-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński36
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant977
Biblioteczka
2018-07-05
W ostatnim czasie zaintrygował mnie nowy wizerunek Katarzyny Nosowskiej, nie ten maszkarowaty z instagramowych śmiesznych filmików, ale tu i tam widziany w mediach.Popularna wokalistka grupy rokowej HEY przechodzi kolejną metamorfozę. Nowa stylizacja- skrócone włosy, trendy oprawki, wyrazisty makijaż- to zewnętrzny przejaw nowego emploi Nosowskiej, na księgarskim rynku pokazał się niedawno jej autorski debiut „A ja żem jej powiedziała…”
Zakupiłam książkę w wersji dźwiękowej, bo interpretację autorki uznałam za idealne dopełnienie barwnego portretu z okładki i tego namalowanego słowem. Pochłonęłam tzn. przesłuchałam audiobooka wciągu jednego wieczoru. Na początku było bardzo śmiesznie i wesoło, później już mniej zabawnie, a miejscami bardzo poważnie i refleksyjnie.
Literacki zapęd, wyznaje Nosowska, przejawiała już w wieku szkolnym, ale zewnętrzne krytyczne czynniki zgasiły żar w zarodku i dopiero wiek dojrzały wydobył na powierzchnię tłumioną pisarską pasję. Pomysł napisania książki powstał poza nią, ale podjęła literackie wyzwanie postawione jej przez Wydawnictwo Wielka Litera.
I dobrze się stało, bo Nosowska okazuje się osobą wielu talentów, bo pisze ciekawie i porywająco, a do tego zabawnie i dowcipnie. Już na wstępie chwyciły mnie za serce i rozczuliły słowa : ”Jeśli jest Wam czasem ciężko, zaufajcie mi, zaufajcie Kaśce. Sens zdarzeń objawia się z opóźnieniem. Trzeba tylko przeczekać. To co dziś jest czystym cierpieniem, po czasie okazuje się przedsionkiem szczęścia i mądrości. Bądźcie dzielni i miejcie się świetnie!”.
Po takiej porcji otuchy nie pozostałam obojętna, wstydliwie poczułam , że słowa skierowane są do mnie, że mogłabym się z Nosowską zakolegować - dla niej też- umysł bywa miejscem ponurym.
Autorski debiut Nosowskiej to zbiór 50 felietonów, w których przegaduje sama z sobą istotne życiowe sprawy. Rozmówki Nosowskiej przypominają sesje terapeutyczne, gdzie pacjent i terapeuta to ta sama osoba, takie współczesne „wash and go”.
Impresje kończą się celnymi puentami, które można potraktować jako życiowe porady np.: „Czarne nie wyszczupla”, „Udawanie orgazmu jest smutne”, „Nie wolno przyjaźnić się z sukami”, „W twoim wieku nie można wszystkiego zwalać na dzieciństwo” , „W byciu z kimś trzeba być sobą”, „… nie umie kochać ten, kto tak bardzo nie lubi siebie”.
Nosowska opowiada historie, które dotyczą sytuacji z jej życia, przytacza zabawne anegdoty np.: o wiecznie dzwoniącym telefonie, o propozycji wystąpienia w reklamie orzeszków, o babskich nasiadówkach zakłócanych obecnością samca, o szafie pełnej ubrań jak dla żałobników, o byciu „spoko” matką nastoletniego syna, o diecie i galarecie. Daje się tu poznać jako osoba utalentowana komediowo, pełna humoru, dystansu do siebie i życia.
Poglądy, którymi dzieli się Nosowska wynikają z dojrzałości i doświadczenia blisko pięćdziesięcioletniej kobiety, to przemyślenia szczere i odważne. ”Miłość to decyzja, jeśli ją podejmiesz, to mów, że kochasz, dawaj nie oczekuj zwrotu kosztów, miej odwagę powiedzieć, że już nie ma miłości, odejdź zanim zdradzisz i nie licz, że drugą stronę stać będzie na podobną uczciwość.”
Otwartymi i szczerymi wyznaniami Nosowska dopuszcza innych do siebie na odległość, którą inni uznaliby za niebezpieczną, wprowadza w zakamarki swojej duszy, odsłania wstydliwe i bolesne miejsca, pokazuje słabości i mówi taka jestem w prawdzie, podobna Wam zwyczajna kobieta.
Są rozdziały, do których chętnie wrócę, zawierają głęboki przekaz, w nich szczególnie pokrzepia mądrość autorki, która wierzy głęboko,że życie to cud, że jesteśmy częścią jedni,że wszyscy błądzimy, a to nie grzech, że cierpienie sprawia że duch zdobywa bezcenną sprawność.
Nosowska zyskała we mnie przyjazną czytelniczkę, bo to o czym pisze jest mi w jakiś sposób bliskie i mogłabym przyjąć za swoje, a szczególnie „wszyscy mamy w sobie maleńki pręcik dobra, który żarzy się bez przerwy", no i przyłączam się do jej manifestu: „Nie zdziadzieję! Nie pozwolę młodym wypchnąć się na margines życia. Moje spojrzenie nie zmatowieje. Nie przestanę marzyć. Elo, Elo, Wasza mać. ”
W ostatnim czasie zaintrygował mnie nowy wizerunek Katarzyny Nosowskiej, nie ten maszkarowaty z instagramowych śmiesznych filmików, ale tu i tam widziany w mediach.Popularna wokalistka grupy rokowej HEY przechodzi kolejną metamorfozę. Nowa stylizacja- skrócone włosy, trendy oprawki, wyrazisty makijaż- to zewnętrzny przejaw nowego emploi Nosowskiej, na księgarskim rynku...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-05-08
Jestem pełna obaw i nie wiem, czy moja interpretacja książki jest właściwa, czy dobrze odczytałam złożoność powieści? Pierwsze co nasunęło mi się, podczas czytania lektury to nieodparte wrażenie, że opisywana historia wydarzyła się naprawdę. Jakby przy pomocy literatury, autorka pisząca pod pseudonimem, chciała się z czymś rozprawić, co nie dawało jej spokoju, jakby przez tę książkę mówiła nam wszystko to, czego nie mogła powiedzieć konkretnemu człowiekowi, ze szczerością odmienną od tej, na którą pozwala codzienna rozmowa.
Historię „pierwszej miłości” Marty i Fabia, miłości głębokiej, ale trudnej, opowiada pięćdziesięcioletnia narratorka i jednocześnie główna bohaterka opisywanych zdarzeń. Ale zanim Marta zacznie snuć retrospektywną opowieść, wpierw dokonuje bilansu swojego dotychczasowego życia. W krótkim prologu prezentuje swój portret dojrzałej kobiety, spełnionej i świadomej siebie, która bardzo dobrze wie „co w życiu ważne, a co warte funta kłaków”.(s.5) Jednak w momencie, kiedy wydaje się, że najważniejsze w życiu już się wypełniło, Marta wraca pamięcią do przeszłości i rozpoczyna podróży w głąb swojej duszy, konfrontuje się z wydarzeniami z młodości i bolesną utratą „pierwszej miłości”.
Łatwo można spłycić literacki przekaz powieści jeśli nie zachowa się czujności, chociaż to wątek miłosny napędza akcję, to istotny jest tu skrupulatnie składany portret psychologiczny pięćdziesięcioletniej kobiety u progu starzenia się, która rozprawia się ze swoją przeszłością. „Wspominam…Czy dlatego, że się starzeję? Może. Mam świadomość, że moje życie w większej części już się stało, a ile jeszcze przede mną? Kto to wie?(…) tak bardzo starałam się zrozumieć, bo wszystko zrozumieć, to wszystko wybaczyć. Czy zrozumiałam?”(s. 321)
Powieść nasycona jest licznymi wewnętrznymi monologami i przemyśleniami z których odczytać można całe spektrum uczuć i emocji przeżywanych przez Martę. Tekst nabrzmiały od rozterek i rozważań sprawia, że czytelnik obserwuje zmiany zachodzące w świadomości bohaterki, która na koniec konkluduje „jakże nieprzewidywalny jest czas … Dla jednych łaskawy … Dla innych bezlitosny, lecz zmienia każdego”.(s.318)
Tym co pozwoliło Marcie wyciszyć bolesne przeżywanie siebie sprzed lat i spojrzeć na swoje życie bez dramatyzmu i cierpienia to dystans rozumiany jako świadome kształtowanie własnej rzeczywistości. ”Chcę pamiętać Cię tylko jako cudownego chłopaka, który podarował mi cudowne uczucie, który nauczył mnie kochać i dzięki któremu przeżyłam to co przeżyłam. To w dużej mierze dzięki Tobie umiałam dać ogrom miłości człowiekowi, którego poślubiłam, umiałam być dobrą żoną, umiałam być szczęśliwa. Niezależnie od tego, jak absurdalnie zabrzmią te słowa, to Ty byłeś architektem późniejszych moich uczuciowych wzlotów”.(s.323)
Tytułowy Ponte Vecchio to miejsce najbardziej dramatycznej i pełnej emocji sceny rozgrywającej się między dwojgiem kochanków Martą i Fabio. Stary Most we Florencji, ulubione miejsce spotkań zakochanych par, to zarazem metafora rozumiana jako ogniwo łączące zakochanych.” Ach…, gdy teraz o tym myślę…, gdy przypominam sobie nasze zdumiewające spotkanie na Ponte Vecchio, nasunęło mi się porównanie. Cała nasza miłość była jak Ponte Vecchio… stary, solidny most”.(s.322)
Napisaną z polotem książkę Marii Maliny Lampone „ Ponte Vecchio. Stary Most” przeczytałam z przyjemnością i zainteresowaniem, wciągnęła mnie ciekawie skrojona fabuła bogata w zmieniającą się scenerię. Łapczywie chłonęłam wątki podróżnicze i razem z Martą zwiedzałam piękne włoskie miasta – Wenecję, Florencję, Sycylię, Urbino, Pesano, Orvietto, Todi, Asyż, Perugie, Gubbio, Sienę.
O dziwo, nie przygnębiały mniej barwne fragmenty przenoszące do tak nieodległej przecież epoki PRL-u…, sentymentalna podróż w czasie przypominała minioną młodość i uśmiech sam rozświetlał buzię. Natura ludzka jest nieodgadniona i bardzo złożona, jesteśmy dziwniejsi niż chcielibyśmy przyznać, książka jest z gatunku tych, które na równi z fabułą stawia psychologię, to ciekawe studium kobiecości. Polecam
Więcej na http://mojewloskieimpresje.blogspot.it/2017/05/sia-pierwszej-miosci-ponte-vecchiostary.html Zapraszam:-)
Jestem pełna obaw i nie wiem, czy moja interpretacja książki jest właściwa, czy dobrze odczytałam złożoność powieści? Pierwsze co nasunęło mi się, podczas czytania lektury to nieodparte wrażenie, że opisywana historia wydarzyła się naprawdę. Jakby przy pomocy literatury, autorka pisząca pod pseudonimem, chciała się z czymś rozprawić, co nie dawało jej spokoju, jakby przez ...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-27
Barbara Quick książką” Dziewice Vivaldiego” otwiera drzwi do poznania życia i twórczości Vivaldiego oraz XVIII wiecznej Wenecji.Oczami głównej bohaterki Anny Marii oglądamy olśniewający świat weneckiej socjety, jak i mroczne zakamarki miasta. Przebywamy w wytwornie i z przepychem urządzonych salach Palazzo Foscarini, jak i w biednych dzielnicach getta żydowskiego. Podziały społeczne w Wenecji są bardzo wyraźne, tylko podczas kilku tygodni karnawału mieszkańcy mieszają się ze sobą, zakrywają twarze maskami i mogą robić wszystko, na co tylko mają ochotę.
Główną bohaterkę Annę Marię poznajemy jako dorosłą kobietę, która wraca wspomnieniami do swojej młodości. W listach do nieznanej matki pisze o surowych regułach stosowanych w sierocińcu, w którym była wychowywana, o swoim dojrzewaniu i pierwszym zakochaniu. Tęsknotę za matką i poszukiwanie własnej tożsamości zagłusza muzyką, w której odnajduje ukojenie. Jest niezwykle uzdolnioną skrzypaczką, którą naucza sam mistrz Vivaldi. Maestro jest dla niej niedoścignionym wzorem, któremu „…aniołowie szeptali nuty do jego ucha.”
Pisarka przed przystąpieniem do pisania książki studiowała starannie historyczne zapiski związane z życiem Vivaldiego i figlie di Coro z Ospedale Della Pieta w Wenecji . I choć powieść jest literacką fikcją to występujące postaci i wiele opisywanych wydarzeń jest autentycznych. Spotykamy się z takimi postaciami ze świata muzyki jak: Georg Friedrich Haendel, Domenico Scarlatti, Francesco Gasparini, Antonio Vivaldi. Główna bohaterka powieści- Anna Maria to również postać autentyczna. Żyła w Wenecji i jako doskonała skrzypaczka przynosiła sławę Pieta sięgającą daleko poza granice Wenecji.
Powieść Barbary Quick o dziewczynie Annie Marii doświadczonej przez los, czyta się przyjemnie i ze wzruszeniem. Po przeczytaniu książki ma się ochotę poznać Wenecję podążając do miejsc opisywanych przez pisarkę np. do kościoła, gdzie dawały swoje koncerty członkinie Coro z Ospedale Della Pieta, do budynku, gdzie mieszkały sieroty, czy do dzielnicy weneckiego getta, albo do okazałych pałaców rodziny Foscarini.
Polecam tę lekturę każdemu, kto interesuje się muzyką barokową i poszukuje nowej wiedzy o Wenecji. Więcej na stronie serwisu z którym współpracuję: http://www.oliwazoliwek.pl/kultura/barbara-quick-%e2%80%9edziewice-vivaldiego%e2%80%9d/
Barbara Quick książką” Dziewice Vivaldiego” otwiera drzwi do poznania życia i twórczości Vivaldiego oraz XVIII wiecznej Wenecji.Oczami głównej bohaterki Anny Marii oglądamy olśniewający świat weneckiej socjety, jak i mroczne zakamarki miasta. Przebywamy w wytwornie i z przepychem urządzonych salach Palazzo Foscarini, jak i w biednych dzielnicach getta żydowskiego....
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07-24
Kiedy ma się do czynienia z powieścią wybitną i wyjątkową do których zaliczany jest „Gepard”( Il Gattopardo) Giuseppe Tomasiego di Lampedusy, to bez znaczenia wydaje się opinia przeciętnego czytelnika, za jakiego się uważam. Zachęcanie innych do przeczytania powieści, która wśród włoskich książek, liczbą wydań (łącznie z przekładami) przewyższyła nawet Boską Komedię Dantego, wydaje się zbędne. Il Gattopardo należy do kanonu włoskiej klasyki, to powieść ponadczasowa, a doszukiwanie się słabych stron i uwagi krytyczne mogą być odebrane za zuchwalstwo, czy arogancję. Dzieło tak wielkiej miary zawsze jednak będzie dostarczać tematów do podjęcia dialogu, wymiany myśli czy zgłębienia poruszanych zagadnień.
Swoją opowieść o Sycylii umieścił Lampedusa w czasach historycznych. W okresie walk pod przywództwem Garibaldiego o zjednoczenie się państwa Włoskiego, kiedy stary porządek rzeczy zostaje zakłócony i wiadomo było, że arystokratycznego ducha nic już nie uratuje. Z tymi zmianami zmierza się Febrizio Salina- główny bohater powieści. On wiem, że nie da się odwrócić biegu zdarzeń, że jego świat odchodzi w przeszłość, godzi się z biegiem historii, komentuje go, choć sam nie uczestniczy w nim.
Życie księcia Saliny i jego rodziny pokazane jest na tle toczących się przemian ustrojowych na Sycylii. Zapoczątkowane w 1859r. zmiany polityczno - społeczne to początek kształtowania się nowoczesnego państwa Włoskiego i jednocześnie koniec starego świata rządzonego przez panów feudalnych.
„Gepard” to powieść o przemijaniu w warstwie społeczno- obyczajowej oraz wymiarze ludzkiego życia. Refleksje księcia Saliny na temat starzenia się, utraty sił żywotnych i nieuniknionej śmierci to majstersztyk prozy nasyconej tęsknotą, nostalgią, pozbawioną złudzeń goryczą. „Od wielu lat czuł, że nurt żywotności, wola istnienia, że wręcz życie, a nawet samo przywiązanie do życia wymyka się z niego powoli, lecz nieustannie, jak ziarenka piasku w klepsydrze, które opadają jedno po drugim, niespiesznie i nieprzerwanie…wystarczyło mu skupić na tym myśli, by zaraz usłyszeć szelest przesypujących się cicho ziarenek piasku, tych drobin czasu, które wymykały się z jego życia i na zawsze je porzucały; to odczucie nie brało się zresztą z jakiegoś wcześniejszego niedomagania, przeciwnie, nieuchwytna utrata sił żywotnych była świadectwem, a nawet, można by uznać, warunkiem poczucia życia.”
Z kart powieści odczytujemy przekonanie Lampedusy, że nie wszystko jednak poddaje się upływającemu czasowi i nawet rewolucyjne zmiany nie są wstanie tego zmienić. Sycylijski krajobraz wypalony słonecznym żarem przypomina, że odwiecznym władcą jest tu „pogodne i nieubłagalne słońce”. To ono sprawia, że „wszystkie zjawiska sycylijskie są zjawiskami sennymi, nawet te najbardziej gwałtowne.” Odwieczna Sycylia pozostanie taka sama i nic nie zmieni jej wyspiarskiej odrębności.
Niezmienne i wciąż takie samo, jak dawniej jest na Sycylii umiłowanie do dobrej kuchni. Przekonać się o tym można we fragmentach opisujących kolację w pałacu Salinów, czy na balu u arystokratów. Opisy wypieków i delicji pobudzają kubki smakowe, aż ma się ochotę ich skosztować. „Olbrzymia baba, płowa jak końska sierść, góry Monte Bianco ośnieżone śmietaną, beignets Dauphine, które migdały upstrzyły na biało, a pistacje na zielono, wzgórza czekoladowych profiteroles, brunatne i tłuste jak ziemia na równinie Katanii, skąd w istocie zawiłymi meandrami tu przybyły, parfaits różowe, parfaits słomkowe, parfaits beżowe, które rozkruszały się z chrzęstem pod dzielącą je łopatką, przymilające się sterty kandyzowanych wiśni, kwaśne krążki żółtych ananasów i „triumf Łakomstwa” z matową zielenią mielonej pistacji, a też nieprzyzwoite „ciastko Dziewicy”.”
Więcej na -http://mojewloskieimpresje.blogspot.com/2014/07/giuseppe-tomasi-di-lampedusa-gepard-il.html
Kiedy ma się do czynienia z powieścią wybitną i wyjątkową do których zaliczany jest „Gepard”( Il Gattopardo) Giuseppe Tomasiego di Lampedusy, to bez znaczenia wydaje się opinia przeciętnego czytelnika, za jakiego się uważam. Zachęcanie innych do przeczytania powieści, która wśród włoskich książek, liczbą wydań (łącznie z przekładami) przewyższyła nawet Boską Komedię ...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-10-27
Jak się okazuje, koty towarzyszyły Doris Lessing przez całe życie i w książce pt. „O kotach” pisarka daje się poznać jako „kociara”, oczywiście bez negatywnych konotacji tego określenia.
Zasadniczo, lektura pełna jest ciekawostek o kocich zdolnościach, o rytmie kociego życia wyznaczanym przez siły natury, o kociej inteligencji i temperamencie.
Bardzo prawdziwie przedstawiona jest tu koegzystencja kotów z ludźmi, w tej warstwie książka porusza najbardziej i budzi refleksje.
Pisarka wspomina lata obecności kotów w swoim życiu, dociera do najodleglejszych wspomnień z dzieciństwa, często są to migawki pamięci, historie bez początku, czy końca. Tym wydarzeniom z kotami w roli głównej, wydobytym z najodleglejszych zakamarków pamięci, przygląda się pisarka na nowo, analizuje towarzyszące jej wówczas uczucia i emocje.
Doris Lessing opowiada o zdziczałych kotach żyjących w pełnym niebezpieczeństw afrykańskim buszu, o kotach oswojonych mieszkających na afrykańskiej farmie jej rodziców, o kotach zadomowionych dzielących z nią życie w kolejnych londyńskich mieszkaniach i tych przypadkowo odwiedzających dom, tymczasowo dokarmianych, pojonych, przygarnianych na kilka tygodni, leczonych, odbywających rekonwalescencję.
Jako wielka admiratorka kotów, Lessing podziwia kocią urodę „…cóż może być wdzięczniejszego, bardziej delikatnego niż kot? Bardziej naturalne powietrzne stworzenie? ” , „Jeśli ryba jest ruchem opływającej ją wody, uformowanym w jej kształt, to kot jest wykresem i wzorem odciśniętym w łagodnym powietrzu.”
Pisarka z niezwykłą wnikliwością charakteryzuje kocią naturę „pragnąc dosięgnąć samej istoty jego kociości i znaleźć to, co w nim najlepsze”. Podobnie jak inni ludzie opiekujący się kotami, tęskni chwilami do wspólnego języka z tymi zwierzętami.
Jest w książce wiele opisów zdarzeń z kotami, wesołych budzących radość z obcowania z nimi i smutnych związanych z chorobami i nieszczęśliwymi wypadkami, przysparzających zmartwień i kłopotów. Wstrząsa opis makabrycznego weekendu na farmie afrykańskiej jej rodziców, kiedy dom zamienił się w pole bitwy dla około setki kotów. Pisarka rozlicza siebie i oboje rodziców z kociej zagłady. Z perspektywy minionego czasu, jednak zmienia swoje spojrzenie na matkę, która na afrykańskiej farmie pełniła niewdzięczną rolę regulatora i strażnika równowagi między zdrowym rozsądkiem, a bezsensownym puszczeniem natury na żywioł.
Fascynacja pisarki kotami przewija się w opisach przedstawiających kolejnych kocich pupilów dzielących życie z pisarką- Szarej, Charliego, Rufusa, El Magnifico. Swoje uwielbienie dla kotów pisarka wyraża słowami „-Ach, kot – powtarzam modlitewnym tonem.- Pięęękny kot! Rozkoszny kot! Zachwycający, jedwabisty! Kot mięciutki jak sowa z łapkami jak ćmy, kot- klejnot, kot- cudo! Kot, kot, kot, kot.”
Niepokrzepiająca jest jednak konkluzja wysunięta przez pisarkę „ po całym życiu w towarzystwie kotów zostaje nam osąd smutku, ale odmienny od tego, który winni jesteśmy ludziom. To połączenie żalu wywołanego kocią bezradnością i poczuciem winy za cały rodzaj ludzki”.
Polecam książkę, bo to wyjątkowa lektura, uświadamia, że kot to rozkoszne stworzenie, a przebywanie z nim dostarcza wiele radosnych momentów, nie należy jednak zapominać, że to zwierzę o skomplikowanej i złożonej naturze, a koegzystencja z nim wiąże się z odpowiedzialnością i obowiązkami.
Jak się okazuje, koty towarzyszyły Doris Lessing przez całe życie i w książce pt. „O kotach” pisarka daje się poznać jako „kociara”, oczywiście bez negatywnych konotacji tego określenia.
Zasadniczo, lektura pełna jest ciekawostek o kocich zdolnościach, o rytmie kociego życia wyznaczanym przez siły natury, o kociej inteligencji i temperamencie.
Bardzo prawdziwie ...
2014-07-04
"Jedwab" Alessandro Baricco przeczytałam zanim obejrzałam film, bo u mnie książka ma zawsze pierwszeństwo przed filmem. Lektura oczarowała mnie swoją baśniowością i magią, wzbudziła też wiele zadziwień i skojarzeń.
Nie jest to przepastna powieść, ale cienka książeczka, choć opowiada „pewną długą historię”, niektóre rozdziały zawierają dosłownie kilka zdań.
Trzymam w dłoniach miękką i elastyczną oprawę, gładką w dotyku, jak japoński wachlarz. 108 stron książki pochłania się w ciągu kilku godzin, żeby na końcu nie móc uwierzyć, jak wiele spłynęło z nich treści. Bogactwo znaczeń, niedopowiedzeń, aluzji, tajemnic, podtekstów stwarzają ogrom przestrzeni dla wyobraźni.Poznajemy bohaterów, ale sami musimy odpowiedzieć sobie kim byli naprawdę,co w nich tkwiło, czego pragnęli, co czuli.
Ta książka to typ literatury refleksyjnej, skłaniającej do pewnych przemyśleń nad własnym życiem: doceniania tego co się ma, budowania relacji z najbliższymi, poszukiwania wrażeń…
Na uwagę zasługuje kunszt literacki Alessandro Baricco. Nie sposób nie zachwycić się językiem prostym, ale przepełnionym poezją. Słowami pełnymi subtelności autor maluje obrazy sugestywne, pełne liryzmu. Ciekawy jest sposób narracji, wywołujący skojarzenia związane z jedwabiem – historia rozwija się powoli i łagodnie zupełnie jak jedwabna nić, a sama opowieść jest delikatna i zwiewna jak tytułowy jedwab. Więcej na: http://mojewloskieimpresje.blogspot.it/2009/12/jedwab.html
"Jedwab" Alessandro Baricco przeczytałam zanim obejrzałam film, bo u mnie książka ma zawsze pierwszeństwo przed filmem. Lektura oczarowała mnie swoją baśniowością i magią, wzbudziła też wiele zadziwień i skojarzeń.
Nie jest to przepastna powieść, ale cienka książeczka, choć opowiada „pewną długą historię”, niektóre rozdziały zawierają dosłownie kilka zdań.
Trzymam w...
2014-06-25
Lektura od samego początku bardzo mnie wciągnęła i okazała się nieocenionym źródłem wiedzy nie tylko o procesie twórczym genialnego mistrza włoskiego Odrodzenia - Michała Anioła, ale i o czasach w jakich przyszło mu żyć i tworzyć. Losy wielkiego artysty opisane są na szeroko rozbudowanym tle historycznym Włoch na przełomie średniowiecza i renesansu.
Książka jest bardzo dobrze osadzona w czasie, bogata w autentyczne zdarzenia przez co doskonale oddaje klimat epoki przełomu wieków. Pełno tu dworskich intryg i watykańskich spisków, okrutnych zbrodni. Spotykamy w książce całą galerię znanych postaci: Leonarda da Vinci, Niccola Makiavelego, Bramante, Guliana San Gallo i inne. Poznajemy kolejnych przedstawicieli sławnych rodów możnowładców: Medicich z Florencji, Bentivogliów z Bolonii, rodzinę Borgiów z kardynałem Rodrigo Borgia na czele, kardynała Ippolito d Este z Ferrary, kardynała Rafaela Riario z Wenecji i wiele, wiele innych postaci.
Powieść jest jednak fikcją literacką i nie brakuje w niej wątków, w których autor popuszcza wodze fantazji. Snuje niesamowite, zagadkowe opowieści ocierające się o magię, zaczerpnięte z mitów i legend. Wszystko to ubarwia fabułę powieści, fragmentami przypominającą czarny kryminał.
Nieukończona powieść Karola Szulca w założeniu miała obejmować trzy tomy i całość życia wielkiego artysty renesansu Michała Anioła. Śmierć przerwała pracę pisarza nad powieścią, która urywa się na początku drugiego tomu. Autorowi udało się ukończyć pierwszy tom i początkowe rozdziały drugiego. Warto sięgnąć po interesującą książkę Karola Szulca „Kamień i cierpienie” i przenieść się w odległe czasy do Italii, żeby móc poczuć klimat epoki przełomu wieków, w której żył Michał Anioł - artysta oszpecony i pozbawiony fizycznego piękna, który jakby na przekór swej brzydocie tworzył dzieła niezwykłe, wynoszące ponad wszystko piękno ludzkiego ciała.
Pełna recenzja na http://mojewloskieimpresje.blogspot.it/2011/12/kamien-i-cierpienie-powiesc-karola.html
Lektura od samego początku bardzo mnie wciągnęła i okazała się nieocenionym źródłem wiedzy nie tylko o procesie twórczym genialnego mistrza włoskiego Odrodzenia - Michała Anioła, ale i o czasach w jakich przyszło mu żyć i tworzyć. Losy wielkiego artysty opisane są na szeroko rozbudowanym tle historycznym Włoch na przełomie średniowiecza i renesansu.
Książka jest bardzo...
2014-07-10
„O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu” już sam tytuł wydał mi się na tyle ciekawy i zaczepny, żeby sięgnąć po książkę. Użyty w tytule frazeologizm; o czym mówię, kiedy mówię…, zawiera podtekst, pozwalający myśleć, że niekoniecznie jest to poradnik dla biegaczy i sugeruje raczej głębsze przemyślenia na ten temat.
Książkę Harukiego Murakamiego przeczytałam zafascynowana treścią, dla mnie odkrywczą i orzeźwiającą.
To rodzaj dziennika, w którym pisarz zapisuje swoje przemyślenia od czasu, kiedy zaczął biegać. W tych przemyśleniach zawiera się pewna filozofia życia, a niektóre myśli autora mogłyby posłużyć za życiowe drogowskazy; np. .
” Nie ważne ile mam lat, póki żyję zawsze będę odkrywał w sobie coś nowego”
„ Chcąc doświadczyć czegoś wartościowego trzeba czasem zrobić coś bardzo nieudolnie”
„Nikt nie jest w stanie wygrywać przez cały czas. Po autostradzie życia nie da się jechać bez przerwy pasem szybkiego ruchu”.
Murakami uchyla drzwi do swojej prywatności. Daje się poznać jako człowiek konsekwentnie dążący do celu, z natury samotnik, nie uznający kompromisów, perfekcjonista. Opowiada o swojej przeszłości, z której nie był zadowolony. Pewnego dnia porzuca swoje dawne zajęcie i postanawia zostać pisarzem. Do nowego stylu życia wpisuje również bieganie. Okazuje się, że te dwie sfery życia – bieganie i pisarstwo, są ze sobą powiązane i zależne; ”Mam wrażenie, że mój typ mięśni jest powiązany ze sposobem, jaki działa mój umysł”. W pisarstwie, podobnie jak w sporcie, aby osiągnąć dobry wynik należy włożyć mrówczą pracę i każdego dnia wytrwale podążać wytyczoną ścieżką, nie poddawać się, wciąż próbować na nowo. „Gdy się patrzy na to z zewnątrz, albo z wysokości, takie życie może wydawać się bezsensowne, jałowe, a nawet skrajnie nieudolne. Może rzeczywiście wszystko to nie ma sensu i przypomina nalewanie wody do dziurawego wiadra, ale tym co pozostaje jest włożony wysiłek.”
Murakami pisze o zmaganiach z bólem podczas treningów, o pokonywaniu własnych ograniczeń w maratonach, o przełamywaniu słabości i strachu w triatlonie.Czujemy naprawdę, że żyjemy, kiedy podejmujemy trudne wyzwania. „Zmuszanie się do największego wysiłku do jakiego jesteśmy w stanie się zmusić przy wszystkich naszych ograniczeniach – o to istota biegania i metafora życia”.Książkę polecam tym, którzy chcieliby zgłębić filozofię życia opartą na samej czynności biegania, jako wartości wymiernej, mierzonej w jakości naszego życia.
„O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu” już sam tytuł wydał mi się na tyle ciekawy i zaczepny, żeby sięgnąć po książkę. Użyty w tytule frazeologizm; o czym mówię, kiedy mówię…, zawiera podtekst, pozwalający myśleć, że niekoniecznie jest to poradnik dla biegaczy i sugeruje raczej głębsze przemyślenia na ten temat.
Książkę Harukiego Murakamiego przeczytałam...
2015
Teatrem kryminalnych zagadek pióra Donny Leon jest piękna Wenecja i to już pierwszy powód dla mnie, żeby sięgnąć po kolejną powieść z cyklu Komisarz Brunetti i tajemnice Wenecji. Razem z tropiącym przestępców commissario Brunettim, ruszam na wędrówkę po Wenecji i zgłębiam topografię miasta. „Kipiący niechęcią” do turystów komisarz weneckiej policji Brunetti przeważnie podąża pieszo pustymi uliczkami i zaułkami wolnymi od tłumów, zaprowadza do miejsc o istnieniu, których nie można dowiedzieć się z przewodników. Wenecja, w książkach Donny Leon,jednak zadziwia nie tyle bogactwem zabytków, co ciężarem i liczbą przestępstw kryminalnych.
Commissario Brunetti zajmuje się dochodzeniami w sprawie zabójstw, gwałtów, rozbojów, ma do czynienia z oszustwami podatkowymi, aferami politycznymi, kościelnymi, handlem narkotykami i wieloma ciemnymi sprawami drążącymi od wewnątrz, niczym robak, wenecką społeczność. Guido Brunetti – absolwent prawa- obok spraw zawodowych wiedzie zwyczajne życie; żona Paola- wykładowca akademicki- udziela mężowi emocjonalnego i intelektualnego wsparcia, Chiara i Raffi- nastoletnie dzieci- nierzadko absorbują ojca własnymi problemami.
Wątki kulinarne w powieści należą do moich ulubionych i są oddechem od poruszanych w powieści trudnych spraw polityczno-społeczno- obyczajowych. Z przyjemnością zasiadam do stołu w towarzystwie rodziny Guida Brunettiego, gdzie rządzi zasada zgodna z włoskim powiedzeniem „Vivi per mangare, non mangiare per vivere”. Dania serwowane przez Paolę Brunetti to kulinarne uczty i nie może być inaczej, kiedy mąż łasuch czyni żonie wyznania typu: „Przynieś mi jabłko braeburn, cienki plasterki montasio i szklaneczkę calvadosu(…) a obsypię cię całą diamentami wielkości orzechów włoskich, położę perły białe jak trufle u twych stóp, zawieszę szmaragdy duże jak owoce kiwi…”(s.75).
W „Perfidnej Grze” pisarka literacką fikcję rozbudowuje na kanwie wydarzeń prawdziwych z okresu drugiej wojny światowej, związanych z grabieżą dzieł sztuki należących do Żydów i osób działających w faszystowskim ruchu oporu. Intryga kryminalna, okazuje się bardzo złożona i zawiła, a prowadzone przez komisarza śledztwo w sprawie morderstwa młodej studentki dramatycznie splata się z niechlubnymi praktykami handlowania dziełami sztuki w czasie wojny i w latach powojennych. Brunetti odkrywa, że świat nieuczciwych marszandów i antykwariuszy nadal istnieje i ma swoją kontynuację we współczesności; dochodzi do gorzkiej prawdy, że ludzie zdolni są do czynów zbrodniczych,” jeśli dążą do zdobycia czegoś, co ma wartość przeliczalną na pieniądze, niż wtedy, gdy ten przedmiot ma dla nich jedynie wartość estetyczną".
Pisarka porusza w powieści ważny temat etyczny dotyczący stosunku ludzi do dzieł sztuki i zacierania się granicy między pięknem, a wartością. Wytyka współczesnym pazernym czasom uczynnienie ze sztuki formy inwestycji lub przedmiotu spekulacji, zauważa, że wielu ludzi nie dostrzega piękna przedmiotów, ale jedynie wartość w przeliczeniu na pieniądze.
Donna Leone imponuje wiedzą o polityczno- społeczno- obyczajowym życiu Wenecji i dla tej wiedzy warto sięgać po jej książki. Cenne są również obserwacje pisarki na temat relacji międzyludzkich, które umie trafnie ubrać w słowa i które warto zacytować:
„Paola uznała za rzecz znamienną, że młoda atrakcyjna kobieta mówi drugiej kobiecie, że bardzo chciałaby spotkać się z jej mężem, i nie widzi w tym absolutnie nic niestosownego.” (s.46)
„…wymienili uśmiechy, oboje zdziwieni, jak szybko i demokratycznie rodzi się przymierze między ludźmi, którzy szukają intelektualnego wsparcia w książkach i znajdują je.”(s.52)
Teatrem kryminalnych zagadek pióra Donny Leon jest piękna Wenecja i to już pierwszy powód dla mnie, żeby sięgnąć po kolejną powieść z cyklu Komisarz Brunetti i tajemnice Wenecji. Razem z tropiącym przestępców commissario Brunettim, ruszam na wędrówkę po Wenecji i zgłębiam topografię miasta. „Kipiący niechęcią” do turystów komisarz weneckiej policji Brunetti przeważnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-25
„Znajomi na stanowiskach” to dziewiąta z kolei powieść kryminalna przekładu amerykańskiej pisarki Donny Leon wydana w ciągu sześciu lat, do tej pory ukazało się już chyba czternaście jej autorstwa. Pisarka mieszka od wielu lat w Wenecji i zna dobrze realia życia codziennego wenecjan. Akcja wszystkich książek rozgrywa się więc w pięknej Wenecji. I chociaż kryminały nie są moim ulubionym gatunkiem literackim, to książka mnie wciągnęła, Znalazłam w niej wiele osobliwości życia społeczno- obyczajowego Wenecji. Główny bohater (ogniwo spajające wszystkie powieści) komisarz Guido Brunetti, inteligentny hedonista z zasadami, budzi sympatię, więc chętnie towarzyszyłam mu poprzez kolejne rozdziały w rozwiązywaniu kryminalnych zagadek i w odkrywaniu czarnej rzeczywistości. Obok fabuły kryminalnej ważne jest w książce tło społeczne opisywanych wydarzeń. Pisarka krytykuje między innymi włoską biurokrację i skorumpowaną klasę polityczną, a w szczególności lichwiarstwo, rynek nieruchomości i narkotyki. Wytyka również przywary wenecjan np.: chciwość i skłonność do gromadzenia dóbr wszelakich. Przepisy kuchni Veneto to jeszcze jedna rzecz, która urzekła mnie w tej książce. Paola, zona komisarza, jest świetną kucharką i zdradza wiele tajemnic regionalnej kuchni np. jak przygotować potrawę z ryżu nazywaną w Veneto „Risi e bisi”- najbardziej charakterystyczne danie ryżowe w Veneto, podawano tradycyjnie u doży w Dniu św. Marka patrona Wenecji. Warto więc sięgnąć po książkę Donny Leon „ Znajomi na stanowiskach” dla odkrywania nie tylko kryminalnych, ale i kulinarnych zagadek .
Więcej czytaj na: http://mojewloskieimpresje.blogspot.it/2011/04/komisarz-brunetti-i-kryminalne-zagadki.html
„Znajomi na stanowiskach” to dziewiąta z kolei powieść kryminalna przekładu amerykańskiej pisarki Donny Leon wydana w ciągu sześciu lat, do tej pory ukazało się już chyba czternaście jej autorstwa. Pisarka mieszka od wielu lat w Wenecji i zna dobrze realia życia codziennego wenecjan. Akcja wszystkich książek rozgrywa się więc w pięknej Wenecji. I chociaż kryminały nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Neapol moja miłość”, to druga część popularnej włoskiej trylogii australijskiej autorki Penelope Green, która w 2002 roku opuściła dom rodzinny rodziców w Sidney i wyjechała do Włoch.
Książkę przeczytałam w zeszłym roku w wakacje przy okazji wyjazdu do Neapolu. Szukałam lekkiej lektury, która by mnie pozytywnie nastroiła przed podróżą nad Zatokę Neapolitańską. Zabierałam książkę na plażę, przyjemność czytania wzmacniały walory krajobrazowe, jezioro i góry, które miałam przed sobą, tak łudząco podobne do Zatoki Neapolitańskiej
„Neapol moja miłość” to lektura lekka i przyjemna, choć nie brakuje w niej tematów trudnych i ciężkich, jak choćby przewijający się wątek zabójstwa czternastoletniej Annalisy Durante zastrzelonej w rozgrywkach mafijnych. Tragiczne wydarzenie w tamtym czasie wstrząsnęło opinią publiczną i wiadomość obiegła cały świat. Sporo w książce na temat niebezpieczeństw czyhających na przyjezdnych do Neapolu, o niespokojnym obliczu miasta, kontrolowaniu handlu narkotykami przez organizację przestępczą.
W 2005 roku, po trzech latach mieszkania w Rzymie, Penny, młodziutka Australijka z Sidney przenosi się do Neapolu, gdzie dostaje posadę dziennikarki. I z dziennikarskiej perspektywy Penny przedstawia nam Neapol. Przygląda się codziennemu życiu mieszkańców, problemom z którymi muszą sobie radzić, ważniejszym wydarzeniom, którymi żyje w tym czasie Neapol.
Młodziutka Penny szuka w Neapolu swojej drogi do rozwoju i usamodzielnienia, marzy też poznaniu przystojniaka Włocha, który stałby się miłością jej życia, jednak jako una straniera zdaje sobie sprawę, że jest na przegranej pozycji.
Drzwi do tradycyjnej kuchni neapolitańskiej otwiera nam Nicoletta pięćdziesięciopięcioletnia sąsiadka, przyjaciółka i powierniczka Penny, kochająca dobre jedzenie. Dowiadujemy się, jak piecze się na Wielkanoc tradycyjne pastiere, czym zaprawia się deser czekoladowy sanguinosa.
Razem z Penny spacerujemy po nadmorskiej promenadzie z pięknym widokiem na zatokę i wulkan, udajemy się na skuterze do centro storico, przechadzamy się po głównym trakcie handlowym z modnymi sklepami i butikami, gościmy w willi położonej w najznamienitszym przedmieściu, zaglądamy na peryferyjne dzielnice nędzy.
W piętnastu kolejnych rozdziałach, o dużo mówiących tytułach zanurzamy się w mieście, jego atmosferze, dowiadujemy się jak wygląda miasto w święto ferragosto i co się dzieje w święto patrona miasta. Poznajemy rdzennych mieszkańców miasta, ich mentalność i przesądy, jakim hołdują obyczajom i tradycjom.
Lektura pozwala zrelaksować się, uśmiechnąć i pozytywnie nastawić do miasta pod Wezuwiuszem.
„Neapol moja miłość”, to druga część popularnej włoskiej trylogii australijskiej autorki Penelope Green, która w 2002 roku opuściła dom rodzinny rodziców w Sidney i wyjechała do Włoch.
więcej Pokaż mimo toKsiążkę przeczytałam w zeszłym roku w wakacje przy okazji wyjazdu do Neapolu. Szukałam lekkiej lektury, która by mnie pozytywnie nastroiła przed podróżą nad Zatokę Neapolitańską....