-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel9
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2023-10
2023-10
Prześlicznie zrobione w tej powieści jest to, jak przeplatają się losy ludzi, którzy startowali z tego samego miejsca, ale ich życia ułożyły się całkowicie inaczej. Autor nie skupia się tu na tym, jak jednostkowe wybory w pozornie niewiele znaczących momentach determinują, ale raczej na realiach życia w Korei - tak różnych jak miejsce, które zajmujesz na drabinie społecznej.
Jest więc i koreańska wieś sprzed ery industrialnej, są szalone majątki zbijane na koreańskiej transformacji oraz emocjonalny i społeczny koszt tego bogactwa, są wreszcie nierówności społeczne, które zrodziła przemysłowa potęga kraju.
Na kartach powieści dosłownie mijają się ze sobą ludzie, którzy budowali potęgę gospodarczą Korei, nie zawsze uczciwie, nie zawsze z poszanowaniem lokalnych tradycji i wartości, którzy stali się ofiarami modernizacji kraju i wreszcie ci, którzy nie pamiętają innej rzeczywistości niż dość bezwzględna, nastawiona na rywalizację i wroga bardziej wrażliwym i mniej zaradnym.
I to chyba jest najlepsza część tej książki: jej konstrukcja. Może miejscami brakuje jej przejrzystości, może za mało wiem, co czują bohaterowie, żebym mogła się z nimi identyfikować. Jest to powieść z potencjałem na dużo, dużo więcej - poprawnie napisana, dobrze przemyślana, ale niezbyt poruszająca. Szkoda.
Jednocześnie jest to chyba ta publikacja w "Serii z żurawiem", w której okładka najlepiej mówi o treści: melancholijna, trochę nostalgiczna i bardzo, bardzo samotna.
Prześlicznie zrobione w tej powieści jest to, jak przeplatają się losy ludzi, którzy startowali z tego samego miejsca, ale ich życia ułożyły się całkowicie inaczej. Autor nie skupia się tu na tym, jak jednostkowe wybory w pozornie niewiele znaczących momentach determinują, ale raczej na realiach życia w Korei - tak różnych jak miejsce, które zajmujesz na drabinie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10
Nie wiem w zasadzie nic o koreańskiej poezji, a wszystko, co znalazłam, odnosiło ją do poezji chińskiej lub japońskiej (haiku, oczywiście). Książka O'Rourke'a miała szansę trochę rozjaśnić moja niewiedzę i faktycznie, zawiera sporo informacji o tym, jak rozwijała się sztuka poetycka w trzech królestwach Półwyspu Koreańskiego, szczególnie w kontekście chińskich wpływów literackich i koreańskich przemian społecznych.
Antologia obejmuje zarówno ludowe pieśni (i okazjonalne, i z bardziej osobistej liryki), jak i wysmakowane strofy literatów, urzędników i ludzi wysoko wykształconych - płci obojga.
Jak w przypadku chyba każdego typu poezji nie-europejskiej, w przekładzie ginie kunsztowna forma, a za długie zachodnie słowa rozsadzają strukturę wiersza. Tutaj tłumacz dokonuje w zasadzie niemożliwego, kiedy próbuje zachować rytm strofy akcentami i intonacją.
Trochę gorzej wypada w przekładzie oszczędny, operujący "przyrodniczą" metaforą język poetycki. Choćby moje życie od tego zależało, nie potrafiłabym wskazać różnic w stylu i formie między utworami z różnych epok ani zinterpretować ich wymowy. Na szczęście każdej pieśni towarzyszy tu komentarz tłumacza, co z jednej strony pozwala wejść w świat tej odmiennej wrażliwości i jej środków poetyckich, z drugiej - trochę odbiera mi radość czytania.
Nie wiem w zasadzie nic o koreańskiej poezji, a wszystko, co znalazłam, odnosiło ją do poezji chińskiej lub japońskiej (haiku, oczywiście). Książka O'Rourke'a miała szansę trochę rozjaśnić moja niewiedzę i faktycznie, zawiera sporo informacji o tym, jak rozwijała się sztuka poetycka w trzech królestwach Półwyspu Koreańskiego, szczególnie w kontekście chińskich wpływów...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09
Jestem zaskoczona niskimi ocenami tutaj i podejrzewam, że częściowo odpowiada za to opis wydawcy, zupełnie niepotrzebnie koncentrując się na szczątkowej fabule - rzeczy kompletnie pozbawionej znaczenia, ponieważ czas w nowelce Bae Suah zapętla się, powtarza, rwie i chwilami znika, zostawiając niepokojące dziury w rzeczywistości.
Nic tu nie jest oczywiste, a dalej podróży bohaterki do chłopca, którego szuka w jednostce wojskowej, ma trochę kafkowski, a trochę oniryczny klimat.
Dawno nie spotkałam książki, która nie pisząc o tym wprost, odwołując się tylko delikatnych metafor, tak doskonale oddawałaby chłód: chłód zimy, chłód samotności, chłód wykreślonych uczuć, chłód wyuczony przez lata bycia ignorowaną, wreszcie chłód podstawowych ludzkich potrzeb przez lata lekceważonych przez rodzinę bohaterki.
Co ciekawe, nie jest to książka w tym sensie ciężka, że pokazuje przemoc. Nie ma tu też prostych opisów nieszczęścia - możemy się tylko domyślać, co przeszła bohaterka, że tak dalece odeszła od świata, tak bardzo nie może się z nikim porozumieć, że nawet linearny czas i prosta rzeczywistość zdają się ją odrzucać.
Intrygująca, nieoczywista, niepokojąca.
Jestem zaskoczona niskimi ocenami tutaj i podejrzewam, że częściowo odpowiada za to opis wydawcy, zupełnie niepotrzebnie koncentrując się na szczątkowej fabule - rzeczy kompletnie pozbawionej znaczenia, ponieważ czas w nowelce Bae Suah zapętla się, powtarza, rwie i chwilami znika, zostawiając niepokojące dziury w rzeczywistości.
Nic tu nie jest oczywiste, a dalej podróży...
2023-04
To jest świetna książka dla tych z was, którzy lubią czytać, jak między ludźmi nawiązują się nić porozumienia lub sympatia.
Ja się wynudziłam jak mops, ale może dlatego, że zdecydowanie za często zgadywałam fabułę.
Oszczędny styl też nie bardzo do mnie przemówił - raczej trudno było mi się wczuć w przedstawione w książce dramatyczne wydarzenia (jest ich kilka) i w stany uczuciowe bohaterów. Na pewno przemówi jednak do czytelników, którzy lubią smakować rzeczy, które dzieją się między wierszami i dopowiadać sobie to, co autor delikatnie zasugerował.
Ja odkładam na półkę i zapominam :(
To jest świetna książka dla tych z was, którzy lubią czytać, jak między ludźmi nawiązują się nić porozumienia lub sympatia.
Ja się wynudziłam jak mops, ale może dlatego, że zdecydowanie za często zgadywałam fabułę.
Oszczędny styl też nie bardzo do mnie przemówił - raczej trudno było mi się wczuć w przedstawione w książce dramatyczne wydarzenia (jest ich kilka) i w stany...
2022-09
Po takich płyciznach, jak "Kwiaty w pudełku", "Przesłonięty uśmiech" zaskoczył mnie na plus: to książka, która bez orientalizowania, bez zwalania na konfucjanizm pokazuje, że nierówność w traktowaniu kobiet pojawiają się pod każdą szerokością geograficzną, w społeczeństwach o różnym poziomie rozwoju gospodarczego.
A jednocześnie nie jest to książka ponura - paradoksalnie w opowieści o nierówności, o przemocy i niekończącej się walce o siebie Anna Sawińska pokazuje kobiety, które są inspirujące, które potrafią niezauważenie nagiąć sztywne ramy i podburzyć istniejący porządek tak, aby znaleźć przestrzeń na życie po swojemu.
Zwróćcie uwagę na historię o nie-koreańskiej pomocy domowej - z mojego uprzywilejowanego punktu widzenia jest ofiarą bezdusznego, nacjonalistycznego systemu. A jednak, chociaż jest w pełni świadoma niesprawiedliwości i krzywd, które ją spotykają, to wciąż silna, duchowo niezależna kobieta.
Proszę uważać na rozdział o systemowej przemocy seksualnej. Jest drastyczny - jeśli masz za sobą takie doświadczenia, może być potężnym triggerem; jeśli po prostu nie masz wrażliwości jamochłona, prawdopodobnie zostawi Cię z nożem otwartym w kieszeni i poczuciem bardzo przykrej bezradności.
Po takich płyciznach, jak "Kwiaty w pudełku", "Przesłonięty uśmiech" zaskoczył mnie na plus: to książka, która bez orientalizowania, bez zwalania na konfucjanizm pokazuje, że nierówność w traktowaniu kobiet pojawiają się pod każdą szerokością geograficzną, w społeczeństwach o różnym poziomie rozwoju gospodarczego.
A jednocześnie nie jest to książka ponura - paradoksalnie...
2022-07
O rany, jaka to jest słaba książka! To znaczy temat jest super, pomysł kapitalny, ale wykonanie leży, kwiczy i obniża wartość bardzo mocno.
Zastrzeżenie numer 1: papierowe postacie. Nie chcę czytać, że ktoś jakiś jest, chcę go zobaczyć w działaniu i nie dowiadywać się od autora, że bohaterowi coś się udało albo nie, tylko widzieć, jak to się dzieje - tak to się pisze słabe fanfiki, a nie powieści.
Zastrzeżenie numer 2: początek jeszcze jakoś ujdzie, ale już w końcowych rozdziałach powieść brzmi tak, jakby był to raczej konspekt i szkic, niż solidnie, równo napisana historia. Dowiadujemy się tylko, co się wydarzyło, ale sama akcja gdzieś umyka w czasie i znowu autor-narrator opowiada nam, jakie to wydarzenia miały miejsce w ciągu opuszczonego dziesięciolecia. Serio? Ja się czuję oszukana - miała być powieść-panorama, powieść-fresk, a wyszła nudna opowiastka dla dzieci.
I wreszcie najpoważniejsze zastrzeżenie numer 3: co to mają być za urwane wątki (kolega-policjant i jego żona), za ledwie zarysowane problemy? Dlaczego to jest napisane po łebkach? Jeśli postacie nie mają wpływu na fabułę, to co mają w niej do roboty?
To naprawdę mogła być świetna książka, gdyby tylko Min Jin Lee dysponowała warsztatem i umiejętnościami, które pozwoliłyby jej zapanować nad takim tematem. No, może sytuację mógłby też poprawić dobry redaktor uzbrojony w nożyczki i skrócił to całe arcydzieło o połowę. A tak - zmarnowany potencjał, kiepsko napisany fanfik o postaciach, które nie miały szans na dobre zaistnieć.
O rany, jaka to jest słaba książka! To znaczy temat jest super, pomysł kapitalny, ale wykonanie leży, kwiczy i obniża wartość bardzo mocno.
Zastrzeżenie numer 1: papierowe postacie. Nie chcę czytać, że ktoś jakiś jest, chcę go zobaczyć w działaniu i nie dowiadywać się od autora, że bohaterowi coś się udało albo nie, tylko widzieć, jak to się dzieje - tak to się pisze słabe...
2022-07
Ej, co to w zasadzie miało być? W pierwszej chwili obstawiałam, że to praca zaliczeniowa studentki pierwszego roku na temat różnic kulturowych w postrzeganiu atrakcyjności fizycznej - ale nie, kulturoznawcy już na pierwszym roku zaczynają używać tego charakterystycznego hermetycznego języka, a to jest za proste. No to może szkolna rozprawka na wiedzę o kulturze poświęcona analizie porównawczej "ja i reszta świata", która to reszta świata jest za leniwa i za tępa, żeby wyjść poza swoje stereotypy i znane wzorce zachowania?
Sens z grubsza jest taki: Koreańczycy nie wyglądają jak Europejczycy, co nie znaczy, że są mężczyznami w równym stopniu, co włochaty wielki Skandynaw (hej, dlaczego autorka nie przejechała się trochę na koniku genderu?), a jak się nad tym chwilę zastanowić, to są bardzo fajni. Proszę się zastanowić. Post scriptum: jak k-pop nie zachwyca, skoro zachwyca? No, a jak nie zachwyca naprawdę, to fe, wstydź się, czytelniku!
Ej, co to w zasadzie miało być? W pierwszej chwili obstawiałam, że to praca zaliczeniowa studentki pierwszego roku na temat różnic kulturowych w postrzeganiu atrakcyjności fizycznej - ale nie, kulturoznawcy już na pierwszym roku zaczynają używać tego charakterystycznego hermetycznego języka, a to jest za proste. No to może szkolna rozprawka na wiedzę o kulturze poświęcona...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-01
"Odkryj świat k-popu, taekwondo, Gangnam Style i kimchi!" - no nigdy w życiu nie spotkałam się z lepszym opisem książki. "I love Korea" to właśnie taki powierzchowny wachlarzyk stereotypów, symboli i pierwszych skojarzeń, nie tyle jakikolwiek świat, kraj ani byt kulturowy, tylko k-pop i kimchi.
Banalny, miałki tekst, stockowe zdjęcia i fatalne tłumaczenie, w którym prezydent Park Geun-hye staje się mężczyzną.
Cieszę się, że fala popularności k-popu przekłada się na to, że pojawia się więcej książek o Korei, ale czy zamiast miernoty możemy dostać coś przyzwoitego?
"Odkryj świat k-popu, taekwondo, Gangnam Style i kimchi!" - no nigdy w życiu nie spotkałam się z lepszym opisem książki. "I love Korea" to właśnie taki powierzchowny wachlarzyk stereotypów, symboli i pierwszych skojarzeń, nie tyle jakikolwiek świat, kraj ani byt kulturowy, tylko k-pop i kimchi.
Banalny, miałki tekst, stockowe zdjęcia i fatalne tłumaczenie, w którym...
2021-10
Aż sama przed sobą czuję się zawstydzona tym, jak bardzo spodobała mi się ta powieść - tak bardzo, że aż ją kupiłam i nie po to, żeby dać bibliotece.
Przemawia do mnie ta historia, chociaż kilka "usterek" bym wypatrzyła. Podoba mi się, że jej bohaterki nie są jednowymiarowe, a zmieniający się narrator pokazuje dziewczyny z różnych perspektyw. Podoba mi się, jak wzajemnie się wspierają - żadnego gadania frazesów o siostrzeństwie ani niczym takim, żadnego powiewającego sztandaru feminizmu, tylko przyjaźń, której dawno nie zakosztowałam opisanej w ten sposób, między wierszami, w drobnych gestach.
I podoba mi się wreszcie to, jak dziewczyny o siebie walczą, jak się realizują - nawet to otwarte zakończenie, które może sugerować happy end, jest tak wyważone, żeby zęby nie bolały od słodyczy.
Ale największą satysfakcję dał mi sposób prowadzenia narracji - niewiele jest powiedziane wprost, background bohaterek wyłania się z okruchów, z pojedynczych zdań, przemycony na brzegu głównego nurtu opowieści, niepostrzeżenie budując głębię tych postaci.
Takie dobre i satysfakcjonujące czytadło. Aż się wstydzę, jak dobre i jak satysfakcjonujące. Dajcie mu szansę.
Aż sama przed sobą czuję się zawstydzona tym, jak bardzo spodobała mi się ta powieść - tak bardzo, że aż ją kupiłam i nie po to, żeby dać bibliotece.
Przemawia do mnie ta historia, chociaż kilka "usterek" bym wypatrzyła. Podoba mi się, że jej bohaterki nie są jednowymiarowe, a zmieniający się narrator pokazuje dziewczyny z różnych perspektyw. Podoba mi się, jak wzajemnie...
2021-08
No nie, to nie do końca jest reportaż. Nie jest to też książka autobiograficzna, pamiętnik ani wspomnienia z podróży - a wszystkim tym chce być po trochu. Efekt jest... dobra, na szczęście dla tej książki i jej przedziwnego miszmaszu Marcin Jacoby pisze sprawnie i pióro ma lekkie. Nie razi subiektywnością, kiedy pokazuje epizody z najnowszej historii Korei oraz jej kulturę przez pryzmat swoich doświadczeń rodzinnych, zachowuje minimum zdrowego obiektywizmu piszą o polityce i najnowszej historii Korei - bez tych dwóch składników książka byłaby po prostu nieznośna, a tak cokolwiek niewydarzoną formę ni to eseju, ni to reportażu ratuje przyzwoity poziom autora.
Książkę ratuje w moich oczach jeszcze jedna okoliczność: na bezrybiu i rak ryba. Książek o Korei jest jak na lekarstwo, więc każda publikacja, która przybliża kulturę tego kraju, jest warta odnotowania. Jak do tej pory to z "Republiki żywiołów" dowiedziałam się najwięcej - i o historii, i o kulturze, i o mentalności mieszkańców Korei.
Największy plus tej książki? Pierwszy raz, literalnie pierwszy raz w życiu, spotkałam się z zupełnie innym postawieniem kwestii północnokoreańskiego reżimu. Jacoby słusznie zauważa, że w zachodnich mediach dominuje jeden typ przekazu na temat tego kraju, dość zgrabnie pomijający samą genezę tego problemu i, paradoksalnie, korzyści, jakie niesie dla głównych graczy politycznych w tej części Azji. Jedna gwiazdka ekstra za wyjście poza stereotypy.
No nie, to nie do końca jest reportaż. Nie jest to też książka autobiograficzna, pamiętnik ani wspomnienia z podróży - a wszystkim tym chce być po trochu. Efekt jest... dobra, na szczęście dla tej książki i jej przedziwnego miszmaszu Marcin Jacoby pisze sprawnie i pióro ma lekkie. Nie razi subiektywnością, kiedy pokazuje epizody z najnowszej historii Korei oraz jej kulturę...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07
Niech to zaraza weźmie, ale gniot! Gdybym jeszcze miała jakieś wysokie oczekiwania i książka do nich nie dorosła, ale to nawet nie to - tu nie zdążyłam wyhodować nawet oczekiwań.
Kłopot z "Wegetarianką" polega na tym, że miała być o wszystkim, a zrobiła się o niczym. Najpierw myślałam, że będziemy się mierzyć z problemem autonomii jednostki i prawa do decydowania o sobie, w tym również o tym, co jesz, a czego nie - i fajne wygranie kulturowych wątków, bo w Korei wege nie jest jakoś szczególnie popularne. W tym kluczu bohaterka natychmiast robi się jednak potwornie irytującą, upartą jak osioł i niezrównoważoną histeryczką.
Nagle dochodzą do tego jakieś banały o seksie, których ani nic nie zapowiada, ani nie usprawiedliwia - pojawiają się znikąd i w zasadzie niczego nie wnoszą do historii. Zakończenie, które miało być petardą, pokazuje, że albo autorka bardzo słabo radzi sobie z budowaniem postaci, albo w trakcie pisania trzy razy zmieniała koncepcję, ale nie zadała sobie trudu wygładzenia opowiadania tam, gdzie przestawało mieć sens.
I żeby nie było - lubię zabieg zmiany narratora, opowiadania historii z różnych punktów widzenia, ale niechże to coś wnosi. W tym wypadku dostajemy trzy luźno powiązane ze sobą opowiadania, w których był potencjał na iście Bergmannowskie komplikacje, na psychologiczną głębię, nawet na prowokujące pytania o to, gdzie leży granica między zdrowiem i chorobą psychiczną i co oznacza ona dla bliskich dotkniętego nią człowieka. Szkoda, że na potencjale się skończyło.
Zdecydowanie nie.
Niech to zaraza weźmie, ale gniot! Gdybym jeszcze miała jakieś wysokie oczekiwania i książka do nich nie dorosła, ale to nawet nie to - tu nie zdążyłam wyhodować nawet oczekiwań.
Kłopot z "Wegetarianką" polega na tym, że miała być o wszystkim, a zrobiła się o niczym. Najpierw myślałam, że będziemy się mierzyć z problemem autonomii jednostki i prawa do decydowania o sobie,...
2021-05
Był taki moment, kiedy publikacji o Korei Południowej trzeba było ze świecą szukać - i prawdopodobnie na tej fali powstało to dziełko, które doskonale nadawałoby się na podpałkę.
Wszystko, co znajdziecie w tej książeczce, znajdziecie również na Wiki, z mniejszym śladem węglowym. Niewiele tu wkładu autorki, która zresztą w Korei spędziła raptem kilka tygodni turystycznego wyjazdu. Trochę historii XX wieku, szczypta frazesów o koreańskiej kulturze (tradycyjna, ale powoli się modernizująca, coraz bardziej globalna, przyjazna i inkluzywna, coraz bardziej popularna na Zachodzie), garść przytoczonych badań o tym, jak Korea staje się coraz lepszym miejscem do życia. Oraz, oczywiście, kimchi, nunchi i kpop.
Światełko ostrzegawcze powinno mi się zapalić, kiedy zamiast zdjęć oberwałam parszywie wykadrowanymi zdjęciami (ktoś to obrobił w ogóle, czy drukował z worda?), z adnotacją autorki, że więcej na stronie www wydawnictwa (tu adres). Powinnam się zawahać, kiedy przeczytałam, że "Parasite" zdobył Złotego Globa i natknęłam się na jeszcze kilka takich uroczych językowych perełek. Powinnam rzucić tę książkę w cholerę, kiedy autorka weszła na temat bujdy o nazwie soloślubów, nie cytując przy tym ŻADNEGO źródła.
Dobrnęłam do końca. Wy naprawdę nie musicie.
Był taki moment, kiedy publikacji o Korei Południowej trzeba było ze świecą szukać - i prawdopodobnie na tej fali powstało to dziełko, które doskonale nadawałoby się na podpałkę.
Wszystko, co znajdziecie w tej książeczce, znajdziecie również na Wiki, z mniejszym śladem węglowym. Niewiele tu wkładu autorki, która zresztą w Korei spędziła raptem kilka tygodni turystycznego...
2021-04
Dobra, dobra, pomyślałam sobie, przeczytawszy reklamowy sloganik, załóżmy się, że mojego myślenia o mojej mamie nie zmieni byle książka.
Po dwóch miesiącach od lektury nadal nie wiem, co o niej napisać.
Ale zadzwoniłam wreszcie do mojej mamy.
Dobra, dobra, pomyślałam sobie, przeczytawszy reklamowy sloganik, załóżmy się, że mojego myślenia o mojej mamie nie zmieni byle książka.
Po dwóch miesiącach od lektury nadal nie wiem, co o niej napisać.
Ale zadzwoniłam wreszcie do mojej mamy.
2021-04
Bez dwóch dań: cholernie imponuje mi akcja promocyjna, jakąś Mando rozkręciło wokół powieści przyzwoitej, ale nie jakoś szczególnie wyróżniającej się. Marketing pierwsza klasa, popatrzcie tylko na opinie tutaj. Nie wiem, jak inaczej je tłumaczyć, bo chyba średnia wrażliwość czytelników - czytelniczek! - w Polsce nie jest aż tak niska?
"Kim Jiyoung. Urodzona w 1982" roku mieni się powieścią, która wywołała feministyczną burzę i szereg dyskusji nie tylko w Korei, żyjącej ponoć swoimi dawnymi, mocno konfucjańskimi/patriarchalnymi tradycjami, ale i na całym cywilizowanym świecie.
Niech będzie, że Kim Jiyoung to nie bohaterka w stylu islamskich żon skandalizujących orientalnych powieścidełek. Niech będzie, że opisywanie mniej lub bardziej subtelnych przejawów dyskryminacji jako czegoś oczywistego tak, aby tym bardziej uwypuklić ich absurd, to już artystyczne oczko wyżej niż zwykłe frazesy o kobietach walczących o niezależność od mężów, ojców, braci, szefów i tak dalej.
Ale to wszystko już było. Dlatego trochę mnie mierzi, że dość przeciętne powieścidełko reklamowane jest jako feministyczny manifest. Nie wiem, może w Korei jeszcze tak, ale w historii Kim Jiyoung odbija się kawałek historii każdej z nas, w dodatku tak wygładzony i tak zwyczajny, że aż by się chciało nazwać Kim Jiyoung szczęściarą i zamiast nad feminizmem zastanowić się nad memowymi problemami ludzi pierwszego świata.
Piękny motyw "choroby" otwierającej powieść miał kapitalny potencjał, zamknięcie jest mocne - ale środek zostawia mi mocny niedosyt. Akurat "Kim Jiyoung..." kupiłam w tym samym czasie, co "O tym się nie mówi" i prawdę mówiąc czuję się dość zażenowana, że łatką feminizmu opatrzono i kopiący w pysk, diablo szczery i boleśnie trafny zbiór esejów, jak i takie sobie czytadełko.
Przy okazji - zauważcie, że książka jest tłumaczona z angielskiego, nie z koreańskiego. Myślę, że to nieźle pokazuje głód literatury koreańskiej w Polsce. Dawajcie, Mando, nie przemielona pop-papka, tylko coś bardziej z charakterem!
Edit: sprawdziłam, co wydaje Mando. Nie popełnijcie mojego błędu za wysokich oczekiwań, ulokowanych pod złym adresem =='.
Bez dwóch dań: cholernie imponuje mi akcja promocyjna, jakąś Mando rozkręciło wokół powieści przyzwoitej, ale nie jakoś szczególnie wyróżniającej się. Marketing pierwsza klasa, popatrzcie tylko na opinie tutaj. Nie wiem, jak inaczej je tłumaczyć, bo chyba średnia wrażliwość czytelników - czytelniczek! - w Polsce nie jest aż tak niska?
"Kim Jiyoung. Urodzona w 1982" roku...
2021-04
Mam wielki szacunek do wydawnictwa Dialog, które wydawało literaturę koreańską, zanim to było modne. W kontekście czytelniczej posuchy sprzed dekady aż niezręcznie jest się czepiać - tylko że po tych dziesięciu latach ciężko jest ocenić pozytywnie tomik wydany bez wstępu, bez wprowadzenia, bez przypisów i przetłumaczony nieszczególnie olśniewającą polszczyzną.
Moja wiedza o kulturze koreańskiej jest żadna i czuję po prostu, że w najgorszych wypadkach kosztowało mnie to połowę przyjemności z wyłapywania niuansów i znaczeń przemyconych między wierszami. Miło byłoby też mieć kontekst historyczny, bo jak inaczej zrozumieć rozterki, dajmy na to, bohaterów "Kawiarni 'Miodowej'"?
Od całości zbioru odbija mocno na plus ostatnie opowiadanie, "Hwang Dzini" - cudownie poetycki język nasuwa skojarzenie z symbolistami, chociaż jest to obraz kulturowo mocno odległy. I znowu - jakże by się przydała do tego dobra analiza, omówienie, wstęp...
Mam wielki szacunek do wydawnictwa Dialog, które wydawało literaturę koreańską, zanim to było modne. W kontekście czytelniczej posuchy sprzed dekady aż niezręcznie jest się czepiać - tylko że po tych dziesięciu latach ciężko jest ocenić pozytywnie tomik wydany bez wstępu, bez wprowadzenia, bez przypisów i przetłumaczony nieszczególnie olśniewającą polszczyzną.
Moja wiedza...
2021-03
"Filiżanka kawy" okazała się zaskakująco dobrym uzupełnieniem wątków, które dało się zauważyć w "Komungo": to kobiece opowiadania o kobietach w społeczeństwie, które jak na moje standardy jest raczej mało przyjazne.
Tytułowa "Filiżanka kawy" to ładne opowiadanie o kobiecej niezależności (Ibsen by docenił), które przypomina mi trochę "Rozmyślania w podróży" z "Komungo"; z kolei "Demon z Zachodu" i "Przed ślubem" ciekawie prezentują zachodnią koncepcję miłości w zderzeniu z tradycyjnym społeczeństwem, gdzie miłość nie musiała mieć nic wspólnego ze ślubem.
"Spaść ze świecznika" jest dla mnie jak ciekawy obraz męża uświadamiającego sobie siłę i niezależność wiecznie zdradzanej żony.
Potem robi się jakby trochę gorzej: dla kogoś, kto jak ja nie ma pojęcia o Korei, "Szalony muzyk" operuje nie do końca czytelną wrażliwością, nieco łatwiej jest ze "Szczęściem", wykorzystującym kontrast tradycyjnego pogrzebu widzianego oczami nowoczesnego pokolenia młodych Koreańczyków. Natomiast "W bezksiężycową noc" i "Przyjaciel od czekoladek" to dokładnie ten typ opowiadań, które normalnie omijam szerokim łukiem.
Dlatego dla mnie ten zbiorek jest trochę nierówny, obok literackich perełek są tam rzeczy, na które normalnie szkoda by mi było czasu. Nie mam szans na krytyczne wydanie z komentarzem, prawda...?
"Filiżanka kawy" okazała się zaskakująco dobrym uzupełnieniem wątków, które dało się zauważyć w "Komungo": to kobiece opowiadania o kobietach w społeczeństwie, które jak na moje standardy jest raczej mało przyjazne.
Tytułowa "Filiżanka kawy" to ładne opowiadanie o kobiecej niezależności (Ibsen by docenił), które przypomina mi trochę "Rozmyślania w podróży" z...
2021-03
Do Han Malsuk przymierzałam się od przeszło dekady, ale dopiero teraz, kiedy Dialog zaczął robić dodruki dalekowschodnich pozycji, zdecydowałam się nadrobić te młodzieńcze braki.
Postawcie się teraz w moim położeniu: moją wiedzę o Korei można spisać na pudełku zapałek. Opowiadania w tym tomie nie mają nawet podanego roku powstania, więc umieszczenie ich w jakimś kontekście to dla mnie nie lada wyzwanie. Przekład, delikatniej mówiąc, nie dostaje do jakości tekstu. Wydanie jest tak sobie atrakcyjne.
A jednak... jednak...
"Powódź" średnio się nadaje na "opener", nie lubię takich opowieści o miłości jadących po metaforach walki z przeciwnościami losu. Żeby zaskoczyć, o co chodzi w "Bez złudzeń", musiałam odrobić lekcję z historii Korei w ostatnich stu latach - ale przydało się przy rewelacyjnej "Bliźnie".
"Stara kobieta i kot" to już jakiś obraz osławionej postaci teściowej, teraz pozbawionej mocy, odsuniętej na boczny tor, nieprzystającej do realiów nowoczesnego życia - opowiadanie znajduje zresztą ładne dopełnienie w "To nie do zniesienia" i w "Rozmyślaniach z podróży".
Ale bezsprzecznie najpiękniejsze opowiadanie tego zbiorku to tytułowe "Komungo", poetyckie, subtelne i urzekająco dekadenckie.
Jakby tak wydanie drugie, poprawione, z krytycznym komentarzem i wstępem...?
Do Han Malsuk przymierzałam się od przeszło dekady, ale dopiero teraz, kiedy Dialog zaczął robić dodruki dalekowschodnich pozycji, zdecydowałam się nadrobić te młodzieńcze braki.
Postawcie się teraz w moim położeniu: moją wiedzę o Korei można spisać na pudełku zapałek. Opowiadania w tym tomie nie mają nawet podanego roku powstania, więc umieszczenie ich w jakimś...
Ciekawe doświadczenie - kompletnie inna wrażliwość, tropy stylistyczne i tematyka.
Ciekawe doświadczenie - kompletnie inna wrażliwość, tropy stylistyczne i tematyka.
Pokaż mimo toKoreańska klasyka, warta uwagi chociażby z powodu pięknej historii miłosnej i osławionej, legendarnej wręcz wierności Czhun-hiang.
Koreańska klasyka, warta uwagi chociażby z powodu pięknej historii miłosnej i osławionej, legendarnej wręcz wierności Czhun-hiang.
Pokaż mimo to
Nie do końca rozumiałam zachwyty nad "Kim Jiyoung urodzona w 1982" - z punktu widzenia zachodniego feminizmu mało odkrywczą i raczej banalną. Sceptycznie podchodziłam również do "Panna Kim wie", tymczasem czekało mnie przyjemne zaskoczenie.
Krótkie opowiadania składające się na ten zbiór to przede wszystkim opowiadania o wewnętrznej wolności - wyzwalania się spod wpływu mężczyzn uwikłanych w swoje ograniczenia i krzywdzące wzorce męskości, spod wpływu ograniczającej tradycji. To proste, ale zaskakująco krzepiące historie o odkrywaniu wolności i odwadze, aby z niej korzystać. Historie o zwycięstwach i o tym, jak ich nie zaprzepaścić, a wykorzystać.
Chyba najbardziej urzekła mnie opowieść o zorzy polarnej, która budzi wiarę w to, że marzenia można realizować w każdym wieku, a przyjaźń znaleźć tam, gdzie - zgodnie z tradycją - najtrudniej byłoby jej szukać.
Przyjemne czytadło, zgrabnie napisane i - jak na tłumaczenie z angielskiego - całkiem nieźle brzmiące po polsku.
Nie do końca rozumiałam zachwyty nad "Kim Jiyoung urodzona w 1982" - z punktu widzenia zachodniego feminizmu mało odkrywczą i raczej banalną. Sceptycznie podchodziłam również do "Panna Kim wie", tymczasem czekało mnie przyjemne zaskoczenie.
więcej Pokaż mimo toKrótkie opowiadania składające się na ten zbiór to przede wszystkim opowiadania o wewnętrznej wolności - wyzwalania się spod wpływu...