-
ArtykułyTak kończy się świat, czyli książki o końcu epokiKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant25
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać424
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
Biblioteczka
2020-11-13
2020-11-13
2020-04-07
2018-04-04
Mistrz! Nie widzę żadnego innego słowa, które oddawałoby uczynek Victora Hugo. Tylko prawdziwy mistrz literacki mógł przejść z opisu bitwy i śmierci bohaterów, wprost do rozważań nad ekonomiczną wartością gówna i nie stracić przy tym nic a nic na powadze i szacunku do tematu. A Hugo właśnie to uczynił w IV tomie "Nędzników".
"Nędzników" nareszcie skończyłam. Jestem pod dużym wrażeniem tak IV tomu, jak i powieści w całości. Jest to historia szczegółowa, wręcz drobiazgowa i zaskakująca(i to dla czytelniczki, która nałogowo ogląda od najmłodszych lat serial na jej podstawie).
Była barykada, powstanie, paczka Enjolrasa i karczma Korynt. Był wybitny strzelec, szpicel, dwóch bohaterów, pijak i dziecko.
A później było gówno i szczegółowy opis historii paryskich kanałów.
A po tym wszystkim przyszedł czas miłości i rodzinnych czułości. A na koniec coś pięknego i wzruszającego, ale to już pozostawię każdemu do osobistego odkrycia.
Jan Valjean, czyli główny bohater "Nędzników", to postać przedziwna i trudna w interpretacji. Zastanawiam się trochę, czy przypadkiem uczniowie we Francji nie muszą pisać o nim takich fajnych rozprawek, jak my o Jurandzie ze Spychowa;)
Mariusz z kolei to bohater typowo romantyczny, ale nie w całości, dlatego dla dopełnienia portretu jest jeszcze idealistyczny Enjolras, którego kochanką jest "Patria". A Mariusz? Och, Mariusz jest zakochany, oczywiście bardzo nieszczęśliwie, ale dla odmiany i ta miłość się odmienia. Więc Mariusz jest kochankiem, a Enjolras patriotą, rewolucjonistą. Oto dwa filary powyżej wspomnianej barykady.
Jedynym problemem wśród bohaterów jest Kozeta, która jest po prostu bohaterką dramatu romantycznego. Posiadającą znikomą ilość rozumu i charakteru, a nawet pamięci. Nie zmienia to wcale faktu, że i tak wszyscy męscy bohaterowie książki traktują ją na równi z jakimś bóstwem.
Moim niewątpliwie ulubionym bohaterem "Nędzników" jest Inspektor Javert. Walnięty facet, naprawdę. Ale przy tym niezwykle pasjonujący.
W całości "Nędzników" rzuca się w oczy zakończenie. Inne od całej książki, bo wyjątkowo mało szczegółowe. Nadszedł koniec opowieści, a więc koniec.
Polecam,
naprawdę niezwykła powieść, która pozostanie w pamięci na lata.
Mistrz! Nie widzę żadnego innego słowa, które oddawałoby uczynek Victora Hugo. Tylko prawdziwy mistrz literacki mógł przejść z opisu bitwy i śmierci bohaterów, wprost do rozważań nad ekonomiczną wartością gówna i nie stracić przy tym nic a nic na powadze i szacunku do tematu. A Hugo właśnie to uczynił w IV tomie "Nędzników".
"Nędzników" nareszcie skończyłam. Jestem pod...
2018-02-20
"Akademia Dobra i Zła" Soman Chainani to książka, która okazała się dla mnie dużym zaskoczeniem.
Sofia i Agata są najlepszymi przyjaciółkami, choć różnią się od siebie w każdym nawet najmniejszym aspekcie. Poza jednym: dla każdej z nich przyjaciółka jest najbliższą i jedyną osobą, na której może polegać.
A przynajmniej tak było...
Obie dziewczynki zostają porwane do świata baśni przez tajemniczego Dyrektora Akademii Dobra i Zła i choć myślały, że dobrze znają swoje natury, ich przyszłość zapowiada się skrajnie inaczej niż tego oczekiwały.
Ogólnie "Akademia(...)" wpisuje się idealnie w trend pisania na nowo baśni z odwracaniem ról i potomkami słynnych postaci.
W szczególe wszystkie inne bije na głowę.
Szkoła dla bohaterów baśni przedstawiona w książce jest tak szablonowa i podchodząca pod wszystkie standardy baśni, w której wszystko jest oczywiste, proste i z góry ustalone, że autor osiągnął idealną karykaturę baśniowych bohaterów i ich zachowań. Obraz Akademii dopełnia plan lekcji, podręczniki i zasady obowiązujące uczniów.
Sami zaś uczniowie(nie licząc Sofii i Agaty) i nauczyciele powtarzają i wprowadzają w czyn wszystkie niepisane zasady rządzące postaciami baśni.
Zło jest czarne, dobro różowo-niebieskie.
Księżniczka musi być piękna, głupia i zdobyć faceta.
Książę waleczny i przystojny, niekoniecznie musi znaleźć dziewczynę, ale byłoby dobrze gdyby to zrobił.
Czarny charakter jest brzydki, sprytny i zły z natury.
Wszyscy wiedzą, że dobro zwycięży.
Tło historii i drugi plan jest w tej powieści tak absurdalnie cukierkowy, szablonowy i oczywisty, że główne bohaterki miały niezwykle trudne zadanie, aby się wybić i wyróżnić, tak w tej książce, jak i w kontraście do postaci opartych na tym motywie z innych książek i filmów.
Udało się.
Agata jest uważana przez wszystkich za kandydatkę na wiedźmę...
Sofia doskonale pracuje nad tym, by uważano ją za księżniczkę...
Ale co dzieje się w ich sercach i głowach?
Cała historia jest niesamowicie wciągająca(choć pierwsze rozdziały idą jak po grudzie) i w momencie przejścia przez pewną granicę nieprzewidywalna. Zakręty fabularne i labirynty myśli bohaterów stały się tak nieodgadnione, że naprawdę nie wiedziałam jaki los dla bohaterek umyślił sobie autor.
Ale nie fabuła, nie bohaterki i nie atmosfera książki podbiły moje serce. Zrobiło to całkowite i zupełne odejście od konwencji wpisanej w świat baśni i książek dla młodych czytelników.
Bo "Akademia Dobra i Zła" pozwala myśleć nie tylko bohaterom, ale i czytelnikom. Wciskając nas w grube i jasne komtury realiów panujących w tej historii, daje nam możliwość główkowania, kombinowania i wychwytywania pewnych niuansów, szczegółów... I znajdywania absurdów świata przedstawionego, myślenia bohaterów i nauk wciskanych uczniom w wieżach Akademii.
A to już coś. Brak podawania wniosków na tacy, także daje mnóstwo przyjemności.
Cóż jeszcze mogę powiedzieć? Powieść jest momentami przezabawna i kilka motywów na pewno wciśnie mi się do głowy na stałe(szczególnie dyskusja adeptów czarnej magii na temat zwalczania miłości przez ich rodzicieli).
Ale posiada i pewną sporą wadę. Momentami nie wiedziałam z kim rozmawiają bohaterowie i brakowało mi jakichś fragmentów, może przypadkowo usuniętych, a tłumaczących jakieś sytuacje, które nie wiadomo dlaczego nastąpiły.
Sumując: powieść jest niesamowita i sprawiła mi ogromną przyjemność intelektualną. W dodatku nie kończy pewnych myśli i autor ewidentnie o tym wiedział, bo już tytuły kolejnych tomów nasuwają kolejne problemy, z którymi w świecie baśni przyszedł czas się uporać.
Polecam
"Akademia Dobra i Zła" Soman Chainani to książka, która okazała się dla mnie dużym zaskoczeniem.
Sofia i Agata są najlepszymi przyjaciółkami, choć różnią się od siebie w każdym nawet najmniejszym aspekcie. Poza jednym: dla każdej z nich przyjaciółka jest najbliższą i jedyną osobą, na której może polegać.
A przynajmniej tak było...
Obie dziewczynki zostają porwane do...
2017-11-13
Z ambitnym planem przeczytania "Nędzników" Victora Hugo nosiłam się odkąd parę lat temu wciągnęła ją moja mama - w tydzień. Mi czytanie zajmuje o wiele dłużej(zwłaszcza, że sobie książki przeplatam), a w dodatku plan w czyn przerodził się dopiero teraz, kiedy doszłam do wniosku, że przyda mi się to do matury.
O "Nędznikach" trudno jest napisać coś nowego. Książka ma swoje latka i jest niezaprzeczalnym klasykiem literatury, przenoszonym wielokrotnie na ekran, raz nawet w wersji śpiewanej.
Więc nic nowego mówić nie będę, za to napiszę recenzję, ignorując fakt, że powiedziano już wszystko czy w ogóle cokolwiek.
"Nędznicy" Victora Hugo to powieść rozłożona na cztery tomy(ta recenzja dotyczyć będzie jedynie tomu I), które z kolei dzielą się na części, które dzielą się jeszcze na rozdziały. Historia składa się z niezliczonej ilości wątków i jeszcze większej ilości odskoczni od jakichkolwiek wątków w rozważania autora, który kreśli nie tyle losy Jeana Valjean czy innych bohaterów swojej powieści, co dokładny i szczegółowy portret swojego kraju, jego stolicy, poszczególnych klas społecznych narodu, samego narodu i epoki, w której rozgrywają się wydarzenia.
Historia przyspiesza, zwalnia, zmienia się czas i miejsce akcji. Kiedy czytelnik przewraca stronicę - nigdy nie wie, czy dalej będzie rozgrywał się aktualnie toczący się wątek czy z powodu jednego zdania rzuconego poprzednio, zmieni się zupełnie tok myśli Victora Hugo i jego rozważania przejdą do jakiegoś historycznego wydarzenia, dysput filozoficzno-polityczno-moralnych i lekcji życiowych.
Jedno jest pewne - nawet jeśli jakieś wydarzenie, postać czy przedmiot, ma odegrać choćby mikroskopijną rolę w toczącej się opowieści, to musi być skrupulatnie, szczegółowo i bez protestu omówione.
Właśnie dlatego pierwszy tom "Nędzników" otwiera kilkadziesiąt stron przedstawiających biskupa Myriel. Przedstawienia postaci, której rola w historii Jeana Valjean była niezwykle ważna, spotkanie to zupełnie zmienia dalsze losy głównego bohatera, ale aby zrozumieć jak to ważne, aby w ogóle przeczytać tą krótką scenę, musimy wpierw poznać ze szczegółami każdy mebel w domu duchownego.
Biskup Myriel to postać wyidealizowana, ale niosąca w sobie niezwykłe światło, zwłaszcza w kontraście z innymi duchownymi, o których Hugo wspomina. Mimo, że było to ciekawe doświadczenie, to przy brnięciu przez te strony bardzo się męczyłam, ale było warto. Było warto dla kilku stron. Kilku stron, na których pisarz ukazał zestawienie dwóch starców, ich trudną rozmowę i to w skrajnych okolicznościach. Stary rewolucjonista i duchowny, jeden uważany przez miejscową ludność za potwora, drugi za świętego. Niesamowity fragment.
Po tym "krótkim" wstępie rozpoczyna się historia powszechnie znana. Pisarz przedstawia dzieje Jeana Valjean(choć o wiele mniej szczegółowo!), Javerta, Fantyny i Thenardierów. Przy okazji przedstawiając też Paryż i Montreuil-sur-Mer, karczmę oraz paczkę młodzieńców, w tym jednego, którego chętnie powiodłoby się na galery(szanownego tatusia małej Kozety).
Jest to bardzo zgrabnie, choć ponownie opisowo, napisany fragment, w którym oczywiście pisarz przedstawił całą masę bohaterów i szczegółowo ich opisał.
Jednak kiedy wydaje się, że wiemy już dość dużo i Jean Valjean może spokojnie ruszać w dalszą wyboistą drogę swojego życia, kierunek myśli Victora Hugo przenosi się w zupełnie inne rejony...
Przeskakuje do 1815 roku, w rejony wioski Waterloo i z każdym najdrobniejszym szczegółem opisuje bitwę, która się tam rozegrała.
Jest to jak na razie(jestem przy końcu III tomu) najlepszy i najrozwleklejszy fragment zawarty w tej powieści.
Opis bitwy, nie nie...
Nie bitwy - ludzi, emocji, miejsc i jednostkowych historii, wspomnień.
To nie data, nie bitwa, to kalejdoskop doświadczeń osób, które tam były.
Lubię, kiedy właśnie tak uczy się mnie historii.
Nie znoszę metody: data, miejsce, zwycięzca.
Historia to ludzie - całe wojsko, dowódcy i żołnierze, ludzie poboczni - ci, którzy wygrali i ci, którzy przegrali i ci, którzy zginęli i ci, którzy przeżyli.
I tak właśnie napisał to Victor Hugo.
A po co? Aby na koniec w kilku zdaniach wspomnieć o pewnym małym incydencie, który odegra olbrzymią rolę w życiu bohaterów, ale do tego jeszcze długa, długa droga...
Tak się w skrócie ukazuje pierwszy tom powieści "Nędznicy". Ponoć to właśnie on jest najtrudniejszy do przebrnięcia, ale Waterloo mi tą drogę wynagrodziło.
Jak na razie jestem zdania, że to cudowna historia, która została bardzo trudno napisana, ale warto przez nią przebrnąć, choć wiem, że pewnie trudniejsze będzie o tym przekonanie, co poniektórych osób.
Polecam
Z ambitnym planem przeczytania "Nędzników" Victora Hugo nosiłam się odkąd parę lat temu wciągnęła ją moja mama - w tydzień. Mi czytanie zajmuje o wiele dłużej(zwłaszcza, że sobie książki przeplatam), a w dodatku plan w czyn przerodził się dopiero teraz, kiedy doszłam do wniosku, że przyda mi się to do matury.
O "Nędznikach" trudno jest napisać coś nowego. Książka ma swoje...
2017-11-23
"Jej Wysokość Marionetka" to finał trylogii "Córka Zjadaczki Grzechów" Melindy Salisbury. Oba poprzednie tomy przeczytałam z ogromną przyjemnością.
Pierwsza część była historią Twylli, która jako potomkini bogów, Daunen Wcielona mieszkała w zamku Lormere i była zaręczona z następcą tronu. Na skutek manipulacji i oszustw bliskich jej osób jej życie skrajnie się zmieniło.
Druga część "Śpiący książę", to historia Errin, siostry Liefa-ukochanego Twylli, a jej akcja dzieje się w kilka miesięcy później po finale pierwszej.
Los obu bohaterek splótł się z sobą już w drugim tomie przygód, ale szybko zostały brutalnie rozdzielone. Teraz każda z nich musi radzić sobie z nowymi wyzwaniami.
Errin zostaje uwięziona przez Aureka(Śpiącego Księcia) w zajętym przez niego zamku Lormere, ale nie poddaje się i dalej szuka sposobu na: zabicie go, ucieczkę, uwolnienie Silasa... W każdym razie ma sporo do roboty, ale sama nie jest...
Errin przypadła zaledwie 1/3 narracji w tym tomie, ale wykorzystała je w pełni. I choć jej punkt widzenia zajmuje środkową część książki, to początkowe rozdziały są rozdzielane krótkimi epizodami z jej losów.
Dziewczyna budzi naprawdę sporo sympatii i choć jej romansik jest od czapy to szczególnie nie przeszkadza.
Mówiąc szczerze, choć polubiłam Errin i uważam, że II tom trylogii był lepszy od I, to jednak miałam nadzieję, że finał trylogii będzie poświęcony w większej mierze Twylli. I tak się stało.
Córka Zjadaczki Grzechów znajduje się na początku "Jej Wysokości Marionetki" w sytuacji nawet gorszej od Errin. Została sama w podziemnym mieście, które stało się już jedynie miastem trupów. Otacza ją śmierć i pustka, a w jej głowie biją się myśli. Teoretycznie wie już wszystko, ostatnia rozmowa z matką dała jej oczekiwaną prawdę, ale co z nią zrobi? I jak ma zrozumieć ludzi, których los postawił na jej drodze?
W finale trylogii autorka świetnie wytonowała z sobą wydarzenia i nadała im właściwe tempo. W tym tomie, zaledwie trochę obszerniejszym od poprzednich, dzieje się naprawdę wiele. Pisarce udało się to jednak zgrabnie sklecić w całość i ani przez moment nie mogłam marudzić na to, że dzieje się za mało bądź za dużo. Pani Salisbury doszła też do mądrego wniosku, że nie wszystko trzeba opisać bądź streścić, a po prostu zostawić w spokoju. Więc w miejsce szczegółowych działań powstańców i relacji z podróży, poświęciła miejsce na psychikę bohaterów.
O głównych bohaterkach już pisałam. Są to postacie kobiece, jakie chciałabym stale spotykać na kartach książek. Z przyjemnością stwierdzam, że te panie nie mają problemów z problemami z powodu problemów. I zamiast rozwodzić się nad swoimi uczuciami - rozmawiają. Piękne.
Trzecią bohaterką, o której nie mogę nie wspomnieć jest Nadzieja. To dojrzała i rozsądna kobieta, która robi w tej historii nie tylko za mentorkę młodocianych, ale i wojowniczkę z ogromnym doświadczeniem i ostrym charakterem. Kilka scen z jej udziałem i książka zyskuje na jakości.
Ale, ale... Panie grają pierwsze skrzypce, ale męska część bohaterów też robi ile może, aby nie zostać definitywnie zepchniętym na margines.
Lief to typ faceta, który wszędzie wlezie i wszyscy mają go szybko dosyć. W życiu rzeczywistym są to osoby niezwykle nieznośne, ale w książkach często wypadają pozytywnie. Powód? To proste: to co nas irytuje, gdy musimy to znosić osobiście, na odległość bawi i dodaje smaku do historii. Ale nie tym razem. Lief to jedna z bardziej zagadkowych postaci powieści młodzieżowych w ostatnim czasie, co mu siedzi w głowie pozostaje tajemnicą, ale z pewnością ta gnida napędza akcję w całej trylogii.
Aurek, czyli sam Śpiący Książę we własnej osobie, to czarny, wręcz diaboliczny charakter, który w tej książce jest głównym złym i to by było na tyle. Tego pana w książce jest tyle co kot napłakał, a może i mniej. Zdecydowanie najsłabszy element historii.
Merek, czyli mój ulubiony bohater tej historii, z którego powodu zdenerwowałam się w drugim tomie, na szczęście żyje. I byłam pod dużym wrażeniem tego, jak dojrzała jest to postać. Młody król jest niezwykle dobrze napisanym bohaterem, który potrafi podejmować mądre, przemyślane decyzje i jest przeuroczy. Jeśli wrócę(a wrócę) do tej trylogii, to głównie dla niego.
Podsumowując całą trylogię, to zdecydowanie jest ona moją numer 1(na współę z "Malfetto") w tym roku serią fantasy.
Po pierwsze to trylogia, a trylogia jest uznawana przeze mnie za najlepszą formę serii. A po drugie wypadła naprawdę świetnie na tle innych, a autorka stworzyła niesamowitą historię, umieszczając ją w zrozumiałym i przedstawionym w pełni świecie.
Dodatkowo(jak na ironię) napisała trzeci, finałowy tom serii, tak jak miała to zrobić Victoria Avejard, co tej drugiej zdecydowanie nie wyszło(czasem to dobrze, że seria nie robi zbyt dużo szumu, przynajmniej pisarze nie kombinują, jakby tu z(a)robić więcej;)).
Całą trylogię
POLECAM
i to z serduszkiem
PS: Takie tam a propos. W tym tomie jedna z bohaterek pobiła chyba jakiś rekord w zmienianiu koloru włosów w jednym tomie. Z moich obserwacji wynika, że bohaterki robią to góra dwa razy na serię, a ścinają włosy raz na serię w ramach zasady: zmienię swoje życie - zacznę od fryzury. Z jakiegoś powodu zwykle zmienianie swojego życia kobiety zwykle zaczynają od fryzury, nie rozumiem tylko dlaczego zwykle na tym też ten proces kończą(a jestem kobietą). Na szczęście w tym wypadku tak do końca nie było...
Choć(spojler spojler spojler) zaczynam tęsknić za ślubami na końcu bajki:(
"Jej Wysokość Marionetka" to finał trylogii "Córka Zjadaczki Grzechów" Melindy Salisbury. Oba poprzednie tomy przeczytałam z ogromną przyjemnością.
Pierwsza część była historią Twylli, która jako potomkini bogów, Daunen Wcielona mieszkała w zamku Lormere i była zaręczona z następcą tronu. Na skutek manipulacji i oszustw bliskich jej osób jej życie skrajnie się...
Mama przeczytała mi to jakoś w drugiej klasie podstawówki i w tym czasie żadnej z nas się nie spodobała. Wróciłam do niej w klasie czwartej albo piątej i wtedy wskoczyła już na najwyższy szczebel drabiny czytelniczej.
Tą historię ciężko jest usadowić w konkretnym miejscu. To zależy od dojrzałości dziecka. Bo nie jest to książka dla dorosłych,ale też nie dla zupełnego dziecka. Trzeba z tą lekturą trafić w moment, kiedy maluch wkracza w okres dojrzewania, więc lepiej rozumie już świat, a zarazem wciąż lubi się bawić itd.
Mama przeczytała mi to jakoś w drugiej klasie podstawówki i w tym czasie żadnej z nas się nie spodobała. Wróciłam do niej w klasie czwartej albo piątej i wtedy wskoczyła już na najwyższy szczebel drabiny czytelniczej.
Tą historię ciężko jest usadowić w konkretnym miejscu. To zależy od dojrzałości dziecka. Bo nie jest to książka dla dorosłych,ale też nie dla zupełnego...
Tak trudno połapać się w tej historii, że czasami można chcieć odłożyć ją z powrotem na półkę. Co dwie strony zmienia się czas i miejsce wydarzeń. Więc jeśli ktoś chce to zrozumieć, powinien przeczytać powieść co najmniej trzy razy podrząd, a następnie obejrzeć serial na jej podstawie(co pomoże poukładać sprawy i docenić kunszt pisarski autora). Polecam z całego serca;)
Tak trudno połapać się w tej historii, że czasami można chcieć odłożyć ją z powrotem na półkę. Co dwie strony zmienia się czas i miejsce wydarzeń. Więc jeśli ktoś chce to zrozumieć, powinien przeczytać powieść co najmniej trzy razy podrząd, a następnie obejrzeć serial na jej podstawie(co pomoże poukładać sprawy i docenić kunszt pisarski autora). Polecam z całego serca;)
Pokaż mimo to2015-06-15
Zacznijmy od tego, że nienawidzę tabletów. Dlaczego? Bo miałam już napisaną prawie całą recenzję i mi się wcisnął głupi przycisk i wszystko zniknęło. Więc teraz postaram się to napisać jeszcze raz, ale pewnie i tak wyjdzie gorzej niż poprzednio. No to, zaczynałam chyba tak:
"Mam dla nas ciekawy film kostiumowy" - mama wie jak zainteresować swoją córkę. Kiedy oglądam film, który mnie wciąga, to szukam informacji o pisanym pierwowzorze. Jednak nie często naprawdę się za tę książkę biorę. Tym razem mi się udało - już następnego dnia wywąchałam gdzieś audiobooka i jeszcze tego dnia go wysłuchałam prawie w całości. Pociąg był tak silny, że nie mogłam spać i wstałam o trzeciej w nocy, aby wysłuchać historii do końca, a przez następny tydzień oglądałam wszystkie inne dostępne ekranizacje. Aż smutno się robi, że "Wichrowe wzgórza" to jedyna książka Emily Bronte(bo powieść jej siostry mnie nie satysfakcjonuje).
Nie rozumiem jednak interpretacji tej książki przez wiele osób(tak konkretnie twórców filmów), które koncentrują się na nieszczęśliwej miłości głównych bohaterów. W moim mniemaniu o wiele ciekawszy jest tu aspekt psychologiczny powieści. Zresztą moim zdaniem Katy i Heathliff wcale się nie kochali. Mam wręcz wrażenie, że nie byli zdolni do miłości względem drugiej osoby.
Przedstawiam tragedię dwóch aktów, zdumiewająco podobną do "Króla Edypa" i "Antygony", choć w o wiele lepszym wydaniu. To było tak: Edgar kochał Katy, Izabela kochała Heathliffa. Katy kochała Katy, a Heathliff kochał Heathliffa. Katy chciała Heatliffa, a dostała Edgara. Heathliff chciał Katy, a dostała się mu Izabela. Hindley kochał siebie i swoją Frances - to chyba jedyna udana para w pierwszej części historii. Cała tragedia polegała na tym, że Edgar i Izabela byli strasznie głupiutcy, Heathliff i Katy samolubni, a Hindley okrutny.
To historia o szaleństwie, nienawiści i zemście. Niewiele miejsca, w życiu mieszkańców Wichrowych wzgórz, pozostało dla miłości. Wśród bohaterów powieści, litość budzą jedynie bohaterzy "drugiego aktu": Hareton i Linton, bo nie mieli wpływu na swój los. Za to Katy "2" budzi u mnie kontrowersje, bardzo trudno jest ją ocenić. Myślę, że w przeciwieństwie do kuzynów, nie była całkowicie czysta.
Ta historia wciągnęła mnie tak mocno, że wciąż zaprząta moje myśli. Jest niesamowita i zdecydowanie godna polecenia.
POLECAM
PS: Przepraszam jeśli brzmi to jak masło maślane i za możliwe spojlery;-)
Zacznijmy od tego, że nienawidzę tabletów. Dlaczego? Bo miałam już napisaną prawie całą recenzję i mi się wcisnął głupi przycisk i wszystko zniknęło. Więc teraz postaram się to napisać jeszcze raz, ale pewnie i tak wyjdzie gorzej niż poprzednio. No to, zaczynałam chyba tak:
"Mam dla nas ciekawy film kostiumowy" - mama wie jak zainteresować swoją córkę. Kiedy oglądam film,...
2013-12
"To jest moja ulubiona książka, chociaż nigdy jej nie czytałem" Tymi oto słowy rozpoczyna się opowieść i nie jest to wcale najdziwniejsze stwierdzenie w tej pozycji.
Wzorem pisarza mogę powtórzyć- To moja ulubiona książka, chociaż wcale jej nie rozumiem.
Postacie dzielą się pod względem umysłowym na: trochę głupich, głupich i bardzo głupich, i jeszcze specjalna przedziałka dla głównej bohaterki- wyjątkowo głupi. W dodatku autor nie przebiera w środkach stylistycznych( wszechobecne nawiasy) ani nie przestrzega zasad oczywistości. Jeśli zajdzie taka potrzeba to postacie będą wspinać się po 100 m ścianach skalnych przy użyciu wyłącznie rąk, łykać trucizny, a nawet wstawać z martwych( i to parokrotnie).
Jest tu jednak coś, co nie daje się oderwać od lektury. Książka powoduje niekontrolowane ataki śmiechu i lekki uśmiech przy bezsensownych momentach.
Bardzo polecam
Rok 2017
Czytam, umieram ze śmiechu, z lekkim smutkiem i zachwycam się ponownie nad przesłaniem tej wspaniałej powieści(mimo, że wydanie ma pożółkłe kartki i śmierdzi papierochami(nie wiem skąd ją mam). Szczególną przyjemność mam z czytania nawiasów Morgensterna i wtrąceń Goldmana. Owe nawiasy spodobały mi się za pierwszym razem do tego stopnia, że sama ich używam(stało się to moim ulubionym nawykiem).
"To jest moja ulubiona książka, chociaż nigdy jej nie czytałem" Tymi oto słowy rozpoczyna się opowieść i nie jest to wcale najdziwniejsze stwierdzenie w tej pozycji.
Wzorem pisarza mogę powtórzyć- To moja ulubiona książka, chociaż wcale jej nie rozumiem.
Postacie dzielą się pod względem umysłowym na: trochę głupich, głupich i bardzo głupich, i jeszcze specjalna...
2017-06-02
Jestem bardzo zła na wydawnictwo. Gdybym nałogowo nie przeszukiwała internetu(szczególnie strony wydawnictwa) w poszukiwaniu wieści o finale trylogii "Malfetto", to nadal bym o niej nie wiedziała. Nawet nie wspomniano o konkretnej dacie. Ostatnia informacja na facebooku informowała jedynie o okładce i stwierdzenia, że będzie w maju. Koniec.
Ale po za tym ani wydaniu ani samej powieści nie mam wiele do zarzucenia.
"Gwiazda północy" ma chyba najpiękniejszą okładkę z dotychczasowych powieści Marie Lu. Wydanie jest śliczne, dopracowane, ale nie w środku. Momentami naprawdę wściekałam się na błędy redakcyjne, trochę ich było za dużo i rzucały się w oczy.
Bla, bla, bla...
Nareszcie finał!
Naczekałam się, naczekałam. Bardzo rzadko udaje mi się czytać finał serii(zwłaszcza dobrej, bo te rzadko są do końca wydawane(a badziewie owszem)), więc emocji było przy tym mnóstwo. Książkę dostałam w łapki o 10 rano, ale miałam na przedostatniej lekcji klasówkę z przeklętego języka angielskiego, więc czekałam do 13, to bolało(dla ciekawskich: klasówka nie poszła pomyślnie). Została skończona przed północą i finish zostałby opłakany, gdybym nie była zbyt rozdarta emocjonalnie(ostatnio mam jakieś dziwne reakcje na pewne wątki - płaczę na śmiesznych, śmieję się na smutnych(to wina Maas)).
Adelina została królową, ale nie potrafi się tym wystarczająco cieszyć. Dąży do coraz większych podbojów, ale cel ma tylko jeden: odnaleźć Violettę.
Jej umysł coraz częściej nie chce funkcjonować jak należy i nie tylko ona ma problemy ze swoim darem.
Nadszedł czas na znalezienie powodu, z którego pojawiły się Mroczne Piętna i sposobu na ich zniwelowanie. Wkrótce wszystkich może czekać śmierć.
Oczywiście narrację nadal dzierży Adelina(a jej "głosy z tyłu głowy" przy okazji), więc nie zawsze wiadomo co się dzieje. Pozostałe rozdziały zwykle kradnie Rafaelle, który tym razem naprawdę sporo się udziela. Teren tym razem nie miesza w narracji, choć w historii rolę sporą i tak odgrywa.
O wiele więcej spodziewałam się po Maeve, niestety wyszła dość nijaka w zestawieniu z pozostałymi bohaterami.
Zakończenie było satysfakcjonujące(naprawdę lubię zakończenia pisane przez Marie Lu) i poetyckie... Nic więcej nie wspomnę.
Bardzo, ale to bardzo polecam książki Marie Lu i liczę, że wydawnictwo na przyszłość pomyśli o efektowniejszej reklamie powieści tej autorki.
Jestem bardzo zła na wydawnictwo. Gdybym nałogowo nie przeszukiwała internetu(szczególnie strony wydawnictwa) w poszukiwaniu wieści o finale trylogii "Malfetto", to nadal bym o niej nie wiedziała. Nawet nie wspomniano o konkretnej dacie. Ostatnia informacja na facebooku informowała jedynie o okładce i stwierdzenia, że będzie w maju. Koniec.
Ale po za tym ani wydaniu ani...
2017-05-22
"Imperium burz" Sarah J. Maas!!! Hura!!!
Część recenzji dla jeszcze nie znających:
Pani Maas jest pisarką, która bardzo lubi się rozpisywać, ale jeśli lubicie fantastykę, powieści młodzieżowe, pełne akcji, humoru i chwil grozy(a z Waszej strony wahań nastroju), to zdecydowanie czeka Was niezapomniana przygoda i radzę się zabierać czym prędzej za lekturę:)
Dalszej recenzji proszę nie czytać, jeśli nie czytaliście jeszcze tomów poprzednich.
Polecam
"Imperium burz" niestety mógł otrzymać tylko ocenę 10/10. Dlaczego niestety? Bo mi się skala skończyła. W sumie ostatnie trzy tomy serii(z tą włącznie) utrzymuje się na jednym poziomie, więc jeszcze mogę to wytrzymać(gorzej sprawa ma się z "Dworem(...)").
W tej części przewija się multum postaci i dzieje się tyle, że nie wiadomo na którym wątku się skupić. W dodatku serce moje, biednego czytelnika jęczało parokrotnie z rozpaczy i nie było w stanie płakać, ponieważ autorka postanowiła wzloty i upadki, radości i tragedie tak poprzeplatać, że nie miałam czasu skupić się na konkretnym uczuciu, bo zaraz wpadałam w kolejne i jedynym sposobem na cieszenie się daną chwilą było chwilowe od lektury się oderwanie(jak wiadomo niemożliwe). Na szczęście moja rodzina widziała w jakim jestem stanie(zwłaszcza przy końcu) i była wyrozumiała dla tych dziwnych wahań nastrojów(to znaczy mama była, bo brat nie rozumiał czemu chcę go zamordować za znalezienie się między mną a książką).
Aelin nie ma czasu na wytchnienie. Czy komuś nie podobało się idylliczne zakończenie "Królowej cieni"(mi się podobało)? W takim razie zapewniam, że piąty tom rujnuje wszystkie nadzieje baśniowe rozwiązanie problemów. Rozpoczyna się wojna.
Czas nawiązać nowe sojusze, pościągać długi, odnaleźć starych przyjaciół i zaciekłych wrogów. Pora przewartościować konkretne znajomości i zrewidować poglądy.
Jeśli do tej pory nie przeczytaliście nowelek z "Zabójczyni", to nadszedł czas aby to w końcu nadrobić. I to czas najwyższy! Bo stracicie sporo radości przy czytaniu "Imperium burz" w momentach pojawienia się pewnych imion i za nimi samych bohaterów.
Ciekawym odkryciem tego tomu są Lorcan i Elide, których ścieżki niespodziewanie się schodzą(oj, schodzą), którzy(a przynajmniej Elide) nie byli szczególnie pasjonujący w "Królowej cieni".
Osobiście kocham przekomarzania Aediona i Lysandry, nadal uwielbiam każdy moment, kiedy Aelin wchodzi w rolę zabójczyni bądź królowej i cieszę się nieobecnością w tej części Chaola(choć podejrzewam, że w kolejnym się to pewnie zmieni).
Z mojej strony nastąpiła jedna pewna i jedna nowa reakcja na dwie postacie.
Doriana uwielbiam od pierwszej części(zdecydowanie mój ulubiony bohater z racji książek i bałaganu w pokoju) i jestem przeszczęśliwa, że tym razem było go naprawdę dużo. Jego stosunki(mogę już mówić o związku?) z pewną wiedźmą zapowiadają się całkiem ciekawie.
Druga reakcja dotyczy Rowana - otóż polubiłam gościa. I nie wiem dlaczego. Może dlatego, że kiedy na parę stron oddalił się od Aelin, to nagle nabrał na powrót charakteru, za czym przyszła moja sympatia(no i te zakończenie(taka piękna akcja, a później...) o którym nic nie wspomnę).
W celu przetrzymania czasu do premiery "Imperium burz" musiałam na nowo przeczytać wszystkie poprzednie tomy i wspomóc się jeszcze drugą serią pisarki, czyli "Dworem cierni i róż". Zastanawiam się jak wytrzymam do pojawienia się tomu szóstego, który wydaje się na tę chwilę tak daleki...
Pewnie znowu zacznę od początku(na szczęście gdzieś po drodze ma się pojawić finish "Dworu(...)"). Ah...
Kocham, kocham i kocham...
No i polecam
"Imperium burz" Sarah J. Maas!!! Hura!!!
Część recenzji dla jeszcze nie znających:
Pani Maas jest pisarką, która bardzo lubi się rozpisywać, ale jeśli lubicie fantastykę, powieści młodzieżowe, pełne akcji, humoru i chwil grozy(a z Waszej strony wahań nastroju), to zdecydowanie czeka Was niezapomniana przygoda i radzę się zabierać czym prędzej za lekturę:)
Dalszej recenzji...
2017-04-22
Szczęście w nieszczęściu.
Co to jest?
Zobrazuje to tak:
Pierwszy tom trylogii dostaje od Ciebie 10/10 gwiazdek.
Czytasz drugi tom...
I nie masz skali ocen, właściwej swoim oczekiwaniom.
Tak, właśnie tak jest z "Dworem cierni i róż". Tak właśnie jest z Sarah J. Maas.
Kiedyś może się przyzwyczaję.
"Dwór mgieł i furii" co najmniej spełnił moje oczekiwania, a właściwie je przeskoczył.
Spodziewałam się tego co zawsze od Sarah dostaje - szybkiej i rozbudowanej fabuły i genialnych postaci pierwszego i drugiego planu, które zapełnią mi rozrywkę i masę emocji na kilka zbyt krótkich godzin. I tak było.
Ale bohaterów tego drugiego planu naprawdę pokochałam. Jeśli kogoś tu w ogóle mogę nazwać drugoplanowym bohaterem.
Bowiem widzicie, moim zdaniem najodpowiedniejsza wizytówką dla twórczości Sarah J. Maas są pewne pamiętne dwie strony drugiego tomu "Szklanego tronu", na których poznajemy bohaterkę, która nigdy wcześniej ani nigdy później się w serii nie pojawia, nie znamy nawet jej imienia... a jednak ona tam jest i to czujemy i...
Każdy z bohaterów tej pisarki żyje i boli nazywanie go drugoplanowym. Postać drugiego planu to znajomy, postać pierwszego planu to przyjaciel(nawet gdy go nie lubimy), którego znamy jak własną kieszeń.
Aby wytłumaczyć mojej mamie, dlaczego jej córka od grudnia tacha za sobą grube tomiska serii "Szklany tron" choć już przecież je czytała, a następnie zabija na miejscu wzrokiem, za jakąkolwiek przeszkodę w czytaniu "Dworu mgieł i furii" i wyrazić swój zachwyt, powiedziałam tak:
"Mamo ona pisze jak Sienkiewicz!"
(co w języku tak jednej, jak i drugiej z nas jest największym możliwym komplementem dla pisarza, jaki można wyrazić słowami).
Właściwie, to muszę się przyznać, że każdy pisarz jest przeze mnie oceniany za pomocą porównania do Sienkiewicza, a każdy bohater przyrównywany do bohaterów jego trylogii.
Tak więc Feyra w pierwszym tomie odgrywała wedle zamysłu pisarki rolę Belle, ale w mojej głowie została Skrzetuskim, a Tamlin został Heleną(co nie jest chyba zbyt dobrą wróżbą).
Ale tak naprawdę to liczy się w książce pojawienie postaci takiej jak Zagłoba. I w "Dworze(...)" on jest(w dodatku w liczbie mnogiej(a i nie chodzi o podobieństwo w kwestii braku jednego oka)).
Chyba czas na recenzję właściwą:
Feyra walczy ze stresem pourazowym, swoim nowym ciałem i niechęcią do wszystkiego, co wiąże się z jej nadchodzącym ślubem z Tamlinem(którego nadal nie cierpię, zresztą wiedziałam, że coś z nim nie tak). Nadchodzi ślub, ona wygląda jak beza i...
w odwiedziny wpada Rhys(którego dla odmiany uwielbiam, jak chyba wszystkie czytelniczki).
Z Tamlina wyszła świnia, zresztą już wcześniej pokazywał tego zaczątki. Nie wiem jak Feyra(to znaczy wiem, bo już przeczytałam, ale Wam nie powiem), ale ja wyznaję zasadę: jak mnie nie chcesz jaką masz, to nie będziesz mieć wcale.
Koniec i kropka
Szkoda, że nad Tamlinem nie taka kropka(ale cicho sza!)
Dwór Nocy niestety już mnie tak opisami nie zachwycał, jak w poprzednim tomie Dwór Wiosny i okolice, ale opisy w końcu musiały mi się znudzić(poprzednio za ten element przydzieliłam 10 gwiazdek).
Fabuła, fabułą. Nic ponad powyższe nie powiem, bo widzicie: za często autorka zmienia sytuację, aby nie spoilerować. Ważne, że siostrzyczki wróciły do gry! i to na dobre...
Muszę Wam powiedzieć, że TO TRZEBA PRZECZYTAĆ
Tak na marginesie, nowi bohaterowie to moi nowi ulubieńcy(co nie zmienia faktu, że 1. Rhysand; 2. siostrzyczki; 3. Lucien pozostało na swych miejscach), kocham Dwór Snów, a Amrena w mojej głowie ma twarz i sylwetkę pewnej projektantki mody z filmu "Iniemamocni" - kto oglądał, ten zrozumie.
Nadal nie przepadam za Feyrą choć jest świetnie poprowadzoną bohaterką, która ma swoje wzloty i upadki, wady i zalety, mocne i słabe strony, a jej odczucia i reakcje są tak autentyczne. Nie przepadam, ale parę razy oklaski dostała(zwłaszcza jak coś sobie w głowie zaczęła układać). Jej zmiana jest bardzo widoczna i trzymam kciuki na przyszłość.
"Dwór cierni i mgieł" jest drugim tomem trylogii, co ponoć nadal aktualne pozostaje i w co trudno mi uwierzyć. To oznacza, że następny tom będzie ostatni, ale przepraszam niby jakim prawem? Wiem, że autorka wydaje grube tomy, ale trzeci będzie musiał być chyba grubości "Don Kichota"(którego nie czytałam, ale widziałam te jakże "małe" tomiszcze w Empiku), aby to wszystko, co się zaczęło, sensownie, klarownie i zgodnie z oczekiwaniami na odpowiednim(czytać: najwyższym) poziomie zakończyć.
Nie mogę się doczekać.
Polecam(tak Sarah J. Maas, jak i Sienkiewicza, po jej zakończeniu do powtórzenia)
Szczęście w nieszczęściu.
Co to jest?
Zobrazuje to tak:
Pierwszy tom trylogii dostaje od Ciebie 10/10 gwiazdek.
Czytasz drugi tom...
I nie masz skali ocen, właściwej swoim oczekiwaniom.
Tak, właśnie tak jest z "Dworem cierni i róż". Tak właśnie jest z Sarah J. Maas.
Kiedyś może się przyzwyczaję.
"Dwór mgieł i furii" co najmniej spełnił moje oczekiwania, a właściwie je...
2017-04-11
"Malfetto. Drużyna róży" to drugi tom nowej trylogii Marie Lu(autorki bestselerowej serii "Legenda"), czyli jednej z moich ulubionych pisarek nowego pokolenia.
Adelina Amoteur została zdradzona i opuszczona przez wszystkich na których jej zależało. Teraz podróżuje ze swoją siostrą Violettą i planuje zemstę, ratunek dla malfetto i przejęcie władzy w Kenetrze. Chcąc to osiągnąć zbiera własną drużynę mrocznych piętn.
Zakochałam się już w pierwszej części serii "Malfetto. Mroczne piętno", ale ta jest jeszcze lepsza.
Narracja jest ponownie podzielona między trzech bohaterów. Choć większość czasu spędzamy w zwariowanej głowie Adeliny(przy której nie zawsze orientujemy się, co się naprawdę dzieje) to występuje też spora ilość rozdziałów z Rafaelem lub Terenem. Mamy więc tak jakby pełen obraz sytuacji. Tak jakby, bo z Terenem też nigdy nie wiadomo, co mu się roi, więc jedynym bohaterem na którego zmysłach możemy polegać pozostaje Rafael.
Adelina jest wykreowana na czarny charakter. W tej części obserwujemy jak stara się zdobyć władzę i jak coraz bardziej pogrąża swój zdrowy rozsądek w tworzonych przez siebie iluzjach.
Myślę, że to najtrudniejsze zadanie przed którym postawiła się autorka - stworzenie pierwszoplanowej negatywnej postaci, wręcz antypatycznej, pogrążającej się w szaleństwie i nie budzącej nawet krzty sympatii, a to dopiero początek - i jednoczesne utrzymanie ciekawości czytelnika. Dlaczego to tak trudne? Obserwując reakcje na czytelników na tę i inne powieści, zauważam, że mało kto lubi czytać o osobach, których nie lubi. Kłóci się to z naszą wizją czytania dla przyjemności. Marie Lu musiała więc stworzyć historię, która wciągnie czytelnika, mimo celowego umieszczenia w jego centrum postaci odrzucającej.
I jej się to udało.
Na szóstkę.
Więc jak miewa się reszta historii? Dużo akcji, dużo zwrotów akcji i jeszcze więcej szaleństwa.
Nadal mam problem z identyfikacją postaci pozytywnej w tej historii. Teren odpada zdecydowanie - jest jeszcze bardziej pokręcony od Adeliny. Maeve z racji bycia królową wrogiego państwa też wypada. A Rafael... mam mieszane uczucia, co do jego intencji. Pozostaje jeszcze Violetta(to ciekawy trop), ale jest jej trochę za mało by to ocenić.
Powieść mi się bardzo podobała i już nie mogę się doczekać dalszej historii.
Polecam
"Malfetto. Drużyna róży" to drugi tom nowej trylogii Marie Lu(autorki bestselerowej serii "Legenda"), czyli jednej z moich ulubionych pisarek nowego pokolenia.
Adelina Amoteur została zdradzona i opuszczona przez wszystkich na których jej zależało. Teraz podróżuje ze swoją siostrą Violettą i planuje zemstę, ratunek dla malfetto i przejęcie władzy w Kenetrze. Chcąc to...
Co jest najważniejsze w życiu? Oczywiście- życie. Tylko co będzie, kiedy ono już się skończy? "To takie niesprawiedliwe, że niektórzy muszą umierać nie skończywszy nawet 10 lat"(cytat nie jest dokładny, pisze go z pamięci). Astrid Lingred w sposób niepowtarzalny przedstawia nam, co będzie póżniej.
Co jest najważniejsze w życiu? Oczywiście- życie. Tylko co będzie, kiedy ono już się skończy? "To takie niesprawiedliwe, że niektórzy muszą umierać nie skończywszy nawet 10 lat"(cytat nie jest dokładny, pisze go z pamięci). Astrid Lingred w sposób niepowtarzalny przedstawia nam, co będzie póżniej.
Pokaż mimo to