-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2020-07-28
2013-09-11
2020-07-24
2020-08-10
Pierwsza książka Cuki Canals, jaką przeczytałam („Płacz, Radosna„) znalazła mnie; tym razem to ja szukałam pozostałych jej książek. Teraz kolej przyszła na „Ałtorkę”. Książka również wydana przez wydawnictwo Muza, w podobnej formie – papier koloru écru, druk nie czarny, a w tym przypadku ciemnobordowy. Takie połączenie papieru z drukiem nie męczy oczu i książka czyta się w ciągu jednego dnia. Zresztą wszystkie jej książki mają właśnie tę cechę – same się czytają.
Formalnie książka bardzo różni się od pozostałych dwóch (od „Długiej Berty” i „Płacz, Radosna”). Nie ma w niej typowej fabuły, jest za to dużo zabawy słowem, literami, łącznie z rysowaniem portretów głównej bohaterki za pomocą liter alfabetu. W książkach Cuki Canals zawsze magia łączy się z rzeczywistością. Zawsze główni bohaterowie są naznaczeni jakimś piętnem niezwykłości. W tym przypadku słowa Ałtorki (główna bohaterka sama pisze o sobie z błędem ortograficznym, bo wciąż nie uznaje w sobie pisarki z prawdziwego zdarzenia) mają tak wielką moc, że to, o czym pisze, staje się – w myśl biblijnego: „A Słowo Ciałem się stało” lub, jeśli komuś nie podobają się moje skojarzenia biblijne, jak w bajce „Zaczarowany ołówek” – co było narysowane, działo się w rzeczywistości.
Jeśli chodzi o treść – znów mamy piękny dowód na to, że o rzeczach ważnych można pisać bardzo prosto, ot, jakby od niechcenia. Można by tę książkę zaliczyć do romansu, gdyby nie to, że ukochany głównej bohaterki to urzeczywistnienie jej marzeń, słów. On nie istniał, on dopiero stał się, gdy Ałtorka o nim napisała.
„Ałtorka” to opowieść o miłości, o przywiązaniu, wręcz o uzależnieniu od obiektu uczuć (jakże znane nam uczucie, prawda?), a także o dojrzałych, świadomych decyzjach, o końcu miłości, o pożegnaniach.
Oczywiście polecam tę książkę. Być może dzięki niej ktoś zrozumie trudne koleje własnej miłości.
Pierwsza książka Cuki Canals, jaką przeczytałam („Płacz, Radosna„) znalazła mnie; tym razem to ja szukałam pozostałych jej książek. Teraz kolej przyszła na „Ałtorkę”. Książka również wydana przez wydawnictwo Muza, w podobnej formie – papier koloru écru, druk nie czarny, a w tym przypadku ciemnobordowy. Takie połączenie papieru z drukiem nie męczy oczu i książka czyta się w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czasem się zdarza, że na wspaniałe książki trafiamy całkowicie przypadkiem. Tak było z „Chłopcem w pasiastej piżamie”. Gdybym nie pracowała tam, gdzie pracuję, gdybym nie zajmowała się przychodzącymi do naszej czytelni nowościami, to nigdy – a przynajmniej bardzo długo – nie trafiłabym na książkę Johna Boyne’a.
Początkowo zainteresowała mnie okładka. Wydawnictwo Literackie ubrało powieść w sino-szare pasy. A to robi dość duże wrażenie, zwłaszcza jak już się doczyta, jaki tytuł widnieje na przodzie okładki. Zaraz potem rzut oka na tył książki, czy w nocie wydawniczej potwierdzą się moje domysły co do tematu powieści. Ale nota dość zagadkowa. „Nie chcą psuć przyjemności czytania”. Hmmm… Zatem dobrze. Wejdziemy w powieść niemal w ciemno.
Zastanawiałam się, czy głównym bohaterem będzie dziecko z obozu. Zastanawiałam się, na ile będzie opisany koszmar II wojny światowej. I muszę powiedzieć, że treść powieści przerosła moje wyobrażenia. Ale nie bezmiarem okrucieństwa. Bo w zasadzie w całej powieści nie ma nawet jednego fragmentu mówiącego o zbrodniach, o torturach, o tragizmie tamtych lat, tamtych wydarzeń. Więc co mogło mną aż tak wstrząsnąć?
Może od początku. Głównym bohaterem książki jest chłopiec – nie ten tytułowy, w pasiastej piżamie, choć tytuł i akcja powieści są dość przewrotne, lecz chłopiec w bawarskich spodniach, białej koszuli, w lakierowanych bucikach. Chłopiec przyjaźniący się z Karlem, Martinem i tym trzecim, którego imienia już nie pamiętał. Chłopiec, który ma starszą siostrę – Beznadziejny Przypadek. (Tak naprawdę to Gretel). Wreszcie chłopiec, który musi przeprowadzić się ze swojego wspaniałego, trzypiętrowego domu, w którym jeszcze tyle było do odkrycia; z poręczą z samej góry do samego dołu, po której uwielbiał zjeżdżać przez caluteńki dom; z oknem za wysokim dla niego, ale przez które mógł podziwiać Berlin. A przeprowadzić musi się wraz z całą rodziną tylko dlatego, że jego ojciec nosi mundur, taki piękny, odprasowany, że Furia wiąże z jego ojcem duże nadzieje, że praca jego ojca jest najważniejsza dla państwa, a co za tym idzie, i dla rodziny.
Ale chłopiec nie rozumie, dlaczego wszystko musi być podporządkowane jakiemuś okropnemu Furii, małemu, ze szczątkiem wąsa pod nosem, jakby przypadkiem tam zostawionym, który traktuje wszystko i wszystkich, jak by nie warte było jego uwagi. A już szczególnie brzydko – w odczuciu Brunona (bo tak ma na imię główny bohater) – ów Furia traktuje przemiłą blondynkę o imieniu Ewa, z którą był u nich na kolacji. No, ale to już postanowione. Bruno wraz z całą rodziną przenosi się na wschód, gdzie nikomu się nie podoba, no, może poza ojcem. Jadą do jakiegoś Po-Świecia, gdzie nie ma się z kim bawić, gdzie jest pełno żołnierzy i ani jednego warzywniaka. Gdzie nie ma czego odkrywać, bo niemal niczego tu nie ma. No, poza dziwnymi budynkami w oddali. I jeszcze dziwniejszymi ludźmi w pasiastych piżamach. Ale… Ale…
Ludzie w piżamach w paski. Cały dzień w piżamach. Smutni ludzie w piżamach. Niemal przezroczyści. Jak można być cały dzień w piżamie i smucić się z tego powodu? Ooo, toż to wspaniała zagadka do rozwiązania. Na tyle wspaniała, że Bruno wyrusza naprzeciw przygodzie. Jedyne, co udaje mu się odkryć w czasie wyprawy, to kropka, która staje się punktem, który staje się plamką, która przybiera kształt, kształt chłopca w pasiastej piżamie. Szmul… Jego przyjaciel i jego zguba… Co mnie urzekło w tej powieści? Urzekło mnie to, co mną wstrząsnęło. Niewinność wobec okrucieństwa. Spojrzenie niewinnych oczu na obóz, na wojnę, na Żydów i ich „stosunki” z żołnierzami, wreszcie na samych żołnierzy, ojca, Furię. Świat dziecięcych odkryć, marzeń w starciu z fanatyzmem, ideą nadludzi.
Czy niewinność może się obronić w takiej konfrontacji? Czy przyjaźń może połączyć chłopca w piżamie i chłopca w bawarskich spodenkach? Co przyjdzie wraz z taką przyjaźnią?
Gorąco polecam powieść Boyne’a.
Czasem się zdarza, że na wspaniałe książki trafiamy całkowicie przypadkiem. Tak było z „Chłopcem w pasiastej piżamie”. Gdybym nie pracowała tam, gdzie pracuję, gdybym nie zajmowała się przychodzącymi do naszej czytelni nowościami, to nigdy – a przynajmniej bardzo długo – nie trafiłabym na książkę Johna Boyne’a.
Początkowo zainteresowała mnie okładka. Wydawnictwo Literackie...
Jak już pisałam w recenzji „Małych ptaszków„, zaczęłam czytać te opowiadania w odwrotnej kolejności. Nie byłam nastawiona aż na taki natłok erotyzmu we wszystkich jego odcieniach. „Delta Wenus” była pierwszą przeczytaną przeze mnie książką Anaïs Nin. I zapewniam, że z pewnością nie ostatnią. Wydana przez Zyska i S-kę, urodą wydawniczą nie grzeszy. Ale wyraźny druk, a i temat z pieprzykiem sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem i raczej z wypiekami. Mimo że autorka nie miała na celu podniecania czytelników. Jak już pisałam, jej opowiadania są wręcz suche, seks został odarty z namiętności, pasji, jest tylko czynnością, którą można wykonywać wszędzie i z każdym.
Być może co delikatniejszego czytelnika raczej zniechęcą te opowiadania. Być może uzna pisarstwo Anaïs Nin za wynaturzone grafomaństwo. Ale wydaje mi się, że będzie w błędzie. Trzeba odznaczać się naprawdę wielkim kunsztem pisarskim, by o rzeczach tak pasjonujących, namiętnych, pisać właśnie w tak trzeźwy sposób, jakby przeprowadzało się sekcję zjawiska,a nie przeżywało miłosne uniesienia.
Gorąco polecam zbiór opowiadań Anaïs Nin. To niesamowita lektura, przełamująca tabu, mówiąca o seksie, erotyzmie jak o zjawisku tylko fizycznym, odrzucająca jego duchowość. Chyba po części pozwala nam zrozumieć te wszystkie aberracje seksualne obecne również we współczesnym życiu. Choć nie bada ich psychologicznego podłoża. To opowiadania o ludziach opętanych seksem. Uzależnionych od niego. Traktujących go jak ekstremalne przeżycie. I przecież na żądanie takich ludzi powstały…
Jak już pisałam w recenzji „Małych ptaszków„, zaczęłam czytać te opowiadania w odwrotnej kolejności. Nie byłam nastawiona aż na taki natłok erotyzmu we wszystkich jego odcieniach. „Delta Wenus” była pierwszą przeczytaną przeze mnie książką Anaïs Nin. I zapewniam, że z pewnością nie ostatnią. Wydana przez Zyska i S-kę, urodą wydawniczą nie grzeszy. Ale wyraźny druk, a i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Niedosyt. To właśnie czułam po przeczytaniu tej książeczki. Niewielka w swoich rozmiarach, pięknie wydana książeczka. Właśnie od niej wzięło się moje zamiłowanie do papieru o innej barwie niż biała, do druku o innym kolorze niż czarny. Temat też bardzo mi bliski. Kocham książki. Sama w domku mam pokaźnią biblioteczkę. Często i mnie porywa szaleństwo, by ustawić je według jakiegoś klucza. Ale wrodzone lenistwo bierze górę i jednak wybieram najprostsze ustawienie – alfabetyczne. Jednak sama myśl stworzenia katalogu, według którego można zaklasyfikować wszystkie książki, stworzenia domu z książek jest i wspaniała, i przerażająca w swym szaleństwie.
Powiastkę Carlosa Marii Domingueza, „Dom z papieru”, czyta się łatwo, lekko i przyjemnie. Początek daje nadzieję na głęboką refleksję na temat książek jako tworów umysłu ludzkiego, na sensację, zagadkę i dochodzenie do jej rozwikłania. Dochodzenie, które może wiązać się z ogromnym ryzykiem. Daje nadzieję na wielką przygodę. Tajemnicza śmierć wykładowczyni, nie mniej tajemnicze przesyłki od zaginionego bibliofila, historia o szaleństwie, mrożąca krew w żyłach każdego miłośnika książek. Już zacieram ręce. Będzie się działo. A tu po dwóch godzinach koniec. Wiem, naiwna jestem. Jak na takiej malutkiej liczbie stron ma się zmieścić temat tak rozległy?
Hmm… Książka napisana jest sprawnie. Jest miła w odbiorze, ale nie wyczerpuje głębi tematu. Jest tylko jego liźnięciem. Wielu porównuje „Dom z papieru” z „Cieniem wiatru” Zafona. Cóż, w moim subiektywnym odczuciu, książeczki tej nie należy czytać po „Cieniu wiatru”. I być może nie powinno się nawet porównywać tych dwóch książek, mimo że nastrój w nich panujący jest bardzo podobny. A właśnie przez to są owe porównania nieuniknione. Powiedzmy, że „Dom z papieru” to przedsmak, to aperitif, zaś „Cień wiatru” to danie główne, uczta. A mimo to polecam tę książeczkę, jeśli ktoś chce się rozsmakować…
Niedosyt. To właśnie czułam po przeczytaniu tej książeczki. Niewielka w swoich rozmiarach, pięknie wydana książeczka. Właśnie od niej wzięło się moje zamiłowanie do papieru o innej barwie niż biała, do druku o innym kolorze niż czarny. Temat też bardzo mi bliski. Kocham książki. Sama w domku mam pokaźnią biblioteczkę. Często i mnie porywa szaleństwo, by ustawić je według...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pewnego dnia w ręce wpadł mi zbiór esejów Mikołaja Szymańskiego „Ab Ovo: Antyk, Biblia, etc”. Po przeczytaniu notki z okładki i po zachęcie, starszej stażem, koleżanki postanowiłam przeczytać całość. I muszę przyznać, że jestem pod dużym urokiem talentu gawędziarskiego autora.
Książkę pięknie wydało wydawnictwo „Iskry”, w twardej oprawie z obwolutą, na papierze écru, z komentarzem Leszka Kołakowskiego. Już sama oprawa zachęca do sięgnięcia w głąb treści. I właśnie owa treść jest najpiękniejsza. Profesor Szymański ma ogromną wiedzę, dotyczącą Antyku i Biblii (i nie tylko). O tym nawet nie trzeba zapewniać, ale oprócz tej wiedzy posiada coś jeszcze. Cudowny wprost talent do przekazywania tejże wiedzy. Potrafi pięknie opowiadać o starożytnych filozofach, o wydarzeniach biblijnych. Przytacza mnóstwo anegdotek o kulturze, literaturze. Jednocześnie, pisząc o odległych nam czasach, potrafi celnie nawiązywać do współczesności, co jeszcze bardziej podnosi walory jego szkiców.
A czyta się je jak najlepszą powieść detektywistyczną. Mnóstwo w nich humoru, mnóstwo mądrości, dowcipu, celnych aluzji i wiedzy, przede wszystkim wiedzy o życiu i kulturze naszych przodków. Wydaje mi się, że każdy w tym zbiorze szkiców znajdzie coś dla siebie. Ich tematyka jest mocno zróżnicowana. Od sztuki retoryki, przez epitafia, dobre wychowanie, po małżeństwo, samobójstwo, sport starożytnych. Autor o wszystkim pisze z tą samą pasją, z tym samym humorem.
Ciepło zachęcam do zapoznania się z felietonami Mikołaja Szymańskiego. Nie sądzę, żeby ktoś miał tej lektury żałować.
Pewnego dnia w ręce wpadł mi zbiór esejów Mikołaja Szymańskiego „Ab Ovo: Antyk, Biblia, etc”. Po przeczytaniu notki z okładki i po zachęcie, starszej stażem, koleżanki postanowiłam przeczytać całość. I muszę przyznać, że jestem pod dużym urokiem talentu gawędziarskiego autora.
więcej Pokaż mimo toKsiążkę pięknie wydało wydawnictwo „Iskry”, w twardej oprawie z obwolutą, na papierze écru, z...