rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Po lekturze stu stron straciłem cierpliwość. Przeskoczyłem o prawie drugie tyle w poszukiwaniu czegokolwiek, co zrekompensowałoby poczucie straconego czasu. Nic nie znalazłszy, wystawiłem tytuł na sprzedaż.

Po lekturze stu stron straciłem cierpliwość. Przeskoczyłem o prawie drugie tyle w poszukiwaniu czegokolwiek, co zrekompensowałoby poczucie straconego czasu. Nic nie znalazłszy, wystawiłem tytuł na sprzedaż.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mimo iż debiut prozatorski Hanksa przez większość portali, pism i innych dostarczycieli recenzji został uznany za odkrycie i nie sposób było natrafić na choćby jedną negatywną opinię, po przeczytaniu całości pozostawia pewien niesmak. Część tekstów - i myślę, że nie jestem w tym przekonaniu osamotniony - nie powinna ujrzeć światła dziennego (chociażby: "Oto refleksje mojego serca", "Zatrzymajcie się u nas", czy kończące zbiór: "Miejskie sprawy. Wasza Ewangelistka Esperanza" oraz "Steve Wong jest doskonały"). W kontrze wobec tego co powyżej, muszę przyznać, że są w tym zbiorze dwie perełki. Dla mnie są nimi następujące po sobie "Witaj na Marsie" oraz "Miesiąc na ulicy Greene". Te dwa teksty z powodzeniem mogłyby się stać częścią obszerniejszej historii i najlepiej prezentują potencjał autora. Co do reszty - jak wyżej. Myślę, że z publikacją pisarskich szlifów Hanksa zwyczajnie się pospieszono. Tak czy inaczej, dobrze będzie śledzić jego dalsze poczynania w tej dziedzinie.

Mimo iż debiut prozatorski Hanksa przez większość portali, pism i innych dostarczycieli recenzji został uznany za odkrycie i nie sposób było natrafić na choćby jedną negatywną opinię, po przeczytaniu całości pozostawia pewien niesmak. Część tekstów - i myślę, że nie jestem w tym przekonaniu osamotniony - nie powinna ujrzeć światła dziennego (chociażby: "Oto refleksje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Dziewczyna z poczty" jest niezwykle trudno dostępną pozycją wydawniczą (której wznowienia najprawdopodobniej już w Polsce nie będzie, jak usłyszałem od przedstawicielstwa W.A.B.), lecz choć dotarcie do niej wymaga pewnej dozy wysiłku oraz wytrwałości, zdecydowanie warta jest przeczytania. Unikalność tej książki opiera się na języku, jakim operuje autor oraz na obumarłej już, a zachowanej na kartach książki, obyczajowości ludzi ubiegłego stulecia. Dziwne, że twórczość Zweiga nie przyjęła się w kraju, w którym bez problemów można zakupić Manna, czy Kunderę, a których styl wydaje się blednąć w zestawieniu z austriackim pisarzem.
"Dziewczyna z poczty" jest przemianowaną na realistyczną modłę historią kopciuszka. Urzędniczka pocztowa otrzymuje zaproszenie na pobyt w Alpach od opływającej w luksusy ciotki. Przez krótki pobyt w kurorcie górskim zaznaje wszystkich, nieznanych jej dotąd uciech życia. Na tym jednak - niejako wbrew Disneyowskiej bajce - nie kończy się historia młodej Austriaczki. Musi stawić czoła traumie wynikającej z bolesnego powrotu na stare śmieci; trafia bowiem z blasku reflektorów wprost do zatęchłej, zapomnianej przez Boga wiochy i nie wie co ze sobą począć. Tak w skrócie prezentuje się fabuła tejże książki, która okraszona jest, modnym w tamtym czasie, pogłębionym psychologizmem postaci. Na porządku dziennym są tu zatem wewnętrzne dialogi bohaterów. Pikanterii dodaje fakt, iż książka ta nie została przez Zweiga ukończona. W moim odczuciu jest to kawał naprawdę dobrej powieści, a przy tym rodzaj ciekawostki literaturoznawczej.

"Dziewczyna z poczty" jest niezwykle trudno dostępną pozycją wydawniczą (której wznowienia najprawdopodobniej już w Polsce nie będzie, jak usłyszałem od przedstawicielstwa W.A.B.), lecz choć dotarcie do niej wymaga pewnej dozy wysiłku oraz wytrwałości, zdecydowanie warta jest przeczytania. Unikalność tej książki opiera się na języku, jakim operuje autor oraz na obumarłej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oto najciekawsze książkowe odkrycie, jakiego dokonałem od czasu przypadkowego natknięcia się na prozę Ishiguro wiele lat temu ("Okruchy dnia"). Niech nikogo nie zmyli dość pretensjonalna, typowa dla romansideł oprawa graficzna tejże książki. Rzecz jest bowiem o australijskim żołnierzu, który na skutek wojennych perypetii trafia do japońskiego obozu jenieckiego, gdzie, poddawany katorżniczej pracy, bierze udział w budowie Linii Kolejowej z Syjamu do Birmy. Powieść traktuje o traumie wojennej, relacjach międzyludzkich, miłości, słowem: o prawdach uniwersalnych.
To pierwsza książka Flanagana jaką przeczytałem i z pewnością nie ostatnia. Gorąco polecam!

Oto najciekawsze książkowe odkrycie, jakiego dokonałem od czasu przypadkowego natknięcia się na prozę Ishiguro wiele lat temu ("Okruchy dnia"). Niech nikogo nie zmyli dość pretensjonalna, typowa dla romansideł oprawa graficzna tejże książki. Rzecz jest bowiem o australijskim żołnierzu, który na skutek wojennych perypetii trafia do japońskiego obozu jenieckiego, gdzie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po "Człowieka z wysokiego zamku" sięgnąłem wiedziony sentymentem, a konkretnie bardzo dobrym wspomnieniem "Blade Runner'a".
Zasadniczy koncept fabularny oraz renoma, czy raczej mit, jakim owiany jest autor, nakazywał sądzić, że mamy tu do czynienia z dobrą, ba, nawet znakomitą historią.
Jest alternatywny obraz dziejów powojennych: ład świata zależy od zwycięskich Państw Osi, jest kilku, wywodzących się z różnych kultur bohaterów, jest fascynacja kosmologią, sporo filozoficznych "rozkmin" (znane nam z "Łowcy" pytania o kondycję ludzką etc.).
Tym bardziej więc dziwi końcowe uczucie rozczarowania. W moim odczuciu książka ta nie jest najlepiej zbalansowana dramaturgicznie. Za dużo w niej Księgi Przmemian i psychodelicznych wynurzeń nt. energii kształtu, zaś sam ogląd świata alternatywnego, jakby wyjęty z podręcznika historii. Mam tu na myśli wszędobylskich, absurdalnie fanatycznych nazistów, niezdolnych do wypowiadania się inaczej, jak poprzez opętańczy Hitlerowski krzyk, rodem z Chaplinowskiej komedii. Do tego irytujące, zbyt częste zasięganie rad wyroczni, bez których żaden z bohaterów nie jest zdolny do jakiegokolwiek czynu..

Po "Człowieka z wysokiego zamku" sięgnąłem wiedziony sentymentem, a konkretnie bardzo dobrym wspomnieniem "Blade Runner'a".
Zasadniczy koncept fabularny oraz renoma, czy raczej mit, jakim owiany jest autor, nakazywał sądzić, że mamy tu do czynienia z dobrą, ba, nawet znakomitą historią.
Jest alternatywny obraz dziejów powojennych: ład świata zależy od zwycięskich Państw...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka Matthews'a całkiem przyjemnie wypełniała mi wolne od pracy chwile, choć zabrakło w niej czegoś, co jest miarą wielkich książek. Inną sprawą jest, czy książka z gatunku szpiegowskiego może pretendować do tej kategorii.. Tak czy inaczej, autor całkiem sprawnie balansuje między Cobenowskim polotem w opisie akcji oraz prezentacji postaci, a zdystansowanym, surowym opisem wywiadowczych działań z prozy le Carre. Całość sprawia przyzwoite wrażenie. Przyjemnie było wrócić do klimatów znanych z zimnowojennych przepychanek. USA vs. Związek Radziecki, wyścig zbrojeń oraz wojna o dostęp do informacji. Moc tej książki w dużej mierze bazuje na sentymencie samych czytelników. Niczym szczególnym nie zaskakuje, jest sprawnym powieleniem znanego większości schematu.

Książka Matthews'a całkiem przyjemnie wypełniała mi wolne od pracy chwile, choć zabrakło w niej czegoś, co jest miarą wielkich książek. Inną sprawą jest, czy książka z gatunku szpiegowskiego może pretendować do tej kategorii.. Tak czy inaczej, autor całkiem sprawnie balansuje między Cobenowskim polotem w opisie akcji oraz prezentacji postaci, a zdystansowanym, surowym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Czasami kłamię" bazuje na rozwiązaniach typowych dla thrillera i powieści sensacyjnej. Z tą różnicą, że w miejsce nadającej dynamiki narracji równoległej pojawia się manipulacja chronologią. Bohaterka ulega wypadkowi i leży przykuta do szpitalnego łóżka. O tym jak i dlaczego dowiadujemy się dzięki przeplatającym się i podanym fragmentarycznie relacjom z dzieciństwa oraz kilku dni poprzedzających wypadek.
Całokształt sprawia naprawdę dobre wrażenie, z podkreśleniem słowa "dobre". Książka nęci poznaniem prawdy i w sposób całkiem przyjemny zabiera kilka godzin życia, a zatem spełnia funkcję książki czysto relaksacyjnej.

"Czasami kłamię" bazuje na rozwiązaniach typowych dla thrillera i powieści sensacyjnej. Z tą różnicą, że w miejsce nadającej dynamiki narracji równoległej pojawia się manipulacja chronologią. Bohaterka ulega wypadkowi i leży przykuta do szpitalnego łóżka. O tym jak i dlaczego dowiadujemy się dzięki przeplatającym się i podanym fragmentarycznie relacjom z dzieciństwa oraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oto książka, bez której można by się spokojnie obejść.
Kilka ciekawych, choć nierewolucyjnych spostrzeżeń, krzepiąca zachęta podjęcia prób pisarskich bez oglądania się na niepochlebne opinie innych, oraz parę nieznanych not biograficznych (konieczność opuszczenia kraju przez wzgląd na niechęć rodzimych środowisk literackich).
Jest to pozycja przybliżająca fanom postać autora - nic więcej.

Oto książka, bez której można by się spokojnie obejść.
Kilka ciekawych, choć nierewolucyjnych spostrzeżeń, krzepiąca zachęta podjęcia prób pisarskich bez oglądania się na niepochlebne opinie innych, oraz parę nieznanych not biograficznych (konieczność opuszczenia kraju przez wzgląd na niechęć rodzimych środowisk literackich).
Jest to pozycja przybliżająca fanom postać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Sztuka to szept historii, który wzbija się ponad zgiełk czasu".

Nie jest to książka biograficzna sensu stricto, a raczej impresja odatorska, próba wejścia w skórę i umysł, nade wszystko umysł, rosyjskiego kompozytora Dymitrija Shostakovica, którego władza komunistyczna systematycznie
poddawała ekstremalnemu zastraszaniu oraz długoletniemu procesowi degradacji duszy. Czytelnik zostaje zaznajomiony, nie tyle z podstawowymi notami biograficznymi (podawanymi zresztą wbrew chronologii), co z funkcjonowaniem sowieckiego tworu państwowego oraz jego aparatu przymusu. Cytując autora: rzecz jest o narodzie "skąpanym w słońcu stalinowskiej konstytucji".

Gorąco polecam tę pełną bólu, ale też pewnych subtelnych wzniosłości podróż po świecie, w którym nie ma łatwych wyborów ani jednoznacznych odpowiedzi, a raczej: gdzie istnieje jedna właściwa odpowiedź i jeden wybór - ten podyktowany przez dyktatora.

"Sztuka to szept historii, który wzbija się ponad zgiełk czasu".

Nie jest to książka biograficzna sensu stricto, a raczej impresja odatorska, próba wejścia w skórę i umysł, nade wszystko umysł, rosyjskiego kompozytora Dymitrija Shostakovica, którego władza komunistyczna systematycznie
poddawała ekstremalnemu zastraszaniu oraz długoletniemu procesowi degradacji duszy....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czystą przyjemnością było wrócić do bohaterów, z którymi miałem okazję zapoznać się lata temu, gdy chorobliwie wręcz sięgałem po kolejne części cyklu z Myronem Boliterem.
Nie wiem czy jest sens porównywać tę książkę do wcześniejszych dokonań Cobena.
Każdy wychodzący spod jego pióra tytuł to w końcu całkowicie pochłaniająca atrakcja na kilka godzin i nie inaczej jest w przypadku "W domu".

Czystą przyjemnością było wrócić do bohaterów, z którymi miałem okazję zapoznać się lata temu, gdy chorobliwie wręcz sięgałem po kolejne części cyklu z Myronem Boliterem.
Nie wiem czy jest sens porównywać tę książkę do wcześniejszych dokonań Cobena.
Każdy wychodzący spod jego pióra tytuł to w końcu całkowicie pochłaniająca atrakcja na kilka godzin i nie inaczej jest w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwsze 15-20 stron nieco zawodzi. Dopiero później książka zaczynać ujawniać znany nałogowcom kryminałów powiew oczekiwanej grozy i nieprzespanych nocy. Z biegiem kolejnych stron Kepler zaczyna bardzo sprawnie wodzić czytelnika za nos, tylko czasem pozwalając na odwrócenie uwagi i odłożenie książki. Nerwowe przerzucanie stron w oczekiwaniu na kolejne ruchy śledczych i posunięć złoczyńcy - gwarantowane w opisie książki - faktycznie mają miejsce. Sceny mordów są imponujące, a ostateczne rozwiązanie zaskakujące, jak na kryminał przystało. Niestety autorowi zabrakło umiaru w samej końcówce książki. Odniosłtem wrażenie, że precyzyjnie konstruowana od początku intryga nieco rozeszła się w szwach pod wpływem chęci zbudowania jeszcze większego dramatyzmu. Niepotrzebnie. W ogólnym rozrachunku Kepler, po którego sięgnąłem po raz pierwszy, urósł w moich oczach i zajął wysokie miejsce wśród autorów kryminałów, natomiast sama książka zasługuje na solidne 7/10.

Pierwsze 15-20 stron nieco zawodzi. Dopiero później książka zaczynać ujawniać znany nałogowcom kryminałów powiew oczekiwanej grozy i nieprzespanych nocy. Z biegiem kolejnych stron Kepler zaczyna bardzo sprawnie wodzić czytelnika za nos, tylko czasem pozwalając na odwrócenie uwagi i odłożenie książki. Nerwowe przerzucanie stron w oczekiwaniu na kolejne ruchy śledczych i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oto powieść wybitna.
Po raz pierwszy zetknąłem się z tak fenomenalną w formie i treści próbą przeanalizowania ludzkiej osobowości (rozumianej nie w liczbie pojedynczej, lecz w całej ich masie). Rzecz jest bowiem o jaźni. O tym, jak postrzegamy siebie samych, jak spośród tysięcy możliwych wersji "ja" wybieramy tę jedną (jeśli kiedykolwiek możemy się zdecydować na "tylko" jedną), wreszcie o złudnym wyobrażeniu naszej wewnętrznej spójności.
Pozycja obowiązkowa.
PS. Wilk należy do tego grona lektur, które cechują się olbrzymią zawartością wszelakich idei oraz rozważań natury filozoficznej, i które stają się bliższe wraz z kolejną lekturą, zatem powroty są jak najbardziej wskazane.

Oto powieść wybitna.
Po raz pierwszy zetknąłem się z tak fenomenalną w formie i treści próbą przeanalizowania ludzkiej osobowości (rozumianej nie w liczbie pojedynczej, lecz w całej ich masie). Rzecz jest bowiem o jaźni. O tym, jak postrzegamy siebie samych, jak spośród tysięcy możliwych wersji "ja" wybieramy tę jedną (jeśli kiedykolwiek możemy się zdecydować na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Poruszająca historia życia Andreasa Eggera - z jednej strony troglodyty, z drugiej wrażliwca o pojemnym sercu.
Ta książka uwodzi swą prostotą i minimalizmem.

Zdecydowanie jedna z najciekawszych pozycji pisarskich ostatnich lat.

Poruszająca historia życia Andreasa Eggera - z jednej strony troglodyty, z drugiej wrażliwca o pojemnym sercu.
Ta książka uwodzi swą prostotą i minimalizmem.

Zdecydowanie jedna z najciekawszych pozycji pisarskich ostatnich lat.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powstrzymywałem się od oceniania tej książki "na gorąco", by dać sobie czas do refleksji i właściwego jej przetrawienia, oraz by przygotować się na nadejście tych sensów, które docierają niekiedy z wyraźną opieszałością. Jakiś czas minął, a ja spostrzegłem, iż żadne nie nadeszły..
Nie wiem, czy to wina lawiny innych tekstów, po które sięgałem od czasu jej ukończenia, czy też raczej kwestia natłoku zajęć. Z lektury "Kobiety na schodach" pozostały w mojej pamięci jedynie refleksy (na wzór tych świetlnych, które drażnią oczy w środkach komunikacji). Jakkolwiek nie czytałem "Lektora", ale doskonale znam film, i dostrzegam w "Kobiecie na schodach" wtórność. Ten sam motyw: on, ona, uczucie, któremu nie dane było się spełnić w czasie, który zdawał się najwłaściwszy, frustracja, gorycz odrzuconej miłości, chęć poradzenia sobie z natłokiem emocji itd. Zgodzę się, że jest to temat pojemny, a wyrzucanie autorowi, że przecież "to już było" byłoby truizmem (wszak wszystko już było), ale w tym przypadku chodzi o brak świeżego spojrzenia. Jest to książka z gatunku tych "życiowych", ale nie odkrywających nieznanego.

Powstrzymywałem się od oceniania tej książki "na gorąco", by dać sobie czas do refleksji i właściwego jej przetrawienia, oraz by przygotować się na nadejście tych sensów, które docierają niekiedy z wyraźną opieszałością. Jakiś czas minął, a ja spostrzegłem, iż żadne nie nadeszły..
Nie wiem, czy to wina lawiny innych tekstów, po które sięgałem od czasu jej ukończenia, czy...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Zawsze nie ma nigdy. Jerzy Pilch w rozmowach z Eweliną Pietrowiak. Część 1 Ewelina Pietrowiak, Jerzy Pilch
Ocena 7,1
Zawsze nie ma ... Ewelina Pietrowiak,...

Na półkach:

Najsłabszym elementem tej książki, a raczej wywiadu rzeki, jest postać Eweliny Pietrowiak. Od osoby przeprowadzającej wywiad oczekiwałbym większej wnikliwości, niestrudzonego drążenia tematów, które faktycznie byłyby nurtujące, wszak rozmowa toczona jest z pisarzem, a nie celebrytą, który braki merytoryczne wyrównuje paplaniem o tym i owym (przeważnie o wszystkim i o niczym). Pytania przez nią zadawane są błahe - zbyt błahe! W wielu momentach po prostu chybione (po co pytać Pilcha o to, jakiemu klubowi kibicuje?!) W efekcie ledwie 20% treści tej książki byłoby, w moim mniemaniu,
warte wydrukowania, nie więcej. Być może całość miała właśnie sprawiać wrażenie błahej, niezobowiązującej rozmowy, w trakcie której jedynie "zahacza się" o ważkie tematy.. pytanie tylko, po co takie zapisywać? Gdyby autorka zdystansowała się wobec tekstu i dokonała rzetelnej selekcji treści, materiału starczyło by akurat na pokaźny artykuł w pismaku, ale, na Boga, nie na książkę!

Najsłabszym elementem tej książki, a raczej wywiadu rzeki, jest postać Eweliny Pietrowiak. Od osoby przeprowadzającej wywiad oczekiwałbym większej wnikliwości, niestrudzonego drążenia tematów, które faktycznie byłyby nurtujące, wszak rozmowa toczona jest z pisarzem, a nie celebrytą, który braki merytoryczne wyrównuje paplaniem o tym i owym (przeważnie o wszystkim i o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Kocia kołyska" spycha na bezdroża, odwodzi od podążania dobrze znanymi koleinami plotów fabularnych.
Epatuje absurdem, którego powszechność – zwłaszcza w dalszej części książki – zaciera granice między tym, co moglibyśmy uznać za rzeczywiste, a potraktowaną dużą ilością humoru kreacją autora. Główny wątek – zgodzę się z innymi opiniami – pozbawiony jest większego potencjału dyskursywnego; temat ważki, ale jakby zbyt błaho ujęty.
Nie sposób nie myśleć o tej książce jako o błyskotliwej farsie.

"Kocia kołyska" spycha na bezdroża, odwodzi od podążania dobrze znanymi koleinami plotów fabularnych.
Epatuje absurdem, którego powszechność – zwłaszcza w dalszej części książki – zaciera granice między tym, co moglibyśmy uznać za rzeczywiste, a potraktowaną dużą ilością humoru kreacją autora. Główny wątek – zgodzę się z innymi opiniami – pozbawiony jest większego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mentorski ton Pani Beaty jest w stanie zabić wszelki czytelniczy entuzjazm. Na wszystkim się zna, wszystkiemu zaradzi i, co więcej, wyjaśni w jakich błędach tkwią pozostali (nietknięci tym samym, co ona geniuszem).
Na pewno znalazłoby się w tej książce sporo użytecznych uwag i mądrych rzeczy, ale podane w tej formie są niestrawne.

PS. Na co komu habilitacje, skoro można być specem od wszystkiego, nie mając przy tym żadnych kwalifikacji? Rozmowa o sensie życia w telewizji śniadaniowej? - ależ proszę! Jaki problem?!

Mentorski ton Pani Beaty jest w stanie zabić wszelki czytelniczy entuzjazm. Na wszystkim się zna, wszystkiemu zaradzi i, co więcej, wyjaśni w jakich błędach tkwią pozostali (nietknięci tym samym, co ona geniuszem).
Na pewno znalazłoby się w tej książce sporo użytecznych uwag i mądrych rzeczy, ale podane w tej formie są niestrawne.

PS. Na co komu habilitacje, skoro można...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Miłośnik prozy Murakamiego nie znajdzie tu niczego nowego, natomiast nowicjusz zamknie książkę z uczuciem zaciekawienia i z pewnością sięgnie po więcej.
Dostrzegam w tym zbiorze inspirację Raymondem Carverem i jego pełnym niedopowiedzeń stylem. Takie właśnie są krótkie formy opatrzone tytułem "Mężczyźni bez kobiet". Z pewnością nie jest to perełka literacka. Lektura nie wywołuje „ochów” i „achów”, ale wciąż uwodzi tym wszystkim, co charakterystyczne dla prozy Japończyka. W ostatecznym rozrachunku czegoś mi w nich zabrakło. Miałem przemożne wrażenie, że autor zbliża się do odkrycia jakiejś uniwersalnej prawdy, lecz ta, w ostatnim momencie, mu się wymyka, pozostawiając historię bez „tego czegoś”, co decyduje o "kultowości tytułu".

Miłośnik prozy Murakamiego nie znajdzie tu niczego nowego, natomiast nowicjusz zamknie książkę z uczuciem zaciekawienia i z pewnością sięgnie po więcej.
Dostrzegam w tym zbiorze inspirację Raymondem Carverem i jego pełnym niedopowiedzeń stylem. Takie właśnie są krótkie formy opatrzone tytułem "Mężczyźni bez kobiet". Z pewnością nie jest to perełka literacka. Lektura nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Odpadłem.
Po mającej przebłyski, choć przeciętnej w kontekście całości "Otchłani", spodziewałem się zwyżki formy, ale zawiodłem się.
Nawet nie doczytałem książki do końca.
Powyższą recenzję piszę jako umiarkowany fan trylogii Glukhovskiego oraz jako osoba, która z dystansem podchodzi do kolejnych wydawnictw z Uniwersum Metra, uważając je za kolejne nieudolne próby naśladowania rosyjskiego pisarza.

Odpadłem.
Po mającej przebłyski, choć przeciętnej w kontekście całości "Otchłani", spodziewałem się zwyżki formy, ale zawiodłem się.
Nawet nie doczytałem książki do końca.
Powyższą recenzję piszę jako umiarkowany fan trylogii Glukhovskiego oraz jako osoba, która z dystansem podchodzi do kolejnych wydawnictw z Uniwersum Metra, uważając je za kolejne nieudolne próby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przyzwoita książka postapo, ale nic więcej. Ma swoje przebłyski: zaliczam do nich postać Iskry - mam na myśli specyficzny podwórkowy "dialekt", którym operuje oraz dynamikę, jaką wprowadza na przestrzeni niemal całej powieści. Kradnie praktycznie każdą scenę i sprawia wrażenie postaci o wiele ciekawszej od głównego bohatera.
Ten jest gburowaty i dość przewidywalnie kreowany na gościa, który niezależnie od przeciwności losu oraz ilości wytoczonych przeciwko niemu dział, jest w stanie wyjść cało z każdej opresji. Sceny walk irytują, bo zbyt drastycznie odbiegają od tych, których moglibyśmy się spodziewać w realnym świecie (a już tym bardziej w tym "po zagładzie"). W rzeczywistości, w której ludzie, niczym szczury, żywią się odpadami i z oczywistych przyczyn winni być niedożywieni, nie dość żywotni, w książce Schmidta kręcą piruety w powietrzu i nierzadko idą na niewybredne wymiany ciosów (jakich nie powstydziliby się współcześni bokserzy). To wszystko wraz ze zmęczonym na wszelkie możliwe sposoby schematem historii z uniwersum metra (czytaj: podział na stacje, grupy, jak zwał tak zwał, jakieś niesamowicie ważne zadanie do wykonania, wybraniec z misją zbawienia mas itd. itp.) sprawia, że przełknięcie całości staje się wyzwaniem równie wymagającym, jak przebycie wrocławskich kanałów bez broni w ręku.

PS. W mojej opinii pomysły na dalsze eksploatowanie Uniwersum Metra już się wyczerpały. Wszystko co pochodne od oryginału Glukhovskiego, niezależnie w czyim wydaniu, zdaje się być jedynie "nieudolnym naśladownictwem" i nie inaczej jest w przypadku książki Schmidta.

Przyzwoita książka postapo, ale nic więcej. Ma swoje przebłyski: zaliczam do nich postać Iskry - mam na myśli specyficzny podwórkowy "dialekt", którym operuje oraz dynamikę, jaką wprowadza na przestrzeni niemal całej powieści. Kradnie praktycznie każdą scenę i sprawia wrażenie postaci o wiele ciekawszej od głównego bohatera.
Ten jest gburowaty i dość przewidywalnie kreowany...

więcej Pokaż mimo to