-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać4
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2020-06-16
2017-08-09
2018-04-06
2017-02-22
2017-08-15
2017-12-25
2017-12-24
2017-12-22
Nic nie zrobiłeś? Nie szkodzi. Nie pomogą tłumaczenia, że nie jesteś winny, że to nie Ty. Masz proces. I, niezależnie od tego, co zrobisz, Proces zostanie z Tobą już na zawsze. Może Ci się wydawać, że się od niego uwolniłeś, ale to tylko złudzenie. Ty masz Proces, a Proces ma Ciebie.
Pozbierałam się. Po trzech dniach od zakończenia lektury "Procesu" czuję się w końcu na siłach, by cokolwiek o tej książce napisać, by spróbować się nieco w stosunku do niej zdystansować. Kafka ze swoją wizją świata wbił mi się klinem w głowę i czuję, że szybko jej nie opuści. Wielki mentalny kac i wielki zachwyt – tak najłatwiej opisać to, co czuję z związku z tą powieścią. A dlaczego?
W skrócie o fabule – Józef K., typowy everyman, jest przekonany, że niczym nie zawinił. Mimo to pewnego poranka do jego domu wdziera się dwóch urzędników, którzy informują go, że właśnie został aresztowany. Co nie oznacza to bynajmniej, że jego swoboda fizyczna zostaje ograniczona – K. może nadal pracować w banku i wykonywać swoje codzienne czynności. Jednocześnie musi jednak cały czas pozostawać w gotowości, oswoić się z myślą, że proces może wtargnąć w jego życie w każdej chwili, a jego rutyną staną się niespodziewane przesłuchania czy dziwaczne wizyty w kancelarii. Z biegiem czasu życie głównego bohatera coraz mniej jest życiem właśnie, a coraz bardziej – gorączkowymi próbami wybrnięcia z procesu, zapewnienia pomyślnego jego zakończenia, czy choćby powstrzymanie go na tyle, na ile jest to możliwe.
"Proces" przygniata atmosferą. Ciężką i ponurą, choć absurdalną. Nie od parady niepokojący, nierealny klimat strachu i osaczenia nazywa się właśnie kafkowskim. Jest surrealistycznie, jest przerażająco, choć jest też chwilami, co przeraża jeszcze bardziej, zaskakująco znajomo. Bo choć koszmarna, wizja Kafki jest nam bliższa, niżbyśmy tego chcieli.
Na pierwszy rzut oka powieść ta to coś w stylu orwellowskiego "Roku 1984", powieść o bezradności człowieka w starciu z potężną siłą systemu, o totalitaryzmie i wszechobecnej biurokracji. Im bardziej jednak zagłębiamy się w przygnębiającą rzeczywistość według Kafki, tym więcej rodzi się pytań, tym więcej możliwych interpretacji zostaje nam w głowie. Tym bardziej, że przecież nie całość "Procesu" trafiła w nasze ręce – znamienny jest dopisek o treści rozdział powyższy pozostał niedokończony. Kto wie, co jeszcze miało znaleźć się w tej powieści i jakie nowe możliwości zrozumienia jej by przed nami otworzyło, a jakie drzwi zamknęło na zawsze? "Proces" to powieść – worek z której, zależnie od czasu, miejsca i nastroju wyciągniemy z każdym razem coś innego. Z tego miejsca chcę więc pozdrowić mamę, tatę i ciocię, a do wszystkich byłych i przyszłych czytelników "Procesu" zaapelować – dajcie sobie wolność myślenia! Nie ograniczajcie się do sposobu postrzegania tej powieści jaki został Wam narzucony przez szkoły czy jakiekolwiek inne autorytety, a wtedy może odkryjecie w tej klasycznej powieści coś zupełnie nowego.
Kafka chciał, by jego niewydane książki i listy zostały po śmierci spalone. Całe szczęście, że przyjaciel, któremu zlecił to zadanie okazał się przyjacielem nieposłusznym – w przeciwnym bowiem razie nigdy nie cieszylibyśmy się między innymi właśnie "Procesem" i, uwierzcie, byłaby to dla ludzkości spora strata. Ale skoro już tą powieść mamy, korzystajmy z niej. Nawet nie dlatego, że to klasyka, a jako klasykę wypada ją znać, czy przynajmniej udawać, że się zna, ale po prostu dlatego, że może być to dla nas Książka przez duże K – taka, która na stałe zostaje w myślach, która kształtuje i wzbogaca. Polecam.
Więcej różności na czymkolwiek.blogspot.com
Nic nie zrobiłeś? Nie szkodzi. Nie pomogą tłumaczenia, że nie jesteś winny, że to nie Ty. Masz proces. I, niezależnie od tego, co zrobisz, Proces zostanie z Tobą już na zawsze. Może Ci się wydawać, że się od niego uwolniłeś, ale to tylko złudzenie. Ty masz Proces, a Proces ma Ciebie.
Pozbierałam się. Po trzech dniach od zakończenia lektury "Procesu" czuję się w końcu na...
2017-11-25
2017-11-24
2017-11-18
2017-11-11
2017-11-01
2017-10-30
2017-10-29
2017-10-04
2017-10-29
2017-10-29
2017-10-03
2017-10-28
Powieść Lauren Groff. O hippisach. Szczerze wątpię, czy jest coś, co opróżniłoby mój portfel równie szybko. Bo muszę się Wam do czegoś przyznać, najlepiej już na wstępie - zakochałam się w stylu autorki Fatum i furii nieprzytomnie, do tego stopnia, że brałabym w ciemno czegokolwiek by nie napisała, a Arkadia tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że słusznie czynię. Więc jeśli po obiektywizm - nie tędy, to będzie recenzja w stu procentach subiektywna, zresztą chyba o to w tym recenzowaniu chodzi, prawda?
Lutek jest w swoim miejscu zamieszkania niemal żywą legendą - pierwszym dzieckiem urodzonym w hippisowskim raju, nieskażonym złem zewnętrznego świata, od samego początku wychowywanym w komunie. Tak, w komunie, bo właśnie tam toczy się akcja Arkadii, a przynajmniej pierwszej jej połowy. Bo żaden sen nie trwa wiecznie i sen zwany przez swoich mieszkańców Arkadią też ostatecznie musi się skończyć; zabija go przeludnienie, narkomania, alkoholizm i brak wyraźnych zasad. Pytanie brzmi, jak w nowej dla nich rzeczywistości odnajdą się wychowane w Arkadii dzieci z Lutkiem na czele?
Jedną z największych zalet tej powieści jest narracja - niby trzecioosobowa, ale prowadzona z tak bliska, jak jest to tylko możliwe, prawie jakby z ramienia bohatera. Dzięki temu od samego początku niezwykle łatwo jest nam się z Lutkiem utożsamić i świetnie rozumiemy go jako bezkrytyczne dziecko, potem jako nastolatka, a w końcu jako dorosłego, który próbuje zmierzyć się ze wspomnieniem Arkadii. Mimo tej swojej trzecioosobowości, nie jest to też narrator wszechwiedzący, a przynajmniej nie dzieli się swoją wszechwiedzą z czytelnikiem, wręcz przeciwnie - wiemy tyle, ile mały Lutek, a czasem jeszcze odrobinę mniej. Z jednej strony jest to interesujące, z drugiej jednak czasami wkrada się w powieść pierwiastek chaosu i zdarza się, że trudno jest się zorientować, co właściwie dzieje się w danym momencie.
Trzeba przyznać, że skaczemy w czasie nieludzko - powieść zaczyna się w latach 70., kończy w 2018 - i zdawałoby się, że w tym szaleństwie jest metoda, ale po drodze umyka jeden dość ważny element. Otóż, w pewnym momencie Arkadia upada i Lutek musi radzić sobie w zewnętrznym świecie, dostosować do nowych, nieznanych mu warunków. Opis tego właśnie i rozterek człowieka, którego cały świat obrócił się o 180 stopni mógłby być ciekawy, mógłby być poruszający, ale właśnie... Mógłby, bo go w Arkadii fizycznie nie ma. Ta chwila została w powieści zupełnie pominięta i nagle widzimy Lutka kilka lat później, już z córką. A potem pędzimy jeszcze bardziej i zwolnienie tempa następuje dopiero na ostatnich kilkunastu stronach. Gdzie się podział cały ten czas?
Mimo tej usterki, Arkadia czaruje - bogactwem odniesień, delikatnością narracji, a w końcu; subtelnym przedstawieniem samej Arkadii, marzenia kilkudziesięciu osób, utopii, która stopniowo zmienia sie w dystopię. A może utopią nigdy nie była? Niedookreślona, efemeryczna, w wyobrażeniu każdego z jej mieszkańców jest ona czymś innym, wypartym, a jednak definiującym całe ich późniejsze życia. Powieść Groff pozwala znaleźć punkt zaczepienia do rozważań o całym tym beatnickim zamieszaniu - przedstawia coś, pokazuje pewne postawy, ale nie ocenia, rzuca pytaniem: dlaczego to poszło źle? i nie odpowiada.
A to ostatecznie nie jest powieść tylko o tym, bo jest też o miłości, o smutku (o depresji nawet), o życiu w ogóle. I mnie tym swoim rajskim bogactwem urzekła absolutnie, mimo paru usterek. To dojrzałe (choć wbrew temu, kiedy ukazuje się u nas, jest od Fatum i furii wcześniejsze), zaskakujące swoją złożonością dzieło. Co najlepsze, wygląda też przepięknie, a wiadomo powszechnie, że ładne książki czyta się lepiej. Cóż więc więcej - bierzcie to i czytajcie, na osłodę skołatanych literackich serduszek. A gdyby się zdarzyło, że, skończywszy, nie będziecie aż tak, jak ja zachwyceni - napiszcie mi, chętnie porozmawiam.
Toto ukazało się także na czymkolwiek.blogspot.com. Zapraszam po więcej!
Powieść Lauren Groff. O hippisach. Szczerze wątpię, czy jest coś, co opróżniłoby mój portfel równie szybko. Bo muszę się Wam do czegoś przyznać, najlepiej już na wstępie - zakochałam się w stylu autorki Fatum i furii nieprzytomnie, do tego stopnia, że brałabym w ciemno czegokolwiek by nie napisała, a Arkadia tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że słusznie czynię. Więc...
więcej Pokaż mimo to