-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel16
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2014-02-18
2017-10-15
Nareszcie w moich łapkach wylądował czternasty tomik „Ataku Tytanów”. Dni rozpaczy i oczekiwania w końcu się skończyły! Nawet nie wiecie, jak skakałam z radości, otwierając paczkę, kolejne dwie części, którymi mogę się rozkoszować. Później będę pewnie zaś opłakiwać… na, ale na razie się cieszcie razem ze mną! Resztą będę się później martwić. Tytani, to całkiem inna bajka, jak już pewnie wiecie z poprzednich recenzji, przy tym tytule nie mam żadnych obaw. Zwyczajnie cieszę się lekturą i wykreowanym światem. Całkowicie zbzikowałam na ich punkcie i mam nadzieję, że ta dziwaczna obsesja jeszcze trochę potrwa…
W świetle ostatnich okoliczności, Erwin decyduje się do przeprowadzenia ryzykownego planu. Zapoczątkował pucz w celu obalenia władzy… poszukuje wsparcia u innych dowódców. Czy jest w stanie znaleźć sojuszników, przedstawiając swój ryzykowny plan opierający się tylko na domysłach?
Na rozkaz samego króla pierwsza kompania żandarmerii podejmuje próbę porwania Erena i Christy, a raczej Historii. Zwiadowcy są jednak przygotowani na taką ewentualność, mają plan i z pomocą kupców, z kompanii handlowej Reevsów, usiłują przechytrzyć wroga. Wszystko idzie zgodnie z planem, do czasu, gdy…
Sytuacja jednak się komplikuje, a do akcji wkracza nowy, wyjątkowo niebezpieczny osobnik…
I tylko jedna osoba jest w stanie się z nim mierzyć…
Po raz kolejny dostałam to, czego oczekiwałam. Była akcja, intryga, krew, brutalność… wszystko to, czego w Tytanach raczej nie może zabraknąć. Podoba mi się ten sposób pchania fabuły do przodu, choć zabieg z porywaniem Erena jest już przeprowadzany trzeci raz. Biedne chłopaczysko ma przesrany żywot. Z każdej strony dybią na jego życie i nie chcą mu odpuścić. Jednak gwiazdą tego tomiku to on nie jest. Te zaszczytne miejsce przypadło nie komu innemu jak naszemu kapitanowi, ale o tym trochę później wspomnę. Powracając do głównego tematu, mogę spokojnie stwierdzić, że to jeden z najlepszych tomików, a nie wróć, każdy z nich jest doskonały!
„Taa, spodziewałem się, że powiesz coś w tym stylu. W sumie nic dziwnego… nagle każą ci zostać najbardziej wpływowym człowiekiem na świecie. Mało kto na twoim miejscy byłby wystarczająco opanowany, by po prostu się na to zgodzić. Ale wiesz co? Szczerze mówiąc, gówno mnie to obchodzi. Masz to zrobić i koniec.”
Kapitan Levi – oschły, zimny, wiecznie zirytowany, bezwzględny. Maszyna do zabijania i to nie tylko tytanów… tortury? Jaki problem, zawsze i wszędzie. I kto by pomyślał, że ma też drugą stronę swego oblicza. Nie na każdego rzuca się z pięściami. Nie wspominając już o jego wyczynach — taktyka, strategia, przetrwanie, przebiegłość, trójwymiarowy manewr opanowany do perfekcji w każdych warunkach, zawsze trzeźwo myśli i ocenia sytuację. I tak można wymieniać jego zalety bez końca. Ewidentnie jest inny niż reszta, ale jego inność jest jego wielką zaletą. Może i niektóre rzeczy wymusza za pomocą siły, ale nie dojść, że robi to niezwykle skutecznie, to jeszcze potrafi uzasadnić dlaczego właśnie w ten sposób. Jednym słowem, chodzący ideał. Trochę straszny, ale cóż na to poradzić.
I jak tu nie kochać tego tytułu, kiedy w jednym momencie pękasz ze śmiechu, bo patrzysz na kadr i wiesz, że to nie może skończyć się dobrze… by zaraz potem został wylany na ciebie kubeł zimnej wody. Nie, żebym narzekała, ale tyle emocji, co mam podczas lektury tego tytułu, nie dostarcza mi nawet żadna najobszerniejsza książka. A sytuacja z minuty na minutę się komplikuje. Ta manga doprowadzi mnie kiedyś do porządnego zawału! Ale przynajmniej zejdę z tego świata z uśmiechem na twarzy. Pewnie w tym momencie próbujecie zdiagnozować mi jakąś chorobę psychiczną, spokojnie jestem w zupełności zdrowa na umyśle, ja tylko stwierdzam, jak wyglądają fakty.
Wiem jedno, zabawa dopiero się rozpoczyna. Ta część to dopiero przedsmak tego, co nas czeka. Nie oszukujmy się, pojawia się wiele informacji, no i ten nowy osobnik – to starcie będzie epickie, zresztą już było. A genialna kreska Hajime Isayamy, świetnie odwzorowuje, całą tę dynamikę tego, co dzieje się na tych niecałych dwustu stronach. Wielbię za ten pomysł, za to uniwersum i za całokształt. Choć wciąż pozostaje wiele niewiadomych, nawet jeśli chodzi o płeć niektórych bohaterów (na przykład Hange, wciąż w stu procentach nie mogę stwierdzić, czy to kobieta, czy facet…), to wiem, że to zostanie mi zrekompensowane w postaci genialnie przeprowadzonej fabuły. Jestem tylko ciekawa, czy te wszystkie pojawiające się plotki to prawda, ale tym będę martwić się później…
Moja ocena: 10/10
Nareszcie w moich łapkach wylądował czternasty tomik „Ataku Tytanów”. Dni rozpaczy i oczekiwania w końcu się skończyły! Nawet nie wiecie, jak skakałam z radości, otwierając paczkę, kolejne dwie części, którymi mogę się rozkoszować. Później będę pewnie zaś opłakiwać… na, ale na razie się cieszcie razem ze mną! Resztą będę się później martwić. Tytani, to całkiem inna bajka,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-02-12
„Chłopak, który bał się być sam” to książka, która intrygowała mnie już od momentu, kiedy pojawiła się w katalogu. Sam opis mówił, że będzie to jedna z tych mocniejszych historii. Liczyłam na bardzo duże emocje, choć tak naprawdę nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Temat historii jest bardzo trudny i w łatwy sposób można było zepsuć całą powieść, wystarczył tylko jeden nieostrożny ruch, by przekroczyć cienką granicę. Zachęcona opiniami czytelników, sięgnęłam po lekturę szybciej, niż miałam to w planach. Czy nie żałuję tej decyzji?
Nudny poniedziałek, w małym miasteczku w Alabamie. To miał być taki sam dzień jak setki wcześniejszych. Właśnie rozpoczynał się nowy semestr, w auli dyrektorka przynudzała o wytężonej pracy i sumiennej nauce, a uczniowie odliczali sekundy do zakończenia się apelu.
Tylko w tamtym momencie, nikt nie przewidział, że gdy wstaną, by rozejść się do klas, żaden z uczniów nie będzie mógł opuścić auli. Drzwi będą zablokowane, a większość weźmie to za głupi żart… póki ktoś nie pojawi się na scenie, by już na zawsze odmienić życie tej szkoły, jak i samych uczniów.
Każdy uczeń będzie musiał zmierzyć się ze swoimi lękami i pragnieniami. Tyler konfrontował się z nimi od dawna, a teraz postanowił zmusić innych uczniów do wysłuchania tego, co ma do powiedzenia.
Zegar tyka, minuty mijają, czas się dłuży… wydaje się, że to wszystko trwa wieczność.
Czy ten koszmar kiedyś się skończył?
Brakuje mi słów, by wyrazić to, co bym chciała. Książka jest mocna, brutalna i przerażająca. Istne piekło. Kilkukrotnie łapałam się na tym, że odruchowo wstrzymuję oddech podczas czytania. Zdecydowanie zbyt wiele emocji. A co najgorsze, to nie tylko fikcja literacka, takie rzeczy się zdarzają naprawdę. Gdzieś tam na świecie, co jakiś czas docierają do nas informację, że takie wydarzenia miały miejsce. Już w takich momentach człowiek łapie się za głowę… to teraz sobie wyobraźcie, co dzieje się w waszych głowach, kiedy czytacie o tym całą powieść. Istne tornado, które nie pozwala nawet na sekundę oderwać się od lektury, mimo tego, że zakończenie i tak z góry jest przewidziane.
„Ostatnia notka w jego aktach nie pozostawia żadnych wątpliwości. Ponowne zapisanie do szkoły. Obowiązuje od zaraz.
Sylvia wspominała o tym w weekend. Zwierzyła mi się pierwszy raz od miesięcy. Była przerażona jak jasna cholera, ale nie chciała powiedzieć dlaczego. I tak oto włamuję się do szkolnych akt. Żeby mieć pewność, że jest bezpieczna. Przywilej brata bliźniaka.”
Tyler był zwykłym uczniem, dopóki w jego życiu nie wydarzyła się tragedia. Po tym wydarzeniu coś się w nim zmieniło. Zaczął się zamykać w sobie, rzucił szkołę, a wszyscy odetchnęli z ulgą, kiedy zniknął…
Autumn jest siostrą Tylera, ma tylko jedno marzenie, które za wszelką cenę chce spełnić. Zamierza pójść w ślady swojej matki i studiować taniec. Niestety, ojciec jest temu przeciwny, ale ona nie zamierza się tak łatwo poddać.
Tomás i Sylv są bliźniakami. Ich relacje uległy pogorszeniu, a oni wzajemnie się odepchnęli. Ale Tomás za wszelką cenę chce chronić swoją siostrę, nawet jeśli się do tego nie przyznaje i udaje, że jest inaczej.
To tylko kilku uczniów, których historię możemy poznać bliżej…
„Ludzie wokół mnie stoją bez ruchu, a gwar setek gardeł zmienił się w pomruk niepokoju. Coś jest nie tak? Co się dzieje? Zamknięte? Drzwi są zamknięte.
Jedna z cheerleaderek rzuca kąśliwie, że to nie czas na żarty. Kilka miejsc dalej jakaś pierwszoklasistka wybucha nerwowym śmiechem. Na końcu przejścia ludzie tłoczą się przed dwuskrzydłowymi drzwiami, które zwykle otwierają się bez trudu, ale dziś ani drgną. Zostaliśmy zamknięci.”
Książka jest napisana w ciekawy sposób, co chwila zmienia osoby, za którymi podążamy. Poznajemy ich myśli, lęki, wspomnienia i sekrety. Zżywamy się z nimi, kibicujemy im, trzymamy za nich kciuki, by na końcu nasze serce mogło się rozpaść na kawałki. To smutne, tutaj nie było szansy na szczęśliwe zakończenia i czytelnik wie to od samego początku. Akcja, mimo że trwa zaledwie godzinę, może ciut więcej, jest tak rozpisana, że nawet czytelnikowi zaczyna się dłużyć czas, tak jakby był również zamknięty na tej auli i był w samym centrum wydarzeń. To jest przerażająca, mrozi krew w żyłkach, odbiera oddech, a do oczu cisną się łzy…
„Wokół nas aula pogrąża się w panice. Krzyki przerażenia rozdzierają mi uszy. Nauczyciele stojący najbliżej drzwi próbują przedrzeć się do Tylera, ale on strzela do nich jak do kaczek; do każdego, kto podejdzie zbyt blisko. Za każdym razem, gdy słyszę wystrzał, wzdrygam się. Dziękuję Bogu, ze nie jesteśmy wystarczająco blisko, żeby widzieć twarze nauczycieli. On ich zastrzelił. Boże drogi. To nie może być prawda.”
Temat tej historii jest bardzo trudny, jest też pewnym tabu, które nie jest poruszane, póki coś się nie wydarzy, ale jest to coś, o czym trzeba rozmawiać. Takie zjawiska się zdarzają, trzeba wyciągać wnioski i uczyć się na błędach, by nie dopuszczać do następnych takich sytuacji. I mimo że można powiedzieć, że nas to nie dotyczy, u nas nigdy coś takiego nie miało miejsca, to może się to zdarzyć – nie wierzę, że nie. W tych czasach jest wszystko możliwe. Dlatego rozmawiajmy, póki jeszcze możemy. Nie bójmy się trudnych rzeczy, przestańmy udawać ślepych i głupich. Szkoda tylko, że moje słowa nic nie zmienią. Ja mogę sobie teraz tylko pogadać…
„Strach i przetrwanie to dwie strony tej samej monety. Ojciec mnie tego nauczył. Przez ostatnie dwa lata udowadniał mi to bez końca. Naszą największą siłą jest przerażenie, bo boimy się tylko wtedy, kiedy mamy coś do stracenia – nasze życie, ludzi, których kochamy… godność.”
„Chłopak, który bał się być sam” nie jest łatwą lekturą. Nawet nie wiem, czy jest możliwe odebrać tę lekturę w jeden oczywisty sposób. Bardziej mi się wydaje, że każdy wyciągnie odpowiednie wnioski, wobec swoich przekonań, racji i sumienia. Mogłabym oceniać postępowanie bohaterów, jednak nie sądzę, że jest to potrzebne. Autorka przedstawiła nam przerażonych uczniów, którzy martwili się o siebie i swoich bliskich. Nie zgrywali bohaterów, byli przerażeni, jak na sytuację przystało. A w takich momentach, górę bierze tylko instynkt przetrwania… nic więcej. To właśnie ten instynkt próbuje jak najskuteczniej dostosować się do otoczenia. I tak naprawdę nikt z nas nie wie, jakby zachował się w takiej sytuacji, na którą złożyło się wiele mniejszych czynników.
Ta książka dostarczy wam ogromnych emocji, wstrząśnie wami i odciśnie swoje piętno w waszym umyśle. Nie można przejść obok niej obojętnie. Nie polecam jej tylko osobą o słabych nerwach…
Moja ocena: 10/10
„Chłopak, który bał się być sam” to książka, która intrygowała mnie już od momentu, kiedy pojawiła się w katalogu. Sam opis mówił, że będzie to jedna z tych mocniejszych historii. Liczyłam na bardzo duże emocje, choć tak naprawdę nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Temat historii jest bardzo trudny i w łatwy sposób można było zepsuć całą powieść, wystarczył tylko...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-05
I - 30.06.2013
II - 5.09.2014
recenzjemystic.blogspot.com
Po emocjonującym zakończeniu poprzedniego tomu, przyszedł czas na poznania, a raczej przypomnienie sobie dalszego ciągu wydarzeń. Niestety, wiedziałam co będzie na początku lektury i wcale mi się to nie podobało. Jednak aby napisać dla was recenzję, musiałam przeczytać książkę „od deski do deski”
Nora budzi się na cmentarzu. Nie wie jak się na nim znalazła, ani co robiła w tym miejscu. Gdy dozorca pilnujący cmentarza próbuje ją przegonić, informuje ją, że jest już wrzesień, a ona była pewna, że to kwiecień. Kolejne informacje o tym, że była porwana i przetrzymywana przez jedenaście tygodni, wzbudzają w niej strach. Pragnie dowiedzieć co się kto ją porwał i dlaczego nic nie pamięta. Jedyna rzecz, którą sobie przypomina to czerń, nie wie tylko co to oznacza. Czyżby umysł gdzieś głęboko w pamięci pamiętał? A jakby tego było mało to jej mama spotyka się z Hankiem Millerem…
Amnezja nie jest czymś co może się komuś podobać. Głęboka pustka może irytować, a najgorsze jest to, gdy bliscy nie mówią ci całej prawdy. Każdy może cię oszukać i ty będziesz tego nieświadomy. Tylko jak spośród wielu osób sprawdzić kto kłamie? Nora znalazła się właśnie w takiej sytuacji, nie pamięta nic z ostatnich pięciu miesięcy, w tym także Patcha. Jej siła woli, aby poznać prawdę jest zadziwiająca. Już nie jest grzeczną ułożoną dziewczynką. Co raz więcej się buntuje, choć udaje, że wierzy we wszystko. Podświadomie pamięta niektóre słowa, zwroty z jej dawnego życia, nie wie tylko co one oznaczają, ale to tylko igła w stogu siana. Czy znajdzie się ktoś, kto wyzna jej prawdę?
W tej części czytelnik może nabawić się nerwicy. Podczas czytania wiemy i układamy sobie wszystko w głowie, ale nasza bohaterka nie pamięta. Chce się krzyczeć, bić i drapać pazurami, a to nic nie pomoże, trzeba dużo cierpliwości, o którą bardzo trudno, bo jak siedzieć spokojnie i bezczynnie skora tam się tyle dzieje. Szkoda, że czasami nie można przenieść się do świata książki. Z jednej strony widzimy bezmyślność postaci, ale z drugiej jak już wiemy czym się to kończy, to zaczyna się kibicowanie i trzymanie kciuków. To jest czysty obłęd.
I pomyśleć, że przeczytałam to już drugi raz, a czuje się jakbym czytała to po raz pierwszy w swoim życiu. Coś niebywałego, ale bardzo mi się to podoba. Mogę na nowo przeżyć całą historię i nic nie traci na wartości. Nie chcę kusić losu, bo przede mną ostatnia część i już się boję, co będzie się ze mną działo kiedy będę ją czytała. Nie wiem tylko kiedy ta chwila nastąpi, ale byle jak najszybciej.
Cały czas się zastanawiałam, co jest takiego fenomenalnego w tej historii, dlaczego tak mi się podoba ta seria. I chyba znalazłam odpowiedź, wydaje mi się, że świadomie lub nieświadomie, znowu bym chciała mieć szesnaście lat. Jakbym mogła tak zrobić i się cofnąć w czasie… Dobra, innym razem, chyba za bardzo się rozmarzyłam…
Podsumowując, przydadzą się jakieś tabletki na uspokojenie i inne relaksujące rzeczy. Cierpliwość, cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość, tego właśnie trzeba przy tej książce. Emocje sięgną granic, akcja przyspieszy i już się nie zatrzyma. Manipulacje, które można zobaczyć, bardzo szybko obrzydną, a cała reszta rozbudzi ciekawość. Jesteście na to gotowi?
Moja ocena: 10/10
I - 30.06.2013
II - 5.09.2014
recenzjemystic.blogspot.com
Po emocjonującym zakończeniu poprzedniego tomu, przyszedł czas na poznania, a raczej przypomnienie sobie dalszego ciągu wydarzeń. Niestety, wiedziałam co będzie na początku lektury i wcale mi się to nie podobało. Jednak aby napisać dla was recenzję, musiałam przeczytać książkę „od deski do deski”
Nora budzi się na...
2016-11-05
„Co mnie zmieniło na zawsze” kusi czytelnika piękną okładką, a także swoim opisem. Nic więc dziwnego, że i ja połknęłam ten haczyk. Ale, czy była to dobra decyzja? Przecież nie powinno oceniać się książek po okładce, nawet dość często sobie to powtarzam, choć wtedy jest już za późno, bo mleko się rozlało… I mimo wszystko, kiedy książka do mnie przyszła nie mogłam się jej oprzeć! Hipnotyzowała mnie, mówiła, weź mnie do ręki i zacznij czytać. A ja tak bardzo bałam się, że się sparzę i będę rzucać nią po kontach, a w ostatecznym rozrachunku swój żal przeleje do recenzji… A jak było naprawdę? Tego dowiecie się z dalszej części mojej opinii…
Jedna noc, jedno wydarzenie, a przyszłość staje się niepewna. Kiedy w środku nocy do pokoju Eden zakrada się Kevin, ona nie rozumie, co za chwile się stanie. Lecz pięć minut później, gdy już jest po wszystkim, nic już nie jest takie, jak było przed chwilą…
Budzi się w niej nienawiść do wszystkich i wszystkiego, nawet do samej siebie. Nic już nie ma sensu. A to, co się stało, zostaje zepchane w odmęty pamięci. I choć bardzo chciałaby zapomnieć, pamięta każdą sekundę, która ją zrujnowała.
Czy ktoś będzie w stanie jej pomóc?
Czy ktoś dowie się, co zdarzyło się tej feralnej nocy, za nim będzie za późno dla Eden?
„Nie wiem wielu rzeczy. Nie wiem, dlaczego nie usłyszałam cichego trzasku zamykających się drzwi. Dlaczego w ogóle nie zamknęłam tych cholernych drzwi na klucz. Albo dlaczego nie zorientowałam się, że dzieje się coś złego – tak bezlitośnie złego – kiedy poczułam, jak materac ugina się pod jego ciężarem.”
Ta książka jest obłędna. Właśnie dla takich pozycji chce się żyć i czytać. Owszem każdy ma swoje upodobania i ulubiony gatunek, ale patrząc na to, jak wiele młodzieżówek osobiście czytam, to jestem nimi już przejedzona i potrzebowałam właśnie czegoś takiego, co dałoby mi takiego kopa, który sprawiłby, żebym przypomniała sobie, po co ja to wszystko robię. „Co mnie zmieniło na zawsze” trafia na moją półkę chwały, będę do niej często wracać, bo jeszcze nie potrafię się po niej pozbierać. I choć to fikcja literacka, takich dziewczyn jak Eden jest wiele. Ogromnie dziękuję Wydawnictwu Feeria Young, że zdecydowało się wydać tę książkę i bardzo proszę o więcej pozycji w takiej tematyce.
„ – Mam gdzieś, co ludzie o mnie myślą, o ile tylko myślą sobie, że będę dalej tulić pysk i znosić wszystko, co mi robią. – Razem ze słowami wydmuchuję chmurę dymu z płuc. – Mam po dziurki w nosie bycia popychadłem i traktowania mnie jak śmiecia.”
Eden to grzeczna dziewczynka ma tylko czternaście lat. Jest cicha, spokojna udziela się w szkole, gra w orkiestrze. Inni z niej drwią, nazywają kujonką, wyśmiewają jej wygląd. Ale po tej feralnej nocy ta dziewczynka przestaje istnieć. Zaczyna palić, pić, a nawet ćpać. Zatraca się w tym, co robi i nie ma nad tym żadnej kontroli. Wszystko w niej krzyczy „pomóżcie mi!”, ale nikt tego nie robi. Nikt nie pyta, co się zmieniło, nie próbuje do niej dotrzeć, potrafią jej tylko osądzać, a ona świetnie dopasowuje się do tego, co o niej mówią. Jest jak aktorka odgrywająca swoją rolę. Na zewnątrz twarda niezależna dziewczyna, w środku delikatny motyl, pogruchotany i zniszczony.
„Nie żebym aż tak bardzo lubiła imprezować. Ale lubię się zatracać. A na takich imprezach zawsze ktoś jest. Czeka gotowy. Czeka, aż coś się stanie. Tak samo jak ja. Nauczyłam się od razu wyłuskiwać takich facetów z tłumu, szukać takiego kogoś. To nie są źli chłopcy. Po prostu chcą tego samego co ja. Żeby się odciąć.”
Moje początki z tą lekturą nie były takie, jakie moglibyście się spodziewać. Na początku Eden strasznie mnie wkurzała, nie rozumiałam jej postępowania, chciałam na nią krzyczeć i zmusić ją, żeby z tym skończyła i powiedziała komuś o tym, co się stało. Ale im dalej czytałam, tym bardziej rozumiałam. Nie pochwalałam jej zachowania, ale wiedziałam, jaki ono ma cel, chociaż sama bohaterka tego nie wiedziała. Nie podobała mi się postawa jej rodziny ani przyjaciół. Nikt niczego nie zauważył. A najgorsza w tym wszystkim była jej mama, ale o tym przekonacie się, jak sami zaczniecie czytać.
„Spałam z piętnastoma różnymi chłopakami. Czasami wydaje mi się, że to za dużo, a kiedy indziej, że wręcz za mało. Ale każdy z nich sprawia, że się oddalam odrobine bardziej. Teraz jestem już tak daleko, że to prawie wystarcza. Bo naprawdę nie ma najmniejszego śladu po tamtej dziewczynce o zmierzwionych włosach i piegowatej twarzy, grającej na klarnecie i zastraszonej tak bardzo, że ciągle milczała. A jej wielka tajemnica to wcale nie taka duża sprawa. To było tak dawno temu, że praktycznie wcale się nie wydarzyło.”
Ofiara i jej tak zwany portret psychologiczny to bardzo rozległy temat. Owszem wszystko wydaje się, że to prosta sprawa dochodzi do jakiegoś czynu i trzeba to zgłosić… No właśnie, ale to wcale nie jest takie proste. Łatwo mówić co by się zrobiło, kiedy samemu nic się takiego nie doświadczyło, a co innego jest, wtedy kiedy nas by to spotkało. I to jest w tym wszystkim najbardziej zadziwiające. Wiele osób nie stara się nawet tego zrozumieć, bo po co, przecież to takie oczywiste. Nasza psychika wcale taka nie jest, teraz możemy być silnymi niezależnymi osobami, a kiedy się staniemy ofiarami, wszystko może się zmienić i już tej siły w sobie nie odnajdziemy…
Ta książka wyzwala w czytelniku bardzo wiele emocji. Uzależnia, a na końcu czytelnik dostaje „książkowego kaca”. Czułam się pusta w środku, zostałam przeżuta przez tę historię, a na końcu wypluta. Zostałam z niczym i tak się zastanawiałam, jak to możliwe, że to już koniec? Jestem masochistką, bo potrzebuje więcej takich powieści, które sprawią, że po ich przeczytaniu będę w takim stanie. Ale to właśnie takie lektury doładowują moje banki energii, po których wiem, że chce pisać i czytać. To musi być coś tak głębokiego, jak „Co mnie zmieniło na zawsze”. Gorąco polecam wam tę pozycję. Moje serce już podbiła i wiem, że trafi również do waszych serc!
Moja ocena: 10/10
„Co mnie zmieniło na zawsze” kusi czytelnika piękną okładką, a także swoim opisem. Nic więc dziwnego, że i ja połknęłam ten haczyk. Ale, czy była to dobra decyzja? Przecież nie powinno oceniać się książek po okładce, nawet dość często sobie to powtarzam, choć wtedy jest już za późno, bo mleko się rozlało… I mimo wszystko, kiedy książka do mnie przyszła nie mogłam się jej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-07-04
Powiem szczerze, że zaintrygował mnie tytuł, który daje wiele możliwości. Pierwszą myślą, która mi się nasunęła, to byli oczywiście kosmici, dopiero później się zastanowiłam, czy faktycznie autor chce aby było to tak oczywiste, może jednak coś ukrył pod tymi słowami. W momencie kiedy otrzymałam tą pozycję odłożyłam ją na półkę i tam sobie leżakowała i czekała kiedy za nią się zabiorę. Mogę tylko żałować, że tak długo zwlekałam z jej przeczytaniem. Podróż, którą odbyłam, była po prostu niesamowita.
Lata osiemdziesiąte XX wieku i dwie grupki nastolatków. Jedni to rodowici Anglicy, drudzy to Amerykanie zamieszkujący bazę wojskową na wschodnim wybrzeżu Anglii. Co ich łączy – nienawiść. Do czasu pewnej burzy, kiedy muszą trzymać się razem. Las daje wiele kryjówek, pod jednym warunkiem, że wróg jest w miarę możliwości, rozpoznany. Jest wiele pytań: co się dzieje, czy to sprawka wojska, a może Ruskich albo ostatnia możliwość, że to sprawka kosmitów… W miarę poszukiwań pomocy okazuje się, że czas się zatrzymał, a tylko oni nie zostali zatrzymani, a wróg zaczął ich już ścigać…
Lektura rozpoczyna się bardzo niewinnie. Dwie grupki nastolatków, jedna robi drugim kawał. Jednak to rozpoczyna ciąg zdarzeń, dość niefortunny. Od samego początku, cały czas się coś dzieje, nie ma nawet chwili wytchnienia. Akcja pędzi na łeb, na szyję, nie gubiąc niczego po drodze. Wszystko jest doskonale opisane i nawet przez chwile nie ma poczucia dezorientacji. Takiego poziomu się nie spodziewałam, autor zaskoczył mnie w każdym calu. Za każdym razem, gdy już myślałam, że wiem co będzie dalej, że udało mi się cokolwiek przewidzieć, nagle dostawałam zimny prysznic, a kolejne wydarzenia, co raz bardziej mnie zaskakiwały.
Sami bohaterowie są bardzo dobrze opisani, jak i z wyglądu, tak i z charakteru. Od samego początku wiemy z kim mamy do czynienia. Z każdą kolejną stroną dowiadujemy się o postaciach co raz więcej. Nie da się ich nie lubić. Cięte riposty dodają nam humoru i chwilowo rozładowują napięcie, które za chwile tworzy się na nowo. Co kilka stron tworzą się kolejne pytania, a odpowiedzi przychodzą dopiero po czasie. Dodatkowo w książce możemy znaleźć obrazki z postaciami, kolejnym dodatkiem jest wątek miłosny, a nawet dwa takie wątki. Niestety, w jednym z przypadków jest powielony trójkąt miłosny.
Jest wiele scen gdzie wzruszenie wyciska z nas łzy, wiele scen grozy, gdzie wstrzymuje się na chwile oddech i czeka aż minie zagrożenie. Wszystko to podwaja ciekawość, jednak wielokrotnie samemu chce się uciec lub walczyć. Można zatracić się w opisanym świecie, przez co samemu zostaje się uczestnikiem całej historii. Ktoś kto ma słabe nerwy może mieć koszmary senne. Wszystko to za sprawą tej nie pozornie wyglądającej książeczki, rodem z amerykańskich filmów science-fiction. Nie uwierzysz póki sam się nie przekonasz. Mocne wrażenia gwarantowane. To jest kolejny dowód jak świetnych, ale nie docenianych autorów mamy, którzy maja wielkie możliwości oraz ogromny talent.
Zastanawialiście się kiedyś czy obcy istnieją, czy jesteśmy sami we wszechświecie? A może to tylko zwykły wymysł, aby straszyć człowieka, może samo rozwiązanie jest o wiele prostsze niż nam się wydaje? W sumie to tylko teoria, ważne jest w co dana osoba wierzy… Jednak zastanawiając się nad tym dłużej, można stwierdzić, że prawie we wszystkim jest jakieś ziarenko prawdy…
Mateusz Kudrański urodził się w kwietniu 1984 roku. Od ponad dziesięciu lat pracuje jako grafik, wygrał kilkanaście konkursów plastycznych i fotograficznych. Kocha świetne historie, nieważne czy są książką, filmem, komiksem lub opowieścią znajomego. Jego ulubioną pisarką jest J.K Rowling. Ulubionym reżyserem Ridley Scott. Ulubionym rysownikiem Mike Mignola. Pisze to co sam chciałby przeczytać. W 2013 roku została wydana jego debiutancka powieść przygodowa pt.: " Co wylądowało w lesie Rendlesham?"
Moja ocena: 10/10
Powiem szczerze, że zaintrygował mnie tytuł, który daje wiele możliwości. Pierwszą myślą, która mi się nasunęła, to byli oczywiście kosmici, dopiero później się zastanowiłam, czy faktycznie autor chce aby było to tak oczywiste, może jednak coś ukrył pod tymi słowami. W momencie kiedy otrzymałam tą pozycję odłożyłam ją na półkę i tam sobie leżakowała i czekała kiedy za nią...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-04
http://recenzjemystic.blogspot.com/2014/10/becca-fitzpatrick-crescendo.html
I - 29.06.2013
II - 4.09.2014
Jak już wspominałam we wcześniejszej recenzji „Szeptem”, to moje drugie spotkanie z tą serią. Po pierwszej części miałam zamiar przeczytać jakąś inną książkę lecz pokusa była zbyt silna i moje myśli krążyły wokół „Crescendo”. Nie mogąc skupić się na innej książce, w końcu sięgnęłam po tę pozycję.
Miłość między Norą, a Patchem kwitnie, bynajmniej mogłoby się tak wydawać. Dopóki Nora nie wyznała chłopakowi miłości, wszystko było w porządku, ale jak to zrobiła zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Patch ucieka z pod jej domu, a później pojawia się pod domem Marcie. Nagła kłótnia, koniec związku i powrót Scoota, kolegi z dzieciństwa Nory. Dziwne zbiegi okoliczności, czyżby Patch był zamieszany w zabójstwo jej ojca? Wszystko na to wskazuje, a tajemnice z przeszłości, które ujrzały światło dzienne, przyprawiają o ciarki….
Zachowanie młodziutkiej Nory wcale mnie nie dziwiło. Wręcz byłam zdziwiona, że jest w miarę spokojna, nie wiem czy ja bym była taka opanowana jak ona. Zachowanie Patcha przyprawiało mnie o mdłości i niejednokrotnie miałam chęć przyłożyć mu w zęby. Nie zachowywał się jak kochający chłopak, ale za to zachowywał się jak skończony dupek. Mercie osiągnęła nowy poziom w swojej podłości, co nie jest niczym zadziwiającym, a wręcz było to do przewidzenia. Scoot to typowy typ z pod ciemnej gwiazdy, którego lepiej omijać, a każde spotkanie z nim grozi poważnymi kłopotami.
Czytając tę część, przeważało u mnie rozdrażnienie i zniesmaczenie, choć w niektórych momentach nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Podobały mi się zmiany, które zaszły w charakterze Nory. Jak to mówią, co nas nie zabije to nas wzmocni i to świetnie sprawdziło się w jej przypadku. Oczywiście nie było, ani słodko, ani kolorowo, co bardzo procentuje w górę. Nie możemy się nudzić przesłodzoną miłością, bo tu jej nie ma. Nic nie jest sztuczne jest wręcz bardzo prawdziwe. Było mi żal głównej bohaterki, nie chciałabym być na jej miejscu. Jak na jej młody wiek, to za dużo nieszczęścia jest w jej życiu.
Ta część różni się diametralnie od swojej poprzedniczki. Mimo że dalej, mamy tych samych bohaterów, to czasami miałam wrażenie jakbym czytała całkiem inną serię. Tu nie ma powtórki z rozrywki, tu pojawia się całkiem nowa rozrywka, która od samego początku nabiera niesamowitego tempa. Czytelnik nie ma prawa się nudzić, a emocje, które się pojawiają są bardzo porywające.
Nie będę was więcej zanudzać, powiem krótko, to czysty obłęd. Jak mi nie wierzycie, to się sami przekonajcie, bo naprawdę warto. A to jeszcze nie koniec zabawy, bo przede mną jeszcze dwie części, które również czytałam, ale pokusa jest zbyt silna aby się jej oprzeć, po prostu muszę przeczytać to jeszcze raz, a może dwa, to się okaże…
Moja ocena: 10/10
http://recenzjemystic.blogspot.com/2014/10/becca-fitzpatrick-crescendo.html
I - 29.06.2013
II - 4.09.2014
Jak już wspominałam we wcześniejszej recenzji „Szeptem”, to moje drugie spotkanie z tą serią. Po pierwszej części miałam zamiar przeczytać jakąś inną książkę lecz pokusa była zbyt silna i moje myśli krążyły wokół „Crescendo”. Nie mogąc skupić się na innej książce, w...
2016-03-12
Seria DIMILY podbija serca swoich czytelników. Pierwszy tom tej trylogii (recenzja tutaj) wywołał we mnie wiele pozytywnych emocji, z niecierpliwością czekałam, kiedy ukaże się na naszym rynku wydawniczym kolejna część. A kiedy książka trafiła już w moje ręce, podziwiałam ją na półce. Nie mogłam się przemóc, aby zacząć czytać. Winę za to ponosi opinia znajomej blogerki, która miała okazję czytać lekturę na długo przed jej premierą. Obawiałam się tego, co mogę znaleźć w tej powieści, a w szczególności bałam się mojej reakcji. Ale, jak to często bywa w moim przypadku, ciekawość wygrała…
Eden wyjeżdża na wakacje do Nowego Jorku. Tam czeka na nią Tyler. Minął rok, odkąd widzieli się ostatnim razem, ale Eden wciąż coś do niego czuje. Wakacje z Tylerem mają jej pomóc określić, czy to, co kiedyś było, trwa nadal, a może już odeszło w zapomnienie…
Oddaleni od przyjaciół i rodziny, nie mają żadnych ograniczeń. W Nowym Jorku nikt nie zna ich tajemnicy, że są przybranym rodzeństwem. Mogą być parą, jak setki zwykłych nastolatków, o ile oboje będą tego chcieli… Bo co, jeśli Tyler już nic do niej nie czuje?
Czas zmierzyć się z rzeczywistością i postanowić, co będzie dalej… I najważniejsze, co na to ich rodzina?
Czy uczucie, które kiedyś ich łączyło, przetrwało i ma szansę zaistnieć?
Jaką podejmą decyzję i jakie będą jej konsekwencje?
Kocham tę serię, a zarazem jej nienawidzę. „Czy wspominałem, że Cię potrzebuję?” wywołało we mnie skrajne emocje. Czym bliżej było zakończenia, tym więcej komplikacji się pojawiało, a moje biedne nerwy ledwo wytrzymywały takie napięcie. Najgorsze jest w tym wszystkim, że egzemplarz książki, który czytałam, najbardziej na tym ucierpiał. Wielokrotnie przerywałam lekturę, bo musiałam ochłonąć, a najczęściej wyżywałam się na tej biednej lekturze. Oprócz tego, że kilkukrotnie spadła na podłogę, to również z hukiem była zamykana. Na całe szczęście nic poważnego jej się nie stało. Ale przez to wszystko musiałam zajrzeć na kilka ostatnich stron (wiem to wielki grzech), bo inaczej nie dobrnęłabym do końca.
„I nagle wszystko we mnie się rozpada. Moje serce przestaje bić. Płuca zapadają się w sobie. Krew rzednie. Gardło przeszywa ból – całe moje ciało staje się siedliskiem bólu. Głowę mam zbyt ciężką, a kolana uginają się pode mną.”
Eden jest gotowa podjąć najważniejszą decyzję w swoim życiu. Zważając na okoliczności, nie należy to do najłatwiejszych rzeczy, jakie musi zrobić tego lata. Miota się w swoich uczuciach. Kocha Deana, ale zakochana jest w Tylerze. I nie zachowuje się jak jego siostra. Nie tylko jest zazdrosna, ale jest gotowa wydrapać oczy swojej konkurencji. Wakacje w Nowym Jorku pozwoliły jej w końcu odzyskać wewnętrzną wolność, której tak bardzo potrzebowała. Tylko że decyzja nie należy tylko do niej, jest też Tyler, który swoje uczucia zamknął gdzieś głęboko w sobie. Jest niedostępny i obojętny, ale czy faktycznie taka jest prawda, a może to tylko maska?
„Tak to już jest z odległością: albo sprawia, że oddalasz się od kogoś, albo uświadamia ci, jak bardzo go potrzebujesz.”
Mam kaca książkowego i to tak wielkiego, że nie wiem, czy on kiedyś minie. Nie jestem w stanie nawet patrzeć na inne książki, chcę tylko DIMILY, a najlepiej to dajcie mi już trzecią część, może wtedy będę mogła znów zacząć normalnie żyć. Nawet nie mogłam zmusić się, aby napisać dla was tę recenzję. Czuje się, jakby walec po mnie przejechał. Zostałam zmiażdżona i sponiewierana, i do tej pory nie mogę uwierzyć w to, jak autorka mogła tak postąpić z czytelnikiem, zostawić go w takim momencie. Zakończenie jest paskudne, okropne i nie zgadzam się, żeby takie było. W tym momencie jestem bezbronna jak małe dziecko, ale również i kapryśna. A wszystko to przez tę cudowną historię…
„- To znaczy: "Nie poddawaj się" - szepce, bawiąc się mazakiem. - Jeśli chodzi o ciebie, to całkiem proste: Tak długo, jak ty się nie poddasz, ja też nie dam za wygraną.”
Może się wydawać, że to tylko zwykła książka o zakazanej miłości. Nic bardziej mylnego! To jest tak realistyczna historia, że mogłaby się dziać w tym momencie na naszych oczach, a nawet sami moglibyśmy być jej uczestnikami. Na stronach tej powieści widzimy, jakie zmiany zachodzą w bohaterach, ile muszą poświęcić dla swojej przemiany. Dorastają, ale przed nimi jeszcze trudna droga do osiągnięcia pełnego sukcesu. Ale pokazuje też, jak bardzo łatwo można wszystko to, co udało nam się obudować, stracić. Wystarczy kilka słów, aby wszystko legło w gruzach.
Autorka miała genialny pomysł na swoją historię. Potrafi świetnie manipulować uczuciami swoich czytelników. Już nie mówiąc o kreacji jej bohaterów. Których albo się kocha, albo nienawidzi. Decydując się na tę serię, musicie uważać, bo po niej nie będziecie w stanie sięgnąć po nic innego. Jeżeli tak jest już po dwóch tomach, to boje się, co będzie w momencie, kiedy przeczytam ostatni tom tej trylogii. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, co będę mogła w nim odnaleźć i boje się, że po jego zakończeniu, moje życie książkoholika już nigdy nie wróci do równowagi.
Moja ocena: 10/10
Seria DIMILY podbija serca swoich czytelników. Pierwszy tom tej trylogii (recenzja tutaj) wywołał we mnie wiele pozytywnych emocji, z niecierpliwością czekałam, kiedy ukaże się na naszym rynku wydawniczym kolejna część. A kiedy książka trafiła już w moje ręce, podziwiałam ją na półce. Nie mogłam się przemóc, aby zacząć czytać. Winę za to ponosi opinia znajomej blogerki,...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-05-05
Do tej pory nie czytałam poradników, wręcz unikałam ich jak ognia. Ale gdy tylko zobaczyłam „Doceń siebie. Jak odkryć prawdziwą siebie i rozwinąć skrzydła”, coś mnie tknęło i skusiłam się aby go przeczytać. Obudziła się także moja ciekawość, chciałam wiedzieć, co takiego chce nam doradzić międzynarodowa modelka, której życie daleko odbiega od naszego. Czy ktoś taki jak ona może napisać wartościowe porady? Będzie to moja pierwsza taka recenzja i mam nadzieję, że będziecie dla mnie wyrozumiali.
"Zabieram Cię w drogę do odkrywania samej siebie, byś mogła zobaczyć, jak niesamowita naprawdę jesteś. To nieprawda, że nie masz siły. Masz jej więcej, niż mogłabyś sobie wyobrazić! Zbyt często nie dostrzegamy szansy na zmianę swojego życia. Zbyt często myślimy o sobie w kategoriach tego, kim jesteśmy lub kim powinnyśmy być, a nie kim mogłybyśmy i chcemy być.
To twój wybór. Możesz zdecydować, by być odważną, dzielną, nie bać się podejmować ryzyko i dostrzegać wspaniałych ludzi wokół siebie. Odważ się marzyć i z radością oczekuj tego, co możliwe. I pamiętaj, że jedyne, co cię ogranicza, to twoje własne myśli. Tylko ty masz moc je zmienić. Zrób to, a zmienisz swój świat. Rozwiń skrzydła i leć!"
Miranda Kerr
Kiedy książka trafiła w moje ręce i mogłam ją na spokojnie obejrzeć, dostrzegłam jej piękne wydanie. Nie chodzi mi tylko o ciekawą okładkę, która przykuwa wzrok, ale także o sam środek. Numeracja stron w serduszkach, kwiatki na początku rozdziału i motyle na ich zakończenie. Może to nic specjalnego, ale coś takiego cieszy oko i sprawia, że czytanie staje się o wiele przyjemniejsze. Na dodatek Miranda dołączyła swoje prywatne zdjęcia, dzięki temu możemy ciut bliżej ją poznać.
Miranda Kerr (ur.20.04.1983r.) urodziła się i wychowała w Australii. Jest światowej sławy top modelką. Przez kilka lat była aniołkiem Victoria's Secret. Odniosła sukces zarówno w tak zwanym High Fashion, pojawiając się na wybiegu i w kampaniach m.in. domów mody: Prada, Jill Sander, Rag&Bone, Escada, jak i marek popularnych, była twarzą m.in.: H&M, Mango, Reebok, Swarovski, Clinique. Wielokrotnie pojawiała się na okładkach Vogue, Harper's Baazar, InStyle i wielu innych magazynów. Współpracowała z najlepszymi fotografami mody, m.in. Mario Testino, Steven Meisel, Terry Richardson, Chris Colls i wielu innych. Jest jedną z najbogatszych modelek świata. Miranda jest nie tylko modelką, ale również założyła własną firmę produkującą kosmetyki naturalne Kora Organics. Zaprojektowała własną kolekcję filiżanek dla Royal Albert. Miranda znana jest z promowania zdrowego stylu życia. Przyznała, że gdyby nie została modelką byłaby dietetykiem. Jest autorką dwóch poradników, wydanego w Polsce "Doceń siebie. Jak odkryć prawdziwą siebie i rozwinąć skrzydła" oraz "Empower Yourself"
Obecnie mieszka wraz z ukochanym synkiem w Kalifornii.
Lekturę dosłownie pochłonęłam. Te kilka rozdziałów minęło w bardzo szybkim tempie. Za nim się spostrzegłam, a już przede mną była druga część książki. W pierwszej części znajdujemy porady, które Miranda używa na co dzień, nie są to zwykłe, błahe powiedzonka, tylko mądrość wyciągnięta z życiowych przejść. Każdą radę dokładnie opisują, niekiedy też wplata swoje wspomnienia pasujące do tego, co chce nam przekazać. Następna część książki, to afirmację. Modelka prezentuje nam, czym się motywuje i jak rozumie wybrane przez siebie afirmację.
Celem tego poradnika nie jest pokazania wyższości top modelki, nad zwykłymi ludźmi. Zamiast tego pokazuje nam, jak ważne jest pozytywne nastawienie. Każde złe myśli, źle wpływają na nas i nasze otoczenie i przez to często zdarzają nam się niepowodzenia. Zaznacza także, że nie ważne jest jak wyglądamy, czy w co się ubieramy. Jeżeli będziemy akceptować samą siebie taką jaką jesteśmy, nikt nie zauważy braku makijażu, czy niemodnych ciuchów. Nasze wewnętrzne piękno i samoakceptacja sprawią, że będziemy piękne także na zewnątrz. A walka z samym sobą może nas tylko zniszczyć. A to nie wszystko, czego możemy się dowiedzieć dzięki temu poradnikowi.
Moja ocena: 10/10
Do tej pory nie czytałam poradników, wręcz unikałam ich jak ognia. Ale gdy tylko zobaczyłam „Doceń siebie. Jak odkryć prawdziwą siebie i rozwinąć skrzydła”, coś mnie tknęło i skusiłam się aby go przeczytać. Obudziła się także moja ciekawość, chciałam wiedzieć, co takiego chce nam doradzić międzynarodowa modelka, której życie daleko odbiega od naszego. Czy ktoś taki jak ona...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-04
Gdy miałam sięgnąć po tę książkę i rozpocząć czytanie, odwiedził mnie kurier z paczuszką w ręku. Narobił mi nie małe zamieszanie w głowie. Książka, którą mi dostarczył była bardzo kusząca, ale jednak zwyciężył „Dom Hadesa”. Moja decyzja nie mogła być inna, przecież nie mogłam tak porzucić niedokończonej serii i skupić się na całkiem innej lekturze wiedząc, że na półce czeka na mnie ta pozycja, co innego gdyby jej nie było.
Hazel stoi na rozdrożu i musi zdecydować co wybrać. Od jej wyboru zależy jak się ukształtuje przyszłość, a możliwe konsekwencje ukazuje jej Bogini Hekate. Daje jej również zadanie, którego chce czy nie chce, musi się podjąć, inaczej Hekate nie pomoże im w walce. Jej zadaniem jest nauczyć się władać Mgłą. Perspektywa, którą ukazała jej Bogini, gdzie Annabeth i Percy nie żyją, nie ułatwia jej wyboru. Sama myśl o walczących dwóch obozach, rzymskim i greckim, napawa niepokojem. Która drogę wybierze Hazel, a może znajdzie się jakieś inne wyjście, które ukształtuje przyszłość w jaśniejszych barwach?
Annabeth i Percy wędrują przez Tartar, który do przyjaznych miejsc nie należy. Pobijani, głodni, a w dodatku nie mogą liczyć na żadną pomoc. Muszą dotrzeć do Wrót Śmierci, ale jak może im się to udać, skoro są w krainie potworów. Warto pamiętać, że to właśnie tam są najsilniejsze i to właśnie tam się odradzają…
Przyszłość herosów jest już chyba przesądzona, chyba że nasza siódemka jeszcze nas zaskoczy…
W poprzedniej recenzji zastanawiałam się czy „Dom Hadesa” utrzyma poziom, który był w poprzedniej części. Muszę stwierdzić, że autor utrzymał poziom, a nawet jeszcze go zawyżył. Chylę czoła autorowi, za to czego dokonał. W tym momencie nasuwa się kolejne pytanie, czy dokona tego samego z następną częścią i co nam w niej zaprezentuje? Również w tym momencie rozpoczyna się moje cierpienie, bo według źródeł internetowych , premiera piątej części dopiero w październiku, najgorsze jest w tym wszystkim, że jest to data amerykańskiej premiery. Jak już można wywnioskować, wcale mi się to nie podoba i pewnie nie jestem w tym osamotniona.
Podczas czytania tej części byłam świadkiem wielu wydarzeń osobistych, które wpłynęły na naszych bohaterów. Nie wspomnę już o szokujących wyznaniach, szczerze to mi szczęka opadła, jak to przeczytałam. Nie mogę wam zdradzić czy były to pozytywne przemiany i wyznania, to musicie odkryć sami. Wiele się dzieje, a napięcie między załogą jest zabójcze. Każdy obwinia się, a słowo miłość nabiera nowego znaczenia. Same możliwe konsekwencje, strach i wrogość, to pokarm dla Gaji, który wykorzystuje i mąci wszystkim w głowach. Za to Tartar to jedno wielkie cielsko, które żyje, a na nim rosną pryszcze z potworami, cudowne miejsce, które zabija półbogów.
O tak wiele się dzieje. Nie raz moja szczęka, była otwarta ze zdziwienia. Nerwy i frustracja były moim nieodłącznym towarzyszem, a lektura mnie pochłonęła i wcale nie chciała mnie wypuścić. Kiedy chciałam choć na chwilkę się oderwać, to zwyciężała chęć poznania tego co będzie dalej. W tej części emocje sięgnęły zenitu. Do ostatniego słowa towarzyszyło mi napięcie, a po zakończeniu pozostał niedosyt. Nie wiem czym to jest powodowane. To już stało się prawie obsesją, która właśnie dostała zimny prysznic i nadeszło otrzeźwienie, przynajmniej chwilowe – do czasu kiedy pojawi się kontynuacja. Właśnie to kocham w książkach, dla mnie niektóre serię, mogłyby trwać wiecznie. Teraz pozostała niewiedza, co będzie dalej, mogę mieć tylko nadzieję, że szybko zostanie zaspokojona.
Moja ocena: 10/10
Gdy miałam sięgnąć po tę książkę i rozpocząć czytanie, odwiedził mnie kurier z paczuszką w ręku. Narobił mi nie małe zamieszanie w głowie. Książka, którą mi dostarczył była bardzo kusząca, ale jednak zwyciężył „Dom Hadesa”. Moja decyzja nie mogła być inna, przecież nie mogłam tak porzucić niedokończonej serii i skupić się na całkiem innej lekturze wiedząc, że na półce czeka...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-03-10
2010-07-01
2013-08-01
2014-06-13
W końcu doczekałam się swojej pierwszej przedpremierowej recenzji. Było to nie lada wyzwanie dla mnie, po części jest to spowodowane tematyką książki. Czytając opis lektury nie miałam żadnych wątpliwości wiedziałam, że to książka dla mnie i muszę ją przeczytać. Za każdym razem kiedy sięgam po pozycję o takiej tematyce, próbuje rozszyfrować i zrozumieć dokładnie, co autor chce nam przekazać. Czy i tym razem mi się to udało?
Marta wraz z mężem Antonim i córką z pierwszego małżeństwa, mieszka w Dzierżoniowie. Ich życie nie należy do tych najłatwiejszych. Powodem tego jest Anna, która jest w wieku dorastania i cały czas się buntuje, również nie ukrywa swojej niechęci do ojczyma, a także robi wszystko aby opuścić rodzinny dom. Gdy w końcu jej się to udaje, nie jest tak jak sobie to wyobrażała. Jej mąż przynależy do partii, często go nie ma i dużo pije z kolegami, niedługo potem atakuje go choroba, a cały ciężar zostaje na barkach Anny, która musi opiekować się jeszcze córeczką. Matka, córka i wnuczka, każde pokolenie ma swoje prawa, którymi się rządzi. Każda z nich jest inna, a jednak taka sama. Głupota młodzieńcza ma swoje prawa, a mądrość życiowa nadchodzi dopiero z wiekiem. Czy młodzież z tamtych czasów różniła się od młodzieży z XXI wieku? Jakie problemy doświadczyły te trzy kobiety? Jak sobie z nimi poradziły?
To zabawne, zawsze słyszałam od swojej babci, jakie to cudowne dziewczyny i jacy cudowni chłopcy żyli w tamtych czasach. Zawsze byli poukładani, nigdy się nie buntowali, małżeństwo było rzeczą świętą, a cała reszta była niedopuszczalna. Autorka pokazuje nam problemy pokoleniowe w jednej rodzinie. Nie ma tutaj tematu tabu, wszystko jest jasne i klarowne. Jest to swego rodzaju lekcja historii i lekcja wychowawcza, bynajmniej może nią być dla większości młodych kobiet. Można wyciągnąć wiele wniosków i spróbować ustrzec się przed błędami, choć popełnianie błędów jest o wiele prostsze, niż ich uniknięcie, a czasami jest to wręcz niemożliwe.
Marta to dorosła kobieta, które swoje młodzieńcze lata ma już za sobą. Nie może znaleźć wspólnego języka z córką, a ta przy każdej próbie podjęcia rozmów buntuje się co raz bardziej. Mimo to Anna jest bardzo poukładana, ma swoje zasady i wartości, lecz jej wybory nie zawsze są trafne. Bardzo pasuje do niej przysłowie „jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz”. Ciężar i konsekwencje swoich decyzji będzie dźwigała sama, a życie jeszcze kiedyś się jej odpłaci. Jej matka zawsze będzie chciała jej pomóc, niestety nie zawsze będzie mogła to zrobić. Jedyne co jej pozostaje, to być podporą dla córki, ale czy dziewczyna na to zasługuje.
PRL wydaje się dla młodych ludzi odległą epoką. Nigdy się nie zastanawiałam jak było w tamtych czasach naprawdę, znam tylko co nieco z opowiadań babci. W książce znajdziemy parę znaczących różnic między tamtymi czasami a XXI wiekiem. Można zauważyć dużą przepaść, w szczególności patrząc na transport, kiedyś auto mieli nieliczni, a teraz mamy nawet po kilka aut na swoim podwórku. Komunikacja między ludzka również była utrudniona, nie każdy miał telefon, choć z czasem się to zmieniało, pozostawały tylko listy, a dziś bez telefonu komórkowego jak bez ręki. Utrudnienia były nawet podczas podróżowania, wakacje za granicą pozostawały tylko marzeniem, już nie mówiąc o emigracji za pracą czy lepszym życiem. To są takie największe różnice, ale ludzie tak wiele się nie zmienili. Może teraz są inne poglądy, ludzie inaczej myślą, ale problemy zawsze są takie same i zawsze będę, przynajmniej część z nich. Teraz większość problemów to nie temat tabu, są nagłośnione, powszechne, po prostu mówiąc potocznie „normalka”. Dzięki tej książce można się o tym przekonać. Nie jest to zwykła lektura, ma coś w sobie magicznego. Aby zrozumieć o czym pisze trzeba samemu tego doświadczyć.
Niestety książka będzie dostępna tylko jako e-book.Według mnie w przypadku formy tradycyjnej, książka mogłaby trafić do szerszego grona odbiorców. Mimo, że dla mnie e-book nie jest niczym nadzwyczajnym, to nie wyobrażam sobie mojej mamy z czytnikiem w ręku. Po części chodzi o jej wzrok. No cóż, to wybór autorki i nie mi to kwestionować, mam tylko nadzieję, że może kiedyś zmieni zdanie. Trzymam za to kciuki. Książka posiada również bardzo ciekawą okładkę, wręcz można stwierdzić, ze bardzo tajemniczą. Nie zdradza nam ona zbyt wiele, a rozbudza ciekawość. Bynajmniej tak było w moim przypadku.
Książka pisana życiem, może wydawać się nudna i przewidywalna. Ja uważam inaczej. Nie nudziłam się podczas czytania, czułam cały czas ciekawość. Wręcz nie mogłam się od niej oderwać, a jak już byłam zmuszona przerwać czytanie, cały czas o niej myślałam i zadawałam sobie pytanie „co będzie dalej”. Samo zakończenie dało mi niedosyt, chciałam jeszcze. Brakowało mi jakiegoś szczęśliwego rozwiązania, ale czy życie ma takie szczęśliwe zakończenie, a może w większości przypadków, tylko boleśnie nas doświadcza.. Spędziłam cudowne chwile na czytaniu, wiele razy miałam łzy w oczach i mogę stwierdzić, że książka jest genialna i polecam ją każdemu.
Małgorzata Chaładus od 1984 roku mieszka w Szwecji. Tam zaczęła pisać. Jest laureatką wielu nagród w konkursach poetyckich. Urodziła się w Krakowie w 1944 roku, a wychowała w Dzierżoniowie. Jest matką dwóch córek. Z wykształcenia jest biochemikiem, niestety wybór zawodu okazał się dla niej pomyłką i uciekła w zajmowanie się domem i rodziną. W Szwecji znalazła pracę w magazynie Siemensa. Nigdy nie próbowała wrócić do zawodu.
Moja ocena: 10/10
W końcu doczekałam się swojej pierwszej przedpremierowej recenzji. Było to nie lada wyzwanie dla mnie, po części jest to spowodowane tematyką książki. Czytając opis lektury nie miałam żadnych wątpliwości wiedziałam, że to książka dla mnie i muszę ją przeczytać. Za każdym razem kiedy sięgam po pozycję o takiej tematyce, próbuje rozszyfrować i zrozumieć dokładnie, co autor...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-07
Sam tytuł książki można interpretować na wiele sposobów i znaczeń. Tak naprawdę nawet po przeczytaniu słowa od autorki, nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po tej lekturze. Dowiedziałam się dopiero czytając. Autorka wprowadziła mnie w niesamowitą lecz tragiczną historię, tak odmienną od tego, co czytałam do tej pory z pod jej pióra.
Andrzej zainspirowany rozmowami z dziadkiem swojej dziewczyny Lesławem, wyrusza w świat wspomnień, aby odkryć prawdę. Nie są to łatwe wspomnienia, a dotyczą one II Wojny Światowej, Zbrodni Katyńskiej i NKWD. Próbuję odkryć prawdę na temat swoich przodków i ich śmierci. Podczas przeprawy przez wszystkie zapomniane historie, prowadzi bloga i opisuje swoje poszukiwania oraz wspiera innych podczas ich własnych poszukiwań. Czy uda mu się dotrzeć do prawdy i odszukać to, co zapomniane?
Autorka porusza bardzo trudną tematykę, która żyje w każdym z nas. To nasza historia, która nie koniecznie jest do końca wyjaśniona, ale także nie zostanie nigdy zapomniana. Sama autorka podczas pisania, odkryła rodzinne powiązania i prawdę na temat swoich przodków. To jest wręcz niesamowite, że po tak wielu latach, można dojść do prawdy. Pamiętam jeszcze w gimnazjum, moja nauczycielka języka polskiego, zabrała nas na film pt.: „Katyń”. W tedy go nie rozumiałam i mało mnie on obchodził. Ważniejsze było, że na lekcjach nie trzeba było siedzieć, a jednak jest to nasze dziedzictwo narodowe, piętno z przed lat. W tej książce mamy tą historię napisaną od drugiej strony, os strony potomków zamordowanych. Może nie jest to historia napisana ze wszystkimi szczegółami, ale są to urywki wspomnień, wplatane w życie codzienne. Upamiętniające nawet tragiczny lot z kwietnia 2010 roku.
Już dawno nie spotkałam się z taką falą emocji, jaką przekazała mi ta lektura. Ma niecałe sto czterdzieści stron, a zmusza do głębokich przemyśleń. Powoduje zawrót głowy, bo kto by pomyślał, że w tych czasach młodzi ludzie mogą poszukiwać prawdy i zagłębiać się w dawną historię. Książka wywołała u mnie falę łez, które po cichutku spływały po moich policzkach, bo mimo poszukiwań, mamy jeszcze życie codzienne, które jest tu opisane.
Poznajemy Lesława, który kojarzy mi się z takim ciepłym i miłym człowiekiem, dziadkiem, którego każdy z nas sobie wyobraża, po prostu dziadek z prawdziwego zdarzenia. Bardzo przywiązałam się do niego. Za to Andrzej kojarzy mi się z wiernym słuchaczem, kronikarzem, odkrywcą. Ciężko jest to opisać. Brak mi słów, aby wam to przekazać lub opisać to co przeżyłam podczas czytania. Mało jest takich książek, które wywołują tak skrajne emocje. Po przeczytaniu tej lektury musiałam odpowiedzieć sama sobie czym jest dla mnie historia naszego kraju i jak wiele ona dla mnie znaczy.
Czym bardziej zagłębiałam się w strony tej małej książeczki, tym bardziej mnie pochłaniała, co raz bardziej się w to wszystko wciągała, czego konsekwencją było rozbicie na drobne kawałeczki mojej duszy. Wstrząs emocjonalny, to chyba najlepsze określenie mojego stanu. Nie wierzyłam, że mogłabym czegoś takiego doświadczyć podczas czytania, teraz już uwierzyłam. Mętlik w głowie pozostał ogromny. W szczególności, że sama mało wiem na temat swoich przodków. Wiem na pewno, że nie doświadczyli tak okropnego losu, bynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Taka tematyka będzie poruszać jeszcze latami, aby tylko nie została nigdy zapomniana.
Moja ocena: 10/10
Sam tytuł książki można interpretować na wiele sposobów i znaczeń. Tak naprawdę nawet po przeczytaniu słowa od autorki, nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po tej lekturze. Dowiedziałam się dopiero czytając. Autorka wprowadziła mnie w niesamowitą lecz tragiczną historię, tak odmienną od tego, co czytałam do tej pory z pod jej pióra.
Andrzej zainspirowany rozmowami z...
2017-04-15
„Dzikie serca” to kolejna wiosenna propozycja od Wydawnictwa Feeria Young. Tytuł mnie intrygowała, nawet bardzo, w szczególności, że już wcześniej się spotkałam z twórczością autorki i bywało z nią różnie. Wystarczy popatrzeć na moje recenzje serii Program. Dlatego też byłam przekonana, że lektura albo będzie denna, albo niesamowicie mnie zaskoczy. W duchu się modliłam, abym jednak była nią zachwycona. A co najbardziej zdziwiło mnie, gdy książka do mnie przywędrowała, to jej rozmiar. Byłam przygotowana na grube tomiszcze, a dostałam nieco ponad 250 stron. Jedno dla mnie było pewne, jakby na to nie patrzeć, pozycja od samego początku była wielką zagadką.
Jak wygląda piekło? To pytanie codziennie zadaje sobie Savannah, w szczególności, że jej życie jest już piekłem na ziemi…
Savannah kiedyś była zwykłą beztroską nastolatką, teraz mierzy się z problemami, które ją przerastają. Jest z nimi sama i w nikim bliskim nie ma oparcia. Desperacko próbuję zatrzymać przy sobie brata, którego chce jej odebrać ciotka. Matkę już straciła, ojca pogrążonego w alkoholowych oparach również. Został jej tylko mały braciszek, którego za nic w świecie nie zamierza nikomu oddawać, choć wymaga o wiele większej opieki niż jego rówieśnicy.
Przy swoim boku ma tylko dwójkę przyjaciół, którzy również znikają pochłonięci swoimi problemami.
Została sama, choć jest jeszcze Cameron, chłopak z jej klasy, który chce przebić się przez jej skorupę. Tylko ona nie zamierza na to pozwolić. Nie zamierza wpuścić go do swojego życia choćby na milimetr. Czy to słuszna decyzja?
Demony przeszłości o niej nie zapominają, to spotkanie może być bolesne, nie tylko dla Savannah…
Nie spodziewałam się tak przepięknej historii. Jest mocna, refleksyjna i przesiąknięta uczuciami. Nie można tak po prostu o niej zapomnieć. Już nie pamiętam, kiedy wylałam tyle łez, czytając książkę. Spodziewałam się wszystkiego, lecz nie czegoś takiego. Niesamowita książka od autorki, która cały czas potrafi mnie zaskoczyć, w każdy możliwy sposób. Choć patrząc na „Dzikie serca”, a na serię Program, nigdy w życiu bym nawet nie pomyślała, że to wyszło spod pióra tej samej pisarki. To tak jakby Suzanne Young przeszła całkowitą przemianę, poczynając od stylu, a kończąc na najdrobniejszych błahostkach zawartych na stronach tej powieści. Po raz pierwszy w swojej czytelniczej karierze spotykam się z czymś takim.
„Twarz mnie zaczyna mrowić, prawie tak, jakby pytał, czy się z nim umówię, choć tego akurat nie mówi. I nie chciałabym, żeby to zrobił.
Nie – odpowiadam. - Nie mam chłopaka. Ostatniego dźgnęłam.”
Savannah to dziewczyna, która według grona specjalistów posiada problemy z kontrolowaniem gniewu. Kiedyś przebiła ołówkiem rękę swojego chłopaka, teraz ponosi konsekwencje tego czynu. Mimo wielu przeciwności nie poddaje się, uparcie dąży do swojego celu. Robi dobrą minę do złej gry. Bez wsparcia innych każdego dnia próbuje udowodnić swoją wartość. Nie jest też w stu procentach złotą dziewczynką, swoje za uszami ma i dobrze o tym wie, że mogłaby popaść przez to w poważne tarapaty. Nie dopuszcza do swojego życia nowych osób, otoczyła siebie twardą skorupą i desperacko odstrasza od siebie każdego. Boi się tego, co mogłoby się stać, kiedy wpuściłaby kogoś do swojego małego nieprzyjaznego świata. Czy słusznie się obawia?
„Kto ci to zrobił? - pyta z czułością Cameron.
Kręcę głową, odmawiając odpowiedzi. Nie chcąc się przyznać, jak bardzo się boję.
To był tamten dupek z furgonetki? - naciska. - Znasz go?
Nie jestem w stanie odpowiedzieć, bo wybucham płaczem. Wciąż jeszcze czuję na twarzy oślizgły język Patricka. Jego rękę na moim tyłku. Policzki bolą. Retha i Travis wyjechali i nikt mnie przed nim nie obroni. On mnie zabije.”
„Dzikie serce” to taki kubeł zimnej wody. Jeśli wydaje ci się, że twoje życie jest do dupy i nikt gorzej od ciebie nie ma, weź do ręki tę książkę, a zobaczysz, że wcale tak nie jest. To taka bardzo dobra lekcja życia dla „pępków świata”, zbuntowanych nastolatków i innych ciężkich przypadków. Mądra i pouczająca lektura, która pozostawia po sobie wielkie wrażenia. Aż ciężko uwierzyć, że na tak niewielu stronach autorce udało się zawrzeć tyle emocji, nie wspominając już o samym przesłaniu, które niesie za sobą. To powinna być lektura obowiązkowa w szkołach! Może choć część dzieciaków udałoby się wyprowadzić na prostą albo po prostu uchronić przed głupotami, które chcą popełniać. Ale to by było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.
Lektura pochłonęła mnie całkowicie, za nim zdążyłam się zorientować, byłam już na ostatniej stronie, a przecież wydawało mi się, że minęło dopiero z dziesięć minut. Czytałam, czytałam i jeszcze raz czytałam, nic więcej nie było mi do szczęścia potrzebne. Żadne przekąski, herbatki, soczki, czy króciutkie przerwy na toaletę. Byłam ja i były „Dzikie serca”. Lektura idealna na te szare i depresyjne popołudnia, których teraz jest tak dużo przez tę pogodę za naszymi oknami. Uwierzcie mi, jeden wieczór wystarczy, aby zmienić sposób, w jaki postrzegacie świat. Już dawno żadna książka tak mną dogłębnie nie wstrząsnęła. I pewnie za nim natrafię na choć trochę podobną lekturę, upłynie sporo wody w rzece…
Moja ocena: 10/10
„Dzikie serca” to kolejna wiosenna propozycja od Wydawnictwa Feeria Young. Tytuł mnie intrygowała, nawet bardzo, w szczególności, że już wcześniej się spotkałam z twórczością autorki i bywało z nią różnie. Wystarczy popatrzeć na moje recenzje serii Program. Dlatego też byłam przekonana, że lektura albo będzie denna, albo niesamowicie mnie zaskoczy. W duchu się modliłam,...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-06
I - 1.07.2013
II - 6.09.2014
http://recenzjemystic.blogspot.com/2014/10/becca-fitzpatrick-finale.html
Nie byłam pewna kiedy będę mogła po raz kolejny przeczytać ostatnią cześć przygód Nory i Patcha. Nastąpiło to jednak szybciej niż się tego spodziewałam, pokusa była bardzo silna i nie mogłam się jej oprzeć. W ten sposób mogę zakończyć „Sagę Szeptem” swoja ostatnią recenzją, może kiedyś powrócę do niej i przeczytam ją jeszcze raz…
Nora ma duży problem odkąd przejęła dowództwo nad armią Nefilów. Chaos, który powstał nie pomaga dziewczynie w utrzymaniu stanowiska. Wojna jest blisko, a ona musi wybrać, albo Patch, albo Nefile. Została celem dla Upadłych Aniołów, a na dodatek Marcie się do niej wprowadziła. Kłamstwa się powielają, nie wiadomo komu ufać żeby przetrwać nadchodzący Cheszwan… Jak postąpi Nor, czy uda się jej przetrwać? Po której stronie się określi i jakie konsekwencje poniesie?
To już koniec całej tej historii, choć mogłaby dla mnie wiecznie trwać. Wątek miłosny zawarty w tej serii, to marzenie wielu dziewcząt, która by nie chciała takiego Patcha, cóż, pozostaje tylko marzyć…
W tej ostatniej części, cała akcja nabiera jeszcze większego tępa. Napięcie jest niemal namacalne. Wszystko toczy się wokół przetrwania. Jak pogodzić obietnicę, którą się zawarło i nie narazić się żadnej ze stron? Jak dotrzymać obietnicy, aby nie stracić życia? Ciężkie wybory, które musi dokonać Nora są niekiedy okrutne…
„Finale” spełnia wszystkie oczekiwania, nawet te najmniejsze, nie można się nudzić, a nasza ciekawość zostaje zaspokojona pod sam koniec. Kłamstwo i matactwo to już normalne zjawisko, ale pojawia się także chwila na miłość. Smutek zagląda do naszych serc, bo niestety ale śmierć zbiera swoje żniwa. Łzy same lecą po policzkach i nie chcą się zatrzymać. Czego można chcieć więcej? Chyba niczego oprócz szczęśliwego zakończenia. Emocje po tej części są na skraju wytrzymałości. Rozdarcie psychiczne jest nie do zniesienia. Autorka zaserwowała prawdziwą bombę zegarową, która jest bardzo wybuchowa, a jej okiełznanie jest nie możliwe. Jak zakończenie to tylko z hukiem.
Mam nadzieję, że nie jest to moje ostatnie spotkanie z autorką. Dla mnie jest ona genialna. Mam także cichą nadzieję, na chociaż krótkie opowiadanie o Norze i Patchu. Wielki niedosyt, który pozostał, na pewno nie zostanie zaspokojony. Ja chcę więcej! Wręcz potrzebuje więcej. Jak to możliwe, że autorka pozostawiła swoich czytelników tak bardzo nienasyconych? Może wydawać się, że piszę głupoty, ale nie można nazwać tego wszystkiego inaczej… Po tej historii wszystko traci swój blask i jest takie zwyczajne. Czy kiedyś się to zmieni?
Mamy kolejną dużą zmianę głównej bohaterki, która rozpoczęła się już w poprzedniej części, a tu osiągnęła punkt kulminacyjny. To już nie ta sama dziewczyna. Zmieniła się na gorszę, ale jest dla niej mała iskierka nadziei w postaci wyrzutów sumienia. Ta odmiana jest bardzo ciekawym doświadczeniem, które dodaje wiele plusów i realności całej sytuacji, choć jej słownictwo jest dalej bardzo ubogie i w niektórych momentach powinno być bardziej wyszukane, bo przez to jej wypowiedzi staja się nie raz sztuczne.
Brakowało mi także jakiegoś „bum”, które pokazałoby przemianę z człowieka w Nefila. Ten wątek był spłycony i w sumie w ogóle nie zaakceptowany. Jej nauka również była bardzo szybka, ale to chyba ze względu na to, że znała możliwości Nefilów i wiedziała czego może oczekiwać od siebie, trening również czyni mistrza. Patch zrobił się bardzo nadopiekuńczy, co troszkę było irytujące, ale z drugiej strony było bardzo uzasadnione.
Moja ocena: 10/10
I - 1.07.2013
II - 6.09.2014
http://recenzjemystic.blogspot.com/2014/10/becca-fitzpatrick-finale.html
Nie byłam pewna kiedy będę mogła po raz kolejny przeczytać ostatnią cześć przygód Nory i Patcha. Nastąpiło to jednak szybciej niż się tego spodziewałam, pokusa była bardzo silna i nie mogłam się jej oprzeć. W ten sposób mogę zakończyć „Sagę Szeptem” swoja ostatnią...
2016-07-12
Niektóre serie potrafią ciągnąć się w nieskończoność, są pisane na siłę, wyłącznie dla zysku. Sama znam kilka takich tasiemców, które powinny zakończyć się po góra trzech tytułach. A w moich rękach właśnie leżał czwarty tom przygód Gregora. Możecie się tylko domyślać, ile myśli krążyło w mojej głowie. Byłam pełna obaw, tylko dlatego, że w bardzo prosty sposób autorka mogła zniszczyć czytelnikowi radość z czytania, naciąganiem tej historii, po to, tylko aby coś napisać. Jednak nie mogłam oceniać lektury, przez pryzmat wcześniejszych niepowodzeń z innymi powieściami. Musiałam dać jej szansę. A jaki był tego rezultat?
Kilka miesięcy temu Gregor i Botka wrócili z Podziemia, teraz wracają tam tylko po to, aby odwiedzać chorą mamę i przyjaciół. Nie ma żadnej przepowiedni, można cieszyć się wolnością. Ale…
Jeden znak, korona Luksy, zaburza ten spokój. Wygląda na to, że chrupacze potrzebują pomocy. Zwiadowcza wyprawa pod przykrywką pikniku przeradza się w dramat. A dziecięca piosenka, okazuje się kolejnym proroctwem. Po raz kolejny Gregor i przyjaciele z Podziemia muszą walczyć o życie.
Jaki los czeka chrupaczy, a może także i ludzi? Kto jest winowajcą całego zamieszania?
Gdzie został popełniony błąd i dlaczego każdy unika odpowiedzi na pytania Gregora?
„Gregor skierował wiązkę światła ku wylotowi tunelu, spodziewając się trochę większego szczurzątka niż przed kilkoma miesiącami. Ujrzał natomiast ponad dwumetrową górę białego futra.”
Wow. Kolejny raz jestem pełna podziwu dla autorki. Nie spodziewałam się, że mimo już czwartej części przygód młodego wojownika, będę tak bardzo zaskoczona. Czytałam i nie mogłam się oderwać, każda kolejna strona przybliżała mnie do końca, a ja nie chciałam, aby ta książka się skończyła. I teraz będę musiała znów czekać, aby w moje ręce trafił ostatni tom. A czekania jest najgorsze. W szczególności, że lektura została przerwana w tak ważnym momencie, przez co jestem rozdarta i czuje się niepełna. A wszystkie znaki wskazują na to, że jeszcze wiele się wydarzy. Pozostaje mi tylko uzbroić się w cierpliwość, co będzie bardzo trudne.
„Dochować tajemnicy, ukrywać coś, odkrywać tajemnicę, wiedzieć, że tajemnica istnieje i czyha gdzieś tam w ciemnościach – to wszystko było bardzo męczące.”
Chrupacze do tej pory radziły sobie same. Od zawsze musiały godzić się ze swoim losem, kiedy to były przeganiane z jednych terenów na drugie. Zębacze zawsze nimi gardziły i spychały na margines. Teraz jednak jest inaczej, coś się zmieniło. Myszy po prostu znikają, nie ma po nich śladu. Aby dowiedzieć się, co tak naprawdę się wydarzyło, trzeba zagłębić się w najbardziej odludne i niebezpieczne tereny Podziemia. Luksa zawdzięcza im życie i nie zostawi ich w potrzebie.
„Tańczy królowa, tańczy,
Jasność z ciemnością walczy.
Złoto błyszczy, żarem się mieni.
Mama, tata, siostra, brat
Opuszczają ten nasz świat.
Czy ich los się na lepsze odmieni?”
Suzanne Collins nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Nie mam pojęcia, skąd ona czerpie te wszystkie pomysły. Ja na jej miejscu już dawno bym miała pustkę w głowie, a ona wciąż mnie zaskakuje. Już boje się pomyśleć, co przygotowała dla czytelników na zakończenie tej serii. Pewnie pomyślicie, że mam cos z głową, bo główną grupą odbiorców powinno być młodsze pokolenia. Nie zapominajcie jednak o tym, że autorka ma swój bardzo oryginalny styl, powiedziałabym nawet, że jest on bardzo krwawy, dlatego osoby także w moim wieku mogą być pod wrażeniem przygód Gregora. Zresztą, zawsze będę powtarzać, każdy z nas ma w sobie dziecko, wystarczy je tylko obudzić i dać mu dojść do głosu.
„Gregor i tajemne znaki” to przede wszystkim lektura, która ukazuje nam konsekwencje podjętych decyzji. Odkrywa przed nami kolejne aspekty życia w Podziemiu, a także poznajmy nowe istoty, które w nim się znajdują. Widzimy jak mylne, mogą być niektóre przekonania, a proste rzeczy mają wielkie znaczenie. Natury i przeznaczenia nie da się oszukać, jednak wielu rzeczy można było uniknąć dzięki szczerości. Przygody Gregora, nie tylko pozwalają nam spędzić miły czas z lekturą, ale także nas uczą, pokazują wartości, którymi powinniśmy kierować się w życiu. Dlatego są one idealne dla dzieciaków, ale dorośli czasami zapominają o takich „pierdołach” dlatego warto, choć na chwile znów stać się dzieckiem i sobie przypomnieć, co tak naprawdę jest dla nas ważne.
Podsumowując: „Gregor i tajemne znaki” to książka, przy której nie można się nudzić. Od samego początku akcja nabiera tempa. Cały czas towarzyszy dreszczyk emocji, który nie pozwala na oderwanie się od lektury. Nie znajdziemy tutaj cukierkowej krainy, a realistyczny i przerażający świat. Ujrzymy wiele drastycznych scen, ale podejrzewam, że to i tak cisza przed burzą. Najlepsze dopiero ma nastąpić.
Moja ocena: 10/10
Niektóre serie potrafią ciągnąć się w nieskończoność, są pisane na siłę, wyłącznie dla zysku. Sama znam kilka takich tasiemców, które powinny zakończyć się po góra trzech tytułach. A w moich rękach właśnie leżał czwarty tom przygód Gregora. Możecie się tylko domyślać, ile myśli krążyło w mojej głowie. Byłam pełna obaw, tylko dlatego, że w bardzo prosty sposób autorka mogła...
więcej mniej Pokaż mimo to2004-01-01
2008-01-01
Szczerze mówiąc, nie wiedziałam czego mogę się spodziewać, po tej książce. Jej opis jest bardzo ciekawy i bardzo zachęca do sięgnięcia po lekturę. Więc w końcu się przełamałam i napisałam do autora, czy byłaby możliwość otrzymania egzemplarza, żebym mogła ją zrecenzować. Za co bardzo dziękuję autorowi, że się zgodził. Czy było wart? Ależ, oczywiście że TAK!
Arlin jako mała dziewczynka uwolniła wiedźmę z niewoli. Ta, z wdzięczności pozostawia jest tajemniczy pierścień, który ma użyć kiedy będzie potrzebowała pomocy.
Owy pierścień staje się obsesją dziewczyna, nawet gdy już jest mężatką. Ale gdy pierścień jest ostatnią deską ratunku… Okazuję się, że czarownica nie kłamała. Zjawia się wraz Z Księciem Cienia i ratują dziewczynę wraz z mężem i jej ojcem z niewoli.
Od tej pory żyją w całkiem innym świcie. Gdzie nie ma wojny i konfliktów. Za to jest nie wiele mieszkańców i tylko jedna osada. A czas nie stanowi żadnej wartości, mają przed sobą wieczne życie.
Sielanka nie trwa wiecznie. Po dwudziestu latach ucieczki z ziemi coś zaczyna się tam dziać. Książę Cienia zapada w klątwę snu i tylko dzięki umiejętnością Szeramis udało się dowiedzieć, że zło czai się na ziemi. Jeśli nie zareagują ich świat może przestać istnieć. Czas rozpocząć walkę z upiorem, który pustoszy wszystko co stanie mu na przeszkodzie, a jego moc jest potężna. I nie ma dla niego przeciwnika, którego nie mógłby pokonać. Czy uda się im ocalić ludzi i siebie? Jakie straty poniosą w tym starciu?
Mam kilka swoich słabości, jeśli chodzi o tematykę. Tutaj, przypomniałam sobie okres swojego dzieciństwa, pierwszym komputerów i gier. Wywołało to ogromny uśmiech na mojej twarzy. Uwielbiam czytać książki z gatunku fantastyki i zawsze będą one moją miłością. „Arlin” jest taką książka, którą długo nie będę mogła zapomnieć. I zastanawiam się czy w ogóle można byłoby liczyć na jaką kolwiek kontynuację. Ale to tyko moje małe marzenia…
Jedyny minus bynajmniej dla mnie, to język. Niestety dla mnie był po prostu wkurzający i trzeba było o wiele bardziej się skupić na czytanych słowach, bo nie każde można było zrozumieć, a później trzeba było powracać i sprawdzić czy dobrze się przeczytało. To taka moja mała uwaga.
Muszę ostrzec, książka wciąga bez opamiętania. Bardzo ciężko jest się z niej wyrwać. Bajeczne opisy, ale również i te które wymagają zawarcia logiki i strategii, urozmaicają lekturę. Tak szczerze to podziwiam autora za tak dobrze rozegraną taktykę. Wymagało to nie lada wyczynu.
Jeśli chodzi o bohaterów Arlin podbiła moje serce. Nie jest to dziewka, która płacze i mdleje. Za to jest bardzo silna i z uporem dąży do celu. Nie boi się przeciwstawić wrogowi i walczy jak nie jeden facet. Szeramis jest kobietą która z pozoru wydaje się słaba, ale pokazuje swoje pazurki. Potrafi samym spojrzeniem odstraszyć, a swoją mocą zabija swoich wrogów. Sama nawet nie wie jaki ma potencjał i jakie moce w niej drzemią. Czy się o tym dowie? Może tak, może nie. Za to bardzo kibicowałam jej i jej ukochanemu, a nim był Książe Cienia. Niestety on ciągle rozpamiętywał swoją zmarłą ukochaną. Czy otworzy się na nowe uczucie?
O tej książce mogłabym mówić i mówić. Ale z każdym słowem pewnie bym co raz więcej wam zdradzała , a to odebrałoby wam przyjemność czytania. To jest książka z którą warto się zapoznać i czasami nie próbujcie jej omijać, bo dużo stracicie.
Dziękuję raz jeszcze autorowi za możliwość przeczytania „Arlin” i przepraszam, że tak długo musiał czekać na recenzję. Niestety kłopoty rodzinne sprawiły, że zamiast maksimum dwóch dni, czytałam ponad tydzień. Cóż nie jestem z tego zadowolona, ale top jest książka, do której można ciągle wracać i czytać jeszcze raz i kolejny, i wątpię żeby mi się to znudziło.
Moja ocena: 10/10
Szczerze mówiąc, nie wiedziałam czego mogę się spodziewać, po tej książce. Jej opis jest bardzo ciekawy i bardzo zachęca do sięgnięcia po lekturę. Więc w końcu się przełamałam i napisałam do autora, czy byłaby możliwość otrzymania egzemplarza, żebym mogła ją zrecenzować. Za co bardzo dziękuję autorowi, że się zgodził. Czy było wart? Ależ, oczywiście że TAK!
więcej Pokaż mimo toArlin jako mała...