Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Bardzo lubię oglądać komedie romantyczne. Jeśli nie wiem co włączyć, to właśnie tego typu film jest moim pierwszym wyborem. Jeżeli chodzi o książki to już rzadziej sięgam po ten gatunek. Zazwyczaj przeplatam sobie różne gatunki, które czytam. Ostatnio nadszedł czas na książkę, która nie jest kryminałem i fantasy. Sięgnęłam po „Komedię romantyczną”.
Początkowo byłam bardzo ciekawa z jaką historią przyjdzie mi się zapoznać. Początek mi się podobał. Miałam okazję zobaczyć jak tworzy się jeden z odcinków programu telewizyjnego. Jednak z czasem zaczęłam się nudzić. Poczułam, że to za dużo szczegółowych informacji jak na jeden odcinek programu. Na szczęście autorka nie zatrzymała się na tym jednym wątku. Przeniosła akcję o kilka lat. Trafiłam do czasu pandemii i to tam dostałam komedie romantyczną, którą chciałam. Ona, scenarzystka programu telewizyjnego, która pandemiczny czas spędza u ojczyma. On, gwiazda muzyki pop, znany ze spotykania się tylko z modelkami. Jednak jak to bywa w takich powieściach, coś zaczyna ich łączyć i nie wiadomo w którą stronę to się potoczy.
Dopiero jak akcja przeniosła się do czasów pandemii zaczęło być śmiesznie, romantycznie i skomplikowanie. Mam wrażenie, że w pełni rozumiałam rozterki Sally, czyli naszej głównej bohaterki. Wydaje mi się, że miałabym podobne, gdybym znalazła się w takiej sytuacji. Przez to ją polubiłam i trzymałam kciuki za jej relację z Noah.
Książka „Komedia romantyczna” ma swoje plusy i minusy. Jednak w moich myślach zostanie ta ciekawsza część, która sprawiła, że świetnie się bawiłam w trakcie czytania. Z chęcią bym jeszcze kiedyś zawitała do Sally i Noah, bo mam wrażenie, że czekają ich ciekawe przygody.

Bardzo lubię oglądać komedie romantyczne. Jeśli nie wiem co włączyć, to właśnie tego typu film jest moim pierwszym wyborem. Jeżeli chodzi o książki to już rzadziej sięgam po ten gatunek. Zazwyczaj przeplatam sobie różne gatunki, które czytam. Ostatnio nadszedł czas na książkę, która nie jest kryminałem i fantasy. Sięgnęłam po „Komedię romantyczną”.
Początkowo byłam bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dziesięć lat temu przeczytałam swoją pierwszą książkę Magdaleny Kordel. Początkowo podeszłam do niej bardzo niepewnie. Myślałam, że niezbyt mi się spodoba. Jednak stało się tak, że zakończyłam czytanie będąc zakochana w twórczości tej autorki. Od tamtej pory regularnie sięgam po książki pani Magdy. Skończę czytać jedną, a już wypatruję zapowiedzi kolejnej. Podobnie było z jej najnowszą powieścią pod tytułem „Schody do lata”. Czekałam, czekałam i w końcu się doczekałam.
„Schody do lata” to druga część serii pod tytułem „Przystań śpiących wiatrów”. Tym razem miałam okazję bliżej poznać losy drugiej siostry z rodzeństwa, które spotkałam w poprzedniej części. Melania jest kompletnie inna niż Stella, o której był pierwszy tom. Inna, lecz także ma swoje problemy, z którymi sama nie potrafi sobie poradzić. Jednak nie po to ma się rodzinę, aby z problemami radzić sobie samemu. Z pomocą przychodzi jej rodzeństwo. Tylko teraz muszą wymyślić sposób, aby Meli pomóc, a nie ją spłoszyć.
Po raz kolejny pani Kordel oczarowała mnie ciepłem jakie płynie wprost z czytanej historii. Pokazała jak zwykli ludzie mogą okazać się niezwykli. Jestem zachwycona. Uwielbiam wracać do powieści Kordel, gdyż otulają mnie swoim światem. Na te kilka godzin trafiam do świata, w którym żyję wraz z bohaterami, przeżywam wraz z nimi wszelkie problemy, jak i radości. Jeśli szukacie ciepłej, rodzinnej, ale nie przesłodzonej historii, gdyż bohaterów nie omijają codzienne problemy, to polecam zapoznać się z serią „Przystań śpiących wiatrów”. Nie zawiedziecie się.

Dziesięć lat temu przeczytałam swoją pierwszą książkę Magdaleny Kordel. Początkowo podeszłam do niej bardzo niepewnie. Myślałam, że niezbyt mi się spodoba. Jednak stało się tak, że zakończyłam czytanie będąc zakochana w twórczości tej autorki. Od tamtej pory regularnie sięgam po książki pani Magdy. Skończę czytać jedną, a już wypatruję zapowiedzi kolejnej. Podobnie było z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przez wiele miesięcy przyglądałam się twórczości Christiny Lauren i planowałam, że w końcu po nią sięgnę. W końcu przeczytałam książkę „Miłość na święta” i to był strzał w dziesiątkę. Polubiłam tę historię i miałam nadzieję, że inne od Christiny Lauren również mi się spodobają. Na szczęście tak się stało. Jestem już po czwartej książce od tego duetu i zdecydowanie moje zdanie o ich twórczości się nie zmieniło.
Zaczynając czytanie książki „Miłość i inne słowa” byłam pewna, że czeka mnie kolejna interesująca historia. Tym razem miałam okazję podróżować trochę w czasie, gdyż oprócz zdarzeń z obecnych lat poznałam historię naszych bohaterów z ich przeszłości. Macy i Elliot poznali się jako nastolatkowie. Najpierw zrodziła się między nimi piękna i szczera przyjaźń. Taka, której szczerze zazdrościłam. Nasi bohaterowie dorastali, a ich więź się zmieniała. Jednak to działo się kilkanaście lat wcześniej. Teraz, oboje dorośli, spotykają się przypadkiem po latach rozłąki. Co takiego zadziało się, że ich przyjaźń się rozpadła? Do czego przyczyni się ich przypadkowe spotkanie? Ja już znam odpowiedź na te pytania i szczerze zachęcam do poznania ich samodzielnie.
Za każdym razem, gdy sięgam po książkę Christiny Lauren mam wrażenie, że to będzie kolejna lekka lektura. Może dlatego, że te książki czyta się naprawdę łatwo, szybko i przyjemnie. Jednak nie brakuje w niej warstwy emocjonalnej. Nasi bohaterowie zmagają się z różnymi problemami i jako czytelniczka bez problemu potrafię się w nie czuć i przeżywam je wraz z nimi. Sama zaczynam się zastanawiać, co bym zrobiłam na ich miejscu. Wraz z poznaniem kolejnych faktów moje zdanie nieraz się zmieniło, ale zdecydowanie od początku do końca historii mocno kibicowałam Macy, gdyż ogromnie ją polubiłam.
„Miłość i inne słowa” to kolejna książka od Christiny Lauren, która wywarła na mnie wrażenie i z wielką niechęcią ją kończyłam. Myślę, że nie zapomnę o tej historii tak jak nie zapomniałam poprzednich spod pióra Lauren. Zajmują one szczególne miejsce w moim mózgu, w którym znajduje się jeszcze trochę miejsca na kolejne historie, które mam nadzieję poznam już niedługo.

Przez wiele miesięcy przyglądałam się twórczości Christiny Lauren i planowałam, że w końcu po nią sięgnę. W końcu przeczytałam książkę „Miłość na święta” i to był strzał w dziesiątkę. Polubiłam tę historię i miałam nadzieję, że inne od Christiny Lauren również mi się spodobają. Na szczęście tak się stało. Jestem już po czwartej książce od tego duetu i zdecydowanie moje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Swego czasu dużo patrzyłam na książki pewnej autorki. Patrzyłam i myślałam, że przeczytam je wszystkie. Miałam przeczucie, że książki tej autorki mi się spodobają i to przeczucie nie było błędne. Przeczytałam już kilka książek autorstwa Doroty Gąsiorowskiej i każda z nich mnie zachwyciła. Wiedziałam, że z jej najnowszą książką, czyli „Opowieścią błękitnego jeziora” będzie dokładnie tak samo.
Tym razem trafiłam do świata Soni, która w okresie zimowym przybywa do Bukowej Góry, aby zapoznać się z miejscową legendą. Od pierwszych stron czuć ciepło jakim zostaje obdarzona nasza bohaterka przez mieszkańców Bukowej Góry. Do świata legendy przenoszą ją właściciele miejscowej kawiarni „Złote serce”. Kiedy tylko Sonia pojawia się po raz pierwszy w tym miejscu to wytworzony klimat przez autorkę sprawia, że miałam ochotę zajść do małej kawiarenki i wypić ciepłą czekoladę, a nuż bym spotkała tak ciekawe osoby jak nasza bohaterka.
Dorota Gąsiorowska zaserwowała po raz kolejny otulającą, klimatyczną historię, która pokazuje wiele ludzkich problemów. Te historie pokazują, że każdy zasługuje na szczęście i zawsze ono przychodzi niezależnie od tego z czym nasi bohaterowie musieli się zmagać.
Po raz kolejny jestem zachwycona historią opowiedzianą przez panią Gąsiorowską. Jak już poznałam bohaterów, to nie chciałam się z nimi rozstawać. Mogłabym zostać w Bukowej Górze na zawsze.

Swego czasu dużo patrzyłam na książki pewnej autorki. Patrzyłam i myślałam, że przeczytam je wszystkie. Miałam przeczucie, że książki tej autorki mi się spodobają i to przeczucie nie było błędne. Przeczytałam już kilka książek autorstwa Doroty Gąsiorowskiej i każda z nich mnie zachwyciła. Wiedziałam, że z jej najnowszą książką, czyli „Opowieścią błękitnego jeziora” będzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W zeszłym roku przeczytałam niecodzienną książkę świąteczną. Była to książka autorstwa Christiny Lauren. W tym roku sięgnęłam po kolejną książkę Lauren. Tym razem była to bardzo letnia historia. Obie książki przypadły mi do gustu. Mając w pamięci moje odczucia po lekturach zakupiłam jeszcze dwie książki duetu, który kryje się pod pseudonimem Christina Lauren. Po tym wprowadzeniu chyba nikogo nie zdziwi to, że jak tylko kolejna książka ukazała się w zapowiedziach, to od razu wpadła na moją listę książek do przeczytania. Na szczęście nie była na niej długo, bo już jestem po jej lekturze. Czy książka „Idealnie sparowani” mnie zachwyciła?
Do czytania książki „Idealnie sparowani” podeszłam z wielkim entuzjazmem. Poprzednie spotkania z książkami Christiny Lauren były bardzo udane i czułam, że te też takie będzie. Jednak dosyć szybko poczułam się rozczarowana. Bohaterzy niezbyt przypadli mi do gustu, a historia mnie nie zaciekawiła. Już zaczęłam myśleć, że czytanie tej książki będzie męczarnią. Na szczęście tak się nie stało. Czytana historia zaczęła mnie ciekawić. Po lepszym poznaniu bohaterów zaczęłam ich rozumieć i lubić. Poczułam więź z czytaną historią i nie chciało mi się odkładać książki na bok. Zaczęłam kibicować Felicity i Connorowi. Mimo tego, że spodziewałam się jak zakończy się ich historia, to byłam ogromnie ciekawa, co zadzieje się po drodze, co wydarzy się w życiu bohaterów.
Książka „Idealnie sparowani” to historia opowiadająca o dwójce bohaterów, których ścieżki życiowe zostały połączone, aby nagrać nietypowy program telewizyjny. Skończyło się na tym, że miałam okazję przyjrzeć się jak tworzy się wyjątkowa relacja oparta na pożądaniu, ale także zwykłych, codziennych sytuacjach, które umacniają miłość między ludźmi. Pokochałam historię opisaną w książce „Idealnie sparowani” i już nie mogę się doczekać kolejnej książki Christiny Lauren.

W zeszłym roku przeczytałam niecodzienną książkę świąteczną. Była to książka autorstwa Christiny Lauren. W tym roku sięgnęłam po kolejną książkę Lauren. Tym razem była to bardzo letnia historia. Obie książki przypadły mi do gustu. Mając w pamięci moje odczucia po lekturach zakupiłam jeszcze dwie książki duetu, który kryje się pod pseudonimem Christina Lauren. Po tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przez lata wyłącznie słyszałam o książkach Agathy Christie. Czytałam różne kryminały, ale tych klasyków nie znałam. Pewnego razu postanowiłam w końcu zacząć. Zaczęłam od serii z Poirot, którą ogromnie polubiłam. Niedługo później Wydawnictwo Dolnośląskie postanowiło wznowić książki Christie i to w przepięknym wydaniu. Nie potrafiłam przejść obok nich obojętnie i zaczęłam je kolekcjonować. Niedawno miałam okazję przeczytać kolejną książkę z niezwykle inteligentnym i sławnym detektywem, czyli „Morderstwo w zaułku”.
Kiedy tylko skończyłam zachwycać się wydaniem książki „Morderstwo nie zaułku”, to przystąpiłam do czytania. Okazało się, że tym razem trafiłam na książkę z opowiadaniami. „Morderstwo w zaułku” zawiera cztery opowiadania, w których głównym bohaterem jest Poirot. W każdym z nich Poirot miał do rozwiązania inną zagadkę. Każda z nich zaciekawiła mnie czymś innym. Jednak wszystkie opowiadania coś łączyło. Każde mnie zaskoczyło i mogłam podziwiać w nich działanie detektywa, który z niezwykłą wnikliwością podchodził do sprawy.
Po raz kolejny przekonałam się, że obcowanie z Poirotem to bardzo dobrze spędzony czas. Świetnie się bawiłam podążając wraz z detektywem kolejnymi znakami i przyglądając się jak łączy wszystkie wskazówki. Zakończyłam czytanie książki „Morderstwo w zaułki” bez większych smutków, gdyż teraz po skończeniu mogę postawić ją w widocznym miejscu na regale i zachwycać się jej wyglądem.

Przez lata wyłącznie słyszałam o książkach Agathy Christie. Czytałam różne kryminały, ale tych klasyków nie znałam. Pewnego razu postanowiłam w końcu zacząć. Zaczęłam od serii z Poirot, którą ogromnie polubiłam. Niedługo później Wydawnictwo Dolnośląskie postanowiło wznowić książki Christie i to w przepięknym wydaniu. Nie potrafiłam przejść obok nich obojętnie i zaczęłam je...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Od kilku miesięcy namiętnie śledzę książkowy klub Reese Witherspoon. Polecenia tego klubu ogromnie mi się podobają i mam ochotę przeczytać je wszystkie. Kilka tygodni temu książką miesiąca była książka Rebecci F. Kuang. Dosyć niedawno czytałam jej inną książkę i byłam ciekawa co jeszcze stworzyła autorka. Na szczęście długo nie musiałam czekać. Fabryka Słów zapowiedziała, że wyda „Yellowface”. Pozostało mi wtedy już tylko czekać na premierę. Doczekałam się. Książka jest już premierze i miałam okazję już ją przeczytać.
„Yellowface” okazała się być kompletnie inną historią niż te, które kojarzyłam z autorką. Jednak nie znaczy to, że gorszą. Tego zdecydowanie nie można powiedzieć o tej książce. „Yellowface” zaciekawiła mnie od pierwszych stron. Z wielkim zainteresowaniem przyglądałam się relacji bohaterek, a później poczynaniom June. Przyglądałam się jak tworzy książkę, jak przygotowuje się do jej wydania. Miałam okazję poznać jakie emocje towarzyszyły bohaterce tuż przed wydaniem książki, w trakcie premiery jak i już pewien czas po premierze. Fascynująca była możliwość zobaczenia jak social media wpłynęły na życie June. Niezmiernie ciekawe było zachowanie naszej bohaterki, jakie zmieniało się najpierw pod wpływem sławy, a następnie hejtu na nią.
„Yellowface” to obraz fascynującej drogi jaką pokonała nasza bohaterka od bycia zwykłą kobietą, która marzyła o byciu zawodową pisarką, poprzez kobietę sukcesu, która zdobyła sławę i pieniądze aż do upadku i prób podratowania swojej sytuacji. Książka wciągnęła mnie od pierwszej strony i żałuję, że tak szybko udało mi się ją przeczytać, gdyż z chęcią zostałabym na dłużej w tym świecie. Jednak jestem pewna, że historia pozostanie w moich myślach na długo.

Od kilku miesięcy namiętnie śledzę książkowy klub Reese Witherspoon. Polecenia tego klubu ogromnie mi się podobają i mam ochotę przeczytać je wszystkie. Kilka tygodni temu książką miesiąca była książka Rebecci F. Kuang. Dosyć niedawno czytałam jej inną książkę i byłam ciekawa co jeszcze stworzyła autorka. Na szczęście długo nie musiałam czekać. Fabryka Słów zapowiedziała,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo dobrze pamiętam, jak kilka lat temu położyłam się wygodnie do łóżka i wzięłam do ręki książkę. Był to kryminał nieznanego mi wcześniej autora. Czytałam wtedy „Zaśpiewaj mi kołysankę” autorstwa Ryszarda Ćwirleja. Przygody Fishera ogromnie mi się spodobały. Od tamtej pory sięgam po każdą nową powieść z tego cyklu, jak i nadrobiłam już poprzednie, gdyż zaczęłam od piątej części. Po tych kilku latach doszliśmy do końca cyklu. Autor przedstawił światu swój pomysł na koniec tej serii, a ja niedawno ją przeczytałam. Czyli czas coś opowiedzieć o książce „Ofiara twoim przeznaczeniem”.
Kiedy najnowsza część o Fischerze przyszła do mojego domu, to doznałam niemałego szoku. Obejrzałam książkę z każdej strony i sprawdziłam czy to na pewno książka, która miała do mnie przyjść i czy nie dostałam jakiegoś wybrakowanego egzemplarza, któremu nie dodrukowali stron. Jednak okazało się, że wszystko jest w porządku i „Ofiara twoim przeznaczeniem” ma po prostu sporo mniej stron niż jej poprzedniczki.
Kiedy minął pierwszy szok, to mogłam zabrać się za czytanie. Nikogo zapewne nie zdziwi, że po raz kolejny nie zostałam zawiedziona. Znowu wkroczyłam do świata szkieł i Fischera. Komisarz ponownie został zaangażowany w ciekawą sprawę, która nieraz mnie zaskoczyła podczas czytania.
Bardzo polubiłam retrokryminały w wydaniu Ćwirleja i trochę mi smutno, że to już koniec przygody z Fischerem. Jednak mam nadzieję, że to czas na nowe. Na pewno dla mnie, gdyż jeszcze wielu książek autora nie poznałam, a teraz będę mieć na to lepszą okazję.

Bardzo dobrze pamiętam, jak kilka lat temu położyłam się wygodnie do łóżka i wzięłam do ręki książkę. Był to kryminał nieznanego mi wcześniej autora. Czytałam wtedy „Zaśpiewaj mi kołysankę” autorstwa Ryszarda Ćwirleja. Przygody Fishera ogromnie mi się spodobały. Od tamtej pory sięgam po każdą nową powieść z tego cyklu, jak i nadrobiłam już poprzednie, gdyż zaczęłam od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dwa lata temu zaczęłam czytać pewną serię fantasy. Była to seria pod tytułem „Pieśń Lwicy” autorstwa Tamory Pierce. Byłam bardzo ciekawa tej serii, gdyż dowiedziałam się, że została napisana kilkadziesiąt lat temu i jest ceniona przez wielu twórców. Przeczytałam pierwszy tom. Spodobała mi się historia Alanny i jej zamiana miejsc z bratem. Nasza bohaterka już trochę dorosła i nie musi udawać chłopca, którym nie jest. Jej dalsze przygody poznałam niedawno w trzeciej części serii, czyli „Pod słońcem pustyni”.
Czytając książkę „Pod słońcem pustyni” wróciłam do przygód lubianej bohaterki, czyli Alanny. W jej życiu ponownie zachodzą zmiany. Wydają się już nie być tak duże, jak w poprzednich częściach, ale nadal mocno wpływające na jej życie. Alanna nie traci swoje charakteru i zadziorności. Nie ugina się nawet przed księciem. A może po prostu nie potrafi dopuścić do siebie pewnych uczuć? To pozostaje zagadką.
Ponownie wciągnęłam się w czytanie historii ze świata Alanny. Książkę Tamory Pierce czytało mi się naprawdę szybko i z niemałym zainteresowaniem. „Pod słońcem pustyni” to trzecia część tetralogii i nie mogę się już doczekać czytania zakończenia tej serii. Ciekawi mnie jak życie Alanny się zmieni. Polubiłam tę bohaterkę i mam kilka pomysłów na jej losy. Mam nadzieję, że nie będę musiała zbyt długo czekać na kontynuację.

Dwa lata temu zaczęłam czytać pewną serię fantasy. Była to seria pod tytułem „Pieśń Lwicy” autorstwa Tamory Pierce. Byłam bardzo ciekawa tej serii, gdyż dowiedziałam się, że została napisana kilkadziesiąt lat temu i jest ceniona przez wielu twórców. Przeczytałam pierwszy tom. Spodobała mi się historia Alanny i jej zamiana miejsc z bratem. Nasza bohaterka już trochę dorosła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo lubię planować różne rzeczy. Gorzej wychodzi mi z realizacją tych planów. Niektóre ciągną się latami. Kilka lat temu przeczytałam swoją pierwszą książkę autorstwa Jane Austen. To właśnie wtedy zaplanowałam, że przeczytam wszystkie książki tej autorki. Minęło kilka lat, a ja tak naprawdę teraz zaczęłam realizować ten plan. Niedawno, udało mi się przeczytać swoją trzecią książkę Austen. Tym razem sięgnęłam po „Emmę”.
Do historii opisanej w książce „Emma” podeszłam z niemałą ciekawością. Muszę przyznać, że się nie zawiodłam. Nasza główna bohaterka okazała się idealną postacią do obserwacji. Emma jest przekonana, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Jednak nie jest przeciwniczką małżeństw, wręcz przeciwnie. Uważa, że ona doskonale wie, kto z kim powinien być. Za swój cel przyjęła pomaganie innym, tylko nie zauważa jakie to może przynieść negatywne skutki.
„Emmę” czytało mi się naprawdę dobrze. Spodobała mi się opisana historia oraz polubiłam bohaterów. Ciekawie było przyglądać się życiu postaci, którzy zostali bardzo dokładnie zobrazowani. Do tego wszystkiego idealnie dobrany, delikatny humor. Jeżeli macie ochotę sięgnąć po ceniony klasyk, to zdecydowanie warto rozważyć przeczytanie właśnie tej książki Jane Austen. Ja jestem zadowolona i już planuję po jaką kolejną książkę autorki sięgnąć.

Bardzo lubię planować różne rzeczy. Gorzej wychodzi mi z realizacją tych planów. Niektóre ciągną się latami. Kilka lat temu przeczytałam swoją pierwszą książkę autorstwa Jane Austen. To właśnie wtedy zaplanowałam, że przeczytam wszystkie książki tej autorki. Minęło kilka lat, a ja tak naprawdę teraz zaczęłam realizować ten plan. Niedawno, udało mi się przeczytać swoją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Od lat ogromnie lubię wracać do książek Mastertona. Autor potrafi mnie wciągnąć w czytane historie i nieraz mnie zaskoczył. Jedną z takich zaskakujących historii była ta opisana w książce „Ludzie cienia”. Od razu po jej skończeniu, sięgnęłam po kolejną jej część, czyli „Wybryk natury”. Ponownie zostałam zaskoczona, gdyż nie takiej historii się spodziewałam. Po dziwnej sekcie kanibali przeszłam do morderstw popełnianych przez niepełnych ludzi.
Jerry i Dżamila po raz kolejny zostali przydzieleni do wyjątkowej sprawy kryminalnej. Tym razem doszło do morderstw. Wydaje się, że łatwo będzie znaleźć sprawców, gdyż byli świadkowie, którzy ich widzieli. Jednak ich zeznania są dziwne. No bo jak ktoś mógłby popełnić przestępstwo bez głowy czy połowy ciała? Nasza dwójka policjantów szybko wpada na pierwsze tropy i sprawnie za nimi podąża. Czytelnik nie ma czasu się nudzić. Zaczyna się sporo dziać i to w szybkim tempie.
Lubię książki Mastertona za to, że każda jest inna i każda jest na swój sposób ciekawa. „Wybryk natury” to czwarta część serii „Wirus”. Każda z części zaskoczyła mnie i zainteresowała mnie czymś innym. Jednak każdą czytało mi się bardzo dobrze. „Wybryk natury” porwał mnie od pierwszych stron i ciężko było mi się od tej książki oderwać. Byłam ciekawa jak autor wytłumaczy tych niecałkowitych sprawców. Gdy już zaczęłam rozumieć dlaczego tacy są, to zaczęłam się zastanawiać jak bohaterowie rozwiążą postawiony przed nimi problem. Na szczęście pojawił się ważny bohater, który pomógł, czyli pies. Jeśli chcecie wiedzieć jak pies pomaga rozwiązać sprawę kryminalną, to koniecznie sięgnijcie po książkę „Wybryk natury”.

Od lat ogromnie lubię wracać do książek Mastertona. Autor potrafi mnie wciągnąć w czytane historie i nieraz mnie zaskoczył. Jedną z takich zaskakujących historii była ta opisana w książce „Ludzie cienia”. Od razu po jej skończeniu, sięgnęłam po kolejną jej część, czyli „Wybryk natury”. Ponownie zostałam zaskoczona, gdyż nie takiej historii się spodziewałam. Po dziwnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wybierając sobie książki do czytania bardzo często opieram swój wybór na przeczytanym opisie. Tak też było w przypadku książki „Na cztery wiatry”. Zainteresował mnie jej opis. Dopiero później dowiedziałam się, że historia została napisana prawie sto lat temu. Lubię od czasu do czasu sięgnąć po starszą historię, więc mnie to nie przestraszyło, a jeszcze bardziej zachęciło do sięgnięcia po książkę pani Miłaszewskiej.
Już po kilku przeczytanych stronach książki „Na cztery wiatry” poczułam, że dobrze mi się ją czyta. Została napisana bardzo przyjemnym w odbiorze językiem. Po kolejnych kilku stronach historia zaczęła mnie ciekawić. Niezbyt często mam okazję przeczytać o perypetiach polskiej rodziny żyjącej w okresie międzywojennym. Tak więc z niemałym zainteresowaniem przyglądałam się losom rodziny Nideckich, którzy nie pozwalają się czytelnikowi nudzić. Każdy z czworga rodzeństwa Nideckich inaczej podchodzi do życia i ma inne plany na przyszłość. Każde z nich ma swój niepowtarzalny charakter, który można bardzo dobrze poznać na kartach książki.
Książka „Na cztery wiatry” ma już kilkadziesiąt lat, lecz ja dopiero niedawno usłyszałam o niej pierwszy raz. Żałuję, że nie wiedziałam o niej wcześniej. Świetnie napisana historia o rodzinnych relacjach, kłopotach oraz rodzeństwie, które ma się wrażenie, że łączy tylko wspólne nazwisko i korzenie. Jest to książka, w której odnalazłam niepowtarzalny klimat i mam wrażenie, że nie da o sobie łatwo zapomnieć.

Wybierając sobie książki do czytania bardzo często opieram swój wybór na przeczytanym opisie. Tak też było w przypadku książki „Na cztery wiatry”. Zainteresował mnie jej opis. Dopiero później dowiedziałam się, że historia została napisana prawie sto lat temu. Lubię od czasu do czasu sięgnąć po starszą historię, więc mnie to nie przestraszyło, a jeszcze bardziej zachęciło do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dekadę temu przeczytałam swoją pierwszą książkę Grahama Mastertona. Przeczytana historia bardzo mi się spodobała. Tak bardzo, że pojechałam na spotkanie z autorem, które od wielu lat wspominam jako jedne lepsze w moim życiu. Mam plan, aby przeczytać jak najwięcej książek napisanych przez Mastertona, gdyż wszystkie z jego dorobku to chyba do emerytury nie poznam. Jest ich mnóstwo, a autor cały czas pisze nowe. Niedawno, udało mi się sięgnąć po jedną z jego nowszych książek, czyli „Ludzie cienia”.
Książka „Ludzie cienia” należy do serii „Wirus”. Jest to trzeci tom. Miałam okazję czytać drugi. Poprzednim, jak i tym razem nie czułam żadnego braku nieznania całego cyklu od początku. Historia jest tak skonstruowana, że można ją czytać jako samodzielną. A opowiada o bardzo dziwnym kulcie. Wszystko zaczyna się od odkrycia rozczłonkowanych ciał. Następnie dochodzi do kilku porwań. Do tego wszystkiego dochodzi malunek boga z głową kozła i ludzie, których mowy nie da się zrozumieć. Wszystkie te elementy są ze sobą jakoś powiązane, a sprawę próbuje rozwiązać najlepsza para policjantów do spraw nadprzyrodzonych.
Książkę „Ludzie cienia” od początku czytało mi się bardzo dobrze. Wciągnęłam się w czytaną historię. Byłam ciekawa jak wszystkie elementy zostaną połączone i czy uda się uratować niektórych z porwanych ludzi. Zawsze wydawało mi się, że ciężko mnie obrzydzić. Jednak w tej książce pojawiły się takie opisy, które na moment odrzuciły mnie od czytania. Autor zdecydowanie mnie tym zaskoczył. Nie spodziewałam się, że kiedyś to się stanie.
„Ludzie cienia” to moje kolejne udane spotkanie z Mastertonem. Historia okazała się być momentami obrzydliwa i paskudna, ale do tego wciągająca od pierwszych stron. Takiego Mastertona lubię i po takiego właśnie z chęcią sięgam. Już niedługo będę czytać kolejną część z tej serii, czyli „Wybryk natury”.

Dekadę temu przeczytałam swoją pierwszą książkę Grahama Mastertona. Przeczytana historia bardzo mi się spodobała. Tak bardzo, że pojechałam na spotkanie z autorem, które od wielu lat wspominam jako jedne lepsze w moim życiu. Mam plan, aby przeczytać jak najwięcej książek napisanych przez Mastertona, gdyż wszystkie z jego dorobku to chyba do emerytury nie poznam. Jest ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niedawno przeczytałam książkę „I nadejdzie lato” autorstwa Elin Hilderbrand, która ogromnie mi się spodobała. Wykorzystując możliwość jaką miałam, sięgnęłam od razu po drugą książkę autorki, czyli „Lato ‘69”. Miałam nadzieję, że po raz drugi będę zachwycona.
Moje wymagania względem książki pani Hilderbrand stały się dosyć wysokie. Niestety, po rozpoczęciu czytania książki „Lato ‘69” poczułam się trochę rozczarowana. Historia okazała się być kompletnie inna niż w książce „I nadejdzie lato”, a miałam nadzieję na coś podobnego. Musiało minąć kilka rozdziałów zanim zorientowałam się, że wciągnęłam się w czytaną historię. To było dosyć fascynujące móc poznać perypetie rodziny żyjące w 1969 roku. To były czasy na długo przed moimi narodzinami, więc zbyt dużo o nich nie wiem. Sprawiło to, że dosyć ciekawie czytało mi się o tym roku i dowiadywało w jakich okolicznościach żyli wtedy ludzi, jakie mieli problemy, a jakie wesołości.
Nie tego oczekiwałam po książce „Lato ‘69”. Dostałam coś kompletnie innego niż chciałam. Jednak ponownie wciągnęłam się w książkę napisaną przez pani Hilderbrand i na nowo nie mogę zapomnieć o czytanej historii. Polubiłam rodzinę Levinów i trudno było mi się z nią rozstać. Jeżeli chcecie dowiedzieć się jak rewolucja seksualna, feminizm, wojna wpływa na życie rodzinne to zdecydowanie polecam sięgnąć po książkę „Lato ‘69”. Na pewno nie ma tu nudy, bo wszelkie skandale dostarczają sporo emocji.

Niedawno przeczytałam książkę „I nadejdzie lato” autorstwa Elin Hilderbrand, która ogromnie mi się spodobała. Wykorzystując możliwość jaką miałam, sięgnęłam od razu po drugą książkę autorki, czyli „Lato ‘69”. Miałam nadzieję, że po raz drugi będę zachwycona.
Moje wymagania względem książki pani Hilderbrand stały się dosyć wysokie. Niestety, po rozpoczęciu czytania książki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czasem wystarcza mi niewiele, aby poczuć, że muszę przeczytać jakąś książkę. Czasami jest to przyciągająca wzrok okładka, innym razem zachęcający tytuł. W przypadku książki „I nadejdzie lato” był to napis na okładce, który mówi: „Dwadzieścia osiem lat zakazanej namiętności”. Jedno zdanie, które sprawiło, że musiałam przeczytać tę książkę.
Byłam bardzo ciekawa książki „I nadejdzie lato” i już pierwsze kilka stron udowodniły mi, że się nie myliłam i warto było po nią sięgnąć. Historia zaczyna się tak trochę od końca. Poznajemy Mallory po wszystkich latach spędzonych z Jakiem, a dopiero później cofamy się, aby poznać dokładnie ich młodość i każde kolejne lata. Muszę przyznać, że przez to byłam jeszcze bardziej ciekawa jak potoczyła się ich historia. Gdy już ją poznawałam, to próbowałam ją trochę zrozumieć. W mojej głowie nieraz pojawiło się pytanie dlaczego tak postąpili. Dlaczego nie zmienili nigdy tego letniego romansu w coś innego.
Czytając książkę „I nadejdzie lato” przeżywałam każde lato z bohaterami. Trzymałam kciuki, aby udały się ich plany, smuciłam się razem z nimi, gdy działo się coś niewesołego, odczuwałam razem z nimi wielką radość, gdy było to tylko możliwe. Przywiązałam się do Mallory i Jake’a. Smutno mi było się z nimi rozstawać i do tego w tak smutnym dla bohaterów czasie. Jednak skończyłam tę książkę z poczuciem, że takie książki lubię czytać i muszę poznać inne historie, które wyszły spod pióra autorki.

Czasem wystarcza mi niewiele, aby poczuć, że muszę przeczytać jakąś książkę. Czasami jest to przyciągająca wzrok okładka, innym razem zachęcający tytuł. W przypadku książki „I nadejdzie lato” był to napis na okładce, który mówi: „Dwadzieścia osiem lat zakazanej namiętności”. Jedno zdanie, które sprawiło, że musiałam przeczytać tę książkę.
Byłam bardzo ciekawa książki „I...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Od wielu lat uwielbiam oglądać wszelkie seriale medyczne. Potrafiłam je oglądać całymi dniami. Gdy dowiedziałam się, że jest taki autor jak Robin Cook i tworzy thrillery medyczne, to od razu uznałam, że muszę się z nimi zapoznać. Od tamtej pory przeczytałam ich już kilka i każdy mi się spodobał. Nic więc dziwnego, że z wielką chęcią sięgnęłam po kolejny. Tym razem o tytule „Wirus”.
Akcja książki „Wirus” dzieje się, gdy świat cierpi z powodu pandemii Covid. Nasi bohaterowie próbują trochę odpocząć i wrócić do normalności. Wyjeżdżają na wakacje. Niestety Emma zaczyna źle się czuć. Jeżeli ktoś pomyślał, że przyczyną jej choroby jest koronawirus to znaczy, że jeszcze nie zna twórczości Robina Cooka. Dla Cooka jeden wirus powodujący tysiące śmierci to za mało. Do swojej książki musiał wprowadzić inny, tym razem rzadkie wschodnie końskie zapalenie mózgu. Robin w swojej książce pokazuje, ile cierpienia spowodowały obie te choroby. Przeraża ukazując system opieki zdrowia, który nie zwraca uwagi na człowieka, dla którego liczą się tylko pieniądze.
Robin Cook w swoich książkach pokazał już niejedną straszną chorobę, ukazywał różne epidemie i pandemie. Tym razem przeraża zwykłymi ludźmi, których nikt nie nazwie mordercami ani zamachowcami. Jednak to właśnie ci, którzy pracują w opiece zdrowia i ubezpieczalni okazują się być największymi potworami w tej książce. Żaden śmiercionośny wirus, lecz ludzie. To przerażające, ile ludzi zostało pokonanych i pokrzywdzonych przez system. Warto zobaczyć jakie to może spowodować skutki i przeczytać książkę „Wirus”.

Od wielu lat uwielbiam oglądać wszelkie seriale medyczne. Potrafiłam je oglądać całymi dniami. Gdy dowiedziałam się, że jest taki autor jak Robin Cook i tworzy thrillery medyczne, to od razu uznałam, że muszę się z nimi zapoznać. Od tamtej pory przeczytałam ich już kilka i każdy mi się spodobał. Nic więc dziwnego, że z wielką chęcią sięgnęłam po kolejny. Tym razem o tytule...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jakiś czas temu przeczytałam pierwszą część cyklu „Scholomance”, czyli książkę pod tytułem „Mroczna wiedza”. Pamiętam, że byłam pod wrażeniem przedstawionego świata. Bohaterowie posiadający różne zdolności, szkoła, w której nie ma nauczycieli i potwory czyhające na życie uczniów. Ogromnie mi się spodobała stworzona historia. Jednak czas na wyjście ze szkoły i życie poza nią, czyli czas na trzecią część po tytułem „Złote enklawy”.
Wszystkie części serii „Scholomance” były pełne brutalności i śmierci. Mam wrażenie, że jednak „Złote enklawy” były wypełnione największym cierpieniem. El z każdą częścią odkrywa swoją moc, dowiaduje się, ile potrafi i jak może wykorzystać swoje zdolności. Uratowała dzieciaki ze szkoły, lecz jej to nie wystarcza. Chce czegoś więcej. Podróżując po świecie odkrywa wiele informacji o otaczającym ją świecie. Pragnie, aby pokonać zło i nikt już nie musiał cierpieć. Ale czy na pewno robi to dobrze?
Jestem zachwycona El oraz światem stworzonym przez panią Novik. Każda kolejna część „Scholomance” uczyła mnie czegoś nowego o bohaterach, jak i świecie, w którym oni żyją. Historia cały czas się rozwijała i coraz bardziej mnie interesowała. Pamiętam, że pierwsza część trochę mi się dłużyła. Teraz, mam wrażenie, że trzecia mi przeleciała i nawet nie wiem, kiedy się skończyła. Dużo się tutaj zadziało i trochę szkoda, że to już koniec. Jednak na koniec śmiało mogę powiedzieć, że warto sięgnąć po tę trylogię.

Jakiś czas temu przeczytałam pierwszą część cyklu „Scholomance”, czyli książkę pod tytułem „Mroczna wiedza”. Pamiętam, że byłam pod wrażeniem przedstawionego świata. Bohaterowie posiadający różne zdolności, szkoła, w której nie ma nauczycieli i potwory czyhające na życie uczniów. Ogromnie mi się spodobała stworzona historia. Jednak czas na wyjście ze szkoły i życie poza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Lubię czytać książki fantasy. Już od jakiegoś czasu zauważam, że książki wydane przez Wydawnictwo Fabryka Słów trafiają w mój czytelniczy gust. W zeszłym roku sięgnęłam po książkę „Tygiel dusz”, którą właśnie wydało to wydawnictwo. Historia przypadła mi do gustu i czekałam na kontynuację. Niedawno skończyłam czytać tom drugi, czyli „Krew niewinnych”.
Miło było wrócić do poznanego w poprzedniej części bohatera. Ciekawiło mnie jakie zmiany zajdą w jego życiu i ta część to pokazała. W serii napisanej przez Mitchella Hogana cenię sobie właśnie najbardziej Caledana. Po prostu go polubiłam i z wielką chęcią przyglądam się jego przygodom. Na drugim miejscu jest magia. Autor stworzył ciekawy system, który z czasem poznajemy coraz lepiej. Moim zdaniem, staje się coraz bardziej interesujący.
„Krew niewinnych” to udana kontynuacja książki „Tygiel dusz”. Dobrze mi się ją czytało, ale mam wrażenie, że pierwsza część jednak bardziej mi się podobała. Moja uwaga cały czas była skupiona na czytanej historii, lecz historia zrobiła na mnie trochę gorsze wrażenie niż poprzedniczka. Nie zmienia to faktu, że jestem ciekawa kontynuacji i mam nadzieję, że już niedługo po nią sięgnę.

Lubię czytać książki fantasy. Już od jakiegoś czasu zauważam, że książki wydane przez Wydawnictwo Fabryka Słów trafiają w mój czytelniczy gust. W zeszłym roku sięgnęłam po książkę „Tygiel dusz”, którą właśnie wydało to wydawnictwo. Historia przypadła mi do gustu i czekałam na kontynuację. Niedawno skończyłam czytać tom drugi, czyli „Krew niewinnych”.
Miło było wrócić do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Swego czasu przeczytałam bardzo dużo pozytywnych opinii o twórczości Magdy Stachuli. Zamarzyłam wtedy, aby przeczytać wszystkie książki autorki. Udało mi się przeczytać jedną i natłok innych książek spowodował, że dopiero niedawno udało mi się sięgnąć po kolejną. Tym razem przeczytałam nowość od autorki, czyli książkę „Pisarka”.
To było wspaniałe uczucie móc pogrążyć się w czytaniu książki, która w tak dużym stopniu porusza życie pisarki. Pokazuje świat tworzenia książek, ich wydawania, promocji od strony twórczyni historii. A do tego czytana przeze mnie historia okazała się być dobry thrillerem, bo nasza bohaterka znika bez śladu i zaczynają się jej poszukiwania.
,,Pisarka” to książka, którą czytało mi się bardzo łatwo. Polubiłam styl autorki, który sprawiał, że szybko mknęłam po stronach. Historia okazała się intrygująca. Moje przypuszczenia na temat tego co stało się z Laurą co róż się zmieniały, bo autorka umiejętnie pokazywała nowe tropy i ujawniała wydarzenia z przeszłości.
„Pisarka” to nie jest książka, o której pomyślałam, że jest wybitna. Jednak jest wciągająca, wodzi czytelnika za nos i po skończonej lekturze zostawia po sobie pozytywne odczucia. Jestem pewna, że myśląc kiedyś o tej książce w mojej głowie pojawią się wyłącznie pozytywne myśl. Czytanie tej książki było po prostu przyjemne.

Swego czasu przeczytałam bardzo dużo pozytywnych opinii o twórczości Magdy Stachuli. Zamarzyłam wtedy, aby przeczytać wszystkie książki autorki. Udało mi się przeczytać jedną i natłok innych książek spowodował, że dopiero niedawno udało mi się sięgnąć po kolejną. Tym razem przeczytałam nowość od autorki, czyli książkę „Pisarka”.
To było wspaniałe uczucie móc pogrążyć się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Lubię od czasu do czasu sięgnąć po lżejszą lekturę. Ostatnio idealnie się złożyło, gdyż moje zapotrzebowanie na lekką książkę spełniła nowa część cyklu „Virgin River”, czyli „Tęcza nad doliną”. Wydarzenia cyklu napisanego przez Robyn Carr skupiają się na miasteczku Virgin River i przede wszystkim na jej mieszkańcach. W każdej części na główny plan wysuwają się inni bohaterowie, ale cały czas mamy możliwość dowiedzieć się co nowego u naszych starych, znanych z poprzednich części postaci. Tym razem przyglądałam się historii Mike’a oraz Brie.
Wspaniale było wrócić do Virgin River. Z wielką chęcią odkryłam co tam zadziało się u bohaterów z poprzednich części, a zmiany zaszły u nich duże. Historia Mike’a i Brie także mnie zainteresowała. Jak w każdej części tego cyklu, tak i w tej, nie odbyło się bez problemów. Mike i Brie przeżyli dużo i z wieloma demonami musieli walczyć, ale wszystko wskazuje, że tych dwoje do siebie ciągnie. Po tej historii nie spodziewałam się niczego innego jak szczęśliwego zakończenia.
Książkę „Tęcza nad doliną” zaliczyłabym do lekkich lektur. Jednak na pewno nie błahych. Jest poruszany w niej temat gwałtu. Autorka pokazała jakie emocje mogą temu towarzyszyć ofiarom w różnym wieku oraz co czuje i w jaki sposób na to reaguje społeczeństwo oraz najbliżsi ofiar. Pokazuje także jak organy ścigania podchodzą do tego tematu. Muszę przyznać, że takie pokazanie emocji wielu bohaterów skłoniło mnie do przemyśleń.
„Tęcza nad doliną” jest trochę przewidywalna. Można się spodziewać, jak się skończy oraz co zadzieje się u bohaterów. Można się domyślić, kto zostanie wysunięty na pierwszy plan w kolejnej części. Pomimo tej przewidywalności porusza także ważny temat, co moim zdaniem jest jej wielkim plusem.

Lubię od czasu do czasu sięgnąć po lżejszą lekturę. Ostatnio idealnie się złożyło, gdyż moje zapotrzebowanie na lekką książkę spełniła nowa część cyklu „Virgin River”, czyli „Tęcza nad doliną”. Wydarzenia cyklu napisanego przez Robyn Carr skupiają się na miasteczku Virgin River i przede wszystkim na jej mieszkańcach. W każdej części na główny plan wysuwają się inni...

więcej Pokaż mimo to