-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik264
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-03-30
2020-04-28
2020-04-21
2020-06-14
Przeczytałam, zachwyciłam się i znowu przeczytałam. W jedno popołudnie. Takie to było dobre. Moon Knight to jeden z najlepszych komiksów, jakie było mi dane przeczytać. Lubiłam poprzednie historie tego bohatera wydane w ramach Marvel Now, ale dopiero Lemire — do spółki ze Smallwoodem, który stworzył fantastyczne rysunki — pokazał pełen potencjał tej postaci, wydobył to, co w niej najlepsze. Nie brak tu mitologii, szalonych wizji, nieco superbohaterszczyzny, ale i zgłębiania przeszłości Spectora oraz jego relacji z Khonshu. Z tych elementów Lemire tworzy opowieść, której najważniejszą konkluzją jest uświadomienie sobie i zaakceptowanie przez bohatera choroby. A ostatnie strony komiksu to emocjonalne katharsis zarówno dla samego Spectora, jak i czytelnika. Moon Knight to komiks, na który bardzo czekałam (w moim osobistym rankingu prawdopodobnie najbardziej oczekiwana premiera tego roku) i nie zawiodłam się. Po lekturze zostałam z głową pełną przemyśleń i uczuciem ogromnej czytelniczej satysfakcji. I silnym pragnieniem, by okleić ściany pokoju poszczególnymi stronami, tak pięknie się prezentuje. Czytajcie go, bo Moon Knight to czyste dobro! (A Khonshu to buc).
Przeczytałam, zachwyciłam się i znowu przeczytałam. W jedno popołudnie. Takie to było dobre. Moon Knight to jeden z najlepszych komiksów, jakie było mi dane przeczytać. Lubiłam poprzednie historie tego bohatera wydane w ramach Marvel Now, ale dopiero Lemire — do spółki ze Smallwoodem, który stworzył fantastyczne rysunki — pokazał pełen potencjał tej postaci, wydobył to, co...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-07-11
Spodziewałam się kolejnej, mało oryginalnej historii o epidemii zombie, a zostałam mile zaskoczona. Dzięki konstrukcji książki (wywiady z ocalałymi przeprowadzane już po zakończeniu tytułowej wojny Z) czyta się ją niemal jak zbiór reportaży, z tą różnicą, że mamy tu dodatkowy element horrorowy, jakim jest plaga zombie. Autor podzielił książkę na kilka segmentów, m.in.: wspomnienia osób z różnych zakątków świata z początku epidemii, zanim zrozumiano, z czym się wszyscy mierzą (dużym plusem jest to, że Brooks dostarcza nam relacje osób z różnych krajów, a nie tylko z Ameryki, jak jest w przypadku jakichś 90% historii o zombie), początki walki z zainfekowanymi, reakcje różnych rządów na tę sytuację, a także – już powojenne – rozliczenie z przeszłością. Najciekawsze jest to, że źródłem największego napięcia i grozy nie są żywe trupy, a właśnie inni ludzie (chociaż schemat "największym potworem jest człowiek" wałkowano już na 1000 sposobów, tutaj wydaje się bardzo świeży i jest świetnie wykorzystany). Chociaż książka ukazała się w 2006 r., wciąż jest warta uwagi. To świetnie przemyślany, wciągający tytuł.
Spodziewałam się kolejnej, mało oryginalnej historii o epidemii zombie, a zostałam mile zaskoczona. Dzięki konstrukcji książki (wywiady z ocalałymi przeprowadzane już po zakończeniu tytułowej wojny Z) czyta się ją niemal jak zbiór reportaży, z tą różnicą, że mamy tu dodatkowy element horrorowy, jakim jest plaga zombie. Autor podzielił książkę na kilka segmentów, m.in.:...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-15
2020-08-15
2020-08-15
2021-02-02
2021-05-02
W tych trzech zebranych w jednym tomie powieściach graficznych Lemire po raz kolejny udowadnia, że nawet w na pierwszy rzut oka prostych i ukazujących codzienne życie historiach umie złapać za serducho i trzepnąć po emocjach.
Osamotniony chłopak, były hokeista, dwóch skłóconych i zgorzkniałych braci, pielęgniarka – te osoby mieszkające w tytułowym hrabstwie mają ze sobą więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać. Bohaterowie „Opowieści z hrabstwa Essex” wikłają się w różne konflikty, nie mogą pozbyć się żalu za tym, co było lub mogłoby być, nieustannie rozpamiętują błędy sprzed lat... To wszystko jest dodatkowo podlane toną smutku i tęsknoty, nieustannie też powraca motyw pamięci i więzi, zwłaszcza tych rodzinnych.
Nie zabrakło tu absolutnie wyjątkowych rysunków, często wyglądających bardziej jak szkice niż gotowe ilustracje. Mam słabość do tych Lemire’owych brzydali, a do historii zebranych w „Opowieściach z hrabstwa Essex” pasują wręcz idealnie.
Z całego geekowego serducha polecam! Zwłaszcza jeśli chcecie sprawdzić komiksy Lemire'a, ale trykociarze ("Moon Knight") lub postapo ("Łasuch") to nie do końca wasze klimaty.
W tych trzech zebranych w jednym tomie powieściach graficznych Lemire po raz kolejny udowadnia, że nawet w na pierwszy rzut oka prostych i ukazujących codzienne życie historiach umie złapać za serducho i trzepnąć po emocjach.
Osamotniony chłopak, były hokeista, dwóch skłóconych i zgorzkniałych braci, pielęgniarka – te osoby mieszkające w tytułowym hrabstwie mają ze sobą...
2021-06-04
2022-04-19
2022-08-16
„Moja znikająca połowa. Powieść” Britt Bennett (tłum. J. Westermark) to książka, która wciąż siedzi mi w głowie, chociaż skończyłam ją już jakiś czas temu. Mimo że mam obecnie mało czasu na czytanie, pochłaniałam tę powieść w każdej wolnej chwili. To zdecydowanie poważna kandydatka na najlepszą książkę tego roku w moim osobistym rankingu.
Autorka pisze o relacjach, nie tylko tych rodzinnych, lecz także społecznych, tożsamości i jej odkrywaniu, różnych obliczach rasizmu, a także próbach zerwania z przeszłością oraz wyrwania się z narzucanych społecznie ról. Britt Bennett skupia się tu przede wszystkim na dwóch siostrach bliźniaczkach (a później także ich córkach), które z różnych powodów utraciły ze sobą kontakt. Na przykładzie tych kobiet pokazuje, do czego prowadzą lęki i nieprzepracowane traumy, jak wpływają na zachowanie i podejmowane decyzje. Pisze także o kłamstwach narastających przez lata i ich konsekwencjach.
Bardzo spodobał mi się styl Bennett i to, jak prześwietla swoje bohaterki, wnika do ich psychiki i zdradza emocje, skryte myśli tych kobiet. Stworzyła na tyle wiarygodne portrety psychologiczne, że chociaż wiele rzeczy nie jest mówione wprost, czytelnik może łatwo zrozumieć postępowanie czy decyzje podejmowane przez bohaterki powieści.
To zdecydowanie godna polecenia powieść, w której pojawiają się m.in. wątki feministyczne i queer reprezentacja.
„Moja znikająca połowa. Powieść” Britt Bennett (tłum. J. Westermark) to książka, która wciąż siedzi mi w głowie, chociaż skończyłam ją już jakiś czas temu. Mimo że mam obecnie mało czasu na czytanie, pochłaniałam tę powieść w każdej wolnej chwili. To zdecydowanie poważna kandydatka na najlepszą książkę tego roku w moim osobistym rankingu.
Autorka pisze o relacjach, nie...
2023-01-10
2023-06-14
2023-09-04
2023-11-16
Niezwykle odświeżająca i zabawna. Chcę więcej takich książek w fantastyce!
Niezwykle odświeżająca i zabawna. Chcę więcej takich książek w fantastyce!
Pokaż mimo to2023-12-21
2019-10-25
Znacie to szczególne uczucie, jakie ogarnia po skończeniu pewnych książek? Ta taka bliżej nieokreślona czytelnicza satysfakcja, gdy dany tytuł okazał się jeszcze lepszy, niż myśleliście, a po przewróceniu ostatniej strony zostaje się z głową pełną przemyśleń i czystym uczuciem radości, bo w danej książce WSZYSTKO idealnie zagrało. Ja tak miałam ze „Strażą nocną”. To jedna z tak wciągających lektur, że czytasz do rana, a nawet jeśli jakimś cudem oderwiesz się od lektury, to ciągle myślisz o tym, co właśnie się wydarzyło, zastanawiasz się nad słowami bohaterów i nie możesz się doczekać, kiedy znów weźmiesz książkę do ręki. Czytanie Pratchetta to niesamowite doświadczenie i literacka przygoda. Umie on tworzyć świetnych bohaterów, a „Straż nocna” doskonale pokazuje, jak fantastyczną postacią jest Vimes. To nie geniusz w stylu Holmesa, ale po prostu sprytny i diabelnie inteligentny facet. Cyniczny i przeorany przez życie, ale wciąż wierny określonym zasadom moralnym i starający się postępować właściwie. Nie brak mu wad, ale dzięki temu jest jeszcze bardziej ludzki i łatwiej z nim sympatyzować.
Nikt inny nie umie tak balansować między humorem a powagą jak Pratchett. Uwielbiam, gdy bawi się znanymi motywami, przetwarza je, uzyskując coś wyjątkowego. Ta książka jednak, choć wciąż nie brak tu typowo Pratchettowskich żartów, jest wyraźnie mroczniejszą częścią cyklu. W usta Sama Vimesa, który przenosi się w czasie i ląduje w mieście tuż przed przewrotem, autor wkłada gorzką refleksję na temat natury rewolucji i tego, ile w tym faktycznie jest bohaterstwa. Nie brak też rozważań nad naturą samego człowieka. „Straż nocna” to proza w najlepszym wydaniu i (kolejna) fantastyczna książka ze Świata Dysku.
Znacie to szczególne uczucie, jakie ogarnia po skończeniu pewnych książek? Ta taka bliżej nieokreślona czytelnicza satysfakcja, gdy dany tytuł okazał się jeszcze lepszy, niż myśleliście, a po przewróceniu ostatniej strony zostaje się z głową pełną przemyśleń i czystym uczuciem radości, bo w danej książce WSZYSTKO idealnie zagrało. Ja tak miałam ze „Strażą nocną”. To jedna z...
więcej Pokaż mimo to