-
ArtykułyPremiera „Tylko my dwoje”. Weź udział w konkursie i wygraj bilety do kina!LubimyCzytać2
-
ArtykułyKolejna powieść Remigiusza Mroza trafi na ekrany. Pora na „Langera”Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyDrapieżnicy z Wall Street. Premiera książki „Cienie przeszłości” Marka MarcinowskiegoBarbaraDorosz4
-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę „Nie pytaj” Marii Biernackiej-DrabikLubimyCzytać4
Biblioteczka
2021-07-29
2021-03-09
2020-12-14
2020-09-24
2020-09-16
2020-09-03
2020-09-10
2018-07-12
Swoją opinię piszę po dwóch latach, w chwili, gdy przeczytałem ją po raz drugi. Przez te dwa lata zdania nie zmieniam i uważam książkę za świetną. Tym bardziej, że przez ten czas dużo przeczytałem o samym pisarzu, jego życiu i twórczości. Od tamtej pory stał się jednym z moich ulubionych pisarzy.
John Steinbeck, mając już prawie lat sześćdziesiąt, postanawia spełnić swoje dziecięce marzenie i wyrusza w podróż dookoła Stanów Zjednoczonych. Kupuje odpowiedni samochód, który w trasie zastąpi mu dom, zabiera swojego ukochanego pudla Charleya i opuszcza Nowy Jork, by odkryć swoją ojczyznę na nowo. Chce poznać zwykłych ludzi i dowiedzieć się o czym myślą, czego się boją, jakie mają plany i co myślą o swojej ojczyźnie. Później to wszystko przepuścić przez siebie i ocalić od zapomnienia. W ten sposób powstały Podróże z Charleyem.
Co najbardziej oszałamia, to ogrom Stanów i ich różnorodność. Deszczowe i mało rozmowne stany Nowej Anglii, oszałamiające piękno Montany czy Oregonu, duma Teksasu czy też rasizm Nowego Orleanu. Steinbeck jest zachwycony swoją ojczyzną, choć widzi jej wady i lęki.
Spotkałem się z opinią jednego z synów Steinbecka, który wątpi w prawdziwość słów ojca. Uważa, że cała książka to fikcja, która powstała w jego głowie. Wg niego ojciec był zamkniętym w sobie człowiekiem, który nie lubił rozmawiać z ludźmi a zamiast tego lubił pić. I to dużo.
Z kart powieści wyłania się postać Steinbecka innego, otwartego na ludzkie problemy i sporadycznie pijącego whisky czy inne trunki w towarzystwie nowo poznanych ludzi. Ja wolę zapamiętać autora takiego, jakim się wykreował w Podróżach z Charleyem.
W sieci można znaleźć kilka zdjęć autora ze swoim pudlem oraz ich pojazd ochrzczony imieniem Rozynanta - legendarnego wierzchowca Don Kichota. To chyba w jakiś sposób pokazuję dystans, jaki miał do siebie i świata John Steinbeck. Jeśli jego pojazd był Rozynantem, to za kierownicą siedział nikt inny jak sam Don Kichot. Wieczny marzyciel walczący z wiatrakami...
Polecam tą jak i inne książki jego autorstwa. Jest w nich coś takiego, co sprawia, że czuję, jakby zostały napisane przez starego, dobrego przyjaciela.
Swoją opinię piszę po dwóch latach, w chwili, gdy przeczytałem ją po raz drugi. Przez te dwa lata zdania nie zmieniam i uważam książkę za świetną. Tym bardziej, że przez ten czas dużo przeczytałem o samym pisarzu, jego życiu i twórczości. Od tamtej pory stał się jednym z moich ulubionych pisarzy.
John Steinbeck, mając już prawie lat sześćdziesiąt, postanawia spełnić...
2020-07-28
2020-07-22
Moje pierwsze spotkanie z autorem. A raczej drugie, bo pierwszy raz z owcą spotkałem się dwa lata wcześniej. Wtedy nie zaiskrzyło. Nie przeszedł żaden prąd, nie było cienia zauroczenia...
Minęły dwa lata. Postanowiłem dać owcy jeszcze jedną szansę i odsłuchać ją ponownie. Nie każda wszak miłość musi zaczynać się od pierwszego wejrzenia. Czasami potrzeba drugiego, trzeciego... A i tak czasami uczucie nigdy nie powstanie. Tak będzie chyba z nami, to znaczy ze mną i owcą.
Główny bohater jest bezimienny. Jak większość bohaterów tej książki. Poznajemy tylko człowieka o ksywie Szczur, choć w powieści jest tylko cieniem, duchem kogoś, kto był. Jest też bezimienna, puszczalska dziewczyna, która lubi czytać i chodzić do łóżka ze wszystkimi. I która ginie, choć jej życie, jak i śmierć, są dla fabuły zupełnie obojętne. Jest też dziewczyna z pięknymi uszami, która oprócz nich nie ma nic pięknego. No i wreszcie jest owca. Tajemniczy zwierz czy też raczej rodzaj demona. To ją główny bohater musi odnaleźć. Ma na to tylko 30 dni. Jeśli zadania nie wykona, poniesie konsekwencje. Jako trop ma tylko zdjęcie stada owiec wykonane gdzieś na wyspie Hokkaido. W tym stadzie owiec jedna jest wyjątkowa. Ta z gwiazdą na grzbiecie...
Dużo czytałem o fenomenie pisarskim Murakamiego. Po Przygodzie z owcą nie podzielam go. Książka mnie rozczarowała, choć nie jest to do końca dobre określenie. Raczej bym powiedział, że spodziewałem się czegoś innego. Muszę sięgnąć po inną pozycję autora, dać mu drugą szansę. A o owcy chcę szybko zapomnieć, choć wiem, że gdy znów się wybiorę w góry, np. na Rysianke, i spotkam pod szczytem stado owiec, to będę na nie patrzył inaczej. Może wśród nich ujrzę tą jedną wyjątkową. Tą z emblematem na futrze, która spojrzy na mnie swymi mądrymi oczami...
Moje pierwsze spotkanie z autorem. A raczej drugie, bo pierwszy raz z owcą spotkałem się dwa lata wcześniej. Wtedy nie zaiskrzyło. Nie przeszedł żaden prąd, nie było cienia zauroczenia...
Minęły dwa lata. Postanowiłem dać owcy jeszcze jedną szansę i odsłuchać ją ponownie. Nie każda wszak miłość musi zaczynać się od pierwszego wejrzenia. Czasami potrzeba drugiego,...
2020-07-17
2020-07-09
Powiew świeżości w prozie Pilipiuka. Autor dał odpocząć Robertowi Stormowi, doktorowi Skórzewskiego czy też Jakubowi Wędrowyczowi i stworzył zupełnie nową powieść (czy też raczej powiązany ze sobą zbiór opowiadań) z całkiem nowymi bohaterami.
Nie oczekiwałem jakiejś misternie utkanej fabuły i takiej nie otrzymałem. Konstrukcja książki jest prosta. Akcja rozpoczyna się w roku 1812, w szlacheckim dworze Liszków. Dwie nastoletnie hrabianki wraz ze swą równie młodą służącą dla zabicia czasu próbują oddać strzał ze starej, szwedzkiej armaty. A że arkana sztuki artyleryjskiej są im obce, zabawa kończy się tragicznie i cała trójka budzi się w zaświatach. Tam, na sądzie, dostają 500 lat czyśćca, ale karę będą odbywać w swoim dworku. I tak zaczyna się opowieść. Wraz z nimi poznamy dalsze, burzliwe losy dworu i jego mieszkańców. A wśród nich będą niemieccy okupanci, radzieccy wyzwoliciele, polscy komuniści czy też socrealistyczni artyści. Wszystko to okraszone typową dla Pilipiuka satyrą.
To, co najbardziej utkwiło mi w pamięci, to świetna historia lejtnanta Kukuły. Pilipiuk w sposób znakomity zabawił się historią i pokazał, jak można stworzyć bohatera, który nigdy nie istniał. Jak dla mnie genialne.
Jedyne, co nie przypadło mi do gustu, to epilog. Słaby i nie pasujący do reszty. Poza nim "Upiòr w ruderze" to kawał solidnej, pisarskiej roboty. I choć nie jest to literatura najwyższych lotów, pełna mądrości życiowych i rozważań filozoficznych to jednak doskonale bawi.
Cieszę się, że Pilipiuk stworzył coś nowego. Po ostatnim rozczarowaniu Przyjacielem człowieka, bałem się, że następne jego książki będą coraz słabsze. A tu taka niespodzianka.
Powiew świeżości w prozie Pilipiuka. Autor dał odpocząć Robertowi Stormowi, doktorowi Skórzewskiego czy też Jakubowi Wędrowyczowi i stworzył zupełnie nową powieść (czy też raczej powiązany ze sobą zbiór opowiadań) z całkiem nowymi bohaterami.
Nie oczekiwałem jakiejś misternie utkanej fabuły i takiej nie otrzymałem. Konstrukcja książki jest prosta. Akcja rozpoczyna się w...
2020-07-05
2020-06-26
2020-06-11
2020-05-29
2020-03-19
Opowiadania Andrzeja Pilipiuka z cyklu " Światy Pilipiuka" uważam za jego najlepsze dzieła. Zarówno pod względem fabularnym jak i czysto literackim. Tym razem jednak poczułem lekki zawód. Dlaczego? Cóż, Wielkiego Grafomana dopadła chyba choroba wtórności. Zbiór "Przyjaciel człowieka" niczym mnie nie zaskoczył, momentami nawet lekko przynudzał.
Z czterech opowiadań zamieszczonych w zbiorze za najlepsze uznałbym "My, bohaterzy". Stary doktor Skórzewski znowu w akcji. Tym razem w nietypowej roli konsultanta medycznego tajnej wyprawy ... SS, którzy w północnej Finlandii szukają śladów dawnej epidemii angielskich potów. Chcą pozyskać śmiercionośnego wirusa, który mógłby pomóc przechylić szalę zwycięstwa na stronę III Rzeszy. Na szczęście doktor zrobi wszystko, żeby ich powstrzymać. Doktora spotykamy jeszcze w opowiadaniu "Duchy Poveglii" (dużo słabsze, momentami nudnawe). Kolejny stary znajomy na kartach książki to Robert Storm. "IInne możliwości" są jednak opowiadaniem bardzo słabym, a główny bohater coraz bardziej irytuje. Opowiadanie wtórne i nijakie. Daleko mu do Roberta Storma z "Carskiej manierki" czy " Szewca z Lichtenrade". Ostatnie to tytułowy "Przyjaciel człowieka". Polska siedemdziesiąt lat po krwawej epidemii, która zdziesiątkowała ludność i doprowadziła do upadku cywilizacji jaką znamy (temat jakże na czasie). Ocaleni ludzie żyją w małych księstwach, które co jakiś czas są najeżdżane przez Turków. Głòwne bohaterki to dwie młode harcerki (pojawiły się już w jednym z opowiadań we wcześniejszym tomie). Na gruzach naszej cywilizacji odnajdują psa, który okazuję się być robotem, tytułowym przyjacielem człowieka. Z jego pomocą spróbują pokonać najeźdźców. Utwór niezły, w mojej ocenie numr dwa tego zbioru.
Moja ocena to 6/10. Dwa dobre i dwa nijakie opowiadania to jak na standardy "Światów Pilipiuka" wynik słaby. Może za dużo oczekiwałem ? A może autorowi coraz trudniej zaskakiwać czytelnika. Czekam na kolejny tom. Mam nadzieję, że będzie lepszy. Dużo lepszy.
P.S. Pilipiuk nie byłby Pilipiukiem, gdyby w swojej książce nie użył dwóch kultowych już zwrotów, mianowicie "uśmiechnął się do swoich myśli" i "rachityczne drzewa, krzewy itp". Są to chyba jego ulubione słowa- klucze. W tej książce też je odnalazłem:-)
Opowiadania Andrzeja Pilipiuka z cyklu " Światy Pilipiuka" uważam za jego najlepsze dzieła. Zarówno pod względem fabularnym jak i czysto literackim. Tym razem jednak poczułem lekki zawód. Dlaczego? Cóż, Wielkiego Grafomana dopadła chyba choroba wtórności. Zbiór "Przyjaciel człowieka" niczym mnie nie zaskoczył, momentami nawet lekko przynudzał.
Z czterech opowiadań...
2020-02-28
Bez szału. Niby powieść grozy, niby o zombie. Niestety nie mój klimat. Spodziewałem się czegoś w stylu "Nocy żywych trupów", gdzie zombie od początku do końca są krwiożercze i bezmyślne. Taki pierwotne zło bez cienia odruchów ludzkich. W "Zombie fest" żywe trupy przyszły na koncert, stanęły sobie w grupce gdzieś z boku i wyglądali jak fani muzyki gotyckiej. Od czasu do czasu z ich ust wydobył się jakiś skowyt. I tyle. Dopiero po jakimś czasie stwierdzili, że dość tej muzyki i trzeba się wziąć do roboty. I się zaczęło.
Nie wiem czemu, ale książka w ogóle nie ma klimatu godnego dobrego horroru. Może to wina narracji, może bohaterów, którzy dziwnie spokojnie podeszli do sprawy. Jakby to była jakaś grypa, z którą każdy miał już wcześniej kontakt. Nie, nie kupuję tego.
Jest tu jednak coś, co sprawia, że książka może się obronić. Fabuła umieszczona w latach osiemdziesiątych, w czasach siermiężnego PRL-u. W małym miasteczku jest organizowany festiwal muzyki młodzieżowej. Przyjeżdżają różnej maści subkultury, tanie wino leje się strumieniami a ze sceny płyną dźwięki mocnej muzyki. Jednym słowem anarchia na całego. Główni bohaterowie są członkami zespołu punkowego. Ten klimat został świetnie przedstawiony.
Reasumując, jeśli chcesz przenieść się do czasów Jarocina, gdzie bunt i tanie wino tworzyło nieodłączną parę, to w książce znajdziesz coś dla siebie. To wtedy styl autora ci się spodoba, a klimat powieści uznasz za bardzo dobry. Lecz jeśli nastawisz się na horror w stylu "Apokalipsa Z" czy "Walking dead" to się ostro zawiedziesz. Nie poczujesz strachu a jedynie irytację. Ja nastawiłem się na to drugie stąd moja niska ocena.
Bez szału. Niby powieść grozy, niby o zombie. Niestety nie mój klimat. Spodziewałem się czegoś w stylu "Nocy żywych trupów", gdzie zombie od początku do końca są krwiożercze i bezmyślne. Taki pierwotne zło bez cienia odruchów ludzkich. W "Zombie fest" żywe trupy przyszły na koncert, stanęły sobie w grupce gdzieś z boku i wyglądali jak fani muzyki gotyckiej. Od czasu do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-02-26
Są rzeczy w tej książce, z którymi mam punkty zbieżne. Budzą wspomnienia z dzieciństwa jak choćby "Wspaniała podróż", którą będąc małym chłopcem oglądałem w telewizji. Podobnie jak "Gang Olsena" czy też przygody rezolutnego Emila. Ale są też takie, które są mi całkiem obce jak choćby wspomnienia autora na temat szkoły. Dla mnie okres podstawówki to czasy sielskiego dzieciństwa, gdzie codziennie po lekcjach grało się w piłkę. Nie przypominam sobie żadnego nauczyciela, o którym mógłbym powiedzieć złe słowo (a uczniem wybitnym nigdy nie byłem. Paski na świadectwie skończyły się bodajże w piątej klasie). A o kilku warto byłoby powiedzieć kilka dobrych. Choćby moja wychowawczyni w klasach 4-8, która pokazała mi piękno naszych gór. I nie uważam (jak autor), że historia, geografia i polityka coś mi zabrały. Nigdy kokosów nie miałem, biorę życie takie, jakim jest. Pewnie gdybym się urodził dajmy na to w USA, to miałbym lepiej, ale byłbym pewnie innym człowiekiem. Co innego by mnie fascynowało, co innego drażniło, bawiło. Nie wiedziałbym, co to komuna itd. Ale urodziłem się tutaj, w tym miejscu i czasie. I nic tego nie zmieni.
Podziwiam miłość autora do Skandynawii i jego wiedzę o niej. Poniekąd zgadzam się z jego zdaniem na temat polityki imigracyjnej Szwecji i Norwegii, ale jak dla mnie za dużo tutaj polityki. I to tej również z naszego podwórka. Poza tym teorie spiskowe, których zwolennikiem nie jestem. Nic nie dają a tylko dzielą.
Mimo, iż autor na wstępie uczciwie ostrzega przed poglądami zawartymi w książce, to jednak uważam, że jest to zachowanie dość ryzykowne, gdyż może stracić czytelników. Tym bardziej, gdy z pisania żyje.
Cóż, czytam Pilipiuka od lat i wiedziałem, czego mogę się spodziewać, więc poglądami mnie nie zaskoczył. Książka ok, choć jakże inna od innych. Jest to dziennik ze wszystkich wypraw autora do Szwecji i Norwegii oraz jego przemyślenia na temat zmian, jakie w nich zachodziły. Dobrze się czytało, choć były momenty irytujące. Ale taki już jest Wielki Grafoman.
Są rzeczy w tej książce, z którymi mam punkty zbieżne. Budzą wspomnienia z dzieciństwa jak choćby "Wspaniała podróż", którą będąc małym chłopcem oglądałem w telewizji. Podobnie jak "Gang Olsena" czy też przygody rezolutnego Emila. Ale są też takie, które są mi całkiem obce jak choćby wspomnienia autora na temat szkoły. Dla mnie okres podstawówki to czasy sielskiego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-06-10
Książka, która sama się czyta. Zawładnęła mną całkowicie. Chylę czoła przed autorem, który stworzył dzieło wielkie, nieśmiertelne. Fabuła wciąga od samego początku, a tytułowy Nikodem wywołuje u czytelnika skrajne emocje. Z początku da się lubić, kibicujemy mu i cieszą jego sukcesy. Z czasem sprawdza się powiedzenie, że każda władza deprawuje i zmienia człowieka.
Czytelniku, zatrzymaj się na chwilę i pochyl nad tą pozycją. Poczuj klimat II RP i poznaj pana Dyzmę. Choć tyle lat minęło, jego duch w narodzie wciąż trwa...
Książka, która sama się czyta. Zawładnęła mną całkowicie. Chylę czoła przed autorem, który stworzył dzieło wielkie, nieśmiertelne. Fabuła wciąga od samego początku, a tytułowy Nikodem wywołuje u czytelnika skrajne emocje. Z początku da się lubić, kibicujemy mu i cieszą jego sukcesy. Z czasem sprawdza się powiedzenie, że każda władza deprawuje i zmienia człowieka.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to...