-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2020-05-03
2024-05-05
Tym razem nie podeszło. Tak to już czasami jest – zwłaszcza, jeśli chodzi o antologie. Dobór komiksów tego wydania (częściowo mamy do czynienia z kontynuacjami historii z poprzednich tomów) odbiega znacząco od mojego gustu. Narzekał nie będę, bo nie mogę przecież wymagać, aby redaktorzy „Cozmicu” za każdym razem trafiali bezbłędnie pod kątem moich upodobań estetyczno-tematycznych.
Tym razem nie podeszło. Tak to już czasami jest – zwłaszcza, jeśli chodzi o antologie. Dobór komiksów tego wydania (częściowo mamy do czynienia z kontynuacjami historii z poprzednich tomów) odbiega znacząco od mojego gustu. Narzekał nie będę, bo nie mogę przecież wymagać, aby redaktorzy „Cozmicu” za każdym razem trafiali bezbłędnie pod kątem moich upodobań...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-24
Sprawa jest jasna, jak słońce: dla fanów gry jest to pozycja ciekawa, żeby nie powiedzieć obowiązkowa. Zaliczając się do tej grupy, nie miałem tak naprawdę wyboru, bo „The Complete Comics” nie tylko uzupełnia historię opowiedzianą w grze, ale w znaczący sposób rozszerza uniwersum Mass Effect o elementy jedynie wspomniane lub nawet zupełnie przemilczane.
Z drugiej strony nie ulega wątpliwości, że zebrane tutaj komiksy to wydawnictwa pod względem samej grafiki oraz oryginalności scenariusza raczej przeciętne. Kilka z nich miało funkcję epilogu dla kolejnych odsłon gry, więc trudno wymagać, aby były awangardowe. Kilka innych mogło się pokusić o nieco odważniejsze i swobodniejsze podejście do postaci i miejsc – ale tego nie zrobiły. Cóż, trochę szkoda, bo komiksowych strzelanek mamy na pęczki...
Sprawa jest jasna, jak słońce: dla fanów gry jest to pozycja ciekawa, żeby nie powiedzieć obowiązkowa. Zaliczając się do tej grupy, nie miałem tak naprawdę wyboru, bo „The Complete Comics” nie tylko uzupełnia historię opowiedzianą w grze, ale w znaczący sposób rozszerza uniwersum Mass Effect o elementy jedynie wspomniane lub nawet zupełnie przemilczane.
Z drugiej strony...
2023-10-28
Drugie wydanie zbiorcze komiksów ze świata Wiedźmina to, podobnie jak poprzednia edycja, praca wielu artystów z różnych krajów. Prym wiodą tym razem Polacy: jedno z opowiadań oparte jest na scenariuszu Aleksandry Motyki i rysunkach Marianny Strychowskiej, podczas gdy pozostałe napisał nominowany w tym roku do nagrody Hugo Bartosz Sztybor. Do jego scenariuszy rysowali Amad Mir, Evan Cagle, Vanesa R. Del Rey i Nil Vendrell, a rysunki pokolorowali Lauren Affe, Hamidreza Sheykh, Jordie Bellaire oraz Miquel Muerto.
Czy była to udana współpraca? Raczej jestem ukontentowany. Zwłaszcza jeśli chodzi o pomysły Sztybora – nietuzinkowe, z drugim dnem, takie typowo „sapkowskie”. Rysunki to już nieco inna sprawa, bo każdy artysta ma tutaj własne pomysły i różni się znacząco pod względem stylu od innych uczestników projektu. Jeśli mam być szczery, to żaden z zaoferowanych sposobów na narysowanie wiedźmińskich przygód mnie nie przekonał. Wynika to zapewne z faktu, że preferuję realizm i gubię się w zbyt ekspresyjnych odmianach komiksu.
Antologia uzupełniona jest szkicownikiem z alternatywnymi projektami okładek oraz wywiadami z Rafałem Jakim (CD Project Red) i Bartoszem Sztyborem.
Drugie wydanie zbiorcze komiksów ze świata Wiedźmina to, podobnie jak poprzednia edycja, praca wielu artystów z różnych krajów. Prym wiodą tym razem Polacy: jedno z opowiadań oparte jest na scenariuszu Aleksandry Motyki i rysunkach Marianny Strychowskiej, podczas gdy pozostałe napisał nominowany w tym roku do nagrody Hugo Bartosz Sztybor. Do jego scenariuszy rysowali Amad...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie tylko świetnie narysowany i pokolorowany komiks, ale i dająca do myślenia, trójtorowo poprowadzona historia. Wprawdzie jest to produkt jak najbardziej dla oka, ale z przesłaniem. A to już dużo.
„Odrodzenie” to również jednoznacznie produkt z Europy kontynentalnej. Sporo tu zagadnień ochrony klimatu, sporo krytyki bezmyślnej działalności człowieka w stosunku do natury. Nie dziwi zatem, że dostaje się tutaj Donaldowi Trumpowi i polityce imigracyjnej USA. Po pierwszych trzech tomach tego cyklu jestem na tak.
Nie tylko świetnie narysowany i pokolorowany komiks, ale i dająca do myślenia, trójtorowo poprowadzona historia. Wprawdzie jest to produkt jak najbardziej dla oka, ale z przesłaniem. A to już dużo.
„Odrodzenie” to również jednoznacznie produkt z Europy kontynentalnej. Sporo tu zagadnień ochrony klimatu, sporo krytyki bezmyślnej działalności człowieka w stosunku do natury....
Drugi tom antologii niemieckiego komiksu science fiction. Zawiera kilka krótszych opowieści o różnorodnej tematyce (od space opery po inner space). W sekcji humorystycznej ponownie dostaje się prezydentowi Trumpowi, który jako złowrogi First Dotru (nie mylić z Count Dooku) uprowadził słynną aktywistkę ochrony kosmosu, Gretę Thunfisch.
Znajdzie się tu sporo różnych stylów (od czarno-białych plansz do akwareli). Okładka tomu zdobyła nagrodę im. K. Lasswitza, czyli niemieckiego Zajdla.
Tekstem publicystycznym wydania jest tym razem historia belgijskiego komiksu „Luc Orient“.
Drugi tom antologii niemieckiego komiksu science fiction. Zawiera kilka krótszych opowieści o różnorodnej tematyce (od space opery po inner space). W sekcji humorystycznej ponownie dostaje się prezydentowi Trumpowi, który jako złowrogi First Dotru (nie mylić z Count Dooku) uprowadził słynną aktywistkę ochrony kosmosu, Gretę Thunfisch.
Znajdzie się tu sporo różnych stylów...
2023-07-17
Wydanie zbiorcze jest całkiem ok, jeśli tylko zapomnieć o kresce Joe'go Querio. Ta nijak mi nie podeszła. Natomiast scenariusze autorstwa Paula Tobina oraz praca autorów polskich (Pugacz-Muraszkiewicz, Stachyra i Kowalski) przypadły mi do gustu. Do tego dochodzą pin-upy renomowanych autorów komiksów oraz krótki wywiad z Tobinem (przynajmniej w wersji niemieckiej).
Summa summarum antologia jest niezła i pozwala na dobre i szybkie zaznajomienie się ze światem wiedźmina. Dodatek w postaci komiksu „Killing monsters”, który jest prequelem do prologu gry „Wiedźmin 3: Dziki Gon”, dodatkowo rozbudowuje wstęp do świata CDProject Red.
Wydanie zbiorcze jest całkiem ok, jeśli tylko zapomnieć o kresce Joe'go Querio. Ta nijak mi nie podeszła. Natomiast scenariusze autorstwa Paula Tobina oraz praca autorów polskich (Pugacz-Muraszkiewicz, Stachyra i Kowalski) przypadły mi do gustu. Do tego dochodzą pin-upy renomowanych autorów komiksów oraz krótki wywiad z Tobinem (przynajmniej w wersji niemieckiej).
Summa...
2023-07-15
Podtrzymuję moją opinie z poprzedniego tomu: scenariusz OK, napisany z wyczuciem dla materiału źródłowego. Natomiast rysunki nadal „brzydkie”, czasami wręcz pokraczne. Szkoda, bo mógł to być naprawdę świetny komiks, gdyby oddano go w inne ręce.
Podtrzymuję moją opinie z poprzedniego tomu: scenariusz OK, napisany z wyczuciem dla materiału źródłowego. Natomiast rysunki nadal „brzydkie”, czasami wręcz pokraczne. Szkoda, bo mógł to być naprawdę świetny komiks, gdyby oddano go w inne ręce.
Pokaż mimo to2023-07-08
Przeczytałem z pewnym zainteresowaniem, ale bez większego entuzjazmu. Niby mamy dobrą, dwuznaczną historię z wiedźmińskiego świata (taką w stylu questu z gry). Mamy sporo potworów i niesamowitych wydarzeń. Scenariusz Paula Tobina jest trochę rozdarty pomiędzy zamiarem wprowadzenia czytelnika w świat przedstawiony a napisaniem krwawej historii o tytułowym łowcy potworów. Drażniła czasami natrętna ekspozycja (nie lubię, jak mi się objaśnia coś w czasie walki). Ogólnie można jednak powiedzieć, że komiks oddaje ducha opowiadań Sapkowskiego.
Natomiast same grafiki są przez Joe'go Querio tak narysowane, że prawie nic mi się w nich nie podoba. Tam, gdzie życzyłbym sobie jakiegoś zbliżenia – otrzymuję przyciemnawe, ponure plamy i mazaje. Brakuje mi tutaj detali w tle. No, nie podeszło.
Przeczytałem z pewnym zainteresowaniem, ale bez większego entuzjazmu. Niby mamy dobrą, dwuznaczną historię z wiedźmińskiego świata (taką w stylu questu z gry). Mamy sporo potworów i niesamowitych wydarzeń. Scenariusz Paula Tobina jest trochę rozdarty pomiędzy zamiarem wprowadzenia czytelnika w świat przedstawiony a napisaniem krwawej historii o tytułowym łowcy potworów....
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-02
Koniec przygód Kim Keller na Betelgezie 6. I dobrze, bo były one trochę monotematyczne. Leo wykorzystał kulisy egzotycznej planety, aby opowiedzieć prostą historyjkę o przetrwaniu i wzajemnych sym- i antypatiach protagonistów. Treść to trochę zbyt banalna, aby usatysfakcjonować. Rozwiązanie zagadki mantrys zapowiada na szczęście pewne możliwości rozwoju tej serii w przyszłych odsłonach.
Koniec przygód Kim Keller na Betelgezie 6. I dobrze, bo były one trochę monotematyczne. Leo wykorzystał kulisy egzotycznej planety, aby opowiedzieć prostą historyjkę o przetrwaniu i wzajemnych sym- i antypatiach protagonistów. Treść to trochę zbyt banalna, aby usatysfakcjonować. Rozwiązanie zagadki mantrys zapowiada na szczęście pewne możliwości rozwoju tej serii w...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-25
Brazylijskiej telenoweli (pozornie) ciąg dalszy. Ot, płyną po tropikalnej rzece, kłócą się i próbują wzajemnie zaciągnąć do namiotu w jednoznacznym celu. Trochę golizny, trochę mystery i masa gadaniny. Dopiero pod koniec robi się dramatycznie.
Leo oczywiście nie zapomina, że tworzy komiks, czyli coś dla oka. Wspaniała, egzotyczna przyroda jest świetnym tłem dla raczej prostej fabuły. Równocześnie powracamy w kilku planszach na Aldebarana, gdzie też dzieją się rzeczy, które będą miały decydujące znaczenie w finale tej opowieści.
Brazylijskiej telenoweli (pozornie) ciąg dalszy. Ot, płyną po tropikalnej rzece, kłócą się i próbują wzajemnie zaciągnąć do namiotu w jednoznacznym celu. Trochę golizny, trochę mystery i masa gadaniny. Dopiero pod koniec robi się dramatycznie.
Leo oczywiście nie zapomina, że tworzy komiks, czyli coś dla oka. Wspaniała, egzotyczna przyroda jest świetnym tłem dla raczej...
Tym razem muszę jednak obniżyć ocenę. Brazylijska telenowela trwa w najlepsze, bohaterowie opowieści nadal zachowują się tak, jakby przebywali w Niebieskiej Lagunie a nie mieli do odkrycia, co się naprawdę dzieje na planecie. Nawet wymyślone przez autora egzotyczne zwierzęta nie przekonały – a to przecież specjalność Leo.
„Objawienia” tego tomu, związane z wyjaśnieniem zagadek Iumów, są raczej oczywiste – nie mogę powiedzieć, że autor mnie zaskoczył. Summa summarum jest to raczej przeciętny tom, który nie nastraja mnie optymistycznie co do zakończenia przygód Kim Keller na Betelgezie.
Tym razem muszę jednak obniżyć ocenę. Brazylijska telenowela trwa w najlepsze, bohaterowie opowieści nadal zachowują się tak, jakby przebywali w Niebieskiej Lagunie a nie mieli do odkrycia, co się naprawdę dzieje na planecie. Nawet wymyślone przez autora egzotyczne zwierzęta nie przekonały – a to przecież specjalność Leo.
„Objawienia” tego tomu, związane z wyjaśnieniem...
Pierwszy tom antologii niemieckiego komiksu science fiction. Zawiera kilka krótszych opowieści o różnorodnej tematyce. Większość z nich raczej nie zaskakuje, ale jest kilka o ciekawym humorze. Dostaje się prezydentowi Trumpowi (zasłużył) i niemieckim neofaszystom (też zasłużyli). Rozpiętość stylistyczna jest również duża: od klasycznej frankobelgijskiej ligne claire poprzez akwarele do secesjonistycznego rysunku á la Aubrey Beardsley.
Pierwszy tom antologii niemieckiego komiksu science fiction. Zawiera kilka krótszych opowieści o różnorodnej tematyce. Większość z nich raczej nie zaskakuje, ale jest kilka o ciekawym humorze. Dostaje się prezydentowi Trumpowi (zasłużył) i niemieckim neofaszystom (też zasłużyli). Rozpiętość stylistyczna jest również duża: od klasycznej frankobelgijskiej ligne claire poprzez...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-05
Całkiem zgrabny komiks dystopijno-przygodowy z Kanady. Fabuła przypomina nieco połączenie „Podpalaczki” Stephena Kinga z filmem „Athena” (2022) w reżyserii Romaine'a Gavrasa. Mamy zatem zagadkową kobietę o niezwykłych umiejętnościach, grupę rebeliantów walczących z policją i najemnikami przeciwko establishmentowi oraz parę młodych ludzi, których pobyt w Montrealu rzucił przypadkowo pomiędzy fronty tego konfliktu.
Całość dobrze się zazębia a rysunki Labrosse'a dorównują jego talentowi pisarskiemu. „Ab Irato” nie jest wprawdzie produktem, który spędzałby człowiekowi sen z powiek, ale autor uniknął (mimo stosowania raczej ogranych wątków popkulturowych) większych błędów konstrukcyjnych scenariusza. Rysunki Kanadyjczyka są bardzo dobre, choć utrzymane w raczej ponurych tonacjach, co wynika jednak z osadzenia akcji w powoli umierającej metropolii.
Całkiem zgrabny komiks dystopijno-przygodowy z Kanady. Fabuła przypomina nieco połączenie „Podpalaczki” Stephena Kinga z filmem „Athena” (2022) w reżyserii Romaine'a Gavrasa. Mamy zatem zagadkową kobietę o niezwykłych umiejętnościach, grupę rebeliantów walczących z policją i najemnikami przeciwko establishmentowi oraz parę młodych ludzi, których pobyt w Montrealu rzucił...
więcej mniej Pokaż mimo to
Po dwóch ciekawych tomach przygody Mandora dobiegają (na razie) końca. Fabularnych bzdurek nie wyciągnie tym razem z błota znakomita kreska Christophe'a Dubois. Szwajcar nadal tworzy fascynujące grafiki, co widać szczególnie dobrze w sekwencjach, które rozgrywają się w nieco jaśniejszym otoczeniu. Wnętrze statku kosmicznego w takowe niestety nie obfituje, więc po większości szaroburych plansz wzrok ślizga się bez zatrzymywania się na detalach.
Nieco dziurawy scenariusz pierwszych tomów nie doznał polepszenia w finale opowieści. Wręcz przeciwnie – komiks trzeba podziwiać bez włączania mózgu, bo nielogiczność fabuły woła o pomstę do nieba. Wielka szkoda, bo potencjał bez wątpienia był...
Po dwóch ciekawych tomach przygody Mandora dobiegają (na razie) końca. Fabularnych bzdurek nie wyciągnie tym razem z błota znakomita kreska Christophe'a Dubois. Szwajcar nadal tworzy fascynujące grafiki, co widać szczególnie dobrze w sekwencjach, które rozgrywają się w nieco jaśniejszym otoczeniu. Wnętrze statku kosmicznego w takowe niestety nie obfituje, więc po większości...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-29
Podobnie jak w pierwszej części tego komiksu, wybaczam z przyjemnością głupotki fabularne, kontemplując równocześnie przepiękne rysunki Christophe'a Dubois. Tylko tyle i aż tyle.
Podobnie jak w pierwszej części tego komiksu, wybaczam z przyjemnością głupotki fabularne, kontemplując równocześnie przepiękne rysunki Christophe'a Dubois. Tylko tyle i aż tyle.
Pokaż mimo to2023-05-27
Po ekspozycji pierwszego tomu czas na konfrontację protagonistki z antagonistą: Kim Keller ląduje na planecie i nawiązuje kontakt z ocalałymi kolonistami. Wkrótce dochodzi do scysji ze sługusami Tazio Menegaza. Dla Kim to sygnał, aby podjąć ważną decyzję.
W drugim tomie akcja przebiega raczej nieśpiesznie: ot, taka brazylijska telenowela, w której sporo gadają i niby nic się nie dzieje. Ma to jednak swoje uzasadnienie, bo „gadanina” wytycza przebieg przyszłych, prawdopodobnie bardziej dynamicznych tomów.
Po ekspozycji pierwszego tomu czas na konfrontację protagonistki z antagonistą: Kim Keller ląduje na planecie i nawiązuje kontakt z ocalałymi kolonistami. Wkrótce dochodzi do scysji ze sługusami Tazio Menegaza. Dla Kim to sygnał, aby podjąć ważną decyzję.
W drugim tomie akcja przebiega raczej nieśpiesznie: ot, taka brazylijska telenowela, w której sporo gadają i niby nic...
Udany powrót do świata Aldebarana. Nowa planeta i nowe problemy, w które pod koniec tomu autor zgrabnie wplata los Kim Keller, głównej bohaterki jego poprzednich komiksów.
Podobnie jak w cyklu Aldebarana, „Betelgeza” oferuje fantastyczne krajobrazy, florę i faunę obcej planety. Leo takie rzeczy rysuje po prostu genialnie. Oczywiście główne problemy kolonistów na Betelgezie 6 zostają na razie zaledwie ogólnie zarysowane, ale już teraz można zauważyć, że autor tematyzuje między innymi problemy społeczne swojej brazylijskiej ojczyzny. Dokąd prowadzi cała historia? Tego jeszcze wiedzieć nie możemy (i nie chcemy).
Udany powrót do świata Aldebarana. Nowa planeta i nowe problemy, w które pod koniec tomu autor zgrabnie wplata los Kim Keller, głównej bohaterki jego poprzednich komiksów.
Podobnie jak w cyklu Aldebarana, „Betelgeza” oferuje fantastyczne krajobrazy, florę i faunę obcej planety. Leo takie rzeczy rysuje po prostu genialnie. Oczywiście główne problemy kolonistów na Betelgezie...
Chmielewski na szczycie swoich możliwości. Wspaniale (nomen omen) nonsensowne przygody zastępu A'Tomka, w których autor wyśmiewa kilka negatywnych zjawisk (problemy te są nadal aktualne). Te niezwykle kolorowe plansze były znakomitą odtrutką na szarą PRL-ową rzeczywistość.
Chmielewski na szczycie swoich możliwości. Wspaniale (nomen omen) nonsensowne przygody zastępu A'Tomka, w których autor wyśmiewa kilka negatywnych zjawisk (problemy te są nadal aktualne). Te niezwykle kolorowe plansze były znakomitą odtrutką na szarą PRL-ową rzeczywistość.
Pokaż mimo to
Do moich faworytów wśród „Tytusów” ta księga nie należy. Co nie znaczy, że jest zła. Po prostu nie „podeszła”.
Mam wrażenie, że jest tak za każdym razem, gdy dydaktyzm zbyt mocno objawia się w tym komiksie. Tytus de Zoo to istna broń chaosu i tym razem to właśnie on ratuje księgę XII.
Do moich faworytów wśród „Tytusów” ta księga nie należy. Co nie znaczy, że jest zła. Po prostu nie „podeszła”.
Mam wrażenie, że jest tak za każdym razem, gdy dydaktyzm zbyt mocno objawia się w tym komiksie. Tytus de Zoo to istna broń chaosu i tym razem to właśnie on ratuje księgę XII.
Okładka tego albumu spowodowała, że zrobiłem coś po raz pierwszy: zamówiłem tę książkę na grubo przed oficjalnym wejściem do sprzedaży. Czekałem na dostawę z niecierpliwością i obawą, czy aby ten chronologicznie pierwszy album Stålenhaga będzie równie dobry jak „The Electric State”. Już pierwsze pobieżne przeglądniecie książki rozwiało moje obawy.
Autor „Tales from the Loop” musiał chyba wychować się w pobliżu złomowiska lub jakiejś opuszczonej ruiny fabrycznej. Obrazy Szweda tchną nostalgią postindustrialnych krajobrazów. Wiele z nich, ale bynajmniej nie wszystkie, to ilustracje do historii chłopca, którego rodzice pracują w „The Loop”, największym przyśpieszaczu cząstek elementarnych świata. Prawie niepostrzeżenie, małymi krokami, Stålenhag wciąga czytelnika w swój alternatywny świat, w którym w latach 40-tych XX-go wieku doszło do kolejnej rewolucji przemysłowej: odkrycie efektu magnetrinowego umożliwiło konstrukcję nowej generacji pojazdów – wielkich, nieco podobnych do starych sterowców statków, utrzymujących się bez pomocy skrzydeł lub zbiorników z gazem w powietrzu. Dla bohatera książki widok takiego pojazdu należy do zwykłych wydarzeń dnia. Jednak te bardzo realistyczne obrazy albumu niepokoją. Czasami zdają się być ilustracjami z nieprzyjemnego snu, w którym śniący dobrze zdaje sobie sprawę z istnienia jakiegoś zagrożenia – ale w żaden sposób nie potrafi określić jego źródła.
Ten podprogowy niepokój, sprawnie potęgowany przez obrazy, w których surowa szwedzka natura kontrastuje z najnowocześniejszymi wytworami inżynierii, towarzyszy lekturze nieustannie. Impresje Stålenhaga, pozornie luźno ze sobą powiązane historie, połączone jedynie osobą głównego bohatera, są technicznie doskonałe, bardzo sprawnie kombinując luźno prowadzony pędzel z hiperrealistycznie oddanymi maszynami, robotami i instalacjami przemysłowymi. Kreska nie jest aż tak doskonała jak w „The Electric State”, gdzie ma się czasami wrażenie oglądania fotografii – ale to nie zarzut, lecz jedynie stwiedzenie faktu.
Stålenhag potęguje nierzeczywisty nastrój poprzez wplecenie wątku o... dinozaurach. Tak, te prastare gady mają swoje uzasadnienie w tak dziwnym miejscu jak Loop. Ale jak łączą się one ze szwedzką prowincją? Cóż, będziecie musieli przeczytać sami. Ode mnie otrzymacie jedynie małą zajawkę stylu, w jakim utrzymany jest ten album:
„Piątego listopada 1994 roku Loop zakończył pracę. Następnego dnia dostaliśmy trądzik. Krajobraz się zmienił, to było widać. Żółte wozy ministerstwa energii zniknęły z ulic. Przedsiębiorstwa państwowe zostały sprywatyzowane i przemianowane. Ale nas to zbytnio nie obchodziło – w końcu mieliśmy dosyć własnych problemów z tłustą cerą i mutacją głosu.”
Okładka tego albumu spowodowała, że zrobiłem coś po raz pierwszy: zamówiłem tę książkę na grubo przed oficjalnym wejściem do sprzedaży. Czekałem na dostawę z niecierpliwością i obawą, czy aby ten chronologicznie pierwszy album Stålenhaga będzie równie dobry jak „The Electric State”. Już pierwsze pobieżne przeglądniecie książki rozwiało moje obawy.
więcej Pokaż mimo toAutor „Tales from the...