-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
2024-04-22
2024-05-02
2024-04-23
2024-04-17
2024-04-12
2020-01-26
Ludzka seksualność jest tematem, który mnie interesuje od jakiegoś czasu. Bardzo lubię rozszerzać swoją wiedzę w tej kwestii. Miałam okazję przeczytać już kilka książek i artykułów. Często też rozmawiam na ten temat z innymi ludźmi. Ciekawi mnie, jakie mają zdanie na temat seksu, a najbardziej ile o nim wiedzą. Należę do pokolenia, gdzie w domu zaczynało się trochę o tym mówić, ale wydaje mi się, że niewystarczająco i dopiero teraz dowiaduje się, co jest normalne, co nie, co powinno się robić w danej sytuacji. Jako że uwielbiam się dzielić wiedzą, więc moi znajomi także dopiero teraz odkrywają niektóre rzeczy. Nic więc dziwnego, że gdy zobaczyłam książkę „Seksuolożki" od razu stwierdziłam, że chcę ją przeczytać.
„Seksuolożki" to książka, w której znajdziemy czternaście rozmów dziennikarki Marty Szarejko z seksuolożkami, kobietami w różnym wieku i specjalizującymi się w różnych kwestiach. Byłam bardzo podekscytowana, kiedy zaczynałam czytać tę książkę. Miałam wrażenie, że wyśmienicie spędzę przy niej czas i do tego się czegoś nauczę. I już po kilku stronach lekko się rozczarowałam. Pierwszy wywiad nie spodobał mi się aż tak, jak się spodziewałam. Jednak nie poddałam się i kontynuowałam czytanie. Dalej było lepiej z kilkoma minusami.
Kolejne rozmowy, jak i tematy przypadły mi bardziej do gustu niż pierwsza. Najbardziej podobało mi się to, że mogę wynieść z nich coś nowego i gdy tylko czytałam o czymś nowym to od razu pisałam do znajomych: „a wiecie, że…", „a znacie to…". Uwielbiam lektury, z których mogę się czegoś nauczyć i czytanie ich nie jest katorgą.
Ludzka seksualność jest tematem, który mnie interesuje od jakiegoś czasu. Bardzo lubię rozszerzać swoją wiedzę w tej kwestii. Miałam okazję przeczytać już kilka książek i artykułów. Często też rozmawiam na ten temat z innymi ludźmi. Ciekawi mnie, jakie mają zdanie na temat seksu, a najbardziej ile o nim wiedzą. Należę do pokolenia, gdzie w domu zaczynało się trochę o tym...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-02-15
„Małe kobietki" autorstwa Louisy May Alcott przeczytałam dwa razy w ciągu roku. Rzadko kiedy powtarzam czytanie książki, a już na pewno nie w tak krótkim czasie. To, że przeczytałam ją ponownie może świadczyć tylko o jednym, moje serduszko pokochało historię, którą znalazło na stronach tej książki. Po drugim przeczytaniu, dowiedziałam się, że ma wyjść wznowienie drugiej części. Ta wiadomość sprawiła, że cieszyłam się kilka dni i czekałam niecierpliwie na premierę. Gdy tylko książka „Dobre żony" dotarła do mnie, to zabrałam się za czytanie.
W świecie sióstr March minęło kilka lat odkąd rozstałam się z nimi wraz z końcem książki „Małe kobietki". Jednak w każdej z bohaterek nadal mogłam się doszukać tych samych cech, za które wcześniej je polubiłam. Ponowne spotkanie się z rodziną March przyniosło mi dużo radości, jak i też innych emocji, niekoniecznie przeze mnie lubianych. W tej części pojawia się też sporo smutku. Historia opisana w tym tomie jest zdecydowanie mniej cukierkowa niż w pierwszej części. Bohaterki zmagają się z przeróżnymi trudnościami już dorosłego życia, które potrafi przynieść więcej smutku niż radości.
Po skończeniu czytania książki „Dobre żony" byłam jednocześnie szczęśliwa, jak i smutna. Szczęśliwa, gdyż znowu mogłam trafić do tego świata, który tak bardzo polubiłam. Znowu przyglądałam się życiu moich ulubionych bohaterek. Smutna, gdyż skończyłam właśnie niesamowitą przygodę. Wiem, że seria posiada jeszcze dwie części, ale póki ich ktoś nie wznowi to raczej nie uda mi się ich przeczytać. Co nie zmienia faktu, że polecam sięgnąć po książki pani Alcott. Jestem pewna, że przypadną do gustu niejednej osobie.
„Małe kobietki" autorstwa Louisy May Alcott przeczytałam dwa razy w ciągu roku. Rzadko kiedy powtarzam czytanie książki, a już na pewno nie w tak krótkim czasie. To, że przeczytałam ją ponownie może świadczyć tylko o jednym, moje serduszko pokochało historię, którą znalazło na stronach tej książki. Po drugim przeczytaniu, dowiedziałam się, że ma wyjść wznowienie drugiej...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-02-23
Gdy zobaczyłam zapowiedź książki „Szczypta magii" uznałam, że chcę ją przeczytać. Nie jestem może grupą docelową, ale zaciekawił mnie opis oraz spodobała mi się okładka. Okładka tej książki na żywo robi jeszcze większe wrażenie. Gdy można się jej przyjrzeć, to można zauważyć jak bardzo nawiązuje do historii. Ostatnio, rzadko trafiam na okładki tak dobrze dopasowane do powieści, a gdy już to się stało, to moje serduszko się cieszy z tego powodu.
Już kilka stron po rozpoczęciu czytania książki „Szczypta magii" wciągnęła mnie ona do swojego świata. Byłam ciekawa tej magicznej historii i nie mogłam się doczekać, aby zobaczyć co takiego wymyślą główne bohaterki, czyli Charlie, Betty i Fliss. Bardzo polubiłam siostry Wspaczne i z wielką uwagą przyglądałam się ich przygodom. Zachwycił mnie także przedstawiony świat w powieści. Od nazwiska bohaterek poprzez walutę aż do nazw wysp, które pojawiły się w książce. Wszystkie te elementy łączyły się i tworzyły taką przyjemną otoczkę dla całej historii.
„Szczypta magii" to wyjątkowa przygoda z odrobiną magii, wronami i siostrzaną miłością. Ciężko było mi się od niej oderwać. Przez prawie cały czas byłam pod wrażeniem wykreowanego świata. Nie chciałam go opuszczać. Zakończenie tej powieści odrobinę mnie zawiodło. Przypuszczałam jak skończy się ta historii i liczyłam na coś więcej. A najbardziej to liczyłam na dodatkowe pięćdziesiąt stron. Na szczęście, autorka wydała już drugą część, więc pozostaje mi tylko czekanie na kolejne spotkanie z siostrami Wspacznymi.
Gdy zobaczyłam zapowiedź książki „Szczypta magii" uznałam, że chcę ją przeczytać. Nie jestem może grupą docelową, ale zaciekawił mnie opis oraz spodobała mi się okładka. Okładka tej książki na żywo robi jeszcze większe wrażenie. Gdy można się jej przyjrzeć, to można zauważyć jak bardzo nawiązuje do historii. Ostatnio, rzadko trafiam na okładki tak dobrze dopasowane do...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-03-22
Odkąd poznałam pierwszą książkę z serii „Prawdziwe historie", to z wielką chęcią sięgam po kolejne pozycje należące do tej serii. Dzięki niej poznałam już mnóstwo bardzo ciekawych historii życia wielu ludzi. Z wielkim podekscytowaniem sięgam po kolejne książki z „Prawdziwych historii". Wiem, że użycie słowa podekscytowanie może tutaj źle wyglądać, gdyż książki nieraz opisują koszmarne wydarzenia, jakie przeżyli bohaterowie w trakcie wojny. Jednak, ja uwielbiam czytać te książki i z chęcią po nie sięgam. Dla mnie są to historie o niewiarygodnych osobach, które przeżyły przerażające czasy, ale nie poddali się, walczyli o siebie, często też o swoje rodziny. Lubię także przyglądać się, jak potoczyło się życie takich osób po wojnie.
Najnowsza książka należąca do serii „Prawdziwe historie" nosi tytuł „Dziewczyny ocalałe" i opowiada o siedmiu kobietach, które przetrwały wojnę mimo, że Hitler chciał się pozbyć wszystkich Żydów. Bohaterki tej książki miały niewiele lat, jak rozpoczęła się wojna. Kilka z nich nie pamięta całej wojny, ale pamiętają strach, głód, utratę bliskich. Są to historie pełne emocji, ale nie tylko tych negatywnych. Są też pozytywne, towarzyszące światłu w tunelu. W tej książce, przeczytamy nie tylko o czasach wojny, ale także o życiu bohaterek po wojnie. Każdej z nich życie potoczyło się kompletnie inaczej.
Książkę „Dziewczyny ocalałe" przeczytałam bardzo szybko. Wciągnęła mnie od pierwszych stron. Na pewno na długo nie zapomnę o historiach przeczytanych na stronach tej książki i będę polecać ją każdemu, kto potrafi czytać o wojnie, bo wiem, że nie każdy jest w stanie. Polecam także zapoznanie się z serią „Prawdziwe historie". Jestem pewna, że niejedna osoba uzależni się od tej serii tak jak ja.
Odkąd poznałam pierwszą książkę z serii „Prawdziwe historie", to z wielką chęcią sięgam po kolejne pozycje należące do tej serii. Dzięki niej poznałam już mnóstwo bardzo ciekawych historii życia wielu ludzi. Z wielkim podekscytowaniem sięgam po kolejne książki z „Prawdziwych historii". Wiem, że użycie słowa podekscytowanie może tutaj źle wyglądać, gdyż książki nieraz...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-04-19
Dopiero niedawno dowiedziałam się, że istnieje taka książka jak „Zrozumieć zbrodnię". Pozycja ta miałam premierę prawie rok temu, a ja dopiero niedawno na nią natrafiłam w Internecie. Jak już zapoznałam się z jej opisem to uznałam, że chcę ją przeczytać. Niezbyt często zaglądam w umysły przestępców. Uznałam jednak, że książka pani Ornackiej będzie idealna, aby się czegoś dowiedzieć i douczyć.
Byłam bardzo ciekawa zawartości książki „Zrozumieć zbrodnię", więc dosyć szybko się na nią rzuciłam. Już pierwsze strony wzbudziły moje zainteresowanie i sprawiły, że poczułam, że warto przeczytać tę książkę. Dzięki tej pozycji bardzo dużo dowiedziałam się o ludzkich umysłach. Pozwoliła mi też inaczej spojrzeć na sytuacje, z którymi miałam kontakt w życiu. Po przeczytaniu tej książki, jeszcze raz przemyślałam historie ludzi przez które ich potępiałam i myślę, że teraz lepiej zrozumiałam sytuacje, w których się znaleźli. Najwięcej do przemyślenie dał mi rozdział o automatyzmie. Niby wiedziałam, że coś takiego istnieje, ale nie zdawałam sobie sprawy, że tak łatwo można posądzić kogoś o przestępstwo (co sama zrobiłam), a to może być bardziej skomplikowane.
Książka „Zrozumieć zbrodnię" dała mi dużo do myślenia. Nie każdy opisywany przypadek był dla mnie ciekawy. Były też przypadki, które wywołały wiele emocji. Najwięcej złości we mnie powodowały opisy zachowań pracodawców. Opisy postępowań niektórych morderców sprawiały, że byłam w szoku. Książka niesie ze sobą wiele emocji, ale także wiedzy o umysłach, jak i też pracy psychiatry sądowego. Zdecydowanie warto przeczytać tę pozycję, jeśli lubi się taką tematykę.
Dopiero niedawno dowiedziałam się, że istnieje taka książka jak „Zrozumieć zbrodnię". Pozycja ta miałam premierę prawie rok temu, a ja dopiero niedawno na nią natrafiłam w Internecie. Jak już zapoznałam się z jej opisem to uznałam, że chcę ją przeczytać. Niezbyt często zaglądam w umysły przestępców. Uznałam jednak, że książka pani Ornackiej będzie idealna, aby się czegoś...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-08
Kilka lat temu, zapoznałam się z serią pani Cass pod tytułem „Selekcja". Cykl ten przypadł mi bardzo do gustu. Jednak przez długi czas nawet nie sprawdzałam, czy pisarka wydała coś nowego. Ostatnio, na polskim rynku pojawiła się książka „Narzeczona" spod pióra pani Cass, która rozpoczyna nowy cykl. Gdy zobaczyłam zapowiedź tej książki, to zrodziła się we mnie chęć przeczytania tej pozycji. Bardzo dobrze wspominam książki pani Cass, które czytałam i zapowiadało się, że znowu będę mieć okazję przeczytać coś ciekawego.
Na początku, książka „Narzeczona" niczym mnie nie zaskoczyła. Otrzymałam po prostu dobrą historię, którą bardzo przyjemnie się czytało. Przeniosłam się na zamek króla Jamesona i przyglądałam się królewskiemu życiu. Była to niewymagająca zbyt wiele od czytelnika historia, przy której można się zrelaksować. Nie spodziewałam się, że ta pozycja mnie czymś zaskoczy, a jednak tak się stało. Ani trochę nie spodziewałam się tego, co wydarzyło się na ostatnich kilkudziesięciu stronach. To właśnie one też sprawiły, że jestem teraz ogromnie ciekawa, jaką historię przyniesie nam druga część z tej serii.
„Narzeczona" to lekka i niewymagająca lektura, którą czyta się bardzo szybko. Spędziłam z nią przyjemny czas. Mimo że szybką ją przeczytałam to zdążyłam polubić niektórych bohaterów, a niektórych znielubić. Miałam swoje pewne przypuszczenia dotyczące fabuły, które po części się spełniły. Jednak ta niewielka przewidywalność historii ani trochę nie przeszkadzała mi w zdobywaniu przyjemności z czytania.
Kilka lat temu, zapoznałam się z serią pani Cass pod tytułem „Selekcja". Cykl ten przypadł mi bardzo do gustu. Jednak przez długi czas nawet nie sprawdzałam, czy pisarka wydała coś nowego. Ostatnio, na polskim rynku pojawiła się książka „Narzeczona" spod pióra pani Cass, która rozpoczyna nowy cykl. Gdy zobaczyłam zapowiedź tej książki, to zrodziła się we mnie chęć...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-13
Na początek, muszę się przyznać, że nie czytałam nigdy jakiekolwiek z książek pana Wiśniewskiego. Czytałam i słyszałam o nich sporo dobrego, ale nigdy się nie skusiłam na nie. Gdy zobaczyłam w zapowiedziach jego najnowszą książkę pod tytułem „Nazwijmy do miłość", to stwierdziłam, że to jest dobra okazja do zapoznania się z jego twórczością. Jak przebiegło moje pierwsze spotkanie z panem Wiśniewskim? Ciekawie.
Gdy miałam już w dłoniach książkę „Nazwijmy do miłość", to byłam zaskoczona, że to taka niewielka książeczka. Nie sprawdzałam wcześniej, ile ta pozycja ma stron. Byłam zaskoczona, że tak mało. Spodziewałam się, że będzie więcej. Podczas pierwszego macania książki przeczytałam notkę o autorze, która znajduje się z tyłu na okładce. Dowiedziałam się z niej, że pan Wiśniewski oprócz bycia pisarzem jest także naukowcem. Informacja, że jest doktorem habilitowanym chemii przemówiła do mnie jako chemika i od razu pomyślałam, że to musi być osoba, która tworzy dobre rzeczy. Z pozytywnym nastawieniem zabrałam się do czytania.
Już pierwsze opowiadanie z książki „Nazwijmy do miłość" spodobało mi się. Do kolejnych opowiadań podeszłam więc z jeszcze większym zaciekawieniem. Książka pana Wiśniewskiego jest podzielona na cztery części. W pierwszej, znalazłam dosyć proste historie, które skłoniły mnie do pewnych przemyśleń, trochę nad sobą i też nad tym, co bym zrobiła, gdybym znalazła się w takiej sytuacji. Druga część przemówiła do mojej naukowej strony. Smutne historie znalazłam w trzeciej i czwartej części.
Historie, o których mogłam przeczytać w książce „Nazwijmy do miłość" wydają się być zwyczajnymi, mogącymi przytrafić się każdemu. Jednak są napisane w taki sposób, że chce się o nich czytać i potrafią wywołać emocje u czytelnika. Jestem bardzo zadowolona ze swojego pierwszego spotkania z twórczością pana Wiśniewskiego i mam już ochotę zapoznać się z jego innymi książkami. Polecam!
Na początek, muszę się przyznać, że nie czytałam nigdy jakiekolwiek z książek pana Wiśniewskiego. Czytałam i słyszałam o nich sporo dobrego, ale nigdy się nie skusiłam na nie. Gdy zobaczyłam w zapowiedziach jego najnowszą książkę pod tytułem „Nazwijmy do miłość", to stwierdziłam, że to jest dobra okazja do zapoznania się z jego twórczością. Jak przebiegło moje pierwsze...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-15
W szkolnych czasach nie przepadałam za historią. Uważałam, że jest nudna i do niczego mi się nie przyda. Lekcje tego przedmiotu strasznie mi się dłużyły. Mając to cały czas w pamięci z wielką niechęcią patrzyłam na książki historyczne. Od razu je klasyfikowałam jako nudne. Jednak zmieniło się to, kiedy zapoznałam się z pierwszą książką z serii „Prawdziwe historie". Odkryłam wtedy, że o historii można opowiadać w ciekawy sposób. Nadal na większość książek historycznych patrzę z niechęcią, ale po książki z serii „Prawdziwe historie" sięgam z wielką chęcią. Ostatnio, miałam okazję przeczytać książkę „Igły".
Z wielkim podekscytowaniem zaczęłam czytać książkę „Igły". Mając dobre doświadczenie z poprzednimi książkami z serii „Prawdziwe historie" założyłam, że będzie to dobra książka. W książce pana Łuszczyny znalazłam dziesięć historii kobiet, które były agentkami. Każdy z rozdziałów przybliża nam życie jednej z kobiet. Możemy dowiedzieć się, jak żyły przed działaniem jako agentki, w trakcie, jak i czasem po. Każda z historii jest opatrzona zdjęciami, więc możemy się przekonać, jak wyglądały te dzielne kobiety oraz osoby z ich najbliższego otoczenia.
Książkę „Igły" czytało się bardzo szybko, tak jak i poprzednie książki z serii „Prawdziwe historie". Różni autorzy tworzą ten cykl, więc myślę, że na prędkość czytania przyczynia się tutaj także sposób wydania tych książek. Odpowiednia czcionka, marginesy, dodatek zdjęć wpływają na to, że książkę da się przeczytać w dwa wieczory.
Do książki „Igły" podeszłam z bardzo pozytywnym nastawieniem. Początkowe historie przypadły mi do gustu i z chęcią podchodziłam do kolejnych. Jednak, gdzieś w środku czytania, w niektórych opowiadaniach czułam, że mam zbyt dużo informacji na raz. Przyczyniło się do tego, że zaczynałam się gubić i nie do końca rozumiałam dany rozdział. Powodowało to także, że zaczynałam się nudzić. Tyczy się to kilku rozdziałów z środka, bo ostatnie wróciły do poziomu pierwszych rozdziałów i czytałam je z zainteresowaniem.
Książka „Igły" wypada odrobinę gorzej na tle innych części z cyklu „Prawdziwe historie". Bywały momenty, kiedy miałam ochotę nie kończyć danego rozdziału i po prostu przejść dalej. Jednak wydaje mi się, że pomimo tego warto sięgnąć po tę książkę. Myślę też, że osoby, które bardziej lubią historię nie zostaną przytłoczone informacjami, bo po prostu kojarzą opisywaną sytuację. Osoby, które tak jak ja, niezbyt interesują się historią, mogą chwilami się nudzić, ale na pewno znajdą tu też ciekawe historie, o których z chęcią będą opowiadać innym.
W szkolnych czasach nie przepadałam za historią. Uważałam, że jest nudna i do niczego mi się nie przyda. Lekcje tego przedmiotu strasznie mi się dłużyły. Mając to cały czas w pamięci z wielką niechęcią patrzyłam na książki historyczne. Od razu je klasyfikowałam jako nudne. Jednak zmieniło się to, kiedy zapoznałam się z pierwszą książką z serii „Prawdziwe historie"....
więcej mniej Pokaż mimo to2020-06-09
Kilka lat temu przeczytałam książkę pod tytułem „Szmaragdowa tablica", którą pokochałam całym serduszkiem. Drugie spotkanie z twórczością autorki tej książki nie było tak udane. Po kolejne jej książki jeszcze nie sięgnęłam, ale od dawna obiecuje sobie, że to zrobię. Kiedy zobaczyłam opis najnowszej książki Carli Montero stwierdziłam, że ta książka na pewno mi się spodoba i muszę szybko po nią sięgnąć. Czy się myliłam?
Do czytania książki „Ogród kobiet" podeszłam z samymi pozytywnymi myślami. Wiedziałam, że ta książka musi przypaść mi do gustu. Mówił o tym opis, autorka, okładka. Wszystko mi dawało znaki, że to książka dla mnie. I się nie myliłam. Powieść spodobała mi się już od pierwszych stron. Od razu przeniosłam się do świata Gianny, a później wraz z nią z wielkim zaciekawieniem poznawałam historię Anice. Bardzo szybko także poczułam włoski klimat. Do tej pory nie ciekawiły mnie Włochy, ale gdy o nich czytałam, o tym małym miasteczku, jedzeniu, ludziach jakich można tam poznać to od razu zapragnęłam, aby się tam przenieść.
„Ogród kobiet" to włosko-hiszpańska opowieść o kobietach. Momentami jest romantyczna, ale w bardzo naturalny sposób. Ukazuje prawdziwe życie, w którym można odnaleźć miłość, przyjaźń, romanse, ale także smutki, śmierć i tęsknota. Do tego wszystkiego jeszcze smakowite jedzenie, więc lepiej zawsze mieć coś pod ręką, kiedy ślinka poleci. Jestem oczarowana najnowszą książką pani Montero. Z wielkim żalem kończyłam czytać tę historię, gdyż chciałam tam zostać na dłużej.
Kilka lat temu przeczytałam książkę pod tytułem „Szmaragdowa tablica", którą pokochałam całym serduszkiem. Drugie spotkanie z twórczością autorki tej książki nie było tak udane. Po kolejne jej książki jeszcze nie sięgnęłam, ale od dawna obiecuje sobie, że to zrobię. Kiedy zobaczyłam opis najnowszej książki Carli Montero stwierdziłam, że ta książka na pewno mi się spodoba i...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-06-15
Nie przepadałam nigdy za historią. Nudziła mnie już od szkolnych lat. Jednak odkryłam pewien sposób poznawania historii, który mnie zaciekawił. Są to historie ludzi, którzy żyli i przeżyli piekielne czasy wojny. Takich historii dostarcza mi seria Wydawnictwa Znak Horyzont pod tytułem „Prawdziwe historie". Nie poznałam jeszcze innej takiej serii książek historycznych po które z taką chęcią bym sięgała. Ostatnio, miałam przyjemność przeczytać najnowszą książkę należącą do tego cyklu, czyli „Dzieci wygnane. Tułacze losy małych Polaków w czasie II wojny światowej". Zabrałam się za nią z wielkim zaciekawieniem.
Pierwsze strony książki „Dzieci wygnane" trochę mnie przeraziły. Pierwszy rozdział to opowieść Rafały, która posługiwała się dosyć specyficznym językiem. Dało się go zrozumieć, ale ciężko się czytało. Trochę przestraszyłam się, że cała książka będzie napisana takim językiem. Na szczęście tak nie było, a kolejne rozdziały czytało się łatwiej. Czytało się łatwiej, ale tylko ze względu na styl, gdyż emocje, które płynęły z opisywanych historii na pewno nie ułatwiają czytania tej książki.
W książce „Dzieci wygnane" mamy dziesięć historii ludzi, którzy nie mieli łatwego życia. Przeżyli wojnę w trudnych warunkach. To tej pory wiedziałam czym były zsyłki, ale nie wiedziałam wiele więcej. Nie miałam pojęcia, że działy się one przed wojną, w trakcie wojny i także po wojnie. Nie wiedziałam, co dokładnie działo się z wywiezionymi ludźmi. Dzięki książce „Dzieci wygnane" dowiedziałam się o tym i o kilku dodatkowych rzeczach, jakie działy się w przeszłości. Historie opisane na łamach książki pani Odrobińskiej zostaną w mojej głowie zdecydowanie na długo.
Nie przepadałam nigdy za historią. Nudziła mnie już od szkolnych lat. Jednak odkryłam pewien sposób poznawania historii, który mnie zaciekawił. Są to historie ludzi, którzy żyli i przeżyli piekielne czasy wojny. Takich historii dostarcza mi seria Wydawnictwa Znak Horyzont pod tytułem „Prawdziwe historie". Nie poznałam jeszcze innej takiej serii książek historycznych po...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-06-24
Kilka tygodni temu na jednej z grup na Facebooku zobaczyłam zapowiedź książki pod tytułem „Dzień wagarowicza". Moją uwagę najpierw przyciągnęła okładka, a później opis. Gdy przeczytałam opis, to od razu stwierdziłam, że chcę przeczytać tę książkę. Musiałam poczekać kilka tygodni, ale w końcu pojawiła się ona u mnie w domu i od razu zabrałam się za czytanie.
Pierwsze uczucie jakie wywołała we mnie ta książka to zaskoczenie. Było one spowodowane prędkością, z jaką da się czytać tę pozycję. Ją się po prostu połyka strona po stronie. Jest do przeczytania na jedno podejście. Wątpię by dało się inaczej. Sama historia spodobała mi się już po kilku przeczytanych stronach. Byłam bardzo ciekawa, co zadzieje się w tej książce. Myślałam, że dostanę trochę bardziej rozbudową i skomplikowaną historię, lecz otrzymałam dosyć prostą. Nie przyniosło to jakiegoś rozczarowania, ale trochę zaskoczenia.
„Dzień wagarowicza" to przede wszystkim wciągająca historia z różnymi kreaturami, wyrywaniem kończyn, mordowaniem, potworami z lasu. Czyta się ją bardzo szybko. Nie wymaga zbyt wiele od czytelnika, a pozwala się mu odprężyć. No, chyba że ktoś nie lubi takich klimatów to może wywołać odrobinę obrzydzenia, bo ta książka raczej nikogo nie przestraszy. Książka pana Ziębińskiego spodobała mi się na tyle, że z chęcią jeszcze coś przeczytam tego autora.
Kilka tygodni temu na jednej z grup na Facebooku zobaczyłam zapowiedź książki pod tytułem „Dzień wagarowicza". Moją uwagę najpierw przyciągnęła okładka, a później opis. Gdy przeczytałam opis, to od razu stwierdziłam, że chcę przeczytać tę książkę. Musiałam poczekać kilka tygodni, ale w końcu pojawiła się ona u mnie w domu i od razu zabrałam się za czytanie.
Pierwsze...
Bardzo lubię oglądać komedie romantyczne. Jeśli nie wiem co włączyć, to właśnie tego typu film jest moim pierwszym wyborem. Jeżeli chodzi o książki to już rzadziej sięgam po ten gatunek. Zazwyczaj przeplatam sobie różne gatunki, które czytam. Ostatnio nadszedł czas na książkę, która nie jest kryminałem i fantasy. Sięgnęłam po „Komedię romantyczną”.
Początkowo byłam bardzo ciekawa z jaką historią przyjdzie mi się zapoznać. Początek mi się podobał. Miałam okazję zobaczyć jak tworzy się jeden z odcinków programu telewizyjnego. Jednak z czasem zaczęłam się nudzić. Poczułam, że to za dużo szczegółowych informacji jak na jeden odcinek programu. Na szczęście autorka nie zatrzymała się na tym jednym wątku. Przeniosła akcję o kilka lat. Trafiłam do czasu pandemii i to tam dostałam komedie romantyczną, którą chciałam. Ona, scenarzystka programu telewizyjnego, która pandemiczny czas spędza u ojczyma. On, gwiazda muzyki pop, znany ze spotykania się tylko z modelkami. Jednak jak to bywa w takich powieściach, coś zaczyna ich łączyć i nie wiadomo w którą stronę to się potoczy.
Dopiero jak akcja przeniosła się do czasów pandemii zaczęło być śmiesznie, romantycznie i skomplikowanie. Mam wrażenie, że w pełni rozumiałam rozterki Sally, czyli naszej głównej bohaterki. Wydaje mi się, że miałabym podobne, gdybym znalazła się w takiej sytuacji. Przez to ją polubiłam i trzymałam kciuki za jej relację z Noah.
Książka „Komedia romantyczna” ma swoje plusy i minusy. Jednak w moich myślach zostanie ta ciekawsza część, która sprawiła, że świetnie się bawiłam w trakcie czytania. Z chęcią bym jeszcze kiedyś zawitała do Sally i Noah, bo mam wrażenie, że czekają ich ciekawe przygody.
Bardzo lubię oglądać komedie romantyczne. Jeśli nie wiem co włączyć, to właśnie tego typu film jest moim pierwszym wyborem. Jeżeli chodzi o książki to już rzadziej sięgam po ten gatunek. Zazwyczaj przeplatam sobie różne gatunki, które czytam. Ostatnio nadszedł czas na książkę, która nie jest kryminałem i fantasy. Sięgnęłam po „Komedię romantyczną”.
więcej Pokaż mimo toPoczątkowo byłam bardzo...