-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2024-05-13
2020-05-03
Okładka tego albumu spowodowała, że zrobiłem coś po raz pierwszy: zamówiłem tę książkę na grubo przed oficjalnym wejściem do sprzedaży. Czekałem na dostawę z niecierpliwością i obawą, czy aby ten chronologicznie pierwszy album Stålenhaga będzie równie dobry jak „The Electric State”. Już pierwsze pobieżne przeglądniecie książki rozwiało moje obawy.
Autor „Tales from the Loop” musiał chyba wychować się w pobliżu złomowiska lub jakiejś opuszczonej ruiny fabrycznej. Obrazy Szweda tchną nostalgią postindustrialnych krajobrazów. Wiele z nich, ale bynajmniej nie wszystkie, to ilustracje do historii chłopca, którego rodzice pracują w „The Loop”, największym przyśpieszaczu cząstek elementarnych świata. Prawie niepostrzeżenie, małymi krokami, Stålenhag wciąga czytelnika w swój alternatywny świat, w którym w latach 40-tych XX-go wieku doszło do kolejnej rewolucji przemysłowej: odkrycie efektu magnetrinowego umożliwiło konstrukcję nowej generacji pojazdów – wielkich, nieco podobnych do starych sterowców statków, utrzymujących się bez pomocy skrzydeł lub zbiorników z gazem w powietrzu. Dla bohatera książki widok takiego pojazdu należy do zwykłych wydarzeń dnia. Jednak te bardzo realistyczne obrazy albumu niepokoją. Czasami zdają się być ilustracjami z nieprzyjemnego snu, w którym śniący dobrze zdaje sobie sprawę z istnienia jakiegoś zagrożenia – ale w żaden sposób nie potrafi określić jego źródła.
Ten podprogowy niepokój, sprawnie potęgowany przez obrazy, w których surowa szwedzka natura kontrastuje z najnowocześniejszymi wytworami inżynierii, towarzyszy lekturze nieustannie. Impresje Stålenhaga, pozornie luźno ze sobą powiązane historie, połączone jedynie osobą głównego bohatera, są technicznie doskonałe, bardzo sprawnie kombinując luźno prowadzony pędzel z hiperrealistycznie oddanymi maszynami, robotami i instalacjami przemysłowymi. Kreska nie jest aż tak doskonała jak w „The Electric State”, gdzie ma się czasami wrażenie oglądania fotografii – ale to nie zarzut, lecz jedynie stwiedzenie faktu.
Stålenhag potęguje nierzeczywisty nastrój poprzez wplecenie wątku o... dinozaurach. Tak, te prastare gady mają swoje uzasadnienie w tak dziwnym miejscu jak Loop. Ale jak łączą się one ze szwedzką prowincją? Cóż, będziecie musieli przeczytać sami. Ode mnie otrzymacie jedynie małą zajawkę stylu, w jakim utrzymany jest ten album:
„Piątego listopada 1994 roku Loop zakończył pracę. Następnego dnia dostaliśmy trądzik. Krajobraz się zmienił, to było widać. Żółte wozy ministerstwa energii zniknęły z ulic. Przedsiębiorstwa państwowe zostały sprywatyzowane i przemianowane. Ale nas to zbytnio nie obchodziło – w końcu mieliśmy dosyć własnych problemów z tłustą cerą i mutacją głosu.”
Okładka tego albumu spowodowała, że zrobiłem coś po raz pierwszy: zamówiłem tę książkę na grubo przed oficjalnym wejściem do sprzedaży. Czekałem na dostawę z niecierpliwością i obawą, czy aby ten chronologicznie pierwszy album Stålenhaga będzie równie dobry jak „The Electric State”. Już pierwsze pobieżne przeglądniecie książki rozwiało moje obawy.
Autor „Tales from the...
2024-05-08
Haupt stawia w powieści człowieka (oraz jego cyfrowe twory) przed nieznanym, i robi to podobnie jak swego czasu Stanisław Lem: tematem książki jest raczej pesymistyczne „człowiek a niepoznawalne”, niż radosne i prostolinijne dążenie do Pierwszego Kontaktu. Christine Witt, autorka laudacji, znalazła następujące słowa, aby uzasadnić przyznanie DSFP tej właśnie książce:
„Dzięki żywym dialogom i doskonałemu humorowi Sven Haupt radzi sobie cudownie łatwo i bez patosu z filozoficznymi zagadnieniami, stawiając pytania: Co właściwie czyni nas ludźmi? Czy sztuczna inteligencja może być człowiekiem? Czy potrafi kochać? I czy ludzka świadomość bez ciała jest nadal człowiekiem? Jednak staje się coraz bardziej jasne, że ostatecznie sprowadzają się one do najstarszego pytania ze wszystkich: Czy jesteśmy sami, czy też jest tam ktoś, niezależnie od tego, czy nazwiemy go „Bogiem”, czy stworzeniem z innego wymiaru. Sven Haupt pozostawia nam znalezienie odpowiedzi. Hien musi jednak zdecydować, czy chce przekroczyć ostateczną granicę, czy uratować życie.”
Więcej o książce tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=35081
Haupt stawia w powieści człowieka (oraz jego cyfrowe twory) przed nieznanym, i robi to podobnie jak swego czasu Stanisław Lem: tematem książki jest raczej pesymistyczne „człowiek a niepoznawalne”, niż radosne i prostolinijne dążenie do Pierwszego Kontaktu. Christine Witt, autorka laudacji, znalazła następujące słowa, aby uzasadnić przyznanie DSFP tej właśnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-07
Mamy rok 2048: Na Księżycu ginie w niewyjaśnionych okolicznościach jedenastu naukowców, los sześciu dalszych osób jest nieznany. Tajemniczy i anonimowy zleceniodawca zatrudnia grupę ludzi oraz posługujących się androidami sztucznych inteligencji w celu wyjaśnienia zagadki i odnalezienia zaginionych na księżycowym Morzu Jasności. Zachętą jest spora nagroda: kto odkryje przyczynę tragicznych zgonów, otrzyma od zleceniodawcy środki do zrealizowania dowolnie wybranego celu życiowego. Bez finansowego limitu, niczym spełnienie marzenia przez wróżkę.
Więcej o autorze i książce tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=34976
Mamy rok 2048: Na Księżycu ginie w niewyjaśnionych okolicznościach jedenastu naukowców, los sześciu dalszych osób jest nieznany. Tajemniczy i anonimowy zleceniodawca zatrudnia grupę ludzi oraz posługujących się androidami sztucznych inteligencji w celu wyjaśnienia zagadki i odnalezienia zaginionych na księżycowym Morzu Jasności. Zachętą jest spora nagroda: kto odkryje...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-28
Misja statku Shepherd-1 dociera po dwudziestu(!) latach lotu do miejsca, które jest oddalone od Ziemi o cztery dni świetlne, czyli daleko poza granicę Układu Słonecznego. Tutaj załoga ma wykorzystać efekt soczewki grawitacyjnej naszej rodzimej gwiazdy, aby spojrzeć na bardzo wczesny wszechświat. Pierwsze fotografie takiego kosmosu mają dramatyczny wpływ na dowodzącą misją astronomkę Christine, i gdy inni członkowie załogi powracają po rozmieszczeniu sond do Shepherda, zastają go w pożałowania godnym stanie: eksplozja zniszczyła jeden z segmentów statku, przywódczyni misji nie żyje. Jak łatwo sobie wyobrazić, wszelaka pomoc ze strony NASA może polegać jedynie na poradach – a te dotrą do miejsca katastrofy najwcześniej po ośmiu długich dniach oczekiwania. Na dodatek, śledząc wątek Rachel, CapCom misji, czyli osoby odpowiedzialnej za dobry stan załogi, czytelnik szybko rozumie, że problemy ma nie tylko Shepherd, ale i samo Houston.
Więcej o autorze i książce tutaj:
https://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=34829
Misja statku Shepherd-1 dociera po dwudziestu(!) latach lotu do miejsca, które jest oddalone od Ziemi o cztery dni świetlne, czyli daleko poza granicę Układu Słonecznego. Tutaj załoga ma wykorzystać efekt soczewki grawitacyjnej naszej rodzimej gwiazdy, aby spojrzeć na bardzo wczesny wszechświat. Pierwsze fotografie takiego kosmosu mają dramatyczny wpływ na dowodzącą misją...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-20
Druga część trylogii o powstaniu sztucznej inteligencji Goliat i jej trudnej koegzystencji z ludźmi. Książka zaczyna się sielankowo: przejęcie władzy nad światem przez Goliata zakończyło głód i wszelakie konflikty zbrojne. Bogaci są nieco mniej bogaci – za to nie ma już nędzarzy. Taki stan rzeczy kłuje oczywiście niektóre kręgi w oczy. No, bo kto to widział, żeby mi jakiś tam program komputerowy mówił, że muszę oddać część moich zysków na jakichś tam głodujących w Sahelu?
Na dodatek wychodzi na jaw, że ludzkość staje się bezpłodna. Dodając jeden do jednego, przeciwnicy Goliata dochodzą szybko do wniosku, że SI chce „cichaczem” usunąć irytujący element ludzki z powierzchni globu. I oto mamy gotowy thriller SF.
Niestety, wieje nudą. Aby uniknąć najprostszego rozwiązania, czyli rozpoczęcia bezpośrednich rozmów ludzi z Goliatem, Brandhorst imaginuje sztuczną inteligencję, która rozwija się tak szybko, że nie jest już w stanie bezpośrednio komunikować z jej twórcami. Zamiast więc lemowskiego Golema, tak bardzo starającego się o zrozumienie jego punktu widzenia przez nieudolnych ludzi, mamy niemego i apodyktycznie działającego Goliata. Nie dziwota zatem, że ludzkość w try miga świruje i postanawia, że rzucanie kamieniami do dronów i zamachy bombowe na instalacje SI to najlepsze wyjście z sytuacji.
Najgorsze jest jednak to, że załoga pierwszej misji marsjańskiej, która posiada na pokładzie statku (niegdyś) autonomiczną SI, komunikuje za jej pomocą z Goliatem bez żadnych problemów. Autor przeczy tym samym sam sobie, bo przecież SI statku kosmicznego nie była bynajmniej jedyną, jaka powstała do momentu pojawienia się Goliata. Tymczasem elektroniczny władca Ziemi nie jest w stanie wytłumaczyć swoim twórcom, że już pracuje nad rozwiązaniem problemu. Słabe to...
„Eskalacja” bardzo cierpi na syndrom drugiego tomu. Narrację trzeba jakoś dociągnąć do finału, więc należy wymyślić coś dramatycznego w stylu „Imperium kontratakuje”. Jednak drugiej części cyklu bardzo brakuje Luke'a Skywalkera i Hana Solo.
Druga część trylogii o powstaniu sztucznej inteligencji Goliat i jej trudnej koegzystencji z ludźmi. Książka zaczyna się sielankowo: przejęcie władzy nad światem przez Goliata zakończyło głód i wszelakie konflikty zbrojne. Bogaci są nieco mniej bogaci – za to nie ma już nędzarzy. Taki stan rzeczy kłuje oczywiście niektóre kręgi w oczy. No, bo kto to widział, żeby mi jakiś...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09-26
Bardzo interesująca, ale trudna w odbiorze książka. Niby dystopia w stylu „O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji” Szulkina, niby wariant „Pamiętnika znalezionego w wannie” Lema o konfrontacji jednostki (programisty) z systemem odizolowanego od świata zewnętrznego laboratorium, w którym tysiące naukowców pracują nad stworzeniem pierwszej w pełni samoświadomej sztucznej inteligencji – tytułowego DAVE'A.
Erudycji i wiedzy autorce nie brak, ale nie udało jej się zdobyć mojej empatii dla głównego protagonisty. Całość jest bardzo hermetyczna, a zwłaszcza finał powieści pozostawił mnie bezradnym w obliczu wielu iteracji, pętli i zagmatwań fabuły.
Bardzo interesująca, ale trudna w odbiorze książka. Niby dystopia w stylu „O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji” Szulkina, niby wariant „Pamiętnika znalezionego w wannie” Lema o konfrontacji jednostki (programisty) z systemem odizolowanego od świata zewnętrznego laboratorium, w którym tysiące naukowców pracują nad stworzeniem pierwszej w pełni samoświadomej sztucznej inteligencji...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-12
Znakomity przegląd niemieckojęzycznej sf ostatnich lat. Trzy teksty zbioru nominowano do nagród gatunkowych a jeden z nich, "Utopie27" Aiki Miry, zdobył zarówno Nagrodę im. Kurda Lasswitza jak i Niemiecką Nagrodę SF.
Polecam wszystkim, którzy chcą zaznajomić się ze współczesną fantastyką zza Odry a równocześnie prześledzić ciekawy eksperyment wydawniczy.
Znakomity przegląd niemieckojęzycznej sf ostatnich lat. Trzy teksty zbioru nominowano do nagród gatunkowych a jeden z nich, "Utopie27" Aiki Miry, zdobył zarówno Nagrodę im. Kurda Lasswitza jak i Niemiecką Nagrodę SF.
Polecam wszystkim, którzy chcą zaznajomić się ze współczesną fantastyką zza Odry a równocześnie prześledzić ciekawy eksperyment wydawniczy.
„Przebudzenie” to fantastyka bliskiego zasięgu, która wyróżnia się silnym i solidnym osadzeniem na naukowych fundamentach. W przypadku tej książki określenie science fiction jest jak najbardziej na miejscu. Tak poważne potraktowanie przez Brandhorsta obecnego stanu wiedzy o sztucznych inteligencjach zasługuje na pełne uznanie. Do najciekawszych zagadnień, jakie poruszono w tej powieści, należy pytanie: Czy ludzkość będzie w stanie zaakceptować fakt, że sztuczny byt singletona „przejął pałeczkę” i stał się dominującą inteligencją Niebieskiego Globu?
„Przebudzenie” to fantastyka bliskiego zasięgu, która wyróżnia się silnym i solidnym osadzeniem na naukowych fundamentach. W przypadku tej książki określenie science fiction jest jak najbardziej na miejscu. Tak poważne potraktowanie przez Brandhorsta obecnego stanu wiedzy o sztucznych inteligencjach zasługuje na pełne uznanie. Do najciekawszych zagadnień, jakie poruszono w...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-06
Niemiecki autor pisze w stylu Stanisława Lema – i wychodzi mu to całkiem sprawnie. Momentami ma się wrażenie czytania nieznanej części „Cyberiady”. Pojawia się nawet wyraz „bladawiec” ;)
„Kanon” to pełna humoru i nawiązań do twórczości polskiego mistrza SF historia pewnej wyprawy w poszukiwaniu „kraju olejem i eterem płynącego, gdzie metal nigdy nie rdzewieje”. Dla wszystkich fanów absurdalnego humoru SF.
Niemiecki autor pisze w stylu Stanisława Lema – i wychodzi mu to całkiem sprawnie. Momentami ma się wrażenie czytania nieznanej części „Cyberiady”. Pojawia się nawet wyraz „bladawiec” ;)
„Kanon” to pełna humoru i nawiązań do twórczości polskiego mistrza SF historia pewnej wyprawy w poszukiwaniu „kraju olejem i eterem płynącego, gdzie metal nigdy nie rdzewieje”. Dla...
2023-03-01
Przygoda w stylu „veni, vidi, vici”, czyli Nävis ląduje awaryjnie na planecie wiecznej wojny i doprowadza do zakończenia działań wojennych. Scenariusz porusza tym razem tematy „genderowe”, a mianowicie rolę płci w konflikcie zbrojnym.
Całość raczej mało odkrywcza, choć sprawnie napisana i przede wszystkim dobrze narysowana. Lektura raczej dla młodego czytelnika.
Przygoda w stylu „veni, vidi, vici”, czyli Nävis ląduje awaryjnie na planecie wiecznej wojny i doprowadza do zakończenia działań wojennych. Scenariusz porusza tym razem tematy „genderowe”, a mianowicie rolę płci w konflikcie zbrojnym.
Całość raczej mało odkrywcza, choć sprawnie napisana i przede wszystkim dobrze narysowana. Lektura raczej dla młodego czytelnika.
2023-01-15
Trzecia odsłona opowieści o androidach przypadła mi nieco mniej do gustu. To nadal ciekawa historyjka, której scenariusz jak najbardziej nadawałby się na hollywoodskiego blockbustera. Ale styl Nhieu nie porywa. Potrzebowałem nieco czasu, aby przyzwyczaić się do jego sposobu rysowania postaci i nieco ponurej, mało kontrastowej palety barw. Niekorzystnie wychodzi porównanie ilustracji okładkowej tomu (gdzie Nhieu zadał sobie nieco więcej trudu na dokładniejsze przedstawienie protagonistów) z lekko zdeformowanymi postaciami z ilustracji w samym komiksie.
Irytuje główny bohater „Inwazji”, który najwyraźnej pozazdrościł wygadania marvelowskiemu Deadpoolowi – nie posiadając jednak odpowiedniej charyzmy. A Bruce Willis w „Szklanej pułapce” miał wprawdzie sporo kultowych haseł do wygłoszenia, jednak musiał się również sporo namęczyć, nim pojawiły się napisy końcowe. Tymczasem Jerrodowi towarzyszy cała grupa profesjonalistów, która wyciąga go z niejednych opałów. Trudno sympatyzować takiemu osobnikowi.
Trzecia odsłona opowieści o androidach przypadła mi nieco mniej do gustu. To nadal ciekawa historyjka, której scenariusz jak najbardziej nadawałby się na hollywoodskiego blockbustera. Ale styl Nhieu nie porywa. Potrzebowałem nieco czasu, aby przyzwyczaić się do jego sposobu rysowania postaci i nieco ponurej, mało kontrastowej palety barw. Niekorzystnie wychodzi porównanie...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-01
Bardzo udany thriller o prywatnym detektywie w zdigitalizowanym, pełnym techniki holograficznej świecie przyszłości z cyberpunkowym klimatem i kilkoma fascynującymi zagadkami do rozwiązania.
Autor stworzył sympatycznego protagonistę i „wrzucił” go w świat roku 2088, w którym tylko z trudem udało się uniknąć cieplarnianego kolapsu cywilizacji. Nic nie wygląda tam tak, jakie jest w rzeczywistości – nagminnie stosowane hologramy ukrywają zarówno obiekty militarne jak i podstarzałe twarze pod nienagannie gładkimi i pięknymi maskami. Praca prywatnego detektywa stała się zatem jeszcze trudniejsza. A tymczasem wchodzą do użytku jeszcze bardziej futurystyczne technologie: Bogacze wgrywają swe jaźnie do komputera kwantowego wielkości kostki Rubika i umieszczają go w głowie specjalnie sklonowanego sobowtóra. Ludzie sięgają tym sposobem ku ultymatywnej granicy – pokonaniu śmierci.
Książka wygrała zasłużenie nagrodę niemieckiego fandomu i zdobyła drugie miejsce w głosowaniu do Nagrody im. K. Lasswitza. Tom Hillenbrand udowodnił, że należy do absolutnej czołówki autorów SF Niemiec.
Bardzo udany thriller o prywatnym detektywie w zdigitalizowanym, pełnym techniki holograficznej świecie przyszłości z cyberpunkowym klimatem i kilkoma fascynującymi zagadkami do rozwiązania.
Autor stworzył sympatycznego protagonistę i „wrzucił” go w świat roku 2088, w którym tylko z trudem udało się uniknąć cieplarnianego kolapsu cywilizacji. Nic nie wygląda tam tak, jakie...
2022-10-23
Zbiór zawiera pierwsze pięć opowiadań o profesorze Jamesonie i jego przyjacielach-cyborgach. Choć są one typowym produktem pulpowej sf lat 30-tych ubiegłego wieku, to zwłaszcza nowelka „Mauzoleum czasu” zawiera ciekawe opisy jednej z pierwszych „historii przyszłości” jakie opisano w literaturze fantastyczno-naukowej.
Zbiór zawiera pierwsze pięć opowiadań o profesorze Jamesonie i jego przyjacielach-cyborgach. Choć są one typowym produktem pulpowej sf lat 30-tych ubiegłego wieku, to zwłaszcza nowelka „Mauzoleum czasu” zawiera ciekawe opisy jednej z pierwszych „historii przyszłości” jakie opisano w literaturze fantastyczno-naukowej.
Pokaż mimo to2022-10-20
Zbiór zawiera dwa pierwsze opowiadania o kosmicznych przygodach genialnego profesora Jamesona. Wydane we wczesnych latach 30-tych ubiegłego wieku, są one dobrym przykładem na literaturę pulpową, która ukazywała się wtedy w magazynach science fiction.
Językowo i dramaturgicznie proza Jonesa nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Jednak jej poczytność spowodowała, że miała bezpośredni wpływ na późniejszych autorów fantastyki. Dzisiaj jest to pozycja wyłącznie dla zainteresowanych rozwojem gatunku.
Zbiór zawiera dwa pierwsze opowiadania o kosmicznych przygodach genialnego profesora Jamesona. Wydane we wczesnych latach 30-tych ubiegłego wieku, są one dobrym przykładem na literaturę pulpową, która ukazywała się wtedy w magazynach science fiction.
Językowo i dramaturgicznie proza Jonesa nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Jednak jej poczytność spowodowała, że miała...
2022-10-08
Frick dobrał ośmiu innych autorów opowiadań oraz dołączył do książki esej filozofa i lingwisty Reinharda Kargera, pracownika DFKI (Niemieckiego Centrum Badań Naukowych nad Sztuczną Inteligencją). Dobór oraz stosunkowo mała ilość autorów dobitnie udowadnia, że czasami mniej to więcej. Znajdziemy tu zarówno starych wyjadaczy i wielokrotnie nagradzanych pisarzy (Andreas Eschbach i Michael Marrak) jak i młodych, dopiero rozpoczynających karierę autorów. Cieszy również trójka autorek – tym bardziej, że napisane przez kobiety opowiadania do najgorszych zbioru nie należą.
Frick dobrał ośmiu innych autorów opowiadań oraz dołączył do książki esej filozofa i lingwisty Reinharda Kargera, pracownika DFKI (Niemieckiego Centrum Badań Naukowych nad Sztuczną Inteligencją). Dobór oraz stosunkowo mała ilość autorów dobitnie udowadnia, że czasami mniej to więcej. Znajdziemy tu zarówno starych wyjadaczy i wielokrotnie nagradzanych pisarzy (Andreas...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12-07
Jeśli chodzi o opowiadania, to jest to numer na solidnym, ale mało spektakularnym poziomie. Zaprezentowane teksty nie są złe, ale przypuszczam, że szybko o nich zapomnę. Większość z nich sprawia również wrażenie, jakby były zaproszeniem do odwiedzenia jakichś większych, bardziej rozbudowanych światów. A zatem jakby były wizytówką autora, który chce zwrócić naszą uwagę. A ja jednak szukam perełek – tekstów, które oszałamiają pomysłem i skłaniają do głębokiej refleksji, pozostając ze mną na lata, jeśli już nie na zawsze.
Wśród opowiadań tego numeru wyróżniam „LSY” Anny Łagan. Traktuje ono o postapokaliptycznym świecie, w którym technologie przeszłości stały się legendami współczesności a prastare autonomiczne roboty bojowe jawią się wieśniakom potworami rodem z najokrutniejszych bajek braci Grimm. Tekst nie jest zjawiskowy, ale zawiera ciekawy pomysł i przedstawia go bez większych ceregieli.
Publicystyka numeru tym razem nie dla mnie, dlatego pomilczę.
Jeśli chodzi o opowiadania, to jest to numer na solidnym, ale mało spektakularnym poziomie. Zaprezentowane teksty nie są złe, ale przypuszczam, że szybko o nich zapomnę. Większość z nich sprawia również wrażenie, jakby były zaproszeniem do odwiedzenia jakichś większych, bardziej rozbudowanych światów. A zatem jakby były wizytówką autora, który chce zwrócić naszą uwagę. A ja...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-08-01
„Szczęśliwy niczym Odyseusz” to druga odsłona antologii komiksowej o androidach. Tym razem podjęte zostały dwa tematy: wielogeneracyjna podróż kosmiczna i jej powrót po tysiącu lat lotu na Ziemię. Nie znałem dotychczas żadnej pracy autorskiego duetu Peru – Geyser, więc byłem ciekawy, czy ich styl przypadnie mi do gustu.
Było całkiem fajnie. Geyser to chyba młody chłopak (przynajmniej na zdjęciu) a rysuje niczym młody bóg. Jego kreska jest bardzo precyzyjna, ale rysunki nie sprawiają aseptycznego, dwuwymiarowego wrażenia. Są one bardzo czysto wykonane a poszczególne kadry składają się w jasną, łatwo czytelną narrację. Mało o niego jakichś zakręconych ujęć bądź chaotycznie poprzeplatanych obrazów.
Olivier Peru stworzył natomiast równie jasny scenariusz, oparty na losach tytułowego Odysa. Zrobił to dosyć przewrotnie, tak że udało mu się poprowadzić narrację do całkiem udanego finału. Nie wszystko mi się podobało na 100%, ale i tak jest to lektura, którą mogę polecić z czystym sumieniem. Seria „Androidy” trzyma poziom!
„Szczęśliwy niczym Odyseusz” to druga odsłona antologii komiksowej o androidach. Tym razem podjęte zostały dwa tematy: wielogeneracyjna podróż kosmiczna i jej powrót po tysiącu lat lotu na Ziemię. Nie znałem dotychczas żadnej pracy autorskiego duetu Peru – Geyser, więc byłem ciekawy, czy ich styl przypadnie mi do gustu.
Było całkiem fajnie. Geyser to chyba młody chłopak...
2021-06-29
Bardzo dobra książka na prezent. Może lekko i niepotrzebnie „cegłowata”, bo i czcionka i odstępy pomiędzy liniami tekstu oraz brzegiem stron są stosunkowo duże. Ale sam pomysł bardzo dobry. Lubię prace Różalskiego – ten kontrast pomiędzy mechami a sielskością, ten lekki niepokój. A Wydawnictwo SQN zaprosiło do współpracy ciekawą grupę autorów: od wielokrotnie nagradzanych do tych mniej znanych. Ponieważ twórczości niektórych z nich jeszcze nie znam (Chutnik, Jadowska, Mróz, Zielińska i Żulczyk), to czytałem tym bardziej z zainteresowaniem. Trzy tematycznie dosyć różne grupy obrazów (cykle „1920+” „Wolfpack” i „Stories From Other Worlds”) dają literatom sporo miejsca do popisu. Czy udało im się spełnić moje wymagania?
Myślę, że autorki i autorzy wywiązali się z postawionego przed nimi zadania. Oczywiście jest tak, że niektóre opowiadania przypadają bardziej do gustu. Jednak obrazy Różalskiego to dla fantastów po prostu gratka: historie same zaczynają napływać do głowy.
Nie będę oceniał każdego tekstu z osobna. Powiem tylko tyle, że tematyka jest dosyć urozmaicona: od rojeń pooperacyjnych, poprzez wojnę z perspektywy cywilów, aż po podróże w czasie i genialne wynalazki. Dla amatorów twórczości Bolesława Prusa ciekawym nawiązaniem do „Lalki” powinna być mini-powieść Jacka Dukaja. Są teksty pełne zadumy (Małecki, Kańtoch, Jadowska), są ciekawe rozwiązania alternatywnej historii świata (Kańtoch, Szmidt, Zielińska, Mróz). Nie zabraknie oniryzmu (Chutnik) i humoreski (Żulczyk). Ponieważ uwielbiam Orbitowskiego, to jego właśnie opowiadanie o wilkołakach króluje w moim rankingu. Ale i Małecki poruszył pewne dziwnie brzmiące struny mojej jaźni.
Facyt: Antologia dobrze transformuje tematy zadane przez obrazy na język literatury. Amatorów fantastyki chyba nie trzeba przekonywać do lektury. Tych, którzy w tym podgatunku nie gustują, ale chcieliby trochę „pomyszkować”, nie powinno spotkać jakieś wielkie rozczarowanie.
Bardzo dobra książka na prezent. Może lekko i niepotrzebnie „cegłowata”, bo i czcionka i odstępy pomiędzy liniami tekstu oraz brzegiem stron są stosunkowo duże. Ale sam pomysł bardzo dobry. Lubię prace Różalskiego – ten kontrast pomiędzy mechami a sielskością, ten lekki niepokój. A Wydawnictwo SQN zaprosiło do współpracy ciekawą grupę autorów: od wielokrotnie nagradzanych...
więcej mniej Pokaż mimo to
Druga część przygód załogi Shepherda-1 w dalekiej przestrzeni kosmicznej. Ale nie tylko, bo sporo dzieje się również na Ziemi, podobnie jak w pierwszej części.
Książka jest typowym drugim tomem trylogii, w którym trzeba rozbudować akcję tomu pierwszego i wyprowadzić cały projekt na prostą w kierunku finiszu w ostatnim tomie. Podobnie jak w wielu innych kilkuksiążkowych opowieściach, ten drugi tom nie przekonał. W sumie można go opisać jako „androidy kontra kondensat Bosego-Einsteina”, czyli w pewnym sensie „człowiek w obliczu nowego, groźnego fenomenu”. Klasyka SF zatem. Zabrakło jednak mimo wszystko napięcia i tego trudnego do określenia „sense of wonder”.
Druga część przygód załogi Shepherda-1 w dalekiej przestrzeni kosmicznej. Ale nie tylko, bo sporo dzieje się również na Ziemi, podobnie jak w pierwszej części.
więcej Pokaż mimo toKsiążka jest typowym drugim tomem trylogii, w którym trzeba rozbudować akcję tomu pierwszego i wyprowadzić cały projekt na prostą w kierunku finiszu w ostatnim tomie. Podobnie jak w wielu innych kilkuksiążkowych...