Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Co do opisu i niektórych opinii (tutaj na lc czy yt) - rodzinie Alicji jest baaaaaardzo daleko do wzorowej, i nie chodzi tu bynajmniej o nałóg głównej bohaterki. Ten może być właśnie pokłosiem tej "idealności".

Co do opisu i niektórych opinii (tutaj na lc czy yt) - rodzinie Alicji jest baaaaaardzo daleko do wzorowej, i nie chodzi tu bynajmniej o nałóg głównej bohaterki. Ten może być właśnie pokłosiem tej "idealności".

Pokaż mimo to

Okładka książki Tadeusz Broś. Sorry Batory, czyli przypadki Pana Teleranka. Paweł Brzozowski, Anita Czupryn
Ocena 6,8
Tadeusz Broś. ... Paweł Brzozowski, A...

Na półkach: , ,

Aneta napisała: "Bez ubarwień, z wielkim dystansem do świata i siebie znany z Teleranka dziennikarz odpowiedział na pytania autorów". Przepraszam, że tak bez pozwolenia zapożyczyłem sobie ten cytat, ale to dlatego, że całkowicie się z nim nie zgadzam. Mnóstwo ubarwień, moim zdaniem, Tadeusz Broś żył właściwie przeszłością (mnóstwo jakiś historyjek, anegdot podkolorowanych) oraz kompletnie niemożliwymi do zrealizowania planami na przyszłość. Moim zdaniem kompletne oderwanie od rzeczywistości. Mimo szczerej sympatii do pana Brosia, wychowałem się na jego teleranku, to muszę stwierdzić, jako również osoba uzależniona, że kompletnie nie udźwignął problemu swojego nałogu, pomimo abstynencji, którą utrzymywał od jakiegoś czasu do momentu wywiadu. Gdzieś liznął trochę terapii, ale właściwie tylko tyle ile było mu potrzebne. Niby nie użala się nad sobą, a jednak miałem wprost odwrotne odczucie przez cała drugą cześć wywiadu. Ten dystans, o którym wspominała Aneta był tylko pozorny, tak przynajmniej to odczułem. Ogromny żal do świata i właściwie wszystkich, że nic mu nie wychodzi, nikt mu nie chce pomóc, gdy on ma tyle planów i pomysłów, których realizacja postawiłyby go na nogi. No typowe myślenie osoby uzależnionej (to że akurat nie pijącej, nie miało żadnego znaczenia, bo myślenie nadal pijane, abstrakcyjne). Abstynencja abstynencją, ale jest w terapii takie pojęcie jak "trzeźwienie", czyli praca nad sobą, tutaj, w przypadku pana Tadeusza tego niestety zabrakło. Smutne na pewno, bo człowiek z dużym potencjałem, inteligentny, kreatywny, tyle że po prostu chory...

Aneta napisała: "Bez ubarwień, z wielkim dystansem do świata i siebie znany z Teleranka dziennikarz odpowiedział na pytania autorów". Przepraszam, że tak bez pozwolenia zapożyczyłem sobie ten cytat, ale to dlatego, że całkowicie się z nim nie zgadzam. Mnóstwo ubarwień, moim zdaniem, Tadeusz Broś żył właściwie przeszłością (mnóstwo jakiś historyjek, anegdot podkolorowanych)...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

List do ojca, bardzo osobisty list, który zgodnie z życzeniem autora, miał być zniszczony bez uprzedniej publikacji - przeczytać, przeczytałem, przepraszam, ale oceniać już nie będę - po prostu nie wypada, moim zdaniem, nie po to był pisany.

List do ojca, bardzo osobisty list, który zgodnie z życzeniem autora, miał być zniszczony bez uprzedniej publikacji - przeczytać, przeczytałem, przepraszam, ale oceniać już nie będę - po prostu nie wypada, moim zdaniem, nie po to był pisany.

Pokaż mimo to

Okładka książki Jak mama została Indianką Mati Lepp, Ulf Stark
Ocena 7,6
Jak mama zosta... Mati Lepp, Ulf Star...

Na półkach: , ,

Miłość to przede wszystkim czas, czas który poświęcamy swoim bliskim, czas który ułatwia stworzenie odpowiedniej relacji, więzi. Miłość to działanie, czyny, nie puste słowa. Pamiętajmy o tym, w przypadku męża, żony, partnerów, ale przede wszystkim gdy chodzi o nasze dzieci. A że w tym wieku, ten czas to głównie zabawa, to nawet i lepiej, czego przykładem tytułowa mama. Tylko dajmy sobie prawo, samemu poczuć się jak dziecko, zapomnieć o wszystkich "ważnych i pilnych sprawach" i skupić się na tym co naprawdę istotne - na dzieciach. Gwarantuję, podobnie jak i autor, super zabawę oraz niezapomniane chwile, dla naszych pociech, jak i nas samych.

Miłość to przede wszystkim czas, czas który poświęcamy swoim bliskim, czas który ułatwia stworzenie odpowiedniej relacji, więzi. Miłość to działanie, czyny, nie puste słowa. Pamiętajmy o tym, w przypadku męża, żony, partnerów, ale przede wszystkim gdy chodzi o nasze dzieci. A że w tym wieku, ten czas to głównie zabawa, to nawet i lepiej, czego przykładem tytułowa mama....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na poziomie emocji, nic książce do zarzucenia nie mam - wzruszyłem się, troszkę pośmiałem, łezkę tez uroniłem. Poza tym szczerze uwierzyłem w miłość pary głównych bohaterów, była bardzo odczuwalna, przekonująca i autentyczna.
I mimo że polubiłem te postaci, to jedna rzecz mnie bardzo zastanawiała, czy wszystkie śmiertelnie chore dzieci (nastolatkowie, dorośli) są takie mądre, dojrzałe, poukładane? Czy to choroba, nachodząca śmierć a może bliskie z nią obcowanie (umieranie znajomych, innych chorych) zmienia tak mocno postrzegania świata? Na pewno w jakimś stopniu tak jest, ale odniosłem wrażenie, że Hazel, Gusa i Isaaka dzieli przepaść od ich rówieśników. Są niemalże idealni. A może takich bohaterów wymyślił sobie po prostu autor? Tak było pewnie ciut łatwiej, no i szybciej można trafić w gusta osób, do których książka jest adresowana.
Ale nie ma co narzekać, jest dobrze. Myślę, że za jakiś czas sięgnę po kolejną pozycję Pana Greena.

Na poziomie emocji, nic książce do zarzucenia nie mam - wzruszyłem się, troszkę pośmiałem, łezkę tez uroniłem. Poza tym szczerze uwierzyłem w miłość pary głównych bohaterów, była bardzo odczuwalna, przekonująca i autentyczna.
I mimo że polubiłem te postaci, to jedna rzecz mnie bardzo zastanawiała, czy wszystkie śmiertelnie chore dzieci (nastolatkowie, dorośli) są takie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ta książka jest po prostu... idiotyczna, a przynajmniej jej druga połowa. Pierwsza całkiem interesująca, wciągająca, zaostrzająca apetyt na coś ciekawego, druga wszystko to niweczy, bez ładu i składu, nudna, kompletnie bez pomysłu. A, nawet nie chce mi się pisać.
Na pewno szkoda mi na nią miejsca w mojej domowej biblioteczce. Jeżeli ktoś chce, abym mu ją sprezentował, to proszę o wiadomość z adresem. Wyślę ją od razu i to na swój koszt :)*.
* Propozycja jest wciąż aktualna.

Ta książka jest po prostu... idiotyczna, a przynajmniej jej druga połowa. Pierwsza całkiem interesująca, wciągająca, zaostrzająca apetyt na coś ciekawego, druga wszystko to niweczy, bez ładu i składu, nudna, kompletnie bez pomysłu. A, nawet nie chce mi się pisać.
Na pewno szkoda mi na nią miejsca w mojej domowej biblioteczce. Jeżeli ktoś chce, abym mu ją sprezentował, to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kocham Święta, kocham swoją rodzinę - jest dla mnie najważniejsza, ale ta książka jest po prostu nieprawdziwa, relacje między bohaterami, ich postawy, decyzje są sztuczne i nieszczere. Tu się nic nie trzyma kupy i nie naprawi tego magiczna atmosfera Świąt. Nie przeszkadzają mi dłużyzny i skrupulatne opisy poszczególnych czynności czy wydarzeń. Wharton jako pisarz odpowiada mi, tu nie mam większych zastrzeżeń, ale już jako filozof, a co gorsza psycholog to jakaś masakra. Zdziwiło mnie to tym bardziej, iż przeczytałem (o czym wcześniej nie wiedziałem), że autor z wykształcenia był również psychologiem właśnie. Im bliżej końca, tym większy czułem niepokój, tym bardziej czułem się oszukiwany, manipulowany wręcz, a finał, zakończenie to już w ogóle jakiś cyrk, który wywołał u mnie jedynie złość. Pod przykrywką takich wartości jak miłość, rodzina, Święta, troska, akceptacja, zaufanie kryją się, przepraszam, ale muszę to napisać, zwykłe banialuki. Naiwność tego wszystkiego aż poraża. Oczywiście jest moje zdanie, wcale tak być nie musi, ale już dawno żadna lektura nie wywołała u mnie tyle "negatywnych" emocji.
A rzecz, która mnie dodatkowo zasmuciła, to fakt, że książki Whartona, które przeczytałem 20 lat temu, będąc w liceum jeszcze, "Stado", "W księżycową jasną noc" i "Tato" podobały mi się bardzo. Uwielbiałem je, uwielbiam nadal. Ale teraz pojawiła się jakaś rysa, że może wówczas, będąc młodszym, głupszym, mniej doświadczonym, dałem się nabrać autorowi. Najłatwiej byłoby to sprawdzić, czytając te pozycje raz jeszcze, ale po pierwsze się tego boję, że to może okazać się prawdą, po drugie, na tę chwilę, nie mam absolutnie ochoty na Whartona.

Kocham Święta, kocham swoją rodzinę - jest dla mnie najważniejsza, ale ta książka jest po prostu nieprawdziwa, relacje między bohaterami, ich postawy, decyzje są sztuczne i nieszczere. Tu się nic nie trzyma kupy i nie naprawi tego magiczna atmosfera Świąt. Nie przeszkadzają mi dłużyzny i skrupulatne opisy poszczególnych czynności czy wydarzeń. Wharton jako pisarz odpowiada...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Lektura podzielona na cztery części, kolejno: przed leczeniem, podczas leczenia, po leczeniu (krótki okres po) oraz krótki rozdział (wprowadzający jedynie w temat) poświęcony pojęciu krzywdy i procesowi wybaczania. Bez oceny, gdyż osobiście jestem już na innym poziomie terapii, ale dla bliskich, jak i samych alkoholików, szukających dopiero pomocy lub zaczynających terapię może być bardzo przydatna.

Lektura podzielona na cztery części, kolejno: przed leczeniem, podczas leczenia, po leczeniu (krótki okres po) oraz krótki rozdział (wprowadzający jedynie w temat) poświęcony pojęciu krzywdy i procesowi wybaczania. Bez oceny, gdyż osobiście jestem już na innym poziomie terapii, ale dla bliskich, jak i samych alkoholików, szukających dopiero pomocy lub zaczynających terapię...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czytać, jakoś to się czyta, ale Pudelka też się od czasu do czasu czyta :). I książce tej, ze względu na styl, jak i dobór informacji, bliżej właśnie do jakiegoś serwisu plotkarskiego czy ewentualnie artykułów na onecie. Autor ma obsesję na punkcie seksu i zdrady. To chyba było najważniejszym kryterium przy wyborze niektórych bohaterek tejże książki.

Czytać, jakoś to się czyta, ale Pudelka też się od czasu do czasu czyta :). I książce tej, ze względu na styl, jak i dobór informacji, bliżej właśnie do jakiegoś serwisu plotkarskiego czy ewentualnie artykułów na onecie. Autor ma obsesję na punkcie seksu i zdrady. To chyba było najważniejszym kryterium przy wyborze niektórych bohaterek tejże książki.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Do połowy jeszcze jak cię mogę, a potem już cieniutko. Ale szybko się czytało, a co więcej takiej książki chyba potrzebowałem, coś lekkiego pomiędzy Kinezjologią Edukacyjną a Diagnozą Psychopedagogiczną :) książka przeczytana, egzaminy zdane - na 5 dodam :). O Czerwonym Hotelu już za tydzień nie będę pamiętał, oby z egzaminów coś na dłużej zostało :).

Do połowy jeszcze jak cię mogę, a potem już cieniutko. Ale szybko się czytało, a co więcej takiej książki chyba potrzebowałem, coś lekkiego pomiędzy Kinezjologią Edukacyjną a Diagnozą Psychopedagogiczną :) książka przeczytana, egzaminy zdane - na 5 dodam :). O Czerwonym Hotelu już za tydzień nie będę pamiętał, oby z egzaminów coś na dłużej zostało :).

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niby takie proste ... a coś wspaniałego :). Ta książka plus dobry lektor to niesamowita zabawa dla małego przedszkolaka. Mojemu synkowi oczy iskrzyły, cieszyły się jak nigdy wcześniej - żadna inna książka czy gra planszowa nie sprawiły mu tyle satysfakcji. Naprawdę super sprawa i to dla całej rodziny - czarodziej Julek, za doping i pomoc odpowiedzialna była młodsza siostrzyczka Hania, narratorem i konferansjerem był tato (tak, tak nieskromny lektor to właśnie ja :)), publiczność reprezentowana była przez mamę i babcię. Gorąco polecamy :).

Niby takie proste ... a coś wspaniałego :). Ta książka plus dobry lektor to niesamowita zabawa dla małego przedszkolaka. Mojemu synkowi oczy iskrzyły, cieszyły się jak nigdy wcześniej - żadna inna książka czy gra planszowa nie sprawiły mu tyle satysfakcji. Naprawdę super sprawa i to dla całej rodziny - czarodziej Julek, za doping i pomoc odpowiedzialna była młodsza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W pigułce i bardzo pobieżnie. Pewnie dla niektórych to akurat na plus, ale ja osobiście chciałbym coś więcej. Kilka rzeczy nowych dla mnie i całkiem ciekawych muszę przyznać, ale dużo również spraw, z którymi nie do końca się zgadzam, w szczególności jeżeli idzie o dialog i rozmowę z dziećmi. Podejrzewam, że autorka wzoruje się na Gordonie, ale ukazane przykłady, nie wszystkie oczywiście, w ogóle mnie nie przekonują.
Fragment i moje zdecydowane veto: "Pomocą w ustaleniu bardziej pokojowych relacji między młodymi a dorosłymi może być przyzwolenie obu stronom na to, że można kogoś bardzo kochać, nie lubiąc go. Rodzice mogą bardzo kochać swoje dorastające dzieci, ale ich nie lubić." NIE NIE NIE. TAK SIĘ NIE DA. Co prawda wydaje mi się, taką mam przynajmniej nadzieję, że autorce chodziło tutaj o pewne zachowania naszych dzieci czy jakieś momenty w naszej relacji, że tego nie lubimy (tak wynikałoby z dalszego ciągu tego wersu: "Miłość do dziecka jest pełna, nawet gdy rodzic nie lubi dziwacznego stroju, krzykliwej muzyki, pozerskiego zachowania"), ale wówczas należałoby to dokładnie zaznaczyć.
Przytoczone anegdoty też raczej średnio śmieszne.
Oczywiście warto przeczytać, bo informacji i wiadomości o naszych dzieciach nigdy zbyt wiele. Tak na początek w sam raz, albo w ramach przypomnienia sobie pewnych rzeczy.

W pigułce i bardzo pobieżnie. Pewnie dla niektórych to akurat na plus, ale ja osobiście chciałbym coś więcej. Kilka rzeczy nowych dla mnie i całkiem ciekawych muszę przyznać, ale dużo również spraw, z którymi nie do końca się zgadzam, w szczególności jeżeli idzie o dialog i rozmowę z dziećmi. Podejrzewam, że autorka wzoruje się na Gordonie, ale ukazane przykłady, nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jestem takim samym konikiem morskim jak autor tego dzienniczka. Niewiele ponad rok temu, zgodnie zadecydowaliśmy z żoną, że zamieniamy się rolami, ona bierze się za karierę, ja za wychowanie naszych dzieci (nasz 4-letni Pepin ma jeszcze młodszą siostrzyczkę). Podobne przeżycia, podobne spostrzeżenia, poza końcówką, to tak naprawdę moja historia. Ale to co mnie najbardziej ujęło w tej książce, to to jak autor pokazał rodzące, dojrzewające uczucie pomiędzy nim a synkiem. Bo prawda jest taka, żeby kochać potrzeba czasu. Tak, tak, wspólne życie, wspólne pokonywanie pierwszych problemów, obecność przy pierwszych sukcesach i czasami tez porażkach, po prostu bycie ze sobą i przeżywanie wielu rzeczy razem. To wzmacnia i buduje taką relację. To jest tak naprawdę miłość. A przynajmniej jeden z ważniejszych elementów tego uczucia. I to Sabach świetnie opisał, to się po prostu czuje, czytając tę książkę.
Poza tym naprawdę nieźle się uśmiałem podczas lektury :).
P.S. Wychowywanie jest naprawdę fajne! :)

Jestem takim samym konikiem morskim jak autor tego dzienniczka. Niewiele ponad rok temu, zgodnie zadecydowaliśmy z żoną, że zamieniamy się rolami, ona bierze się za karierę, ja za wychowanie naszych dzieci (nasz 4-letni Pepin ma jeszcze młodszą siostrzyczkę). Podobne przeżycia, podobne spostrzeżenia, poza końcówką, to tak naprawdę moja historia. Ale to co mnie najbardziej...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nasza mama czarodziejka Joanna Papuzińska, Ewa Poklewska-Koziełło
Ocena 6,8
Nasza mama cza... Joanna Papuzińska,&...

Na półkach: , ,

Bardzo sympatyczna i urocza lektura. I to nie tylko dla I-klasistów, podobała się zarówno 4, jak i 37-latkowi :), 2-latka też wyglądała na zadowoloną, choć oczka bardzo jej się kleiły. Trzy cudowne wieczory z niesamowitą mamą czarodziejką. Do pełni szczęścia brakowało tylko tej prawdziwej, która w tym czasie musiała pracować :(. Kochamy Cię mamo :).

Bardzo sympatyczna i urocza lektura. I to nie tylko dla I-klasistów, podobała się zarówno 4, jak i 37-latkowi :), 2-latka też wyglądała na zadowoloną, choć oczka bardzo jej się kleiły. Trzy cudowne wieczory z niesamowitą mamą czarodziejką. Do pełni szczęścia brakowało tylko tej prawdziwej, która w tym czasie musiała pracować :(. Kochamy Cię mamo :).

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wychowanie to mój konik. Bo jestem pedagogiem (i to takim faktycznie z powołania:)), bo jestem wciąż w (kilkuletniej już) terapii, gdzie sprawę rodzicielstwa tłukę non stop, bo w końcu, i co najważniejsze, jestem ojcem (także z powołania :)) moich dwóch, jeszcze malutkich bąbelków (2latki i 4latka).
Bardzo interesująca pozycja – ich 12 – mężczyzn, ojców i ona jedna, Joanna Drosio-Czaplińska, która w bardzo inteligentny i fachowy sposób prowadzi z nimi rozmowę.
Mimo, że większość rzeczy, o których opowiadają nasi bohaterowi, była mi już znana (patrz wyżej), to i tak lektura tej książki była czystą przyjemnością - bardzo cieszy fakt, że coraz więcej mężczyzn podchodzi odpowiedzialnie do roli ojca, a co za tym idzie, wychowania swoich dzieci. Bo co by nie powiedzieć, to duża frajda i przygoda, pomimo, nie oszukujmy się, ciężkiej pracy, którą trzeba weń włożyć.
Z większością rzeczy się zgadzam, z niektórymi nie, ale nawet wówczas musiałem się zastanowić, przemyśleć, ewentualnie coś tam zweryfikować.
Co do naszych bohaterów, to najbliżej mi chyba do Szymona Majewskiego i jego wizji rodziny, zarówno jako ojca, ale jak i męża.
Polecam tatom, mamom, wszystkim :).

Wychowanie to mój konik. Bo jestem pedagogiem (i to takim faktycznie z powołania:)), bo jestem wciąż w (kilkuletniej już) terapii, gdzie sprawę rodzicielstwa tłukę non stop, bo w końcu, i co najważniejsze, jestem ojcem (także z powołania :)) moich dwóch, jeszcze malutkich bąbelków (2latki i 4latka).
Bardzo interesująca pozycja – ich 12 – mężczyzn, ojców i ona jedna, Joanna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Naprawdę miłe zaskoczenie.
Podobnie, jak w poprzednio czytanej przeze mnie książce tejże autorki ("Pamiętam Cię"), akcja dzieje się dwutorowo. Obie historie są bardzo wciągające, a w końcówce bardzo sprawnie się to wszystko zazębia. I mimo, że spora część jest bardzo przewidywalna (ale jakoś mi to nie przeszkadzało, bo fajnie się czytało), to jednak cała reszta jest dużym zaskoczeniem.

Naprawdę miłe zaskoczenie.
Podobnie, jak w poprzednio czytanej przeze mnie książce tejże autorki ("Pamiętam Cię"), akcja dzieje się dwutorowo. Obie historie są bardzo wciągające, a w końcówce bardzo sprawnie się to wszystko zazębia. I mimo, że spora część jest bardzo przewidywalna (ale jakoś mi to nie przeszkadzało, bo fajnie się czytało), to jednak cała reszta jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Smutne…

Jest coś takiego w książkach Murakamiego, że szczerze lubię ich bohaterów. Podczas czytania odczuwam silną więź łączącą mnie z nimi. To sprawia że jeszcze na długo po lekturze, wciąż o nich myślę. I zarzut, który gdzieś kiedyś wyczytałem, że zarówno książki Murakamiego, jak i postaci w nich występujące są bardzo podobne, absolutnie mnie nie odstrasza. Wręcz przeciwnie, z przyjemnością spotkam się z nimi po raz kolejny.

Smutne…

Jest coś takiego w książkach Murakamiego, że szczerze lubię ich bohaterów. Podczas czytania odczuwam silną więź łączącą mnie z nimi. To sprawia że jeszcze na długo po lekturze, wciąż o nich myślę. I zarzut, który gdzieś kiedyś wyczytałem, że zarówno książki Murakamiego, jak i postaci w nich występujące są bardzo podobne, absolutnie mnie nie odstrasza. Wręcz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jakoś nie mogę odciąć się od porównań do Straconych. Podobny temat, klimat, tyle że postaci bardzo, bardzo spłycone. A to przecież było chyba najmocniejszą stroną Straconych właśnie, bardzo dokładna i głęboka charakterystyka psychologiczna bohaterów, w szczególności głównego. Tym razem mamy tak naprawdę jedynie relację z masakry, relację z delikatnie (zbyt delikatnie) naszkicowanymi postaciami. Nie wiem, dla mnie to chyba zbyt mało.

Minus dla wydawcy - sporo literówek.

Jakoś nie mogę odciąć się od porównań do Straconych. Podobny temat, klimat, tyle że postaci bardzo, bardzo spłycone. A to przecież było chyba najmocniejszą stroną Straconych właśnie, bardzo dokładna i głęboka charakterystyka psychologiczna bohaterów, w szczególności głównego. Tym razem mamy tak naprawdę jedynie relację z masakry, relację z delikatnie (zbyt delikatnie)...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

O jejku, po co ja właściwie czytam takie bzdury????????!!!!!!!!! :)

O jejku, po co ja właściwie czytam takie bzdury????????!!!!!!!!! :)

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Bardzo mądra książka, napisana przez bardzo mądrą Anne Frank. Gdy zaczynamy czytać Pamiętnik mamy do czynienia z dziewczynką, ale im bliżej końca tym coraz częściej z kobietą. Nie rozumiem zbytnio zarzutów dotyczących zawartości dziennika - "spodziewałem/am się czegoś innego". Czego? Czegoś bardziej drastycznego, chorego? Wydaje mi się, że każdy, gdy zaczynał czytać tę książkę, wiedział cokolwiek o Anne, jej rodzinie i przede wszystkim o okolicznościach, w jakich ów pamiętnik został napisany, więc nie rozumiem tych zarzutów. Co mogła napisać młoda dziewczyna żyjąca dwa lata w zamknięciu? Cóż ona mogła wiedzieć o holokauście czy wszystkich okropnościach wojny?
Druga sprawa, oczywiście tutaj każdy może mieć swoje zdanie, ale to co mnie najbardziej urzekło w Annie to jej osobowość. Młoda, ale jakże już dojrzała jednostka. Potrafiąca stawiać granice, potrafiąca być asertywną, potrafiąca wyrażać swoje zdanie i opinie, nawet gdy nie podoba się to rodzicom, czy innym dorosłym zamieszkałym w oficynie. Dlaczego niby dziecko nie ma prawa głosu, dlaczego jego emocje i uczucia są mniej ważne od tego co czują starsi? Ja wiem, że w naszym społeczeństwie nie są mile widziane negatywne wypowiedzi na temat rodziców. Tylko nie rozumiem dlaczego? Rodzic to nie człowiek?? Nie ma wad, deficytów? Może obrażać, nie akceptować dziecka, jego słabostek i błędów, może dręczyć, wyśmiewać, wręcz gnębić je psychicznie, wpędzając jednocześnie w kompleksy i poczucie niższości. Natomiast dziecko ma być w podzięce grzeczne (co dla wielu równa się posłuszne), miłe i zadowolone. Rodzic sprawia, że dziecko jest nieszczęśliwe, ale przed całym światem ma być (udawać) szczęśliwe i zawsze uśmiechnięte.
Anne się na to nie godzi, i chwała jej za to. Jest w pełni autonomiczną jednostką, która ma prawo decydować o swoich odczuciach, uczuciach, pragnieniach. Ma również prawo do błędu, do pomyłek, ale przede wszystkim do bycia sobą. Po prostu sobą.

Bardzo mądra książka, napisana przez bardzo mądrą Anne Frank. Gdy zaczynamy czytać Pamiętnik mamy do czynienia z dziewczynką, ale im bliżej końca tym coraz częściej z kobietą. Nie rozumiem zbytnio zarzutów dotyczących zawartości dziennika - "spodziewałem/am się czegoś innego". Czego? Czegoś bardziej drastycznego, chorego? Wydaje mi się, że każdy, gdy zaczynał czytać tę...

więcej Pokaż mimo to