-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik239
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński41
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2019-09-07
2018-07
2018-01-18
2017-10
2017-10
"It ends with us" wywołała we mnie mieszane uczucia. Jako opowieść - zaskoczyła mnie dość pozytywnie, nie będąc kolejnym ckliwym romansem, po którym człowiek nie bardzo wie, czy stracił niepotrzebnie czas, czy może resztki nadziei, że przeczyta jeszcze coś przynajmniej przyzwoitego z tej kategorii. Jako książka, z całą swoją strukturą, językiem - pozostawiła mnie z uczuciem pustki. Nie zrozumcie mnie źle, ale kiedy już pierwsze strony książki opisują coś w stylu napiętych mięśni, przystojnej twarzy i, oczywiście, niezrozumiałego, ale i nieodpartego uroku, nie wiadomo, czy się roześmiać, czy raczej wzruszyć takimi banałami. Po tym pierwszym kontakcie, z mocnym zażenowaniem brnęłam dalej. Mając całkowity szacunek do historii, jaką przedstawiła autorka, i całkowity brak szacunku do jej powierzchownego, spłaszczonego przekazu. To na pewno ważny głos w ważnej sprawie. Może na jego brzmienie niektóre kobiety się obudzą. Ale poza świetnymi medialnie fragmentami, które są powielane na co drugim fanpage'u o miłości, prawdziwej treści jest tu niewiele. Brakuje mi w tej książce głębi, jakiegoś mocniejszego szkicu postaci, czegoś, co zrobi mętlik w głowie, a w odpowiednich chwilach zwiąże gardło w supeł. Brakuje mi buntu głównej bohaterki, czy chociaż cienia prawdziwszych i bardziej namacalnych wątpliwości, niż te, które rodziły się w jej głowie jakby tylko na kilka minut, a rozwiązywały w zaledwie kilku zdaniach (a przynajmniej miałam takie wrażenie). To dla mnie książka, która znika. Niby ważna, niby inna, a jednak nie. Coś tu nie gra.
"It ends with us" wywołała we mnie mieszane uczucia. Jako opowieść - zaskoczyła mnie dość pozytywnie, nie będąc kolejnym ckliwym romansem, po którym człowiek nie bardzo wie, czy stracił niepotrzebnie czas, czy może resztki nadziei, że przeczyta jeszcze coś przynajmniej przyzwoitego z tej kategorii. Jako książka, z całą swoją strukturą, językiem - pozostawiła mnie z uczuciem...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-05
Brakuje jej "tego czegoś". Drażni mnie język - niedopracowany, niedokładny. Historia opowiedziana dość pobieżnie, nigdy dość absorbująca. Pozycja niby ważna, niby wskazująca na coś i otwierająca oczy... ale, No właśnie: "niby". Coś tu nie zagrało. Przypomina to trochę chęć stworzenia obrazu bez umiejętności plastycznych - autorka wzięła do ręki kartkę, miała wszystkie potrzebne narzędzia i wyobrażenie o tym, co chciała powiedzieć, ale w efekcie powstał tylko pobieżny obrazek. W wielu miejscach do tego niedopowiedziany. Język określiłabym jako infantylny, chwilami doprowadzały mnie do szewskiej pasji pozbawione polotu dialogi i zdawkowe opisy,, ale co kto lubi. Nie jest to powieść, od której nie można sie oderwać, a szkoda, bo kultura, w której teoretycznie żyje autorka książki (mam pewne podejrzenia co do autentyczności tego faktu), jest niezwykle ciekawa i pełna niuansów, o których moznaby pisać bez końca.
Brakuje jej "tego czegoś". Drażni mnie język - niedopracowany, niedokładny. Historia opowiedziana dość pobieżnie, nigdy dość absorbująca. Pozycja niby ważna, niby wskazująca na coś i otwierająca oczy... ale, No właśnie: "niby". Coś tu nie zagrało. Przypomina to trochę chęć stworzenia obrazu bez umiejętności plastycznych - autorka wzięła do ręki kartkę, miała wszystkie...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-04
2017-05
2016-06
2016-02
2015-12
Nietypowa. Pochłaniająca. Pozostawiła po sobie duże uczucie niedosytu. Napisana inaczej, poetycko, obrazowo. Jedna z ulubionych z tego gatunku.
Nietypowa. Pochłaniająca. Pozostawiła po sobie duże uczucie niedosytu. Napisana inaczej, poetycko, obrazowo. Jedna z ulubionych z tego gatunku.
Pokaż mimo to
Obok "Złego Romea" przechodziłam kilka razy. Odrzucał mnie banalny tytuł (w końcu kto by się spodziewał nawiązania do jednej z najbardziej znanych historii miłosnych w książce o miłości? [ironia.]) i równie banalny zarys opowieści - obsadzeni (w rolach głównych, oczywiście) w adaptacji sztuki Szekspira aktorzy, którzy zakochują się w sobie miłością równie fatalną, jak "Romeo i Julia"...
W końcu jednak sięgnęłam po tę książkę - może w wyniku zniesmaczenia bestsellerami innej autorki podobnych treści, Colleen Hoover, której recenzja "Złego Romea" zerkała na mnie z okładki, niemal kłując w oczy?Wydało mi się niezwykle zabawne, że właśnie ta pani, która na pierwszych kilku stronach co najmniej trzech własnych książek używa w kilku następujących po sobie zdaniach sformułowań takich jak "napięte mięśnie", "najprzystojniejszy jakiego widziałam" i "nieziemsko seksowny" (a przynajmniej coś w tym stylu), ma kogoś - czytelnika - przekonać do sięgnięcia po książkę innej autorki.
Nie obeszło się bez sarkastycznego prychnięcia, rzecz jasna.
Kilka pierwszych stron "Złego Romea" i...
Cholera, a jednak: da się napisać romans, który nie tchnie banałem; da się opisać uczucia, nie chwytając za to, co pospolite; da się opisać historię, która może być dobra, nawet jeśli z pozoru wydaje się kupą dobrze znanych schematów.
"Zły Romeo" jest realny, jak diabli. Jest zabawny, wzruszający, prawdziwy, czasem wulgarny, nasycony i przesycony uczuciami jednocześnie. Nie udaje czegoś, czym nie jest. Po prostu opowiada historię. Daje szansę utożsamić się z postacią. Zapala kolejne lampki w głowie, dokuczliwie dźga w punkty, które znikają w toku zwykłej codzienności. Z każdym zdaniem wykłada uczucia na talerz, wywleka je na wierzch. Jest jak natrętny szew, który utkwił w skórze - wyciąganie go jednocześnie sprawia przyjemność (w oczekiwaniu na ulgę i efekt w postaci zaleczenia rany), jak i ból i dyskomfort.
To zdecydowanie jedna z najbardziej szczerych historii, jakie miałam okazję przeczytać.
P.S.: Plus za język. Schludny, dopracowany, przyjemny.
Obok "Złego Romea" przechodziłam kilka razy. Odrzucał mnie banalny tytuł (w końcu kto by się spodziewał nawiązania do jednej z najbardziej znanych historii miłosnych w książce o miłości? [ironia.]) i równie banalny zarys opowieści - obsadzeni (w rolach głównych, oczywiście) w adaptacji sztuki Szekspira aktorzy, którzy zakochują się w sobie miłością równie fatalną, jak...
więcej Pokaż mimo to