-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2005-01-01
2015-05-01
2014-08-16
Monika Szwaja pisze lekko i z dużym polotem. „Anioła w kapeluszu” bardzo dobrze się czyta a historia ukazana w powieści po prostu czytelnika wciąga, choć w zasadzie, będąc ze sobą absolutnie szczerym przyznać trzeba, że autorka pisze po prostu o życiu. To, co przytrafia się bohaterom powieści, mogłoby się w zasadzie wydarzyć naprawdę i to każdemu z nas. I może właśnie to sprawia, że książka robi tak duże, pozytywne wrażenie. Monika Szwaja daje czytelnikowi zwyczajnych bohaterów, w zwyczajnym życiu, pisząc o nich w taki sposób, że nie sposób ich nie lubić i im nie dopingować.
Więcej na: http://www.skrawkimoichmysli.pl/2014/08/anio-w-kapeluszu-monika-szwaja.html
Monika Szwaja pisze lekko i z dużym polotem. „Anioła w kapeluszu” bardzo dobrze się czyta a historia ukazana w powieści po prostu czytelnika wciąga, choć w zasadzie, będąc ze sobą absolutnie szczerym przyznać trzeba, że autorka pisze po prostu o życiu. To, co przytrafia się bohaterom powieści, mogłoby się w zasadzie wydarzyć naprawdę i to każdemu z nas. I może właśnie to...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-04-17
O tym jak wielką wartością są podróże, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Dzięki podróżom poznajemy świat, nowych ludzi, poszerzają horyzonty. Staram się podróżować jak najczęściej. Podróże są nieodzowną częścią mojego życia, czymś bez czego nie wyobrażam sobie bycia w pełni szczęśliwą. Podróże są moją wielką pasją. Nią zaś staram się zarazić moich synów i jak na razie idzie mi to całkiem dobrze.
Wspaniale jest podróżować. Wiadomo jednak, że potrzeba na to sporych nakładów finansowych i mnóstwa czasu, a nimi nie każdy może dysponować w sposób nieograniczony. Najczęściej dalsze podróże to wyjazdy wakacyjne, raz, góra dwa razy do roku. Kto jednak powiedział, że by podróżować, trzeba od razu wyjeżdżać daleko? Jednym z fajniejszych sposobów na dalekie wojaże, nawet gdy akurat nigdzie się nie wybieramy, są podróże palcem po mapie. Cieszą one bardzo małych odkrywców, zwłaszcza, gdy do poznawania nowych, nieznanych dotąd miejsc służy im ciekawa książka.
Jedną z nich jest Atlas Miast, autorstwa Martina Haake, który ukazał się właśnie nakładem Wydawnictwa Nasza Księgarnia. To pięknie wydany przewodnik dla najmłodszych, dzięki któremu dzieci będą mogły lepiej poznać aż 30 miast rozsianych po całym świecie, a pośród nich m.in. Lizbonę, Barcelonę, Londyn, Montreal, Toronto, Nowy Jork, Tokio czy Warszawę. Atlas Miast to przepięknie wydana książka, pełna barw, bardzo ciekawych i przyciągających wzrok ilustracji oraz sporej ilości wiedzy na temat prezentowanych miejsc.
W książce Atlas Miast każdemu z prezentowanych miejsc poświęcono dwie strony. Znajdziemy na nich krótką informację o odwiedzanym mieście, w tym nazwę kraju, w którym się ono znajduje, liczbę zamieszkujących miasto mieszkańców, język, którym się oni posługują. Pośród sporej ilości ilustracji, które przedstawiają charakterystyczne symbole danego miasta dzieci przeczytają (lub usłyszą z ust rodziców) wiele ciekawostek na temat słynnych mieszkańców odwiedzanej metropolii, odwiedzą znane budynki, ośrodki kultury a nawet poznają najbardziej dla danego miasta charakterystyczne zwierzęta. Przy okazji zaś wykonają całkiem sporą ilość zadań na spostrzegawczość.
Atlas Miast to książka do czytania, oglądania i opowiadania. To doskonały sposób na aktywne, mądre i jednocześnie pełne humoru spędzenie czasu z dzieckiem. Polecam.
O tym jak wielką wartością są podróże, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Dzięki podróżom poznajemy świat, nowych ludzi, poszerzają horyzonty. Staram się podróżować jak najczęściej. Podróże są nieodzowną częścią mojego życia, czymś bez czego nie wyobrażam sobie bycia w pełni szczęśliwą. Podróże są moją wielką pasją. Nią zaś staram się zarazić moich synów i jak na razie...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-07-15
Kot w butach, Czerwony Kapturek, Śpiąca królewna? Któż z nas nie zna tych bajek z dzieciństwa? A pamiętacie, kto jest autorem ich wszystkich? … Hmmm… Ja też nie pamiętałam. Otóż twórcą tych znanych nam od dawna opowieści jest Charles Perrault, francuski prozaik i poeta, tworzący w odległym nam XVII wieku. Jak pewnie wiecie, żadna z tych opowieści nie była początkowo przeznaczona dla uszu najmłodszych. Było w nich mnóstwo erotyzmu i przemocy. Jednak stały się one tak szybko popularne, że w końcu doczekały się również interpretacji bardziej łagodnej, skierowanej do odbiorcy małoletniego, napełniła je ludowa mądrość właśnie do takiego młodego człowieka skierowana, która miała dawać przykład, uczyć, naprowadzać na właściwe ścieżki życiowe, nieść przestrogę. I dzięki temu bajki Charles’a Perrault’a na dobre zagościły w światowym kanonie klasyki dla dzieci i młodzieży.
W takiej też postaci poznawaliśmy bajki Charles’a Perrault’a w dzieciństwie, a teraz wraz z nowym ich wydaniem, w którym adaptacji bajek dokonała Jolanta Sztuczyńska, zaś barwne, lecz nie mdło słodkie, a właśnie z charakterem i smakiem ilustracje wykonała Anna Sędziwy, możemy przekazać naszym dzieciom. Bajek jest dziewięć. Są te znane wszystkim, wręcz kultowe jak te wymienione przeze mnie wcześniej i jak choćby Kopciuszek. Są też ciut mniej znane, albo bardziej przeze mnie zapomniane, jak Ośla Skórka czy Wróżki. Bajki są barwne językowo, pełne mądrości życiowej, nauki dla najmłodszych. Opowiedziane są ciekawie, tajemnica nie jest od razu odkryta. Język bajek, prosty i plastyczny, bez trudu dociera do młodego czytelnika. Mój synek, choć jeszcze ciut na nie za mały, słuchał ich z przyjemnością. Bajki są mądre, interesująco opowiedziane, przykuwają dziecięcą uwagę. A do tego niebanalne ilustracje, które dopełniają całości.
Z pewnością będziemy jeszcze wielokrotnie do Bajek Charles’a Perrault’a powracać. Jeśli zaś zastanawiacie się nad książkowym prezentem dla dziecka, to właśnie ta książka nadaje się znakomicie. Ciekawa klasyka w eleganckim i trwałym opakowaniu. Polecam.
Kot w butach, Czerwony Kapturek, Śpiąca królewna? Któż z nas nie zna tych bajek z dzieciństwa? A pamiętacie, kto jest autorem ich wszystkich? … Hmmm… Ja też nie pamiętałam. Otóż twórcą tych znanych nam od dawna opowieści jest Charles Perrault, francuski prozaik i poeta, tworzący w odległym nam XVII wieku. Jak pewnie wiecie, żadna z tych opowieści nie była początkowo...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-17
Może warto by się czasem na tym świecie trochę nad życiem zastanowić i z takiej przyrody przykładów dobry pożytek zrobić. Bo jak to jest zrobione, że czasem tak już w świecie, że miast matka ojciec nad dzieciem sprawuje pieczę? I dziwny ten świat cały i magii pełen wiele, że czasem tygrys miast mięsem irysem raczy swe podniebienie. A jak tu przejść bez śmiechu, jak nie uśmiechnąć że się, gdy bobry na dzień dobry mówią, że dzień jest bobry? I śmiech i radość i szczęście niepojęte i twarz się sama śmieje i humor pełnym gębkiem ...
Lecz czemu ja tak piszę, czym słowa me natchnione? To Chotomskiej żartem słowa me zmienione. Bo jak tu nie żartować, jak nie przekręcać rymów, gdy bajki grajki, wiersze, żarty jej wspaniale wyłożone? Lecz będąc już poważną, bez śmiechu kreśląc słowa rzeknę wręcz po prostu, że jestem urzeczona.
http://www.skrawkimoichmysli.pl/2014/07/bobry-mowia-dzien-bobry-wanda-chotomska.html
Może warto by się czasem na tym świecie trochę nad życiem zastanowić i z takiej przyrody przykładów dobry pożytek zrobić. Bo jak to jest zrobione, że czasem tak już w świecie, że miast matka ojciec nad dzieciem sprawuje pieczę? I dziwny ten świat cały i magii pełen wiele, że czasem tygrys miast mięsem irysem raczy swe podniebienie. A jak tu przejść bez śmiechu, jak nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-02-17
„Przeszłość! Jest tu, wśród nas, a my nie zwracamy na nią uwagi, pochłonięci kultem teraźniejszości, tak jakby liczyło się tylko pokolenie „dnia dzisiejszego”.
Amanda Rosenbloom prowadzi butik Astor Place z ubraniami vintage w Nowym Jorku. W mieszkaniu dobiegającej niemal setki Jane Kelly, wśród sukien i innych strojów z minionej dawno epoki odnajduje mufkę a w niej zaszyty dawno temu dziennik. Jak się okazuje należał on do niejakiej Olive Westcott, która w 1907 r. przybyła wraz z ojcem z prowincji do Nowego Jorku. Amanda bez wiedzy starszej pani zabiera dziennik. Już wkrótce lektura zapisków żyjącej na początku wieku Olive całkowicie ją pochłania i zaczyna wpływać na jej życie.
Dobiegająca niemal czterdziestki Amanda tkwi w związku bez przyszłości z żonatym mężczyzną, który od sześciu lat zwodzi ją obietnicą rychłego rozstania z żoną. Kobieta prowadzi nieustanną walkę z samą sobą. Z jednej strony chce być z Jeffem, kocha go, z drugiej czuje się wykorzystywana i nieuczciwa przede wszystkim wobec samej siebie i powoli dostrzega, że jedynie traci na ten związek swój cenny czas, odbierając sobie szansę na szczęście. Również na polu zawodowym pojawiają się problemy, które w krótkim czasie mogą doprowadzić Amandę do bankructwa. Czy historia Olive Westcott, która wydarzyła się dawno temu pomoże Amandzie zapanować nad swoim życiem? Czy odnajdzie równowagę i siłę, by walczyć o swe szczęście? Czy życie odważnej Olive Westcott stanie się inspiracją do radykalnych zmian?
Butik na Astor Place autorstwa Stephanie Lehmann to opowieść o dwóch, zdawać by się mogło, kompletnie różnych kobietach, które rozdzielił czas a połączył Nowy Jork. Z jednej strony jest Olive i jej historia z początku XX w. a z drugiej Amanda żyjąca współcześnie. Obie przemierzają ulice Nowego Jorku w poszukiwaniu własnego miejsca na ziemi i szczęścia. Obie bohaterki są interesujące i szybko budzą sympatię czytelnika. Zarówno Olive jaki i Amanda muszą walczyć o siebie i swą niezależność, która na początku XX i XXI wieku ma już jednak zupełnie inne znaczenie. Dzięki temu z całą mocą poznajemy jak czas dokonał zmian w ludzkiej świadomości, jak bardzo zmieniły się obyczaje i obowiązujące w społeczeństwie zasady, jak bardzo rozwinęła się sama ludzkość i jak jeszcze daleka droga przed nią.
Butik na Astor Place to dwie historie rozdzielone całym wiekiem, które zabierają czytelnika w podróż w czasie. Wraz z bohaterkami powieści czytelnik odkrywa miasto, które przeszło w ciągu stu lat ogromną zmianę. Ze świata budujących się dopiero wieżowców i nielicznych automobilów, gdzie elektryczność była czymś niemal nieznanym, zmieniło się w miasto niewyobrażalnie wysokich drapaczy chmur, pełnego wielkomiejskiego zgiełku. To też niezwykle barwna i soczysta podróż poprzez modę i panujące w niej style, które królowały na wybiegach, na salonach i ulicach Nowego Jorku.
Stephanie Lehmann w Butik na Astor Place snuje ciekawą i wciągającą opowieść, którą idealnie dopełnia tło historyczne. Czytelnik może wręcz poczuć, że wraz z bohaterkami przemierza ulice Nowego Jorku teraz i na początku XX wieku. Jego oczom ukazuje się nieustannie zmieniające się, ewoluujące miasto. Historia płynnie przechodzi w teraźniejszość, płynnie też odchodzi w zapomnienie. Książka Stephanie Lehmann to zarówno wciągająca opowieść, jak i doskonały przewodnik po ulicach jednego z największych miast świata. Polecam.
http://www.krzywaprosta.pl/2015/02/18/butik-na-astor-place-stephanie-lehmann/
„Przeszłość! Jest tu, wśród nas, a my nie zwracamy na nią uwagi, pochłonięci kultem teraźniejszości, tak jakby liczyło się tylko pokolenie „dnia dzisiejszego”.
Amanda Rosenbloom prowadzi butik Astor Place z ubraniami vintage w Nowym Jorku. W mieszkaniu dobiegającej niemal setki Jane Kelly, wśród sukien i innych strojów z minionej dawno epoki odnajduje mufkę a w niej...
2015-03-03
Spotykasz na swej drodze człowieka, na którym zawsze można polegać, który nigdy ci nie odmawia, który zawsze jest chętny do pomocy i nigdy nie uskarża się, że bagaż zadań, które dźwiga na swych barkach zdecydowanie go przerasta. Myślisz sobie … jaki miły i pomocny, niezawodny, oddany, a może nawet wręcz usłużny człowiek. A może ty właśnie jesteś tym zawsze miłym, pomocnym, zawsze gotowym do działania? Czy zdajesz sobie sprawę, że w rzeczywistości Bycie miłym to przekleństwo?
Jeśli ty właśnie jesteś tym Miłym, to zdajesz sobie z tego doskonale sprawę i pewnie jednocześnie czujesz ogromny dyskomfort, że śmiesz nawet tak myśleć. Bo Miłym nie wolno przecież tak myśleć. Nie można tak wspaniałej cechy jak bycie miłym demonizować. Trzeba za to być zawsze dzielnym, miłym, pomocnym … wręcz posiadać cechy istoty niezniszczalnej. Jeśli tak jest w rzeczywistości, to książka Bycie miłym to przekleństwo autorstwa Jacqui Marson jest dokładnie tym, czego potrzebujesz. Autorka jest dyplomowanym psychologiem, który od lat zmaga się z trapiącą ją od najwcześniejszych lat przypadłością – byciem Miłą. Bycie Miłym czyli kimś, kto swym własnym kosztem i nie czując się z tym wcale dobrze, stara się za wszelką cenę spełnić oczekiwania innych, nie sprawić nikomu przykrości, nikogo nie rozczarować, wszystkim odejmować pracy, biorąc ją jednocześnie na swoje barki, wcale nie jest cechą wspaniałą. Niesie bowiem ze sobą ogromne koszty po stronie Miłego, nie pozwalając mu szczęśliwie i spokojnie żyć.
W książce Bycie miłym to przekleństwo Jacqui Marson zabiera swego czytelnika, z którym odbywa w tej lekturze swego rodzaju terapię, w głąb jego umysłu. Ukazuje gdzie leżą źródła bycia Miłym, w jaki sposób Miły postrzega świat i otaczających go ludzi. Autorka w przystępny sposób daje wskazówki, jak Miły może zacząć zmieniać swoje życie, jak zacząć myśleć nie tylko o innych, lecz również o sobie, jak na co dzień wzmacniać poczucie własnej wartości i w końcu jak zacząć być Miłym przede wszystkim dla siebie.
Autorka pisze lekko, ze sporą dawką humoru a przedstawiane problemy i metody ich rozwiązywania obrazuje przykładami z własnej pracy terapeutycznej z pacjentami.
Jeśli zatem masz problem z mówieniem nie, zawsze chcesz by wszyscy byli zadowoleni, nawet jeśli bardzo wiele cię to kosztuje, jeśli w końcu chcesz zacząć dbać również o siebie a nie tylko o wszystkich dookoła, to książka Bycie miłym to przekleństwo jest zdecydowanie dla ciebie.
Spotykasz na swej drodze człowieka, na którym zawsze można polegać, który nigdy ci nie odmawia, który zawsze jest chętny do pomocy i nigdy nie uskarża się, że bagaż zadań, które dźwiga na swych barkach zdecydowanie go przerasta. Myślisz sobie … jaki miły i pomocny, niezawodny, oddany, a może nawet wręcz usłużny człowiek. A może ty właśnie jesteś tym zawsze miłym, pomocnym,...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-12-16
Wcześniejsze dramatyczne przeżycia, które zawiodły kapitan Kat Tapo i Holly Boland, służącą w amerykańskiej armii, z Włoch do Chorwacji sprawiają, że kobiety zaprzyjaźniają się ze sobą. Razem zamieszkują. Niestety dobre stosunki nie trwają zbyt długo, a po przyjaźni nie ma już wkrótce niemal śladu. Psują się również relacje pomiędzy Kat a pułkownikiem Piolą, do tego stopnia, że prowadzone jest wewnętrzne śledztwo. Wkrótce jednak okazuje się, że w obliczu zbrodni wszelkie animozje muszą odejść w zapomnienie. Na terenie budowy amerykańskiej bazy zostaje znaleziony szkielet, który zdaje się kryć w sobie jakąś mroczną opowieść z przeszłości. Wkrótce zostaje też porwana córka jednego z amerykańskich wojskowych. Wenecja po raz kolejny staje się areną zbrodni a jedną z jej scen zostaje Carnivia, wirtualny świat stworzony przez ekscentrycznego i bardzo skrytego Daniele. Sama też Carnivia staje w obliczu groźby zniknięcia z wirtualnej przestrzeni. Ataki z zewnątrz, niechęć ze strony włoskich władz to wszystko może wkrótce doprowadzić do zamknięcia świata, w którym każdy do tej pory cieszył się wolnością i anonimowością. Zbrodnia, dawne nierozwiązane zagadki, tajemnice skrywane przez władze kościelne, mocno kontrowersyjne sposoby władz amerykańskich na walkę ze światowym terroryzmem a także odrobina romansu to wszystko znajdziecie w kolejnej części „Carnivii”.
Kiedy po raz pierwszy spotkałam się z twórczością Jonathana Holta byłam pod ogromnym, pozytywnym wrażeniem. Powieść „Carnivia. Bluźmierstwo” całkowicie mnie pochłonęła, zaabsorbowała i pozostawiła ze sporą dawką niedosytu. Z niecierpliwością czekałam zatem na kolejną część trylogii.
Szczęśliwie doczekałam się tego momentu i w moje ręce trafiła kolejna część serii stworzonej przez Jonathana Holta, nosząca tytuł „Carnivia. Herezja”. Spotykamy tu znanych już dość dobrze z pierwszej części bohaterów … Kat , Holly, Daniele, Piolę czy Gilroya. Tym razem postaci jest jakby więcej, więcej jest ich osobowości i wzajemnych interakcji, co oczywiście bardzo pozytywnie wpływa na odbiór powieści. Historii, akcji, zbrodni i mistyfikacji również jest zdecydowanie więcej. Akcja jest wartka. Autor ani przez chwilę nie pozwala czytelnikowi na nudę. Zagadki się piętrzą a ich rozwiązanie nie jest na w żadnym momencie oczywiste. Każda strona niesie ze sobą sporą dawkę emocji. „Carnivia. Herezja” to powieść, która mnie wciągnęła, zaskoczyła i pozostawiła z kolejnym niedosytem. Zostały bowiem do wyjaśnienia zagadki, które na kartach powieści rodziły się gdzieś na drugim planie. Czy ci, którzy na pierwszy rzut oka zdają się być przyjaciółmi, są nimi w rzeczywistości? Kwestią otwartą pozostaje również relacja Kat i Pioli, a także Holly i Daniele. Pozycja zdecydowanie godna uwagi. Polecam rozpoczęcie przygody z Carnivią od pierwszej części trylogii. Ostrzegam … poważnie absorbuje uwagę…
Wcześniejsze dramatyczne przeżycia, które zawiodły kapitan Kat Tapo i Holly Boland, służącą w amerykańskiej armii, z Włoch do Chorwacji sprawiają, że kobiety zaprzyjaźniają się ze sobą. Razem zamieszkują. Niestety dobre stosunki nie trwają zbyt długo, a po przyjaźni nie ma już wkrótce niemal śladu. Psują się również relacje pomiędzy Kat a pułkownikiem Piolą, do tego...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-10-09
2015-03-18
Detektyw Clara Vidalis bezwzględnie rozprawia się z przestępczością na ulicach Berlina. Zaledwie kilka dni temu udało się jej i jej kolegom po fachu w końcu złapać psychopatycznego mordercę, który z zimną krwią zabijał młode kobiety. Sukces policji jest ogromny. Zdaje się też, że w końcu policjanci będą mogli chwilę odpocząć i złapać oddech przed kolejnymi zadaniami.
Spokój nie trwa jednak długo. Zaledwie kilka dni później detektyw Vidalis otrzymuje kopertę zaadresowaną na jej nazwisko. W środku znajduje się płyta CD. Gdy policjanci włączają zarejestrowane na niej nagranie, zupełnie nie są przygotowani na to, co prezentuje film. Potwornie przerażona młoda kobieta mówi do nagrywającej ją kamery, że nie jest pierwsza, ani ostatnia, a zaraz potem zamaskowany mężczyzna podcina jej gardło. Początkowy szok, szybko zmienia się w działania skierowane na odnalezienie dziewczyny. Gdy policjanci wkraczają do jej mieszkania, zupełnie nie spodziewają się widoku, jaki na nich czeka. Okazuje się, że dziewczyna faktycznie nie żyje od sześciu miesięcy a jej ciało morderca zmumifikował. Nikt nie zwrócił uwagi, że dziewczyna nagle zniknęła. Nikogo ta śmierć nie obeszła, bo w wirtualnym świecie portali społecznościowych ktoś nadal posługiwał się jej profilem. W momencie zaś odkrycia zwłok przez policję ogłosił jej śmierć.
Na miejscu zbrodni zostają odnalezione ślady, które mogą przyczynić się do złapania mordercy. Kiedy jednak okazuje się, że to trop całkowicie fałszywy, prowadzący nie do sprawcy a do kolejnej ofiary, policjanci nie mają już żadnych wątpliwości, że mają do czynienia z kolejnym seryjnym mordercą, w dodatku niezwykle inteligentnym i potrafiącym w perfekcyjny sposób korzystać z najnowszych technologii. Nie bez znaczenia jest również fakt, że wszelkie informacje o zbrodniach trafiają wprost do detektyw Clary Vidalis. To z nią, a nie kim innym, morderca chce nawiązać swoistą więź. To ona ma być świadkiem jego sukcesu. Co łączy berlińską policjantkę z bezimiennym seryjnym mordercą?
Czytaj więcej na http://www.krzywaprosta.pl/2015/03/25/nie-masz-fb-nie-istniejesz-ciecie/
Detektyw Clara Vidalis bezwzględnie rozprawia się z przestępczością na ulicach Berlina. Zaledwie kilka dni temu udało się jej i jej kolegom po fachu w końcu złapać psychopatycznego mordercę, który z zimną krwią zabijał młode kobiety. Sukces policji jest ogromny. Zdaje się też, że w końcu policjanci będą mogli chwilę odpocząć i złapać oddech przed kolejnymi...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10-20
Czasami kłamię to powieść autorstwa Alice Feeney, która tak mocno mnie wciągnęła, że nie pozwoliłam sobie na sen, dopóki nie dotarłam do końca książki. Po drodze zaś przeżyłam sporą dawkę totalnych zwrotów akcji, które sprawiały, że nie wiedziałam, co w końcu mam myśleć. Autorka zbudowała bowiem zawiłą, pokrętną wręcz historię, namieszała totalnie w klasycznym pojmowaniu dobra i zła, a u kresu powieści pozostawiła czytelnika dość mocno poruszonego, wręcz wstrząśniętego. Przeżyłam z książką prawdziwy rollercoaster uczuć. Mój sposób patrzenia na główną bohaterkę i jej historię zmieniał się wielokrotnie. Raz darzyłam ją sympatią i współczuciem, raz wprost jej nie cierpiałam. Na końcu… straciłam pewność, co jest prawdą a co kłamstwem.
Trzeba przyznać, że Alice Feeney potrafi budować napięcie i odpowiednio dawkować je swemu czytelnikowi. Polecam.
Czasami kłamię to powieść autorstwa Alice Feeney, która tak mocno mnie wciągnęła, że nie pozwoliłam sobie na sen, dopóki nie dotarłam do końca książki. Po drodze zaś przeżyłam sporą dawkę totalnych zwrotów akcji, które sprawiały, że nie wiedziałam, co w końcu mam myśleć. Autorka zbudowała bowiem zawiłą, pokrętną wręcz historię, namieszała totalnie w klasycznym pojmowaniu...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-02
Travis jest jeszcze bardzo młodym człowiekiem. Dopiero co przekroczył dwudziesty rok życia. Niestety już cztery lata wcześniej musiał porzucić beztroskę towarzyszącą jego rówieśnikom. Wtedy bowiem na świat przyszła jego córka Bella. Robin, matka dziecka, zrzekła się do niej praw rodzicielskich. Travis nie chciał jednak, by dziewczynkę wychowywali obcy ludzie. Walczył o opiekę nad nią i zwyciężył. W tym samym momencie musiał jednak porzucić marzenia o studiach i rozpocząć dorosłe życie. Na szczęście mógł liczyć na pomoc swojej matki. Cztery lata później wiódł życie w miarę ustabilizowane. Był budowlańcem i na szczęście, w czasach szalejącego kryzysu, pracował.
Pewnego dnia dochodzi jednak do nieszczęśliwego wypadku. Dom, w którym mieszkał Travis z Bellą i swoją matką zostaje doszczętnie strawiony przez pożar. Matka Travisa ginie. Na szczęście, przed śmiercią udaje się jej uratować malutką Bellę. Przez pewien czas Travis wraz z córką mieszkają u ludzi z kościoła matki mężczyzny. Gościnność ta ma jednak swe granice. Travis przenosi się wraz z córką do wynajętej przyczepy kempingowej. Nie wie jednak na jak długo starczy mu pieniędzy, by utrzymać i to skromne miejsce zamieszkania. Traci bowiem pracę, a na nową nie ma żadnych widoków... Wkrótce poznaje Savannah, która mówi mu o dobrze płatnej pracy u znajomego w Raleigh. Gdy wraz z Bellą przybywają do nieznanego im dotąd miejsca szybko okazuje się, że praca, którą miałby wykonywać Travis niewiele ma wspólnego z przedstawioną przez Savannah propozycją i może w szybkim czasie zaprowadzić go do więzienia. Co jednak ma zrobić samotny ojciec bez środków do życia? Jak zapewnić byt córce i nie pozwolić, by odebrała ją opieka społeczna? Czy w tak trudnej sytuacji znajdą się ludzie, którzy wyciągną do nich pomocną dłoń? A Robin, matka dziewczynki?
„Dobry ojciec” Diane Chamberlain to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki. Do tej pory sporo słyszałam dobrego o książkach pisarki. Chciałam zatem sama się przekonać czy przypadną mi do gustu. Diane Chamberlain to autorka powieści obyczajowych. Wśród tytułów jej książek, które ukazały się na polskim rynku wydawniczym znajdziemy m.in. „Prawo matki”, „Kłamstwa”, „Zatoka o północy” czy „W słusznej sprawie”.
Przyznam, że książka „Dobry ojciec” wzbudziła mój duży entuzjazm zanim rozpoczęłam jej lekturę i trwał on w najlepsze, gdy w końcu książka trafiła w moje czytelnicze ręce. Po pierwsze historia ukazana w książce Diane Chamberlain jest niebanalna i w dodatku opowiedziana z perspektywy trzech narratorów. Poruszony w powieści temat również jest ciekawy. Pytanie postawione przez pisarkę jako główny motyw powieści zaś ważne i trudno na nie udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Jak daleko posunie się rodzic, by zapewnić byt swemu dziecku? Co jesteśmy w stanie zrobić dla osoby, którą kochamy?
Diane Chamberlain pisze pięknie i mądrze. Skłania do refleksji i zadania sobie pytania co byśmy zrobili na miejscu bohaterów powieści. Czy postąpilibyśmy tak samo? Jak wiele byśmy zaryzykowali? Co jesteśmy w stanie poświęcić?
Autorka na kartach powieści zgłębia również temat utraty dziecka i przeżywania przez rodziców żałoby. Ukazuje jak trudna i bolesna dla rodziców jest śmierć dziecka i jak skomplikowany i długotrwały jest powrót do życia i nie poddanie się skrajnej rozpaczy.
Sporo się w „Dobrym ojcu” dzieje. Do końca nie wiemy czy ta historia będzie miała szczęśliwe zakończenie, choć cały czas mamy taka nadzieję. I kibicujemy bohaterom powieści, którzy z łatwością zyskują naszą czytelniczą sympatię.
Jedynym dla mnie minusem powieści była ogromna naiwność tytułowego ojca - Travisa i to jak łatwo dał się zwieść mętnym obietnicom i wpędzić w prawdziwe tarapaty. Chociaż z drugiej strony trzeba mieć na uwadze, że to człowiek bardzo młody, w dodatku ze sporym bagażem obciążeń na głowie.
Polecam zatem gorącą powieść Diane Chamberlain „Dobry ojciec”.
Travis jest jeszcze bardzo młodym człowiekiem. Dopiero co przekroczył dwudziesty rok życia. Niestety już cztery lata wcześniej musiał porzucić beztroskę towarzyszącą jego rówieśnikom. Wtedy bowiem na świat przyszła jego córka Bella. Robin, matka dziecka, zrzekła się do niej praw rodzicielskich. Travis nie chciał jednak, by dziewczynkę wychowywali obcy ludzie. Walczył o...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-25
Co byście powiedzieli na przeprowadzkę? Powiedzmy z deszczowej i chmurnej Anglii do pełnego słońca, ciepła i egzotyki Maroka? Brzmi całkiem nieźle … ale czy na pewno?
Pewnego dnia pisarz Tahir Shah postanowił, że dosyć ma angielskiej szarugi, fatalnego jedzenia i wiktoriańskich obyczajów. Czy to jest kraj, w którym chce wychowywać swe dzieci? W głębi duszy tęsknił też bardzo za kulturą swych przodków - Afgańczyków. Nie mógł jednak przeprowadzić się do Afganistanu, który cały czas szarpany jest przez nieustające walki. Wybór padł zatem na Maroko. Tam swe ostatnie dni życia spędził również dziadek Tahira. Ale znaleźć odpowiedni dom w Maroku nie jest sprawą łatwą. Po długotrwałych, bezowocnych poszukiwaniach, szczęśliwym zbiegiem okoliczności Tahir trafił na okazję zakupu domu w Casablance. Dom Kalifa, wprawdzie bardzo zniszczony i wymagający natychmiastowego remontu, miał odtąd stać się jego ijego rodziny domem. Przygotowano papiery, najbliżsi zostali wraz z dobytkiem spakowani i kiedy Tahir podpisywał dokumenty kupna swego nowego domu, w pobliżu biura notarialnego wybuchła bomba. I to był dopiero początek historii nowego życia Tahira, Rachany, Ariany i małego Timura w Domu Kalifa. Czy Tahir, mieszkaniec do tej pory Europy Zachodniej, przywyknie do nowego stylu życia jakie w całej swej okazałości proponuje mu Maroko, w którym na porządku dziennym są przesądy, czary i złowrogie dżiny, a ludzie całkowicie podporządkowują swe życie kulturze i wierzeniom swych przodków? Czy wytrwa i czy wybór jakiego dokona stanie się najlepszym z możliwych?
„Dom Kalifa. Rok w Casablance” to zapis przeżyć autora Tahir'a Shah'a po przeprowadzce wraz z rodziną do Domu Kalifa położonego Casablance, w Maroku. To książka, którą przepełnia po brzegi zarówno dobry humor, jak i spora dawka refleksji nad życiem. Mamy tu codzienne zmagania autora nie tylko z marokańską biurokracją, marokańskimi rzemieślnikami czy tzw. złotymi rączkami, ale też z całym oceanem wierzeń, przesądów i zabobonów. Tahir Shah trafił bowiem nie tylko do innego kraju, trafił wprost do zupełnie innego kulturowego tygla. Mimo, że z uwagi na swe pochodzenie a także pochodzenie swej żony, bliżej mu jednak do kultury marokańskiej niż np. przeciętnemu Brytyjczykowi z dziada pradziada, świat, w którym postanowił zbudować na nowo swój dom rodzinny całkowicie go oszałamia i niemal zwala z nóg. Staje się to przyczynkiem mnóstwa zabawnych sytuacji, w których konsternacja pisarza nad tym, na czym świat marokański stoi jest ogromna. A czytelnik tylko szerzej otwiera oczy ze zdziwienia a uśmiech nieustannie zdobi jego usta. Autor pisze zgrabnie i z polotem. Mnóstwo tu śmiechu, sporo, jak już wspomniałam, też refleksji nad tym co w życiu jest najważniejsze, co liczy się przede wszystkim. Mnóstwo tu rozważań o tym jak ważni w życiu są bliscy, rodzina.
„Dom Kalifa. Rok w Casablance” to przede wszystkim opowieść o zderzeniu Europejczyka z całkowicie odmienną kulturą Maroka. Ta odmienność kulturowa oszałamia zarówno w momencie wielkich świąt, jak i w życiu codziennym. Słowami autora poznajemy Maroko, jego mieszkańców, a także marokańską sztukę czy kuchnię. Tahir Shah pisze barwnie i wciąga czytelnika całkowicie w marokański świat pełen światła, barw i nieodłącznych dżinów. Sprawia to, że książkę, choć sporych rozmiarów, czyta się błyskawicznie i zdziwienie budzi fakt, że następuje tak szybko koniec. Tahir Shah całkowicie mnie oczarował. Zaczarowało mnie również Maroko, aczkolwiek chyba nie zdecydowałabym się zamieszkać w nim na stałe...
Co byście powiedzieli na przeprowadzkę? Powiedzmy z deszczowej i chmurnej Anglii do pełnego słońca, ciepła i egzotyki Maroka? Brzmi całkiem nieźle … ale czy na pewno?
Pewnego dnia pisarz Tahir Shah postanowił, że dosyć ma angielskiej szarugi, fatalnego jedzenia i wiktoriańskich obyczajów. Czy to jest kraj, w którym chce wychowywać swe dzieci? W głębi duszy tęsknił też...
2015-03-04
Czy istnieje dziecko, które w którymś momencie nie poprosi swego rodzica o zwierzątko? Pół biedy jeśli chodzi o psa, kota, chomika, tchórzofretkę, króliczka miniaturkę, świnkę morską czy rybki. Po przemyśleniu sprawy, rozważeniu wszystkich za i przeciw, gdy wiek dziecka na to pozwala a my godzimy się z powiększeniem naszego stada domowego o kolejnego członka, można się na psa, kota, chomika, itd. zgodzić. Często jest to przecież decyzją dobrą, pozytywnie wpływa na rozwój dziecka, uczy odpowiedzialności, empatii, systematyczności, organizacji. Co jednak, gdy dziecko prosi np. o zabranie z lasu wiewiórki, sarenki, niedźwiedzia brunatnego … ok. może niedźwiadka brunatnego albo choćby żaby z pobliskiego stawu? Jak wyperswadować dziecku zwierzątko?
Wtedy w ramach działań mających na celu wyperswadowanie naszemu dziecku takiego nierozsądnego kaprysu, możemy podsunąć mu książkę Dzieci to koszmarne zwierzątka domowe autorstwa Petera Browna. To zabawna i bardzo pouczająca historia o niedźwiedzicy Lusi, która pewnego dnia znalazła w lesie przeuroczego chłopca, którego nazwała Piskacz i postanowiła zabrać do swego niedźwiedziego domu. Piskacz miał zostać jej ukochanym zwierzątkiem domowym. Jak to jednak bywa z dzikimi stworzeniami znalezionymi w lesie, sprawa okazała się nadzwyczaj skomplikowana….
Przyznać muszę, że prosta historyjka, oparta na klasycznym odwróceniu ról, podziałała na moją wyobraźnię. Powinna również przekonać kiedyś mojego synka. Moim zdaniem to doskonała pomoc w trudnej przecież rozmowie z dzieckiem, gdzie racjonalne argumenty zazwyczaj nie przynoszą pożądanego rezultatu.
Książeczka powinna młodemu czytelnikowi przypaść do gustu. Niewiele w niej treści, lecz to co można w niej przeczytać, zdecydowanie pobudza dziecięcą fantazję i wyobraźnię. Rodzi też sporo śmiechu. Uśmiech na dziecięcej twarzy powinny również wywołać bardzo dowcipne i ładne w swej prostocie ilustracje.
Dzieci to koszmarne zwierzątka domowe to książka zabawna, mądra i bardzo przydatna, w dodatku pięknie i solidnie wykonana. Polecam.
Czy istnieje dziecko, które w którymś momencie nie poprosi swego rodzica o zwierzątko? Pół biedy jeśli chodzi o psa, kota, chomika, tchórzofretkę, króliczka miniaturkę, świnkę morską czy rybki. Po przemyśleniu sprawy, rozważeniu wszystkich za i przeciw, gdy wiek dziecka na to pozwala a my godzimy się z powiększeniem naszego stada domowego o kolejnego członka, można się na...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-01-03
Kiedy spotykam się z prawdziwym arcydziełem literatury światowej po prostu zapiera mi dech. Lektura jest wówczas niemal uświęconym rytuałem a każda strona książki traktowana z pełnym namaszczeniem. Kiedy obcuję z prawdziwym dziełem, wówczas mój czas i przestrzeń stają się wyłącznie prywatną strefa autora, który zabiera mnie do swej opowieści. Czytam nieśpiesznie, kontemplując każde słowo, by przekaz zawarty na kartach książki zagnieździł się w moim umyśle i już na zawsze poruszył i odmienił moje myśli i uczucia.
„Jane Eyre. Autobiografia” to bodaj najsłynniejsza z powieści niezwykłej, jedynej w swoim rodzaju autorki jaką była Charlotte Brontë. To opowieść o młodej dziewczynie, która we wczesnym dzieciństwie osierocona przez obojga rodziców szczęśliwym trafem odnajduje schronienie w domu brata swej zmarłej matki. Szczęście jednak nie trawa zbyt długo. Wuj umiera a pieczę nad dziewczynką przejmuje okrutna, zimna i bezwzględna ciotka Pani Reed. Od tej pory życie Jane Eyre pozbawione jest tak zwyczajnych i potrzebnych każdemu, zwłaszcza osieroconemu dziecku ciepła, troski i miłości. Jane Eyre staje się jedynie przeszkodą, niechcianym elementem rzeczywistości, który żeruje na rodzinnej uprzejmości, dając w zamian jedynie niewdzięczność, krnąbrność i nieposłuszeństwo. Tak widzi to okrutna i pozbawiona skrupułów Pani Reed. Wobec zimna, obojętności i braku troski Jane Eyre się buntuje. Czym jednak jest bunt dziecka wobec obojętności dorosłego?
Znajduje się, zdawać by się mogło, jednak szczęśliwe dla każdej ze stron rozwiązanie. Jane Eyre zostaje wysłana do szkoły. Szkoła okazuje się również miejscem zimnym i nieprzyjaznym dla potrzebującego troski i opieki dziecka. Niewielu nauczycieli troska się losem swych podopiecznych. Dzieci narażone są nie tylko na niedożywienie i nękające je choroby, lecz również na obojętność dorosłych na ich krzywdy i niesprawiedliwości. Dyrektor szkoły jest najokrutniejszy spośród nich. Jego serce jest zimne niczym głaz. W zwyczajnym dziecięcym zachowaniu odnajduje jedynie złe serce, niewdzięczność i grzech.
Jane Eyre jest jednak wytrwała i uparta. Potrafi znieść najgorsze a całe zło, które ją spotyka tylko ja wzmacnia. Mała uparta dziewczynka wyrasta na mądrą, odważną kobietę, w której tli się jednak tęsknota za ludzka serdecznością, opieką, troską i miłością. Samotność stała się jej najlepszą przyjaciółką, lecz przecież nikt nie zdoła całego życia przeżyć w osamotnieniu.
Szczęśliwym trafem zatrudnia się jako nauczycielka małej Adelki w domu Pana Edwarda Rochestera. Tu odnajduje sympatię ze strony osób wraz z nią dla pana domu pracujących, serdeczne przywiązanie małej Adelki i wspaniałego przeciwnika słownych utarczek w osobie samego gospodarza. Czy Jane Eyre może teraz w końcu zacząć marzyć o miłości? Zwłaszcza, że stara posiadłość skrywa przerażającą tajemnicę...
„Jane Eyre. Autobiografia” autorstwa Charlotte Brontë to wspaniała opowieść o czasach, w których przyszło żyć samej pisarce. To genialny obraz życia codziennego, panujących stosunków społecznych i królujących obyczajów. Charlotte Brontë czerpie ze swej współczesności pełnymi garściami, wiernie ukazując miniony już czas i XIXwieczną Anglię. Autorka czerpie inspirację ze swego i swej rodziny życia. Doświadczenia, sukcesy i porażki, radości i cierpienia przelewa na karty powieści w pełnych emocji słowach. Pisze barwnie a jednocześnie bez ubarwień. Jest wierna sobie i epoce, w której przyszło jej żyć.
Powieść Charlotte Brontë wzbudziła ogromne zainteresowanie i gwałtowne emocje w momencie, gdy ukazała się po raz pierwszy. Niesłabnące emocje budzi i we współczesnym czytelniku. Trudno przejść obojętnie wobec tylu znaczących słów, które traktują o dojmującym wręcz cierpieniu, samotności i tęsknocie za ciepłem ze strony drugiego człowieka. Wszystkie uczucia przekazane na kartach książki uczucia są namacalne, są prawdziwe.
Jednocześnie trudno nie patrzeć z podziwem na siłę i hart ducha kruchej w gruncie rzeczy Jane Eyre. „Jane Eyre. Autobiografia” to bowiem powieść również o sile charakteru, odwadze w stawianiu czoła niepowodzeniom, umiejętności radzenia sobie w beznadziejnych sytuacjach. Duch w człowieku nie może się ugiąć, nie może przestać walczyć, nie może porzucić wszelkiej nadziei.
Warto sięgnąć po tę książkę, warto sięgnąć po jakąkolwiek książkę autorstwa Charlotte Brontë i spotkać się z jej geniuszem.
Kiedy spotykam się z prawdziwym arcydziełem literatury światowej po prostu zapiera mi dech. Lektura jest wówczas niemal uświęconym rytuałem a każda strona książki traktowana z pełnym namaszczeniem. Kiedy obcuję z prawdziwym dziełem, wówczas mój czas i przestrzeń stają się wyłącznie prywatną strefa autora, który zabiera mnie do swej opowieści. Czytam nieśpiesznie,...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-07-15
Elmer to najniezwyklejszy ze wszystkich słoni na świecie, słoń w kratkę kolorową wszystkimi, a nawet więcej niż wszystkimi, kolorami tęczy.
Pewnego dnia Elmer i jego równie niezwykły kuzyn Wilbur, słoń w kratkę czarno-białą, przechadzali się się pośród innych słoni. Wtedy właśnie nadleciał ptak i zawołał Elmera i Wilbura, by prędko pobiegli do Dziadka Eldo, kolejnego niezwykłego i kolorowego słonia, gdyż ten miał dla nich nie lada zadanie. Poprosił, by odprowadzili do stada Różę, śliczną, małą słonicę ... niezwykłą, bo bardzo nieśmiałą i w dodatku zupełnie różową słonicę.
Różowa Róża "oblewa się rumieńcem od stóp do głów, albo czasami od samej głowy aż po stopy, ale nigdy od końca ogona po koniuszek trąby."
Wyruszyli zatem Elmer, Wilbur i Róża śladami, które słonie ze stada maleńkiej różowej słonicy pozostawiły. Po drodze słonie bawiły się radośnie i urządzały wyścigi. Spotkały też zwykłego, szarego słonia jakich na świecie jest bez liku. Ku zdziwieniu Elmera i Wilbura Różyczka uznała go jednak za niezwykłego. Zagadka miała się wkrótce wyjaśnić. Gdy słoniowi podróżnicy dotarli w końcu do stada Róży, okazało się, że wszystkie te słonie są ... Zgadnijcie!
"Elmer i Róża" Davida McKee to książeczka, która wywołała mój całkowity zachwyt. Jest to bardzo mądra opowieść o tym, że każdy na świecie jest niezwykły, niepowtarzalny i bardzo ważny. Te istotne treści przekazane są w sposób, który bez trudu dotrze do małego czytelnika. Dziecko nie tylko zachwyci się opowieścią o niezwykłym słoniu i jego wesołej przygodzie. Każda karta książki wypełniona jest piękną, barwną i radosną ilustracją, która oczaruje każdego szkraba. Wszystko to sprawia, że opowieść o Elmerze i jego przyjaciołach czyta się z przyjemnością a dziecko chce wracać do barwnego i mądrego świata niezwykłego słonia w kratkę.
Elmer to najniezwyklejszy ze wszystkich słoni na świecie, słoń w kratkę kolorową wszystkimi, a nawet więcej niż wszystkimi, kolorami tęczy.
Pewnego dnia Elmer i jego równie niezwykły kuzyn Wilbur, słoń w kratkę czarno-białą, przechadzali się się pośród innych słoni. Wtedy właśnie nadleciał ptak i zawołał Elmera i Wilbura, by prędko pobiegli do Dziadka Eldo, kolejnego...
Marysia to rezolutna dziewczynka. Bardzo lubi odgrywać scenki z udziałem księżniczek, dzielnych rycerzy i smoków. Sama jednak nigdy nie chce wcielać się w rolę przerażonej, czekającej na ratunek z rąk dzielnego śmiałka księżniczki. Marysia zdecydowanie bardziej woli być smokiem i pożerać kolejnych dzielnych rycerzy, pozostawiając po sobie … i po nich … kolejne kościotrupki. Dziwi się mama, dziwi się tata, najbardziej chyba jednak dziwi się babcia, że jej śliczna wnuczka nie chce być piękną niewiastą czekającą w wieży na ratunek… Nie dziwi się za to dziadek … a właściwie cieszy się z przydzielonej roli, bo w końcu może sobie spokojnie odpoczywać na dywanie i smacznie chrapać. A dlaczego Marysia nie chce być księżniczką?
Bo smoki są mądre … a księżniczki tylko ładne… i mają bardzo nudne zajęcia … Gdy jednak Marysia w końcu odkrywa, że również jest ładna, wówczas postanawia, że koniec z byciem smokiem … Od teraz Marysia będzie … A zresztą … sami się przekonajcie.
Grzegorz Kasdepke to pisarz, który nie zawiódł do tej pory ani mnie ani mojego dziecka. Na jego książki i ich bohaterów zawsze możemy liczyć, bo nas rozbawią, zaciekawią i czegoś dobrego i potrzebnego nauczą. I tak jest i tym razem. A ja nie chcę być księżniczką to książka mądra, pokazująca właśnie, że inteligencja, mądrość są najważniejsze i nawet jeśli ma się śliczną buzię, to nie trzeba od razu uważać się za pępek świata, u którego stóp leży ów cały świat. To książka nafaszerowana potężną dawką humoru, który z pewnością przypadnie do gustu i dzieciom i ich rodzicom. Opowieść jest prosta, zabawna, z elementem zaskoczenia, w pełni zrozumiała dla młodego czytelnika. Kolejnym jej atutem, który po prostu przykuł do niej mojego syna, są wspaniałe, barwne, po prostu piękne i do tego niepozbawione humoru ilustracje. Całość zaś zamknięta została w twardej, wytrzymałej oprawie. Mój syn nie może się od lektury oderwać … A przecież to książka o księżniczce … nie … bardziej o mądrym smoku.
Marysia to rezolutna dziewczynka. Bardzo lubi odgrywać scenki z udziałem księżniczek, dzielnych rycerzy i smoków. Sama jednak nigdy nie chce wcielać się w rolę przerażonej, czekającej na ratunek z rąk dzielnego śmiałka księżniczki. Marysia zdecydowanie bardziej woli być smokiem i pożerać kolejnych dzielnych rycerzy, pozostawiając po sobie … i po nich … kolejne kościotrupki....
więcej Pokaż mimo to