-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać192
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2003-03-01
2006-05-01
2010-08-01
2003-03-01
2002-07-01
2003-02-01
2005-08-01
2014-06-02
„Szczycić się można tym, że przeżyło się jedna walkę, by móc stoczyć kolejną.” [1]
Konfed niepodzielnie panuje w znanym człowiekowi kosmosie. Jednak na wielu planetach, czy satelitach dochodzi do buntów. Niektórzy uważają, że Konfed jest jak dinozaur, którego czas powoli się kończy. Siły zbrojne nie przebierając w środkach, skutecznie tłumią wszelkie rebelie. Na jednej z planet dochodzi do rzezi na niespotykaną dotąd skalę. Jeden z żołnierzy przeżywa Objawienie i dezerteruje wprost z zaścielanego trupami rebeliantów pola walki. Od tej chwili postanawia zrobić wszystko, żeby przyspieszyć upadek Konfederacji.
Głównego bohatera poznajemy w chwili kiedy w pojedynkę unieruchamia trójkę doborowych żołnierzy Konfederacji. Znajduje się na planecie Greaves i jest tam jedynym członkiem ruchu oporu. Konfed nie zdaje sobie z tego sprawy, ilość partyzantów szacuje na kilka setek. Nikt nie podejrzewa, że za wszystkimi problemami Konfederacji na Greaves stoi szanowany właściciel „Nefrytowego Kwiatu”, najpopularniejszego baru na planecie.
Pierwsza część skupia się właśnie na właścicielu „Nefrytowego Kwiatu”. Człowieku, który postanowił zadać potężny cios Konfederacji. Jak potężny? Dowiemy się dopiero pod koniec książki. Wcześniej czeka nas podróż przez przeszłość naszego bohatera. Emile Antoon Khadaji poświęcił wiele lat swojego życia, aby nabyć umiejętności potrzebne do wykonania zadania, które przed sobą postawił. Na swojej drodze spotyka ludzi, od których, celowo bądź nie, bardzo wiele się nauczy. Z tajemniczym Penem na czele.
W drugiej części główną postacią jest Dirisha, była wykidajło w „Nefrytowym Kwiecie”. Wojowniczka, która nigdy nie miała łatwo, szukająca swojego miejsca we wszechświecie. Jej droga skieruje ją do tajemniczej Villi, szkoły Matadorów, która ma za zadanie szkolić ochroniarzy doskonałych. A wszystkim kieruje tajemniczy Pen. Dirishy nie podoba się to jak wiele Pen wie o niej, i w jaki sposób chce kształtować wszystko wedle swojego planu. Z czasem odnajduje jednak w Villi miejsce gdzie z chęcią zostanie na dłużej. Dom, którego nigdy nie miała. Nie przestaje jednak szukać motywów jakie kierują ludźmi prowadzącymi Szkołę.
W Polsce zostały wydane jedynie dwa tomy serii. Czy szkoda, że tylko tyle? Po przeczytaniu pierwszej części, byłem gotowy przeczytać wszystko co autor ma mi do zaproponowania. Wiem, że „Człowiek, który nigdy nie chybiał” może być uznany za dobrą lub bardzo dobrą pozycję science-fiction. Ja sam tak bym powiedział. Jednak w tej książce jest coś co umyka jasnemu określeniu, coś co każe mi uważać ją za pozycję rewelacyjną. Nie potrafię tego sprecyzować, chyba ta książka ma po prostu w sobie „to coś”.
A później przyszła kolej na drugi tom i niestety cały blask zniknął. Druga książka także jest dobrą, solidną s-f. Ma niestety sporo mankamentów. Na przykład zbyt wielkie nasycenie erotyką (w pierwszej części było w sam raz). Albo poziom dramaturgii, przewidywalność, brak sympatii do bohaterów (jest ich też kilku poznanych w pierwszej części, ale to nie pomaga).
Ogólnie druga część zawodzi prawie na całej linie. Sytuacje ratuje zakończenie, które rzuca nam nowe światło na całość opowieści.
Czy przeczytałbym kolejne części jeśli zdecydowano by się je wydać na polskim rynku? Na pewno trzecią, ale jeśli nie wróciłaby do poziomu pierwszej to musiałbym się pożegnać z serią, którą stworzył Steve Perry.
7/10 (z zaznaczeniem, że część pierwsza dostaje ode mnie 10)
„Miłości, podobnie jak zen, nie da się nauczyć. Można ją tylko poczuć.” [2]
„Z wiekiem przychodzi doświadczenie, które jest o wiele ważniejsze od zwykłej mądrości.” [3]
„Szczerość zasługiwała zaś na nagrodę, nawet jeśli okazywała się bolesna.” [4]
„W pojedynku strzeleckim na ostrą amunicję nie rozdawano srebrnych medali.” [5]
„Nikt nie potrafi być w pełni obiektywny, jeżeli chodzi o rzeczy ważne.” [6]
malynosorozec.blogspot.com
……………………………….
[1]Steve Perry, „Matadora”, przeł. Marcin Mortka, Fabryka Słów, 2010, s. 54
[2] Steve Perry, „Człowiek, który nigdy nie chybiał”, przeł. Marcin Mortka, Fabryka Słów, 2010, s. 134
[3] tamże, s. 229
[4] tamże, s. 230
[5] tamże, s. 236
[6] Steve Perry, „Matadora”, przeł. Marcin Mortka, Fabryka Słów, 2010, s. 230
„Szczycić się można tym, że przeżyło się jedna walkę, by móc stoczyć kolejną.” [1]
Konfed niepodzielnie panuje w znanym człowiekowi kosmosie. Jednak na wielu planetach, czy satelitach dochodzi do buntów. Niektórzy uważają, że Konfed jest jak dinozaur, którego czas powoli się kończy. Siły zbrojne nie przebierając w środkach, skutecznie tłumią wszelkie rebelie. Na jednej z...
2012-04-01
„Lecz nigdzie nie powiedziano, że trzeba zmieniać sny.”
Ojciec alkoholik, żyjący wspomnieniami o walkach bokserskich, które miały mu przynieść powodzenie. Matka potulnie znosząca ciosy, beznadziejnie zakochana w coraz brutalniejszym mężu. Siostra, na którą zawsze mógł liczyć, bystra, silna, wzór i oparcie w trudnych chwilach. Przyjaciele, z którymi mimo biedy, można dzielić wspólne marzenia…
Treść książki stanowi opowieść młodego Colina, która rozpoczyna się gdy ten wraz ze starszą siostrą zabijają swojego ojca. Teraz dzieci muszą uciekać ze slumsów, w których żyją, zdając sobie sprawę, że następne dni będą ostatnimi jakie dane im będzie spędzić razem.
Język książki, jakkolwiek banalnie by to brzmiało, wolny jest od przekłamań. Colin opisuje wszystko, tak jak sam to widzi. Dziwi się, kiedy dorośli starają się znaleźć wytłumaczenie dla jego działań. Kiedy próbują zrozumieć i znaleźć winnych.
Chłopiec opowiada zarówno o uczuciach towarzyszących mu w trudnych dniach po morderstwie jak i o wcześniejszym życiu w biednej dzielnicy, w której jedynie nielicznym udaje wyjść na prostą.
Autor pisze w sposób bardzo prosty, wręcz minimalistyczny, a mimo to czyta się z zapartym tchem, „na raz”. Nie uświadczymy tutaj pięknych opisów, zawrotnej akcji, krystalicznie czystych postaci czy jakichkolwiek wyjaśnień. Zamiast tego dostajemy masę wątpliwości. Mamy dzieci, które wiedzą, że muszą ponieść konsekwencje tego co zrobiły. Mamy rodzeństwo starające wspierać się nawzajem. Dostajemy wielką porcję pytań i niewiele odpowiedzi.
Do tej pory nie wiem jakim cudem książka, która ma niewiele ponad 100 stron zrobiła na mnie aż takie wrażenie. Zdecydowanie polecam. I nie ważne czy ktoś lubi fantastykę, kryminał czy romans. Jeśli w ogóle czytasz książki, to polecam właśnie tą. Każdemu.
… i trafność tytułu, dowiedzenie się co według rodzeństwa znaczy być „dziećmi bohaterów” … po prostu trzeba przeczytać żeby zrozumieć co mam na myśli.
Jak kiedyś gdzieś napisał ktoś mądry: „Chociaż niemożliwym wydaje się jej osiągnięcie, należy dążyć do doskonałości.” Czuje, że w przypadku tej książki jesteśmy bardzo blisko…
10/10
„A w życiu, tak jak w szkole, drugie miejsce to całkiem nieźle.”
„Czarne myśli są jak drzewa. Mogą długo rosnąć, pączkują w głowie, gdzie w końcu zapuszczają korzenie.”
„Gdy chcemy uwolnić się od myśli, powinniśmy podchodzić do życia jak sprinter, biec przez cały czas kryć się za prędkością. Gdy tylko ciało znajdzie się w stanie spoczynku, nieszczęście opanowuje głowę.”
„Jak wiedzieć, że się kocha? To się czuje.”
„Samotność jest męcząca i nie wszyscy urodzili się, żeby stawiać opór.”
„Lepiej znosi się własny los, gdy nie zna się innego.”
malynosorozec.blogspot.com
„Lecz nigdzie nie powiedziano, że trzeba zmieniać sny.”
Ojciec alkoholik, żyjący wspomnieniami o walkach bokserskich, które miały mu przynieść powodzenie. Matka potulnie znosząca ciosy, beznadziejnie zakochana w coraz brutalniejszym mężu. Siostra, na którą zawsze mógł liczyć, bystra, silna, wzór i oparcie w trudnych chwilach. Przyjaciele, z którymi mimo biedy, można...
2013-01-01
2015-12-31
„Futu.re”, future, przyszłość. Dmitry Glukhovsky w swojej powieści daje jej niesamowitą wizję. Nie ma w niej gwiezdnych podróży, kolonizowania planet, spotkania obcej cywilizacji. Nie ma prędkości nadświetlnych i zagrażającej człowiekowi sztucznej inteligencji. Są ludzie na Ziemi, swojej planecie. I tyle…
Jedna z tych książek, które potrafią poważnie wstrząsnąć. Pobudza wyobraźnię i każe się zastanowić: może jednak podążymy w kierunku wskazanym przez autora? Może już tam jedną nogą jesteśmy?
W dwudziestym piątym wieku naszej ery w Europie żyje sto dwadzieścia miliardów ludzi. Cała dostępna powierzchnia ziemi zabudowana została sięgającymi tysiąca pięter masywnymi wieżowcami – pod nimi zniknęło wszystko, co było tam poprzednio. Ludzie nie potrzebują już Boga, stali się mu równi – pokonali śmierć. Trzysta lat wcześniej udało się wyeliminować z ludzkiego DNA gen odpowiedzialny za umieranie. Teraz świat zamieszkują niestarzejący się trzydziestolatkowie. Każdy obywatel Europy ma prawo do nieśmiertelności, każdy ma prawo zrównać się z Bogiem. Jak to brzmi? Zachęcająco? Kusząco?
Autor przedstawia ten świat widziany oczami Jana, jednostki wyjątkowej nawet jak na standardy czasów, w których żyje. Poznajemy go, kiedy udaje się na najwyższe piętro wieżowca, gdzie ma spotkać się z jednym z najbogatszych ludzi na Ziemi. W jakim celu ktoś taki zaprasza bohatera do swojego świata? Świata, którego jeden mieszkaniec ma do dyspozycji więcej przestrzeni, niż tysiące ludzi na niższych poziomach? Musi to mieć związek z pracą, jaką ten wykonuje. Czyli z zabijaniem, chociaż on sam nazywa to inaczej. Jan należy do Nieśmiertelnych, ludzi, których zadaniem jest swoista kontrola wielkości populacji. Bowiem Europa nie może wyżywić kolejnych miliardów obywateli, Europa osiągnęła punkt krytyczny. Dlatego też posiadanie dziecka wiąże się ze zrzeczeniem się nieśmiertelności przez jedno z rodziców. A jeśli chodzi o niezarejestrowane ciąże… W takim przypadku wkraczają Nieśmiertelni. Wkraczają z całą stanowczością, w maskach Apolla na twarzach i z zawołaniem „Zapomnij o śmierci!” na ustach.
W „Futu.re” mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową w czasie teraźniejszym – coś wspaniałego! Bardzo dawno nie czytałem tak dobrze napisanej książki z takim właśnie typem narracji. Wszystkie te myśli, żadnej cenzury… Nawet kiedy Jan wraca do swojej przeszłości, do dzieciństwa, do okresu, kiedy dorastał, wszystko zostaje przekazane w czasie teraźniejszym – i to jest dobre.
A same wspomnienia, okres, kiedy z dziecka wykuwał się Nieśmiertelny… Dla mnie najlepszy element fabuły. Przeszłość odkrywana jest stopniowo i każde zagłębienie się w nią rzuca nowe światło na aktualnie rozgrywające się wydarzenia. Naprawdę warto czekać na poznanie historii Jana, warto w tych kilku rozdziałach oderwać się od wypełnionej miliardami dusz Europy, gdzie rozgrywa się akcja powieści.
Wraz z narratorem poruszamy się po olbrzymich wieżowcach, bywamy zarówno w slumsach, jak i wśród elit, podróżujemy pociągami, przedzieramy się przez wypełnione milionem dusz dworce, zaznajemy spokoju w parku wodnym, odwiedzamy piętra, gdzie mieszkają starzejący się ludzie czy takie, na których produkuje się mięso. Ale dobre jest to, że autor nie pozostawia starego kontynentu w próżni. Niewielkie wzmianki mówią o tym, co dzieje się na obszarze reszty świata. W Rosji, Ameryce, Indiach, nawet na morzach i oceanach. Nie ma ich dużo, jednak tyle wystarcza, żebyśmy mieli pełny obraz Ziemi. A ten nie jest kolorowy… Postęp postępem, nieśmiertelność nieśmiertelnością, ale człowiek zawsze pozostanie człowiekiem.
Co urzekło mnie w „Futu.re”, to tempo akcji. Spokojne, nieśpieszne. Wiele przemyśleń, uniesień, zwątpień. I wspaniałe momenty przyśpieszenia. Autor „rozwleka” niektóre fragmenty, zmusza nas do zastanowienia się, by zaraz uderzyć dynamiczną, często brutalną sceną. Przyśpieszyć, chwycić za gardło, ścisnąć…
W ogóle dużo w tej powieści przemocy i seksu. Nic dziwnego, że jest przeznaczona dla dorosłego czytelnika. Ale to dobrze. Nie ma owijania w bawełnę, uników, wszystko na swoim miejscu, świat pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Widać to także w myślach Jana, który nie należy bynajmniej do postaci pozytywnych, z całą swoją historią, lękami i przekonaniami. To bohater z krwi i kości, jakiego nam trzeba. Bohater na miarę naszych… wróć! Przyszłych czasów.
Chciałem ponarzekać na postaci drugoplanowe i te występujące w tle, ale… więcej miejsca dla nich zaburzyłoby kompozycję całości. W tym przypadku jest tak, jak ze światem poza Europą: wiemy tyle, ile potrzebujemy, żeby poznać i zrozumieć większość bohaterów.
Sporo mówi się tu o Bogu. Wynika to z biografii głównego bohatera i z zestawienia świata, w którym nie trzeba już obiecywać raju po śmierci, z działaniem Kościoła.
Imigracja… Wiem, że konieczne jest przedstawienie tego problemu w takiej Europie, jaką pokazuje Glukhovsky, ale nie chcę traktować „Futu.re” jako obrazu naszych czasów, metafory czy czego tam jeszcze. Chcę, by była to powieść mocna i dosadna, która zostawi mnie sponiewieranego psychicznie, tak jak sponiewierany jest jej główny bohater. Chcę czuć to wszystko, co on i dzięki kunsztowi autora tak właśnie się dzieje. Nie chcę myśleć w jej kontekście o teraźniejszej polityce, religii i kondycji świata, ale wiem, że spora część czytelników nie podzieli mojego zdania. I dobrze. Niech każdy myśli za siebie. Autor to prawdopodobnie miał na myśli, ale przekonamy się o tym, dopiero kiedy książka pojawi się na maturze i komisja ułoży odpowiedni „klucz”.
Więc tak – jest to powieść, którą polecam z czystym sumieniem każdemu (pełnoletniemu) czytelnikowi. Ponad sześćset stron literatury dającej mocno w kość. I to mimo rozwiązań fabularnych, do których mam najpoważniejszy zarzut. Fabuła zaskakuje, ładnie się układa, ale nie powala. Poza tym kilka elementów znalazło się w niej właśnie po to, żeby historia pięknie płynęła, bez zadawania zbędnych pytań; kilka rozwiązań... Nieuargumentowanych? Dziwnych?
To moje zdanie, ale mimo wszystko jestem zachwycony i jednocześnie cieszę się, że tekst stanowi zwartą całość, do której autor, mam nadzieję, nie będzie wracał.
10/10
malynosorozec.blogspot.com
Tytuł: Futu.re
Autor: Dmitry Glukhovsky
Przekład: Paweł Podmiotko
Wydawnictwo: Insignis
Stron: 638
„Futu.re”, future, przyszłość. Dmitry Glukhovsky w swojej powieści daje jej niesamowitą wizję. Nie ma w niej gwiezdnych podróży, kolonizowania planet, spotkania obcej cywilizacji. Nie ma prędkości nadświetlnych i zagrażającej człowiekowi sztucznej inteligencji. Są ludzie na Ziemi, swojej planecie. I tyle…
Jedna z tych książek, które potrafią poważnie wstrząsnąć. Pobudza...
2013-05-01
„Dudy w miech, jebaki?! Siedźcie tu i zdychajcie dzień po dniu. Módlcie się o śmierć, bo ja wolę choćby jutro znaleźć się na dnie morza, niż umierać tutaj przez dziesięć lat.”
Znakomita książka Jacka Komudy, który przecież nie specjalizuje się w tematyce żeglarskiej.
Akcja powieści dzieje się w 1627 roku w Gdańsku. Głównym bohaterem jest Arendt Dickmann, holender z urodzenia, od kilkunastu lat związany z Gdańskiem. Kiedyś dumny kapitan, obecnie borykający się z biedą głównie z powodu choroby żony, na której leczenie przeznaczył cały swój majątek. Wierzyciele pukają do drzwi, dawni towarzysze odwracają się plecami… Trwa wojna Polsko-Szwedzka. A na Bałtyku raz po raz znikają polskie statki. Przesądni marynarze winą obarczają lewiatana, przerażającą bestię przybyłą z otchłani oceanów…
To co zachwyca, to doskonale nakreślony obraz zgniłego, zepsutego, niewiarygodnie bogatego Gdańska. Fantastycznie nakreślone życie i zwyczaje niepokornych marynarzy. Oddając głos autorowi:
„… w Gdańsku są trzy rodzaje ludzi: biedni, bogaci i ci, co pływają na morzu. Trudno jednak było utrzymać w ryzach dzielnych morskich chwatów. Pachołkowie miejscy brali po łbach i pludrach, kiedy mieszali się do spraw żeglarzy, którzy dla swej nieposkromionej fantazji i wigoru potrafili przepędzić przez błoto pysznego miejskiego synka, szczypnąć w wypięty zadek lub wytarmosić za cycki hardą pannę patrycjuszkę… Albo wystawić na ulicę beczkę wina na imieniny kapitana i zmuszać przechodniów do picia za jego zdrowie pod groźbą pistoletu, opornych zaś oblewać trunkiem. A w razie sprzeciwu maczać tępe miejskie łby w cebrzyku z winem dopóty, dopóki nie skruszeją na tyle, że wreszcie ochotnie wezmą się do spełniania toastów kwarcianymi szklanicami.”
Fantastyczne przedstawione także życie na statku, gdzie kapitan jest: „Drugi po Bogu, pierwszy po diable”, a marynarze gotowi są poświęcić życie dla szypra, łupów i wiekuistej chwały.
Autor dosyć długo się rozkręca, dokładnie buduje świat, do którego nas zaprasza. Przedstawia nam dumnych, odważnych żeglarzy. Także kalekich weteranów, którzy straciwszy kończyny na morzu, stracili także sens i chęć życia. I na koniec najgorszy Gdański element, szelmy, którzy na morzu mają szansę odkupić swoje winy. Dodać należy do tego drugą główną postać: polskiego szlachcica Marka Jakimoskiego, bodajże jedynego przedstawiciela szlachty Rzeczypospolitej doskonale obytego z trudami życia na morzu. Istna mieszanka wybuchowa.
Po tym jak książka nabiera tempa mamy doskonale opisane bitwy morskie. Krew leje się gęsto. Kule gruchoczą kości. Z marynarskich ust padają wiązanki, od których aż uszy się czerwienią. Niesamowity realizm. Szczegółowe opisy, dzięki którym w głowie układy się barwny, dokładny obraz opisywanych wydarzeń.
Nie widzę żadnego słabego punktu. Powieść po prostu mnie zachwyciła.
„-Proszę waszmość do mojej kajuty na kuśtyczek gdańskiej gorzałki.
-Kiep odmawia, kiedy nie kiep prosi, mości panie kapitanie.”
„Jakimowski znowu wychylił nową porcję gdańskiej wódki. I nawet mnie mrugnął okiem. Zdawać by się mogło, że jego podgolona łepetyna jest mocniejsza niż żelazny czerep armatniego granatu. Ot, co znaczyła wielowiekowa tradycja szlacheckiego narodu.”
malynosorozec.blogspot.com
„Dudy w miech, jebaki?! Siedźcie tu i zdychajcie dzień po dniu. Módlcie się o śmierć, bo ja wolę choćby jutro znaleźć się na dnie morza, niż umierać tutaj przez dziesięć lat.”
Znakomita książka Jacka Komudy, który przecież nie specjalizuje się w tematyce żeglarskiej.
Akcja powieści dzieje się w 1627 roku w Gdańsku. Głównym bohaterem jest Arendt Dickmann, holender z...
2013-05-01
„Gotujcie się na śmierć, mości panowie. Na zwycięstwo i wiekuistą chwałę.”
Druga część zachwyca tak samo jak pierwsza.
Po pokonaniu Spieringa i brawurowym przebiciu się przez szwedzkie okręty, Arendt Dickmann wraca w chwale do Gdańska. Radość jednak nie trwa długo, gdyż okazuje się, że lewiatan atakuje ponownie. Jedynie Jakimowski nie wierzy, że ma do czynienia z morską bestią, a z ludźmi z krwi i kości. Podczas gdy Dickmann traci dowodzenie na okręcie, pan Marek jest coraz bliżej rozwikłania zagadki…
Druga część napisana z jeszcze większym rozmachem. Morskie bitwy zapierają dech
w piersiach. Fantastyczne opisy, sprawiające, że czujemy się jakbyśmy byli w samym środku wydarzeń. Krew ponownie splami pokłady, trup ściele się gęsto.
Atutem książki jest fakt, że większość akcji dzieje się na morzu. Tym razem na pierwszy plan wyłania się pan Jakimowski, ze swoją skrywaną przeszłością i wewnętrznymi demonami, które nie dają mu spokojnie spać. Doskonale rozwinięta postać.
Docenić należy sposób opisu wojny polsko-szwedzkiej przez autora. Wydawałoby się, że książka powinna stracić tempo trzymając się faktów, ale pan Jacek zgrabnie pokazuje nam konflikt nie tylko od morskiej strony, aby później idealnie trafić w punkt kiedy wkracza polska flota.
Jedyny minus jaki znajduję to kilka nieścisłości fabularnych, wynikających właśnie z trzymania się historii.
Doskonale pokazana bitwa pod Oliwą. Bardzo dobre rozwiązanie zagadki lewiatana. Barwne postaci i jeszcze barwniejszy marynarski język. Ale najbardziej urzekł mnie opis szalonej jazdy kozaków po ulicach Gdańska.
Obydwie części tworzą razem niezapomnianą lekturę.
10/10
„Świat jak zwykle dzielił się na ludzi wykutych z żelaza i tych ulepionych z krowiego łajna, które potem, dla fasonu oblepiano grubą warstwą wosku. Tak zawsze było, jest i będzie. Tyle, że wosk stopi się od płomienia, a żelazo jedynie rozgrzeje do walki…”
„No proszę. Nawrócili się, heretyki. Lepszy taki granat niż różaniec i jezuickie gadanie.”
„… trafił w samo sedno – tam gdzie plecy kończyły swą szlachetną nazwę, ustępując miejsca kaszubskiej rzeczy.”
„Uroczyście ślubuję i przysięgam na święty krzyż i mękę Jezusa Chrystusa, Pana naszego miłościwego, że wsadzę wam ten szturmiak w dupę i podpalę lont, nabiwszy uprzednio lufę tłuczonym szkłem i siekańcami.”
malynosorozec.blogspot.com
„Gotujcie się na śmierć, mości panowie. Na zwycięstwo i wiekuistą chwałę.”
Druga część zachwyca tak samo jak pierwsza.
Po pokonaniu Spieringa i brawurowym przebiciu się przez szwedzkie okręty, Arendt Dickmann wraca w chwale do Gdańska. Radość jednak nie trwa długo, gdyż okazuje się, że lewiatan atakuje ponownie. Jedynie Jakimowski nie wierzy, że ma do czynienia z morską...
2007-04-01
2010-07-01
„Ale po to jest on synem Zeusa, żeby, czy to człowiek, czy bóg, czy potwór – było mu wszystko jedno!”
Bogowie szykują się do wojny. Oto bowiem z mroków Tartaru wyłaniają się Giganci, szykując rzeź olimpijczykom. Zbliża się gigantomachia… Bogowie jeszcze nie wiedzą, ale losy tej wojny zależeć będą od Śmieciarza Samotnika, Heraklesa, który jest równy bogom,
a nawet więcej niż równy…
Pierwszy tom skończył się, kiedy Herakles wyruszył na służbę do Myken, aby odkupić swoje winy powstałe w wyniku szaleństwa zsyłanego przez Tartar. Zacząć miał właśnie słynne dwanaście prac, które dadzą mu nieśmiertelność. A drugi tom rozpoczyna się już po zakończeniu owych prac. Bo nie one są tu najważniejsze. Owszem, dowiadujemy jak niektóre z nich przebiegały, po to byśmy byli świadomi, że głównym celem Heraklesa nie była nieśmiertelność. Głównym zadaniem była walka z Opętanymi, chcącymi sprowadzić na świat gigantów. Było zamykanie dromosów prowadzących na Flegry – przedsionek Tartaru. Było przekonanie Hellady do zaniechania składania ofiar z ludzi.
Tak jak w pierwszym tomie jest Epicko. I to przez duże E. Wystarczy wspomnieć samą gigantomachię. Albo wyprawy Heraklesa na Troję czy Spartę. Bitwy, w których śmiertelni walczą z nieśmiertelnymi. Albo walkę na śmierć z jednym z bogów…
Postać Iolaosa – Amfitriona, trzyma genialny poziom z pierwszej części. Ifikles i Alkides nabierają głębi. No i dochodzi Lichas, nieodłączny towarzysz Heraklesa, uratowany podczas jednej z dwunastu prac. Są herosi, bogowie, Tytani i potwory. Jest walka i śmierć. Krew i łzy. Jest szaleństwo i zemsta. Wina i …odkupienie?
Jeszcze tylko jedna mała uwaga. Ale nie do autorów tylko do polskiego wydania. Drugi tom ma innego tłumacza i nie jest to dobre rozwiązanie. Kilka przydomków brzmi inaczej niż w pierwszym tomie. Kilka razy tłumacz myli postaci podczas dialogów (np. Ifitosa z Ifiklesem).
Bardzo podoba mi się świat greckiej mitologii stworzony przez autorów. Bardzo podoba mi się zakończenie ich dzieła. Bardzo podoba mi się jak pobudzona została moja wyobraźnia. Bardzo podoba mi się ta książka.
10/10
„Wszystkie myśli dziesiętnika wyraźnie wystąpiły na purpurowiejące oblicze, nie tyle z powodu wyrazistości tego oblicza, ile z powodu małej liczebności owych myśli.”
„…pocieszali się banalną prawdą ‘pieniądze szczęścia nie dają’, i czujnie się rozglądali, co i gdzie leży nie przymocowane.”
„Czas… zawsze żyjemy w niesprzyjającym czasie, ponieważ udanych czasów nie ma.”
„To zadziwiające, to niegodne boga, ale poczucie winy jest gorsze od każdego ze znanych mi przekleństw!”
malynosorozec.blogspot.com
„Ale po to jest on synem Zeusa, żeby, czy to człowiek, czy bóg, czy potwór – było mu wszystko jedno!”
Bogowie szykują się do wojny. Oto bowiem z mroków Tartaru wyłaniają się Giganci, szykując rzeź olimpijczykom. Zbliża się gigantomachia… Bogowie jeszcze nie wiedzą, ale losy tej wojny zależeć będą od Śmieciarza Samotnika, Heraklesa, który jest równy bogom,
a nawet więcej...
2010-07-01
„Gdzie byś nie splunął – wszędzie i wszystkim potrzebny jest heros.”
Amfitrion, wnuk Perseusza, prawnuk samego Zeusa, heros, właśnie wraca do domu z kolejnej zwycięskiej wyprawy. Wcześniej tej nocy pod postacią Amfitriona jeden z bogów olimpijskich przybył do jego żony. Zostało poczęte dziecko. Dziecko, o które heros będzie walczył z bogiem. Dziecko, którego będą wyczekiwać wszyscy: ludzie, bogowie, Tytani. Dziecko, które zachwieje równowagą świata. A imię jego będzie Alkides, a wyrośnie z niego ten, którego poznamy jako Heraklesa…
Świat mitów greckich, który na długo pozostanie w pamięci. Bogowie olimpijscy, Tytani, Upadli, herosi, potwory, nimfy, centaury… Wszystko to, co znamy z mitologii. A jednak przedstawione inaczej. Niby wszystko się zgadza, a jednak nie do końca. Oto bowiem Hades jawi się jako najmądrzejszy ze wszystkich bogów. Nie pragnie władzy nad ziemią, nie chce zasiąść na tronie młodszego brata Zeusa. Oto bowiem Hermes, przewodnik, Nicpoń, jest tym, któremu najbardziej zależy na ludziach. Oto bowiem Herakles…
Napiszę jak czyta się ową powieść – Epicko. Wydaje się, że wszystko właśnie takie jest – epickie. I to w dobrym znaczeniu tego słowa. W końcu to nie amerykańska książka. Napisali ją panowie z Ukrainy, których wyobraźnia, zdaje się, nie zna granic.
W pierwszym tomie główną rolę odgrywa Amfitrion, walczący z bogami i ludźmi o swoje dziecko. Niektórzy bogowie nie chcą by przyszło ono na świat. Obawiają się go. A ludzie już zaczynają wielbić i czcić nienarodzonego jeszcze herosa... Amfitrion jest postacią genialną. Już tylko dla prześledzenia jego losów warto sięgnąć po tą książkę.
Ale najważniejszy jest ten, którego imię będzie Herakles. Obserwujemy jak dorasta, jak musi radzić sobie z zainteresowaniem Tartaru. Obserwujemy jak rodzi się Siła…
Bardzo dobrze przedstawiona także postać Hermesa, Przewodnika Dusz, który na prośbę Hadesa będzie obserwował młodego herosa. I być może, ale tylko być może, odkryje on w sobie cząstkę człowieczeństwa. Być może.
Sposób przedstawienia mitologii jest genialny. Oprócz bogów, Tytanów, herosów należy zwrócić uwagę na coś jeszcze. Na Tartar i na Upadłych. W książce jest wiele wzmianek,
z których wyłania się niesamowity obraz - wizja tytanomachii, wojny bogów z Tytanami.
Ale najbardziej w pamięci zostają fragmenty, w których występują Sturęcy – Hekatonchejrowie. Nie ma ich wiele, a jednak…
Otwierając książkę na pierwszej stronie czytamy:
Oto rozległ się głos Smoka:
-Śmiertelny podtrzymuje niebo z bogami. Co zatem robią tytani?
I usłyszał:
-My nie jesteśmy potrzebni. Nie zbuntują się tytani już nigdy. Ich świat się skończył.
Na jednym ramieniu trzyma on niebo.
-Tylko bogowie są potrzebni? Kronidzi?
- Niepotrzebni są również bogowie. On i bogów zwycięża.
Nieprzykuty trzyma niebo,
ponieważ jest on – Mocą.
I ponuro wychrypiał Smok:
- Tak, teraz poznałem Heraklesa…
J.Gołosowkower
„Opowieść o Heraklesie”
Epickie…
Aha i nie powstrzymam się jednak od napisania tego. I tak można to przeczytać z tyłu książki, gdzie większość najpierw zagląda. Żona urodzi Amfitrionowi bliźniaków. I nikt nie będzie potrafił rozróżnić, który jest synem człowieka, a który boga…
10/10
„Dla niektórych cudak czy cud – wszystko jedno.”
„-Ludzie mówią, że przyszłość jest w rękach bogów, ale ja nie znam tych bogów.
-I ja ich nie znam. Po prostu nie mam ochoty na oglądanie przyszłości w cudzych rękach.”
„Ale żywi muszą żyć, a czasu nie chwycisz za ogon, jakkolwiek byś się starał.”
„Bić się niech inni was nauczą. Ja was nauczę myślenia.
-Nie według reguł?
-Nie według reguł.”
malynosorozec.blogspot.com
„Gdzie byś nie splunął – wszędzie i wszystkim potrzebny jest heros.”
Amfitrion, wnuk Perseusza, prawnuk samego Zeusa, heros, właśnie wraca do domu z kolejnej zwycięskiej wyprawy. Wcześniej tej nocy pod postacią Amfitriona jeden z bogów olimpijskich przybył do jego żony. Zostało poczęte dziecko. Dziecko, o które heros będzie walczył z bogiem. Dziecko, którego będą...
2010-09-01
2016-01-21
„Kto powiedział, że moje światło jest lepsze od twego mroku?” [1]
To zdecydowanie jedna z Tych książek, pozycji, które angażują emocje, o których myśli się jeszcze długo po przeczytaniu, do których na pewno się powróci. Opowiada o Charliem Gordonie, umysłowo opóźnionym mężczyźnie, który poddany zostaje eksperymentowi mającemu podnieść jego inteligencję. Zadaniem Charliego jest prowadzenie dziennika – zaczyna kilka dni przed operacją, a my śledzimy zmiany, jakie w nim zachodzą. Przez pierwsze strony trudno przebrnąć – dostajemy wszystko w takiej formie, jakby pisał ktoś bardzo się starający, ale niedysponujący odpowiednimi umiejętnościami. To właśnie wyróżnia Charliego spośród innych podobnych mu ludzi, dzięki temu został wybrany do eksperymentu: stara się najbardziej jak może być mądrzejszym, z własnej woli zapisuje się do szkoły specjalnej, za wszelką cenę chce się nauczyć czytać i pisać. Jego determinacja sprawia, że jest idealnym kandydatem.
Iloraz inteligencji Charliego rośnie, a my dzięki jego coraz dokładniejszemu dziennikowi obserwujemy zmiany, jakie w nim zachodzą. Gordon zaczyna wspominać, widzi wydarzenia ze swojej przeszłości stojąc jakby z boku, stara się zrozumieć samego siebie i ludzi, którzy go otaczali i otaczają. Ale z niesamowitym wzrostem inteligencji nie idzie w parze rozwój emocjonalny. Wszystko dzieje się w zbyt szybkim tempie, aby Charlie mógł nadążyć. Oto jego słowa:
„Inteligencja i wykształcenie nie wzbogacone ludzkimi uczuciami nie mają żadnego znaczenia”[2].
A o wykształceniu:
„Zrozumiałem teraz, że głównym celem wykształcenia jest uświadomienie sobie, iż rzeczy, w które wierzyło się całe życie, nie są prawdą i nic nie jest takie, jakie się wydaje”[3].
Myśli Charliego są… na pewno pouczające, na pewno poruszające i nie pozostawiają obojętnym. Gordon zarówno jako umysłowo upośledzony, jak i jako geniusz jest postacią, nad którą warto się pochylić, a zestawienie dwóch etapów jego życia wypada niesamowicie.
Poruszające są także zachowania ludzi otaczających bohatera: rodziców, którzy oddali go do przytułku, współpracowników z piekarni, traktujących go jako obiekt żartów, naukowców, którzy przypisują sobie zasługę „stworzenia” Charliego Gordona, czy wreszcie kobiet, jakie spotyka na swojej drodze. Tak, jest także wątek miłosny. Pełen lęków i problemów, jakie napotyka stający się geniuszem Charlie. Mocny, tak jak cała powieść.
Jest coś hipnotyzującego w „Kwiatach dla Algernona”, coś, co nie pozwala oderwać się od lektury. Śledzenie przemian i walki bohatera z samym sobą pochłania. W moim przypadku za pierwszym razem było wielkie „Wow!”. Za drugim, mimo że znałem już zakończenie, dalej byłem zachwycony każdą niemal stroną. Za trzecim wszystko działo się trochę zbyt szybko, a postaci drugoplanowe wydawały się za bardzo jednowymiarowe. Za czwartym opisy były zbyt pobieżne. Tak… po kilku razach na przestrzeni lat czułem pewien niedosyt, znajdowałem kolejne wady tej powieści. Ale i tak za każdym razem byłem nią zachwycony. A później, po kilku kolejnych latach, ściągnąłem ją z półki i znów zostałem zahipnotyzowany, i zobaczyłem, że wszystko, do czego się przyczepiałem, jest zaplanowanym przez autora zabiegiem. Wszystko podane zostało w odpowiednich dawkach, a postaci muszą być właśnie takie.
Tak, to jedna z Tych książek, a mnie trudno jest o niej pisać w momencie, gdy nie mogę niczego skrytykować, konstruktywnie czy ot tak, po prostu. Tak, „Kwiaty dla Algernona” to książka, którą warto mieć na półce.
A tytułowy Algernon? Jest myszą poddaną eksperymentowi przed Charliem, z którą ten nawiązuje specyficzną więź. Mysz genialna jak na przedstawiciela swojego gatunku i bardzo ważna z perspektywy głównego bohatera.
„Wiem już, jak człowiek zaczyna gardzić samym sobą – kiedy wie, że robi źle, a nie potrafi przestać”[4].
10/10
malynosorozec.blogspot.com
---
[1] Daniel Keyes, „Kwiaty dla Algernona”, przeł. Krzysztof Sokołowski, wyd. Prószyński i S-ka, 1996, s. 217.
[2] Tamże, s. 215.
[3] Tamże, s. 61.
[4] Tamże, s. 93.
„Kto powiedział, że moje światło jest lepsze od twego mroku?” [1]
To zdecydowanie jedna z Tych książek, pozycji, które angażują emocje, o których myśli się jeszcze długo po przeczytaniu, do których na pewno się powróci. Opowiada o Charliem Gordonie, umysłowo opóźnionym mężczyźnie, który poddany zostaje eksperymentowi mającemu podnieść jego inteligencję. Zadaniem Charliego...
"Zakładali, że jeśli Rincewind wciąż zachowuje pozycję pionową i jeszcze nie ucieka, to pozostał ślad nadziei."
Piąta książka z serii "Świat Dysku". Trzecia, w której główna rola przypadła magowi Rincewindowi. I tym będzie on miał okazję na ocalenie świata.
Tysiące lat temu na świecie istnieli czarodziciele. Współcześni magowie to przy nich zwykli kuglarze. Byli potężniejsi od bogów, a każdy z nich chciał rządzić światem. Mogło to doprowadzić tylko do jednego. Totalnej. Wojny. Taumaturgicznej. Teraz na świecie znów pojawił się czarodziciel. Pierwotna magia szaleje na świecie, który nie jest na to przygotowany... brzmi groźnie? No cóż...
Należy wspomnieć, że czarodziciel jest dzieckiem, a jedyną nadzieją ludzkości są:
- Rincewind, wspomniany już wcześniej najgorszy mag na świecie
- Coena, barbarzyńska fryzjerka
- Kreozot, niespełniony poeta, którego bogactwo jest wprost legendarne
- Figurleusz (Kapelusz Nadrektora)
- Nijel Niszczyciel, początkujący barbarzyński bohater
- Bagaż
Dodajmy do tego Czterech Jeźdźców Aprokalipsy, Lodowych Gigantów, piratów, magów, dżina, bazyliszka, chimerę, szalonego wezyra, demony i Stwory Piekielne.
Poza tym ogromna dawka humoru(nawet jak na Pratchetta). Wystarczy wspomnieć chociażby nieszczęśliwie zakochany Bagaż, czy też suto zakrapiane spotkanie Czterech Jeźdźców. Postać Rincewinda genialnie rozwinięta, w porównaniu z poprzednimi częściami. No i to co urzekło mnie najbardziej - Bagaż na kacu...
Jedna z najlepszych książek ze Świata Dysku(na pewno najlepsza z serii o Rincewindzie). Z czystym sumieniem oceniam na 10.
„Uznał, ze jeśli kilka piw nie pozwoli mu zobaczyć sytuacji w innym świetle, to prawdopodobnie dokona tego kilka następnych.”
„-Dzieci to nasza nadzieja na przyszłość.
-NIE MA NADZIEI NA PRZYSZŁOŚĆ, oświadczył Śmierć.
-Więc co nas tam czeka?
-JA.”
„Wbrew plotkom, Śmierć nie jest okrutny; jest po prostu perfekcyjny, straszliwie perfekcyjny w swej pracy.”
„Nikt nie wie dlaczego, niezależnie od mocy wybuchu, zawsze pozostają dymiące buty. To chyba po prostu jedna z tych rzeczy...”
„Wiadomość, że ktoś z własnej woli rezygnuje z perspektywy pięćdziesięciu lat nudy sprawiła, że zmiękły mu kolana. Mając przed sobą pięćdziesiąt lat, zdołałby podnieść nudę do kategorii sztuki. Nie miałyby końca rzeczy których by nie robił.”
malynosorozec.blogspot.com
"Zakładali, że jeśli Rincewind wciąż zachowuje pozycję pionową i jeszcze nie ucieka, to pozostał ślad nadziei."
więcej Pokaż mimo toPiąta książka z serii "Świat Dysku". Trzecia, w której główna rola przypadła magowi Rincewindowi. I tym będzie on miał okazję na ocalenie świata.
Tysiące lat temu na świecie istnieli czarodziciele. Współcześni magowie to przy nich zwykli kuglarze. Byli...