-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
2024-05-05
Komuna upadła, na pierwsze (prawie) wolne wybory przyjdzie jednak jeszcze trochę poczekać. Maciej Parowski publikuje pierwsze wydanie książki, która składa się z jego recenzji książek SF, wywiadów z krytykami i twórcami oraz rozmów, które kierownik działu literatury polskiej w miesięczniku „Fantastyka” przeprowadził od momentu powstania czasopisma.
Czyta się to dzisiaj ze sporą dozą nostalgii – świat poszedł dalej, to, co jeszcze pod koniec lat osiemdziesiątych zdawało się kluczowe dla rozwoju gatunku, szybko się zdezaktualizowało. Dlatego „Czas fantastyki” to przede wszystkim pozycja dla zainteresowanych rozwojem polskiego fandomu i historią jego transformacji z zaledwie tolerowanego nurtu kulturowego w czasach Polski Ludowej w kierunku wolnego ruchu fanowskiego.
Komuna upadła, na pierwsze (prawie) wolne wybory przyjdzie jednak jeszcze trochę poczekać. Maciej Parowski publikuje pierwsze wydanie książki, która składa się z jego recenzji książek SF, wywiadów z krytykami i twórcami oraz rozmów, które kierownik działu literatury polskiej w miesięczniku „Fantastyka” przeprowadził od momentu powstania czasopisma.
Czyta się to dzisiaj ze...
2024-04-29
Autor ciekawej monografii drugiej wojny światowej na Pacyfiku wyrusza, aby poznać w końcu akwen, który opisywał w swoich książkach. Zderzenie z japońską rzeczywistością roku 1975 obfituje dla człowieka z Polski Ludowej w pocieszne z dzisiejszej perspektywy zdarzenia: pierwsze zapoznanie się z drzwiami rozsuwanymi przez fotokomórkę, jedzenie przy pomocy pałeczek, bezszelestnie poruszająca się winda z muzyczką, superszybki pociąg „Shinkansen” – wszystko to miało bez mała sensacyjny i absolutnie egzotyczny charakter.
Flisowski opowiada nie tylko o tytułowej „Sokolicy”, budowanej wtedy w japońskiej stoczni, ale wyrusza również do Hiroshimy i Nagasaki, aby relacjonować ceremonie z „okazji” zniszczenia obu miast przez bomby atomowe przed równo trzydziestu laty. Odwiedza hiroszimskie ground zero i szpital dla ofiar choroby popromiennej w Nagasaki, rozmawia ze śmiertelnie chorymi pacjentami, spotyka się z aktywistami jachtu „Fri”, walczącymi przeciwko testom broni atomowych na Pacyfiku. Na Okinawie ma możność przyjrzenia się polu słynnej bitwy, o której traktuje jedna z jego własnych książek.
Autor ciekawej monografii drugiej wojny światowej na Pacyfiku wyrusza, aby poznać w końcu akwen, który opisywał w swoich książkach. Zderzenie z japońską rzeczywistością roku 1975 obfituje dla człowieka z Polski Ludowej w pocieszne z dzisiejszej perspektywy zdarzenia: pierwsze zapoznanie się z drzwiami rozsuwanymi przez fotokomórkę, jedzenie przy pomocy pałeczek,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-26
Pojęcia nie mam, czy i w jakim stopniu obraz postsowieckiej Rosji i byłych republik radzieckich, jaki przedstawia autor w tym zbiorze reportaży, jest prawdziwy. Jeśli jednak prawdziwy jest, to nie wróżył mieszkańcom tego olbrzymiego regionu zbyt dobrze. Od jego ukazania się minęło ponad dziesięć lat – i nic nie wskazuje na to, że Rosjanom udało się jakoś wyjść z komunistycznego marazmu. Mówię o całym narodzie, bo co niektórym jednostkom wiedzie się tam oczywiście całkiem dobrze.
„Biała gorączka” nie jest być może zbyt odkrywcza i nie przekazuje szczególnie sensacyjnych treści. Traktuję ją jako literaturę „ku przestrodze”. Po lekturze zaczynam powoli rozumieć, dlaczego Rosjanom Putin i jego „operacja specjalna” zwisa i powiewa. Są inne, bardziej palące problemy.
Pojęcia nie mam, czy i w jakim stopniu obraz postsowieckiej Rosji i byłych republik radzieckich, jaki przedstawia autor w tym zbiorze reportaży, jest prawdziwy. Jeśli jednak prawdziwy jest, to nie wróżył mieszkańcom tego olbrzymiego regionu zbyt dobrze. Od jego ukazania się minęło ponad dziesięć lat – i nic nie wskazuje na to, że Rosjanom udało się jakoś wyjść z...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-12
„After 12,000 Years” Coblentza pojawiła się na rynku trzy lata przed "Nowym wspaniałym światem", czyli epokowym dziełem Aldousa Huxleya. Można spekulować, czy Brytyjczyk czytał „Amazing Stories Quarterly” i w ten sposób zapoznał się z pomysłem Amerykanina na ludzkość dalekiej przyszłości. Stosując zasadę ekonomii myślenia, czyli Brzytwę Ockhama, przyjmuję, że do powstania „Nowego wspaniałego świata” wystarczyły jednak w zupełności rozmowy w kręgu rodziny i znajomych. Podobnie widział sprawę M. D. Mullen, pisząc w 1975 r.: „choć powieść pod pewnymi względami antycypuje «Nowy wspaniały świat», a pod innymi «1984», to słabość stylistyczna czyni ją nieudaną satyrą społeczną, która nie wywołuje ani śmiechu, ani przerażenia – a przynajmniej nie powinna ich wywołać u żadnego wyrafinowanego czytelnika.”
Więcej o autorze i książce tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=34978
„After 12,000 Years” Coblentza pojawiła się na rynku trzy lata przed "Nowym wspaniałym światem", czyli epokowym dziełem Aldousa Huxleya. Można spekulować, czy Brytyjczyk czytał „Amazing Stories Quarterly” i w ten sposób zapoznał się z pomysłem Amerykanina na ludzkość dalekiej przyszłości. Stosując zasadę ekonomii myślenia, czyli Brzytwę Ockhama, przyjmuję, że do powstania...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-09
Książka wprawdzie zdezaktualizowana, ale nadal ciekawa. Jest dokumentem opisującym powolną drogę świata naukowców do pełnego uznania poszukiwań obcych inteligencji w kosmosie jako jednego z najważniejszych celów współczesnej (radio)astronomii. Była to kręta i trudna droga – a na jej początku stał m.in. autor i kilku jego znajomych.
Książka wprawdzie zdezaktualizowana, ale nadal ciekawa. Jest dokumentem opisującym powolną drogę świata naukowców do pełnego uznania poszukiwań obcych inteligencji w kosmosie jako jednego z najważniejszych celów współczesnej (radio)astronomii. Była to kręta i trudna droga – a na jej początku stał m.in. autor i kilku jego znajomych.
Pokaż mimo to2024-04-07
Mamy rok 2048: Na Księżycu ginie w niewyjaśnionych okolicznościach jedenastu naukowców, los sześciu dalszych osób jest nieznany. Tajemniczy i anonimowy zleceniodawca zatrudnia grupę ludzi oraz posługujących się androidami sztucznych inteligencji w celu wyjaśnienia zagadki i odnalezienia zaginionych na księżycowym Morzu Jasności. Zachętą jest spora nagroda: kto odkryje przyczynę tragicznych zgonów, otrzyma od zleceniodawcy środki do zrealizowania dowolnie wybranego celu życiowego. Bez finansowego limitu, niczym spełnienie marzenia przez wróżkę.
Więcej o autorze i książce tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=34976
Mamy rok 2048: Na Księżycu ginie w niewyjaśnionych okolicznościach jedenastu naukowców, los sześciu dalszych osób jest nieznany. Tajemniczy i anonimowy zleceniodawca zatrudnia grupę ludzi oraz posługujących się androidami sztucznych inteligencji w celu wyjaśnienia zagadki i odnalezienia zaginionych na księżycowym Morzu Jasności. Zachętą jest spora nagroda: kto odkryje...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-07
Samotny gliniarz? Zakładnicy? Banda bezwzględnych przestępców? A to wszystko w odciętym od świata zewnętrznego budynku? To brzmi przecież znajomo… A jakże! W tekście pada nawet nawiązanie do Bruce′a Willisa i jego „szklanej pułapki”… Postać głównego protagonisty Simona Kleina i starającego się pomóc mu z zewnątrz policjanta Bernharda Stracka to w dużym stopniu para, jaką wykreował ten amerykański aktor w świetnym duecie z Reginaldem VelJohnsonem, odtwórcą roli sierżanta Ala Powella.
Istnieje jednak pewna znacząca różnica pomiędzy filmem a powieścią: Nanopark to nie firmowy biurowiec, w którym siedzą po godzinach pracy jedynie najbardziej zawzięte korposzczurki. We wnętrzu tej budowli przebywają przede wszystkim rodziny, więc przeżycia nastolatków stają się szybko integralną częścią opowieści. Tym bardziej, że dwoje z nich to dzieci jednej z głównych programistek parku, która ukrywa się przed polującymi na pracowników bandziorami. Jak widać, Hermann czerpie również sporo z takich obrazów, jak „Westworld” i jego serialowe adaptacje.
Więcej o autorze i książce tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=34976
Samotny gliniarz? Zakładnicy? Banda bezwzględnych przestępców? A to wszystko w odciętym od świata zewnętrznego budynku? To brzmi przecież znajomo… A jakże! W tekście pada nawet nawiązanie do Bruce′a Willisa i jego „szklanej pułapki”… Postać głównego protagonisty Simona Kleina i starającego się pomóc mu z zewnątrz policjanta Bernharda Stracka to w dużym stopniu para, jaką...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-15
Zaskakująco ciekawa i dobrze napisana książka. Lepecki odwiedził przed prawie wiekiem kraj, który już wtedy odstawał ekonomicznie i rozwojowo od sąsiedniej Argentyny lub Brazylii. Paragwaj był wtedy na dodatek jedynym krajem Ameryki Łacińskiej, w którym używano powszechnie nie języka konkwistadorów, lecz guarani, czyli jednego z idiomów pierwotnych mieszkańców kraju. Zboczywszy z utartego szlaku polskich podróżników tamtych czasów (Fiedler, Korabiewicz), Lepecki zachował dla potomności niezwykle interesujące impresje. Na uwagę zasługuje przede wszystkim podróż odbyta wespół z Diego Komoskim, ukrywającym się w selwie paragwajskim powstańcem polskiego pochodzenia.
Zaskakująco ciekawa i dobrze napisana książka. Lepecki odwiedził przed prawie wiekiem kraj, który już wtedy odstawał ekonomicznie i rozwojowo od sąsiedniej Argentyny lub Brazylii. Paragwaj był wtedy na dodatek jedynym krajem Ameryki Łacińskiej, w którym używano powszechnie nie języka konkwistadorów, lecz guarani, czyli jednego z idiomów pierwotnych mieszkańców kraju....
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-14
Mamy tu do czynienia z wydawnictwem, jakich przed kilku laty szukał Tomasz Kołodziejczak na łamach „Nowej Fantastyki”, gdy chciał się dowiedzieć, co myślą niemieccy fantaści o sobie samych i ich kraju: „Kandydat” opisuje Niemcy roku 2041, czyli równo dwadzieścia lat po pandemii Covid-19 i w samym środku walki ze skutkami wywołanych przez człowieka zmian klimatycznych globu. Krótko mówiąc: chodzi o stworzenie nowej, populistycznej partii i wykreowanie kandydata do urzędu niemieckiego kanclerza, który miałby realną szansę na wygranie następnych wyborów.
Książka należy oczywiście do nurtu fantastyki politycznej, bądź socjologicznej, silnie osadzonej w realiach RFN. Meier opowiada wprawdzie o Niemczech przyszłości, ale, tak naprawdę, obserwuje socjalno-polityczną rzeczywistość kraju. „Kandydat” to jasno czytelny głos naukowca, który był naocznym świadkiem powstania partii Alternatywa dla Niemiec i dojścia do władzy Donalda Trumpa przy pomocy rosyjskich hakerów oraz „fake newsów”. Który widział protesty przeciwko obostrzeniom wolności osobistej podczas pandemicznego lockdownu, gdy ulicami niemieckich miast maszerowali ramię w ramię zwolennicy teorii spiskowych, neofaszyści, nostalgicy reżimu byłej NRD i antyszczepionkowcy.
Więcej o autorze i książce tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=34879
Mamy tu do czynienia z wydawnictwem, jakich przed kilku laty szukał Tomasz Kołodziejczak na łamach „Nowej Fantastyki”, gdy chciał się dowiedzieć, co myślą niemieccy fantaści o sobie samych i ich kraju: „Kandydat” opisuje Niemcy roku 2041, czyli równo dwadzieścia lat po pandemii Covid-19 i w samym środku walki ze skutkami wywołanych przez człowieka zmian klimatycznych globu....
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-14
Protagonistą powieści, a de facto jej antybohaterem, jest Phil, nerd z branży IT niedalekiej przyszłości. Mężczyzna zostaje zwolniony z pracy, snuje się po mieście, próbuje utrzymać kontakt z byłymi kolegami, szuka, raczej niemrawo, nowego zatrudnienia. Dopiero za poradą kochanki ubiega się o pracę w dynamicznym, ale i chaotycznym start-upie, tytułowym „KKK”. Od teraz Phil będzie wspierał walkę ze skutkami zmian klimatu jako admin firmowego intranetu. Już wkrótce w nowej firmie zaczyna dziać się źle: Phil zmuszony zostaje do udowodnienia, że to nie z jego winy ważny eksperyment ekologiczny doprowadził do masowego śnięcia ryb w okolicach wyspy Reunion. Post, pochodząc sam z branży, przedstawia ten nieco senny świat programistów wiarygodnie, bez fajerwerków i nerwowego wstukiwania genialnego kodu w ciągu kilku minut, prezentując równocześnie kilka ciekawych pomysłów na ekologiczne technologie przyszłości.
Więcej o książce tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=34879
Protagonistą powieści, a de facto jej antybohaterem, jest Phil, nerd z branży IT niedalekiej przyszłości. Mężczyzna zostaje zwolniony z pracy, snuje się po mieście, próbuje utrzymać kontakt z byłymi kolegami, szuka, raczej niemrawo, nowego zatrudnienia. Dopiero za poradą kochanki ubiega się o pracę w dynamicznym, ale i chaotycznym start-upie, tytułowym „KKK”. Od teraz Phil...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-03
Autor ponownie (po „Budziszynie 1002-1018”) dobitnie udowadnia, że potrafi przedstawić wczesnośredniowieczną historię regionu między Łabą, Soławą i Odrą jedynie w sposób tendencyjny, który, moim zdaniem, nie przystaje współczesnemu historykowi. Nie rozumiem takiego nastawienia. Historia Słowian połabskich jest tak fascynująca, jak mało znana. Wystarczyło trzymać się faktów i wyraźnie zaznaczyć, gdzie rozpoczyna się spekulacja. Powstałaby, przy zastosowaniu lepszej struktury narracji, niż to ma miejsce tutaj, świetna książka historyczna. Tymczasem autor stosuje zabiegi szarej propagandy, wybielając działania Słowian (w tym i Polaków) a demonizując poczynania Niemców i Duńczyków. Rozpoczyna się to już w warstwie językowej – wystarczy porównać słownictwo użyte przy opisie działań poszczególnych stron. I po co to komu? Czyż kilkusetletnia walka plemion Połabia o niezależność była czymś innym, jak walka plemion śląskich i małopolskich? Ba, równie zacięcie walczyły przecież o wolność plemiona germańskie (np. Sasi i Fryzowie)! Imperia mają to do siebie, że starają się wchłonąć tereny przygraniczne (inaczej nie byłyby imperiami, czyli, jak powiedzielibyśmy dzisiaj: mocarstwami lub global-playerami). Słowianie połabscy przegrali z Niemcami, Duńczykami i Polakami bo zabrakło im książąt na miarę Mieszka I, czy chociażby czeskiego Bolesława II Pobożnego. I tyle.
Autor ponownie (po „Budziszynie 1002-1018”) dobitnie udowadnia, że potrafi przedstawić wczesnośredniowieczną historię regionu między Łabą, Soławą i Odrą jedynie w sposób tendencyjny, który, moim zdaniem, nie przystaje współczesnemu historykowi. Nie rozumiem takiego nastawienia. Historia Słowian połabskich jest tak fascynująca, jak mało znana. Wystarczyło trzymać się faktów...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-28
Ertlov znakomicie żongluje standardowymi tematami space opery (prastare artefakty, wielkie imperia gwiezdne i ich konflikty) nie zaniedbując przy tym czystej rozrywki w postaci pełnych humoru nawiązań do naszej teraźniejszości. Ludzkie slumsy na planetach Protektoratu przemierzają pochody wyznawców starożytnych ziemskich religii: akoluci Obamy wykrzykują „Yes, we can!”, podczas gdy wierni Angeli Merkel odkrzykują „Wir schaffen das!”. Przetrwały również prastare legendy o ludzkich bohaterach: nadal pamięta się walkę trzystu Spartan w termopilskim wąwozie… i nadal opowiada się o herosie Sponge Bobie, który porzucił ukochane morze i wyruszył na grzbiecie wiernego Haselhoffa w poszukiwaniu ratunku dla Bikini Bottom.
Więcej o autorze i książce tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=34829
Ertlov znakomicie żongluje standardowymi tematami space opery (prastare artefakty, wielkie imperia gwiezdne i ich konflikty) nie zaniedbując przy tym czystej rozrywki w postaci pełnych humoru nawiązań do naszej teraźniejszości. Ludzkie slumsy na planetach Protektoratu przemierzają pochody wyznawców starożytnych ziemskich religii: akoluci Obamy wykrzykują „Yes, we can!”,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-28
Misja statku Shepherd-1 dociera po dwudziestu(!) latach lotu do miejsca, które jest oddalone od Ziemi o cztery dni świetlne, czyli daleko poza granicę Układu Słonecznego. Tutaj załoga ma wykorzystać efekt soczewki grawitacyjnej naszej rodzimej gwiazdy, aby spojrzeć na bardzo wczesny wszechświat. Pierwsze fotografie takiego kosmosu mają dramatyczny wpływ na dowodzącą misją astronomkę Christine, i gdy inni członkowie załogi powracają po rozmieszczeniu sond do Shepherda, zastają go w pożałowania godnym stanie: eksplozja zniszczyła jeden z segmentów statku, przywódczyni misji nie żyje. Jak łatwo sobie wyobrazić, wszelaka pomoc ze strony NASA może polegać jedynie na poradach – a te dotrą do miejsca katastrofy najwcześniej po ośmiu długich dniach oczekiwania. Na dodatek, śledząc wątek Rachel, CapCom misji, czyli osoby odpowiedzialnej za dobry stan załogi, czytelnik szybko rozumie, że problemy ma nie tylko Shepherd, ale i samo Houston.
Więcej o autorze i książce tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=34829
Misja statku Shepherd-1 dociera po dwudziestu(!) latach lotu do miejsca, które jest oddalone od Ziemi o cztery dni świetlne, czyli daleko poza granicę Układu Słonecznego. Tutaj załoga ma wykorzystać efekt soczewki grawitacyjnej naszej rodzimej gwiazdy, aby spojrzeć na bardzo wczesny wszechświat. Pierwsze fotografie takiego kosmosu mają dramatyczny wpływ na dowodzącą misją...
więcej mniej Pokaż mimo to
Tym razem nie podeszło. Tak to już czasami jest – zwłaszcza, jeśli chodzi o antologie. Dobór komiksów tego wydania (częściowo mamy do czynienia z kontynuacjami historii z poprzednich tomów) odbiega znacząco od mojego gustu. Narzekał nie będę, bo nie mogę przecież wymagać, aby redaktorzy „Cozmicu” za każdym razem trafiali bezbłędnie pod kątem moich upodobań estetyczno-tematycznych.
Tym razem nie podeszło. Tak to już czasami jest – zwłaszcza, jeśli chodzi o antologie. Dobór komiksów tego wydania (częściowo mamy do czynienia z kontynuacjami historii z poprzednich tomów) odbiega znacząco od mojego gustu. Narzekał nie będę, bo nie mogę przecież wymagać, aby redaktorzy „Cozmicu” za każdym razem trafiali bezbłędnie pod kątem moich upodobań...
więcej Pokaż mimo to