-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać352
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik15
Biblioteczka
2017-07-15
2017-05-08
2014-07-10
„O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu” już sam tytuł wydał mi się na tyle ciekawy i zaczepny, żeby sięgnąć po książkę. Użyty w tytule frazeologizm; o czym mówię, kiedy mówię…, zawiera podtekst, pozwalający myśleć, że niekoniecznie jest to poradnik dla biegaczy i sugeruje raczej głębsze przemyślenia na ten temat.
Książkę Harukiego Murakamiego przeczytałam zafascynowana treścią, dla mnie odkrywczą i orzeźwiającą.
To rodzaj dziennika, w którym pisarz zapisuje swoje przemyślenia od czasu, kiedy zaczął biegać. W tych przemyśleniach zawiera się pewna filozofia życia, a niektóre myśli autora mogłyby posłużyć za życiowe drogowskazy; np. .
” Nie ważne ile mam lat, póki żyję zawsze będę odkrywał w sobie coś nowego”
„ Chcąc doświadczyć czegoś wartościowego trzeba czasem zrobić coś bardzo nieudolnie”
„Nikt nie jest w stanie wygrywać przez cały czas. Po autostradzie życia nie da się jechać bez przerwy pasem szybkiego ruchu”.
Murakami uchyla drzwi do swojej prywatności. Daje się poznać jako człowiek konsekwentnie dążący do celu, z natury samotnik, nie uznający kompromisów, perfekcjonista. Opowiada o swojej przeszłości, z której nie był zadowolony. Pewnego dnia porzuca swoje dawne zajęcie i postanawia zostać pisarzem. Do nowego stylu życia wpisuje również bieganie. Okazuje się, że te dwie sfery życia – bieganie i pisarstwo, są ze sobą powiązane i zależne; ”Mam wrażenie, że mój typ mięśni jest powiązany ze sposobem, jaki działa mój umysł”. W pisarstwie, podobnie jak w sporcie, aby osiągnąć dobry wynik należy włożyć mrówczą pracę i każdego dnia wytrwale podążać wytyczoną ścieżką, nie poddawać się, wciąż próbować na nowo. „Gdy się patrzy na to z zewnątrz, albo z wysokości, takie życie może wydawać się bezsensowne, jałowe, a nawet skrajnie nieudolne. Może rzeczywiście wszystko to nie ma sensu i przypomina nalewanie wody do dziurawego wiadra, ale tym co pozostaje jest włożony wysiłek.”
Murakami pisze o zmaganiach z bólem podczas treningów, o pokonywaniu własnych ograniczeń w maratonach, o przełamywaniu słabości i strachu w triatlonie.Czujemy naprawdę, że żyjemy, kiedy podejmujemy trudne wyzwania. „Zmuszanie się do największego wysiłku do jakiego jesteśmy w stanie się zmusić przy wszystkich naszych ograniczeniach – o to istota biegania i metafora życia”.Książkę polecam tym, którzy chcieliby zgłębić filozofię życia opartą na samej czynności biegania, jako wartości wymiernej, mierzonej w jakości naszego życia.
„O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu” już sam tytuł wydał mi się na tyle ciekawy i zaczepny, żeby sięgnąć po książkę. Użyty w tytule frazeologizm; o czym mówię, kiedy mówię…, zawiera podtekst, pozwalający myśleć, że niekoniecznie jest to poradnik dla biegaczy i sugeruje raczej głębsze przemyślenia na ten temat.
Książkę Harukiego Murakamiego przeczytałam...
2017-01-17
Książka Łukasza Orbitowskiego „Inna dusza” to dla mnie bydgoszczanki lektura obowiązkowa i ważna, nie tak często na rynku czytelniczym pojawiają się powieści współczesnych polskich pisarzy z fabułą rozgrywającą się w moim rodzimym mieście, a dodatkowo jeszcze opartą na prawdziwych wydarzeniach zapisanych w sądowych aktach. Wydawnictwo Od Deski Do Deski stworzyło ciekawą serię Na F/Aktach i „Inna Dusza” Łukasza Orbitowskiego to bodaj druga z tej serii lektura, która pojawiła się na rynku księgarskim w 2015 roku.
Ciekawa byłam książki, właśnie z uwagi na scenerię, interesował mnie literacki portret Bydgoszczy okresu transformacji i niespokojnych przemian społecznych nakreślony piórem pisarza młodego (rocznik 1977), który w latach dziewięćdziesiątych dopiero co wchodził w dorosłość. Nieprzeparta myśl, że autor to być może pisarz korzeniami związany z Bydgoszczą (i tu pudło, nietrafiony), potęgowała moje zainteresowanie lekturą.
Książka mocno mną poruszyła w treści i obrazach. Przez kolejne rozdziały podróżowałam w czasie do miejsc znanych, a wraz z intensywnie toczącą się fabułą emocje wzrastały i ożywały wspomnienia okrutnego mordu sprzed 20 lat, które ponurym cieniem spowiło miasto. Odsłuchiwałam na You Tube utwory Kultu, Myslovitz, O.N.A, Kasi Kowalskiej, Edyty Bartosiewicz i innych, a fragmenty tekstów piosenek otwierały kolejne części książki.
Bydgoszcz ostatniej dekady ubiegłego wieku przedstawia się tu, jako miasto nieprzyjazne i mroczne, młodzież szuka sposobności by się stąd wydostać, bo „Tu tylko nędzarze i złodzieje”(s.36), a zrezygnowani dorośli bez złudzeń na lepszą przyszłość narzekają „czemu życie rozdaje karty tak nierówno. Kiedyś dobre życie fundowała uczciwa praca. Teraz już nie wiadomo.”(s.36)
Imponuje dokładna znajomość topografii Bydgoszczy, aż trudno uwierzyć, że autorowi wystarczyło zaledwie dwa tygodnie na poznanie miasta. Szczególnie wiernie jawi się obraz smutnych uliczek starej dzielnicy Okole upstrzonej obdrapanymi kamienicami z klatkami schodowymi cuchnącymi szczynami, pełno tu ciemnych bram, podejrzanych zaułków, ciasnych podwórek usianych walającymi się puszkami, butelkami i skwerów zrytych kretowiskami. Nie mniej ponuro przedstawia się pejzaż, oddalonego od centrum Bydgoszczy, Fordonu. Trasę do osiedla pokonuje się zatłoczonymi autobusami, a krajobraz betonowych blokowisk ciągnie się w nieskończoność. ”Nie ma tu knajp. Nie ma tutaj bibliotek, kin, pubów z bilardem, nie ma klubów tanecznych ani ogniska kulturystycznego, nie ma placów zabaw ani kwiaciarni, nie ma kręgielni, pływalni czy hali do koszykówki”( s.24)
Utkany z sugestywnych szczegółów klimat raczkującego kapitalizmu przedstawia się w powieści niezwykle realistycznie choć przygnębiająco. W tym ponurym świecie toczy się normalne życie, słucha się muzyki disco, nosi podróbki reeboków, kurtki flejersy, buty Martensy, gra się w Mortal Kombat, ogląda serial Bevery Hills, chodzi do kina na Predatora, zbiera puszki po piwie i naklejki z chrupek.
Prawdziwa jest tu sceneria i przygnębiający klimat tamtych czasów oraz okrutny mord, który wydarzył się w mieście nad Brdą, jednak fakty z akt sądowych Łukasz Orbitowski ubiera w literacką fikcję i nadaje subiektywny kształt prawdziwym wydarzeniom. Czyni to znakomicie, niebywale wiarygodnie i mrocznie.
Powieściowi bohaterowie to Krzysiek, Jędrek i Darek. Zgrana paczka nastolatków spędza wspólnie czas po szkole- kopią piłkę, jeżdżą na rowerze, ćwiczą na siłowni, grają na konsolach. Chłopcy mają swoje wady i zalety, borykają się z napięciami wieku dojrzewania, snują plany na przyszłość, oczekują na dorosłość, w której pokładają nadzieję na zmianę losu. Ale najstarszy z nich Jędrek przejawiać zaczyna niepokojącą skłonność do okrucieństwa, budzi się w nim chętka by zabijać. Jędrek wie, że coś w nim siedzi, że „są inne dusze, takie co żyją w człowieku obok tych naszych dusz, zwyczajnych. I czegoś tam sobie chcą. Niektóre są ciche, inne głośne. Wrzeszczą, hałasują. To jest okropne nie do wytrzymania. Znaczy tak mi się wydaje, że z takim duchem w środku strasznie ciężko żyć, zwłaszcza jak on chce czegoś, na co ty nie masz ochoty.”( s.78). Demon zła przejmuje kontrolę nad Jędrkiem i pcha go do czynów zbrodniczych.
Dlaczego Jędrek w okrutny sposób zamorduje dwie osoby, co popchnęło go do zbrodni ? Na te pytania trudno znaleźć odpowiedź. Absurdalność popełnionego zabójstwa i zrozumienie motywów mordercy budzi w czytelniku wiele pytań, które zadawali sobie zszokowani zbrodnią również bydgoszczanie. Lektura skłania do myślenia, że są rzeczy związane z nieokiełznaną naturą ludzką, której logiką nie da się wytłumaczyć. W takich razach szukamy wyjaśnienia w magii, mistyce, do których odwołuje się autor, stąd też tytuł książki ”Inna dusza”.
Opisy zbrodni mrożą krew w żyłach, jakby rejestrowane zimnym okiem kamery sponad głowy sprawcy, albo może drapieżnika krążącego nad swoją ofiarą.
Książka długo jeszcze po przeczytaniu trzyma się trzewi i nie pozwala wyjść z głowy, jest przejmująca i poruszająca. I zasługa to, nie tylko poruszanego tematu, ale dobrego pióra pisarza Łukasza Orbitowskiego. Polecam.
Książka Łukasza Orbitowskiego „Inna dusza” to dla mnie bydgoszczanki lektura obowiązkowa i ważna, nie tak często na rynku czytelniczym pojawiają się powieści współczesnych polskich pisarzy z fabułą rozgrywającą się w moim rodzimym mieście, a dodatkowo jeszcze opartą na prawdziwych wydarzeniach zapisanych w sądowych aktach. Wydawnictwo Od Deski Do Deski stworzyło ciekawą...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-03-02
Jestem pełna obaw i nie wiem, czy moja interpretacja książki jest właściwa, czy dobrze odczytałam złożoność powieści? Pierwsze co nasunęło mi się, podczas czytania lektury to nieodparte wrażenie, że opisywana historia wydarzyła się naprawdę. Jakby przy pomocy literatury, autorka pisząca pod pseudonimem, chciała się z czymś rozprawić, co nie dawało jej spokoju, jakby przez tę książkę mówiła nam wszystko to, czego nie mogła powiedzieć konkretnemu człowiekowi, ze szczerością odmienną od tej, na którą pozwala codzienna rozmowa.
Historię „pierwszej miłości” Marty i Fabia, miłości głębokiej, ale trudnej, opowiada pięćdziesięcioletnia narratorka i jednocześnie główna bohaterka opisywanych zdarzeń. Ale zanim Marta zacznie snuć retrospektywną opowieść, wpierw dokonuje bilansu swojego dotychczasowego życia. W krótkim prologu prezentuje swój portret dojrzałej kobiety, spełnionej i świadomej siebie, która bardzo dobrze wie „co w życiu ważne, a co warte funta kłaków”.(s.5) Jednak w momencie, kiedy wydaje się, że najważniejsze w życiu już się wypełniło, Marta wraca pamięcią do przeszłości i rozpoczyna podróży w głąb swojej duszy, konfrontuje się z wydarzeniami z młodości i bolesną utratą „pierwszej miłości”.
Łatwo można spłycić literacki przekaz powieści jeśli nie zachowa się czujności, chociaż to wątek miłosny napędza akcję, to istotny jest tu skrupulatnie składany portret psychologiczny pięćdziesięcioletniej kobiety u progu starzenia się, która rozprawia się ze swoją przeszłością. „Wspominam…Czy dlatego, że się starzeję? Może. Mam świadomość, że moje życie w większej części już się stało, a ile jeszcze przede mną? Kto to wie?(…) tak bardzo starałam się zrozumieć, bo wszystko zrozumieć, to wszystko wybaczyć. Czy zrozumiałam?”(s. 321)
Powieść nasycona jest licznymi wewnętrznymi monologami i przemyśleniami z których odczytać można całe spektrum uczuć i emocji przeżywanych przez Martę. Tekst nabrzmiały od rozterek i rozważań sprawia, że czytelnik obserwuje zmiany zachodzące w świadomości bohaterki, która na koniec konkluduje „jakże nieprzewidywalny jest czas … Dla jednych łaskawy … Dla innych bezlitosny, lecz zmienia każdego”.(s.318)
Tym co pozwoliło Marcie wyciszyć bolesne przeżywanie siebie sprzed lat i spojrzeć na swoje życie bez dramatyzmu i cierpienia to dystans rozumiany jako świadome kształtowanie własnej rzeczywistości. ”Chcę pamiętać Cię tylko jako cudownego chłopaka, który podarował mi cudowne uczucie, który nauczył mnie kochać i dzięki któremu przeżyłam to co przeżyłam. To w dużej mierze dzięki Tobie umiałam dać ogrom miłości człowiekowi, którego poślubiłam, umiałam być dobrą żoną, umiałam być szczęśliwa. Niezależnie od tego, jak absurdalnie zabrzmią te słowa, to Ty byłeś architektem późniejszych moich uczuciowych wzlotów”.(s.323)
Tytułowy Ponte Vecchio to miejsce najbardziej dramatycznej i pełnej emocji sceny rozgrywającej się między dwojgiem kochanków Martą i Fabio. Stary Most we Florencji, ulubione miejsce spotkań zakochanych par, to zarazem metafora rozumiana jako ogniwo łączące zakochanych.” Ach…, gdy teraz o tym myślę…, gdy przypominam sobie nasze zdumiewające spotkanie na Ponte Vecchio, nasunęło mi się porównanie. Cała nasza miłość była jak Ponte Vecchio… stary, solidny most”.(s.322)
Napisaną z polotem książkę Marii Maliny Lampone „ Ponte Vecchio. Stary Most” przeczytałam z przyjemnością i zainteresowaniem, wciągnęła mnie ciekawie skrojona fabuła bogata w zmieniającą się scenerię. Łapczywie chłonęłam wątki podróżnicze i razem z Martą zwiedzałam piękne włoskie miasta – Wenecję, Florencję, Sycylię, Urbino, Pesano, Orvietto, Todi, Asyż, Perugie, Gubbio, Sienę.
O dziwo, nie przygnębiały mniej barwne fragmenty przenoszące do tak nieodległej przecież epoki PRL-u…, sentymentalna podróż w czasie przypominała minioną młodość i uśmiech sam rozświetlał buzię. Natura ludzka jest nieodgadniona i bardzo złożona, jesteśmy dziwniejsi niż chcielibyśmy przyznać, książka jest z gatunku tych, które na równi z fabułą stawia psychologię, to ciekawe studium kobiecości. Polecam
Więcej na http://mojewloskieimpresje.blogspot.it/2017/05/sia-pierwszej-miosci-ponte-vecchiostary.html Zapraszam:-)
Jestem pełna obaw i nie wiem, czy moja interpretacja książki jest właściwa, czy dobrze odczytałam złożoność powieści? Pierwsze co nasunęło mi się, podczas czytania lektury to nieodparte wrażenie, że opisywana historia wydarzyła się naprawdę. Jakby przy pomocy literatury, autorka pisząca pod pseudonimem, chciała się z czymś rozprawić, co nie dawało jej spokoju, jakby przez ...
więcej Pokaż mimo to