-
ArtykułyZbliżają się Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie! Oto najważniejsze informacjeLubimyCzytać2
-
ArtykułyUrban fantasy „Antykwariat pod Salamandrą”, czyli nowy cykl Adama PrzechrztyMarcin Waincetel1
-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński7
Biblioteczka
2024-02-11
2024-01-13
To nie jest reportaż pisany oczami dziennikarza przebywającego na co dzień z himalaistami w obozie pod K2, bo Piotr Trybalski nie poleciał na tę wyprawę. Nie jest to też reportaż o ostatniej wyprawie Polaków na zimowe K2, bo przez pierwszych ponad 100 stron autor streszcza historię himalaizmu na świecie, a następnie przepisuje do książki to, co sam wyczytał na portalach informacyjnych. Po tym, jak autor napisał, że jego udział w wyprawie został anulowany, zaczęłam się zastanawiać o czym jest w takim razie ten reportaż na blisko 500 stron. Na początku myślałam, że będzie pełen anegdot i szczegółów życia w himalajskiej bazie, na co ostrzyłam sobie zęby, bo jest to świat tak inny od nizinnego. Cóż bardziej mylnego. Jakby dla podkreślenia, że jest dziennikarzem bliższym himalaistom niż jakikolwiek inny dziennikarz sportowy w Polsce, Trybalski umieszcza swoją osobę wszędzie. A więc dowiadujemy się, że rano w łóżku czyta informacje o wyprawie, popijając jednocześnie herbatę. Wiemy, że był kiedyś w Argentynie, bo porównuje krakowską kawiarnię, w której spotkał Kacpra Tekielego, do jakiegoś argentyńskiego przybytku. Domyślamy się, że czuje się bardzo skrzywdzony anulowaniem lotu, bo mimo że najnowsze wiadomości o wyprawie poznaje z internetu, to jednak czuje się lepszy i ważniejszy od tego motłochu, który ma czelność dyskutować nad wartością wydawania publicznych pieniędzy na wspinanie się w Himalajach.
Szkoda bardzo, że reportaż to pean na cześć naszych himalaistów, skoro oni sami stwierdzili, że popełnili wiele błędów i przyznali się, że postęp technologiczny rozleniwił ich do tego stopnia, że nie chciało im się wręcz wychodzić w góry. Piotr Trybalski niestety nie jest obiektywnym dziennikarzem, za bardzo sam jest osadzony w górskim środowisku, aby poddawać w wątpliwość bohaterstwo naszych Lodowych Wojowników. Uważam też, że to książka dobra dla kogoś, kto po raz pierwszy styka się z polskim himalaizmem, bo wstęp jak w Wikipedii tłumaczy, czemu zimowe zdobycie K2 było tak ważne dla Polaków. Odradzam ten reportaż, jeśli ktoś jest bardziej obeznany z tematem, bo ja wynudziłam się niemiłosiernie.
To nie jest reportaż pisany oczami dziennikarza przebywającego na co dzień z himalaistami w obozie pod K2, bo Piotr Trybalski nie poleciał na tę wyprawę. Nie jest to też reportaż o ostatniej wyprawie Polaków na zimowe K2, bo przez pierwszych ponad 100 stron autor streszcza historię himalaizmu na świecie, a następnie przepisuje do książki to, co sam wyczytał na portalach...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-26
Reportaż skupia się na problemach społecznych i gospodarczych Indii, a szczególnie Delhi. Autor pokazuje miasto jednocześnie z perspektywy lokalnego mieszkańca i obiektywnego obywatela świata. Nie stara się wytłumaczyć Hindusów niszczących własną kulturę i miasto dla pieniędzy. Nie próbuje również oskarżać ich, bo zdaje sobie sprawę, że gdyby tego nie zrobili, to poziom biedy by się nie zmienił. Różnice majątkowe mieszkańców Delhi są porażające, poczucie niepewności co do następnego dnia i brak zaufania do władz to uczucia towarzyszące tysiącom Delhijczykom każdego dnia.
Przestrzegam wrażliwsze osoby przed niektórymi fragmentami, bo historia potrafi wycisnąć łzy z oczu. Długo czytałam ten reportaż, teraz z góry podzieliłabym go na kilka części, bo trudno przebrnąć przez tych 512 stron gęstego tekstu.
Reportaż skupia się na problemach społecznych i gospodarczych Indii, a szczególnie Delhi. Autor pokazuje miasto jednocześnie z perspektywy lokalnego mieszkańca i obiektywnego obywatela świata. Nie stara się wytłumaczyć Hindusów niszczących własną kulturę i miasto dla pieniędzy. Nie próbuje również oskarżać ich, bo zdaje sobie sprawę, że gdyby tego nie zrobili, to poziom...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-19
Elizabeth Kolbert porusza problemy środowiskowe, ich źródła oraz możliwe rozwiązania problemów. To ten ostatni moduł zainteresował mnie najbardziej, bo dopóki jakieś rozwiązanie nie wchodzi w życie, to ogół społeczeństwa rzadko kiedy się o tym dowiaduje. Reportaż otworzył moje oczy na wielką kreatywność naukowców, ale też na wyścig z czasem, jaki prowadzą. Książka jest mocno teoretyczna, mało moralizująca. Autorka podaje fakty i zostawia czytelnikowi wyciągnięcie wniosków oraz ewentualne zmiany w nieekologicznych przyzwyczajeniach.
Elizabeth Kolbert porusza problemy środowiskowe, ich źródła oraz możliwe rozwiązania problemów. To ten ostatni moduł zainteresował mnie najbardziej, bo dopóki jakieś rozwiązanie nie wchodzi w życie, to ogół społeczeństwa rzadko kiedy się o tym dowiaduje. Reportaż otworzył moje oczy na wielką kreatywność naukowców, ale też na wyścig z czasem, jaki prowadzą. Książka jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-21
O Głodzie Caparrosa dowiedziałam się z innych książek traktujących o problemie głodu i konsumpcji na świecie. Reportaż jest monumentalny i dzieli się na rozdziały poświęcone konkretnym krajom szczególnie borykającym się z głodem. Są to głównie kraje afrykańskie, w których problemy wynikają z podobnych przyczyn i nieco spodziewałam się tego, co tam zastanę. Pozytywnie zaskoczył mnie rozdział na temat Stanów Zjednoczonych oraz głodu przy pełnych półkach w lodówce, bo wydaje mi się, że nie jest to często dyskutowany problem.
Caparros dużo oskarża przy jednoczesnym braku podawania rozwiązań. Wiem, że nie jest specjalistą, zresztą trudno znaleźć specjalistę od problemu głodu, bo jest to tak skomplikowane zagadnienie, co autor szybko uświadamia swoim czytelnikom. Jednak podczas czytania kolejnego fragmentu oskarżającego zachodnią cywilizację o nędzę Afrykańczyków mogłam tylko zazgrzytać zębami z irytacji.
Radzę nie czytać tej książki na raz, bo rozmiar ludzkiej tragedii i bezsilności nas wszystkich jest porażający. Reportaż uświadomił mi jednak, że żadna suma pieniędzy przekazana na cele charytatywne nie uleczy problemu głodu, dopóki władze nie zaczną myśleć o swoich obywatelach, a sami ludzie nie pozbędą się swoich przyzwyczajeń.
Nie polecam czytać tej książki jako pierwszej o tematyce głodu, bo jest zdecydowanie zbyt ciężka. Uważam jednak, że jej fragmenty są wręcz obowiązkowe, abyśmy poznali prawdziwe oblicze biedy i zachłanności ludzkiej.
O Głodzie Caparrosa dowiedziałam się z innych książek traktujących o problemie głodu i konsumpcji na świecie. Reportaż jest monumentalny i dzieli się na rozdziały poświęcone konkretnym krajom szczególnie borykającym się z głodem. Są to głównie kraje afrykańskie, w których problemy wynikają z podobnych przyczyn i nieco spodziewałam się tego, co tam zastanę. Pozytywnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-10
Muszę przyznać, że nie rozumiem zamysłu tej książki, a tytułowe “nie ma” jest dla mnie bardzo naciągane. Książka składa się z artykułów, mini-reportaży, felietonów, które Szczygieł zebrał i wydał jako książkę. Opowieści nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego, oprócz tego “nie ma”, które autor jakby na ślepo umieszcza gdzieś w tekście. Jest kilka historii, które zapadły mi w pamięć, ale trudno mi przypomnieć sobie całość. Książkę czytałam 2-3 miesiące, bo przeczytanie wszystkiego na raz było zbyt męczące. Mimo że podoba mi się styl pisarski Szczygła, to na dłuższą metę wydaje się przeintelektualizowany. Być może moja ocena byłaby wyższa, gdybym historie czytała oddzielnie w formie felietonów.
Muszę przyznać, że nie rozumiem zamysłu tej książki, a tytułowe “nie ma” jest dla mnie bardzo naciągane. Książka składa się z artykułów, mini-reportaży, felietonów, które Szczygieł zebrał i wydał jako książkę. Opowieści nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego, oprócz tego “nie ma”, które autor jakby na ślepo umieszcza gdzieś w tekście. Jest kilka historii, które zapadły mi w...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-06
Cieszę się, że Nagroda im. Kapuścińskiego zachęciła mnie do zapoznania się z Głuszą Anny Goc. Podobnie jak inni czytający ze wstydem zdałam sobie sprawę, że powielałam wiele stereotypów na temat osób niesłyszących, a moja wiedza na temat ich życia jest na żenująco niskim poziomie. Podoba mi się jak autorka zwraca uwagę na problemy systemowe, jeśli chodzi o funkcjonowanie Głuchych w naszym kraju. Samo zagadnienie niepełnosprawności w ich przypadku jest ciekawe i warte dalszego rozważania. Jedyne, czego mi w tej książce brakuje, to podanie przykładowych rozwiązań na istniejące problemy, ponieważ mam nieodparte wrażenie, że nie wszystko jest winą jedynie osób słyszących. Przykładowo, metoda, w której najpierw uczy się Głuchych polskiego języka migowego, a następnie uczy się ich czytania i pisania w języku polskim, jest aktualnie uznawana za najlepszą. Mimo to autorka przytacza mnóstwo historii dorosłych osób, które znają jedynie język migowy i przez całe dorosłe życie nie uczą się czytania i pisania w języku polskim. Te same osoby decydują się na posiadanie potomstwa, które, jeśli urodzi się słyszące, załatwia samodzielnie wszystkie swoje sprawy, a także sprawy rodziców. Następuje tu u mnie zgrzyt i trochę nie wiem, co autorka chciała przekazać czytającym.
Cieszę się, że Nagroda im. Kapuścińskiego zachęciła mnie do zapoznania się z Głuszą Anny Goc. Podobnie jak inni czytający ze wstydem zdałam sobie sprawę, że powielałam wiele stereotypów na temat osób niesłyszących, a moja wiedza na temat ich życia jest na żenująco niskim poziomie. Podoba mi się jak autorka zwraca uwagę na problemy systemowe, jeśli chodzi o funkcjonowanie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-25
Leszek Cichy, jeden z dwóch pierwszych zdobywców Mount Everestu zimą, opowiada o kulisach tej wyprawy z 1980 roku. Rozpoczyna książkę od krótkiego przedstawienia samego siebie, co daje wgląd w jego motywację do zdobywania najwyższych szczytów. Z książki można się również dowiedzieć, jak wyglądało zdobywanie najwyższej góry świata i ile istnień pochłonęła jeszcze przed 1980. Ten fragment był nieco nudny, ale uważam go za konieczny przed zapoznaniem się z historią wyprawy Cichego i Wielickiego. Ukazuje prawdziwy rozmach przedsięwzięcia i niebezpieczeństwa czyhające na wspinaczy, a tych jest mnóstwo, mimo imponującej liczby zdobywców szczytu. Sam opis przygotowań do wyprawy jest niesamowity z punktu widzenia człowieka XXI wieku, dla którego wyjazd do Nepalu to głównie kwestia pieniężna. Cichy dużo opowiada o relacjach w zespole, narastających niesnaskach między członkami wyprawy, o ambicjach i indywidualnych predyspozycjach. Szczególnie ciekawie się to czyta w kontekście współczesnych wypraw w wysokie góry, o których autorzy opowiadają pod koniec książki. Da się wyczuć rozczarowanie aktualnymi trendami i podejściem wspinaczy, a także komercjalizacją. Mnie osobiście podobało się to zakończenie, bo również uważam, że komercjalizacja nic dobrego górom nie przyniosła, ale rozumiem, że innym ten fragment może nie przypaść do gustu. W książce znajduje się dużo zdjęć i mapek, dlatego polecam czytanie na papierze. Ja czytałam na czytniku i wiele z obrazków było nieczytelnych.
Leszek Cichy, jeden z dwóch pierwszych zdobywców Mount Everestu zimą, opowiada o kulisach tej wyprawy z 1980 roku. Rozpoczyna książkę od krótkiego przedstawienia samego siebie, co daje wgląd w jego motywację do zdobywania najwyższych szczytów. Z książki można się również dowiedzieć, jak wyglądało zdobywanie najwyższej góry świata i ile istnień pochłonęła jeszcze przed 1980....
więcej mniej Pokaż mimo to2023-03-17
Nie polecam, oczekiwałam lepszej historii pokazującej zróżnicowanie amerykańskiego społeczeństwa, a dostałam historię o totalnej patologii, a potem opowieść rodem z amerykańskich filmów o pucybucie zostającym milionerem. Już po kilkudziesięciu stronach odczułam przesyt patologicznych historii o biedzie, alkoholizmie i podejmowaniu złych wyborów. Naprawdę, nie jest to pozycja obowiązkowa dla fanów Stanów Zjednoczonych.
Nie polecam, oczekiwałam lepszej historii pokazującej zróżnicowanie amerykańskiego społeczeństwa, a dostałam historię o totalnej patologii, a potem opowieść rodem z amerykańskich filmów o pucybucie zostającym milionerem. Już po kilkudziesięciu stronach odczułam przesyt patologicznych historii o biedzie, alkoholizmie i podejmowaniu złych wyborów. Naprawdę, nie jest to...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-13
Cieszę się, że Sabała-Zielińska postanowiła zebrać materiały i napisać historię o tych dwóch tatrzańskich wypadkach z 2019 roku. Z ogromnymi wypadkami jest tak, że szybko zaczynają tworzyć się legendy (albo są specjalnie tworzone przez dziennikarzy) i po czasie niemożliwym jest poznanie prawdy. Mam nadzieję, że temu reportażowi mogę zaufać, skoro wywiadów udzielał naczelnik TOPR-u Jan Krzysztof. Autorka nie jest obiektywna, ale nie można jej zarzucić stronnictwa i obwiniania konkretnej strony. Powiedziałabym, że zawsze trzyma stronę TOPR-u, a to wydaje mi się najbardziej uczciwym podejściem. Opisuje ze szczegółami, dzień po dniu, godzina po godzinie, jak rozwijały się akcje ratownicze w Jaskini Wielkiej Śnieżnej i na Giewoncie. Możemy przeczytać opisy ofiar rażenia piorunem, a także wspomnienia ratowników. Sama ta tragedia do dzisiaj mnie prześladuje, gdy wychodzę w góry, a po opisach z reportażu Sabały tym częściej będę zerkać w niebo sprawdzając, czy nie nadchodzi niebezpieczeństwo. Niestety druga część reportażu jest poświęcona żonom i rodzinom ratowników TOPR-u. Szczerze mówiąc nie wiem, co ciekawego miałyby mieć do powiedzenia żony ratowników, skoro wszystkie mówiły, że mają normalne rodziny, one mają prace/biznesy i starają się wieść przeciętne życie mimo pasji ich mężów. Nie liczyłam na skandale, ale dostałam kilkadziesiąt stron wypełnionych zapewnieniami kobiet, że są najzupełniej szczęśliwe, a ich związki są normalne. Rozumiem, że materiału o wypadkach było zbyt mało, aby wydać tylko to w formie książki, ale wolałabym już więcej wywiadów z ofiarami i ratownikami niż otrzymanie takich wypucowanych laurek, które nic nie wniosły do historii.
Cieszę się, że Sabała-Zielińska postanowiła zebrać materiały i napisać historię o tych dwóch tatrzańskich wypadkach z 2019 roku. Z ogromnymi wypadkami jest tak, że szybko zaczynają tworzyć się legendy (albo są specjalnie tworzone przez dziennikarzy) i po czasie niemożliwym jest poznanie prawdy. Mam nadzieję, że temu reportażowi mogę zaufać, skoro wywiadów udzielał naczelnik...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-15
Reportaż Marty Sapały jest bardzo nierówny. Mam wrażenie, że autorka stworzyła go z poszczególnych artykułów i felietonów, przez co całość krąży wokół marnowania żywności, ale za każdym razem w inny sposób. Moim zdaniem brakuje tam logicznego ciągu przyczynowo-skutkowego, który prowadziłby czytelnika przez to zagadnienie. Mimo to reportaż mi się podobał, chyba głównie dzięki stylowi pisarskiemu autorki – gdy Marta Sapała opisuje smak, zapach i fakturę, to ja czuję to jedzenie jakbym sama miała je w rękach. Dlatego na pewno sięgnę po inne jej książki, a widzę, że autorka krąży wokół podobnych tematów ekologii, minimalizmu i konsumpcjonizmu naszego świata.
Co do samej tematyki, to nie ma tam nic zaskakującego. Sapała zastanawia się nad tym, co tak naprawdę jest odpadkiem oraz kiedy nie można mówić o marnowaniu żywności. Porusza temat modnego ruchu zero waste i przytacza różne opinie na jego temat. Podoba mi się takie podejście do tematu marnowania żywności. Za mało wartościowe uznaję historie osób bezdomnych, które, przykro to mówić, ale same doprowadziły do takiego stanu rzeczy. Nie jestem w stanie wzruszyć się czytając o ich trudnych losach, gdy autorka sama przyznaje, że są przemocowcami i alkoholikami.
Chciałabym, aby książka została kiedyś okrojona i przeredagowana, aby czytało się ją przyjemniej, bo uważam, że to ważny głos w dyskusji na temat marnowania pożywienia.
Reportaż Marty Sapały jest bardzo nierówny. Mam wrażenie, że autorka stworzyła go z poszczególnych artykułów i felietonów, przez co całość krąży wokół marnowania żywności, ale za każdym razem w inny sposób. Moim zdaniem brakuje tam logicznego ciągu przyczynowo-skutkowego, który prowadziłby czytelnika przez to zagadnienie. Mimo to reportaż mi się podobał, chyba głównie...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-05-27
Kolejny reportaż otwierający czytelnikom oczy na tragedie rozgrywające się tuż pod naszym nosem. Korea Północna jest tak daleko od Polski, że częściej jest tematem czarnego humoru niż dyskusji nad humanizmem. Dzięki Barbarze Demick możemy zajrzeć za kulisy życia w Korei i przeczytać relacje jej mieszkańców. Reportaż czyta się jak dobrą powieść przygodową, jest tu romans, niebezpieczeństwo, akcja, ludzkie tragedie. Demick nie ocenia swoich bohaterów, tylko zmusza swoich czytelników do zadania sobie pytania: czy ja podzieliłbym się jedzeniem z głodnymi, gdyby dla mnie samego miałoby wtedy nie starczyć.
Nietrudno się domyślić, że ci, którym udało się uciec z Korei Północnej to jednocześnie osoby najbardziej bezwzględne, egoistyczne i sprytne, a jednocześnie wcale nie są to ludzie okrutni. Podejmowali decyzje trudne, ale konieczne do przetrwania i nikt, kto sam tego nie doświadczył, nie ma prawa do ich oceniania.
Bardzo polecam samodzielnie przeczytać reportaż i wyrobić sobie opinię na jego temat.
Kolejny reportaż otwierający czytelnikom oczy na tragedie rozgrywające się tuż pod naszym nosem. Korea Północna jest tak daleko od Polski, że częściej jest tematem czarnego humoru niż dyskusji nad humanizmem. Dzięki Barbarze Demick możemy zajrzeć za kulisy życia w Korei i przeczytać relacje jej mieszkańców. Reportaż czyta się jak dobrą powieść przygodową, jest tu romans,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-07-15
Izbicę oceniłabym wyżej, gdyby nie ewidentne próby wybielenia społeczności żydowskiej przy jednoczesnym oskarżeniu o wszystko Polaków. Podoba mi się skupienie na Żydach z tej jednej miejscowości i przybliżenie ich losów, ponieważ stają się przez to bardziej realni. Na dodatek o Izbicy wiele się nie mówi w polskich szkołach, jednak zupełnie nie mogę zgodzić się z autorem, że temat Holocaustu jest zapomniany albo ignorowany. Wręcz przeciwnie, jest nieustannie obecny w polskich mediach, szkołach i literaturze. Co więcej, poruszanie tematu Holocaustu nie jest proste, ponieważ jako Polacy zawsze możemy zostać oskarżeni o antysemityzm i stereotypizację. Ten reportaż też niełatwo jest skrytykować, skoro tak mocno bazuje na emocjach i wywoływaniu poczucia winy. Przestępstwa Polaków są tam dokładnie uwypuklone, podczas gdy wady Żydów miłosiernie pomijane. Nie na tym polega dobry reportaż, mimo że Rafał Hetman wykonał ogrom pracy, co ogromnie mi się w tej książce podoba.
Nie dziwi mnie, że książka została nominowana do nagrody im. Kapuścińskiego, ale jednocześnie nie dziwi mnie też, że jej nie wygrała. Za dużo emocji i martyrologii, za mało uczciwego podejścia do tematu z empatią dla obu stron.
Izbicę oceniłabym wyżej, gdyby nie ewidentne próby wybielenia społeczności żydowskiej przy jednoczesnym oskarżeniu o wszystko Polaków. Podoba mi się skupienie na Żydach z tej jednej miejscowości i przybliżenie ich losów, ponieważ stają się przez to bardziej realni. Na dodatek o Izbicy wiele się nie mówi w polskich szkołach, jednak zupełnie nie mogę zgodzić się z autorem, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-08-02
Znam inną książkę Demick - Światu nie mamy czego zazdrościć - i do tej pozycji podchodziłam z dużymi oczekiwaniami. Rozczarowałam się, ale to pierwszy reportaż autorki, więc zrozumiałe, że dopiero się wprawiała.
Demick opisuje losy mieszkańców jednej ulicy w Sarajewie. Ich życia układają się różnie, niektórzy je tracą, inni zyskują nowe wyjeżdżając z kraju. Czytelnik poznaje codzienne zwyczaje sarajewian żyjących w nieustannym strachu przed kolejnym ostrzałem. Jak funkcjonować, gdy wyprawa po jedzenie może zakończyć się śmiercią?
Samo skupienie się na losach jednego miejsca było ciekawe, ale reportaż sam w sobie był nieco nudny i monotonny. Po pewnym czasie kolejne tragedie przestają robić wrażenie, a sama opowieść robi się mało dynamiczna. Brakowało mi tam momentów kulminacyjnych, które czyta się z zapartym tchem. Tutaj fabuła jest płaska, emocje są dozowane po równo przez całą książkę.
Moim zdaniem można ominąć ten reportaż bez większego żalu.
Znam inną książkę Demick - Światu nie mamy czego zazdrościć - i do tej pozycji podchodziłam z dużymi oczekiwaniami. Rozczarowałam się, ale to pierwszy reportaż autorki, więc zrozumiałe, że dopiero się wprawiała.
Demick opisuje losy mieszkańców jednej ulicy w Sarajewie. Ich życia układają się różnie, niektórzy je tracą, inni zyskują nowe wyjeżdżając z kraju. Czytelnik...
2023-02-20
To niewygodny reportaż dla nas, żyjących na Zachodzie. Autor odwiedza boliwijską kopalnię srebra i cyny, w której ludzie pracują kując skałę młotami i rozsadzając ją laskami dynamitu. To nie XIX wiek, tylko nasze stulecie, a cyna z Boliwii jest potrzebna do naszych nowych telefonów.
Historia krąży wokół niepełnej rodziny dony Rosy i jej dwóch niepełnoletnich córek. Wszystkie trzy muszą pracować w kopalni, aby przeżyć, chociaż czasem nawet to nie wystarcza. Autor nakreśla bogate tło historyczne, aby ukazać obłudę i korupcję polityków, na którą bardziej rozwinięte kraje patrzą przez palce, bo w końcu potrzebujemy taniej cyny. Oprócz tego są poruszone wątki alkoholizmu, agresji seksualnej, biedy, patriarchatu i chorób zawodowych.
W końcu jest też ona - Cerro Rico - góra-kopalnia, boliwijska matka, Pachamama zapładniana przez bożka Wujka, aby dawała więcej minerałów. Personifikacja upodlonej kobiety boliwijskiej. Góra wręcz mistyczna, ocieniająca życia wszystkich mieszkańców okolicznych miasteczek. Góra żywicielka i kat.
Reportaż jest krótki, a otwiera oczy na kolejne problemy Ameryki Południowej i globalnego biznesu. Wart przeczytania, aby uświadomić sobie kto płaci cenę za naszą tanią elektronikę.
To niewygodny reportaż dla nas, żyjących na Zachodzie. Autor odwiedza boliwijską kopalnię srebra i cyny, w której ludzie pracują kując skałę młotami i rozsadzając ją laskami dynamitu. To nie XIX wiek, tylko nasze stulecie, a cyna z Boliwii jest potrzebna do naszych nowych telefonów.
Historia krąży wokół niepełnej rodziny dony Rosy i jej dwóch niepełnoletnich córek....
2023-01-19
To mógł być artykuł. Autor zaczyna od przedstawienia tytułowej tragedii w zoo - rozszarpaniu opiekunki przez jej stado wilków - a następnie szczegółowo analizuje powody. Sama nie mam zwierząt i odczuwam przed nimi duży lęk, ale bardzo podobały mi się opowieści o tym jak ludzie opiekują się dzikimi zwierzętami. Okazuje się, że teorii jak powinno się z nimi postępować jest mnóstwo i wcale nie jest oczywistym, która jest najbardziej poprawna. Nie sądziłam, że jest to tak rozgałęziona dziedzina wiedzy. Reportaż pokazuje jednocześnie jak często łamie się reguły w ogrodach zoologicznych i jak dużo jest osób, którym wydaje się, że wiedzą więcej od innych.
Ogromnym minusem reportażu jest jego wielowątkowość. Autor próbuje nakreślić bardzo szerokie tło historyczne i cofa się momentami o kilkaset lat, aby opowiedzieć całą historię wilków w Skandynawii. Czułam się przytłoczona faktami i znudzona tą opowieścią. Na dodatek postać autora jest bardzo obecna w reportażu, co dla mnie zawsze jest wadą. Nie interesuje mnie co autor reportażu sam myśli o tej sytuacji ani dokąd jeździ z dziećmi na wakacje.
Nie jest to reportaż, który poleciłabym komukolwiek.
To mógł być artykuł. Autor zaczyna od przedstawienia tytułowej tragedii w zoo - rozszarpaniu opiekunki przez jej stado wilków - a następnie szczegółowo analizuje powody. Sama nie mam zwierząt i odczuwam przed nimi duży lęk, ale bardzo podobały mi się opowieści o tym jak ludzie opiekują się dzikimi zwierzętami. Okazuje się, że teorii jak powinno się z nimi postępować jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-26
Historia tragedii na przełęczy Diatłowa fascynuje mnie od kiedy o niej usłyszałam. Nie jestem spiskowcem, który wierzy w siły nadprzyrodzone, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że za śmiercią tych młodych ludzi czai się coś niezwykłego. Najwidoczniej nie tylko mnie ta historia emocjonuje - autorka reportażu dokładnie tłumaczy jak doszło do wielu nieporozumień w trakcie śledztwa i jak trudno jest po latach dociec prawdy. Reportaż opowiada nie tylko historię tragedii oraz śledztwa, lecz również obrazuje chorą biurokratyzację ZSRR. Opowieść jest przerażająca nie tylko ze względu na swoją tajemniczość, ale przede wszystkim ze względu na bezradność rodziców ofiar wypadku.
Od reportażu trudno się oderwać i mimo że nie epatuje wcale krwawymi szczegółami, to po przeczytaniu trudno było mi się otrząsnąć z poczucia niepokoju i zagrożenia.
Historia tragedii na przełęczy Diatłowa fascynuje mnie od kiedy o niej usłyszałam. Nie jestem spiskowcem, który wierzy w siły nadprzyrodzone, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że za śmiercią tych młodych ludzi czai się coś niezwykłego. Najwidoczniej nie tylko mnie ta historia emocjonuje - autorka reportażu dokładnie tłumaczy jak doszło do wielu nieporozumień w trakcie...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-09-05
Nie wiem jak to się stało, że tak olbrzymie ludobójstwo przeszło bez echa w polskiej edukacji. Dopóki nie przeczytałam reportażu Tochmana o Rwandzie w 1994 roku nie wiedziałam nic. Rwanda była dla mnie tylko kolejnym z licznych afrykańskich państw, których nie potrafię umiejscowić na mapie. Tochman przybliża nam ten region w taki sposób, że nie da się już o nim zapomnieć. Na początku wydawało mi się, że autor epatuje opisami brutalnych tortur, szczególnie tych na kobietach, i książka ma szokować. Dopiero pod koniec zrozumiałam, że być może chciał uzmysłowić Europejczykom skalę zbrodni. W Polsce jesteśmy skupieni na Holocauście i do tej pory w moich myślach nie postało, że mogłaby być większa katastrofa humanitarna. Tymczasem ona się wydarzyła tak niedawno, w epoce masowo dostępnych lotów samolotami, zalążków internetu i wolności.
Reportaż pozostawił mnie zszokowaną i przygnębioną, jak niewiele trzeba było, żeby sąsiad obrócił się przeciwko sąsiadowi.
Nie wiem jak to się stało, że tak olbrzymie ludobójstwo przeszło bez echa w polskiej edukacji. Dopóki nie przeczytałam reportażu Tochmana o Rwandzie w 1994 roku nie wiedziałam nic. Rwanda była dla mnie tylko kolejnym z licznych afrykańskich państw, których nie potrafię umiejscowić na mapie. Tochman przybliża nam ten region w taki sposób, że nie da się już o nim zapomnieć....
więcej mniej Pokaż mimo to2022-06-12
2022-05-04
Książka zaczyna się słabo, potem rozwija się w całkiem porządny kawałek historii TOPR-u. Ze względu na to, że jest mnóstwo pozytywnych opinii, to ja dla odmiany opowiem trochę o słabych stronach tego reportażu.
Beata Sabała-Zielińska musi się podkochiwać w ratownikach TOPR-u, bo nieustannie nawiązuje do tego, jak popularni są oni wśród kobiet. Pochodzę z nizin, więc może nie czuję tego uwielbienia dla ratowników, ale myślę, że to lekka przesada, żeby pisać, że turystki praktycznie zostawiają swoich partnerów, żeby polecieć za “czerwonymi polarami”. Zupełnie niesmaczne są już wzmianki o życiu intymnym ratowników, które według autorki jest burzliwe i namiętne. Co to ma wspólnego z tematem książki?
Dziennikarka opowiada o początkach organizacji jako odgałęzienia GOPR-u i problemach z tym związanych. Samo nakreślenie tła historycznego było bardzo ciekawe, ale już subtelne obrażanie ratowników GOPR-u nie bardzo. Niby autorka pisze, że wszyscy członkowie tego typu organizacji to profesjonaliści i zasługują na szacunek, ale jednak pojawia się zdanie, że każdy goprowiec chciałby, aby nazywano go toprowcem (sic!). Ciekawe, co na to sami zainteresowani.
Sabała-Zielińska bardzo lubi też wtrącać swoje trzy grosze do każdej relacji ratowników. Reportaż składa się z wypowiedzi ratowników oraz tła historycznego i o ile krytyczne wypowiedzi ratowników czyta się z zaciekawieniem i przyjemnością, to wstawki autorki są według mnie zbędne. Jako dziennikarka nie jest ona autorytetem w sprawach górskich, więc jej krytyczne komentarze są nie na miejscu. Co ciekawe, jest tam też sporo krytyki dziennikarzy, którzy nie potrafią się zachować, nie rozumieją powagi sytuacji, ale naturalnie nie tyczy się to autorki.
Nie odpowiada mi wyśmiewanie się z turystów. Język tego reportażu jest bardzo mocno nacechowany, co uważam za nieprofesjonalne. Gdyby krytyka/żartowanie znajdowało się w cytatach ratowników, to nie miałabym z tym problemu, ale te kwestie znajdują się zwykle we fragmentach z narracją autorki. Po przeczytaniu tej książki odniosłam wrażenie, że nikt nie jest wystarczająco godny, aby chodzić po Tatrach. Pójdziesz nieprzygotowany? Źle. Kupisz sobie nowy sprzęt w Decathlonie i pójdziesz na szlak? Zwyzywają od ceprów i wyśmieją błyszczące raczki. Nie dogodzisz.
Polecam za to drugą część tego reportażu, w którym jest już zdecydowanie mniej prywaty.
Książka zaczyna się słabo, potem rozwija się w całkiem porządny kawałek historii TOPR-u. Ze względu na to, że jest mnóstwo pozytywnych opinii, to ja dla odmiany opowiem trochę o słabych stronach tego reportażu.
więcej Pokaż mimo toBeata Sabała-Zielińska musi się podkochiwać w ratownikach TOPR-u, bo nieustannie nawiązuje do tego, jak popularni są oni wśród kobiet. Pochodzę z nizin, więc może...