-
ArtykułyZbliżają się Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie! Oto najważniejsze informacjeLubimyCzytać2
-
ArtykułyUrban fantasy „Antykwariat pod Salamandrą”, czyli nowy cykl Adama PrzechrztyMarcin Waincetel1
-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński7
Biblioteczka
2024-04-15
2024-04-13
2024-03-26
2024-01-29
2024-03-02
Taki francuski Paulo Coelho. Mnóstwo tandetnych metafor i porównań. Sceny erotyczne tak żenujące, że wstyd mi było czytać w komunikacji publicznej, bo jeszcze ktoś zajrzałby mi przez ramię i to zobaczył. Główny bohater, pewnie zupełnie przypadkowo przypominający autora książki, jedzie po białej Francji jak po łysej kobyle. Druga połowa książki lepsza od pierwszej, bo akcja z głównego bohatera przeniosła się na retrospekcje innej bohaterki. Tylko to pomogło mi dobrnąć do końca tego wątpliwej jakości dzieła. Jak coś takiego mogło otrzymać nagrodę Goncourtów? Nie wiem.
Na plus ciekawe zabiegi narracyjne i dużo nawiązań do literatury europejskiej i afrykańskiej. Widać, że autor książki jest oczytany i umie żonglować nawiązaniami. Szkoda, że nie mógł się powstrzymać przed egzaltacją i wulgarnością.
Taki francuski Paulo Coelho. Mnóstwo tandetnych metafor i porównań. Sceny erotyczne tak żenujące, że wstyd mi było czytać w komunikacji publicznej, bo jeszcze ktoś zajrzałby mi przez ramię i to zobaczył. Główny bohater, pewnie zupełnie przypadkowo przypominający autora książki, jedzie po białej Francji jak po łysej kobyle. Druga połowa książki lepsza od pierwszej, bo akcja...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-05
Kameliowy sklep papierniczy to urocza, ale naiwna i prosta historia o młodziutkiej właścicielce sklepu papierniczego, który o wiele częściej służy za punkt pisania listów na zamówienie. To na pewno nie jest książka dla każdego, bo poziom słodkości bije tam rekordy. Lubię takie powieści o codzienności, rutynie, cieszeniu się każdym dniem, ale nawet dla mnie ta historia to już była przesada. Największą jej zaletą są opisy kaligrafii - bohaterka opowiada czemu wybiera dany kolor tuszu oraz przyrząd do pisania, a także wspomina swoje początki w tej sztuce. Nie rozumiem, czemu listy pisane przez bohaterkę są tak kiepskiej jakości. Być może to różnica kulturowa i dla Japończyków ich treść jest zupełnie wystarczająca.
Kameliowy sklep papierniczy to urocza, ale naiwna i prosta historia o młodziutkiej właścicielce sklepu papierniczego, który o wiele częściej służy za punkt pisania listów na zamówienie. To na pewno nie jest książka dla każdego, bo poziom słodkości bije tam rekordy. Lubię takie powieści o codzienności, rutynie, cieszeniu się każdym dniem, ale nawet dla mnie ta historia to...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-05-17
2024-02-11
Książka zaczyna się słabo, potem rozwija się w całkiem porządny kawałek historii TOPR-u. Ze względu na to, że jest mnóstwo pozytywnych opinii, to ja dla odmiany opowiem trochę o słabych stronach tego reportażu.
Beata Sabała-Zielińska musi się podkochiwać w ratownikach TOPR-u, bo nieustannie nawiązuje do tego, jak popularni są oni wśród kobiet. Pochodzę z nizin, więc może nie czuję tego uwielbienia dla ratowników, ale myślę, że to lekka przesada, żeby pisać, że turystki praktycznie zostawiają swoich partnerów, żeby polecieć za “czerwonymi polarami”. Zupełnie niesmaczne są już wzmianki o życiu intymnym ratowników, które według autorki jest burzliwe i namiętne. Co to ma wspólnego z tematem książki?
Dziennikarka opowiada o początkach organizacji jako odgałęzienia GOPR-u i problemach z tym związanych. Samo nakreślenie tła historycznego było bardzo ciekawe, ale już subtelne obrażanie ratowników GOPR-u nie bardzo. Niby autorka pisze, że wszyscy członkowie tego typu organizacji to profesjonaliści i zasługują na szacunek, ale jednak pojawia się zdanie, że każdy goprowiec chciałby, aby nazywano go toprowcem (sic!). Ciekawe, co na to sami zainteresowani.
Sabała-Zielińska bardzo lubi też wtrącać swoje trzy grosze do każdej relacji ratowników. Reportaż składa się z wypowiedzi ratowników oraz tła historycznego i o ile krytyczne wypowiedzi ratowników czyta się z zaciekawieniem i przyjemnością, to wstawki autorki są według mnie zbędne. Jako dziennikarka nie jest ona autorytetem w sprawach górskich, więc jej krytyczne komentarze są nie na miejscu. Co ciekawe, jest tam też sporo krytyki dziennikarzy, którzy nie potrafią się zachować, nie rozumieją powagi sytuacji, ale naturalnie nie tyczy się to autorki.
Nie odpowiada mi wyśmiewanie się z turystów. Język tego reportażu jest bardzo mocno nacechowany, co uważam za nieprofesjonalne. Gdyby krytyka/żartowanie znajdowało się w cytatach ratowników, to nie miałabym z tym problemu, ale te kwestie znajdują się zwykle we fragmentach z narracją autorki. Po przeczytaniu tej książki odniosłam wrażenie, że nikt nie jest wystarczająco godny, aby chodzić po Tatrach. Pójdziesz nieprzygotowany? Źle. Kupisz sobie nowy sprzęt w Decathlonie i pójdziesz na szlak? Zwyzywają od ceprów i wyśmieją błyszczące raczki. Nie dogodzisz.
Polecam za to drugą część tego reportażu, w którym jest już zdecydowanie mniej prywaty.
Książka zaczyna się słabo, potem rozwija się w całkiem porządny kawałek historii TOPR-u. Ze względu na to, że jest mnóstwo pozytywnych opinii, to ja dla odmiany opowiem trochę o słabych stronach tego reportażu.
Beata Sabała-Zielińska musi się podkochiwać w ratownikach TOPR-u, bo nieustannie nawiązuje do tego, jak popularni są oni wśród kobiet. Pochodzę z nizin, więc może...
2024-02-14
Opowiadania Urszuli Honek wyraźnie łączą się w opowieść o mieszkańcach pewnej zapomnianej przez świat małej miejscowości. Akcja opowiadań rozgrywa się mniej więcej w latach 80/90, ale trudno jest to jednoznacznie określić, bo na wsi czas jakby się zatrzymał. Bohaterowie opowiadań to prości ludzie, którzy mentalnie nie mogą wydostać się z miejsca, w którym dorastali. W opowiadaniach dużo jest normalnych ludzkich dramatów, jak np. utrata całego dobytku, śmierć dziecka, kalectwo, bieda, rozczarowanie życiem. Wszystko w tych opowiadaniach przesiąknięte jest atmosferą śmierci, rozkładu i nadciągającej tragedii. Uważam, że opowiadania są bardzo nierówne - niektóre są cudownie tajemnicze z zawoalowaną tragedią czyhającą za rogiem. Inne są zbyt proste, jakby autorce trochę już brakowało czasu i cierpliwości na budowanie klimatu.
Dopiero po przeczytaniu opowiadań dowiedziałam się, że Urszula Honek jest poetką, a to wiele wyjaśnia w kwestii języka. Jej zabiegi lingwistyczne uważam niestety za dość nietrafione. Z jednej strony bohaterowie używają prostego, a wręcz prostackiego języka, a z drugiej znikąd mówią poetyckim językiem i stosują metafory. Brzmi to bardzo niespójnie. Autorce mam jeszcze do zarzucenia tani chwyt seksualizowania kobiet. Prawie w każdym opowiadaniu pojawiają się niewybredne komentarze albo aluzje do gwałtu. Wiem, że padają one z ust niewykształconych i dość prostackich mężczyzn, ale nie zmienia to faktu, że te sceny nic nie zmieniają w fabule. Chciałabym, aby współczesnych pisarzy stać było na napisanie dobrej powieści bez uprzedmiotowienia (zawsze tylko) kobiet.
Opowiadania Urszuli Honek wyraźnie łączą się w opowieść o mieszkańcach pewnej zapomnianej przez świat małej miejscowości. Akcja opowiadań rozgrywa się mniej więcej w latach 80/90, ale trudno jest to jednoznacznie określić, bo na wsi czas jakby się zatrzymał. Bohaterowie opowiadań to prości ludzie, którzy mentalnie nie mogą wydostać się z miejsca, w którym dorastali. W...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-23
To dobra powieść obyczajowa, nie romans. Mogłoby się wydawać, że Wiliam i Julia staną się głównym tematem książki, ale są raczej osią, wokół której kręcą się losy pozostałych, równie ważnych postaci.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że całość jest napisana w lekko baśniowy sposób. Aż chciałoby się, aby autorka poszła właśnie w tym kierunku, tworząc postaci żyjące w realnym świecie, ale żyjące według swoich baśniowych reguł. Trochę jak realizm magiczny. Tego zabiegu jednak nie ma i działania oraz dialogi bohaterów wydają mi się nieprawdziwe i mało prawdopodobne.
Podoba mi się poruszenie cięższej tematyki, ale traktowanie tego jak elementu życia, a więc czytamy o nieprzepracowaniu straty dziecka, wyminięciu się oczekiwań pary, zbyt wczesnego wchodzenia w dorosłość.
Mogę polecić tę książkę, bo mimo swoich wad nie jest to czytadło, o którym się zaraz zapomni.
To dobra powieść obyczajowa, nie romans. Mogłoby się wydawać, że Wiliam i Julia staną się głównym tematem książki, ale są raczej osią, wokół której kręcą się losy pozostałych, równie ważnych postaci.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że całość jest napisana w lekko baśniowy sposób. Aż chciałoby się, aby autorka poszła właśnie w tym kierunku, tworząc postaci żyjące w realnym...
2024-01-03
Druga część sagi o rodzinie Forsyte’ów spodobała mi się o wiele bardziej niż pierwsza. To ścisła kontynuacja losów bohaterów z pierwszej części, akcja dzieje się po kilku latach od zamknięcia pierwszego tomu, ale z łatwością można przypomnieć sobie tamte wydarzenia. Na pierwszy plan wychodzi trzech panów Joylonów oraz Soames. Ten ostatni wydaje mi się najciekawszą i najbardziej skomplikowaną postacią, więc polecam zwrócić uwagę na jego czyny oraz ich motywację. Nie mogę doczekać się trzeciego tomu oraz dalszego rozwijania jego charakteru. Irena pozostaje piękną, inteligentną kobietą, którą naturalnie muszą podziwiać wszyscy naokoło niej. Więcej głosu dostają za to pozostali członkowie rodziny, którzy jak grecki chór w dramatach komentują pierwszoplanowe wydarzenia. Cieszy mnie, że drugi tom również jest napisany z przymrużeniem oka i można znaleźć tam wiele poetycznych opisów i filozoficznych rozważań, przy których miło jest zatrzymać się na dłużej i samemu się nad nimi zastanowić. Według mnie to idealny melanż lekkiej obyczajówki oraz powieści o życiu.
Druga część sagi o rodzinie Forsyte’ów spodobała mi się o wiele bardziej niż pierwsza. To ścisła kontynuacja losów bohaterów z pierwszej części, akcja dzieje się po kilku latach od zamknięcia pierwszego tomu, ale z łatwością można przypomnieć sobie tamte wydarzenia. Na pierwszy plan wychodzi trzech panów Joylonów oraz Soames. Ten ostatni wydaje mi się najciekawszą i...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-13
To nie jest reportaż pisany oczami dziennikarza przebywającego na co dzień z himalaistami w obozie pod K2, bo Piotr Trybalski nie poleciał na tę wyprawę. Nie jest to też reportaż o ostatniej wyprawie Polaków na zimowe K2, bo przez pierwszych ponad 100 stron autor streszcza historię himalaizmu na świecie, a następnie przepisuje do książki to, co sam wyczytał na portalach informacyjnych. Po tym, jak autor napisał, że jego udział w wyprawie został anulowany, zaczęłam się zastanawiać o czym jest w takim razie ten reportaż na blisko 500 stron. Na początku myślałam, że będzie pełen anegdot i szczegółów życia w himalajskiej bazie, na co ostrzyłam sobie zęby, bo jest to świat tak inny od nizinnego. Cóż bardziej mylnego. Jakby dla podkreślenia, że jest dziennikarzem bliższym himalaistom niż jakikolwiek inny dziennikarz sportowy w Polsce, Trybalski umieszcza swoją osobę wszędzie. A więc dowiadujemy się, że rano w łóżku czyta informacje o wyprawie, popijając jednocześnie herbatę. Wiemy, że był kiedyś w Argentynie, bo porównuje krakowską kawiarnię, w której spotkał Kacpra Tekielego, do jakiegoś argentyńskiego przybytku. Domyślamy się, że czuje się bardzo skrzywdzony anulowaniem lotu, bo mimo że najnowsze wiadomości o wyprawie poznaje z internetu, to jednak czuje się lepszy i ważniejszy od tego motłochu, który ma czelność dyskutować nad wartością wydawania publicznych pieniędzy na wspinanie się w Himalajach.
Szkoda bardzo, że reportaż to pean na cześć naszych himalaistów, skoro oni sami stwierdzili, że popełnili wiele błędów i przyznali się, że postęp technologiczny rozleniwił ich do tego stopnia, że nie chciało im się wręcz wychodzić w góry. Piotr Trybalski niestety nie jest obiektywnym dziennikarzem, za bardzo sam jest osadzony w górskim środowisku, aby poddawać w wątpliwość bohaterstwo naszych Lodowych Wojowników. Uważam też, że to książka dobra dla kogoś, kto po raz pierwszy styka się z polskim himalaizmem, bo wstęp jak w Wikipedii tłumaczy, czemu zimowe zdobycie K2 było tak ważne dla Polaków. Odradzam ten reportaż, jeśli ktoś jest bardziej obeznany z tematem, bo ja wynudziłam się niemiłosiernie.
To nie jest reportaż pisany oczami dziennikarza przebywającego na co dzień z himalaistami w obozie pod K2, bo Piotr Trybalski nie poleciał na tę wyprawę. Nie jest to też reportaż o ostatniej wyprawie Polaków na zimowe K2, bo przez pierwszych ponad 100 stron autor streszcza historię himalaizmu na świecie, a następnie przepisuje do książki to, co sam wyczytał na portalach...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dwa ostatnie tomy Opowieści uznaję za dorównujące albo nawet nieco przewyższające dwa pierwsze. Opowieści ze Wschodu przypominają charakterem te Północne. Ponownie mamy grupę wojowników, która ratuje siebie i innych przed najeźdźcami. Historie są wzruszające i w ciekawy sposób ocierają się o politykę i etykę.
Historie z Zachodu mają z kolei jednego głównego bohatera - złodzieja Altsina. Ta część książki jest o wiele bardziej brutalna i przerażająca. Jest tam obecna polityka, ale też fanatyzm religijny. Fascynujące połączenie.
Podobnie jak w "Północ - Południe", najsłabszym elementem są postacie kobiece i relacje damsko-męskie. Wegner tworzy do bólu stereotypowe postaci kobiece i trudno jest mi to mu wybaczyć. Jego bohaterki to albo waleczne chłopczyce, albo biuściaste głuptaski. Gdyby nie to, powieść byłaby naprawdę dobra.
Dwa ostatnie tomy Opowieści uznaję za dorównujące albo nawet nieco przewyższające dwa pierwsze. Opowieści ze Wschodu przypominają charakterem te Północne. Ponownie mamy grupę wojowników, która ratuje siebie i innych przed najeźdźcami. Historie są wzruszające i w ciekawy sposób ocierają się o politykę i etykę.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toHistorie z Zachodu mają z kolei jednego głównego bohatera -...