-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński13
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać347
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2013-12-06
2016-10-14
Dużo Thorgala w tych niethorgalowych zeszytach... Zaczynają się te cykle poboczne coraz bardziej przenikać z cyklem głównym; Król Uzdrowiciel, na przykład.
Scenariusz świetny, skomplikowany, wielowarstwowy, trzeba zmarszczyć mózgownicę, żeby dostrzec pewne niuanse. Rzecz dzieje się w tym samym czasie co "Statek miecz" głównego wątku, a nawet go czasami wyprzedza.
Co ciekawe: jest zima; Thorgal w tym samym czasie jest opatulony w czapę i kapotę, a Kriss? Kriss w samym biustonoszu i pelerynce z gołym brzuchem. Ech, twarda z niej sztuka.
Dużo Thorgala w tych niethorgalowych zeszytach... Zaczynają się te cykle poboczne coraz bardziej przenikać z cyklem głównym; Król Uzdrowiciel, na przykład.
Scenariusz świetny, skomplikowany, wielowarstwowy, trzeba zmarszczyć mózgownicę, żeby dostrzec pewne niuanse. Rzecz dzieje się w tym samym czasie co "Statek miecz" głównego wątku, a nawet go czasami wyprzedza.
Co...
2012-11-26
Dla mnie, nawiązując do głównego cyklu, najważniejsze znaczenie ma strona 43, kiedy Sigurd pyta się o płeć dziecka Kriss, ale słyszy odpowiedź "jakie to ma teraz znaczenie...". Natomiast w następnym kadrze włącza się narrator stawiając pytanie retotyczne: "...jakie to ma teraz znaczenie?..." Tak jak mówię, w nawiązaniu do głównego cyklu - ogromne. :)
Edit 2022: Może dla scenarzysty Sente ogromne, ale jak już przestał być scenarzystą wszyscy fakt płci pierwszego dziecka Kriss olali. A przecież wiadomo z tego tomu, ze był to chłopiec, i wiadomo również, ze reinkarnacja Kahaniela - władcy Czerwonych Magów - miała być w pierwszym męskim potomku. Zatem Aniel, syn Kriss i Thorgala, jest drugim potomkiem. I dupa.
Dla mnie, nawiązując do głównego cyklu, najważniejsze znaczenie ma strona 43, kiedy Sigurd pyta się o płeć dziecka Kriss, ale słyszy odpowiedź "jakie to ma teraz znaczenie...". Natomiast w następnym kadrze włącza się narrator stawiając pytanie retotyczne: "...jakie to ma teraz znaczenie?..." Tak jak mówię, w nawiązaniu do głównego cyklu - ogromne. :)
Edit 2022: Może dla...
2012-11-26
Świetny pomysł z rozgałęzieniem głównego wątku. Moim zdaniem rysunki nie są tak dobre jak Rosińskiego, ale to nie przeszkadza. Ten zeszyt można czytać po tomie 30. głównego wątku "Ja, Jolan".
Świetny pomysł z rozgałęzieniem głównego wątku. Moim zdaniem rysunki nie są tak dobre jak Rosińskiego, ale to nie przeszkadza. Ten zeszyt można czytać po tomie 30. głównego wątku "Ja, Jolan".
Pokaż mimo to2013-12-07
W pogoni za Czerwonymi Magami Thorgalowi udało się dotrzeć do Bag Dadhu. O podróży do tego miasta traktuje ten komiks. A raczej o jej drugiej części, bo część pierwsza podróży to "Statek Miecz". Dużo w tej historii szpiegowania, spisków i tajemnic. Thorgal daje się omamić tajemniczej Salumie. Ale wokół dzieje się bardzo dużo; Czerwoni Magowie chcą odzyskać swojego mistrza; kalif Bag Dadhu jest truty przez swojego najlepszego doradcę; szpiedzy sułtana są wszędzie i o wszystkim donoszą mu za pomocą gołębi i orłów(?). Do czegoś to wszystko doprowadzi, ale zapewne dowiemy się o tym później.
Thorgal w tym wszystkim jest głównym elementem, ale nie centralną postacią. Utyskiwałem na postępowanie Aaricii w zeszycie "Louve. Królestwo chaosu", ale tutaj Thorgal robi to samo. Niepojęte. Ale może nie ma co dziwić się Thorgalowi?; oczy Salumy potrafią ściąć krew w żyłach każdemu mężczyźnie....
Rysunki Rosińskiego powalają.
Edit 2022: Po ponownej lekturze widać ile tu mankamentów i niedopracowań fabularnych.
W pogoni za Czerwonymi Magami Thorgalowi udało się dotrzeć do Bag Dadhu. O podróży do tego miasta traktuje ten komiks. A raczej o jej drugiej części, bo część pierwsza podróży to "Statek Miecz". Dużo w tej historii szpiegowania, spisków i tajemnic. Thorgal daje się omamić tajemniczej Salumie. Ale wokół dzieje się bardzo dużo; Czerwoni Magowie chcą odzyskać swojego mistrza;...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12-04
Przeczytałem ten komiks po raz drugi (2013 r.) i stwierdzam, że jest super. W starym stylu; jest napięcie (zdążyć na statek), są świetne rozwiązania scenariuszowe (wydobycie skrzyni, atak rabusiów), pojawiają się starzy bohaterowie, no i jest tajemnica. A wszystkim rządzi zima. Brawo.
Po trzecim przeczytaniu (2022 r.) odejmuję jedną gwiazdkę z poprzedniej oceny.
Przeczytałem ten komiks po raz drugi (2013 r.) i stwierdzam, że jest super. W starym stylu; jest napięcie (zdążyć na statek), są świetne rozwiązania scenariuszowe (wydobycie skrzyni, atak rabusiów), pojawiają się starzy bohaterowie, no i jest tajemnica. A wszystkim rządzi zima. Brawo.
Po trzecim przeczytaniu (2022 r.) odejmuję jedną gwiazdkę z poprzedniej oceny.
2013-02-10
Chandler wiecznie żywy! Kolejny polski kryminał i kolejne nawiązanie do Chandlera:
"Wykręcił numer do połowy, kiedy do jego gabinetu ktoś wszedł. Była to Jadwiga Telak. Jak zwykle smutna, jak zwykle elegancka, jak zwykle w pierwszym momencie bezbarwna, a po chwili robiąca oszałamiające wrażenie. Kiedy wyciągnęła z torebki papierosa, o mało nie parsknął śmiechem. Jak to szło? i ze wszystkich zawszonych biur wszystkich niedopłacanych prokuratorów tego zepsutego miasta, ona musiała przyjść akurat do mnie."
Tę książkę po raz pierwszy przeczytałem 6 lat temu. Odświeżyłem sobie ją, bo chcę się zabrać za drugą część przygód prokuratora Szackiego. Wrażenia mam te same: rewelacyjny polski kryminał, napisany ze świeżością, bez kompleksów, światowy poziom. Zasłużenie "Uwikłanie" w 2008 roku dostało Nagrodę Wielkiego Kalibru za najlepszą kryminalistyczną polską powieść.
Chandler wiecznie żywy! Kolejny polski kryminał i kolejne nawiązanie do Chandlera:
"Wykręcił numer do połowy, kiedy do jego gabinetu ktoś wszedł. Była to Jadwiga Telak. Jak zwykle smutna, jak zwykle elegancka, jak zwykle w pierwszym momencie bezbarwna, a po chwili robiąca oszałamiające wrażenie. Kiedy wyciągnęła z torebki papierosa, o mało nie parsknął śmiechem. Jak to...
2013-05-09
Urzekła mnie ta książka. Niby nic szczególnego się w niej nie dzieje; różne miejsca akcji - często nie powiązane ze sobą, dużo postaci, rozmawiają ze sobą, polują, walczą, kochają – żyją; ale ma to taką siłę, że im bardziej wsiąkałem w książkę, tym chciałem jeszcze i jeszcze… a atmosfera coraz bardziej robiła się gęstsza.
Siła fantastyki ma źródło mocy w realności. Arcydzieła fantastyczne bazują na prawdziwości bohaterów i realności ich motywów działania, scenografia może być dowolna na ile wyobraźnia autora pozwoli. Tutaj mamy szereg różnorakich postaci, ale każda jest prawdziwa, czyli ludzka; zły nie zawsze jest zły, dobry nie zawsze jest dobry, a niezłomny może być złamany. Losami bohaterów często rządzi przypadek. Nie wiemy, co czai się za kolejną stroną, jak w normalnym życiu za kolejnym dniem. Niezłomni herosi mogą być ukąszeni przez kleszcza i umrzeć na zapalenie opon mózgowych.
Jestem zauroczony, bo tu nie ma prostych odpowiedzi, czarno białych postaci, a przygoda wcale nie musi skończyć się szczęśliwie.
Urzekła mnie ta książka. Niby nic szczególnego się w niej nie dzieje; różne miejsca akcji - często nie powiązane ze sobą, dużo postaci, rozmawiają ze sobą, polują, walczą, kochają – żyją; ale ma to taką siłę, że im bardziej wsiąkałem w książkę, tym chciałem jeszcze i jeszcze… a atmosfera coraz bardziej robiła się gęstsza.
Siła fantastyki ma źródło mocy w realności....
2013-08-06
Ciekawe przedstawienie pracy polskiego profilera. Dużo opisanych spraw kryminalnych, które dzięki niemu zostały rozwiązane. Doszedłem do wniosku, że praca profilera to jest strasznie nudne, nużące i monotonne zajęcie. Praktycznie wszystkie czynności, niezależnie od rodzaju sprawy, które trzeba wykonać, są takie same. I prawie zawsze wychodzi (przynajmniej w tej książce), że sprawca był mało inteligentny, słaby emocjonalnie, sfrustrowany, o wykształceniu zawodowym, itp. Wydaje mi się, że zabrakło w tej książce iskry, takiej jakie ma np.: "Stulecie detektywów". Ze "Zbrodni niedoskonałej" dowiedziałem się suchych faktów o tym, że praca policji i profilera choć żmudna i niezbyt "ścisła" (subiektywne odczucia psychologa), to jednak daje wymierne owoce i potrafi zawęzić grono podejrzanych. Ale zabrakło tego pierwiastka specjalnie dla czytelnika, czyli żeby się czytało. Może za dużo analizy psychologicznej sprawców i ofiar, jak dla mnie, a za mało emocji w dojściu do prawdy...
Ciekawe przedstawienie pracy polskiego profilera. Dużo opisanych spraw kryminalnych, które dzięki niemu zostały rozwiązane. Doszedłem do wniosku, że praca profilera to jest strasznie nudne, nużące i monotonne zajęcie. Praktycznie wszystkie czynności, niezależnie od rodzaju sprawy, które trzeba wykonać, są takie same. I prawie zawsze wychodzi (przynajmniej w tej książce), że...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-02-22
Wybitna książka. Jeden z najlepszych polskich kryminałów. Miłoszewski nie pisze dużo, ale jak już napisze to czapki z głów. Zasłużenie autor dostał za tę książkę Nagrodę Wielkiego Kalibru w 2012 r. Zresztą podobnie jak za poprzednią swoją książkę. To już jest swego rodzaju ewenement. Taki Marek Krajewski, który popełnił o wiele wiele więcej kryminałów niż Miłoszewski, Nagrodę WK dostał tylko raz, a poza tym nawet nie był do niej nominowany.
Druga część przygód prokuratora Szackiego jest moim zdaniem jeszcze lepsza od pierwszej. Szacki się trochę pogubił w życiu i stał się bardziej zgryźliwy. Zdarza mu się popłakać, ale raczej nie do poduszki, tylko np. nad odgrzaną w mikrofali pizzerką. Mimo wszystko jest to prawdziwy facet z krwi i kości, a nie jakiś ciamciaramcia. Na każdej stronie coś się dzieje. Cytatami można sypać jak z rękawa. Przytoczę jeden z moich ulubionych. Do Szackiego w szpitalu dzwoni zaniepokojona jego była:
"- Przepraszam, ale dlaczego ja się muszę dowiadywać z paska w Polsacie, że jesteś w szpitalu?
- Przepraszam, ale prokuratura jeszcze nie kontroluje mediów. Może niedługo, jak PiS wygra następne wybory."
I jeszcze jedna rzecz mi się podobała; przedstawiony i opisany antysemityzm i stosunki polsko - żydowskie. Autor zrobił to w mistrzowski sposób, i za to największe gratulacje.
Wybitna książka. Jeden z najlepszych polskich kryminałów. Miłoszewski nie pisze dużo, ale jak już napisze to czapki z głów. Zasłużenie autor dostał za tę książkę Nagrodę Wielkiego Kalibru w 2012 r. Zresztą podobnie jak za poprzednią swoją książkę. To już jest swego rodzaju ewenement. Taki Marek Krajewski, który popełnił o wiele wiele więcej kryminałów niż Miłoszewski,...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-11-04
Ta książka to próba zgłębienia zła. Próba jego wyjaśnienia albo zrozumienia. Książka o tym, że zło istniało zawsze i zawsze będzie istnieć, póki istnieje człowiek. Taki Rudolf Höss, kupiec Alí Bahr, czy inkwizytor Mikołaj Eymeric, chociaż żyli w odległych od siebie czasach, to ta sama osoba, to to samo zło, tyle że różnymi motywami się karmiące. Ale zło nie istniałoby, gdyby nie było dobra. Więc jest też i dobro. Czasami wzniosłe, czasami zalęknione, ale jest.
Znamienną klamrą, zamknięciem tej trudnej próby zgłębienia zła jest to, że jednym z ostatnich pytań narratora, po przeżyciu całego swojego życia, w odpowiedzi na widok kierowanych do niego przez przyjaciela przeprosin, było spłoszone: „czy to jest dobre, czy złe?”
Ta książka to również pytanie, czy rządzi nami przypadek, czy przeznaczenie?
„Zarówno my wszyscy, jak i nasze uczucia, jesteśmy kurrrewskim przypadkiem. Fakty splatają się z czynami i wydarzeniami; my, ludzie, natykamy się na siebie, odnajdujemy się, nie znamy się lub ignorujemy nawzajem też przez przypadek. Przypadek jest wszystkim: a może nic nie jest przypadkiem, może wszystko zostało zaplanowane. Nie wiem, na którą koncepcję się zdecydować, bo obie są prawdziwe. A skoro nie wierzę w Boga, nie mogę też uwierzyć w uprzedni plan, czy go nazwiemy przeznaczeniem, czy jakkolwiek inaczej.”
Pytanie to zostało zadane za pomocą skrzypiec. Przedmiot, który kręci i miesza losem ludzi jak chochla zupę. Innym przedmiotem jest medalik, ale jego historię, a raczej zapewne historię ludzi, którzy się wokół niego znaleźli, możemy sobie dopowiedzieć sami.
Jednak przede wszystkim ta książka jest o miłości, przepełnia ją całą. I nic na ten temat, oprócz tego, że to było piękne. Piękne. To trzeba przeczytać, choćby tylko dla niej.
Wielowarstwowa, wielopoziomowa, jak kalejdoskop, miszmasz, jak nałożenie się kliku klisz filmowych na raz. Takie książki jak ta, czyta się tylko kilka razy w życiu. A czytało mi się bardzo dobrze, lekko, płynnie, od razu dałem się wciągnąć w specyficzną narrację i byłem zauroczony. Ta książka nie jest ani trudna, ani banalna; ma swój specyficzny smak. Nie jest ona jakimś ewenementem, odkryciem, którego trzeba się bać, jest po prostu układaniem puzzli, z którego zanim powstanie cały obrazek można cieszyć się już tym, co się do tej pory ułożyło. Momenty, wydawałoby się, lekko patetyczne i wzniosłe, zbijane są zaraz np. „kurrrewskim życiem”, koniecznie przez 3 „r”.
Książka nie daje żadnych odpowiedzi, wręcz przeciwnie, cały jej kunszt polega na tym, że to my zadajemy sobie odpowiednie pytania i to od nas zależy, czy znajdziemy na nie odpowiedzi. Jak nie teraz, to później. Jak nie później, to wcale. Jest dużo czasu na szukanie, bo książka zostaje w głowie na dobre.
Ta książka to próba zgłębienia zła. Próba jego wyjaśnienia albo zrozumienia. Książka o tym, że zło istniało zawsze i zawsze będzie istnieć, póki istnieje człowiek. Taki Rudolf Höss, kupiec Alí Bahr, czy inkwizytor Mikołaj Eymeric, chociaż żyli w odległych od siebie czasach, to ta sama osoba, to to samo zło, tyle że różnymi motywami się karmiące. Ale zło nie istniałoby,...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-04-17
Nigdy do tej pory nie czytałem tej książki. I nadal jej nie przeczytałem; wysłuchałem jej, a raczej czytającego ją pana Henryka Boukołowskiego. Doceniłem siłę audiobooka jeżdżąc w dalekie trasy samochodem.
Co jest w tej książce, że rzuca na kolana? W czym przejawia się jej geniusz? Nie wszyscy lubią fantastykę, a to jest fantastyka w najczystszej postaci. I niech się obruszają ci, którzy uważają fantastykę za literaturę drugiego sortu, a jednocześnie wzdychają z uwielbieniem do książek typu „Mistrz i Małgorzata” lub „Rok 1984”.
Geniusz tej książki objawia się w źdźble szczypiorku. Proszę przeczytać to zdanie: „Tańczyli stali bywalcy i wprowadzeni goście, moskwiczanie i przyjezdni, pisarz Johann z Kronsztadu, jakiś Witia Kuftik z Rostowa, bodajże reżyser, z fioletowym liszajem przez cały policzek, tańczyli najwybitniejsi przedstawiciele sekcji poetyckiej Massolitu, a więc: Pawianow, Bochulski, Sładki, Szpiczkin i Aldefina Buzdiak, tańczyli młodzi ludzie o nie wyjaśnionym zawodzie, ostrzyżeni na jeża, wywatowani w ramionach, tańczył jakiś wiekowy staruszek z brodą, w którą wplatało się źdźbło szczypiorku, tańczyła z nim chuderlawa, zżerana przez anemię dziewczynina w wygniecionej sukieneczce z pomarańczowego jedwabiu.”
Mógłbym tu pisać i pisać o innych dowodach jej genialności; szerokiej możliwości jej odczytywania; realistycznej jej wiarygodności; satyrze na społeczeństwo; absurdzie systemu totalitarnego; sile romantycznej miłości; książki w książce…. Ale niech zostanie to źdźbło szczypiorku w brodzie roztańczonego wiekowego staruszka…
Nigdy do tej pory nie czytałem tej książki. I nadal jej nie przeczytałem; wysłuchałem jej, a raczej czytającego ją pana Henryka Boukołowskiego. Doceniłem siłę audiobooka jeżdżąc w dalekie trasy samochodem.
Co jest w tej książce, że rzuca na kolana? W czym przejawia się jej geniusz? Nie wszyscy lubią fantastykę, a to jest fantastyka w najczystszej postaci. I niech się...
2014-04-17
Zaczyna się nam ten Thorgal rozczłonkowywać. Ale jak coś jest dobre, to może być tego więcej. Tylko, że nie jestem do końca pewien, że ten tom jest skrojony na miarę serii. Cofamy się w lata młodzieńcze Thorgala; niby fajnie, ale czytając miałem wrażenie, że pomysł i scenariusz jest stworzony na siłę i za szybko. Pełno jest nieścisłości, niedomówień i naciągnięć. Czułem się jak by ktoś chciał mnie robić w balona i sprzedać mi kit. Na przykład:
1. Pierwsze słowa na pierwszym obrazku: „Ta zima okazała się jedną z najgorszych, jakie pamiętali najstarsi wikingowie Północy. Śnieg był tak głęboki, a lód na fiordzie tak gruby, że mieszkańcy wioski od tygodni nie mogli polować, ani łowić….” A na następnych stronach pod wioskę podpływają wieloryby, a ludzie wypływają łódkami na nie zapolować, bo są głodni. No to, co z tym grubym lodem na fiordzie?
2. Slivia – Branka z Dolnej Wieży – straciła oko podczas ucieczki z niej. A tutaj pokazana jest w wieży z przepaską na oku.
3. Dziewczyna, która uratowała Thorgala. Thorgal myślał, że to chłopak, póki nie zdjęła czapki – naciągane, że mało nie pęknie. Swoją drogą, myślę, że to córka Slivii.
4. Bjorn ukazany cały czas z taką samą miną: gniew i zaciekłość. I jak szybko przekonał radę starszych do zabicia Thorgala. Mało realistyczne.
Czytało się, bo się czytało. Przeciętne.
Zaczyna się nam ten Thorgal rozczłonkowywać. Ale jak coś jest dobre, to może być tego więcej. Tylko, że nie jestem do końca pewien, że ten tom jest skrojony na miarę serii. Cofamy się w lata młodzieńcze Thorgala; niby fajnie, ale czytając miałem wrażenie, że pomysł i scenariusz jest stworzony na siłę i za szybko. Pełno jest nieścisłości, niedomówień i naciągnięć. Czułem się...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-11-01
Te opowiadania powinno się czytać po zapoznaniu się ze światem sagi Pieśni Lodu i Ognia. Dzieją się około 80-90 lat wcześniej. To, o czym saga między wierszami napomknęła jako wydarzenie z przeszłości, tutaj jest rozwinięte i opowiedziane ze szczegółami. Historie są ciekawe i emocjonujące. Bardzo interesujące uzupełnienie głównego cyklu.
Te opowiadania powinno się czytać po zapoznaniu się ze światem sagi Pieśni Lodu i Ognia. Dzieją się około 80-90 lat wcześniej. To, o czym saga między wierszami napomknęła jako wydarzenie z przeszłości, tutaj jest rozwinięte i opowiedziane ze szczegółami. Historie są ciekawe i emocjonujące. Bardzo interesujące uzupełnienie głównego cyklu.
Pokaż mimo to2013-12-01
„Zdążyć przed Panem Bogiem”.
Książkę tę czytałem pierwszy raz w liceum jako lekturę. Pamiętam jakie duże wrażenie na mnie wywarła. Dzisiaj podobnie. Jest rzeczą prawie niemożliwą wejść nam, w dzisiejszych czasach, w tamten czas. Trudno jest sobie wyobrazić getto żydowskie, a cóż dopiero to, co się za jego murami działo. Kiedy próbuję to sobie wyobrazić widzę to w czarno białych kolorach, jakbym oglądał starą kronikę filmową. No, działo się. Ludzie umarli z głodu na ulicy, codzienne transporty wagonów do Treblinki… straszne, wiadomo. Ale wejść w to i poczuć, to jest rzecz nieprawdopodobna, bo to co się działo, było tak straszne, że wręcz niemożliwe. Marek Edelman, za pośrednictwem Hanny Krall, wciąga nas w ten świat swoją nieprzeciętną osobowością. Zanurzył moją głowę pod wodę tamtych czasów i trzymał, a ja nie mogłem złapać oddechu i dusząc się patrzyłem i próbowałem zrozumieć, że zabić samemu własne dzieci, to jest dobry uczynek. Gdy puścił moją głowę, łapałem powietrze jak opętany.
„Edelman, widząc zbliżających się [niemieckich] oficerów z białymi kokardami, powiedział: ‘Strzelaj’ – i Zygmunt strzelił. Edelman jest jedynym żyjącym człowiekiem spośród tych, którzy uczestniczyli w owej scenie – w każdym razie, którzy uczestniczyli po stronie powstańców. Pytam, czy odczuwał zakłopotanie, naruszając tak typowe dla zachodnioeuropejskiej tradycji reguły wojennego ‘fair play’. Mówi, że nie odczuwał zakłopotania, ponieważ trzej Niemcy to byli dokładnie ci sami, co wywieźli już do Treblinki czterysta tysięcy ludzi, tyle tylko, że przyczepili sobie białe kokardy….”
Zygmunt, niestety, chybił.
„Hipnoza”
Różne historie miejsc związanych z Żydami i samych Żydów. Przed wojną, w czasie wojny i po wojnie.
„Profesor geologii bawił w Krakowie na międzynarodowej konferencji. Kiedy zostawał w pokoju sam choć przez chwilę, zaraz przychodzili polscy studenci, zamykali za sobą drzwi i mówili: - Tak naprawdę, panie profesorze, to jacy byli ci Polacy dla was w czasie okupacji?
Wtedy profesor opowiadał im o Siedlcach. Ukrywali się po aryjskiej stronie – matka, babcia i on – i jakaś kobieta zadenuncjowała ich na policji. Zrobiła to bezinteresownie, nawet nie zażądała nagrody. Przesłuchiwał ich policjant, o którym całe miasto wiedziało, że jest straszny i że osobiście zabija Żydów. Zamknięto ich w piwnicy. Wieczorem przyszedł ów policjant, otworzył okno i pozwolił im uciec. Przedtem wziął na ręce przyszłego profesora geologii, przeżegnał go i powiedział: ‘Niech Bóg ma cię w swojej opiece, chłopcze’.
- To teraz wiecie już, jacy byli ci Polacy podczas okupacji? – kończył profesor, ale jak tylko przechodził do innego pokoju, studenci znowu szli za nim i zamykali za sobą drzwi. Wtedy opowiadał im o przyjacielu, który z getta uciekł do partyzantki. Partyzanci zamierzali go rozwalić, ale przyjaciel powiedział:
‘Dobrze, tylko żebyście wiedzieli, kim jest moja ciocia. Mąż mojej cioci to jest Morgenthau’ (Morgenthau, sekretarz skarbu w administracji Roosevelta, był najbardziej znanym Żydem podczas wojny, poza tym było to jedynie nazwisko, jakie przyszło przyjacielowi na myśl.) ‘Jeśli tak – powiedział oficer – to pójdziemy do dowództwa’, ale na szczęście Niemcy zaatakowali oddział i przyjacielowi udało się w zamieszaniu uciec. Inni Polacy znaleźli mu kryjówkę, w której spędził resztę okupacji.
- To teraz wiecie już, jacy byli? – pytał krakowskich studentów profesor z Jerozolimy.”
"Biała Maria"
Luźno związane ze sobą historie różnych ludzi. Raczej smutne historie. Przeplatają się ze sobą, łączą; czasami poprzez ludzi, czasami poprzez miejsca, a czasami poprzez rzeczy. Część czwarta, bardziej monotematyczna, opowiada losy żołnierza wyklętego, Stanisława Sojczyńskiego, oraz jego rodziny.
„Zdążyć przed Panem Bogiem”.
Książkę tę czytałem pierwszy raz w liceum jako lekturę. Pamiętam jakie duże wrażenie na mnie wywarła. Dzisiaj podobnie. Jest rzeczą prawie niemożliwą wejść nam, w dzisiejszych czasach, w tamten czas. Trudno jest sobie wyobrazić getto żydowskie, a cóż dopiero to, co się za jego murami działo. Kiedy próbuję to sobie wyobrazić widzę to w czarno...
2013-04-06
Szare dusze i smutne dusze. Z tej książki bije ogromny smutek. Szaleje I wojna światowa we Francji, a tuż obok frontu małe miasteczko. W tymże małym miasteczku zostaje znaleziona uduszona 10 letnia dziewczynka. Policjant – narrator – bierze udział w śledztwie. Książka jest napisana z pozycji jego wspomnień o tym wydarzeniu. W ciągłym odgłosie armat frontowych w miasteczku toczy się normalne życie. Normalne? Zakłamanie, wykorzystywanie władzy, podłość, okrutny los, nieszczęśliwa miłość – to właśnie jest tam normalne w pojęciu narratora. Im bliżej końca ksiązki robi się coraz smutniej aż do kulminacji na ostatnich stronach i w ostatnim zdaniu. Lecz czyta się ją z wypiekami na twarzy. Całym sobą czytelnik próbuje jej się przeciwstawić, sprowokować coś optymistycznego, a autor ciągnie go w dół, do głębi, w najdalsze czeluście bezradności. Ludzie tu nie są czarno biali, źli, czy dobrzy – są normalni – szarzy. Zło nie płynie tylko i wyłącznie od człowieka. Złem może być również los, przypadek, albo noworodek, który zabija swoją matkę podczas porodu. Złego człowieka można próbować naprawić, walczyć z nim, lecz nie da się walczyć z losem, ze śmiercią w okopie, z nieszczęśliwą miłością, z niepojętą utratą kogoś najbliższego. Bezradność, beznadziejność, bezsilność.
„ Dobrzy ludzie odchodzą szybko. Wszyscy ich lubią, śmierć też. Tylko łajdacy są nie do zdarcia. Łajdak z reguły zdycha staro, często nawet spokojnie, we własnym łóżku”.
Szare dusze i smutne dusze. Z tej książki bije ogromny smutek. Szaleje I wojna światowa we Francji, a tuż obok frontu małe miasteczko. W tymże małym miasteczku zostaje znaleziona uduszona 10 letnia dziewczynka. Policjant – narrator – bierze udział w śledztwie. Książka jest napisana z pozycji jego wspomnień o tym wydarzeniu. W ciągłym odgłosie armat frontowych w miasteczku...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-09-27
Wyobraźnia autora nie zna granic. Tyle razy mnie zaskoczył, mimo iż się tego spodziewałem. Ale nie spodziewałem się, że pootwiera więcej furtek. Myślałem, że saga powoli będzie zbliżać się do ostatecznego rozwiązania, że coś sobie sam dopowiem, że coś będzie się samo narzucać, a tu figa z makiem. Jestem pośrodku chaosu i bezradnie rozglądam się dookoła.
Jestem pośrodku, bo zostałem wessany. Chwała autorowi!
Wyobraźnia autora nie zna granic. Tyle razy mnie zaskoczył, mimo iż się tego spodziewałem. Ale nie spodziewałem się, że pootwiera więcej furtek. Myślałem, że saga powoli będzie zbliżać się do ostatecznego rozwiązania, że coś sobie sam dopowiem, że coś będzie się samo narzucać, a tu figa z makiem. Jestem pośrodku chaosu i bezradnie rozglądam się dookoła.
Jestem pośrodku, bo...
2013-09-15
Ponad 600 stron mignęło jak bełt wypuszczony z kuszy przez Tyriona w stronę… w odpowiednią stronę.
Nadal twierdzę, że Pieśń Lodu i Ognia to jest ewenement. Autor jest geniuszem. Targa moimi emocjami jak wiatr liśćmi czardrzewa. W tym tomie mało dostałem odpowiedzi, bynajmniej - pytania się mnożą. Pojawiają się postaci, które uważałem za zmarłe. Poczynania niektórych bohaterów sprowadzają się do pytania, czy autor ma zamiar w ogóle skończyć kiedyś tę sagę? Wiem, że to jest tom pierwszy „Tańca ze smokami”, dlatego nie ma co przedłużać, idę czytać kolejny tom.
Acha, jeszcze kilka pytań, które męczą od czasu „Gry o tron”:
1. Kto jest matką Jona?
2. Co obiecał Eddard Stark swojej umierającej siostrze?
3. Co było przyczyną śmierci Lyanny?
Ponad 600 stron mignęło jak bełt wypuszczony z kuszy przez Tyriona w stronę… w odpowiednią stronę.
Nadal twierdzę, że Pieśń Lodu i Ognia to jest ewenement. Autor jest geniuszem. Targa moimi emocjami jak wiatr liśćmi czardrzewa. W tym tomie mało dostałem odpowiedzi, bynajmniej - pytania się mnożą. Pojawiają się postaci, które uważałem za zmarłe. Poczynania niektórych...
2013-12-22
„Przyjechało do niego [Marka Edelmana] kilkunastu młodych ludzi – uczniów prywatnej katolickiej szkoły średniej imienia Edyty Stein. Przyjechali aż z Gliwic, zasiedli gęsto na podłodze i zaczynają pytać. I to jak! – Pan się nie boi śmierci? A Edelman spokojnie i uważnie odpowiada, jakby wiedział, że każdym zdaniem rzeźbi w ich duszach…”
Ja się również temu poddałem i wiem, że cokolwiek bym nie napisał na temat człowieka jakim był Marek Edelman, to będzie banał.
Natomiast jego biografię czyta się z wypiekami na twarzy. Jej kręgosłupem są rozmowy autorów z Edelmanem. Prawie połowa to wspomnienia z okupacji i przedruk gazetki podziemnej, jaką getto kolportowało. (Nieprawdopodobne jest w niej to, jak trzeźwo i rzeczowo autorzy tej gazetki potrafili ocenić paskudną rzeczywistość). Pozostała część to dalsze dzieje Edelmana; jego kariera lekarska, ukazanie się „Zdążyć przed Panem Bogiem”, współpraca z KORem, Solidarnością, działalność społeczna...
Czy można czyjeś życie zmieścić w jakiejkolwiek książce? Tym bardziej życie Marka Edelmana? Daj Boziu zdrowie. Dlatego często autorzy oddają głos Edelmanowi i to, co on ma do powiedzenia, jest największą siłą tej książki.
Ale tego nie można sprowadzać tylko do siły książki. Edelman swoim życiem dał świadectwo, że można być Człowiekiem. Po prostu. I do końca.
„Przyjechało do niego [Marka Edelmana] kilkunastu młodych ludzi – uczniów prywatnej katolickiej szkoły średniej imienia Edyty Stein. Przyjechali aż z Gliwic, zasiedli gęsto na podłodze i zaczynają pytać. I to jak! – Pan się nie boi śmierci? A Edelman spokojnie i uważnie odpowiada, jakby wiedział, że każdym zdaniem rzeźbi w ich duszach…”
Ja się również temu poddałem i wiem,...
2013-12-29
CZYSTA ROBOTA.
Drugie opowiadanie Chandlera. Napisane w 1934 r. Głównym bohaterem jest prywatny detektyw Johny Dalmas. Wątek kryminalny dość skomplikowany i wydaje się, że trochę wydumany. Mało tu jeszcze Chandlera, jakiego lubię. Opis strzelaniny pod koniec opowiadania jest taki, że do końca nie zakumałem kto kogo kropnął i za co. Ale zdarzają się przebłyski: "Portier (...) miał 1,90 m wzrostu (...). Otworzył drzwi taksówki równie delikatnie, jak stara panna głaszcze kota". Albo opis lokalu: "Plama bursztynowego światła wytyczała pusty parkiet do tańca, na oko niewiele większy od dywanika w łazience gwiazdy filmowej".
GAZ SKAZAŃCÓW
Piąte opowiadanie Chandlera. Napisane w 1935 roku. Nie ma tu prywatnego detektywa. Głównym bohaterem jest Johnny De Ruse - "uczciwy hazardzista" - jak nazywa go jego kobieta Francine Ley.
Opowiadanko powoli się rozkręca i pod koniec robi się bardzo ciekawie. Ale najciekawsze są rozstania i powroty Johnnego z Francine. Jedno rozstanie (po przyłapaniu Francine na pocałunku z Georgem Dialem) tutaj przytoczę, bo to po prostu mistrzostwo świata:
"- To znaczy, że z nami koniec, Johnny?
Dźwignął walizkę. Dwoma szybkimi krokami zagrodziła mu drogę i dotknęła jego marynarki. Stał bez ruchu, uśmiechając się samymi oczyma. Podrażnił go zapach perfum "Shalimar".
- Wiesz, co ty jesteś, Johnny? - Jej głęboki głos przypominał syk.
Czekał.
- Frajer jesteś, Johnny. Frajer.
Skinął lekko głową.
- Jasne. Bo napuściłem gliny na Mopsa Parisi. Porywanie ludzi dla okupu mnie nie bawi, złotko. Za takie coś każdego wydałbym gliniarzom, zawsze i wszędzie. Choćby mi to miało nie wyjść na zdrowie. Ale to już znasz na pamięć. Skończyłaś?
- Wydałeś Mopsa Parisi gliniarzom i myślisz, że o tym nie wie. Ale on może wiedzieć, więc uciekasz przed nim. Porzucając mnie.
- Może po prostu mam cię dość, skarbie.
Odrzuciła głowę do tyłu i roześmiała się ochryple. W jej śmiechu pobrzmiewała wściekłość. De Ruse stał niewzruszony.
- Ty wcale nie jesteś twardy, Johnny. Jesteś mięczak. To już George Dial jest twardszy. Boże, ależ z ciebie mięczak!
Odsunęła się i utkwiła wzrok w twarzy mężczyzny. W jej oczach mignęła i zgasła nieznośna udręka.
- Przystojny z ciebie szczeniak, Johnny. Boże jedyny, aleś ty przystojny. Szkoda, że jesteś taki miękki.
- Nie, złotko, nie miękki, tylko sentymentalny - odparł łagodnie, nie ruszając się z miejsca. - Lubię obstawiać konie, siąść do partyjki pokerka czy pobawić się czerwonymi kostkami w białe cętki. Lubię hazard, w tym także kobiety. Ale jak przegrywam, nie wnerwiam się ani nie kantuję. Po prostu zmieniam stolik. To na razie!
Schylił się, podniósł walizkę i wyminął dziewczynę. Nie odwracając się, zniknął za zasłoną po drugiej stronie pokoju.
Francine Ley wbiła wzrok w podłogę."
"Lubię hazard, w tym także kobiety" - perełka.
HISZPAŃSKA KREW.
Szóste opowiadanie Chandlera. Napisane w 1935 roku. Bardzo zgrabne, przesiąknięte smutkiem i beznadziejnością, ale bez fajerwerków, za to z zaskakującym finałem. Ciekawostką jest to, że pierwszy raz u Chandlera głównym bohaterem jest policjant - Sam "Hiszpan" Delaguerra.
WPADKA NA NOON STREET
Dziewiąte opowiadanie Chandlera. Napisane w 1936 roku. Bohaterem jest tu Pete Anglich, tajniak z brygady antynarkotykowej. Wplątuje się w jakąś kabałę, której nie rozumie i trochę po omacku próbuje się dowiedzieć o co chodzi. Trochę to opowiadanie kuleje. Za dużo trupów, za mało odpowiedzialności.
KRÓL W ZŁOTOGŁOWIU
Piętnaste opowiadanie Chandlera. Napisane w 1938 roku. Wygląda na to, że on pisał tak średnio 3 opowiadania rocznie. Dopiero za rok napisze pierwszą powieść. Opowiadanko fajne. Bohaterem jest detektyw hotelowy Steve Grayce. Ma zatarg z gościem hotelowym - królem jazzowym. Przy okazji dowiaduje się, że król jest szantażowany przez jakiegoś anonima. Potem ginie sąsiad hotelowy króla. Zaczyna robić się ciekawie... No i mój jeden z ulubionych cytatów Chandlera:
„- Nietęgi ze mnie pijak - wytłumaczył się cicho detektyw, patrząc jej prosto w oczy. - Jestem z tych, co to wyskakują na piwko i budzą się w Singapurze z brodą do pasa.”
PERŁY TO TYLKO KŁOPOT
Osiemnaste opowiadanie Chandlera. Napisane w 1939 roku. Świetne, świetne, świetne. Bohaterem i narratorem jest bogacz Walter Gage, który na prośbę swojej dziewczyny chce odzyskać skradzione perły staruszki - znajomej tej dziewczyny. Nie ma ani jednego trupa, za to jest rewelacyjnie napisana intryga. No bo: intryga intrygą, jak najbardziej zaskakująca, ale jak napisana! Czytałem po kilka razy, na przykład takie fragmenty, kiedy bohater dostaje cios pięścią w splot słoneczny i: "Zgiąłem się w pół, oburącz schwyciłem pokój i zakręciłem nim. A gdy już pięknie wirował, jeszcze raz zakręciłem nim zamaszyście i uderzyłem się w tył głowy podłogą. To sprawiło, że na chwilę straciłem równowagę, kiedy zaś rozmyślałem nad tym, jak by ją odzyskać, mokry ręcznik zaczął mnie klepać po twarzy..." :)) No po prostu mistrzostwo świata. Przy takich zdaniach to ja odlatuję w kosmos.
Powyższe opowiadania są nierówne. "Czysta robota" i "Wpadka na Noon Street" bardzo zaniża całościowy poziom. "Gaz skazańców", "Hiszpańska krew" i "Król w złotogłowiu" na czwórkę z plusem. "Perły to tylko kłopot" - rewelacja.
CZYSTA ROBOTA.
Drugie opowiadanie Chandlera. Napisane w 1934 r. Głównym bohaterem jest prywatny detektyw Johny Dalmas. Wątek kryminalny dość skomplikowany i wydaje się, że trochę wydumany. Mało tu jeszcze Chandlera, jakiego lubię. Opis strzelaniny pod koniec opowiadania jest taki, że do końca nie zakumałem kto kogo kropnął i za co. Ale zdarzają się przebłyski: "Portier...
Tytuł mówi wszystko. Trzeba zawrzeć sojusz, żeby pokonać wspólnego wroga. W tym przypadku wspólnym wrogiem wikingów są armie cesarza Magnusa. A sojusz zawierają Kriss de Valnor z królem Uzdrowicielem... Akcja jest trochę statyczna, dużo intryg, naginania prawa - typowa gra o tron. Ostatecznie sojusz zostaje zawarty w sposób dość nieoczekiwany...
Ale najważniejsze jest to, że pojawia się Jolan ze swoimi towarzyszami od półboga Manthora. Jak wiadomo kazał on im bronić Północy przed wyznawcami jedynego boga, Javhusa. No i wypełnia on swoją misję starannie korzystając ze swoich mocy, ale... Historia Thorgala zawsze była bardzo rodzinna, a Jolan, już nie będąc przecież w międzyświecie u Manthora, jest na ziemi wśród wikingów i w ogóle go nie interesuje co się dzieje z jego rodziną, czy żyją, gdzie są, nic. To jest trochę dziwne.
Ale komiks dobry.
Tytuł mówi wszystko. Trzeba zawrzeć sojusz, żeby pokonać wspólnego wroga. W tym przypadku wspólnym wrogiem wikingów są armie cesarza Magnusa. A sojusz zawierają Kriss de Valnor z królem Uzdrowicielem... Akcja jest trochę statyczna, dużo intryg, naginania prawa - typowa gra o tron. Ostatecznie sojusz zostaje zawarty w sposób dość nieoczekiwany...
więcej Pokaż mimo toAle najważniejsze jest to,...