-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik243
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2024-04-27
2024-04-06
2024-03-06
2024-02-09
2024-02-04
2024-01-19
2019-12-19
2023-12-27
2023-10-14
2023-09-20
2023-08-15
2023-08-11
To bardzo trudna książka do oceny. Językowo - byłam zachwycona. Bogactwo opisów natury absolutnie mnie urzekło. Rzeczowe, niemal pozbawione emocji i niekiedy wręcz suche opisy poczynań badacza były dużym zaskoczeniem i musiałam się przyzwyczaić do tego typu narracji. Jednak im bliżej końca książki, tym więcej emocji główny bohater ujawniał.
Z drugiej strony mamy zachowanie tego bohatera, które sprawiło, że pierwszych 60 stron było dla mnie naprawdę trudne do przełknięcia. Później też było mi źle, jednak w jakiś sposób zrozumiałam (choć nie zaakceptowałam), że książka opowiada o końcówce XIX wieku, kiedy to metody badawcze były... No cóż, brutalne. Tak, Dörries strzelał do wszystkiego, co się przed nim nie ukryło, tak zamordował wiele zwierząt, nie tylko po to, by móc przeżyć jedząc ich mięso, tak, był przy tym pozbawiony współczucia wobec istot, które powalił. Jednak wydaje mi się, że nie odbiegało to od praktyk stosownych przez badaczy w 1880 roku. Mało tego, zakończenie pokazuje pewną zmianę w myśleniu o tym, co nasz bohater przez lata robił, a to było jak balsam na suchej skórze. Łagodzące.
Myśląc o tej książce doszłam do wniosku, że współcześnie nie jest dużo lepiej. Kwestia ekologii jest bardzo często podejmowana, jednak osobiście nie sądzę, że nieświadome przyczynanie się do cierpienia wielu zwierząt jest w jakikolwiek sposób lepsze od świadomego. A jak wielu z nas uważa, by kupować produkty niepochodzące od zwierząt? Jak wielu z nas upewnia się, że dana firma nie testuje swoich produktów na królikach czy psach? Jak wielu z nas naprawdę, ale tak NAPRAWDĘ dba o to, by było lepiej?
To bardzo trudna książka do oceny. Językowo - byłam zachwycona. Bogactwo opisów natury absolutnie mnie urzekło. Rzeczowe, niemal pozbawione emocji i niekiedy wręcz suche opisy poczynań badacza były dużym zaskoczeniem i musiałam się przyzwyczaić do tego typu narracji. Jednak im bliżej końca książki, tym więcej emocji główny bohater ujawniał.
Z drugiej strony mamy zachowanie...
2023-07-10
2023-06-29
2023-05-27
2023-05-26
2023-04-15
2023-04-13
2023-04-14
2023-03-26
Ot tak, pewnego dnia, mądra ja stwierdziła, poznam Witkowskiego. Ale jako, że nie porywam się z motyką na słońce i nie planuję prześladowań tego człowieka (aczkolwiek chciałabym mieć jego autograf), czym prędzej zaczęłam szukać jego pozycji w bibliotekach. Chyba nikogo nie zdziwi fakt, że jak już jest, to kolejka kilometrami się ciągnie, bardzo uprzejma pani bibliotekarka może mnie wpisać na listę, ale nie obiecuje, że ktoś mnie nie uprzedzi. Słodycz się leje, ja kiwam głową, mimo wszystko proszę o wpisanie na listę. I lecę do następnej. Tym razem miałam do czynienia ze wzrokiem typu: "dziecko, o co ty prosisz... nie przyznawaj się, że chcesz czytać Lubiewo, toż to wstyd...". Podziękowałam. I poszłam do księgarni. Jest. Ale Drwal. Okej, prawie świetnie, szkoda tylko, że chciałam inną. Ale mówię sobie - poczekaj, kiedyś będzie.
Po - uwaga - półtora roku zachodzę do tej samej księgarni. I Lubiewo jest! Zerka na mnie z lubieżnym uśmiechem, rozchyla swe nog... okładki, oczywiście, że okładki, zaprasza do ohydnej lektury. I tak oto jest. Moja. Brakuje tylko okrzyku "Bierz mnie, ty brutalu!". Byłby bardzo w stylu.
Jednak nie od razu ją przeczytałam. Musiała swoje odleżeć na przyłóżkowej półce. Dwa razy się zakurzyć. Musieli ją podziwiać moi znajomi, kiedy pełna zadowolenia ją prezentowałam. Ale się doczekała. Może powód dość niechlubny, ale lepszy taki niż żaden. Nastał więc ten wielki dzień, stwierdziłam, że poczytam coś, przy czym się wyłączę, przy czym nie będę musiała dużo myśleć, co mnie po prostu odmóżdży. Bingo!
Nie spodziewałam się tylko, że starym zwyczajem, w każdej książce znajdę problemy. A tutaj... tutaj problem pogania problem, przez problem przeskakując i problem wymijając. Problemowe wyścigi, maratony. Może wydawać się, że piszę od rzeczy. Gdzie problemy w książce, która opowiada o życiu pedałów, tak przegiętych, że mówią o sobie per (wybacz, autorze!) Michaśka, Pizdencja itp? A jednak.
Niby wszystkie postaci są fałszywe, ale zadziwiająco pasujące do autora. Nie, że każda to autor, broń Boże, jeszcze tego by tu zabrakło. Chodzi mi właśnie o Michaśkę. Adnotację odautorską Cenzury, poprawki, wrażliwe polonistki podpisuje właśnie tą, żeńską formą swojego imienia. W powieści pojawia się Michaśka. Która jest literatem. Urodzona w 75. I tych informacji jest jeszcze trochę, ale po co się w nie wgłębiać? Sądzę, że to wszystko ma taki specyficzny smaczek. Nie szukałam odpowiedzi w sieci na ile moje przypuszczenia są trafne. Jeśli nie są - ciekawe wpuszczenie czytelnika w błędne rozumowanie. Jeśli są - takiego życia tylko pozazdrościć. Bo nie należy ono do nudnych i monotonnych.
Swoim zwyczajem, moja podświadomość wybrała bohatera ulubionego. I tym razem także jest to ostatnia ofiara losu, taka sierota życiowa. Mowa tu o Diance. ...miała sznyty na rękach, pochodziła z Bratysławy. I już jest moja. Nie mam pojęcia dlaczego tak często wybieram postaci tak skrajnie bezbronne, niewinne, wykolejone życiowo, psychicznie i fizycznie, ale tak jest. I jest też Dianka. Miała sznyty na rękach, pochodziła z Bratysławy. I chciało mi się płakać, kiedy jak zwykle nic jej nie wychodziło. I było mi z tym źle. I nadal nie potrafię odciąć się od własnych problemów.
Jak już pisałam na wstępie - chciałam się odmóżdżyć. A marnie wyszło. Zachciało mi się być filozofem. I teraz mam. Nie ważne czy czytam gniota, czy coś wybitnego, czy o sprawach przyziemnych, czy o nadnaturalnych - wszędzie jest piękno, które trzeba docenić. A to z kolei jest okropnie męczące. Bo nie mogę odpocząć.
A może wybieram złe książki?
11 XI 2014
Ot tak, pewnego dnia, mądra ja stwierdziła, poznam Witkowskiego. Ale jako, że nie porywam się z motyką na słońce i nie planuję prześladowań tego człowieka (aczkolwiek chciałabym mieć jego autograf), czym prędzej zaczęłam szukać jego pozycji w bibliotekach. Chyba nikogo nie zdziwi fakt, że jak już jest, to kolejka kilometrami się ciągnie, bardzo uprzejma pani bibliotekarka...
więcej Pokaż mimo to