Biblioteczka
2014-09-29
Jako niepoprawna italofilka na regałach z książkami szukam zawsze tytułów sugerujących tematykę włoską. I chociaż miękka, jednobarwna i uboga graficznie okładka nie zachęcała, to nie wahałam się i zdjęłam ochoczo z półki „Z widokiem na Castello” Iwony Menzel sądząc, że oto za chwilę zanurzę się w ulubionych, włoskich klimatach, dodatkowo utwierdzona w tym przekonaniu informacją wydawcy zawartą w opisie książki.
Zapaliłam się do lektury i pochłonęłam łapczywie początek książki, rozmarzyłam przy opisach wschodów i zachodów słońca nad Zatoką Neapolitańską, zaciekawiłam historycznymi wzmianki o Castello Aragonese i kobietach renesansu –Dianie di Cardona, Constanzy d’Avalos, Vittorii Colonnie, przeniosłam wyobraźnią na czarowną wyspę Ischia i do ukrytej wśród figowych i cytrynowych gajów Villi, a moją sympatię zyskali wypoczywający tam goście, gdy oto nagle zostaję wyrwana z niezwykłej scenerii Wybrzeża Amalfitańskiego i przeniesiona na Dwór Borysławice i do Łosinka, żeby poznać rodowe historie głównej bohaterki, a potem zabrana jeszcze dalej w odległą przeszłość do Związku Radzieckiego okresu pierestrojki, aż wreszcie rzucona na daleką Syberię. Poczułam się zawiedziona i rozczarowana, niechętnie opuściłam rozświetloną słońcem Ischię i mieszkańców Villi. Szybko przerzucałam strony i przebiegałam wzrokiem te fragmenty książki, których akcja przenosiła się poza słoneczną Italię.
Te przeplatające się w książce różne wątki, co rusz zmieniające się miejsca akcji przeszkadzały, łatwo pogubić się w splątanych życiorysach bohaterów, których spora galeria rozpraszała i psuła przyjemność czytania. Skupiłam się zatem na grupie przyjaciół przyjeżdżającej każdego roku na wakacje do Villi przesyconej atmosferą witalności Don Battisty, odkrywałam ich tajemnice, sekrety i relacje dobrze się przy tym bawiąc. Z przyjemnością za sprawą lektury zwiedzałam Neapol i poznawałam potrawy aromatycznej kuchni włoskiej szkoda jednak, że tylko z nazwy. A na wypadek, gdybym planowała wyjazd na Ischię i najpiękniejszy rejon Włoch – Wybrzeże Amalfitańskie , zapamiętałam radę autorki, którą zacytuję: „Znawcy jeżdżą na Ischię w kwietniu…Zakwita wówczas makchia wszelkimi kolorami tęczy i pokrywa zbocza Epomeo pachnącym kobiercem dzikich ziół. Białe anemony, błękitne bodziszki, żółte janowce, czerwone ostróżki, różowe oregano i fioletowa szałwia otoczone zaroślami oleandrów, rozsiewają odurzający zapach i radują oczy. Czasami zdarza się przelotny wiosenny deszczyk, oczyszczający powietrze i podkreślający bogactwo barw”. Więcej na http://mojewloskieimpresje.blogspot.it/2014/09/z-widokiem-na-castello-iwony-menzel-z.html
Jako niepoprawna italofilka na regałach z książkami szukam zawsze tytułów sugerujących tematykę włoską. I chociaż miękka, jednobarwna i uboga graficznie okładka nie zachęcała, to nie wahałam się i zdjęłam ochoczo z półki „Z widokiem na Castello” Iwony Menzel sądząc, że oto za chwilę zanurzę się w ulubionych, włoskich klimatach, dodatkowo utwierdzona w tym przekonaniu ...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-07-15
2017-05-08
Jestem pełna obaw i nie wiem, czy moja interpretacja książki jest właściwa, czy dobrze odczytałam złożoność powieści? Pierwsze co nasunęło mi się, podczas czytania lektury to nieodparte wrażenie, że opisywana historia wydarzyła się naprawdę. Jakby przy pomocy literatury, autorka pisząca pod pseudonimem, chciała się z czymś rozprawić, co nie dawało jej spokoju, jakby przez tę książkę mówiła nam wszystko to, czego nie mogła powiedzieć konkretnemu człowiekowi, ze szczerością odmienną od tej, na którą pozwala codzienna rozmowa.
Historię „pierwszej miłości” Marty i Fabia, miłości głębokiej, ale trudnej, opowiada pięćdziesięcioletnia narratorka i jednocześnie główna bohaterka opisywanych zdarzeń. Ale zanim Marta zacznie snuć retrospektywną opowieść, wpierw dokonuje bilansu swojego dotychczasowego życia. W krótkim prologu prezentuje swój portret dojrzałej kobiety, spełnionej i świadomej siebie, która bardzo dobrze wie „co w życiu ważne, a co warte funta kłaków”.(s.5) Jednak w momencie, kiedy wydaje się, że najważniejsze w życiu już się wypełniło, Marta wraca pamięcią do przeszłości i rozpoczyna podróży w głąb swojej duszy, konfrontuje się z wydarzeniami z młodości i bolesną utratą „pierwszej miłości”.
Łatwo można spłycić literacki przekaz powieści jeśli nie zachowa się czujności, chociaż to wątek miłosny napędza akcję, to istotny jest tu skrupulatnie składany portret psychologiczny pięćdziesięcioletniej kobiety u progu starzenia się, która rozprawia się ze swoją przeszłością. „Wspominam…Czy dlatego, że się starzeję? Może. Mam świadomość, że moje życie w większej części już się stało, a ile jeszcze przede mną? Kto to wie?(…) tak bardzo starałam się zrozumieć, bo wszystko zrozumieć, to wszystko wybaczyć. Czy zrozumiałam?”(s. 321)
Powieść nasycona jest licznymi wewnętrznymi monologami i przemyśleniami z których odczytać można całe spektrum uczuć i emocji przeżywanych przez Martę. Tekst nabrzmiały od rozterek i rozważań sprawia, że czytelnik obserwuje zmiany zachodzące w świadomości bohaterki, która na koniec konkluduje „jakże nieprzewidywalny jest czas … Dla jednych łaskawy … Dla innych bezlitosny, lecz zmienia każdego”.(s.318)
Tym co pozwoliło Marcie wyciszyć bolesne przeżywanie siebie sprzed lat i spojrzeć na swoje życie bez dramatyzmu i cierpienia to dystans rozumiany jako świadome kształtowanie własnej rzeczywistości. ”Chcę pamiętać Cię tylko jako cudownego chłopaka, który podarował mi cudowne uczucie, który nauczył mnie kochać i dzięki któremu przeżyłam to co przeżyłam. To w dużej mierze dzięki Tobie umiałam dać ogrom miłości człowiekowi, którego poślubiłam, umiałam być dobrą żoną, umiałam być szczęśliwa. Niezależnie od tego, jak absurdalnie zabrzmią te słowa, to Ty byłeś architektem późniejszych moich uczuciowych wzlotów”.(s.323)
Tytułowy Ponte Vecchio to miejsce najbardziej dramatycznej i pełnej emocji sceny rozgrywającej się między dwojgiem kochanków Martą i Fabio. Stary Most we Florencji, ulubione miejsce spotkań zakochanych par, to zarazem metafora rozumiana jako ogniwo łączące zakochanych.” Ach…, gdy teraz o tym myślę…, gdy przypominam sobie nasze zdumiewające spotkanie na Ponte Vecchio, nasunęło mi się porównanie. Cała nasza miłość była jak Ponte Vecchio… stary, solidny most”.(s.322)
Napisaną z polotem książkę Marii Maliny Lampone „ Ponte Vecchio. Stary Most” przeczytałam z przyjemnością i zainteresowaniem, wciągnęła mnie ciekawie skrojona fabuła bogata w zmieniającą się scenerię. Łapczywie chłonęłam wątki podróżnicze i razem z Martą zwiedzałam piękne włoskie miasta – Wenecję, Florencję, Sycylię, Urbino, Pesano, Orvietto, Todi, Asyż, Perugie, Gubbio, Sienę.
O dziwo, nie przygnębiały mniej barwne fragmenty przenoszące do tak nieodległej przecież epoki PRL-u…, sentymentalna podróż w czasie przypominała minioną młodość i uśmiech sam rozświetlał buzię. Natura ludzka jest nieodgadniona i bardzo złożona, jesteśmy dziwniejsi niż chcielibyśmy przyznać, książka jest z gatunku tych, które na równi z fabułą stawia psychologię, to ciekawe studium kobiecości. Polecam
Więcej na http://mojewloskieimpresje.blogspot.it/2017/05/sia-pierwszej-miosci-ponte-vecchiostary.html Zapraszam:-)
Jestem pełna obaw i nie wiem, czy moja interpretacja książki jest właściwa, czy dobrze odczytałam złożoność powieści? Pierwsze co nasunęło mi się, podczas czytania lektury to nieodparte wrażenie, że opisywana historia wydarzyła się naprawdę. Jakby przy pomocy literatury, autorka pisząca pod pseudonimem, chciała się z czymś rozprawić, co nie dawało jej spokoju, jakby przez ...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-04-13
2014-06-27
Barbara Quick książką” Dziewice Vivaldiego” otwiera drzwi do poznania życia i twórczości Vivaldiego oraz XVIII wiecznej Wenecji.Oczami głównej bohaterki Anny Marii oglądamy olśniewający świat weneckiej socjety, jak i mroczne zakamarki miasta. Przebywamy w wytwornie i z przepychem urządzonych salach Palazzo Foscarini, jak i w biednych dzielnicach getta żydowskiego. Podziały społeczne w Wenecji są bardzo wyraźne, tylko podczas kilku tygodni karnawału mieszkańcy mieszają się ze sobą, zakrywają twarze maskami i mogą robić wszystko, na co tylko mają ochotę.
Główną bohaterkę Annę Marię poznajemy jako dorosłą kobietę, która wraca wspomnieniami do swojej młodości. W listach do nieznanej matki pisze o surowych regułach stosowanych w sierocińcu, w którym była wychowywana, o swoim dojrzewaniu i pierwszym zakochaniu. Tęsknotę za matką i poszukiwanie własnej tożsamości zagłusza muzyką, w której odnajduje ukojenie. Jest niezwykle uzdolnioną skrzypaczką, którą naucza sam mistrz Vivaldi. Maestro jest dla niej niedoścignionym wzorem, któremu „…aniołowie szeptali nuty do jego ucha.”
Pisarka przed przystąpieniem do pisania książki studiowała starannie historyczne zapiski związane z życiem Vivaldiego i figlie di Coro z Ospedale Della Pieta w Wenecji . I choć powieść jest literacką fikcją to występujące postaci i wiele opisywanych wydarzeń jest autentycznych. Spotykamy się z takimi postaciami ze świata muzyki jak: Georg Friedrich Haendel, Domenico Scarlatti, Francesco Gasparini, Antonio Vivaldi. Główna bohaterka powieści- Anna Maria to również postać autentyczna. Żyła w Wenecji i jako doskonała skrzypaczka przynosiła sławę Pieta sięgającą daleko poza granice Wenecji.
Powieść Barbary Quick o dziewczynie Annie Marii doświadczonej przez los, czyta się przyjemnie i ze wzruszeniem. Po przeczytaniu książki ma się ochotę poznać Wenecję podążając do miejsc opisywanych przez pisarkę np. do kościoła, gdzie dawały swoje koncerty członkinie Coro z Ospedale Della Pieta, do budynku, gdzie mieszkały sieroty, czy do dzielnicy weneckiego getta, albo do okazałych pałaców rodziny Foscarini.
Polecam tę lekturę każdemu, kto interesuje się muzyką barokową i poszukuje nowej wiedzy o Wenecji. Więcej na stronie serwisu z którym współpracuję: http://www.oliwazoliwek.pl/kultura/barbara-quick-%e2%80%9edziewice-vivaldiego%e2%80%9d/
Barbara Quick książką” Dziewice Vivaldiego” otwiera drzwi do poznania życia i twórczości Vivaldiego oraz XVIII wiecznej Wenecji.Oczami głównej bohaterki Anny Marii oglądamy olśniewający świat weneckiej socjety, jak i mroczne zakamarki miasta. Przebywamy w wytwornie i z przepychem urządzonych salach Palazzo Foscarini, jak i w biednych dzielnicach getta żydowskiego....
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-25
Lektura od samego początku bardzo mnie wciągnęła i okazała się nieocenionym źródłem wiedzy nie tylko o procesie twórczym genialnego mistrza włoskiego Odrodzenia - Michała Anioła, ale i o czasach w jakich przyszło mu żyć i tworzyć. Losy wielkiego artysty opisane są na szeroko rozbudowanym tle historycznym Włoch na przełomie średniowiecza i renesansu.
Książka jest bardzo dobrze osadzona w czasie, bogata w autentyczne zdarzenia przez co doskonale oddaje klimat epoki przełomu wieków. Pełno tu dworskich intryg i watykańskich spisków, okrutnych zbrodni. Spotykamy w książce całą galerię znanych postaci: Leonarda da Vinci, Niccola Makiavelego, Bramante, Guliana San Gallo i inne. Poznajemy kolejnych przedstawicieli sławnych rodów możnowładców: Medicich z Florencji, Bentivogliów z Bolonii, rodzinę Borgiów z kardynałem Rodrigo Borgia na czele, kardynała Ippolito d Este z Ferrary, kardynała Rafaela Riario z Wenecji i wiele, wiele innych postaci.
Powieść jest jednak fikcją literacką i nie brakuje w niej wątków, w których autor popuszcza wodze fantazji. Snuje niesamowite, zagadkowe opowieści ocierające się o magię, zaczerpnięte z mitów i legend. Wszystko to ubarwia fabułę powieści, fragmentami przypominającą czarny kryminał.
Nieukończona powieść Karola Szulca w założeniu miała obejmować trzy tomy i całość życia wielkiego artysty renesansu Michała Anioła. Śmierć przerwała pracę pisarza nad powieścią, która urywa się na początku drugiego tomu. Autorowi udało się ukończyć pierwszy tom i początkowe rozdziały drugiego. Warto sięgnąć po interesującą książkę Karola Szulca „Kamień i cierpienie” i przenieść się w odległe czasy do Italii, żeby móc poczuć klimat epoki przełomu wieków, w której żył Michał Anioł - artysta oszpecony i pozbawiony fizycznego piękna, który jakby na przekór swej brzydocie tworzył dzieła niezwykłe, wynoszące ponad wszystko piękno ludzkiego ciała.
Pełna recenzja na http://mojewloskieimpresje.blogspot.it/2011/12/kamien-i-cierpienie-powiesc-karola.html
Lektura od samego początku bardzo mnie wciągnęła i okazała się nieocenionym źródłem wiedzy nie tylko o procesie twórczym genialnego mistrza włoskiego Odrodzenia - Michała Anioła, ale i o czasach w jakich przyszło mu żyć i tworzyć. Losy wielkiego artysty opisane są na szeroko rozbudowanym tle historycznym Włoch na przełomie średniowiecza i renesansu.
Książka jest bardzo...
2015
Teatrem kryminalnych zagadek pióra Donny Leon jest piękna Wenecja i to już pierwszy powód dla mnie, żeby sięgnąć po kolejną powieść z cyklu Komisarz Brunetti i tajemnice Wenecji. Razem z tropiącym przestępców commissario Brunettim, ruszam na wędrówkę po Wenecji i zgłębiam topografię miasta. „Kipiący niechęcią” do turystów komisarz weneckiej policji Brunetti przeważnie podąża pieszo pustymi uliczkami i zaułkami wolnymi od tłumów, zaprowadza do miejsc o istnieniu, których nie można dowiedzieć się z przewodników. Wenecja, w książkach Donny Leon,jednak zadziwia nie tyle bogactwem zabytków, co ciężarem i liczbą przestępstw kryminalnych.
Commissario Brunetti zajmuje się dochodzeniami w sprawie zabójstw, gwałtów, rozbojów, ma do czynienia z oszustwami podatkowymi, aferami politycznymi, kościelnymi, handlem narkotykami i wieloma ciemnymi sprawami drążącymi od wewnątrz, niczym robak, wenecką społeczność. Guido Brunetti – absolwent prawa- obok spraw zawodowych wiedzie zwyczajne życie; żona Paola- wykładowca akademicki- udziela mężowi emocjonalnego i intelektualnego wsparcia, Chiara i Raffi- nastoletnie dzieci- nierzadko absorbują ojca własnymi problemami.
Wątki kulinarne w powieści należą do moich ulubionych i są oddechem od poruszanych w powieści trudnych spraw polityczno-społeczno- obyczajowych. Z przyjemnością zasiadam do stołu w towarzystwie rodziny Guida Brunettiego, gdzie rządzi zasada zgodna z włoskim powiedzeniem „Vivi per mangare, non mangiare per vivere”. Dania serwowane przez Paolę Brunetti to kulinarne uczty i nie może być inaczej, kiedy mąż łasuch czyni żonie wyznania typu: „Przynieś mi jabłko braeburn, cienki plasterki montasio i szklaneczkę calvadosu(…) a obsypię cię całą diamentami wielkości orzechów włoskich, położę perły białe jak trufle u twych stóp, zawieszę szmaragdy duże jak owoce kiwi…”(s.75).
W „Perfidnej Grze” pisarka literacką fikcję rozbudowuje na kanwie wydarzeń prawdziwych z okresu drugiej wojny światowej, związanych z grabieżą dzieł sztuki należących do Żydów i osób działających w faszystowskim ruchu oporu. Intryga kryminalna, okazuje się bardzo złożona i zawiła, a prowadzone przez komisarza śledztwo w sprawie morderstwa młodej studentki dramatycznie splata się z niechlubnymi praktykami handlowania dziełami sztuki w czasie wojny i w latach powojennych. Brunetti odkrywa, że świat nieuczciwych marszandów i antykwariuszy nadal istnieje i ma swoją kontynuację we współczesności; dochodzi do gorzkiej prawdy, że ludzie zdolni są do czynów zbrodniczych,” jeśli dążą do zdobycia czegoś, co ma wartość przeliczalną na pieniądze, niż wtedy, gdy ten przedmiot ma dla nich jedynie wartość estetyczną".
Pisarka porusza w powieści ważny temat etyczny dotyczący stosunku ludzi do dzieł sztuki i zacierania się granicy między pięknem, a wartością. Wytyka współczesnym pazernym czasom uczynnienie ze sztuki formy inwestycji lub przedmiotu spekulacji, zauważa, że wielu ludzi nie dostrzega piękna przedmiotów, ale jedynie wartość w przeliczeniu na pieniądze.
Donna Leone imponuje wiedzą o polityczno- społeczno- obyczajowym życiu Wenecji i dla tej wiedzy warto sięgać po jej książki. Cenne są również obserwacje pisarki na temat relacji międzyludzkich, które umie trafnie ubrać w słowa i które warto zacytować:
„Paola uznała za rzecz znamienną, że młoda atrakcyjna kobieta mówi drugiej kobiecie, że bardzo chciałaby spotkać się z jej mężem, i nie widzi w tym absolutnie nic niestosownego.” (s.46)
„…wymienili uśmiechy, oboje zdziwieni, jak szybko i demokratycznie rodzi się przymierze między ludźmi, którzy szukają intelektualnego wsparcia w książkach i znajdują je.”(s.52)
Teatrem kryminalnych zagadek pióra Donny Leon jest piękna Wenecja i to już pierwszy powód dla mnie, żeby sięgnąć po kolejną powieść z cyklu Komisarz Brunetti i tajemnice Wenecji. Razem z tropiącym przestępców commissario Brunettim, ruszam na wędrówkę po Wenecji i zgłębiam topografię miasta. „Kipiący niechęcią” do turystów komisarz weneckiej policji Brunetti przeważnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-25
„Znajomi na stanowiskach” to dziewiąta z kolei powieść kryminalna przekładu amerykańskiej pisarki Donny Leon wydana w ciągu sześciu lat, do tej pory ukazało się już chyba czternaście jej autorstwa. Pisarka mieszka od wielu lat w Wenecji i zna dobrze realia życia codziennego wenecjan. Akcja wszystkich książek rozgrywa się więc w pięknej Wenecji. I chociaż kryminały nie są moim ulubionym gatunkiem literackim, to książka mnie wciągnęła, Znalazłam w niej wiele osobliwości życia społeczno- obyczajowego Wenecji. Główny bohater (ogniwo spajające wszystkie powieści) komisarz Guido Brunetti, inteligentny hedonista z zasadami, budzi sympatię, więc chętnie towarzyszyłam mu poprzez kolejne rozdziały w rozwiązywaniu kryminalnych zagadek i w odkrywaniu czarnej rzeczywistości. Obok fabuły kryminalnej ważne jest w książce tło społeczne opisywanych wydarzeń. Pisarka krytykuje między innymi włoską biurokrację i skorumpowaną klasę polityczną, a w szczególności lichwiarstwo, rynek nieruchomości i narkotyki. Wytyka również przywary wenecjan np.: chciwość i skłonność do gromadzenia dóbr wszelakich. Przepisy kuchni Veneto to jeszcze jedna rzecz, która urzekła mnie w tej książce. Paola, zona komisarza, jest świetną kucharką i zdradza wiele tajemnic regionalnej kuchni np. jak przygotować potrawę z ryżu nazywaną w Veneto „Risi e bisi”- najbardziej charakterystyczne danie ryżowe w Veneto, podawano tradycyjnie u doży w Dniu św. Marka patrona Wenecji. Warto więc sięgnąć po książkę Donny Leon „ Znajomi na stanowiskach” dla odkrywania nie tylko kryminalnych, ale i kulinarnych zagadek .
Więcej czytaj na: http://mojewloskieimpresje.blogspot.it/2011/04/komisarz-brunetti-i-kryminalne-zagadki.html
„Znajomi na stanowiskach” to dziewiąta z kolei powieść kryminalna przekładu amerykańskiej pisarki Donny Leon wydana w ciągu sześciu lat, do tej pory ukazało się już chyba czternaście jej autorstwa. Pisarka mieszka od wielu lat w Wenecji i zna dobrze realia życia codziennego wenecjan. Akcja wszystkich książek rozgrywa się więc w pięknej Wenecji. I chociaż kryminały nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-08-15
2015-11-04
Na pierwszym planie konturowo zarysowane postaci przeprawiają się gondolą przez kanał, w tle osnute mgłą bogato zdobione fasady rezydencji nie pozostawiają wątpliwości, że scena, przesycona aurą tajemniczości, rozgrywa się w Wenecji. Niech was jednak nie zwiedzie ciekawa graficznie okładka książki Arnauda Delalanda „Pułapka Dantego”, niestety ładne opakowanie lepsze niż zawartość.
Ilustracja na okładce autorstwa Stevena Vote poruszyła wyobraźnię i rozbudziła apetyt na lekturę. Książka, prezentowana przez wydawcę, jako thriller historyczny z elementami powieści płaszcza i szpady, miała mnie bawić, tymczasem irytowała w wielu momentach tak, że po skonsumowaniu całości, poczułam lekką niestrawność.
Pomysłowo przemyślana fabuła , intrygujące zagadki kryminalne zabarwione okultyzmem i magią, wartka i zwarta akcja, sceneria XVIII –wiecznej Wenecji , wszystko to popsuł nieudolny styl, sztywny i schematyczny język, raziła zbytnia dosłowność poruszanych zagadnień, być może wynikająca z powątpiewania w intelekt czytelnika. Szablonowość konstrukcji zdań, posługiwanie się gotowymi formułami stylistycznymi i ich powtarzalność sprawiało, że czytało mi się książkę ciężko, a w niektórych fragmentach nieprzyjemnie zgrzytało, kiedy przewracałam kartki.
Akcja toczy się w scenerii XVIII wiecznej Wenecji. Na kilka miesięcy przed świętem Zaślubin Morza miasto doświadcza głębokiego kryzysu politycznego, dotyka je seria tajemniczych morderstw i groźba spisku politycznego. Bieg wydarzeń spiskowców na czele z tajemniczym Il Diavolo nawiązuje do wiedzy o kręgach i karach wymierzanych w dantejskim piekle. Znajomość Boskiej Komedii, nie jest tu jednak konieczna, gdyż licznie przytaczane przez autora fragmenty wersów Dantego wykładają czytelnikowi sprawy jasno i przejrzyście, a prowadzącemu śledztwo Pietro Viravolcie służą wskazówkami i pozwalają rozszyfrować zagadkowe morderstwa, uprzedzić dalsze posunięcia IL Diavolo.
Sympatię budzi zgrabnie nakreślona postać Pietra Viravolty- agenta Republiki, awanturnika, uwodziciela zaprzyjaźnionego z Casanovą, wyjętego niczym z powieści Dumasa. Jednak motywy zaczerpnięte z powieści spod znaku płaszcza i szpady, rażą przerysowaniem i proszą się o oryginalność.
Jeśli jednak czytelnik przymknie oko na stylistyczne niedogodności i niedociągnięcia literackie i da się ponieść fabule, to odnajdzie w powieści ciekawe dla siebie obszary.
Książka Delalanda broni się ciekawymi i bardzo realistycznymi opisami osiemnastowiecznej Wenecji. Autor zaprowadza czytelnika do dzielnic, gdzie zwykle turysta nie dociera, zaprasza do wnętrza Bazyliki Św. Marka, do salonów Pałacu Dożów . Dbałość o szczegóły przejawia się w opisach bogatych strojów z epoki, dzieł malarskich oraz obiektów architektury. Powieść to źródło wiedzy z dziedziny kultury politycznej i struktur funkcjonowania instytucji państwa weneckiego, wiele tu ciekawostek na temat tradycji weneckiej arystokracji, marynarskiej floty Arsenału.
Powieść Arnauda Delalanda to niekoniecznie, jak czytamy na okładce, „mistrzowsko skonstruowany thriller historyczny z elementami powieści płaszcza i szpady”, bo artystyczny wymiar tego utworu znacznie odbiega od dobrego poziomu i oryginalności wypowiedzi literackiej. Polecam zdecydowanie tylko cierpliwym czytelnikom, których usatysfakcjonuje urocza jarmarczna podróbka tego gatunku.
Na pierwszym planie konturowo zarysowane postaci przeprawiają się gondolą przez kanał, w tle osnute mgłą bogato zdobione fasady rezydencji nie pozostawiają wątpliwości, że scena, przesycona aurą tajemniczości, rozgrywa się w Wenecji. Niech was jednak nie zwiedzie ciekawa graficznie okładka książki Arnauda Delalanda „Pułapka Dantego”, niestety ładne opakowanie lepsze...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07-03
Czytam namiętnie wszystko co z Italią w tle, a do takich należy książka „Jedz, módl się, kochaj” Elizabeth Gilbert. Fabułę książki „Jedz, módl się, kochaj” stanowią osobiste przeżycia autorki związane z podróżą do Indii, Indonezji i Italii. Oczywiście pochłonęła mnie część poświęcona podróży do Italii. Elizabeth Gilbert nie zwiedza ciekawych zakątków Włoch, nie podziwia dzieł sztuki, nie bierze udziału w wydarzeniach kulturalnych i nie opisuje uroków un bellissimo passe. Pobyt w Italii to dla Liz przede wszystkim ciekawe spotkania z ludźmi, smakowanie tradycyjnych potraw, poznawanie odmiennej kultury i pięknego języka włoskiego. Choć niektórych może irytować bezkrytyczne patrzenie autorki na Italię oparte o stereotypy, ja dałam się uwieść jej opowieści. Razem z Liz zgłębiałam tajniki „ dolce vita, smakowałam miejscowe przysmaki i odkrywałam zawiłości lingwistyczne języka włoskiego. Rozbawiły mnie dowcipnie opisane przez autorkę różnice kulturowe np. w podejściu do doznawania czystej przyjemności. W Italii Liz odkrywa, że zamiast gonić za rozrywkami, można odpoczywać nie robiąc nic. „Im wspanialej i rozkoszniej potrafisz nic nie robić, tym większe twoje życiowe osiągnięcie”. Receptą na odczuwanie szczęścia okazuje się włoskie „bel far niente „ czyli słodkie nieróbstwo rozumiane jako sztuka smakowania życia i rozkoszowania się chwilą. Czym innym jest natomiast sztuka robienia czegoś z niczego określana językowo, jako l’arte d’arrangiarsi. Liz zauważa, że Włosi posiadają wspaniałą umiejętności nadawania wagi wszystkiemu czego się podejmują zrealizować. Przez to wszelkie przejawy aktywności nabierają specjalnego znaczenia, a wynikające z tej aktywności wydarzenia przybierają charakter uroczysty, wyjątkowy. Ślinka mi cieknie i mam ochotę zaraz zjeść okrągły krążek ciasta, kiedy czytam zmysłowe wyznania Liz o pizzy. Razem z Liz odkrywam zawiłości języka włoskiego, odczytuję znaczenie słów, idiomy, przekleństwa, kolokwializmy. Polecam książkę miłośnikom Italii, miła lektura na wakacyjny wypoczynek. Więcej na: http://mojewloskieimpresje.blogspot.it/2013/10/pare-mysli-o-ksiazce-elizabeth-gilbert.html http://mojewloskieimpresje.blogspot.it/2013/10/spotkanie-z-autorka-ksiazki-jedz-modl.html
Czytam namiętnie wszystko co z Italią w tle, a do takich należy książka „Jedz, módl się, kochaj” Elizabeth Gilbert. Fabułę książki „Jedz, módl się, kochaj” stanowią osobiste przeżycia autorki związane z podróżą do Indii, Indonezji i Italii. Oczywiście pochłonęła mnie część poświęcona podróży do Italii. Elizabeth Gilbert nie zwiedza ciekawych zakątków Włoch, nie podziwia...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07-07
"Dziennik Toskański" Tessy Capponni- Borawskiej przeczytałam z wielką przyjemnością. Jest to książka napisana pięknym językiem, pozbawiona pretensjonalności i autentyczna. Autorka, florentynka z urodzenia zamieszkała od wielu lat w Polsce, zabiera nas w wakacyjną podróż do Toskanii- kraju swojego dzieciństwa i młodości. Jest to podróż przesiąknięta nostalgią do miejsc, które czas nieuchronnie zmienia, a drapieżna komercjalizacja pozbawia czaru i uroku. Tessa Capponni pamięta inną Toskanię, przywołuje w pamięci dawne obrazy, wspomina je i konfrontuje z zastaną rzeczywistością. Książka ma charakter dziennika , opiera się więc na subiektywnych wynurzeniach autorki na temat odwiedzanych miejsc, ludzi, dzieł sztuki, kuchni, kultury włoskiej, tradycji, filozofii, religii. Nie ma w książce przesadnych zachwytów i zadęcia, jest natomiast dzielenie się wiedzą wypływającą z doświadczenia i dojrzałości, jest opis wrażeń wspartych mądrością i sympatią do świata. Podczas tej podróży autorka pozwala się poznać, jako osoba romantyczna, uduchowiana, znawczyni sztuki, znakomita rozmówczyni, obserwatorka i oczywiście miłośniczka dobrej kuchni. Książka zawiera mnóstwo opisów świata stołu i przepisów tradycyjnych dań włoskich, czujemy zapachy ziół i smakujemy tradycyjne potrawy. Na pochwalę zasługuje szata graficzna, która uroczo dopełnia książkę i sprawia, że przypomina stary dziennik. Miękka oprawa, kartki i fotografie w kolorze sepii oraz okładka w pastelowych kolorach wszystko to razem ze sobą dobrze współgra. Jednak najbardziej zainteresowały mnie w książce ciekawie opowiedziane anegdoty o postaciach, które odeszły ze świata żywych, a które autorka znała osobiście. Te fragmenty autorka uznała za godne upamiętnienia i właśnie one skłoniły mnie do refleksji- nie tyle opisywane potrawy i miejsca są warte naszej uwagi i zapamiętania, ile rozmowy z ludźmi. Recenzja też u mnie na blogu- http://mojewloskieimpresje.blogspot.it/2010/07/czynne-przetrzymywanie-firanki-ksiazka.html
"Dziennik Toskański" Tessy Capponni- Borawskiej przeczytałam z wielką przyjemnością. Jest to książka napisana pięknym językiem, pozbawiona pretensjonalności i autentyczna. Autorka, florentynka z urodzenia zamieszkała od wielu lat w Polsce, zabiera nas w wakacyjną podróż do Toskanii- kraju swojego dzieciństwa i młodości. Jest to podróż przesiąknięta nostalgią do miejsc,...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-10-29
Po książkę Bianki Rolando „Rozmówki włoskie” sięgnęłam zachęcona tytułem obiecującym włoską tematykę. Przerzucając kartki niewielkiej książki znalazłam kilkanaście ilustracji przedstawiających dzieła klasyki malarstwa włoskiego i chociaż były czarno-białe, małe i niewyraźne zdecydowały o moim wyborze. Oczekiwałam książki, która przygotuje mnie do odbioru takich kanonów włoskiego malarstwa, jak dzieła: Mantegna, Caravaggia, Tycjana, Leonarda da Vinci, Giotta. Nastawiłam się na ciekawszą niż podręcznikową analizę dzieł, ukierunkowaną na szczegóły, które czynią dzieło oryginalnym i wyjątkowym. Kolejne rozdziały książki otwiera dwanaście szarych ilustracji, o tytułach dość luźno, albo wcale nie odwołujących się do dzieł malarskich no bo, co może łączyć „Odkurzacz” ( tytuł pierwszego rozdziału) z dziełem Andrea Mantegna „Martwy Chrystus”, albo „Holownik” z dziełem Benozzo Gozzoli „Marta gani swoją siostrę Marię”?
Kto spodziewa się, że książka Bianki Rolando dostarczy przyjemnych przeżyć w kontakcie z dziełem malarskim, ten będzie rozczarowany! Świat po przeczytaniu tej książki nie wydaje się lepszy i piękniejszy. Książki nie czyta się lekko i przyjemnie, a występujące postaci nie budzą sympatii, czasami drażnią i budzą odrazę. Tych, których dopadają wątpliwość egzystencjalne książka nie podnosi na duchu, zagubieni nie odnajdą w niej ładu i harmonii. Siłą tej książki są ostre kontrasty. Estetyczne przeżycia wywołane odbiorem dzieł włoskich mistrzów pędzla, zestawiane są z odrażającymi i odpychającymi lub etycznie wieloznacznymi sytuacjami z życia, np. freski Giotta autorka zestawia z medycznym spojrzeniem na zapłodnienie in vitro, obraz Mantegna" Martwy Chrystus" z pracą poławiaczy trupów, obraz "Bachusa" Caravaggia z zatruciem nieświeżą kiełbasą w kanapkach. Do podkreślenia brzydoty świata służy autorce dosadny i intensywny język, którego mocne akcenty odnajdujemy w tekście opowiadań.
Blanka Rolando oprowadza po włoskich klimatach malarskich, ale w sposób daleki od akademickich analiz. Krótkie opowiadania to nie historie z happy endem, to luźne pogawędki wprowadzające w klimat Włoch, opowiadające o dziełach malarskich w sposób odmienny i zaskakujący. Środki wyrazu, którymi posługuje się autorka, działają na wyobraźnię czytelnika i poruszają emocjami w taki sposób, że przyzwyczajeni do infantylnego odbioru dzieł malarskich, zaczynamy czuć się uwolnieni od krępującego szacunku wobec dzieł sztuki, które przemawiają do nas emocjami nie zawsze estetycznie pożądanymi.
Więcej na stronie http://mojewloskieimpresje.blogspot.com/
Po książkę Bianki Rolando „Rozmówki włoskie” sięgnęłam zachęcona tytułem obiecującym włoską tematykę. Przerzucając kartki niewielkiej książki znalazłam kilkanaście ilustracji przedstawiających dzieła klasyki malarstwa włoskiego i chociaż były czarno-białe, małe i niewyraźne zdecydowały o moim wyborze. Oczekiwałam książki, która przygotuje mnie do odbioru takich kanonów...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-12-30
2015-02-23
Impuls, który zdecydował o wyborze książki okazał się strzałem w dziesiątkę, bo to powieść wyjątkowa i jedna z lepszych, jakie przeczytałam. Teraz z perspektywy minionego czasu dostrzegam powiązanie sugestywnego momentu w księgarni z powieścią Wally’ego Lamba, w której tak dużo o nieprzewidywalności życia, przypadkowości i zagadkowości losów człowieka.
„Bóg i życie mogą równie dobrze okazać nam łaskę, jaka i z nas zakpić”
Wally Lamb- To wiem na pewno
Książka jest dość obszerna objętościowo( ponad 800 stron) należy jednak do tych czytanych jednym tchem, od których nie można się oderwać. Zaczyna się dość makabrycznie co może szokować czytelnika, przeszywać dreszczem, dużo też w niej trudnych historii i złożonej tematyki, jednak czyta się ją tak, jakby oglądało się ciekawy serial.
Za najciekawszą i najbardziej wyrazistą postać w powieści uważam dziadka Tempestę- Sycylijczyka, dla którego omerta i wendetta to święte prawa. To właśnie jego ciekawe opowieści z przeszłości spowodowały, że ponownie wróciłam do lektury.
Życie Bridseyów wielopokoleniowej rodziny włoskich emigrantów umiejscowiona jest na prowincji Ameryki w miasteczku Three Rives. Akcja toczy się w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, ale sporo w niej retrospektywnych wątków rozgrywających się na Sycylii u podnóża groźnie pomrukującego wulkanu Etny. Więcej na http://mojewloskieimpresje.blogspot.it/2015/02/to-wiem-na-pewno-wallyego-lamba-z-cyklu.html
Impuls, który zdecydował o wyborze książki okazał się strzałem w dziesiątkę, bo to powieść wyjątkowa i jedna z lepszych, jakie przeczytałam. Teraz z perspektywy minionego czasu dostrzegam powiązanie sugestywnego momentu w księgarni z powieścią Wally’ego Lamba, w której tak dużo o nieprzewidywalności życia, przypadkowości i zagadkowości losów człowieka.
„Bóg i życie...
„Neapol moja miłość”, to druga część popularnej włoskiej trylogii australijskiej autorki Penelope Green, która w 2002 roku opuściła dom rodzinny rodziców w Sidney i wyjechała do Włoch.
Książkę przeczytałam w zeszłym roku w wakacje przy okazji wyjazdu do Neapolu. Szukałam lekkiej lektury, która by mnie pozytywnie nastroiła przed podróżą nad Zatokę Neapolitańską. Zabierałam książkę na plażę, przyjemność czytania wzmacniały walory krajobrazowe, jezioro i góry, które miałam przed sobą, tak łudząco podobne do Zatoki Neapolitańskiej
„Neapol moja miłość” to lektura lekka i przyjemna, choć nie brakuje w niej tematów trudnych i ciężkich, jak choćby przewijający się wątek zabójstwa czternastoletniej Annalisy Durante zastrzelonej w rozgrywkach mafijnych. Tragiczne wydarzenie w tamtym czasie wstrząsnęło opinią publiczną i wiadomość obiegła cały świat. Sporo w książce na temat niebezpieczeństw czyhających na przyjezdnych do Neapolu, o niespokojnym obliczu miasta, kontrolowaniu handlu narkotykami przez organizację przestępczą.
W 2005 roku, po trzech latach mieszkania w Rzymie, Penny, młodziutka Australijka z Sidney przenosi się do Neapolu, gdzie dostaje posadę dziennikarki. I z dziennikarskiej perspektywy Penny przedstawia nam Neapol. Przygląda się codziennemu życiu mieszkańców, problemom z którymi muszą sobie radzić, ważniejszym wydarzeniom, którymi żyje w tym czasie Neapol.
Młodziutka Penny szuka w Neapolu swojej drogi do rozwoju i usamodzielnienia, marzy też poznaniu przystojniaka Włocha, który stałby się miłością jej życia, jednak jako una straniera zdaje sobie sprawę, że jest na przegranej pozycji.
Drzwi do tradycyjnej kuchni neapolitańskiej otwiera nam Nicoletta pięćdziesięciopięcioletnia sąsiadka, przyjaciółka i powierniczka Penny, kochająca dobre jedzenie. Dowiadujemy się, jak piecze się na Wielkanoc tradycyjne pastiere, czym zaprawia się deser czekoladowy sanguinosa.
Razem z Penny spacerujemy po nadmorskiej promenadzie z pięknym widokiem na zatokę i wulkan, udajemy się na skuterze do centro storico, przechadzamy się po głównym trakcie handlowym z modnymi sklepami i butikami, gościmy w willi położonej w najznamienitszym przedmieściu, zaglądamy na peryferyjne dzielnice nędzy.
W piętnastu kolejnych rozdziałach, o dużo mówiących tytułach zanurzamy się w mieście, jego atmosferze, dowiadujemy się jak wygląda miasto w święto ferragosto i co się dzieje w święto patrona miasta. Poznajemy rdzennych mieszkańców miasta, ich mentalność i przesądy, jakim hołdują obyczajom i tradycjom.
Lektura pozwala zrelaksować się, uśmiechnąć i pozytywnie nastawić do miasta pod Wezuwiuszem.
„Neapol moja miłość”, to druga część popularnej włoskiej trylogii australijskiej autorki Penelope Green, która w 2002 roku opuściła dom rodzinny rodziców w Sidney i wyjechała do Włoch.
więcej Pokaż mimo toKsiążkę przeczytałam w zeszłym roku w wakacje przy okazji wyjazdu do Neapolu. Szukałam lekkiej lektury, która by mnie pozytywnie nastroiła przed podróżą nad Zatokę Neapolitańską....