "Krzyżaków" (ba, uwielbiałam), jednak chyba czas przyznać, że Sienkiewicz wraz z dorastaniem traci na uroku. Nie jestem ponowną lekturą tak rozczarowana jak w przypadku "W pustyni i w puszczy", ale było kilka irytujących dorosłą mnie elementów, których jako dziecko absolutnie nie zauważałam. Zbyszek rozśmieszał mnie tym swoim średniowiecznym dresiarskim podejściem "masz jakiś problem?! - będziem się pojedynkować!", mimoza-blondyna oczywiście jest sienkiewiczowską bezradną "damą w opałach", tylko Jagienkę jak lubiłam, tak do dzisiaj lubię, bo to krzepka dziołcha była. Podobnie darzę sympatią Maćka, szczwany lis z niego.
Do "Krzyżaków" pewnie jeszcze kiedyś wrócę, mam jakiś sentyment do tej historii, a powieści historyczne zawsze dobrze mi się czytało.
"Krzyżaków" z działu powieści historycznych powinno przenieść się na dział horrorów, najlepiej ze skutkiem natychmiastowym. Prośbę moją motywuję tym, że na dźwięk tego tytułu większość młodzieży zaczyna wykazywać objawy wstrząsu psychicznego, traumy pourazowej i paniki.
więcej Pokaż mimo toCo tam "Lśnienie", w tych czasach to bajeczka dla grzecznych dzieci, ponure żniwo zniszczonej młodej...