-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński1
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać315
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
Mocny, elektryzujący thriller Karen Dionne aż kipi od wrażeń i emocjonalnego przekazu. Barwne opisy przyrody, silnie zarysowane charaktery (postać ojca Helen jest na swój sposób niesamowita) i dramat, który rozegrał się gdzieś w środku głuszy. Wydarzenia z chaty poznajemy z urywanych wspomnień dorosłej już Heleny, która w pewnym momencie po raz pierwszy sprzeciwia się ojcu i ucieka z mokradeł. To jednak nie będzie koniec historii i Helenę czeka jeszcze konfrontacja z przeszłością. Autorka, trochę na kształt baśni Córka króla moczarów Hansa Christiana Andersena, którą to baśń często przytacza — stworzyła niezwykłą opowieść o ojcu i córce, o survivalowym dorastaniu, o sile autorytetu, złożonej miłości, a przede wszystkim o nietypowej próbie odnalezienia szczęścia, gdzie zło miesza się z dobrem, a wiele spraw wymyka poprawnemu wartościowaniu.
Mocny, elektryzujący thriller Karen Dionne aż kipi od wrażeń i emocjonalnego przekazu. Barwne opisy przyrody, silnie zarysowane charaktery (postać ojca Helen jest na swój sposób niesamowita) i dramat, który rozegrał się gdzieś w środku głuszy. Wydarzenia z chaty poznajemy z urywanych wspomnień dorosłej już Heleny, która w pewnym momencie po raz pierwszy sprzeciwia się ojcu...
więcej mniej Pokaż mimo to
Niebywały pomysł umieścić akcję powieści na... cmentarzu, i choć jest to historia trochę o duchach, trochę o żywych, z uwzględnieniem naprawdę mrocznych akcentów, to żaden z niej horror. Ale przecież mówimy o Neilu Gaimanie, tak dobrze znanym z plątania się w świat fantasy. Dlatego w Księdze cmentarnej nie brakuje wymiany elementów rzeczywistych z magicznymi, śmiertelnej powagi z irracjonalnym dowcipem, a nawet groteską. To również ciekawy przykład czarnej komedii.
więcej: https://przestrzenie-tekstu.blogspot.com/2017/11/ksiega-cmentarna.html
Niebywały pomysł umieścić akcję powieści na... cmentarzu, i choć jest to historia trochę o duchach, trochę o żywych, z uwzględnieniem naprawdę mrocznych akcentów, to żaden z niej horror. Ale przecież mówimy o Neilu Gaimanie, tak dobrze znanym z plątania się w świat fantasy. Dlatego w Księdze cmentarnej nie brakuje wymiany elementów rzeczywistych z magicznymi, śmiertelnej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Sharon Bolton udowadnia, że potrafi chwytać się wielu różnych motywów, ale jeszcze nigdy nie zgromadziła takiej ich ilości w jednej książce. Mamy tu istny miszmasz. Armia zakonnic, skorumpowana policja, tajemnica z przeszłości, nielegalny handel organami, Cyganie. Oczywiście wszystko trzyma się kupy i żaden wątek nie pozostaje bez wyjaśnienia. A jednak nawet teraz nie wiem, co myśleć o najnowszej książce Sharon Bolton. To całkiem dobry thriller, który można połknąć w błyskawicznym tempie (jeśli ma się na to czas). Nie wlecze się i nie dłuży, a do tego gwarantuje zgrabne (może trochę za bardzo zgrabne ) rozwiązania.
Niestety wydaje mi się, że Bolton pierwszy raz podeszła do sprawy bardzo pobieżnie. Wiele, zwłaszcza tych szczególnie intrygujących wątków nie zostało nawet rozwiniętych (sytuacja sprowadzanych ludzi, warunki, w jakich byli przetrzymywani, za szybko porzucony motyw z balonem, mało informacji o życiu rodziny Faa). Autorka skupiła się na wartkiej akcji oraz na pokrętnych koncepcjach i pisarskich sztuczkach, z którymi, jako niewątpliwa mistrzyni suspensu, tym razem trochę przesadziła.
więcej: https://przestrzenie-tekstu.blogspot.com/2017/11/juz-jestes-martwa.html
Sharon Bolton udowadnia, że potrafi chwytać się wielu różnych motywów, ale jeszcze nigdy nie zgromadziła takiej ich ilości w jednej książce. Mamy tu istny miszmasz. Armia zakonnic, skorumpowana policja, tajemnica z przeszłości, nielegalny handel organami, Cyganie. Oczywiście wszystko trzyma się kupy i żaden wątek nie pozostaje bez wyjaśnienia. A jednak nawet teraz nie wiem,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zmieścić w niecałych dwustu stronach historię jednego człowieka, którego życie bynajmniej nie było szczególne, i zrobić to w tak cichy, ujmujący sposób, jak ciche i ujmujące było życie Andreasa Eggera. Wpleść w nie historię cywilizacyjnego postępu, wojnę, krótką historię wielkiej miłości, trzy na krzyż dialogi, tak mocne, że rozchodzą się po kościach, a równocześnie wcale nie cudować, nie udziwniać treści, nie porywać się na wielkie przemyślenia (które i tak dzieją się między wierszami) — na to wszystko potrzeba czegoś więcej niż pisarskiego talentu lub dobrego pomysłu. Potrzeba wrażliwości. Robert Seethaler zdobył się na literacką prostotę i minimalizm, by mówić o rzeczach trudnych i wielkich. Zdecydował postawić na bezpretensjonalność. Nie uczynił ze swojego bohatera nikogo ponad tym, kim był. To człowiek, który na koniec swojego życia potrafił ująć je jednym spojrzeniem. Nie dlatego, że było przeciętne i mało urozmaicone. Ale głównie dlatego, że spędził je tak jak czuł, a może raczej tak jak umiał. Nie potrzebował mierzyć wysoko — wystarczyły mu wyprawy w góry. Nie szukał wielkiej miłości, więc gdy pojawiła się po raz pierwszy, uczynił z niej tą jedyną. Pod koniec swojego życia złapał się na tym, że sam nie wie, czego jeszcze mógłby chcieć, dokąd jechać, co zobaczyć, skoro wszystko już miał. To porusza. Mimowolnie. Nawet jeśli niewiele tam radości, to z całej książki przebijają się przeczucie optymizmu i wielka życiowa mądrość.
więcej: https://przestrzenie-tekstu.blogspot.com/2017/10/cae-zycie.html
Zmieścić w niecałych dwustu stronach historię jednego człowieka, którego życie bynajmniej nie było szczególne, i zrobić to w tak cichy, ujmujący sposób, jak ciche i ujmujące było życie Andreasa Eggera. Wpleść w nie historię cywilizacyjnego postępu, wojnę, krótką historię wielkiej miłości, trzy na krzyż dialogi, tak mocne, że rozchodzą się po kościach, a równocześnie wcale...
więcej mniej Pokaż mimo toNazwałabym to poezją spalin. Zaworów, błotników i przegrzanej gumy. Niebywała umiejętność literackiego opisu i duchowego chwytania bardzo fizycznego świata. Świata dróg i przydroży. Andrzej Stasiuk znów wraca do nas ze swoją prozą podróżną, która przylgnęła mi do niego na stałe. Ta z Fado i ta z Jadąc do Babadag. Ta z Dziennika pisanego później. I teraz cała ta proza podróżna, cały ten Stasiuk zmieścił się w tej żółtej książce. Zmieścił swoje nazwy miast, których nie powtórzę z pamięci, zmieścił swoją podróżną chemię, która wytwarza się w głowie z każdym przejechanym kilometrem. Najlepiej w głąb i w pustkę. W niewiadome, bo tam najciekawiej i tylko tam można spotkać prawdziwych ludzi. Tylko tam można sobie opowiadać trochę błazeńsko o czymś, co wydarzyło się gdzieś na granicy snu i jawy. Jedziesz z tym Stasiukiem jego starym autem i zatracasz dotychczasowe kontury. Na Wschodzie wszystko jest wyraźniejsze, ale gorączkowość stasiukowego opisu może Cię zmylić. Przez moment poczujesz się jak w delirium.
Nazwałabym to poezją spalin. Zaworów, błotników i przegrzanej gumy. Niebywała umiejętność literackiego opisu i duchowego chwytania bardzo fizycznego świata. Świata dróg i przydroży. Andrzej Stasiuk znów wraca do nas ze swoją prozą podróżną, która przylgnęła mi do niego na stałe. Ta z Fado i ta z Jadąc do Babadag. Ta z Dziennika pisanego później. I teraz cała ta proza...
więcej mniej Pokaż mimo toJeszcze nie tak dawno Ilona Wiśniewska pisała do nas z zimnego Spitsbergenu (Białe. Zimna wyspa Spitsbergen), a teraz pisze z Norwegii. A my znowu wchodzimy w ten zimowy świat z kobietą, która nie boi się odmrożonych palców i przypalonego mięsa renifera. Tyle że tym razem nie wiemy, czego boi się Wiśniewska. W odróżnieniu od Białego, Hen nie jest opowieścią o niej. Ona tylko zachodzi na kawę, wita się i żegna na zawsze z Saamami, słucha joików i zamyka usta, dając przemówić rdzennym mieszkańcom. Tym czekającym na swoje dzieci, które nigdy tutaj nie wrócą. Tym, którzy nie chcieli być znorwegizowani. Którzy uleczają, mówiąc do krwi. Miejsca, gdzie jeszcze kiedyś wierzyło się w magię, a nie wierzyło w Boga, gdzie nie joikuje się w kościele, bo joikowanie to był w końcu rytuał szamański. Piękny, wymierający folklor surowej Północy. Tak cudownie wywleczony na wierzch, tak bardzo przez Wiśniewską zrozumiany.
Jeszcze nie tak dawno Ilona Wiśniewska pisała do nas z zimnego Spitsbergenu (Białe. Zimna wyspa Spitsbergen), a teraz pisze z Norwegii. A my znowu wchodzimy w ten zimowy świat z kobietą, która nie boi się odmrożonych palców i przypalonego mięsa renifera. Tyle że tym razem nie wiemy, czego boi się Wiśniewska. W odróżnieniu od Białego, Hen nie jest opowieścią o niej. Ona...
więcej mniej Pokaż mimo toUrocza, choć naiwnie prosta. Z niesamowitymi ilustracjami, które wypełniają całe kartki! Raczej dla młodszych dzieci, bo cała rymowana, ale nawet ja nie mogłam oderwać wzroku od sowich oczu, od ciemnych drzew. Jesienny, nieco mroczny leśny klimat i te olbrzymie zwierzęta, przypominające trochę powklejane wycinanki. Autorką książeczki jest fińska ilustratorka Réka Király, która w dość nieskomplikowany sposób stara się wytłumaczyć małemu odbiorcy, czym jest JUTRO. Bo czy jest to dla dziecka takie oczywiste?
Urocza, choć naiwnie prosta. Z niesamowitymi ilustracjami, które wypełniają całe kartki! Raczej dla młodszych dzieci, bo cała rymowana, ale nawet ja nie mogłam oderwać wzroku od sowich oczu, od ciemnych drzew. Jesienny, nieco mroczny leśny klimat i te olbrzymie zwierzęta, przypominające trochę powklejane wycinanki. Autorką książeczki jest fińska ilustratorka Réka Király,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Piekara stworzył niesamowicie udany zbiór opowiadań, a w nim bardzo pozytywną postać. To Arivald łączy wszystkie teksty w całość, zaś każdy z nich jest na tyle odmienny, ale i na tyle jednolity, że ani się przy nim nudzić, ani ubolewać, że któryś lepszy od drugiego. Wszystkie teksty utrzymują podobny poziom i Ani słowa prawdy czyta się jak równą powieść fantasy.
Cokolwiek mówiono ostatnio o Jacku Piekarze, wymazuję sobie z głowy Arivaldem.
Piekara stworzył niesamowicie udany zbiór opowiadań, a w nim bardzo pozytywną postać. To Arivald łączy wszystkie teksty w całość, zaś każdy z nich jest na tyle odmienny, ale i na tyle jednolity, że ani się przy nim nudzić, ani ubolewać, że któryś lepszy od drugiego. Wszystkie teksty utrzymują podobny poziom i Ani słowa prawdy czyta się jak równą powieść fantasy.
Cokolwiek...
Wystarcza prolog. Jak przeczytasz prolog będziesz już w środku. Jakbyś od dawna wiedział, o co chodzi. Jakby ta książka była swojego rodzaju déjà vu. A Ty tylko przeglądasz łapczywie strony, bo też na niego polujesz. Polujesz na Cordovę, reżysera W nocy wszystkie ptaki są czarne. Będziesz miał wyraźne przekonanie, że oglądałeś któryś z jego filmów. Że uczestniczyłeś w podziemnym seansie grozy i potem nie mogłeś w nocy spać. Stanislas Cordova wkroczy w Twoje życie jak cień. Będziesz szukał jego filmografii w starych pudłach z kasetami VHS, będziesz przypominał sobie nieistniejące kadry. Chociaż wiesz, że wszystko to fikcja, nie dasz tego po sobie poznać. Takie oddziaływanie ma ta książka! Uwierzysz jej, bo to coś więcej niż wytwór literackiej wyobraźni. To moment, w którym odwracasz głowę, bo czujesz, że ktoś za Tobą stoi. To spojrzenie, którego odbicie widziałeś w witrynie sklepowej. Muśnięcie płaszcza nieznajomego w zatłoczonym metrze. Oddech na szyi. Scenariusz filmu, w którym już kiedyś grałeś. Pamiętasz?
więcej: http://przestrzenie-tekstu.blogspot.com/2016/12/nocny-film_21.html
Wystarcza prolog. Jak przeczytasz prolog będziesz już w środku. Jakbyś od dawna wiedział, o co chodzi. Jakby ta książka była swojego rodzaju déjà vu. A Ty tylko przeglądasz łapczywie strony, bo też na niego polujesz. Polujesz na Cordovę, reżysera W nocy wszystkie ptaki są czarne. Będziesz miał wyraźne przekonanie, że oglądałeś któryś z jego filmów. Że uczestniczyłeś w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Makabryczna bajka, a może komiks grozy? Z pewnością to osobliwe wydanie opowiadań Edgara Allana Poe'go w wersji ilustrowanej nie zostało przeznaczone dla niewinnego, dziecięcego oka. Mamy tu śmierć i szaleństwo. Mamy zarazę, zło w czystej postaci i niewyjaśnioną grozę. Nie tylko treść ma prawo budzić w czytelniku przestrach i niepokój. Ilustracje, których autorem jest Gris Grimly przerażają! Wnoszą nastrój iście grobowy. Lęk bije z kanciastych, ostrych krawędzi, upiornych postaci, które za sprawą swojego dynamizmu wydają się za moment wypełznąć z kartki! Powykrzywiane w złości twarze, zmarszczki szaleństwa, usta wysadzane pożółkłymi zębami — zastygłe w krzyku. To straszy. To wywołuje porządne ciarki na plecach! Obraz perfekcyjnie dostosowany do treści. Treść zgrabnie skrojona do obrazu. Wszystko leży jak ulał.
więcej: http://przestrzenie-tekstu.blogspot.com/2016/12/opowiesci-tajemnicze-i-szalone.html
Makabryczna bajka, a może komiks grozy? Z pewnością to osobliwe wydanie opowiadań Edgara Allana Poe'go w wersji ilustrowanej nie zostało przeznaczone dla niewinnego, dziecięcego oka. Mamy tu śmierć i szaleństwo. Mamy zarazę, zło w czystej postaci i niewyjaśnioną grozę. Nie tylko treść ma prawo budzić w czytelniku przestrach i niepokój. Ilustracje, których autorem jest Gris...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zanieczyszczone powietrze? Codzienność. Metody stosowane w Monarze — temat narkomanii dawno wyszedł z mody. Nic nowego. O tym się już gdzieś słyszało i czytało — i to wiele lat temu. I takie trochę są te reportaże autora. Z wierzchu przeterminowane jak tochmanowe Bóg zapłać. Ale w środek szybko się wsiąka. Myślę, że Olszewski zaczął bardzo dobrze, inaczej; spokojnie, chociaż z grubej rury. Sprawy z naszego podwórka, do tego duże tematyczne urozmaicenie. Styl Olszewskiego nie jest agresywny; autor nie rzuca w nas drastycznymi faktami. Mocne słowa gubią się między stonowanym, płynnym głosem reportera, który nie ocenia. Nie słychać krzyku, jaki dudnił u Kopińskiej, choć i ona zachowała odpowiednio zimną krew. Rozdziały nie kończą się z rozmachem, nie wbijają w w fotel, nie przyspieszają tętna. Bo i nie muszą.
więcej: http://przestrzenie-tekstu.blogspot.com/2016/10/najlepsze-buty-na-swiecie.html
Zanieczyszczone powietrze? Codzienność. Metody stosowane w Monarze — temat narkomanii dawno wyszedł z mody. Nic nowego. O tym się już gdzieś słyszało i czytało — i to wiele lat temu. I takie trochę są te reportaże autora. Z wierzchu przeterminowane jak tochmanowe Bóg zapłać. Ale w środek szybko się wsiąka. Myślę, że Olszewski zaczął bardzo dobrze, inaczej; spokojnie,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wielka Wojna Dwustuletnia. Najpierw pokonano Głód. Później pokonano Miłość. Zorganizowano nas w numery, w pokoje o przezroczystych ścianach, zamknięto w Godzinach Osobistych, kiedy to możemy zbliżać się do innych, ale nie za blisko. Zresztą, tego "za blisko" już dawno nie ma. Nie odczuwamy miłości. "Pomyśleć tylko: tutaj ludzie kochali tak po prostu (...) Jak można było tak niedorzecznie, nieopatrznie tracić energię". Dlatego, jeśli jakaś emocja przeszywa nasze życie, nie umiemy sobie z nią poradzić. Pracujemy w imię Dobroczyńcy, w imię Państwa, budujemy Integral, myślimy jednomyślnie w Dzień Jednomyślności. Naszym obowiązkiem jest zdrowie. Nawiązujemy płytkie relacje, które sprawiają, że w momencie dysonansu nie wiemy jak się zachować. Zresztą, nie wpadamy w dysonanse i nie okazujemy emocji. Ale jeśli ktoś spytałby nas o szczęście, prawdopodobnie nie odpowiemy. "U nas także nie podano jeszcze absolutnie dokładnego rozwiązania kwestii szczęścia".
więcej: http://przestrzenie-tekstu.blogspot.com/2016/08/my.html
Wielka Wojna Dwustuletnia. Najpierw pokonano Głód. Później pokonano Miłość. Zorganizowano nas w numery, w pokoje o przezroczystych ścianach, zamknięto w Godzinach Osobistych, kiedy to możemy zbliżać się do innych, ale nie za blisko. Zresztą, tego "za blisko" już dawno nie ma. Nie odczuwamy miłości. "Pomyśleć tylko: tutaj ludzie kochali tak po prostu (...) Jak można było tak...
więcej mniej Pokaż mimo to
Powieść Petry Soukupovej to niezwykły zapis trudnych rodzinnych relacji oraz osobistych utrapień bohaterów (głownie bohaterek; raczej nie poznajemy odczuć obecnych tam mężczyzn). A niezwykły również pod kątem formy. Dialogi ukryte w strumieniu zdań. Myśli przeplatające się z rozmowami. Wrażenie, że intencje i uczucia są niemal na wierzchu, albo przeciwnie — totalnie schowane czają się na czubkach języków, na koniuszkach palców w najmniej spodziewanym geście. A wszystko takie autentyczne, znajome. Oczekuje się tylko jakiejś ważnej puenty, która nie przychodzi. Rozczula kot w ramionach ojca, nocna wędrówka Oliny, miłość, której nie widać, bo Soukupová szepcze nam cichą prawdę — miłością też można się zmęczyć.
więcej: https://przestrzenie-tekstu.blogspot.com/2018/02/pod-sniegiem.html
Powieść Petry Soukupovej to niezwykły zapis trudnych rodzinnych relacji oraz osobistych utrapień bohaterów (głownie bohaterek; raczej nie poznajemy odczuć obecnych tam mężczyzn). A niezwykły również pod kątem formy. Dialogi ukryte w strumieniu zdań. Myśli przeplatające się z rozmowami. Wrażenie, że intencje i uczucia są niemal na wierzchu, albo przeciwnie — totalnie...
więcej Pokaż mimo to