-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać325
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2014-08-31
2014-12-15
2014-03-13
Przecudowna, przepiękna bajka o nieobecnym ojcu (duchowo nieobecnym), o samotności i przede wszystkim tęsknocie, wielkiej tęsknocie synka do swojego "naj, naj" tatusia. Wzruszające ... odżyły wspomnienia...
Mój 3-letni synek zapytał, gdy czytałem mu któregoś wieczora przed snem: "Tomek tęskni za tatusiem, prawda?". Dzieci są bardzo mądre, nierzadko są mądrzejsze od nas, dorosłych.
Przecudowna, przepiękna bajka o nieobecnym ojcu (duchowo nieobecnym), o samotności i przede wszystkim tęsknocie, wielkiej tęsknocie synka do swojego "naj, naj" tatusia. Wzruszające ... odżyły wspomnienia...
Mój 3-letni synek zapytał, gdy czytałem mu któregoś wieczora przed snem: "Tomek tęskni za tatusiem, prawda?". Dzieci są bardzo mądre, nierzadko są mądrzejsze od nas,...
2014-11-23
2014-11-13
Lubię takie sentymentalne powroty w świat literatury dziecięcej, młodzieżowej. Bardzo sympatyczna i pozytywna pozycja, a rodzinka Żaków niemalże wzorcowa - tak właśnie widzę rodzinę.
Lubię takie sentymentalne powroty w świat literatury dziecięcej, młodzieżowej. Bardzo sympatyczna i pozytywna pozycja, a rodzinka Żaków niemalże wzorcowa - tak właśnie widzę rodzinę.
Pokaż mimo to2014-10-25
2014-10-04
Rzecz, która bardzo mi się spodobała i dodatkowo spotkałem się tym chyba po raz pierwszy - otóż końcówka każdego rozdziału (a było ich naprawdę sporo, średnio na rozdział przypada ok 10 stron) kończy się jakimś wielkim BUM. Musisz zrobić sobie przerwę i nie możesz, końcówka każdego epizodu jest tak zaskakująca, że musisz czytać dalej. A że historia toczy się dwutorowo, to musisz przeczytać dwa kolejne rozdziały. I tak w kółko Macieju :) Chcesz jeść, BUM, zjesz później. Chcesz siusiu, BUM, wytrzymasz jeszcze parę chwil. Dzieci proszą abyś do nich przyszedł, BUM, "Maluszki pobawcie się same" hmm, chociaż może nie, z dziećmi nie ma co igrać, "Już lecę moje bąbelki" :).
Rzecz, która bardzo mi się spodobała i dodatkowo spotkałem się tym chyba po raz pierwszy - otóż końcówka każdego rozdziału (a było ich naprawdę sporo, średnio na rozdział przypada ok 10 stron) kończy się jakimś wielkim BUM. Musisz zrobić sobie przerwę i nie możesz, końcówka każdego epizodu jest tak zaskakująca, że musisz czytać dalej. A że historia toczy się dwutorowo, to...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-19
Dzieciństwo ma przeogromny wpływ na nasze dalsze życie, niezależnie w jakim społeczeństwie, kulturze czy religii zostaliśmy wychowani. Czy jest to rodzina żydowska, czy polska, nie ma to żadnego znaczenia. Wszyscy rodzice stosują dokładnie te same "sztuczki" - szantaż emocjonalny, wpędzanie w poczucie winy, wypominanie ile to wyrzeczeń kosztowało ich nasze wychowanie. Te same teksty - "Ja chyba po prostu jestem za dobra" - matka Portonya, moja matka. I prawie te same problemy (już niestety nasze) w dorosłym życiu. Jak jeszcze jako tako potrafimy radzić sobie na polu zawodowym, bo można zacisnąć tyłek i przeć do przodu, to już w życiu osobistym, bliskich relacjach JEDNA WIELKA TRAGEDIA. Jak można pokochać kogoś, jeżeli nie jesteśmy w stanie zaakceptować samych siebie. Sami chcemy być idealni, i tego samego oczekujemy od innych. A tak się nie da. Nie umiejąc radzić sobie z tymi problemami, z własnymi emocjami, szukamy sobie wówczas jakiegoś wentyla, dzięki któremu poczujemy się lepiej (niestety przez chwilę). Jeden pójdzie w alkoholizm czy dragi, inny (Portnoy) erotomanię, a jeszcze ktoś inny w hazard (autor tejże opinii). Są i tacy, którzy nałogów unikną, ale za to cierpią w zaciszu domowym, wpadają w depresję. Efekt końcowy zawsze taki sam - emocjonalna pustka i samotność. Może troszkę to uprościłem, ale tak niestety jest.
Ale pomimo poruszanych tak trudnych i poważnych tematów książka jest przegenialna i ... momentami bardzo zabawna. Już dawno nie uśmiałem się tak podczas żadnej lektury.
Dzieciństwo ma przeogromny wpływ na nasze dalsze życie, niezależnie w jakim społeczeństwie, kulturze czy religii zostaliśmy wychowani. Czy jest to rodzina żydowska, czy polska, nie ma to żadnego znaczenia. Wszyscy rodzice stosują dokładnie te same "sztuczki" - szantaż emocjonalny, wpędzanie w poczucie winy, wypominanie ile to wyrzeczeń kosztowało ich nasze wychowanie. Te...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-14
Moje drugie (książkowe) spotkanie z bohaterem sir A.C.Doyle'a uważam za niezbyt udane, rozczarowało mnie. Akcja powieści w ogóle mnie nie wciągnęła; powiem szczerze, czułem się bardzo znużony czytając "Znak czterech". Jedynym plusem, tak na gorąco, zaraz po lekturze, jest jej objętość.
Sherlock Holmes vs. Hercules Poirot - póki co, w moim rozrachunku, zdecydowanie prowadzi Belg.
Moje drugie (książkowe) spotkanie z bohaterem sir A.C.Doyle'a uważam za niezbyt udane, rozczarowało mnie. Akcja powieści w ogóle mnie nie wciągnęła; powiem szczerze, czułem się bardzo znużony czytając "Znak czterech". Jedynym plusem, tak na gorąco, zaraz po lekturze, jest jej objętość.
Sherlock Holmes vs. Hercules Poirot - póki co, w moim rozrachunku, zdecydowanie...
2014-09-07
Nic nadzwyczajnego. Strasznie to wszystko naciągane oraz mało prawdopodobne - i nie chodzi mi bynajmniej o postać Aliny, ale o całość fabuły. Ja rozumiem, że to pozycja rozrywkowa, ale mimo wszystko. Odniosłem wrażenie, jakby autor miał jedynie szkielet całej powieści (całkiem niezły zresztą), a podczas pisania już, wymyślał kolejne wątki i coraz bardziej zaskakujące rozwiązania. Zresztą nie wiem, może tak się pisze kryminały (a może i książki w ogóle - nigdy się nad tym nie zastanawiałem :)). Owszem, pomimo iż mordercę dość szybko rozszyfrowałem, to muszę przyznać, iż zakończenie pozytywnie mnie zaskoczyło, to chyba najmocniejszy punkt całej powieści. Ale to jednak ciut za mało, abym pamiętał o książce dłużej niż 45 godzin i 7 min :).
Nic nadzwyczajnego. Strasznie to wszystko naciągane oraz mało prawdopodobne - i nie chodzi mi bynajmniej o postać Aliny, ale o całość fabuły. Ja rozumiem, że to pozycja rozrywkowa, ale mimo wszystko. Odniosłem wrażenie, jakby autor miał jedynie szkielet całej powieści (całkiem niezły zresztą), a podczas pisania już, wymyślał kolejne wątki i coraz bardziej zaskakujące...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-02
Niesamowita.
Może to będzie nazbyt zuchwałe, ale tak naprawdę gdzieś w obu bohaterach widziałem siebie. Nie jestem tak mądry jak Czarny czy Biały, (nie mówiąc już o samym McCarthym - dla mnie to fenomen), ale gdzieś oscyluję pomiędzy jednym a drugim bohaterem. W kwestii wiary (w tym także stosunek do bliźniego) zdecydowanie bliżej mi do Czarnego, ale jakże często moje myśli krążą jeszcze wokół spraw i problemów poruszanych przez Białego. Po kilku latach terapii niby bliżej mi do Czarnego, ale są takie dni, tygodnie, że to Biały jest górą i niemalże całkowicie potrafi zawładnąć moją głową, myślami, a czasami jeszcze czynami.
Naprawdę polecam. Jestem pewien, że jeszcze nie raz wrócę do Sunset Limited.
Niesamowita.
Może to będzie nazbyt zuchwałe, ale tak naprawdę gdzieś w obu bohaterach widziałem siebie. Nie jestem tak mądry jak Czarny czy Biały, (nie mówiąc już o samym McCarthym - dla mnie to fenomen), ale gdzieś oscyluję pomiędzy jednym a drugim bohaterem. W kwestii wiary (w tym także stosunek do bliźniego) zdecydowanie bliżej mi do Czarnego, ale jakże często moje...
2014-08-24
Przyznam się szczerze, że nie przepadam zbytnio za opowiadaniami. Przy tak krótkiej formie, rzadko kiedy potrafię nawiązać odpowiedni kontakt z bohaterami. W połowie tej książki, wszystko wskazywało na to, że i tym razem będzie podobnie. Nie żeby się nie podobało, ale też nie wciągnęło jakoś. Po pierwszym zrobiłem sobie przerwę, czytając kolejne w międzyczasie usypiałem dzieci. I to chyba właśnie brak koncentracji miał wpływ na taki, a nie inny odbiór lektury.
Jednak druga połowa, jest po prostu fantastyczna. Dałem się ponieść i poczułem ten charakterystyczny klimat, klimat dzięki, któremu tak lubię Murakamiego. Rewelacyjna, piękna Tajlandia, śmieszny (ale nie tylko) Pan Żaba, no i wzruszające, cudowne Ciastka z miodem. Naprawdę polecam. Tylko nie zróbcie tego samego błędu co ja - proszę się nie rozdrabniać, tylko usiąść i przeczytać na raz.
Przyznam się szczerze, że nie przepadam zbytnio za opowiadaniami. Przy tak krótkiej formie, rzadko kiedy potrafię nawiązać odpowiedni kontakt z bohaterami. W połowie tej książki, wszystko wskazywało na to, że i tym razem będzie podobnie. Nie żeby się nie podobało, ale też nie wciągnęło jakoś. Po pierwszym zrobiłem sobie przerwę, czytając kolejne w międzyczasie usypiałem...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-21
2014-08-18
Podobało mi się. Momentami było śmiesznie, momentami było smutno; wzruszające i ogólnie bardzo przyjemne.
To moje pierwsze spotkanie z Pawłem Huelle, ale na pewno nie ostatnie. Kupiłem już kolejne dwie pozycje. No i kilka pana Bohumila :).
Podobało mi się. Momentami było śmiesznie, momentami było smutno; wzruszające i ogólnie bardzo przyjemne.
To moje pierwsze spotkanie z Pawłem Huelle, ale na pewno nie ostatnie. Kupiłem już kolejne dwie pozycje. No i kilka pana Bohumila :).
2014-08-15
Podczas lektura tej książki czułem się jakbym po raz kolejny oglądał (bardziej znany) film. Wynika to z tego, że Polański bardzo wiernie przeniósł pierwowzór literacki na ekran. Film należy do moich ulubionych i stąd chyba takie odczucie. Nawet brakowało mi jakże klimatycznej kołysanki Komedy. Z drugiej zaś strony nigdy nie mogłem się przekonać do kreacji Mii Farrow, teraz czytając sam mogłem wybrać sobie obsadę. Jednak co z tego, że mogłem; jakbym się nie starał, i tak oczami wyobraźni wciąż widziałem panią Farrow :).
Podczas lektura tej książki czułem się jakbym po raz kolejny oglądał (bardziej znany) film. Wynika to z tego, że Polański bardzo wiernie przeniósł pierwowzór literacki na ekran. Film należy do moich ulubionych i stąd chyba takie odczucie. Nawet brakowało mi jakże klimatycznej kołysanki Komedy. Z drugiej zaś strony nigdy nie mogłem się przekonać do kreacji Mii Farrow, teraz...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-09
Czytając Turystę czułem się jak na swojej grupie terapeutycznej. Bo właściwie nie ma dla mnie większej różnicy, co też takiego traumatycznego stało się w naszym dzieciństwie. Owszem kaliber tych "przewinień" jest różny, ale już ich wpływ na nasze dalsze życie jest praktycznie taki sam. Smutek, samotność, poczucie niezrozumienia, poczucie wstydu (nie wiadomo za co i po co). Dodatkowo ciągłe parcie na to, aby stać się szczęśliwym? Ale szczęśliwym, to znaczy jakim? Tu jest problem, bo jak już do czegoś dochodzimy i wydaje nam się, że teraz już będzie dobrze, że od tej pory będę czerpał radość z życia, a tu nic. Jeżeli nawet przez chwilę było lepiej, to i tak po jakimś czasie wszystko wraca do normy i znowu pławimy się w tym swoim nieszczęściu. Nie wiemy czym naprawdę jest to szczęście, bo albo w ogóle go nie zaznaliśmy, albo wymagamy za dużo, oczekujemy wręcz czegoś nierealnego, niemożliwego. Ostatnio słyszałem fragment jakiejś książki w radiu (przepraszam, nie pamiętam tytułu) - "To co idealne ma tą wadę, że nie jest prawdziwe". A my wciąż liczymy na jakieś fajerwerki, na takie "życie w Madrycie". A tak naprawdę tym szczęściem, przynajmniej dla mnie, jest to co wcześniej uchodziło w mojej opinii za nudne, codzienne i takie normalne, zwykłe: spacer z żoną i z dziećmi, wspólny posiłek, zabawy z psem na trawie, książka przed snem, słońce na niebie. No ale do tego musiałem dojrzeć, dużo rzeczy musiałem przepracować, i to naprawdę ciężko. Tylko, że i tak czasami nachodzą takie momenty zwątpienia, że wszystkiego się odechciewa (patrz moja opinia po lekturze "Ciemność widoma" Williama Styrona). I tak już niestety będzie, tego nie zmienię, choćbym nie wiem, jak bardzo się starał. Bo pewnych rzeczy nie wyrzucę z pamięci, nie pozbędę się ich. Jedyne co mogę, to zminimalizować ich oddziaływanie na mnie. Tylko tyle, a może aż tyle. W każdym bądź razie, ja mam nadzieję, że rozpocząłem już to "drugie życie", znacznie lepsze i spokojniejsze od poprzedniego, od życia, o którym jednak nigdy nie zapomnę. Ono na pewno jeszcze nie jeden raz przypomni sobie o mnie i zapuka do mych drzwi. Chyba troszkę chaotycznie, ale nie zmieniam już niczego. Zmęczyłem się.
Czytając Turystę czułem się jak na swojej grupie terapeutycznej. Bo właściwie nie ma dla mnie większej różnicy, co też takiego traumatycznego stało się w naszym dzieciństwie. Owszem kaliber tych "przewinień" jest różny, ale już ich wpływ na nasze dalsze życie jest praktycznie taki sam. Smutek, samotność, poczucie niezrozumienia, poczucie wstydu (nie wiadomo za co i po co)....
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-07
2014-08-05
Lektura, nie powiem, wciągająca, z tymże nie przekonuje mnie zbytnio cały szkielet tejże historii. Co tak naprawdę Beaulieu chciał osiągnąć, wprowadzając swój makabryczny plan w życie? Nie kapuję. Chociaż może to i dobrze, byłoby chyba znacznie gorzej gdybym to rozumiał :).
Poza tym Ulica Wiązów, podobnie jak i Pasażer, jest bardzo przewidywalna.
Lektura, nie powiem, wciągająca, z tymże nie przekonuje mnie zbytnio cały szkielet tejże historii. Co tak naprawdę Beaulieu chciał osiągnąć, wprowadzając swój makabryczny plan w życie? Nie kapuję. Chociaż może to i dobrze, byłoby chyba znacznie gorzej gdybym to rozumiał :).
Poza tym Ulica Wiązów, podobnie jak i Pasażer, jest bardzo przewidywalna.
2014-08-01
2014-07-28
Bardzo wyraziste i wiarygodne postaci(e), zarówno Dolores (dla mnie prawdziwa kobieta z krwi i kości), jak i Vera (mimo, że "jędza" to jednak chyba bliższa mi niż Dolores - dziwne, ale tak jest). Jeszcze kilka lat temu zapewne potępiałbym główna bohaterkę za to co zrobiła, uważałbym, że można byłoby znaleźć inne rozwiązanie, mniej drastyczne. Jednak odkąd jestem ojcem, całkowicie zmieniłem pogląd na pewne sprawy. Prawo prawem, moralność moralnością, ale są rzeczy, które chciałbym, musiałbym sam "rozwiązać". Wiem, jak to brzmi, ale szczerze tak myślę, gdyby zaistniała taka konieczność, nie zawahałbym się i postąpiłbym dokładanie tak samo jak Dolores.
Bardzo podobała mi się też konstrukcja książki, w formie monologu tytułowej bohaterki.
Bardzo wyraziste i wiarygodne postaci(e), zarówno Dolores (dla mnie prawdziwa kobieta z krwi i kości), jak i Vera (mimo, że "jędza" to jednak chyba bliższa mi niż Dolores - dziwne, ale tak jest). Jeszcze kilka lat temu zapewne potępiałbym główna bohaterkę za to co zrobiła, uważałbym, że można byłoby znaleźć inne rozwiązanie, mniej drastyczne. Jednak odkąd jestem ojcem,...
więcej Pokaż mimo to