Jest zapaloną żeglarką. Przepłynęła już ponad 50 tysięcy mil, ma licencję kapitana jednostek o wyporności do 100 ton. Wiedzie szczęśliwe, spokojne życie z mężem i rodziną we Friday Harbor na wyspie San Juan, w stanie Waszyngton.
Powieść "41 dni nadziei" mogę polecić każdemu. Czyta się ją z ogromną ciekawością jakie będą losy Tami - głównej bohaterki. Ciągle po głowie krążyło mi pytanie : Czy uda się jej dotrzeć na ląd? Czy Tami przeżyje? Na wszystkie pytania odpowiedzi znalazły się na końcu powieści. Książka ukazuje bardzo wiele uczuć, które "targają" bohaterką, które także trzymają ją przy życiu. Pokazuje, jak wielkim uczuciem jest miłość oraz jak bardzo przydatna jest wiedza i nauka każdemu, kto postanawia wybrać się w taką podróż.
Opowieść Tami rozpoczyna się, kiedy dziewczyna wypływa razem z ukochanym Richardem w rejs z Tahiti do San Diego.
Są szczęśliwi, zakochani w sobie, w morzu i żegludze. I choć oboje są doświadczonymi wilkami morskimi, to nie wiedzą jeszcze, że tym razem żywioł nie będzie miał dla nich litości.
Książka swoją formą przypomina dziennik. Opisy walki o przetrwanie w czasie wyprawy przeplatają wspomnienia Tami związane z Richardem.
Książka jest krótka, ale momentami ciężko się ją czytało. Dość szczegółowo została tu opisana praca na pokładzie, a co za tym idzie mamy do czynienia ze specjalistycznym językiem - mnóstwo fachowych nazw i zwrotów związanych z żeglowaniem.
I tutaj apel do wydawców: dodawajcie słowniczek na początku książki, a nie na końcu!
Tak, znalazłam go dopiero po przeczytaniu.
Jeśli kiedyś trafię na film, chętnie sprawdzę, czy ekranizacja jest bardziej poruszająca 😊