-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę „Nie pytaj” Marii Biernackiej-DrabikLubimyCzytać1
-
ArtykułyNatasza Socha: Żeby rodzina mogła się rozwijać, potrzebuje czarnej owcyAnna Sierant1
-
ArtykułyZnamy nominowanych do Nagrody Literackiej „Gdynia” 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyMój stosik wstydu – które książki czekają na przeczytanie przez was najdłużej?Anna Sierant26
Biblioteczka
2024-03
2023
Pochłonęłam 12 tomów tej sagi niemal bez odrywania się od książek. 8 gwiazdek za całość, bo za pierwszy tom dałabym 9.
Świetnie napisana, rewelacyjne postaci wszystkich bohaterów (również drugo i trzecioplanowych), bardzo rzetelnie potraktowane tło historyczne (parę razy sprawdzałam informacje w dostępnych materiałach źródłowych), piękny wątek romantyczny, znakomite opisy np. przedmieść ówczesnego Londynu, miast portowych Kornwalii, czy działań wojennych podczas długiej wojny z Napoleonem.
Saga przedstawia dzieje rodziny, przyjaciół i wrogów Rossa Poldarka, zatem krótkie stwierdzenie, że to powieść historyczna jest trochę mylące. Według mnie raczej obyczajowo-romantyczno-historyczna.
Bardzo polecam.
I zdecydowanie najpierw książki, potem serial. Serial zwłaszcza dla rewelacyjnego odtwórcy Rossa, Aidana Turnera. Tylko cztery sezony oparte są na książkach, bo piąty to jakaś kosmiczna, politpoprawna bzdura.
Pochłonęłam 12 tomów tej sagi niemal bez odrywania się od książek. 8 gwiazdek za całość, bo za pierwszy tom dałabym 9.
Świetnie napisana, rewelacyjne postaci wszystkich bohaterów (również drugo i trzecioplanowych), bardzo rzetelnie potraktowane tło historyczne (parę razy sprawdzałam informacje w dostępnych materiałach źródłowych), piękny wątek romantyczny, znakomite...
2021-06
Kolejna moja ocena rażąco odbiegająca od pozostałych, zamieszczonych na LP.
Nawet się zastanawiałam, czy w ogóle się wypowiadać, ale ta książka tak mnie zirytowała, a niektóre z przeczytanych opinii wprowadziły wręcz w osłupienie, że trudno – ryzykuję;)
Może po kolei,
KTÓRE KRYMINAŁY UWAŻAM ZA DOBRE
1.
Przynajmniej jednego z bohaterów powinnam akceptować, a jeszcze lepiej – lubić. Mamy troje głównych bohaterów: Marka Dobosza, polityka, totalnego hipokrytę, jego żonę Adelę (hipokrytka jak mąż, czyli z gatunku – wart Pac Pałaca…, tu może nawet gorzej) i komisarza Hardego, o którym napiszę niżej, a którego oceniłam jako głupka, niezwykle podatnego na manipulacje. Zatem, wg moich kryteriów – ani jednej postaci wartej akceptacji. O sympatii nawet nie wspominając.
2.
Lubię, by śledztwo było rzetelnie prowadzone. Niekoniecznie przez śledczego, ale by w ogóle było. W tej książce komisarz Hardy, podobno geniusz polskiej kryminalistyki (tę tezę autorka kilka razy mocno podkreśla), w zasadzie żadnego śledztwa nie prowadzi. Na jakieś tropy wpada metodą olśnień (nie znoszę) lub korzystając z bardzo dokładnej podpowiedzi świadka. Geniusz, panie:)) A olśnienie dotyczy wyjątkowo niechlujnie przeprowadzonych czynności śledczych, prowadzonych przez podlegających mu pracowników.
3.
Do rozwiązania zagadki kryminalnej powinna prowadzić jakaś logiczna ścieżka. Najlepiej tak nakreślona przez autora, by nawet wielokrotnie wprowadzany na boczne tory i mylące tropy czytelnik, mógł nią kroczyć. Tego w tym „kryminale” nie ma W OGÓLE! Ja się akurat dosyć szybko domyśliłam kto jest mordercą (pewnie wielo- wieloletnia praktyka czytacza), zatem interesowało mnie nie „kto?” tylko „jak?”. I co? No i mogłam sobie dumać nad własnym rozwiązaniem – ani śledztwa, ani tropów się nie doczekałam. Owszem, odpowiedź jest, w którymś miejscu pojawił się rzetelny opis (pół strony) umieszczony w książce. Łomatko!;)))) Tyle mojego podsumowania tego punktu.
4.
Bardzo nie lubię tzw. otwartych zakończeń lub finału nie popartego ukaraniem sprawcy. Zakończenie tej książki (oczywiście nie mam zamiaru go zdradzać) jest – nawet gorzej – amoralne. A to już godzi w moje poczucie sprawiedliwości do głębi. Nie po to sięgam po fikcję, zwłaszcza kryminały, by je z obrzydzeniem odkładać.
KILKA SŁÓW OGÓLNIE
W kryminałach kompletnie nie interesują mnie, wręcz nie lubię, odniesienia do jakiejkolwiek POLITYCZNEJ rzeczywistości. Zwłaszcza sytuacji w Polsce. Tym bardziej, że nie spotkałam jeszcze ani jednego źródła, która by tę sytuację w miarę obiektywnie przedstawiała. Autorka bardzo wyraźnie lokuje swoją sympatię w obozie (obecnie) antyrządowym. I ok, nie mam jej tego oczywiście za złe. To jej wybór, jej sprawa. I o ile ona ma pełne prawo wypowiadać się w takim duchu w swojej twórczości, o tyle czytelnik ma prawo podzielać lub odrzucać tę postawę. Natomiast stanowczo protestuję, jeśli manipuluje, a mówiąc kolokwialnie – wciska czytelnikowi kit.
Nie ma w naszym kraju żadnego liczącego się (pomijam nic nie znaczących szurów) stronnictwa politycznego, które by chciało wprowadzić zakaz aborcji w przypadku ciąży powstałej w wyniku np. gwałtu. Ba, nawet katolickie ugrupowania się tego nie domagają! Walka toczy się o zakaz aborcji w powodów eugenicznych, a to już zupełnie inne zagadnienie. Książka tego drugiego aspektu nie dotyka nawet przez moment.
Zatem po co to wszystko? Po co ten manifest pani Szylko – dokładnie tak odbieram jej dzieło – skoro problem jest zupełnie sztuczny i może służyć wyłącznie nakręcaniu i tak napiętej do granic wytrzymałości sytuacji w kraju?
Ps.1 Na marginesie, z dedykacją dla wielbicieli rozwiązania książki – wystarczająco długo żyję, by pozwolić sobie na postawienie tezy, że każdy dorosły czytelnik znajdzie w swoim otoczeniu jakichś niewiernych współmałżonków, kłamców czy skończonych hipokrytów. W kraju można by ich liczyć pewnie co najmniej setkami tysięcy. Nie pochwalam postępowania, oczywiście. Ale gdyby tak ich wszystkich wystrzelać… ;)))))))
Ps 2. Stanowczo protestuję również przeciwko metodom wprowadzającym w życie hasło "Cel uświęca środki." Nawet bez potrzeby odwoływania się do tragicznych wypadków z historii Polski.
Ps.3 Sięgnęłam po tę książkę, bo podobała mi się poprzednia powieść autorki, lekka komedia kryminalna „Szpilki za milion”. Następnych nie zamierzam.
Kolejna moja ocena rażąco odbiegająca od pozostałych, zamieszczonych na LP.
Nawet się zastanawiałam, czy w ogóle się wypowiadać, ale ta książka tak mnie zirytowała, a niektóre z przeczytanych opinii wprowadziły wręcz w osłupienie, że trudno – ryzykuję;)
Może po kolei,
KTÓRE KRYMINAŁY UWAŻAM ZA DOBRE
1.
Przynajmniej jednego z bohaterów powinnam akceptować, a jeszcze...
2020-07-22
Znakomity.
Czytałam do wpół do drugiej, licznik wskazywał, że sporo przede mną, licho podkusiło na jeszcze jeden rozdział. A w nim, jasny gwint, taki wist, że już nie mogłam się oderwać…
I noc zarwana.
Przeczytałam już drugą część serii, jestem spokojna, że Piotr Górski nie obniża lotów.
Zatem, co mi się podoba.
Po pierwsze – główny bohater, komisarz Kruk – policjant. Bardzo bystry policjant, który po prostu „wykonuje swoją robotę”. Nie odpuszcza i nie daje sobą manipulować. Na dodatek jest Mężczyzną. Chyba po raz pierwszy zetknęłam się z takim zjawiskiem w polskim kryminale – dlatego wielka litera. I wyrazy dużego uznania dla autora.
Pozostali bohaterowie również świetnie zbudowani oraz, co ważne, zróżnicowani.
Kobiety, hmm,… Na podstawie dwóch tomów zaryzykuję tezę, że p. Górski niekoniecznie je lubi:))))) Ale nie odmawia im np. inteligencji, o pięknie zewnętrznym tylko wspominając;)
Po drugie – oczywiście wątek kryminalny. Intryga jest bardzo precyzyjnie prowadzona, logicznie wyjaśniona, psychologicznie umotywowana, wszystko toczy się w obrębie niewielkiej grupy osób. Podsumowując, całość zgodnie z najlepszymi regułami klasyki kryminalnej.
Plusem jest brak pobocznych, zbędnych wątków, a postaci nie biorące udziału w głównej intrydze, odegrają swoją rolę w następnym tomie. Zgodnie z prawem serii.
Po trzecie – język i, ogólniej, warsztat literacki autora. W tym tomie bez dłużyzn, z dopuszczalną liczbą wulgaryzmów, lekko i poprawną polszczyzną. Oraz bez tego upiornego smęcenia pseudo-psychologicznego, tak częstego w tego typu literaturze.
Piotr Górski szanuje swoich czytelników, liczy na ich inteligencję (czasem może zbyt na wyrost;) i oddaje w ich ręce dzieło najwyższej jakości.
Znakomity.
Czytałam do wpół do drugiej, licznik wskazywał, że sporo przede mną, licho podkusiło na jeszcze jeden rozdział. A w nim, jasny gwint, taki wist, że już nie mogłam się oderwać…
I noc zarwana.
Przeczytałam już drugą część serii, jestem spokojna, że Piotr Górski nie obniża lotów.
Zatem, co mi się podoba.
Po pierwsze – główny bohater, komisarz Kruk – policjant....
2020-03-25
Bardzo rzadko sięgam po kryminały polskich autorów. Ten wzięłam do ręki zachęcona entuzjastycznymi wręcz opiniami użytkowników LC. I co? W mojej ocenie książka zasługuje na co najwyżej 5 gwiazdek. Dlaczego? Odpowiedź w punktach.
1. Jest całkowicie pozbawiona emocji. Napisana do tego stopnia beznamiętnie, że mniej więcej w połowie straciłam zainteresowanie odpowiedzią kto był mordercą Heleny. Nawet nie będę tu roztrząsała, czy się wcześniej domyśliłam, czy nie – po prosu niewiele mnie to obchodziło.
2. Nie ma wyrazistego bohatera. Autorka zrobiła wg mnie duży błąd, wprowadzając na początku powieści dwoje bohaterów równorzędnych – Joannę i komisarza Puckiego, na dodatek nie mogąc się zdecydować, której z tych postaci przydać więcej cech pozytywnych. Efekt – każda z nich jest równie bezbarwna i żadnej nie dało się polubić. Przynajmniej ja nie polubiłam.
3. Ta powieść to opis śledztwa prowadzonego krok po kroku przez zespół policjantów i tu autorka zadbała o realia. Chociaż nie znam się na tym – nigdy nie pracowałam w policji – rzecz opisana jest bardzo wiarygodnie i logicznie. Tylko że… Przepraszam, że marudzę, ale od literatury oczekuję, no właśnie – literatury, a nie reportażu. Czyli jakichś ciekawych postaci w tle, wartkich dialogów, choć odrobiny humoru, jakiegoś życia jednym słowem. Tego w tej książce nie ma. Książkę przeczytałam kilka dni temu, a poza dwoma głównymi (Joanna, Pucki) pamiętam tylko imię Monika. I denatkę Helenę;)
4. Komisarz Pucki jest nudny jak flaki z olejem – poza tym, że jest świetnym fachowcem i właśnie odchodzi na emeryturę nie dowiadujemy się o nim niczego więcej. Niczego. Trochę na siłę autorka przykleja mu jakieś „ludzkie” cechy, np. nie cierpi któregoś ze swoich współpracowników (ot, tak – fobię ma) i to niemal wszystko.
5. Mam jeszcze jeden zarzut poważniejszej natury, niestety jego opis łączyłby się ze spoilerowaniem. Zatem ogólnie – zastrzeżenie budzi we mnie liczba wątków i w związku z tym mało satysfakcjonujące zakończenie, czy też może rozwiązanie jednego z nich.
Mam na półce jeszcze jeden polski kryminał. Nie wiem, kiedy po niego sięgnę.
Bardzo rzadko sięgam po kryminały polskich autorów. Ten wzięłam do ręki zachęcona entuzjastycznymi wręcz opiniami użytkowników LC. I co? W mojej ocenie książka zasługuje na co najwyżej 5 gwiazdek. Dlaczego? Odpowiedź w punktach.
1. Jest całkowicie pozbawiona emocji. Napisana do tego stopnia beznamiętnie, że mniej więcej w połowie straciłam zainteresowanie odpowiedzią kto...
2020-03-12
Przeczytałam błyskawicznie, chociaż książka do milusińsko-świątecznych nie należy.
Sięgnęłam po nią zachęcona opinią Veinylovera i do tej opinii, w interesujący sposób odbiegającej od pozostałych odsyłam. Kolega zwrócił uwagę na bardzo istotny wątek powieści.
Pozwolę sobie na dorzucenie jeszcze jednego - rodzeństwo, na którym można polegać to skarb doceniany dopiero w dorosłym życiu. Żadne przyjaciółki go nie zastąpią. Chowanie jedynaków, no cóż...
Przeczytałam błyskawicznie, chociaż książka do milusińsko-świątecznych nie należy.
Sięgnęłam po nią zachęcona opinią Veinylovera i do tej opinii, w interesujący sposób odbiegającej od pozostałych odsyłam. Kolega zwrócił uwagę na bardzo istotny wątek powieści.
Pozwolę sobie na dorzucenie jeszcze jednego - rodzeństwo, na którym można polegać to skarb doceniany dopiero w...
2020-03-07
Oczywiście przeczytałam. Ale chyba na tym skończę serię, bo szkoda mi utraty sympatii do Jacka Reachera.
W tym tomie już wyraźnie nasz bohater pozbawiony jest tego wdzięku, z jakim rozprawiał się ze swoimi przeciwnikami oraz uroku, którym zdobywał kolejne partnerki.
Zamiast tego nudne i w nudny sposób omawiane planowanie oraz rutyna. Niemal obowiązek.
W książce nie znajdziemy nic z tego, co dawniej było jej mocnym atutem - nawet z największych opresji Reacher wychodził cało, ale zawsze miało to jakieś sensowne uzasadnienie. Tu, szkoda słów. Nie będę spoilerować, ale nagromadzenie idiotyzmów przekracza wszelkie normy obowiązujące nawet dla tego typu powieści-bajek.
Najwyraźniej Lee Child wypstrykał się z pomysłów. I autor, i jego bohater są kompletnie pozbawieni cojones, podsumowując.
Pomysł, żeby dalsze części pisał młodszy brat jakoś mnie nie przekonuje. Będzie opisywał przygody sześćdziesięcioparolatka wędrującego po Stanach tylko ze szczoteczką do zębów?! Hmm....
Oczywiście przeczytałam. Ale chyba na tym skończę serię, bo szkoda mi utraty sympatii do Jacka Reachera.
W tym tomie już wyraźnie nasz bohater pozbawiony jest tego wdzięku, z jakim rozprawiał się ze swoimi przeciwnikami oraz uroku, którym zdobywał kolejne partnerki.
Zamiast tego nudne i w nudny sposób omawiane planowanie oraz rutyna. Niemal obowiązek.
W książce nie...
2019-12
Bardzo gorzka lektura. Przynajmniej dla czytelnika takiego jak ja, dobrze pamiętającego tamte czasy.
I co z tego, że momentami śmiałam się do łez, skoro wiem, że Marek Ławrynowicz przytacza wcale nie zmyślone historyjki, że gdyby chciał, mógłby dopisać ich jeszcze drugie tyle. Albo i więcej.
Że jakoś tak mimochodem, pomiędzy opisywanym absurdem i głupotą przytacza również historie tragiczne – tych również mógłby dorzucać garściami.
Wybrał inaczej. Napisał krótką, zgrabną powieść, którą dobrze się czyta i którą bardzo polecam.
Bo chociaż historia ubrana została w fikcję literacką, dobrze dokumentuje zmarnowany, czy też nawet mocniej – zabrany rok życia młodym mężczyznom, którzy w PRL-u, po studiach obowiązkowo musieli odrobić szkolenie wojskowe.
Gdy po powrocie z takiego szkolenia i wysłuchaniu opowieści, zapytałam kumpla, z nadzieją w głosie
- no, ale chyba czegoś cię w tym wojsku nauczyli?!
usłyszałam błyskawiczną odpowiedź:
- owszem, kląć.
Po szczegółowe recenzje książki odsyłam do Rudolfiny i Saudyjskich Wielbłądów.
Bardzo gorzka lektura. Przynajmniej dla czytelnika takiego jak ja, dobrze pamiętającego tamte czasy.
I co z tego, że momentami śmiałam się do łez, skoro wiem, że Marek Ławrynowicz przytacza wcale nie zmyślone historyjki, że gdyby chciał, mógłby dopisać ich jeszcze drugie tyle. Albo i więcej.
Że jakoś tak mimochodem, pomiędzy opisywanym absurdem i głupotą przytacza...
2019
Halina.
Zaczęłam czytać tę książkę od końca, a właściwie od ostatniej wyprawy Haliny na K2. Musiałam najpierw zmierzyć się z opisem Jej śmierci.
Bardzo to dla mnie osobiste przeżycie. Bo Halinę poznałam, co prawda tylko przez mgnienie, tylko raz. Wystarczyło by dać się zauroczyć i potem wiernie, choć z daleka kibicować wyzwaniom, jakie rzucała górom. Wiadomość, która nadeszła w sierpniu 82 r. spod K2 była ciosem w splot słoneczny. Nie do uwierzenia. Jak to – umarła? Tak po prostu?
Szok.
Bo Halina była nie do zdarcia. Tak nam się wówczas wydawało…
No dobrze, ale ja o Halinie, a powinnam o książce. Strasznie długo na tę książkę czekałam. Ciągle była Wanda. I Wanda. A nawet jak nie Wanda, to, cholera, inne a nie Halina.
To nawet zabawne – napisałam niedawno bardzo pozytywną opinię o książce Diny Sterbovej „Tęsknota i przeznaczenie” – rozdział, który powinien być całkowicie poświęcony Halinie i Annie Okopińskiej (pierwsze kobiece wejście na ośmiotysięcznik Gaschebrum II) niemal całkowicie wypełnia Wanda. I co z tego, że raczej jako negatywna bohaterka? Bo gdzie Halina i Jej niebywały sukces?!
No, ale wreszcie doczekałam się.
Jest książka i z jej kartek wyłania się Halina. Jak żywa.
Właściwie tylko mogę podziękować autorce. To wzorcowa biografia. Utkana z setek wydarzeń, konsekwentnie poprowadzona, świetnie oddająca nie tylko charakter bohaterki, ale i tło historii jej życia. Smakowite rozdziały poświęcone folklorowi rozwijającego się błyskawicznie taternictwa, początkom alpinizmu i wreszcie himalaizmowi. W tym rola Haliny w zasadzie prekursorska. Zwłaszcza w sportowych osiągnięciach wejść zespołów kobiecych. I nareszcie pojawiła się książka, która w pełni to potwierdza i oddaje Halinie należne Jej miejsce.
Czy dziś już nie ma takich kobiet, co sugeruje podtytuł książki? Kobiet z pasją realizujących swój cel, kochających życie i równocześnie podejmujących ryzykowne wyzwania? Myślę, że są. Tylko za rzadko o nich słyszymy. To te inne zabiegają o „pijar” i pchają się na afisze.
Pani Anno, z całego serca dziękuję Pani za tę wspaniałą książkę. O Halinie, która kochała góry, ale równocześnie mówiła: „Góry? To ważne jak cholera, ale oprócz tego jest też inne życie.”
Halina.
Zaczęłam czytać tę książkę od końca, a właściwie od ostatniej wyprawy Haliny na K2. Musiałam najpierw zmierzyć się z opisem Jej śmierci.
Bardzo to dla mnie osobiste przeżycie. Bo Halinę poznałam, co prawda tylko przez mgnienie, tylko raz. Wystarczyło by dać się zauroczyć i potem wiernie, choć z daleka kibicować wyzwaniom, jakie rzucała górom. Wiadomość, która...
2018
Podtytuł - Pierwsze kobiety na ośmiotysięcznikach - wiele wyjaśnia, ale nie oddaje ogromu pracy, którą wykonała utalentowana i sympatyczna Czeszka, zbierając materiały do swej książki. Na dodatek nie jest to sucha relacja ani sprawozdanie, bo autorka jest jedną z bohaterek opisywanych historii, zatem zna się i pewnie porusza po opisywanej materii.
Oczywiście nie wszystkie wyprawy i zdobywczynie ośmiotysięczników są opisane tak samo drobiazgowo - nie do wszystkich udało się dotrzeć. Niektóre z nich już nie żyły. Ale i tak materiał zgromadzony w książce jest imponujący, a sposób prezentacji niezwykle ujmujący oraz, przynajmniej wg mnie, bardzo ciekawy, momentami wręcz pasjonujący.
No i ten niebagatelny wkład Polek (mocno przez autorkę podkreślony!) w rozwój kobiecego himalaizmu. Oraz ich osiągnięcia.
Dla kogo ta książka?
Wiem dla kogo nie jest - sądzę, że nie zainteresują się nią rozhisteryzowane feministki. Nie, to raczej nie jest pozycja dla nich. Poza nimi - dla wszystkich. Naprawdę.
Książka została bardzo starannie zredagowana i wydana, bogato zilustrowana (poza zdjęciami bohaterów również piękne, kolorowe zdjęcia himalajskich szczytów), a pasjonaci mogą czytać tekst, śledząc trasy wypraw na zamieszczonych obok szkicach map.
Świetna, dopracowana, wręcz dopieszczona pozycja.
Podtytuł - Pierwsze kobiety na ośmiotysięcznikach - wiele wyjaśnia, ale nie oddaje ogromu pracy, którą wykonała utalentowana i sympatyczna Czeszka, zbierając materiały do swej książki. Na dodatek nie jest to sucha relacja ani sprawozdanie, bo autorka jest jedną z bohaterek opisywanych historii, zatem zna się i pewnie porusza po opisywanej materii.
Oczywiście nie wszystkie...
2019-06-05
Znakomity kryminał.
Po nieudanym eksperymencie odsunięcia na przyspieszoną emeryturę Olivera von Bodensteina we frankfurckim komisariacie ponownie panuje zgrany duet bohaterów. Wspólnie, choć często przeciw swej szefowej, która w tym tomie nabierze (w końcu:) bardziej ludzkich cech, prowadzą bardzo skomplikowane śledztwo i walczą z każda minutą, by uratować kolejną kobietę znajdującą się w rękach psychopatycznego mordercy.
Nela Neuhaus z ogromnym talentem opisuje drobiazgowo prowadzone dochodzenie, zaangażowanie całej ekipy i dopóki trzyma się realiów pracy policji, robi to po mistrzowsku.
Teraz trochę pomarudzę, bo jednak…, gdy autorce zamarzyła się pełna dramatyzmu końcówka (tu nie mogę zdradzić szczegółów, bo natychmiast byłby z nich czytelny spojler), to dosyć zabawnie jej to wyszło. Gdybyż w rzeczywistości jedna osoba mogła dokonać takiego spustoszenia… i tak błyskawicznie dałoby się to naprawić:) Ale to detal, praktycznie nie mający wpływu na samo śledztwo – jakoś książkę trzeba było zakończyć, no i wyszło to „jakoś”.
Do dokładnej recenzji, pod którą się całkowicie podpisuję odsyłam do rudarecenzuje. Zawsze mnie cieszy, gdy znajdę już napisaną opinię i nie muszę się sama gimnastykować. A Koleżanka niezwykle celnie ubrała w słowa moje odczucia.
Książkę bardzo polecam.
Znakomity kryminał.
Po nieudanym eksperymencie odsunięcia na przyspieszoną emeryturę Olivera von Bodensteina we frankfurckim komisariacie ponownie panuje zgrany duet bohaterów. Wspólnie, choć często przeciw swej szefowej, która w tym tomie nabierze (w końcu:) bardziej ludzkich cech, prowadzą bardzo skomplikowane śledztwo i walczą z każda minutą, by uratować kolejną kobietę...
Książka z półki „NIE DOTYKAĆ – grozi smierciąlubczymśtakim!!!”
Mam na niej zachomikowane największe skarby z okresu późnego dzieciństwa, książki wyczytane, często z okładkami w środku i bez grzbietu, ale ze wszystkimi kartkami. Niestety nie wszystkie uratowałam. Niektóre tytuły zostały przez moją Dobrą Mamę pożyczone cioteczno-ciotecznemu rodzeństwu i już do mnie nie wróciły. Tych które pozostały, nie daję nikomu. Na szczęście wnuki mają swoją półkę z pięknymi, kolorowymi książkami dużo niżej. Ta moja ich nie kusi, poza tym nie należę do uległych babć – mogę im poczytać, ale do ręki nie dam.
„Ajaks waleczny” to wspomnienie o dzieciństwie spędzonym na farmie hodowlanej, o życiu w dzikiej i niezwykłej krainie australijskiego buszu, o ludzkiej solidarności bez której trudno byłoby w tamtych warunkach cokolwiek osiągnąć a często wręcz przeżyć. Dzieciństwo Mary, mimo, iż z dala od rówieśników było „ w rzeczywistości bardzo pracowite i pełne przygód, związanych z ogromnymi, odludnymi przestrzeniami Australii, gdzie rzeki są jednego tygodnia tylko naszyjnikami błotnistych sadzawek, po to, by w następnym zmienić się w ryczące, rwące lawiny żółtych wód, szerokich na siedem mil.” Nie czuła się samotna – miała swoje psy i gromadę australijskich zwierząt – od cielaka, aż po węża imieniem Kaa o wzorzystych zwojach, przypominających dywan perski.
Ta książka to wspomnienie różnych przygód i epizodów z życia kilkuletniej Australijki. Niektórych dramatycznych, innych zabawnych, opisanych pięknym językiem i cudownie przetłumaczonych przez Macieja Słomczyńskiego. Klasyka w najlepszym wykonaniu. Aż dziw, że nie wznawiana. Według mnie powinna należeć do żelaznego kanonu lektur, bo drastycznych scen nie ma, za to niezwykle umiejętnie oddaje nieokiełznaną naturę, piękno i dzikość Australii. A przy okazji, bez żadnych zbędnych słów, nawoływania do tolerancji czy głoszenia napuszonych haseł o równouprawnieniu ukazuje stosowanie tych zasad w praktyce w stosunku do rdzennych mieszkańców kontynentu czy to w opisie wspólnych zabaw Mary z czarnoskórą Mittą, czy np. podkreślając niezwykłe umiejętności zatrudnianego dorywczo tropiciela.
Tytułowy Ajaks to pies. Niezwykły pies. Znaleziony jako malutki szczeniak w pniu drzewa i uratowany w trakcie ogromnej powodzi wyrasta na giganta wielkości niemal cielaka. Za swoją jedyną panią uznaje Mary i ledwo toleruje inne osoby z jej otoczenia. Potem nie odstępuje jej na krok, a co najmniej trzy razy ratuje przed niechybną śmiercią. Więcej niż przyjaciel.
Mary Elwyn Patchett spisała swe wspomnienia w piękny sposób. Z każdej strony przebija ogromna miłość – miłość do kraju, w którym spędziła lata swego dzieciństwa, do zwierząt i ludzi go zamieszkujących. To wszystko bez popadania w tani sentymentalizm czy czułostkowość. Książka jest ozdobiona grafiką Janusza Grabiańskiego - czarną kreską, po dziś na wskroś nowoczesną, cudownie oddającą charakter rysowanych postaci.
Doprawdy, nie pojmuję, dlaczego tej pozycji nie ma na półkach księgarskich.
Następna z serii – „Tam nieposkromiony” już nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Ale być może dlatego, że od urodzenia byłam „psią mamą”, a tytułowy Tam jest koniem i jego głównie dotyczą opisywane w drugim tomie przygody.
Dodam jeszcze, że po przeczytaniu „Ajaksa” byłam doskonale przygotowana na spotkanie „Tomka w krainie kangurów”. Nic mnie w nim nie zaskoczyło:)
Książka z półki „NIE DOTYKAĆ – grozi smierciąlubczymśtakim!!!”
Mam na niej zachomikowane największe skarby z okresu późnego dzieciństwa, książki wyczytane, często z okładkami w środku i bez grzbietu, ale ze wszystkimi kartkami. Niestety nie wszystkie uratowałam. Niektóre tytuły zostały przez moją Dobrą Mamę pożyczone cioteczno-ciotecznemu rodzeństwu i już do mnie nie...
2019-02-25
Mam kłopot z opinią o tej książce. Otóż pominęłam kawałek z jej środka. Nie dałam rady. Na dodatek okazało się, że bez większej szkody dla fabuły i ... rozwiązania.
Początkowo czytałam jednym tchem, zatem książka wciąga. Bohaterka da się lubić - duży plus. Intryga zagmatwana, ale nie na tyle, żeby nie było wiadomo komu Ana musi stawić czoła. A że niemal wszyscy ją zdradzają, zapowiadają koszmarne, spojlerowe recenzje:(
I tak, niemal na bezdechu, dotrwałam do opisu procesu.
Tu wszystko siadło, czy też pękło.
Nuda.
W którymś momencie przerwałam. Ostatnio zbyt często trafiały mi się książki, przy których tylko marnowałam czas.
Oczywiście mogę się mylić - może dalej było pasjonująco i zaskakująco. Ale chyba nie będę już tego sprawdzać.
Ciekawa już byłam tylko rozwiązania.
Przeczytałam ok 150 ostatnich stron. Rozwiązanie, chociaż z jakoś tam zaskakującymi elementami, jednak trochę mi zgrzyta.
I tylko nie wiem, dlaczego aż 1000 stron do przebrnięcia?! Naprawdę można było to wszystko skondensować do 600 i nawet od tak marudnej czytelniczki jak ja otrzymać 9 gwiazdek.
Mam kłopot z opinią o tej książce. Otóż pominęłam kawałek z jej środka. Nie dałam rady. Na dodatek okazało się, że bez większej szkody dla fabuły i ... rozwiązania.
Początkowo czytałam jednym tchem, zatem książka wciąga. Bohaterka da się lubić - duży plus. Intryga zagmatwana, ale nie na tyle, żeby nie było wiadomo komu Ana musi stawić czoła. A że niemal wszyscy ją...
2019-02-20
Chociaż Coben coraz bardziej przynudza, to jednak można go bez zbytniego bólu doczytać do końca. Ale i bez zaskoczeń.
Po namyśle - to ostatnie jest jednak niesprawiedliwym zarzutem, bo naprawdę zaskoczona byłabym, gdyby zbrodzieniem okazał się być jakiś królik wyciągnięty z kapelusza na przedostatniej stronie. Nader często to się zdarza. Zatem, nie czepiajmy się:))))
Jedna gwiazdka więcej za unieszkodliwianie paskudnych typów w sposób daleko odbiegający od politpoprawności.
Chociaż Coben coraz bardziej przynudza, to jednak można go bez zbytniego bólu doczytać do końca. Ale i bez zaskoczeń.
Po namyśle - to ostatnie jest jednak niesprawiedliwym zarzutem, bo naprawdę zaskoczona byłabym, gdyby zbrodzieniem okazał się być jakiś królik wyciągnięty z kapelusza na przedostatniej stronie. Nader często to się zdarza. Zatem, nie czepiajmy...
Powinnam nadal mieć na półce "Teraz czytam", bo czytam i czytam, i czytam, i... raczej nie doczytam.
Po pierwsze nie polubiłam głównej bohaterki, bo nie lubię bab upijających się do nieprzytomności.
Po drugie nie lubię gadulstwa, a zwłaszcza potoków wypływającej świadomości, podświadomości, nadświadomości, czy hiperświadomości, jednym słowem słowotoku, a w takim stylu pisana jest ta książka. Przynajmniej na początku. Długim, dodajmy.
Może potem jest inaczej, może są jakieś prawdy życiowe (wyrosłam już z potrzeby poszukiwania), może jest weselej i lżej. Może. Początek to gniot i zakalec.
Nie wiem, na której jestem stronie, bo mam to dzieło na kindlu.
Jeśli doczytam (wątpliwe), uzupełnię opinię i postawię jakieś gwiazdki.
Powinnam nadal mieć na półce "Teraz czytam", bo czytam i czytam, i czytam, i... raczej nie doczytam.
Po pierwsze nie polubiłam głównej bohaterki, bo nie lubię bab upijających się do nieprzytomności.
Po drugie nie lubię gadulstwa, a zwłaszcza potoków wypływającej świadomości, podświadomości, nadświadomości, czy hiperświadomości, jednym słowem słowotoku, a w takim stylu...
2018-07-09
Szkoda, że tej dramatycznej historii nie wziął na warsztat rasowy pisarz. Nie bardzo wypada napisać w komentarzu "zmarnowany temat", skoro historia jest autentyczna i spisana została przez jej bohaterkę. Ale cóż, czytało mi się tę książkę dosyć ciężko, przede wszystkim z powodu polukrowanych aż do przesytu retrospekcji. Początkowo tłumaczyłam to tym, że autorka opisuje wydarzenia sprzed ponad dwudziestu lat, a czas wygładza wszelkie wspomnienia. Ale sądzę, że tak naprawdę zabrakło umiejętności, by nadać opowieści a zwłaszcza jej bohaterom więcej charakteru. Miał wystarczyć huragan i walka o przetrwanie. Wbrew pozorom nie wystarczył. Bo to też słabo zostało oddane. Szkoda.
Oczywiście nie umniejsza to w żaden sposób dzielności dziewczynie, która w 1983 r. stawiła czoło żywiołowi.
Szkoda, że tej dramatycznej historii nie wziął na warsztat rasowy pisarz. Nie bardzo wypada napisać w komentarzu "zmarnowany temat", skoro historia jest autentyczna i spisana została przez jej bohaterkę. Ale cóż, czytało mi się tę książkę dosyć ciężko, przede wszystkim z powodu polukrowanych aż do przesytu retrospekcji. Początkowo tłumaczyłam to tym, że autorka opisuje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-04-15
Trochę inny Reacher. Stonowany, niemal bez bójek, niemal bez erotyki, niedziałający w pojedynkę...
Ale nadal twardo dążący do celu, lojalny do końca, sprawny fizycznie pomimo upływu lat, a na dodatek umiejętnie przebijający skorupy administracji wojskowej. Mieć go za sojusznika - marzenie.
Książkę czytało mi się bardzo dobrze. Zakończenie nie było do końca typowym rozwiązaniem zagadki, bardziej - rozwiązaniem problemu i dawało się przewidzieć. Mam jednak wrażenie, że tym razem Childowi przyświecał bardziej szczytny cel. Otóż autor dedykował książkę odznaczonym medalem "Purpurowe Serce", który przyznaje się tylko rannym lub zabitym podczas działań wojennych żołnierzom Armii Stanów Zjednoczonych. Szacunek dla bohaterów towarzyszy czytelnikowi w zasadzie w trakcie śledzenia całej, niezbyt skomplikowanej akcji.
Z mojej strony - wyrazy uznania.
Trochę inny Reacher. Stonowany, niemal bez bójek, niemal bez erotyki, niedziałający w pojedynkę...
Ale nadal twardo dążący do celu, lojalny do końca, sprawny fizycznie pomimo upływu lat, a na dodatek umiejętnie przebijający skorupy administracji wojskowej. Mieć go za sojusznika - marzenie.
Książkę czytało mi się bardzo dobrze. Zakończenie nie było do końca typowym...
Świetne połączenie dwóch wyrazistych osobowości - młodej detektyw Ballard i nadal aktywnego emeryta Boscha. Czytałam z dużą przyjemnością i zainteresowaniem. Polecam!
Czekam na tłumaczenie cyklu o Ballard.
Świetne połączenie dwóch wyrazistych osobowości - młodej detektyw Ballard i nadal aktywnego emeryta Boscha. Czytałam z dużą przyjemnością i zainteresowaniem. Polecam!
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCzekam na tłumaczenie cyklu o Ballard.