Ekożona Michal Viewegh 6,1

ocenił(a) na 52 lata temu Nie ryczałam ze śmiechu, nie chichotałam, nie było żadnego "do rozpuku". Książka jest zabawna, nawet jeśli nie rozumie się do końca "czeskiego humoru", ale w trakcie czytania wciąż towarzyszyła mi myśl, że to wszystko już było, to żadne odkrycie, że ulegamy manipulacji, sztucznie wykreowanym trendom, wpływom mediów, celebrytów i samozwańczych szarlatanów wszelkiej maści. Niczego nowego nie ma też autor do powiedzenia jeśli chodzi o kobiety i mężczyzn i wszelkie "związki i rozwiązki" miłosne.
Szczerze, to ja tak średnio rozumiem postępowanie bohaterów. Wiem, że żyjemy w czasach kiedy wszyscy muszą się realizować, że do pełni szczęścia potrzebne są pieniądze, prestiżowa praca, idealna rodzina (piękna żona, genialne dzieci),wyjątkowy dom, apartament czy coś, samochody przynajmniej dwa i wszystko to, co mają sławni ludzie na zdjęciach z Instagrama. Tylko ciężko pogodzić posiadanie żony i dzieci kiedy chce się brykać z kwiatka na kwiatek, trudno być ojcem gdy marzą się wypady z kolegami na piwo, mecze, striptizy. Ciężko być żoną takiego męża, ciężko być matką uwiązaną do dzieci na długie lata, gdy nagle fantazjuje się o "samorealizacji" i "spełnianiu własnych marzeń". Mam wrażenie, że dwójka bohaterów oszołomiona miłością gruchała sobie radośnie do uszek, że chcą słodkiego gniazdka, z kilkoma pociechami, z ciepełkiem, słodyczą i sielanką, a kiedy owe gruchania się ziściły i okazało się, że w domu bajzel, dzieci się drą, umęczone żony nie chcą seksu, mężowie zaś uciekają z tego chaosu przy każdej okazji, to zaczyna się inna zgoła śpiewka o życiowych błędach, pochopnych decyzjach, rozczarowaniach, frustracjach. A może trzeba było się wcześniej zastanowić czego tak naprawdę się chce?
Inna kwestia to uleganie presji otoczenia i mediów wszelakiej maści. Ta cała ekologia, to wszystko bio i organiczne, te pienia nad powrotem do natury, ta medycyna naturalna i suplementy, stąd tylko krok do obłędu. No i EDUKACJA pociech. O matko, tu dopiero się dzieje i to nie tylko w książce. Ja współczuję trochę współczesnym dzieciakom, które przez całe pacholęce lata targane są na tyle zajęć, że niejeden student nie pochwaliłby się taką liczbą przedmiotów. Ceramika, taniec, judo, języki obce, pływanie, rytmika, robotyka, cuda wianki i to już od przedszkola...Kult dziecka ma się dobrze i na horyzoncie nie widać rychłych zmian.
Trochę straszny jest ten nasz świat, abstrahując od wojen i mordów, dajemy się zmanipulować tym, którzy mają władzę i pieniądze, ogłupieni Facebookiem, Instagramem, sztucznie wykreowanymi celebrytami o mocno wątpliwym intelekcie i zerowej moralności i szamoczemy się jak szczury w klatce, bez zrozumienia, bez własnego zdania, bez umiejętności rozróżnienia pomiędzy tym czego naprawdę potrzebujemy do życia, a tym, co po prostu pod wpływem kaprysu chcemy mieć, bo inni to mają, bo modnie to mieć.
Historia dwójki bohaterów "Eko – żony" wywołuje uśmiech podszyty lekkim przerażeniem. Kiedy przewróciłam ostatnią stronę, ulgę przyniosła mi świadomość, że to piekło małżeńskiego życia ze stadkiem "pociech" nie jest moim udziałem.