-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński38
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant978
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2016-05-13
2016-07-20
2016-01-30
2014-01-19
2012-12-30
To nawet nie jest tak, że warto przeczytać. To bardziej jest tak, że trzeba. Nawet jeżeli nie całość, to chociaż fragmenty.
Na tym tekście opiera się kultura i często nieświadomie czerpiemy z niego pełnymi garściami.
To nawet nie jest tak, że warto przeczytać. To bardziej jest tak, że trzeba. Nawet jeżeli nie całość, to chociaż fragmenty.
Na tym tekście opiera się kultura i często nieświadomie czerpiemy z niego pełnymi garściami.
2018
2016-04-30
2010-11-01
Od razu zaznaczam, że to nie jest zwykła lektura dla odstresowania. Przynajmniej dla mnie, mimo najszczerszych chęci się w nią zaangażowałam. W porównaniu z literaturą uzupełniającą i podręcznikami akademickimi, pikuś. Dwa dni i po sprawie.
Głównym bohaterem jest ksiądz Groser, który zmaga się z podwójnym powołaniem, pisze i tym pisaniem ściąga na siebie burzę z piorunami. Przeciw niemu występuje biskup i lokalny potentat, a właściwie najpierw biznesmen i w ślad za nim biskup. Ale zanim to, to autor przedstawia nam całą paletę ludzkich zachowań. Poznajemy księdza alkoholika, niedoszłego samobójcę, sekretarza kurii, romansującego z przebojową właścicielką firmy, proboszcza "zesłanego" na wiejską parafię i (tylko listownie) księdza wysłanego na misję "za karę", który paradoksalnie dopiero tam odnalazł sens życia. I oczywiście samego Grosera, który jest trochę zbyt idealny, czasem razi jego misja zbawienia świata wszelkimi możliwymi sposobami, jego chęć znalezienia wspólnego języka ze wszystkimi. Mimo wszystko jest to bohater, którego się lubi, może dlatego, że zawsze wszytko gubi i żyje w ciągłym chaosie?
Historia napisana zgrabnie, wciąga. Pomijając sprawy bieżące (chyba na rok 2002 - atak terrorystyczny na Nowy Jork, sprawa abpa Paetza, spór o Radio Maryja) to mamy do czynienia z panoramą ludzkich zachowań. Prawda, że w większości księży, ale nie tylko. Można albo trochę zrozumieć działania duchownych, albo samemu utożsamić się z bohaterami. Polecam jedno i drugie, dla podtrzymania równowagi w przyrodzie.
Mimo opinii wielu ludzi, którzy zapewniają, że to literatura, która szybko przeminie stwierdzam, że mi się podobała. Dla mnie będzie aktualna jeszcze długo, może do czasu zmiany realiów, ale to raczej szybko nie nastąpi.
Od razu zaznaczam, że to nie jest zwykła lektura dla odstresowania. Przynajmniej dla mnie, mimo najszczerszych chęci się w nią zaangażowałam. W porównaniu z literaturą uzupełniającą i podręcznikami akademickimi, pikuś. Dwa dni i po sprawie.
Głównym bohaterem jest ksiądz Groser, który zmaga się z podwójnym powołaniem, pisze i tym pisaniem ściąga na siebie burzę z piorunami....
2017-07-14
2010-08-01
Za czytanie jej zabierałam się długo. Minął rok, dwa, trzy lata i nic. Aż nagle przyszedł piękny lipcowy dzień, w którym sięgnęłam po to obszerne tomisko. Nie żałuję tygodni nad nią spędzonych :)
Jak już wspomniałam książka zajmuje sporo miejsca. W każdym razie zrobiła na mnie wrażenie kiedy jeszcze byłam uczennicą szkoły podstawowej. Około 630. stron tekstu plus zdjęcia, wykaz poległych i indeks nazwisk mogą zniechęcić, ale nie powinny.
Na początek proponuję przejrzenie fotografii, których jest naprawdę sporo. Odniosłam wrażenie, że one uczłowieczają wojnę. Z reguły wojna to coś co jest daleko lub wydarzyło się dawno, kilka stron w podręczniku i statystyki. A tu poszczególni ludzie, młodsi i starsi, szeregowi na równi z dowódcami. Są też krajobrazy zniszczonej w czasie walk okolicy, sceny z przygotowań do bitwy, życie codzienne w obozie.
Potem nic tylko przejść do tekstu. To nie praca naukowa, więc nie ma w niej niezrozumiałych dla przeciętnego zjadacza chleba wyrazów i sformułowań. Są za to liczby i terminologia wojskowa, ale tak zgrabnie wplecione w narrację, że stają się walorem a nie przeszkodą w czasie czytania.
Autor - mistrz reportażu postarał się, aby czytelnika nie zanudzić na śmierć. To prawda, że lektura może być męcząca, ale tylko jeśli będzie się chciało przeczytać zbyt dużą część książki w bardzo krótkim czasie. Mimo wszystko nie jest to lektura na jeden wieczór i wymaga od czytelnika odrobiny wysiłku intelektualnego.
Narracja rozpoczyna się od momentu gdy Polacy zaczynają przygotowywać kolejny szturm na wzgórze. Nie ma tu klasycznej fabuły, bohaterowie zmieniają się często, znikają z kart książki przez naturalną selekcją, z reguły ponosząc śmierć. Każdy rozdział to opowieść o jednej jednostce wchodzącej w skład II Korpusu lub relacja z fragmentu działań zbrojnych.
Każdy rozdział podzielony jest na mniejsze partie tekstu, ułatwia to czytanie i oczywiście służy odnajdywaniu informacji i szukanego wydarzenia.
Uwielbiam historię, więc Bitwa o Monte Cassino przypadła mi do gustu. Ale oprócz historii (prawdę mówiąc podręcznikowej historii jest w niej niewiele) można odnaleźć w niej ludzkie historie, dramaty, cierpienie, radość z każdego przeżytego dnia a także przedstawienie sytuacji szeregowych żołnierzy niemieckich, którzy żyli niekiedy w gorszych warunkach niż Armia Polska gnieżdżąc się w zabudowaniach klasztornych.
Za czytanie jej zabierałam się długo. Minął rok, dwa, trzy lata i nic. Aż nagle przyszedł piękny lipcowy dzień, w którym sięgnęłam po to obszerne tomisko. Nie żałuję tygodni nad nią spędzonych :)
Jak już wspomniałam książka zajmuje sporo miejsca. W każdym razie zrobiła na mnie wrażenie kiedy jeszcze byłam uczennicą szkoły podstawowej. Około 630. stron tekstu plus zdjęcia,...
2011-04-27
Głównym jej tematem jest to, że wszystkie mity, święte opowieści i historie, na których oparte są religie mają ten sam schemat. Być może różnią się pewnymi szczegółami, czasem są w ogóle do siebie niepodobne, ale autor udowadnia, że w różnych kulturach różne rzeczy mogły oznaczać dokładnie to samo.
Tę strukturę nazywa monomitem, mającym to do siebie, że zawsze zaczyna się podróżą bohatera, który podróżuje w różnym celu a czasem też bez konkretnego celu, lecz zawsze droga prowadzi go do tajemniczego, magicznego dziwnego świata. Tam zaś musi wykonać szereg zadań i przejść określone próby, aby osiągnąć stan samowiedzy lub otrzymać umiejętności czy magiczne przedmioty. Potem następuje moment decyzji o powrocie do zwyczajnego świata i dzieleniu się tym co się dostało z resztą ludzi lub o zachowaniu tego wszystkiego dla siebie.
Dużym plusem jest przywoływanie fragmentów lub całości mitów i opowieści z całego świata. Co prawda autor skupia się głownie na Buddzie, Mojżeszu, Jezusie, Ozyrysie i Prometeuszu, ale korzysta też z dorobku kultur australijskich, afrykańskich i azjatyckich takich jak bohaterowie kaukascy i pierwotne mitologie chińskie.
Campbell korzystał z prac Zygmunta Freuda (szczególnie jeśli chodzi o kompleks Edypa), Carla Junga (postacie archetypów i nieświadomość kolektywna), Arnolda van Gennepa (trzy fazy rytuałów przejścia). A także etnografów Jamesa Frazera, Franza Boasa oraz psychologa Otto Ranka.
Ciekawe są zwłaszcza te fragmenty, w których przywoływane są sny a potem następuje ich interpretacja. Ta część może być odrobinę nieaktualna lub nawet śmieszna, ale w ostateczności ma niewielki wpływ na wnioski, które autor wysnuwa. Są raczej potwierdzeniem jego teorii niż podstawą, więc bez nich wszystko nadal ma sens.
Z minusów to raziło mnie porównywanie obrzędów katolickich czy w ogóle chrześcijańskich do ceremonii innych religii i systemów filozoficznych (buddyzmu a nawet pierwotnych obrzędów plemiennych). Wiem, że na pierwszy rzut oka nie widać różnicy, ale ona naprawdę jest. I to duża, gdyż chrześcijańskie obrzędy nie bazują na strachu lub na zwykłej akceptacji tego co przynosi los, ale na miłości (przynajmniej tak powinno być, a jeśli nie jest to bardzo niedobrze).
A z ciekawostek to Bohater o tysiącu twarzy był inspiracją dla twórcy Gwiezdnych wojen. Krążą też pogłoski, że książka była wykorzystywana również przy kręceniu Matrixa.
Głównym jej tematem jest to, że wszystkie mity, święte opowieści i historie, na których oparte są religie mają ten sam schemat. Być może różnią się pewnymi szczegółami, czasem są w ogóle do siebie niepodobne, ale autor udowadnia, że w różnych kulturach różne rzeczy mogły oznaczać dokładnie to samo.
Tę strukturę nazywa monomitem, mającym to do siebie, że zawsze zaczyna się...
2011-11-14
To zdecydowanie nie jest książka jak książka. Ja byłam zafascynowana i wydaje mi się, że każdego może przekonać, że rozmowy o religii nie muszą być nudne, trudne i niezrozumiałe. Przede wszystkim uderzyły mnie wszechobecne odwołania do filozofii i teologii, literatury, własnych doświadczeń. W tym wywiadzie nie ma miejsca na stwierdzenia typu: "Tak mówi Kościół, tak masz robić nie dyskutuj!". Tu właśnie chodzi o dyskusję i to jaką! Dwaj dziennikarze postanowili poważnie porozmawiać z dwoma zakonnikami. Co z tego wyszło? Coś niesamowitego. Bo dziennikarze niewyobrażalnie dociekliwi i niebojący się zadawania trudnych pytań i poruszania kontrowersyjnych tematów. I do tego zakonnicy, dominikanie: ojciec Joachim Badeni (nieprzeciętny człowiek, z objawiającym się często w książce poczuciem humoru i dystansem do siebie) oraz ojciec Jan Andrzej Kłoczowski (profesor filozofii, prywatnie uczeń ojca Badeniego).
A o czym rozmawiali? Nie zawaham się użyć tego stwierdzenia: o wszystkim. Ot, chociażby o chrześcijańskim mistycyzmie i buddyjskiej medytacji, o miejscu miłości (duchowej i cielesnej) w Kościele, o kobietach (całkiem pozytywnie, lubię to! ;) ), o czytaniu Biblii, dialogu z innymi wyznaniami i religiami. A globalnie to o związku teologii i filozofii z rzeczywistością. Na co dzień nie zdajemy sobie sprawy, że to co przychodzi nam do głowy ktoś już wcześniej wymyślił. Więcej! Znalazł odpowiedź na nasze pytania. Przed nami byli ludzie, którzy całe życie poświęcili na zajmowanie się pewnymi kwestiami, które niepokoją także dzisiejszego człowieka (choćby św. Tomasz, z którym czcigodni ojcowie próbują polemizować, a co ważniejsze nawet im to nieźle idzie).
Najważniejsze jednak jest to, że każda odpowiedź świadczy o ogromnej inteligencji rozmówców, nie tylko wiedzy i doświadczeniu, ale także o mądrości. Nie uczone wywody są sednem tej książki, lecz ukazanie, że religia i wiara są całkiem logiczne i racjonalne (tak, tak, racjonalne). Poza tym miło jest poczytać anegdoty z życia obu zakonników i dowiedzieć się czegoś o życiu w klasztorze. A na koniec rozdział o humorze religijnym, piękna puenta. Naprawdę sama przyjemność czytania.
Polecam tym, którzy mają wstręt do filozofii. Zapewniam, że nawet się nie spostrzegą kiedy zobaczą, że to ma sens. A potem sami zaczną zgłębiać temat. No bo przecież ta książka go nie wyczerpuje. A szkoda... Oraz tym, którzy nie rozumieją dlaczego jest tak a nie inaczej, są takie zasady i taki sposób życia proponowany przez Kościół. Może zrozumieją :) Ja zostałam piszcząca fanką!
To zdecydowanie nie jest książka jak książka. Ja byłam zafascynowana i wydaje mi się, że każdego może przekonać, że rozmowy o religii nie muszą być nudne, trudne i niezrozumiałe. Przede wszystkim uderzyły mnie wszechobecne odwołania do filozofii i teologii, literatury, własnych doświadczeń. W tym wywiadzie nie ma miejsca na stwierdzenia typu: "Tak mówi Kościół, tak masz...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-08-07
Pozycja składa się z jedenastu wykładów (wykład to bardzo dumnie brzmi, ale proszę się nie bać, nie ma w nich zbyt wielu znamion naukowości), których autorami są przedstawiciele różnych wyznań chrześcijańskich. Dużym ich plusem jest to, że nie są suchym zestawieniem elementów doktryn Kościołów, z których pochodzą autorzy a zapisem tego co w ich wspólnotach jest dla nich osobiście ważne.
Na początku poznajemy opinie przedstawicieli Kościoła Katolickiego. I proszę uwierzyć, że nie wszyscy katolicy podpisaliby się pod tekstem o. Wacława Hryniewicza, który po wymienieniu dobrych stron bycia członkiem Kościoła mówi także o tym co mu się nie podoba. Wspomina o nadziei na zbawienie dla wszystkich, potrzebie działania na rzecz idei ekumenizmu. Ojciec Hryniewicz zajmuje się zasadniczo rolą teologa, z tej prostej przyczyny, że takie jest jego doświadczenie przeżywania chrześcijaństwa. Jeżeli ktoś spodziewa się słodkiego poematu na temat idealnego Kościoła to się zdziwi, nie znajdzie go. Następnie krótszy tekst, w bardziej pokojowym tonie. Ot, zapis życia chrześcijanina katolika, redaktora Zbigniewa Nosowskiego. Stosunek to kilku (często charakterystycznych tylko dla katolicyzmu) praktyk i możliwości jakie daje Kościół. Eucharystia, adoracja, sakramenty, małżeństwo jako sakrament, zasada "i-i", a nie "albo-albo", urząd jedności - to te elementy są autorowi najbliższe. Kolejna wypowiedź, jest o tyle specyficzna, że autorem jej jest człowiek, który po dokumentnym wypisaniu się z Kościoła (akcie apostazji) postanowił znów pretendować do miana jego członka. Jak sam wspomina nie ma dostępu do sakramentów, ale czuje się związany z tą wspólnotą. Tym razem też nie ma szans na same pochwały. Mam tu na myśli chociażby krytykę katolickiej etyki seksualnej. Jako, że katolicy stanowią w Polsce większość to tę większość mają także w składzie autorskim. Ostatnim katolikiem, dokładniej zakonnikiem jest ojciec Bereza, który pisze przede wszystkim o tym czego można nauczyć się od wyznawców innych religii. Sam stworzył ośrodek medytacji chrześcijańskiej.
W gronie prelegentów znalazł się też chrześcijanin prawosławny. I to wysoko postawiony :) Duchowny, wykładowca, kierownik redakcji ekumenicznej Programu 2 TVP i co ciekawe rzecznik prasowy Kościoła prawosławnego!
Mówi ciekawie o tradycji, z którą wielu z nas nie miało bliższego kontaktu a szkoda... Dalej robi się ciekawiej, kobieta diakon to nadal w Polsce dziwne zjawisko (zwłaszcza jeśli występuje w koloratce), o swoim przeżywaniu chrześcijaństwa przez luteranizm opowiada Aleksandra Błahut - Kowalczyk. O luteranizmie mówił też duchowny Bogusław Milerski, kolegialność, autorytet księgi, jednostkowość wiary i odpowiedzialności to to co wg niego charakteryzuje jego wspólnotę. Ostatnim wyznaniem jakie miało swojego przedstawiciela był ewangelicyzm reformowany. W książce znajdziemy wypowiedź duchownego, ks. Lecha Trandy oraz członka wspólnoty, który opowiada o swoim nawróceniu i tym co go do tego kroku skłoniło.
Na koniec, dla równowagi umieszczono teksty dwóch agnostyków. Starają się oni wykazać, na podstawie własnych doświadczeń, dlaczego postawa religijna im nie odpowiada. Albo raczej prezentują niepokonalne ograniczenia jakie taka postawa za sobą niesie.
Książka nie jest długa, nie jest też nudna, nie ciągnie się i przyjemnie się ją czyta. Jest dobrym uzupełnieniem wiedzy jaką przeciętny człowiek ma o innych wyznaniach niż swoje, czy o innych postawach życiowych. W szkole uczą o wyznacznikach jakie charakteryzowały wyznawców chrześcijaństwa u początków reformacji czy schizmy wschodniej. Z książki można dowiedzieć się, że wiele się od tamtej pory zmieniło :)
Pozycja składa się z jedenastu wykładów (wykład to bardzo dumnie brzmi, ale proszę się nie bać, nie ma w nich zbyt wielu znamion naukowości), których autorami są przedstawiciele różnych wyznań chrześcijańskich. Dużym ich plusem jest to, że nie są suchym zestawieniem elementów doktryn Kościołów, z których pochodzą autorzy a zapisem tego co w ich wspólnotach jest dla nich...
więcej mniej Pokaż mimo to2008-01-01
2005-12-01
Powieść kryjąca się za niepozorną powierzchownością wciąga bez końca. Nawet rzucając w kąt tematykę religijną nie można nie przyznać autorowi skomponowania trzymającej w napięciu akcji. Bo historia (wg Wstępu) oparta jest na faktach.
Proboszcz - ksiądz Andrzej otrzymuje anonim z pogróżkami. Jest 16 października 2002 roku, ksiądz właśnie przygotowuje się do odprawienia Mszy w intencji Jana Pawła II. Prosi jedynego ministranta o opuszczenie Kościoła, zostaje sam. W obliczu zagrożenia wspomina całe swoje życie, próbuje dociec czy wystarczająco dobrze wypełniał księżowskie obowiązki, zastanawia się kto mógł pałać do niego tak wielką nienawiścią.
Andrzej, niegdyś student Karola Wojtyły, potem organizator papieskich pielgrzymek do Polski, długo czekał na probostwo. Kiedy jego koledzy osiedli już na swoich plebaniach, on tułał się po całym świecie. Los rzucił go do zapomnianej parafii w Stanach Zjednoczonych, gdzie w ogromnym kościele Mszę odprawiał w samotności, był w Rzymie, Ziemi Świętej i wszędzie tam starał się dorównać wzorcowi narzuconemu przez swojego dawnego profesora.
Zanim jeszcze został księdzem, był przez przełożonych w seminarium podejrzewany o szpiegostwo i niewiele brakowało a zostałby karnie wydalony. Gdyby tego było mało dawna miłość wskazała go jako ojca swojego dziecka.
Poza głównym wątkiem autor proponuje czytelnikowi zapoznanie się z kilkoma historiami, które luźno związane są z osobą księdza Andrzeja. W formie opowiadań wyłączonych z narracji powieści przedstawione są historie amerykańskiego, zeświecczonego księdza oskarżonego o molestowanie seksualne, człowieka, który w trosce o byt swojej rodziny zgodził się na współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa i emigranta powracającego do Polski chcącego załatwić godny pogrzeb swojemu koledze z amerykańskiej budowy.
Dzień świadectwa to opowieść o jednym dniu z życia człowieka a dopiero potem księdza. O jednym dniu, w czasie którego można streścić, przeanalizować i zrozumieć własne życie. O przemianach ustrojowych, polskiej mentalności, a jednoczenie o tym, że ludzie są wszędzie tacy sami.
Na okładce umieszczono informację, że to książka o wpływie Jana Pawła II na postępowanie tych, którzy go kochają i tych, którzy go nienawidzą. To nieszczęśliwe zawężenie tematyki.
I niekiedy razi przywoływanie przez głównego bohatera słów i gestów papieża z Polski, powoływanie się na niego we wszystkich możliwych sytuacjach, wspieranie się na jego autorytecie. Chorobliwe wręcz pragnienie bycia takim człowiekiem jak on.
Powieść otrzymała tytuł Dzień świadectwa, gdyż bohater nie stchórzył. Dał świadectwo. Wiary? Odwagi? Prawdy?
Wysiłek się opłacił. Choć na nagrodę musiał długo czekać.
Może nie czytałam z zapartym tchem, ale nie mogłam się od niej oderwać. Zgrabnie napisana, zawiera umiejętne przejścia z jednego wątku do następnego. Czytelnik nie gubi się w nawale informacji, można bez problemów poukładać sobie wszystkie fakty w głowie w jeden, interesując obrazek.
Powieść kryjąca się za niepozorną powierzchownością wciąga bez końca. Nawet rzucając w kąt tematykę religijną nie można nie przyznać autorowi skomponowania trzymającej w napięciu akcji. Bo historia (wg Wstępu) oparta jest na faktach.
Proboszcz - ksiądz Andrzej otrzymuje anonim z pogróżkami. Jest 16 października 2002 roku, ksiądz właśnie przygotowuje się do odprawienia Mszy...
2011-09-10
Fabryka świętych. Co to w ogóle za określenie? Czyżby istniał jakiś kołchoz, w którym tworzy się idealnych kandydatów, po czym pilnuje się, aby swoje życie przeżyli w sposób doskonały aby na koniec stworzyć ich idealną biografię? Wiadomo nie ma takiego miejsca. Ale oczywistym jest też, że święci sami się nie wypromują. Przede wszystkim dlatego, że nie żyją. A gdyby nawet ktoś próbował zacząć jeszcze za życia to raczej wielkich szans nie ma. Ewidentny brak pokory zamknąłby mu drogę na ołtarze.
Jeśli więc nie sami zainteresowani to kto podejmuje decyzję o tym kto zasłużył, kto nie a kto jeszcze musi poczekać? O tym właśnie jest ta książka. Żeby było ciekawiej autor nie poprzestał na opisaniu procedur, instytucji, urzędów, wymagań, potrzeb i dokumentów. Oczywiście zawarł te wszystkie informacje, ale uczynił to posługując się konkretnymi przypadkami. Dostał pozwolenie na przeczytanie i zanalizowanie akt spraw zakończonych i trwających. Szczególnie ciekawią te, które można by nazwać "zawieszonymi". Ani nie definitywnie odrzuconymi, ani nie rokującymi na szybkie zakończenie. Tacy kandydaci czekają na lepsze czasy, bardziej korzystną atmosferę, większe pieniądze (choć to nie zawsze pomaga), bardziej zaangażowanych propagatorów, rozszerzenie się zainteresowania ich osobą lub po prostu na cud, którego jeszcze nie zatwierdzono.
Kanonizacjami i beatyfikacjami zajmuje się Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych, której pracę autor szczegółowo opisuje. Przedstawia każdą z ważniejszych osób mającą wpływ na proces kanonizacyjny. Jako, że nie jest to książka nowa (napisana pod koniec lat 80.) to i prefekt i większość składu uległa zmianie. Ale nie chodzi tu o charakterystyki poszczególnych osób, chodzi o ogólny profil (właściwie profile) człowieka zajmującego się tego typu problematyką.
W środowisku istnieje kilka stanowisk, które pracownicy kongregacji przedstawiali. Książka jest dość obszerna, ale i tematyka nie jest prosta. Procedura jest skomplikowana i długotrwała. Każdy przypadek jest inny. Każdy szczegół jest ważny. Praca każdego człowieka jest bardzo odpowiedzialna. Niewielkie uchybienie może przyczynić się do niepowodzenia starań o wyniesienie na ołtarze.
Autor postarał się podzielić materiał tematycznie. Znajdziemy w książce więc rozdziały o męczennikach, wizjonerach, cudotwórcach, świętych papieżach, samych cudach, heroiczności cnót, świętych świeckich oraz przyszłości świętości i procesu kanonizacyjnego. Dowiemy się czym różni się błogosławiony od świętego, jaki wpływ (i czy w ogóle) na ustanawianie świętych ma papież. A także czy żona księdza albo ksiądz zaangażowany politycznie mogą zostać świętymi.
Polecam. Jest to pozycja napisana w bardzo przystępny sposób przez dziennikarza a nie naukowca. To nie jest praca naukowa, ale reportaż. Przeciętny zjadacz chleba przyswoi sobie informacje w niej zawarte. Człowiek przyznający się do przynależności do Kościoła i uznający świętość i istnienie świętych coś niecoś powinien o nich wiedzieć. Ludzie sceptycznie nastawieni do kanonizacji i kultu świętych znajdą w książce wyjaśnienie mnóstwa "tajemnic". Poza tym książka wciąga! Historie każdej z opisanych osób przedstawione są z największą starannością. Czyta się prawie jak książkę akcji. W każdym razie trudno się przy niej nudzić.
Fabryka świętych. Co to w ogóle za określenie? Czyżby istniał jakiś kołchoz, w którym tworzy się idealnych kandydatów, po czym pilnuje się, aby swoje życie przeżyli w sposób doskonały aby na koniec stworzyć ich idealną biografię? Wiadomo nie ma takiego miejsca. Ale oczywistym jest też, że święci sami się nie wypromują. Przede wszystkim dlatego, że nie żyją. A gdyby nawet...
więcej mniej Pokaż mimo to2009-01-01
2011-11-01
Odczucia po lekturze bardzo pozytywne. Nie wnikając w, czasem zawiłe, sprawy filozoficzne (ale bez przesady, wszystko napisane przystępnym językiem!) muszę stwierdzić, że warto było ją przeczytać. Różni się znacznie od klasycznych opracowań filozoficznych, które do tej pory czytałam. Można w niej znaleźć bezpośrednie odniesienia do codziennych spraw i problemów (ale nie jest to w żadnym wypadku poradnik, czy coś w tym rodzaju). Są one szczegółowo wytłumaczone na polu filozofii właśnie. W taki sposób, który ułatwia uświadomienie sobie motywacji i celów, które kierują człowiekiem w jego działaniu.
Tematy poruszone przez autora to chociażby: spotkanie z drugim człowiekiem, wzajemność, relacje jakie występują pomiędzy ludźmi, dobro i zło, kłamstwo, dialog, scena ludzkiego dramatu, rola i charakter świata, zdrada, funkcja imienia, miejsce egzystowania człowieka, potępienie i usprawiedliwienie.
Omówienie każdego tematu zostało oparte na dziełach znanych filozofów. Możemy zapoznać się z różnymi spojrzeniami na daną sprawę. To bardzo pomaga, takie szersze spojrzenie. Co mnie ucieszyło szczególnie to nawiązania do dzieł literackich. Dużo lepiej przyswaja się informacje jeśli są one przekazywane na zasadzie pokazywania konkretnych przykładów. Chociażby historia Raskolnikowa ze "Zbrodni i kary" w kontekście kłamstwa czy bohaterów Szekspira w odniesieniu do zła i dobra.
Odczucia po lekturze bardzo pozytywne. Nie wnikając w, czasem zawiłe, sprawy filozoficzne (ale bez przesady, wszystko napisane przystępnym językiem!) muszę stwierdzić, że warto było ją przeczytać. Różni się znacznie od klasycznych opracowań filozoficznych, które do tej pory czytałam. Można w niej znaleźć bezpośrednie odniesienia do codziennych spraw i problemów (ale nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-01-01
Wykład zaczyna się od stwierdzenia, że dalej będzie mowa o czymś czego, wg wielu, nie ma. Tą, do dziś, kontrowersyjną i dyskutowaną dziedziną jest filozofia przyrody. Mimo tego autor zapełnił treścią ponad 200. stron. Czyli jednak jest o czym mówić?
Filozofia przyrody jest ulepszoną wersją Filozofii świata autorstwa ks. prof. Michała Hellera, który to jako jedyny Polak jest członkiem Papieskiej Akademii Nauk (a być jej członkiem to zaszczyt na zaszczyty!) oraz wybitnym specjalistą w dziedzinie filozofii nauk. Zajmuje się także filozoficznymi problemami fizyki relatywistycznej oraz relacją pomiędzy nauką a teologią. W 2008 roku został laureatem Nagrody Templetona, wyróżnieniem, przyznawanym corocznie osobom indywidualnym za działania związane z pokonywaniem barier pomiędzy nauką a religią.
Jak można się domyślić wykład rozpoczyna się od jońskich filozofów przyrody (VII i VI w. przed Chr.), kiedy to całą istniejącą filozofię można nazwać filozofią przyrody. Dalej mowa jest i poglądach Platona i Arystotelesa, platońskim micie o stworzeniu i arystotelesowskiej fizyce.
Czas jaki dzieli teorie starożytne od nowożytnych należy zaakcentować co najmniej dwutygodniową przerwą w czytaniu tej książki :)
Aby z radością i zapałem zgłębiać mechanicyzm Kartezjusza, poglądy Newtona, teorię najlepszego z możliwych światów Leibniza oraz krytycyzm Kanta.
Dla rozluźnienia warto zapoznać się z romantyczną filozofią przyrody, idealizmem i spekulatywną fizyką Schellinga, poglądami Hegla i Fichtego i na końcu dowiedzieć się, że wszystko co się przeczytało jest absolutnie bezużyteczne. Chyba, że ktoś lubi czytać wiersze i odpowiadają mu poetyckie, trochę niezrozumiałe metafory.
Zaraz po tym jednak autor znów kieruje czytelników w stronę nauki, prezentując system Whiteheada i jego filozofię procesu zakładającą ciągłe stwarzanie się świata. A także teorię otwartego Wszechświata Karla Poppera. Opisuje również koncepcję trzech światów, gdzie trzeci z kolei jest tym, w którym mieszczą się wszystkie zasoby bibliotek. Wg niego gdy nie będzie nas, będą książki, gdyż nie potrzebują one nikogo kto by je w danej chwili poznawał, aby być (3. świat to "wiedza obiektywna intersubiektywnie komunikowalna bez podmiotu poznającego" - mam nadzieję, że poprawnie zapamiętałam).
Następnie omówiona została nauka jako filozofia. Można przeczytać o teorii względności i jej relacji do kantyzmu, pozytywizmu i operacjonizmu. Autor zajął się także filozoficznym aspektem mechaniki kwantowej i unifikacji fizyki.
Na koniec przedstawiony został zarys filozofii nauki Alberta Einsteina oraz inne, ciekawe zagadnienia dotyczące filozofii przyrody, która jak już wspomniałam, straciła rację bytu po rozwinięciu się nauk empirycznych.
Dużym plusem tej pozycji jest fantastyczny, przyjazny układ graficzny. Tekst podzielony jest na niewielkie akapity, na marginesie znajdują się informacje o czym dany fragment traktuje (jeśli ktoś praktykuje to jest dużo miejsca na własne notatki).
Na końcu każdego rozdziału znajduje się aneks, w którym zebrane są informacje w nim zawarte i poszerzone o kontekst kulturowy, biograficzny i naukowy. Do każdej opisywanej epoki zostały dołączone krótkie notki z najważniejszymi informacjami o działających w ich czasie filozofach i naukowcach.
Nie warto bać się całej listy tytułów i funkcji wymienianych przed i po nazwisku autora, ponieważ napisał on książkę przystępnym językiem, używając niewiele trudnych i niezrozumiałych słów z naukowego dialektu.
Jeżeli ktoś ma ambicję zaspokojenia swojej ciekawości, interesuje się tym co się dookoła niego dzieje, nie zadowalają go niejasne odpowiedzi lub musi zdać egzamin czy zaliczenie, z czystym sumieniem polecam tę pozycję.
Wykład zaczyna się od stwierdzenia, że dalej będzie mowa o czymś czego, wg wielu, nie ma. Tą, do dziś, kontrowersyjną i dyskutowaną dziedziną jest filozofia przyrody. Mimo tego autor zapełnił treścią ponad 200. stron. Czyli jednak jest o czym mówić?
Filozofia przyrody jest ulepszoną wersją Filozofii świata autorstwa ks. prof. Michała Hellera, który to jako jedyny Polak jest...
2009-01-01
To zdecydowanie nie jest książka dla każdego.
Ale jeżeli się zacznie, jeżeli uda się przezwyciężyć pierwszy kryzys i... drugi kryzys, to Augustyn zaczyna zachwycać.
Trzeba sięgać do źródeł. A Augustyn jest bardzo wdzięcznym źródłem ze skłonnościami do dygresji :)
To zdecydowanie nie jest książka dla każdego.
Pokaż mimo toAle jeżeli się zacznie, jeżeli uda się przezwyciężyć pierwszy kryzys i... drugi kryzys, to Augustyn zaczyna zachwycać.
Trzeba sięgać do źródeł. A Augustyn jest bardzo wdzięcznym źródłem ze skłonnościami do dygresji :)