-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik234
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
2024-02-24
2023-07-13
2022-12-27
2022-12-05
2016-05-31
Michelle Falkoff poruszyła jedne z najważniejszych tematów i problemów młodzieży: samobójstwo i czynniki, które były ogniem zapalnym do takiego posunięcia, stratę, żałobę i wszystkie uczucia z nią związane, różnice społeczne, relacje rodzinne, tworzenie swojego drugie „ja” w grach komputerowych, prześladowania, przyjaźń, miłość. W końcu to właśnie młodzi ludzie w okresie dojrzewania najczęściej targają się na swoje życie lub mają myśli samobójcze. Autorka pokazuje, że czasami (a może i nawet najczęściej) nawet najbliższe osoby nie wiedzą, co może się zdarzyć i że taki problem istnieje. Że taki pomysł pojawia się w głowie danej osoby. A na pewno nie są świadome tego, że ktoś się zdolny do skończenia ze swoim życiem.
Podoba mi się to, że autorka postanowiła przedstawić tak wiele punktów widzenia jednego wydarzenia. Każdy w jakiś sposób czuje się winny, ale każdy z innego powodu. Krok po kroczku, schodek po schodku czytelnicy dowiadują się razem z głównym bohaterem nowych rzeczy i starają się tak jak on, ułożyć tę historię w spójną i logiczną całość. To pokazuje, że niektóre sprawy mają podwójne dno, bo jak się mówi „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”.
Nie jest to jedna z najlepszych książek dla młodzieży jakie dane mi było czytać, ale na pewno bardzo dobra i godna uwagi. Osoby zainteresowane na pewno sięgną po "Playlist for the Dead. Posłuchaj, a zrozumiesz" Michelle Falkoff, a ci którzy specyficznie do tego podchodzili raczej nie mają się czego obawiać. Fajny, prosty, młodzieżowy język bez zbędnych upiększeń, ciekawa historia i ważne tematy, to elementy, które młodzieżówka powinna zawierać. A ta je zawiera.
Cała recenzja: http://panikultura.pl/playlist-for-the-dead-posluchaj-a-zrozumiesz-michelle-falkoff/
Michelle Falkoff poruszyła jedne z najważniejszych tematów i problemów młodzieży: samobójstwo i czynniki, które były ogniem zapalnym do takiego posunięcia, stratę, żałobę i wszystkie uczucia z nią związane, różnice społeczne, relacje rodzinne, tworzenie swojego drugie „ja” w grach komputerowych, prześladowania, przyjaźń, miłość. W końcu to właśnie młodzi ludzie w okresie...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-04-22
Jeżeli brakuje Wam w literaturze młodzieżowej silnych i niezależnych młodych dziewcząt to zapraszam na blog. „Pojedynek” Marie Rutkoski był dobrym pretekstem do przypomnienia sobie o kilku ciekawych kobiecych postaciach.
http://panikultura.pl/pojedynek-marie-rutkoski/
Jeżeli brakuje Wam w literaturze młodzieżowej silnych i niezależnych młodych dziewcząt to zapraszam na blog. „Pojedynek” Marie Rutkoski był dobrym pretekstem do przypomnienia sobie o kilku ciekawych kobiecych postaciach.
http://panikultura.pl/pojedynek-marie-rutkoski/
2016-06-12
http://panikultura.pl/bol-za-bol-jenny-han-siobhan-vivian/
http://panikultura.pl/bol-za-bol-jenny-han-siobhan-vivian/
Pokaż mimo to2015-05-17
Wspaniała rodzina Sinclairów, w której nikt nie jest przestępcą, narkomanem czy nieudacznikiem – jak sama Cadence pisze w powitaniu. Lecz niektórzy z nich są łgarzami. Dlaczego? Co ich do tego skłoniło? I czego nie może sobie przypomnieć Cady po wypadku, którego doznała piętnastego lata na wyspie?
E. Lockhart jest amerykańską autorką głównie powieści młodzieżowych. Urodziła się w 1967 roku, w Nowym Jorku. Jedną z jej najbardziej znanych książek jest The Disreputable History of Frankie Landau-Banks, nie wspominając już o Byliśmy łgarzami (ang. We Were Liars), która na Goodreads otrzymała już prawie 123 tysiące ocen od zaledwie roku. Niestety w Polsce, tylko ona została wydana.
Nie jest to idealna książka. Dziwię się tak entuzjastycznym słowom Johna Greena na okładce książki, bo jego Gwiazd naszych wina była bardziej „Wciągająca, piękna i diabelnie inteligenta.”. I to właśnie jego tytuł pamiętam bardzo dobrze od niemal już dwóch lat. To jest po prostu dobra, młodzieżowa powieść, ale nic poza tym. Z pewnością mogłaby być o wiele lepsza. O wiele. I szkoda, że jej potencjał nie został wykorzystany.
Zacznijmy może od tego, że Byliśmy łgarzami strasznie się dłuży. Zapewniam Was, że gdyby nie zaskakujący koniec książki, z pewnością dostałaby ode mnie gorszą ocenę. Czekałam na coś ciekawego, co by wreszcie ruszyło w jakiś sposób akcję (i przy okazji mnie), i czekałam, i czekałam... I się doczekałam. Ale dopiero na 221 stronie z 256. A to stanowczo za późno. A do tego dodajmy koniec, który nadchodzi stanowczo za wcześnie, bo autorka zostawia czytelników z niczym. Z suchym zakończeniem, które mogło zostać jeszcze dalej poprowadzone. Nie dowiadujemy się nic, co będzie dalej, jakie są skutki tego wydarzenia, jak dalej potoczy się życie głównej bohaterki.
Na uwagę zasługuje cały wątek rodziny Sinclairów. Prawdziwie amerykańskiej, dobrze urodzonej, bogatej, najmądrzejszej, najpiękniejszej i najprzystojniejszej (i nie wiadomo jakiej jeszcze). Głowa rodziny niczym król na swojej wyspie, stojący na jej czele i córki walczące o spadek niczym o tron dla siebie i swoich dzieci. Ale nie tylko to ich zajmuje, bo jak się okazuje każdy ma swoje problemy, które są spowodowane hierarchią zasad, ustanowionych przez lata pokoleń (a może panowania) przez klan Sinclairów.
Trudno powiedzieć coś o bohaterach, bo niestety nie zostali oni dobrze wykreowani, jednak na uwagę – oprócz Cadence – zasługuje również Gat. Nadal nie wiem do końca dlaczego, ale to właśnie jego – jeśli już miałabym wybierać – najbardziej polubiłam. Może przez to, że był inny, nie przesiąkł sinclairowością i odbierał świat na swój sposób. Próbował zagłębiać się w istotne tematy, które innych nie obchodziły albo nie chciały, żeby ich obchodziły, bo pragnęli żyć w swoim wyidealizowanym i hermetycznie zamkniętym środowisku.
Zarys zagadki ukazuje się dopiero pod koniec. Przez pierwsze strony powieść Lockhart wydaje się być zwykłą powieścią młodzieżową bez jakiegoś szczególnego polotu. Gdyby nie to, że o domniemanej zagadce i dreszczyku emocji wiedziałam, nie czekałabym na niego z taką niecierpliwością.
Muszę przyznać, że podobały mi się bajki/przypowieści Cadence. Sama je uwielbiam, bo są nieodłączną częścią mojego dzieciństwa, więc każde nawiązanie do nich w książkach mnie cieszy. Tak było i tym razem, bo właśnie nimi Cady przedstawiała w skrócie różne historie swojej rodziny, a na pierwszy plan wysuwa się historia o królu, trzech córkach i smoku ze strony 67. A morał z tej bajki daje do myślenia. Aż za bardzo.
Przez cały czas zastanawiam się, co by napisać o stylu autorki. Fakt, nie jest on rozbudowany i niesamowity. Tekst jest prosty w odbiorze, pisany krótkimi, nierozbudowanymi zdaniami, które czasami żyją własnym życiem. Niektórych może to irytować, dla mnie nadawało to jakiejś tam odmienności powieści. Przypadło mi do gustu to, jak Cady opisywała swoich przyjaciół. To również nadawało tego „czegoś”.
Z Byliśmy łgarzami mógł wyjść naprawdę fajny thriller młodzieżowy. Ale niestety nie wyszedł. E. Lockhart miała dobrą podstawę do napisania ciekawej historii, ale zgubił ją jeden samotny główny wątek, który nie nadawał żadnej dynamiki przez pierwsze cztery (z pięciu) części książki. A szkoda, bo mogło się tam dziać dużo więcej. Spędziłam z nią naprawdę fajnie ten czas, ale wiem, że mogło być o wiele lepiej.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/
Wspaniała rodzina Sinclairów, w której nikt nie jest przestępcą, narkomanem czy nieudacznikiem – jak sama Cadence pisze w powitaniu. Lecz niektórzy z nich są łgarzami. Dlaczego? Co ich do tego skłoniło? I czego nie może sobie przypomnieć Cady po wypadku, którego doznała piętnastego lata na wyspie?
E. Lockhart jest amerykańską autorką głównie powieści młodzieżowych....
2017-10-05
"Do zobaczenia nigdy" jest naprawdę bardzo dobrą młodzieżówką, którą czyta się w zastraszająco szybkim tempie. To przykład powieści, która oprócz ciekawej historii, ma w pewien sposób nas czegoś nauczyć i coś pokazać. A tym „czymś” jest tolerancja i życie z perspektywy osoby niewidomej. Choć każdy człowiek jest inny, to jednak wydaje mi się, że wiele osób „niepełnosprawnych” myśli podobnie jak Parker Grand. Właśnie dlatego tę książkę warto przeczytać. By nauczyć się pytać, czy komuś jest pomoc potrzebna, a nie się z nią narzucać.
Cała recenzja: http://panikultura.pl/do-zobaczenia-nigdy-eric-lindstrom/
"Do zobaczenia nigdy" jest naprawdę bardzo dobrą młodzieżówką, którą czyta się w zastraszająco szybkim tempie. To przykład powieści, która oprócz ciekawej historii, ma w pewien sposób nas czegoś nauczyć i coś pokazać. A tym „czymś” jest tolerancja i życie z perspektywy osoby niewidomej. Choć każdy człowiek jest inny, to jednak wydaje mi się, że wiele osób...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10-18
"Dachołazy" to kolejna książka po "Królu złodziei" Cornelii Funke, która zwraca uwagę na fakt, że nie możemy dać umrzeć temu wewnętrznemu dziecku, które w sobie mamy. Że powinniśmy czasami otworzyć umysł i włączyć empatię. A co najważniejsze – nie możemy tracić ludzkiego pierwiastka. Nie możemy tracić nadziei i przestać marzyć. To historia wręcz stworzona dla dzieci.
http://panikultura.pl/dacholazy-katherine-rundell/
"Dachołazy" to kolejna książka po "Królu złodziei" Cornelii Funke, która zwraca uwagę na fakt, że nie możemy dać umrzeć temu wewnętrznemu dziecku, które w sobie mamy. Że powinniśmy czasami otworzyć umysł i włączyć empatię. A co najważniejsze – nie możemy tracić ludzkiego pierwiastka. Nie możemy tracić nadziei i przestać marzyć. To historia wręcz stworzona dla...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-07-27
Tabula Rasa jest dobrym thrillerem młodzieżowym, jednak nie najlepszym. Kristen Lippert-Martin gładko prowadzi narrację i historię nastoletniej Sary, jednak nie zrobiła nic, by jej książka została zapamiętana na dłużej. Bardziej przypadła mi do gustu wcześniej wspominana Plaga samobójców, bo choć obie powieści trzymały w napięciu, to jednak Suzanne Young zrobiła to lepiej.
Lippert-Martin napisała dobry thriller psychologiczny dla młodzieży. Tabula Rasa może nie jest niczym odkrywczym, ale plusy należą się za jeden tom, motyw wspomnień i czystej karty.
Cała recenzja: http://panikultura.pl/tabula-rasa-kristen-lippert-martin/
Tabula Rasa jest dobrym thrillerem młodzieżowym, jednak nie najlepszym. Kristen Lippert-Martin gładko prowadzi narrację i historię nastoletniej Sary, jednak nie zrobiła nic, by jej książka została zapamiętana na dłużej. Bardziej przypadła mi do gustu wcześniej wspominana Plaga samobójców, bo choć obie powieści trzymały w napięciu, to jednak Suzanne Young zrobiła to...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-07-02
„Okularnica” od razu mnie zainteresowała. Najpierw oczywiście rzucił mi się w oczy tytuł. Okularnica czytająca o innej okularnicy. To musi być ciekawe. Przeczytawszy opis, wiedziałam, że muszę poznać tę historię. Lubię młodzieżówki. I muszę przyznać, że to właśnie polscy autorzy górują u mnie pod względem przeczytanych książek z tego gatunku. Jednak tym razem nazwisko autorki nic mi nie mówiło, więc tym bardziej chciałam się przekonać, co przyszykowała dla swoich czytelników Elżbieta Wojnarowska.
Kaśka jest jedną z tych zakompleksionych nastolatek. Brzydka twarz, duży nos, brzydka figura, nienajlepsze uczesanie i jeszcze te okulary… A teraz jeszcze nowy dom, nowa szkoła, nowi koledzy, czyli nadzieja na nowe i może nawet lepsze życie niż te, które zostawiła w starym miejscu zamieszkania. Razem z mamą mają nadzieję na wtopienie się w tłum. Niezawadzające nikomu, ciche sąsiadki. Spóźnienie na rozpoczęcie roku szkolnego nie wróży nic dobrego, ale nie jest tak źle jak miało być. Do czasu… Do czasu, kiedy nie zda sobie sprawy, że właśnie dziwnym trafem się zakochała! Czy zaklimatyzuje się w nowej klasie? Czy wszystko powróci do normy? Kim jest obiekt jej westchnień? Czy zwróci na nią uwagę? I czy na pewno jest taka, za jaką się uważa?
Spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Myślałam, że będzie to lekka i przyjemna młodzieżówka, taka akurat na lato. O kompleksach, o szkole, ale która w tym wszystkich będzie taka jak wspomniałam. Jednak takowa nie była. Autorka poruszyła wiele ważnych tematów współczesnej młodzieży. Odrzucenie, kompleksy, pierwsze miłości, nieodwzajemnione uczucie, choroba, relacje z rodzicami i rówieśnikami, brawura, upokorzenie, wyśmiewanie, brak wiary w siebie. Jest wszystko to, co czuje dzisiejsza młodzież i jak się zachowuje. Jest także zmiana, zmiana na lepsze.
Wojnarowska w swojej książce posługuje się łatwym w odbiorze językiem. Jak przy tego typu literaturze nie zabrakło również slangu młodzieżowego, który był odpowiednio zastosowany, choć w kilku sytuacjach mogła dodać trochę pazura, tym bardziej, że dialogi były prowadzone głównie między licealistami. Na początku nie mogłam się przyzwyczaić do stylu autorki. Krótkie, nierozbudowane zdania. Trochę mi to przeszkadzało, bo jednak wolę te bardziej rozbudowane, ale nie na tyle, abym nie mogła cieszyć się z lektury.
W „Okularnicy” mamy styczność z narracją pierwszo- i trzecioosobową, jednak tej pierwszej jest znacznie mniej, bowiem są to tylko wyrywki z „pamiętnika” głównej bohaterki. Znów ogólne relacje możemy poznać z perspektywy Kaśki, Zuzy i Burego. To właśnie na takie trzy części jest podzielona książka i tak jakby każda część skupia się na danym bohaterze, jednak i w nich mamy wzgląd do pozostałych postaci, co jest bardzo ciekawym zabiegiem, ponieważ nie ogranicza się tylko do pierwszoplanowej bohaterki.
Bohaterowie są naprawdę intrygujący. Każda z nich to inna, odmienna osobowość. Zakompleksiona okularnica, przebojowa i przez wszystkich lubiana kumpela z klasy oraz klasowy wesołek, przywódca grupy. W każdym z nich zachodzi jakaś zmiana. Jednak i tak główna bohaterka zaczęła mnie w pewnym momencie irytować, gdyż nie mogłam znieść jej zachowania, a mianowicie dążenia do celu, bez względu na innych. Była taką huśtawką raz mogłam ją zrozumieć, a raz nie i wręcz nie mogłam jej znieść. Byłam zaskoczona jej postępowaniem względem najbliższych jej osób. Owszem, może miała jakieś powody, ale od któregoś momentu zaczęła przesadzać. Tak samo jak nie mogłam znieść brawury Burego. Sytuacja i zachowanie, którego się dopuścił było dla mnie karygodne i wręcz obrzydliwe. Ale… to pokazuje, jaka potrafi być dzisiejsza młodzież wśród swoich rówieśników. Oczywiście nie wszyscy i nawet nie większość, ale niektórzy. A to już coś. Od razu w mojej głowie przypomniały mi się sytuacje, które miały miejsce w naszym kraju i jakie tragiczne skutki miały one dla upokorzonych osób.
Muszę jednak przyznać, że nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. W pierwszym momencie byłam mile zaskoczona decyzją autorki. Myślałam, że będzie do ten sam oklepany schemat, co zwykle. Później się to zmieniło, ale i tak uczucie pozytywnego zaskoczenia zostało i trzymało mnie do końca.
Pierwsze spotkanie z Elżbietą Wojnarowską uważam za bardzo udane. „Okularnica” nie nudzi, czyta się ją szybko, a przekazuje również pewne wartości. Nie jest to historia, jaką oczekiwałam otrzymać, ale to nie znaczy, że się zawiodłam. Wręcz przeciwnie. Dostałam coś innego, ale równie interesującego. Ważne tematy, w miarę barwne osobowości, morał. Jest to inna pozycja od tych, które czytałam. Książka wprost stworzona dla młodzieży. Może akurat powieść ta da im do myślenia we właściwym momencie. Bo pomimo tej miłości i zauroczenia jest masa innych ważnych spraw, które porusza. A może również da nadzieje tym, którzy idą do nowych szkół. Niewielką, ale jednak.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2013/07/okularnica-elzbieta-wojnarowska.html
„Okularnica” od razu mnie zainteresowała. Najpierw oczywiście rzucił mi się w oczy tytuł. Okularnica czytająca o innej okularnicy. To musi być ciekawe. Przeczytawszy opis, wiedziałam, że muszę poznać tę historię. Lubię młodzieżówki. I muszę przyznać, że to właśnie polscy autorzy górują u mnie pod względem przeczytanych książek z tego gatunku. Jednak tym razem nazwisko...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-10-13
Nie darzę młodzieżówek niewiadomo jak wielką miłością, tak jak chociażby fantastyki, ale od czasu do czasu lubię sobie takową przeczytać. Pomimo tego, że nie czytam ich namiętnie, jest to i tak jeden z moich ulubionych gatunków literackich. W końcu sama jestem nastolatką, więc historia o moich rówieśnikach jest mi bliska. O Krzyku nie słyszałam i zdziwiłam się, że znalazłam tak mało ocen i recenzji na jego temat. Autor był mi równie obcy, ale jak tylko dowiedziałam się o jego narodowości, zapragnęłam jego książę przeczytać. Niektórzy z Was już pewnie wiedzą, że jak tylko dowiem się, że dana pozycja ma coś wspólnego z Wielką Brytanią lub Hiszpanią od razu zyskuje ona u mnie na wartości i tak też było tym razem. Czy moja ślepa miłość do tych krajów nie zwiodła mnie na manowce? Czy Krzyk okazał się być dobrą powieścią dla młodzieży?
Patricia jest inna od swoich rówieśniczek. Kiedy one plotkują o chłopakach i spędzają czas w galeriach handlowych ona pisze teksty, opowiadania, wiersze, komponuje. To ją wypełnia i nie może się tego pozbyć. Ona nawet o tym nie myśli. Właściwie próbuje przekonać sceptycznie nastawionych rodziców do tego, żeby wreszcie jej uwierzyli, że to jest to, co ona chce robić w życiu, że marzenia należy spełniać, jeśli ma się do tego predyspozycje i chce się do tego dążyć ciężką pracą. Nie poddaje się. A to dzięki jej ulubionemu pisarzowi, który otworzył jej oczy i który dał jej nadzieję. Czy spełnią się jej marzenia? Czy rodzice wreszcie się do nich przekonają? Czy Patricia wreszcie zrozumie, co to jest okres dojrzewania?
Krzyk jest typową młodzieżówką i do tej grupy wiekowej powinna ona dotrzeć w szczególności. Nie wiem czy spodoba się ona starszej grupie wiekowej, a możliwe, że będzie z tym trudno. Ja sama nawet nie wiem, co mam o niej myśleć. Z jednej strony mi się podobała z drugiej strony nużyła mnie w niektórych momentach.
Bohaterka będąca artystką. Drzemiąca w niej dusza artystki jest widoczna. Jest nam, czytelnikom i książkowym blogerom na tyle bliska, że tak jak niektórzy z nas pragnie zostać pisarką, a przed tym jeszcze wokalistką. Pisze, tworzy i jest w tym naprawdę dobra. Poznając swojego ulubionego pisarza, autor pokazuje relacje między pisarzem, a czytelnikiem. Patricia pomimo nawet dobrego zarysowania, była mi zupełnie obojętna. Co innego jest z jej przyjacielem Gabrielem. Martwiłam się o niego razem z nią, to fragment o nim czytałam z zapartym tchem i szybko bijącym sercem. Szkoda, że było go tak mało. Żałuję też, że tak mało jest Dimasa. Ciekawego i intrygującego muzyka. Chciałabym dowiedzieć się o nim więcej. Jest owiany zbyt dużą tajemnicą, bo był dla mnie jedną z mocniejszych stron tej powieści, tak samo jak wcześniej wymieniony chłopak. A kiedy tylko zauważyłam imię Claudia, od razu zainteresowałam się tą postacią, jednak bardzo się na niej zawiodłam. Jest dla mnie pustą dziewczyną, myślącą tylko o jednym. No cóż…. i takich nastolatek nie brakuje.
Literatura młodzieżowa to i język tej powieści jest młodzieżowy. Szczerze powiedziawszy nic specjalnego i wyróżniającego się. Jest poprawny, ot to wszystko. Jestem zadowolona jednak z tego, że autor postanowił podzielić się z nami twórczością Patricii. Poezji raczej nie czytuję, styczność z nią mam tylko w szkole, co nie znaczy jednak, że jej nie doceniam, bo swoje prawie ulubione wiersze mam. Twórczość głównej bohaterki nie przypadła mi jakoś szczególnie do gustu, ale nie była też jakoś szczególnie okropna. Książka jest o tyle ciekawsza, że możemy zapoznać się z wpisami do pamiętnika Patricii, jednak narracja jest prowadzona głównie w trzeciej osobie. Czy to był dobry wybór, tego do końca nie wiem, bo nawet po zastosowaniu tego drugiego typu narracji autor nie podzielił się z nami uczuciami i przemyśleniami innych bohaterów.
Jeśli szukacie w Krzyku dynamiki, tutaj na pewno jej nie znajdziecie. Jeśli szukacie dobrze zarysowanych bohaterów, to także możecie koło tej pozycji przejść obojętnie. Jeśli interesuje was względnie ciekawa historia, to możecie z czystej ciekawości po nią sięgnąć, jednak nie jest to nic wybitnego i świetnego. Ot, czasoumilacz nic poza tym. Zwraca uwagę na ważne tematy, jak, np. okres dojrzewania, przyjaźń, trudna sytuacja rodzinna czy dążenie do wyznaczonego celu, ale to właśnie w młodzieżówce powinno być. Żałuję, że nie wszyło z tego coś ciekawszego, bo mogło być naprawdę lepiej. Pomimo wad, nie żałuję, że się z nią zapoznałam, a czy wy również to zrobicie to tylko i wyłącznie wasz wybór. Nie odradzam, ale także nie przekonuję za wszelką cenę. Kto chce ten sięgnie po tę lekturę – tyle.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2013/10/krzyk-jordi-sierra-i-fabra.html
Nie darzę młodzieżówek niewiadomo jak wielką miłością, tak jak chociażby fantastyki, ale od czasu do czasu lubię sobie takową przeczytać. Pomimo tego, że nie czytam ich namiętnie, jest to i tak jeden z moich ulubionych gatunków literackich. W końcu sama jestem nastolatką, więc historia o moich rówieśnikach jest mi bliska. O Krzyku nie słyszałam i zdziwiłam się, że znalazłam...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-03-25
Monika jest uczennicą gimnazjum, w niewielkim mieście. Po śmierci taty w domu nie jest zbyt kolorowo pod względem finansowym. Razem z mamą żyją od renty do renty. Pewnego dnia do jej klasy przychodzi nowy uczeń, Dominik. Przystojny, czarujący i widać, że pieniędzy mu nie brakuje, ale przecież to nie grzech, prawda? W końcu przeprowadził się z Warszawy, a jego tata pracuje na wysokim stanowisku. Jednak od początku jej w nim coś nie pasuje. A w dodatku w szkole zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Przypadkowe omdlenia różnych osób wydają się jej niepokojące. Czy Dominik naprawdę jest tym miłym czarującym chłopakiem, za którego wszyscy go uważają? Czy Monika chcąc pomóc finansowo swojej matce da się wciągnąć w nielegalne interesy? I co z Włodkiem, który zawsze z chęcią jej pomaga? Czy zwróci na niego uwagę?
„Nikt nie mówił, że będzie łatwo.” [s.12]
Dariusz Rekosz jest polskim autorem książek dla dzieci, młodzieży i dorosłych, a także scenariuszów i felietonów. Jest animatorem kultury i twórcą słuchowisk radiowych. Pasjonuje się piłką nożną, interesują go podróże i uwielbia dobrą kuchnię.
Po książce nie spodziewałam się niczego szczególnego. Tak naprawdę przybyła do mnie przypadkowo, a że akurat miałam ochotę na lekką, krotką młodzieżówkę z ciekawości się za nią zabrałam. Swego czasu, a było to w przedostatnie wakacje namiętnie zaczytywałam się w krótkich młodzieżowych opowiastkach z serii „Nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty” i chyba „Pocztówkę z Toronto” można by było do nich zaliczyć. Szkoła, młodzież, miłość, przyjaźń, codzienne problemy, te ważniejsze i te mniej ważne.
No właśnie, problem. A problemów jest tu dosyć sporo. Śmierć ojca głównej bohaterki, problemy finansowe w domu, dziwne omdlenia uczniów i dopalacze. A żeby jeszcze tego było mało prawie wszystkie problemy rozwiązują się dosłownie w jedno popołudnie. Oj, jak ja bym tak chciała. Niestety tak się nie da i to jest dla mnie trochę przesadzone, no ale na lekką, niewymagającą młodzieżówkę z happy endem chyba w sam raz?
„Przyślę ci pocztówkę, mamo… Zobaczysz, jaka będzie piękna…” [s.142]
Mnie lektura momentami nudziła, ale może dlatego, że niektóre wątki, jak choćby ten ze skarbem Zawartki jakoś mnie nie zainteresowały i śmiem wątpić, że osoba w moim wieku na miejscu Moniki postąpiłaby tak jak ona. Niektóre jej zachowania, jak i całe przedstawienie jej postaci były dla mnie zbyt dziecinne. Nie miałabym zastrzeżeń gdyby była ona w wieku 10-13 lat, tak więc byłaby w 4-6 klasie podstawówki. Trzecioklasiści może nie są już nie wiadomo jak dorośli, ale nie interesują ich już raczej żadne miastowe opowiastki o ukrytych skarbach. Autor próbował wykreować obraz realnego gimnazjum, ale średnio, a raczej w ogóle mu się to nie udało. Najbardziej realistycznym takim obrazem, choć jest to książka z innego gatunku, jest dla mnie niedawno przeczytany „Krąg” szwedzkiego duetu. Tamtejsze gimnazjum było naprawdę z życia wzięte i w niektórych momentach czułam się jakbym była u siebie, a to z „Pocztówki…” było raczej dzisiejszą podstawówką. Może gdyby to w szóstej klasie szkoły podstawowej została osadzona powieść wtedy byłaby dla mnie bardziej realistyczna?
„Pocztówka z Toronto” będzie z pewnością dobrą lekturą dla niewymagających młodszych nastolatków, bo możliwe, że tych starszych może ona nudzić. Lekka i nawet przyjemna może umilić jedno popołudnie. Trochę przesadzona, trochę mało realistyczna, ale jest happy end i są poruszone dosyć ważne problemy, czyli jest coś, co młodzieżówka mieć powinna. Gdyby było trochę lepsze wykonanie i nie było tej przesadzonej końcówki może byłoby lepiej? Tego nie wiem, ale lektura skończyła się w takim momencie, że autor mógłby się pokusić o kontynuację. Czy się nad tym zastanawia? Nic mi na ten temat nie wiadomo, ale gdyby mi się bardzo nudziło i nie miałabym nic innego do czytania możliwe, że z mojej diabelskiej ciekawości bym się za nią zabrała. A nuż, może byłaby ciekawsza od tej części i a nuż może rozwinęłaby się może ciekawsza relacja między Moniką i Włodkiem.
____
http://szeptksiazek.blogspot.com/
Monika jest uczennicą gimnazjum, w niewielkim mieście. Po śmierci taty w domu nie jest zbyt kolorowo pod względem finansowym. Razem z mamą żyją od renty do renty. Pewnego dnia do jej klasy przychodzi nowy uczeń, Dominik. Przystojny, czarujący i widać, że pieniędzy mu nie brakuje, ale przecież to nie grzech, prawda? W końcu przeprowadził się z Warszawy, a jego tata pracuje...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12-28
Kaja to zwyczajna narzekająca na swój wygląd, mająca na głowie szkołę, interesująca się książkami nastolatka. Jednak jej dotychczasowe spojrzenie na świat się zmienia za sprawą małej Marysi. Wnuczki sąsiadki, którą nagle musi się zaopiekować. Od tego momentu zamienia się dla małej podopiecznej w Dobrą Wróżkę. Jak sobie poradzi? Czy pozbędzie się swojej niechęci do dzieci? Czy Kaja zamieni życie Marysi w bajkę? Jeśli tak, to, na czym będzie polegała ta zmiana?
Agnieszka Tyszka to polska pisarka urodzona w 1964 roku w Toruniu. Jej twórczość była prezentowana w Jedyneczce. Jak sama pisze lubi czytać książki, zachwycać się drobiazgami, zaglądać w swoje sny i słuchać śpiewających kobiet. Jest autorką wielu książek dla dzieci i młodzieży oraz scenariuszy. Napisała między innymi Siostry Pancerne i pies, Świat się roi od Marianów, Miłość niejedno ma imię czy M jak DżeM. Zasupłana historia to jej najnowsza powieść.
Książka zaciekawiła mnie swoją historią. Zwyczajna nastolatka nagle musi zająć się wnuczką swojej sąsiadki, w czym ważną rolę odgrywają bajki i baśnie, które uwielbiam. Pamiętam, jak w dzieciństwie pod choinkę dostawałam wielkie tomiszcze Złotych Ksiąg baśni i bajek właśnie. A przepraszam, od Mikołaja! I pamiętam, jak przez wiele lat lubiłam je wyciągać z szafki na książki, przeglądać, czytać niektóre. Jest to wielka część moich dziecięcych lat, dlatego też, tak uwielbiam do niej wracać. Nawet przez te uwspółcześnione powieści. Lubię nowe spojrzenie na stare dzieła i jestem ciekawa nowej interpretacji innego autora.
Muszę jednak z przykrością przyznać, że Zasupłana historia nie zachwyciła mnie. Spodziewałam się, czegoś naprawdę lepszego. Może gdybym przeczytała tę powieść w wieku dziesięciu czy dwunastu lat powieść Agnieszki Tyszki wywarłaby na mnie większe wrażenie, jednak teraz nie przypadła mi do gustu na tyle, ile myślałam, że mi się spodoba.
Trochę za bardzo magiczna i trochę za bardzo zbyt hm… dobra i ciepła? Nie mam na myśli, że powieść jest dobra, ale że wszystko wyjaśnia się za tak nagle, jak za pomocą czarodziejskiej różdżki – w dosłowni i w przenośni. Żeby życie było tak łatwe i wszystko szło po naszej myśli, nawet w najbardziej krytycznych momentach. Może jestem już do szpiku kości zepsutą pesymistką, albo za bolesną realistką, ale niestety nie ujmuje mnie takie coś w powieściach. Nawet w tych młodzieżowych. Może się starzeje? Może moje nastawienie do życia spowodowane takim, a nie innym biegiem wydarzeń za bardzo nasączyło mnie pesymistycznym spojrzeniem na otaczający mnie świat? Nie wiem, ale lubię czuć, że powieść jest życiowa, że nie jest zbyt przesłodzona i że nie brak jej lekkiej nutki dramatyzmu – wszakże nasze życie nie jest usłane różami i nie wszystkie komplikacje czy też trudne sprawy się wyjaśniają, ale trzeba to jakoś wytrzymać i umieć sobie z tym radzić. Oczywiście takie powieści dają nadzieję na lepsze jutro i na to, że życie jednak może być piękne. Ale chyba nie aż tak, bo nawet ono musi mieć jakieś swoje słabsze strony, które nas umacniają, ale z jednej strony nie dają nam o sobie zapomnieć.
Kreacja bohaterów też nie jest nie wiadomo, jak wspaniała. Typowe nastolatki, typowe zachowanie, wszystko typowe dla tego typu powieści. Przemiana jest widoczna, jest pożądana, ale to wszystko już było. Często zdarza mi się, że jakoś nie pasuje mi wiek bohatera podany w książce i dla mnie jest on zbytnio zawyżony. I tak jest tym razem, bo w wielu sytuacjach Kaja zachowywała się trochę za dziecinnie. Jest rok starsza ode mnie, a w takich sytuacjach jej spontaniczne zachowanie wydawało się z lekka żałosne. No, ale w końcu każdy człowiek jest inny i może po prostu ja nie spotykam takich ludzi. Jedynie Marysia ratuje sytuację, ale tylko w małym stopniu. Współczułam jej sytuacji, w jakiej się znalazła. W końcu to małe dziecko, które gdyby nie chciwość i bezmyślność innych miałoby naprawdę inne i bardziej udane dzieciństwo.
W Zasupłanej historii mamy także okazję spotkać się unowocześnionymi baśniami i bajkami Kai. Niektóre były naprawdę ciekawe, zaś inne wręcz przeciwne. Straciły już ten swój bajkowy urok, a były po prostu inspiracją. Myślałam, że będą jednak trochę lepsze jakościowo, no ale przeliczyłam się.
Jedyną tajemnicą jest „CDN.”, które widnieją po ostatnich słowach powieści. Czy Agnieszka Tyszka chce tym zabiegiem zakomunikować czytelnikom, że planuje napisanie kontynuacji losów Kai i Marysi? Sądzę, że jest to niepotrzebne, bo Zasupłana historia ma już swój koniec, ale jeśli autorka myśli inaczej… Z pewnością się temu bliżej przyjrzę, jeśli jakieś wieści do mnie dotrą, a i może moja ciekawość dosięgnie tego stopnia, że i nawet tę kontynuację przeczytam. Drugie spotkanie z Tyszką, a trzecie z cyklem wydawniczym Niebieskie Migdały uważam jednak za niezbyt udane. Mam nadzieję, że kolejne pozycje z tej serii będą o wiele lepsze, bo to już niestety drugi zawód i to na polskim autorze. Najwidoczniej jestem wybredna, albo zupełnie inna, bo parząc na opinie ta książka dostaje naprawdę pozytywne. No cóż… ode mnie takiej niestety nie dostała.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2013/12/zasupana-historia-agnieszka-tyszka.html
Kaja to zwyczajna narzekająca na swój wygląd, mająca na głowie szkołę, interesująca się książkami nastolatka. Jednak jej dotychczasowe spojrzenie na świat się zmienia za sprawą małej Marysi. Wnuczki sąsiadki, którą nagle musi się zaopiekować. Od tego momentu zamienia się dla małej podopiecznej w Dobrą Wróżkę. Jak sobie poradzi? Czy pozbędzie się swojej niechęci do dzieci?...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07-17
Odnajdywanie samego siebie jak i odbudowywanie relacji rodzinnych. Różne rodzaje miłości, przyjaźni i relacji międzyludzkich. Życie i śmierć. Choroba, która nie pozostawia wyboru. Powiedz wilkom, że jestem w domu to młodzieżówka jakich mało. Nie jest to książka o niczym. Jest o czymś. I to o bardzo ważnym czymś. Może nie najlepsza jaką miałam okazję czytać, ale jest na pewno perełką w oceanie tandety i schematów, jaką zalewa się czytelników. Na ten tytuł na pewno warto zwrócić uwagę i ja Was do tego szczerze zachęcam.
Cała recenzja: http://panikultura.pl/powiedz-wilkom-ze-jestem-w-domu-carol-rifka-brunt/
Odnajdywanie samego siebie jak i odbudowywanie relacji rodzinnych. Różne rodzaje miłości, przyjaźni i relacji międzyludzkich. Życie i śmierć. Choroba, która nie pozostawia wyboru. Powiedz wilkom, że jestem w domu to młodzieżówka jakich mało. Nie jest to książka o niczym. Jest o czymś. I to o bardzo ważnym czymś. Może nie najlepsza jaką miałam okazję czytać, ale jest na...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-01-25
http://panikultura.pl/plaga-samobojcow-suzanne-young/
http://panikultura.pl/plaga-samobojcow-suzanne-young/
Pokaż mimo to2015-12-29
„Wybrana o zmroku” nie jest najlepszą częścią serii, bo chyba największe wrażenie wywarła na mnie druga, czyli „Przebudzona o świcie”. Jednak wiem, że do „Wodospadów Cienia” będę miała zawsze sentyment. Ludzie mogą mówić sobie, co chcą, ale nawet z takich pozornie „głupiutkich” i lekkich książek można coś wyciągnąć. A do tego, jeśli trafi się na nie w odpowiednim momencie – radość i wnioski z czytania oraz poczynań bohaterów są o wiele większe. C.C. Hunter wykonała kawał dobrej roboty. Jej saga nie ma być literaturą z najwyższej półki. Ona ma po prostu dostarczać różnorakich emocji, a to jak najbardziej się Hunter udało. Smuci mnie fakt, że to już koniec, ale dobrze, że autorka nie postanowiła ciągnąć opowieść o Kylie w nieskończoność, bo wyszłaby z tego mdła i nudna opera mydlana. Mam nadzieję, że wydawnictwo jednak skusi się na wydanie nowel „Turned at Dark”, „Saved at Sunrise” oraz „Spellbinder”. Wiem, że pewnie fani serii zareagowaliby entuzjastycznie na taki miły dodatek, chociażby zebrany w jedną książkę.
Cała recenzja: http://szeptksiazek.blogspot.com/2016/01/wybrana-o-zmroku-cc-hunter.html
„Wybrana o zmroku” nie jest najlepszą częścią serii, bo chyba największe wrażenie wywarła na mnie druga, czyli „Przebudzona o świcie”. Jednak wiem, że do „Wodospadów Cienia” będę miała zawsze sentyment. Ludzie mogą mówić sobie, co chcą, ale nawet z takich pozornie „głupiutkich” i lekkich książek można coś wyciągnąć. A do tego, jeśli trafi się na nie w odpowiednim momencie –...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-07-24
http://szeptksiazek.blogspot.com/2015/08/duch-z-niewiadomic-katarzyna-majgier.html
http://szeptksiazek.blogspot.com/2015/08/duch-z-niewiadomic-katarzyna-majgier.html
Pokaż mimo to2015-07-21
Każdy w dzieciństwie marzy o swojej paczce przyjaciół. I często właśnie taką ma. Może dlatego, że w dzieciństwie jakoś wszystko wydaje się łatwiejsze. I zawieranie znajomości przychodzi z mniejszym trudem niż w późniejszych latach. I tak, wygrałeś życie, jeśli masz wkoło siebie prawdziwych przyjaciół, którzy zawsze będą z Tobą mimo wszelkich przeciwności. Ale... co, jeśli...
Pewnego lata paczka Cala po prostu się rozpadła. Nawet nie wiadomo kiedy i z jakiego powodu. Czy strata najbliższej przyjaciółki go bolała? Z pewnością. A ten ból spotęgowało także odejście drugiej najbliższej mu osoby. Chłopakowi tylko Rae i wiele pytań bez odpowiedzi, które będą towarzyszyć mu przez resztę życia. Aż do momentu, gdy po raz kolejny zobaczy TE oczy. Ale co, jeśli...
„Co, jeśli...” znacznie różni się od trylogii „Oddechy”. Podczas czytania nie przeżywałam takiego kłębowiska emocji i uczuć, jak przy pierwszym spotkaniu z Donovan. Choć jest to osobna powieść, która w żaden sposób nie jest powiązana z historią Emmy i Evana, to widać małe podobieństwa między bohaterami i niektórymi ich zachowaniami. Nie wiem, czy autorka zrobiła to świadomie, czy też nie, ale właśnie dzięki tym wspólnym cechom od razu widać, że powieści wyszły spod jednej ręki.
Po raz kolejny Rebecca Donovan pokazuje, że myśli o wszystkim i przykłada się do książek, które pisze. Sprawia, że czytelnik nie ma wrażenia, że są pisane jednym ciągiem, jak gdyby jej się gdzieś spieszyło. Po raz drugi mamy okazję poznać jedną historię z różnych perspektyw, co sprawia, że staje się ona bardziej rozbudowana.
„Co, jeśli...” jest bardzo... dziwną książką. Z jednej strony można domyślić się, o co chodzi, a z drugiej autorka cały czas stara się sprowadzić swoich czytelników na manowce. Tak żeby cały czas zastanawiali się nad tym, jak potoczą się losy bohaterów. Co jest dobre, bo znowu zwraca uwagę na ważne i istotne tematy, koło których nie można przejść obojętnie.
I tym razem zżyłam się z bohaterami. Każdy z nich jest inny, każdy jest wyjątkowy, ale niewyidealizowany. Każdego z nich możemy również bliżej poznać, choć to Cal wysuwa się na pierwszy plan. Inni są dopełnieniem całej tej zagmatwanej historii. To dzięki temu cała układanka układa się w nienaganną całość. I chciałam napisać, że najbardziej pokochałam Nyelle, ale... ale po chwili uświadomiłam sobie, że wszyscy byli dla mnie tak samo ważni. Choć to chyba właśnie ją najbardziej podziwiam i chciałabym mieć jej niektóre cechy osobowości.
Co jest najbardziej pokręcone i wykluczające się, to to że... cały czas myślałam, że lektura mi się dłuży, bo czekałam na coś, co znowu rozsypie mnie emocjonalnie, gdy w pewnym momencie z niemałym przerażeniem zauważyłam, że niespodziewanie został mi ostatni rozdział i epilog. Kiedy? Jak? Naprawdę nie wiem. Wiem tylko tyle, że kiedy już przysiadłam do czytania, nie mogłam się oderwać od powieści, co nie jest mi obce przy książkach Donovan. Człowiek po prostu siada, czyta, zatraca się w powieści i nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że nieprzeczytane strony ubywają w tak zastraszająco szybkim tempie.
Mimo całej mojej sympatii do Rebeki Donovan muszę przyznać, że liczyłam na ciut więcej. Po genialnej trylogii Oddechy, przy której śmiałam się i płakałam, ta okazała się... bez takiej siły rażenia. Jest dobra. Ba! Jest nawet bardzo dobra, ale nawet nie dorównuje poprzednim powieściom. „Co, jeśli...” warto przeczytać, gdy jest się fanem autorki, a jeżeli chce się rozpocząć przygodę z jej twórczością, to raczej stawiałabym na „Powód by oddychać”. Chociaż z drugiej strony wiem, że tam problemy mogą niektórych czytelników przytłaczać. Mimo wszystko warto spróbować. Bo książki Donovan są tego warte.
Teraz czekam z niecierpliwością na wieści zza oceanu dotyczące jej następnej serii, pt. „Burning”, której pierwsza część będzie nosiła tytuł „Igniting Lies”. Premiera jest zapowiedziana na 2016 rok, ale dokładnej daty jeszcze nie podano. Mam nadzieję, że pojawi się ona jak najszybciej, a na polski przekład nie będzie trzeba długo czekać.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/
Każdy w dzieciństwie marzy o swojej paczce przyjaciół. I często właśnie taką ma. Może dlatego, że w dzieciństwie jakoś wszystko wydaje się łatwiejsze. I zawieranie znajomości przychodzi z mniejszym trudem niż w późniejszych latach. I tak, wygrałeś życie, jeśli masz wkoło siebie prawdziwych przyjaciół, którzy zawsze będą z Tobą mimo wszelkich przeciwności. Ale... co,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dinks skłania do refleksji i może posłużyć jako ciekawy temat do rozmów z dziećmi, nie tylko w domu, ale w szczególności na zajęciach w szkole. Co dobrego przynosi i przyniesie nam AI? Jakie widzimy zagrożenia związane ze sztuczną inteligencją? Do czego już jest, a do czego może jeszcze być używana? To tylko kilka z wielu pytań, które nasuwają się po przeczytaniu i mogą zaowocować długimi dyskusjami.
Więcej o książce przeczytasz w mojej recenzji na blogu:
https://panikultura.pl/dinks-martin-widmark-emilia-dziubak/
Dinks skłania do refleksji i może posłużyć jako ciekawy temat do rozmów z dziećmi, nie tylko w domu, ale w szczególności na zajęciach w szkole. Co dobrego przynosi i przyniesie nam AI? Jakie widzimy zagrożenia związane ze sztuczną inteligencją? Do czego już jest, a do czego może jeszcze być używana? To tylko kilka z wielu pytań, które nasuwają się po przeczytaniu i mogą...
więcej Pokaż mimo to