-
ArtykułyZakładki, a także wszystko, czego jako zakładek używamy. Czym zaznaczasz przeczytane strony książek?Anna Sierant30
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać372
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel2
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać8
Biblioteczka
2024-04-12
2024-03-14
Mamy tu do czynienia z wydawnictwem, jakich przed kilku laty szukał Tomasz Kołodziejczak na łamach „Nowej Fantastyki”, gdy chciał się dowiedzieć, co myślą niemieccy fantaści o sobie samych i ich kraju: „Kandydat” opisuje Niemcy roku 2041, czyli równo dwadzieścia lat po pandemii Covid-19 i w samym środku walki ze skutkami wywołanych przez człowieka zmian klimatycznych globu. Krótko mówiąc: chodzi o stworzenie nowej, populistycznej partii i wykreowanie kandydata do urzędu niemieckiego kanclerza, który miałby realną szansę na wygranie następnych wyborów.
Książka należy oczywiście do nurtu fantastyki politycznej, bądź socjologicznej, silnie osadzonej w realiach RFN. Meier opowiada wprawdzie o Niemczech przyszłości, ale, tak naprawdę, obserwuje socjalno-polityczną rzeczywistość kraju. „Kandydat” to jasno czytelny głos naukowca, który był naocznym świadkiem powstania partii Alternatywa dla Niemiec i dojścia do władzy Donalda Trumpa przy pomocy rosyjskich hakerów oraz „fake newsów”. Który widział protesty przeciwko obostrzeniom wolności osobistej podczas pandemicznego lockdownu, gdy ulicami niemieckich miast maszerowali ramię w ramię zwolennicy teorii spiskowych, neofaszyści, nostalgicy reżimu byłej NRD i antyszczepionkowcy.
Więcej o autorze i książce tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=34879
Mamy tu do czynienia z wydawnictwem, jakich przed kilku laty szukał Tomasz Kołodziejczak na łamach „Nowej Fantastyki”, gdy chciał się dowiedzieć, co myślą niemieccy fantaści o sobie samych i ich kraju: „Kandydat” opisuje Niemcy roku 2041, czyli równo dwadzieścia lat po pandemii Covid-19 i w samym środku walki ze skutkami wywołanych przez człowieka zmian klimatycznych globu....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-11-05
O tej książce napisał sporo prawdy Jacek Dukaj, gdy recenzował ją w roku wydania w „Nowej Fantastyce”. Chwalił on „Kolory sztandarów” jako pierwszą, pełnokrwistą i przy tym dobrze napisaną w warstwie fabularnej, polską space operę. Jednak nie omieszkał równocześnie zrugać autora za „nieco infantylizujące problem”, „wtórne” „skompilowanie schematów”.
Powieść Kołodziejczaka uderza w te same nuty, jak „Pieprzony los kataryniarza” Ziemkiewicza. To w dosyć dosłownym sensie literatura rozliczająca nowe, żyjące w (pozornej?) wolności pokolenie Polaków. I tutaj leży pies pogrzebany. Bo o ile Ziemkiewicz potrafił o wiele lepiej, wiarygodniej przedstawić różne postawy, egzystujące w tej nowej Polsce lat 90-tych, o tyle Dominium Solarne Kołodziejczaka i ofiary jego podbojów w kosmosie to (cytuję ponownie za Dukajem) „model świata współczesnego mocno zredukowany”. Autor nie pozostawia nawet cienia wątpliwości co do strony, której kibicuje. Czyniąc protagonistę człowiekiem o charakterze tak prawym i równocześnie tak prostym, jak u rycerza Okrągłego Stołu, oraz przedstawiając jego wrogów jako praktycznie bezrefleksyjnie skompilowanych łotrów na usługach wszechwiedzącego i wszechmocnego, komputerowego Big Brothera, nie zdołał Kołodziejczak zdobyć mojej sympatii. Zbyt grubymi nićmi to wszystko uszyte.
Ponownie wyręczę się Dukajem: O systemach totalitarnych i postawach obywatelskich w obliczu konfrontacji jednostki z takowymi pisali już generację wcześniej ciekawiej, a przede wszystkim szczerzej i dogłębniej, polscy autorzy socjologicznej SF.
O tej książce napisał sporo prawdy Jacek Dukaj, gdy recenzował ją w roku wydania w „Nowej Fantastyce”. Chwalił on „Kolory sztandarów” jako pierwszą, pełnokrwistą i przy tym dobrze napisaną w warstwie fabularnej, polską space operę. Jednak nie omieszkał równocześnie zrugać autora za „nieco infantylizujące problem”, „wtórne” „skompilowanie schematów”.
Powieść Kołodziejczaka...
W dużym skrócie jest to historia poszukiwania przez fotografkę Margaretę siostry Fiony i jej przyjaciół, którzy wzięli udział w tworzeniu pewnego bardzo specyficznego programu. Zadaniem tego software’u jest analiza ludzkich pragnień w celu znalezienia warunków, których spełnienie doprowadziłoby do uszczęśliwienia każdego człowieka. Zadanie jest oczywiście bardzo trudne, ponieważ każdy pojęcie „szczęście” definiuje w nieco (lub diametralnie) inny sposób. W rzeczywistości książki do osiągnięcia takiego celu jednak dochodzi. Na dane uzyskane przy pomocy tzw. projektu „Miłoszczęście” rzucają się oczywiście od razu przemysł i handel; wiedząc, czego klient pragnie, można mu za każdym razem zaoferować perfekcyjnie dopasowany produkt lub usługę. Od manipulacji klientów przy zakupach do manipulacji decyzjami politycznymi wyborców jest już zaledwie jeden krok – ot, i gotowe jest dystopiczne political fiction o świecie, w którym doszło do cichego puczu, czyli usunięcia demokracji na rzecz dyktatury przy pomocy umiejętnych manipulacji opinią publiczną, połączonej z samooptymalizacją zachowań obywateli oraz zastosowaniem odpowiednich programów lojalnościowych. Co początkowo jawiło się jedynie zbiorem aplikacji, które pomagały nam w przejściu na weganizm, umożliwiały koordynację wspólnej opieki nad dziećmi lub oferowały kursy motywacyjne, niepostrzeżenie zamieniło się w system samocenzury i samokontroli społeczeństwa. „Szklany obywatel”, który nie może ukryć swego światopoglądu oraz zachowań, ba!, musi je stale ujawniać i aktualizować, aby otrzymać konieczne do normalnego funkcjonowania punkty lojalnościowe, zostaje w „Srebrnych polach” doprowadzony do perfekcji.
Więcej możecie poczytać o książce tutaj: https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=34565
W dużym skrócie jest to historia poszukiwania przez fotografkę Margaretę siostry Fiony i jej przyjaciół, którzy wzięli udział w tworzeniu pewnego bardzo specyficznego programu. Zadaniem tego software’u jest analiza ludzkich pragnień w celu znalezienia warunków, których spełnienie doprowadziłoby do uszczęśliwienia każdego człowieka. Zadanie jest oczywiście bardzo trudne,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-11-07
Fantastyka młodzieżowa o świecie niedalekiej przyszłości, w którym możliwy stał się transfer wspomnień z osoby na osobę. Autorka stawia ciekawe pytania, zachęcając do dyskusji na tematy związane z przekazywaniem, utratą i pozyskiwaniem wspomnień. Jaki byłby świat, w którym można zarabiać jako taki dawca? Jak czuliby się wyleczeni przez taki transfer z depresji biorcy?
Fantastyka młodzieżowa o świecie niedalekiej przyszłości, w którym możliwy stał się transfer wspomnień z osoby na osobę. Autorka stawia ciekawe pytania, zachęcając do dyskusji na tematy związane z przekazywaniem, utratą i pozyskiwaniem wspomnień. Jaki byłby świat, w którym można zarabiać jako taki dawca? Jak czuliby się wyleczeni przez taki transfer z depresji biorcy?
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-05-26
Tym razem wygrywają opowiadania. Publicystyka zdaje mi się trochę na siłę, trochę za bardzo „przepraszająca” po incydencie z Komudą. Wśród artykułów numeru najbardziej utkwiło mi w pamięci przypomnienie o Samuelu R. Delanym (choć autor nie uniknął błędów ortograficznych w nazwisku opisywanego autora). Reszta, cóż, jakoś do mnie nie przemawia.
Opowiadania też jakościowo różne, w większości przynajmniej przyzwoite. Potwierdza się jednak efekt z publicystyki tego numeru: o queerowych twórcach i protagonistach interesująco pisać nie jest łatwo.
Tym razem wygrywają opowiadania. Publicystyka zdaje mi się trochę na siłę, trochę za bardzo „przepraszająca” po incydencie z Komudą. Wśród artykułów numeru najbardziej utkwiło mi w pamięci przypomnienie o Samuelu R. Delanym (choć autor nie uniknął błędów ortograficznych w nazwisku opisywanego autora). Reszta, cóż, jakoś do mnie nie przemawia.
Opowiadania też jakościowo...
2023-02-25
Rację mają ci, którzy twierdzą, że pierwszy tom „Urban” niezbyt zachęca do dalszej lektury. Hedonistyczny świat rozrywkowej megalopolis nie jest niczym nowym – zwłaszcza jeśli chodzi o kryminały, bo lunaparki, wesołe miasteczka i inne tego typu miejsca zawsze były wdzięcznymi kulisami dla policyjnych inwestygacji.
Sam bohater (raczej antybohater) zrazu nie porywa, choć dobrze mu z oczu patrzy. Jest on czymś pomiędzy wieśniaczym Luke'm Skywalkerem przed jego przystąpieniem do rebelii a policyjnym króliczkiem z animacji „Zootopia”: naiwniak o dobrym sercu, rzucony na głęboką wodę wielkiego miasta i jego przestępców.
Mocną stroną komiksu są rysunki Ricciego. Są bogate w detale i kolorystycznie dobrze dopasowane, przy czym paleta barw jest raczej ograniczona: dominują brązy i odcienie zielono-niebieskie (co dobrze ilustruje okładka komiksu).
Trzeba będzie jednak zajrzeć do drugiej części tej serii i przyjąć tom pierwszy dokładnie tak, jak został nazwany: tutaj autorzy definiują zasady gry, którą rozegrają dopiero w następnych odsłonach „Urban”.
Rację mają ci, którzy twierdzą, że pierwszy tom „Urban” niezbyt zachęca do dalszej lektury. Hedonistyczny świat rozrywkowej megalopolis nie jest niczym nowym – zwłaszcza jeśli chodzi o kryminały, bo lunaparki, wesołe miasteczka i inne tego typu miejsca zawsze były wdzięcznymi kulisami dla policyjnych inwestygacji.
Sam bohater (raczej antybohater) zrazu nie porywa, choć...
2022-12-11
Ciekawa książka, skonstruowana jako opowiedziana w fikcyjnej przyszłości historia ludzkości (future history). Uderza niezwykła mieszanka absolutnie poprawnie przewidzianych wydarzeń (wybuch drugiej wojny światowej jako napaść Niemiec na Polskę, proliferacja konfliktu na cały świat, zastosowanie broni masowej zagłady) oraz wynalazków (łodzie podwodne i samoloty jako nosiciele broni rakietowych, znaczenie lotnictwa w konfliktach zbrojnych) z nieco mętnymi opisami utopicznie szczęśliwego społeczeństwa, które powstało dziesiątki lat po destrukcji starego, opartego na kapitaliźmie i imperialiźmie świata.
Wells podchodzi do tematu całościowo; jego fikcyjna książka historyczna komentuje różne aspekty rozwoju społeczeństwa od lat 40-tych ubiegłego wieku do roku 2106. Nie czyta się tego łatwo. Czytelnik zbyt często jest konfrontowany z pomysłami i zapatrywaniami, które powodują, że futurologia w wykonaniu Wellsa wywołuje podziw – lub zdecydowany sprzeciw (w zależności od poruszanego tematu).
Ze względu na znaczenie dla rozwoju SF Złotego Wieku jest to pozycja obowiązkowa dla zainteresowanego historią gatunku. Dla wszystkich innych czytelników będzie to chyba nużąca lektura.
Ciekawa książka, skonstruowana jako opowiedziana w fikcyjnej przyszłości historia ludzkości (future history). Uderza niezwykła mieszanka absolutnie poprawnie przewidzianych wydarzeń (wybuch drugiej wojny światowej jako napaść Niemiec na Polskę, proliferacja konfliktu na cały świat, zastosowanie broni masowej zagłady) oraz wynalazków (łodzie podwodne i samoloty jako...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-11-05
Objętościowo skromna, ale dalekowzroczna (jak to u Wellsa czasami bywało) nowelka o parze zakochanych (ona bogata, on biedny), którym przychodzi żyć razem wbrew woli ojca dziewczyny. Opisany świat przyszłości jest tutaj wprawdzie tylko tłem, ale ma mimo to sporo do zaoferowania. Miałem mianowicie wrażenie, jakbym czytał prequel do „Maszyny czasu” - autor opisuje społeczeństwo XXII-go wieku, którego dalszy rozwój doprowadzi (jeśli nic się nie zmieni) do powstania kast Elojów i Morloków.
Książka mądra, ale zdecydowanie za krótka.
Objętościowo skromna, ale dalekowzroczna (jak to u Wellsa czasami bywało) nowelka o parze zakochanych (ona bogata, on biedny), którym przychodzi żyć razem wbrew woli ojca dziewczyny. Opisany świat przyszłości jest tutaj wprawdzie tylko tłem, ale ma mimo to sporo do zaoferowania. Miałem mianowicie wrażenie, jakbym czytał prequel do „Maszyny czasu” - autor opisuje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-07-12
Krytyczne spojrzenie na przyszłość Niemiec w obliczu globalnych zagrożeń klimatycznych, pandemii oraz... marazmu wywołanego stosunkowo wysokim standartem życiowym.
Autorka przeszła chorobę nowotworową i postanowiła wpleść motyw medyczny do akcji tego thrillera z wątkami fantastyki bliskiego zasięgu. Mniej tutaj prywatnych detektywów, łowców androidów lub samotnych mścicieli – za to bardzo dużo o utracie wartości demokratycznych i powolnym wprowadzaniu „zamszowej dyktatury”, opierającej władzę na wszechobecnym monitoringu, programach lojalnościowych i dosyć samowolnie funkcjonujących algorytmach systemu opieki zdrowotnej. Czy Niemcy przyszłości to takie Euro-Chiny?
Krytyczne spojrzenie na przyszłość Niemiec w obliczu globalnych zagrożeń klimatycznych, pandemii oraz... marazmu wywołanego stosunkowo wysokim standartem życiowym.
Autorka przeszła chorobę nowotworową i postanowiła wpleść motyw medyczny do akcji tego thrillera z wątkami fantastyki bliskiego zasięgu. Mniej tutaj prywatnych detektywów, łowców androidów lub samotnych...
2021-05-06
Opowiadania Grundkowskiego z cyklu „Annopolis” to, jak na lata 80-te, fantastyka specyficzna. Nie można jej opisać poprzez proste porównania do twórczości innych autorów – chyba tylko Teodor Parnicki podejmował w jego powieściach historyczno-fantastycznych podobne tematy.
Rafał A. Ziemkiewicz pisał o obu książkach o Annopolis: „Grundkowski w swojej «fantastyce historycznej» znalazł drogę własną, odmienną. Prochu może nie wymyślił, zaimportował go tylko na naszą prowincję. Ale potrafił nabić nim działo i dobrze je wycelować. Mnie to wystarczy.”
Owszem, zgadzam się. Jedynym zarzutem z mojej strony jest brak spójności powiędzy poszczególnymi opowiadaniami tego zbioru. Niby można prześledzić rozwój Annopolis od czasów antycznych po fikcyjny ekwiwalent Wiosny Ludów – jednak tak naprawdę łączy te teksty jedynie kilka wspólnych miejsc i osób. Tematyka poszczególnych opowiadań jest bardzo różnorodna i zmusza czytelnika za każdym razem do męczącego i żmudnego zaakceptowania innych zagadnień, które w danym tekście autor postanowił rozpatrywać. Ziemkiewicz trafnie pisze: „Że Grundkowski nie stara się przyciągnąć czytelnika, to prawda. Nie wysila się na dobrze brzmiące tytuły, używa polszczyzny bardzo literackiej, lecz monotonnej, wszyscy jego bohaterowie posługują się dokładnie takim samym językiem. Ale ma dar konstruowania pełnokrwistych bohaterów i ciekawych fabuł.”
Wszystko to się zgadza. Czasami aż żal było czytać tę książkę, bo z perspektywy naszych czasów wiem, że „Annopolis” nie zdołało przebić się (mimo kilku nagród fandomu) do świadomości szerszego grona czytelników. Grundkowski pozostał autorem hermetycznym, jego opowiadania z alternatywnej historii Europy (?), chociaż w moim mniemaniu najlepsze teksty fantastyczne autora, nigdy nie zdobyły takiej poczytności, na jaką by zasługiwały.
Szkoda to. Tym bardziej, że dołączona do zbioru „Bitwa nad rzeką Icinus” dobitnie pokazuje, jak ciekawie potrafił Grundkowski łączyć wiedzę historyczną z fantastycznymi konfabulacjami – tym tekstem stał się on dla mnie prekursorem Feliksa W. Kresa.
Zbiór „Annopolis” to późna próba przybliżenia tego aspektu twórczości Grundkowskiego. Podejrzewam, że ze względu na specyficzność tekstów będzie to zamiar szczytny, ale mało skuteczny.
Opowiadania Grundkowskiego z cyklu „Annopolis” to, jak na lata 80-te, fantastyka specyficzna. Nie można jej opisać poprzez proste porównania do twórczości innych autorów – chyba tylko Teodor Parnicki podejmował w jego powieściach historyczno-fantastycznych podobne tematy.
Rafał A. Ziemkiewicz pisał o obu książkach o Annopolis: „Grundkowski w swojej «fantastyce...
2021-03-02
Ponownie jest to numer, którego publicystyka jest ciekawsza od beletrystyki. W tej pierwszej znalazło się kilka interesujących tekstów. A zatem zacznę od pochwał.
W sieci zostały udostępnione instrukcje do chałupniczej produkcji broni palnej przy pomocy drukarek 3D, twierdzi Marek Starosta. Czyż nie byłby to wspaniały początek dla terrorystycznego thrillera? A jednak to „tylko” prawda, z którą będą musiały zmierzyć się przyszłe pokolenia. Natomiast nieco słabiej, bo bardzo powierzchownie, piszą tym razem Przemysław Pawełek o Batmanie i Witold Vargas o słowiańskiej demonologii. Obu tekstom brakuje miejsca, aby tak na serio rozwinąć temat.
Bardzo zaciekawiły mnie dwa szkice o tematyce filmowej: historia powstania filmu „Szczęki” i artykuł o Rayu Harryhausenie, genialnym twórcy efektów specjalnych. Maciej Bachorski opisuje w pierwszym z tekstów trudne początki bardzo wpływowego obrazu, który będzie w przyszłości być może bardzo surowo oceniany jako film, który przyczynił się to naruszenia równowagi ekologicznej mórz. Natomiast Andrzej Kaczmarczyk przybliża nam bardzo wpływową dla kina fantastycznego postać, której dorobek zasługuje na najwyższe uznanie.
W „Lamusie” Haski i Stachowicza krótko o już dosyć długiej historii pojazdów elektrycznych. Felietony traktują tym razem o cieńkiej powłoczce cywilizacyjnej, pod którą nadal siedzi jaskiniowiec (Kosik), postępach w symulowaniu procesu twórczego przez AI (Watts), fenomenie paradoksu pętli czasowej (Kołodziejczak) oraz o nieodżałowanym Rutgerze Hauerze (Orbitowski). Jest więc różnorodnie i każdy powinien znaleźć tu coś dla siebie.
Jeśli chodzi o beletrystykę, to muszę przejść, niestety, do negatywnych stron tego numeru. Największym rozczarowaniem był dla mnie „Plan »Basior«” Pawła Wolskiego. Tekst ten sprawia wrażenie konspektu do powieści o alternatywnej historii świata, w którym Polska przegrała wprawdzie kampanię wrześniową, ale dzięki zapobiegliwości odpowiednich organów państwowych wyszła z reszty konfliktu jako mocarstwo. Te opowiadanie jest tak nie na czasie, tak antykwaryczne, jak byliby „Astronauci” Lema w latach 80-tych. Michał Cetnarowski pisze o „Planie...” jako „przykładzie fantastyki kompensacyjnej, mocarstwowej” - i jednak puszcza go na łamach „NF”. Niby w celu uczczenia niedawno zmarłego Ojca Redaktora i jego „Burzy”. Nie kupuję tego.
Ale i autorzy zagraniczni potrafią rozczarować. Andriej Kokoulin, którego „Tomydzieci”, bardzo przypadły mi do gustu, „odkrywa” w „Stacji Raj” motyw pociągu jako środka transportu dla umierających w ich drodze ku zbawieniu. Ponownie mam wrażenie, że otrzymałem tekst anachronistyczny, wnoszący mało nowego do tematu. Końcowy twist mógłby być zawarty w kilkuzdaniowej miniaturce – zamiast tego otrzymujemy scenki rodzajowe z podróży koleją przez Rosję.
Numer ratują teksty krótsze. Ursula K. Le Guin i jej melancholijne opowiadanie o przemijaniu ze świata Ziemiomorza („Blask ognia”). Tomasz Kaczmarek z odjazdowym „Endup'em roku” wyśmiewa kulturę lajkowania w socialmediach oraz kurczową filozofię zaistnienia w nich na chociażby pięć minut. Paulina Łoś natomiast roztacza obraz świata, w którym dziecko na życzenie to już stary i sprawdzony koncept prokreacyny. Takich tekstów nam trzeba!
Ponownie jest to numer, którego publicystyka jest ciekawsza od beletrystyki. W tej pierwszej znalazło się kilka interesujących tekstów. A zatem zacznę od pochwał.
W sieci zostały udostępnione instrukcje do chałupniczej produkcji broni palnej przy pomocy drukarek 3D, twierdzi Marek Starosta. Czyż nie byłby to wspaniały początek dla terrorystycznego thrillera? A jednak to...
2021-01-09
Maciej Parowski był zapewne dumny z sukcesu polskich fantastów, do którego przyczynił się w niemałym przecież stopniu jako redaktor działu prozy polskiej w „Fantastyce” i „Nowej Fantastyce”. Powyższa antologia zbiera najlepsze jego zdaniem teksty z kilku burzliwych lat tego miesięcznika. Obok muszek-jednodniówek znajdą się i dzisiejsi giganci polskiej literatury fantastycznej (Dukaj, Białołęcka) oraz sporo innych, dobrze znanych i częściowo nadal aktywnych autorów.
Wybór tekstów jest oczywiście subiektywny, ale tematycznie i stylistycznie na tyle zróżnicowany, aby zadowolić wszelakie upodobania czytelników. Brakuje jedynie horroru, który być może nie miał jeszcze dobrej bazy autorskiej w Polsce lat 90-tych. Natomiast dla fanów fantastyki religijnej znajdzie się tutaj sporo tekstów – od antyklerykalizmu Dukaja („Złota Galera”), poprzez gigantomanię Grzegorza Janusza („Panzerfaust”), emocjonalne podejście do Boga u obcych (?) ras Lechocińskiego („Łzy Boga”) do wiary traktowanej bardzo na serio u Soboty („Głos Boga”).
Humor bywa tu często rubaszny, ale jego „wykwity” mają czasami dosyć dobry poziom: Starzejący się punkowiec w genialnej „Strefie Kaszlu” Stępniewskiego, księgowy jako ten największy magik naszych czasów u Skutnika („Księgowy i prestidigatorzy”), archaniołowie-korposzczurki u Dukaja czy nawet sprzątaczka pokładowa na statku kosmicznym u Zimniaka (tytułowe „ Miłosne dotknięcie Nowego Wieku”) - to tylko kilka przykładów.
Fanowie klasycznej fantasy nie będą pewnikiem ukontentowani, bo „Tkacz iluzji” (aczkolwiek świetny) to jedyny tekst tego rodzaju w tym zbiorze.
Ta antologia to solidne podsumowanie ciągłych poszukiwań Parowskiego. Należy jednak pamiętać, że w latach 90-tych istniała już bardzo aktywna konkurencja („Fenix” et consortes).
Maciej Parowski był zapewne dumny z sukcesu polskich fantastów, do którego przyczynił się w niemałym przecież stopniu jako redaktor działu prozy polskiej w „Fantastyce” i „Nowej Fantastyce”. Powyższa antologia zbiera najlepsze jego zdaniem teksty z kilku burzliwych lat tego miesięcznika. Obok muszek-jednodniówek znajdą się i dzisiejsi giganci polskiej literatury...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-09-16
Moja ocena tej książki to średnia z bardzo dobrej powieści Burgessa i genialnego przekładu Stillera. Nie znam science fiction, która tak mocno zyskałaby na niezwykle rzetelnej pracy tłumacza. I to pracy wykonanej podwójnie, bo przecież Stiller nie zadowolił się wersją „rosyjską”, lecz przełożył „Mechaniczną pomarańczę” równolegle w wersji „angielskiej”. Rzadko kto wspomina o tym, że Stiller (lub może nawet sam Burgess) przemycił do tych tekstów również niejeden germanizm. A to powoduje, że język jakim posługują się protagoniści jest nie tylko egzotyczny, ale również stosunkowo bogaty.
Całość robi bardzo dobre wrażenie. Film Kubricka oglądałem w latach 80-tych – i wtedy było to piorunujące doświadczenie. Książkę przeczytałem dopiero teraz. Jest jeszcze lepsza. Zwłaszcza, że nikt nie wpadł na poroniony pomysł, aby diametralnie zmieniać wypowiedzi tekstu, pozbawiając czytelnika możliwości poznania ostatniego rozdziału tej powieści.
„Mechaniczna pomarańcza” to social fiction, czyli fantastyka bez większych elementów typowej SF. To nawet nie jakaś dystopia, bo wydarzenia tu opisane mogłyby wydarzyć się równie dobrze w całkiem „normalnym” społeczeństwie. Jest to jednak jedna z najbardziej sugestywnych powieści jaką czytałem. Nie dziwi mnie wcale fakt, że brytyjskie gangi „podpatrzyły” od Burgessa i Kubricka sposób bycia Alexa i jego kumpli. To upojenie własną siłą i euforia wywołana tą młodzieńczą, bezwzględną pogardą dla rozmyślań o skutkach własnych czynów są w pewnym stopniu zaraźliwe. Każdy chciałby być w stu procentach wolny, aczkolwiek rzadko kto chciałby osiągnąć taką wolność poprzez cierpienia bliźnich.
Zaciekawił mnie także sam koniec książki, w którym Burgess postuluje, że skłonna do przemocy młodzież mogłaby porzucić niecne procedery gangów ulicznych tylko-li poprzez... dorośnięcie. Bardzo wątpię, czy jest to możliwe, bo człowiek nie żyje przecież w społecznej próżni, ale Alexowi chyba jakoś się udało. To jedyny prawdziwy element fantastyczny „Mechanicznej pomarańczy”. Resztę odbieram nawet dzisiaj jako relację z życia codziennego młodocianego gangstera. No i amen, braciszkowie moi, git i horror szoł! I cały ten szajs.
Moja ocena tej książki to średnia z bardzo dobrej powieści Burgessa i genialnego przekładu Stillera. Nie znam science fiction, która tak mocno zyskałaby na niezwykle rzetelnej pracy tłumacza. I to pracy wykonanej podwójnie, bo przecież Stiller nie zadowolił się wersją „rosyjską”, lecz przełożył „Mechaniczną pomarańczę” równolegle w wersji „angielskiej”. Rzadko kto wspomina...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-12
Nie powiedziałbym, że ten numer jest słaby – jest inny. Tym razem redakcja postanowiła umieścić w nim teksty niejednoznaczne, podejmujące tematy trudne i wywołujące w dzisiejszych czasach sporo emocji. Dla mnie ta edycja to taka zapowiedź tego „tęczowego numeru” NF, który ma się pojawić jako reakcja na niesławne opowiadanie Jacka Komudy.
Mamy zatem teksty o sztucznych inteligencjach, które służą jako sexboty na pokładzie statku kosmicznego („W stanie nieważkości”), o obcych, wcielających się w ludzką postać i żyjących jako gejowski nauczyciel angielskiego w Chinach („Moje angielskie imię”). Mamy brutalny, dystopijny świat (prawie) bez kobiet („Baba Jagna”) oraz pokręcony Irak przyszłości, w którym wszystko jest jak dawniej – gdyby nie ten cholerny śnieg („Kahramana”). Jest też męska część załogi stacji orbitalnej, która wybiła wszystkie kobiety zespołu („Nieważność”). Są wreszcie teksty niejednoznaczne, trudne do zaklasyfikowania („Gasząc motyle” i „Nie pozwę cię...”). Nie wszystkie opowiadania spotkały się z moją aprobatą, tym nie mniej doceniam chęć zapoznania czytelnika z obrzeżami fantastyki.
O publicystyce powiem tym razem mało, bo też niewiele tekstów przypadło mi do gustu. Zainteresował przynajmniej o wiele za krótki artykuł Marty Sobieckiej o rozdwojeniu jaźni i transhumaniźmie. Poza tym zwróciłem uwagę jedynie na felieton Macieja Parowskiego o „Kapitanie Żbiku”.
Facyt: Numer taki sobie, punktujący raczej beletrystyką niż publicystyką.
Nie powiedziałbym, że ten numer jest słaby – jest inny. Tym razem redakcja postanowiła umieścić w nim teksty niejednoznaczne, podejmujące tematy trudne i wywołujące w dzisiejszych czasach sporo emocji. Dla mnie ta edycja to taka zapowiedź tego „tęczowego numeru” NF, który ma się pojawić jako reakcja na niesławne opowiadanie Jacka Komudy.
Mamy zatem teksty o sztucznych...
2018-12-26
Tytuł książki ("A Modern Utopia") mówi właściwie wszystko. Jeden, jeśli nie TEN z ojców science fiction podjął się w niej odwiecznego tematu: Jak powininno wyglądać idealne społeczeństwo? Czy cel, jaki już w starożytności wyznaczył Platon, jest możliwy do zrealizowania? Czy taka "nowoczesna" utopia jest osiągalna?
Z powodu samego zagadnienia "A Modern Utopia" jest na pewno pozycją interesującą. Tym niemniej na tematyce futurologicznej potraciło zęby już wielu uznanych naukowców i pisarzy. Czy H. G. Wells jest wyjątkiem od reguły?
Niestety nie. Uwzględniając rok wydania tej książki trzeba wprawdzie przyjąć pewną poprawkę. Ale i tak autor nie zdołał unieść tematu. Utopie mają to do siebie, że są zazwyczaj niesamowicie nudne. Dzieło Wellsa muszę również podobnie ocenić. Przy tym autor nie ułatwił mi zadania, bo postanowił napisać coś na kształt eseju socjologiczno-futurologicznego, wprasowanego w gorset raczej miałkiej narracji. ANi to więc prawdziwa powieść, ani traktat naukowy. Wells tłumaczy się gęsto i raczej mętnie, dlaczego wybrał taką a nie inną formę dla tej książki. W odbiorze to nijak nie pomaga.
Przy tym "A Modern Utopia" to pozycja napisana z rozmachem. Wells poświęca miejsce na praktycznie wszystkie dziedziny codziennego życia Utopian, przenosi akcję jednak na planetę krążącą wokół Syriusza. Ta druga Ziemia nie różni się zbytnio od naszej staruszki - alter ego Wellsa spotyka tam nawet własnego sobowtóra.
Beletrystyczne elementy tego tekstu nie grają jednak większej roli. To zaledwie sztafaż, na którym autor "rozpina" swoje tezy. Oceniając postulaty tekstu nie mogę oprzeć się jednej przemożnej myśli: Jak to dobrze, że świat nie rozwija się po myśli pana Wellsa! Jego pomysły na utopię unieszczęśliwiłyby wielu, wielu ludzi...
Tytuł książki ("A Modern Utopia") mówi właściwie wszystko. Jeden, jeśli nie TEN z ojców science fiction podjął się w niej odwiecznego tematu: Jak powininno wyglądać idealne społeczeństwo? Czy cel, jaki już w starożytności wyznaczył Platon, jest możliwy do zrealizowania? Czy taka "nowoczesna" utopia jest osiągalna?
Z powodu samego zagadnienia "A Modern Utopia" jest na pewno...
2019-11-10
W roku 1906 Wells był już uznanym autorem, którego jedyny znaczący konkurent, Jules Verne, zmarł właśnie przed rokiem. Pozornie pałeczka została więc symbolicznie przekazana w ręce Anglika i literacki świat Wielkiej Brytanii z napięciem oczekiwał następnych futurystycznych powieści pióra „ojca science fiction”.
Ale Wells rozwinął się w międzyczasie nie tylko jako autor fantastyki naukowej, lecz przede wszystkim jako myśliciel-socjalista. W nowych tekstach porzuca on getto SF i eksploruje odwieczny temat, który nurtował już starożytnych filozofów: jak stworzyć utopię? Powieść „W dni komety” wpisuje się, podobnie jak jego poprzednie dzieło, „A Modern Utopia”, całkowicie w ten okres twórczości Wellsa.
Niestety, nie jest to dobry tekst. Przede wszystkim poraża on naiwnością i brakiem rozeznania na temat ludzkich zachowań. Wells pisze bez zdecydowania, lawiruje między powieścią obyczajową rodem z końca XIX-go wieku a traktatem socjologicznym oraz tekstem czysto futurologicznym. Nie wychodzi to „W dni komety” na dobrze. Właściwie można by zrezygnować z lektury pierwszej części książki (rzewny wątek nieszczęśliwej miłości biedaka, który przegrywa w konkurencji o kobietę z bogaczem i postanawia zabić swój obiekt adoracji) i przejść do wydarzeń bezpośrednio po opadnięciu oparów przelatującej w pobliżu komety na Ziemię. Gazy te zmieniąją skład ziemskiej atmosfery i wywołują u ludzi niezwykłe efekty: już w kilka godzin po tym wydarzeniu Wielka Brytania i Niemcy zawierają rozejm (akcja toczy się w czasie wojny, którą Wells trafnie przepowiedział). Wielkie marzenie każdego socjalisty spełnia się praktycznie „z marszu”: ludzie stają się altruistycznymi braćmi i siostrami, którzy porzucają natychmiast złe nawyki przeszłości i ruszają ku świetlanej przyszłości światowej utopii. Strasznie to wszystko naiwne, jak większość takich tekstów.
W sumie Wells zaszkodził swojej karierze publikując „W dni komety”, ponieważ zawarł w tej powieści nawet tak daleko idące tezy (przynajmniej dla ówczesnego społeczeństwa) jak pochwałę wolnej miłości i otwartych zwiazków. Wielu zapiętych na ostatni guzik sztywniaków nie mogło mu tego wybaczyć. Czas zrelatywował i ten aspekt powieści, sprawiając, że dzisiejszy czytelnik nie może inaczej, jak pochylić się z politowaniem nad tym tekstem i odłożyć go pośpiesznie do lamusa.
Jak się okazało, prawdziwe laury w brytyjskiej social fiction zbiorą dopiero przedstawiciele następnej generacji autorów - czarnowidzący dystopiści w rodzaju George'a Orwella czy Aldousa Huxleya.
W roku 1906 Wells był już uznanym autorem, którego jedyny znaczący konkurent, Jules Verne, zmarł właśnie przed rokiem. Pozornie pałeczka została więc symbolicznie przekazana w ręce Anglika i literacki świat Wielkiej Brytanii z napięciem oczekiwał następnych futurystycznych powieści pióra „ojca science fiction”.
Ale Wells rozwinął się w międzyczasie nie tylko jako autor...
2020-04-13
Porównując ten numer miesięcznika z ostatnio przeze mnie komentowanym numerem z roku 2018 muszę stwierdzić: Stare jest piękne!
Zacznę od prozy polskiej. Genialne opowiadanie Jacka Pietruchy „Lepsza przeszłość” doskonale obrazuje odczucia ludzi rzuconych przez nielitościwą historię w wiry postkomunistycznej rzeczywistości. Niestety, autor okazał się meteorem, który zabłysł jasno, ale tylko na krótko. Reszta tekstów tego działu to sześć przyzwoicie napisanych shortów (m. in. Rafała A. Ziemkiewicza).
Proza zagraniczna oferuje doskonałe opowiadanie Jonathana Carrolla, raczej słabe wypociny Debory Wessel i nieco oniryczny tekst Siergieja Bułygi. Ten koktajl może się podobać, tym bardziej, że jest uzupełniony przez trzeci odcinek „Gry Endera”. A w dziale grafiki przedstawione zostały prace słynnego Enki Bilala, co dla ówczesnych fanów komiksu było pewnikiem nie lada gratką.
Na uwagę zasługuje również dział publicystyki. Tym razem w futurologów bawią się Algis Budrys, Franz Rottensteiner, George Alec Effinger, Brian Stableford, Antoni Smuszkiewicz i Ian Watson. Całkiem niezła plejada nazwisk! W swoim setnym felietonie były rednacz Hollanek biada nad upadkiem SF i z przerażeniem łypie na falę anglosaskiego chłamu, zalewającą właśnie polski rynek. A Jacek Inglot przedstawia poważne podsumowanie wczesnej polskiej fantastyki powojennej, wyciągając z lamusa tak egzotyczne tytuły jak „Giełda przestaje notować” (niesłusznie zapomniany), „Bakteria 0,93” (słusznie zapomniany) czy „Statek 1092” (bardzo słusznie zapomniany).
Parę słów o ówczesnych recenzjach: Maciej Parowski mógł zapisać wtedy drobnym maczkiem bitą stronę (!) o „Dniu drogi do Meorii” Oramusa a Małgorzata Skórska pół strony o „Pamiętniku przetrwania” Doris Lessing. Żyć, nie umierać!
Młodziutki Tomasz Kołodziejczak (tak, ten od aktualnie drukowanych w „NF” Okołodziejczaków) polemizuje z Oramusem i Piotrem Goćkiem co do siedmiu grzechów głównych polskiej fantastyki. I czyni to, na jego 24 lata, bardzo przyzwoicie.
Numer uzupełniają notatki o przebiegu misji kosmicznych oraz krótkie sprawozdania z Polconu '90 i Nordconu '90.
Porównując ten numer miesięcznika z ostatnio przeze mnie komentowanym numerem z roku 2018 muszę stwierdzić: Stare jest piękne!
Zacznę od prozy polskiej. Genialne opowiadanie Jacka Pietruchy „Lepsza przeszłość” doskonale obrazuje odczucia ludzi rzuconych przez nielitościwą historię w wiry postkomunistycznej rzeczywistości. Niestety, autor okazał się meteorem, który zabłysł...
2020-01-01
A oto prawdziwy ewenement w polskiej fantastyce końca XX-go wieku: napisane przez kobietę SF bliskiego zasięgu, czerpiące pełnymi garściami z clerical fiction, cyberpunku i social fiction. A przy tym jest to SF na bardzo dobrym poziomie językowym, częściowo wręcz poetyckie.
Wypada jednakże na wstępie dodać, że „Bramy strachu” to antologia. Obok tytułowego tekstu tomik zawiera również rozbudowane opowiadanie „Schizis – teoria światów nierealnych”.
Emmie Popik udaje się w obu tekstach zawrzeć artystyczne spojrzenie na Polskę w pierwszych kilku latach po upadku PRL-u. Jako osobie ukształtowanej jeszcze w ponurej rzeczywistości komunistycznego reżimu, szybkie zmiany w społeczeństwie III RP jawią jej się równie fantastyczne jak Lemowi et consortes wydawały się loty do gwiazd i spotkania z obcymi inteligencjami.
W obu opowiadaniach widzę Polskę drapieżnego kapitalizmu i entuzjastycznego hołdowania nowym bożkom. Pogoń za pieniądzem i jego posiadanie lub brak jako jedyny wyznacznik znaczenia danej jednostki dla społeczeństwa to temat tytułowych „Bram strachu”. Tekst to naprawdę znakomity, słusznie chwalony przez Macieja Parowskiego jako „komentarz do rzeczywistości, ujęty z przerażającą intelektualną trafnością”. To odpowiedź fantasty na nowe/stare problemy i przejęcie intelektualnej pałeczki od Zajdla, Wnuka-Lipińskiego i Oramusa.
„Schizis”, choć bez wątpienia nadal nadająca się do przeczytania, zestarzała się znacząco, jak prawie wszystkie cyberpunkowe teksty, w ciągu ostatniego ćwierćwiecza. Jeśli jednak oddzielić to opowiadanie od jego warstwy technologicznej, to otrzymamy tekst nadal aktualny, bardzo przypominający niektóre kadry z „Incepcji” Nolana.
Facyt: Książkę polecam jako ważny dokument udziału kobiet w tworzeniu nowoczesnej polskiej SF.
A oto prawdziwy ewenement w polskiej fantastyce końca XX-go wieku: napisane przez kobietę SF bliskiego zasięgu, czerpiące pełnymi garściami z clerical fiction, cyberpunku i social fiction. A przy tym jest to SF na bardzo dobrym poziomie językowym, częściowo wręcz poetyckie.
Wypada jednakże na wstępie dodać, że „Bramy strachu” to antologia. Obok tytułowego tekstu tomik...
2018-09-25
Przeciętny numer, wyraźnie ukazujący, z jakimi problemami musieli walczyć redakcja i wydawca czasopisma w burzliwym okresie po upadku PRL-u.
Zaczynając od działu prozy zagranicznej: Opowiadanie Kuttnera "Księżycowe Hollywood" to tekst z 1938 roku. Wariackie, pulpowe, bardzo, bardzo amerykańskie. Wśród takich tekstów należy szukać genezy światów superbohaterów Marvela lub DC. Opowiadanie docenione zostało nominacją do nagrody Retro Hugo.
W zupełnie inne tony uderza Orson Scott Card. Jego "Staramy się" to raczej groteskowa dystopia na temat wpływu massmediów na udręczoną jednostkę. Ponieważ opowiadanie to analizuje również usilne starania polityki, aby uwzględnić specyficzne potrzeby najmniejszej bądź grupy obywateli, pozostaje ono nadal aktualne.
Dosyć ciekawe teksty w dziale prozy polskiej. "Tugen Axalla" potwierdza talent Zbigniewa Jastrzębskiego oraz jego wyczucie klimatów fantasy. Nieco prościej, ale i mniej ciekawie, pisze Jacek Sierpiński, który tym razem zdecydował się na nieco dłuższy tekst (w porównaniu z jego bardzo fajnymi miniaturkami).
W publicystyce startuje seria artykułów Marka Oramusa o polskich seriach wydawniczych literatury fantastycznej. Cykl inauguruje Wydawnictwo Literackie z serią "Fantastyka Polska". Nie zgadzam się ze wszystkim, co Oramus tam pisze, ale polecam tekst jako dobre podsumowanie.
Dla filmoznawców gratką będzie artykuł Andrzeja Kołodyńskiego "Iluzjon wyobraźni", w którym ten znany krytyk filmowy podejmuje się przedstawienia problemów ekranizacji literatury fantastycznej.
Przeciętny numer, wyraźnie ukazujący, z jakimi problemami musieli walczyć redakcja i wydawca czasopisma w burzliwym okresie po upadku PRL-u.
Zaczynając od działu prozy zagranicznej: Opowiadanie Kuttnera "Księżycowe Hollywood" to tekst z 1938 roku. Wariackie, pulpowe, bardzo, bardzo amerykańskie. Wśród takich tekstów należy szukać genezy światów superbohaterów Marvela lub...
„After 12,000 Years” Coblentza pojawiła się na rynku trzy lata przed "Nowym wspaniałym światem", czyli epokowym dziełem Aldousa Huxleya. Można spekulować, czy Brytyjczyk czytał „Amazing Stories Quarterly” i w ten sposób zapoznał się z pomysłem Amerykanina na ludzkość dalekiej przyszłości. Stosując zasadę ekonomii myślenia, czyli Brzytwę Ockhama, przyjmuję, że do powstania „Nowego wspaniałego świata” wystarczyły jednak w zupełności rozmowy w kręgu rodziny i znajomych. Podobnie widział sprawę M. D. Mullen, pisząc w 1975 r.: „choć powieść pod pewnymi względami antycypuje «Nowy wspaniały świat», a pod innymi «1984», to słabość stylistyczna czyni ją nieudaną satyrą społeczną, która nie wywołuje ani śmiechu, ani przerażenia – a przynajmniej nie powinna ich wywołać u żadnego wyrafinowanego czytelnika.”
Więcej o autorze i książce tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=34978
„After 12,000 Years” Coblentza pojawiła się na rynku trzy lata przed "Nowym wspaniałym światem", czyli epokowym dziełem Aldousa Huxleya. Można spekulować, czy Brytyjczyk czytał „Amazing Stories Quarterly” i w ten sposób zapoznał się z pomysłem Amerykanina na ludzkość dalekiej przyszłości. Stosując zasadę ekonomii myślenia, czyli Brzytwę Ockhama, przyjmuję, że do powstania...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to