Kościół wczesnego średniowiecza

Okładka książki Kościół wczesnego średniowiecza Henri Daniel-Rops
Okładka książki Kościół wczesnego średniowiecza
Henri Daniel-Rops Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy PAX powieść historyczna
700 str. 11 godz. 40 min.
Kategoria:
powieść historyczna
Tytuł oryginału:
L'église des temps barbares
Wydawnictwo:
Instytut Wydawniczy PAX
Data wydania:
1969-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1969-01-01
Liczba stron:
700
Czas czytania
11 godz. 40 min.
Język:
polski
Tłumacz:
Przekład zbiorowy
Tagi:
historia Kościoła średniowiecze
Średnia ocen

8,0 8,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
8,0 / 10
2 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
611
568

Na półkach:

Uwagi dotyczące poprzedniej części pasują i tutaj. Widać brak konsekwencji połączony z wprowadzaniem własnej terminologii.
Autor potępia Justyniana za mieszanie w teologii. Między innymi:
„Dzięki zręcznej machinacji – albo uważanej za taką – przeprowadzonej przez cesarzową i generała zostaje wówczas wprowadzony na tron papieski Wigiliusz (538–555) uchodzący za człowieka, który w mniejszym lub większym stopniu maczał palce w sprawie przeciw Sylweriuszowi. Jednakże czy to dlatego, że łaska konsekracji papieskiej go oświeciła, czy że trudności spowodowane wówczas w Italii przez Gota Totilę otworzyły mu oczy, Wigiliusz, zamiast być powolnym narzędziem polityki cesarskiej, okazał się człowiekiem w granicach swych możliwości niezależnym. Najpierw nie zgodził się na potępienie "Trzech rozdziałów". Wezwany ostrym rozkazem cesarskim do Bizancjum, ustąpił. Po powrocie do Rzymu cofnął swe potępienie właśnie wówczas, gdy Justynian jeszcze bardziej uczepił się swojej myśli. Zwołany w Konstantynopolu sobór pod "ochroną" oddziałów bizantyńskich [553] przygotował się do oficjalnego zatwierdzenia doktryn cesarskich, ciągle w nadziei – złudnej – że uda się monofizytów doprowadzić do jedności, kiedy Wigiliusz po raz drugi stanął temu na przeszkodzie. I wtedy doszło do takiego widowiska, że papieża wyciągnęli żołnierze z kościoła, do którego się schronił, ciągnąc go za nogi, włosy i brodę (tak gwałtownie, że ołtarz, którego się uchwycił, zawalił się!). Zmuszony do ucieczki, schronił się w Chalcedonie, gdzie niepokoili go wysłannicy władcy, który domagał się od niego podporządkowania. W końcu papież, chory i u kresu sił, zatwierdził wreszcie decyzje soboru, który odbył się bez niego i wbrew jego woli... Bolesna ta sprawa zostawiła swój ślad w historii Kościoła, ponieważ wielu biskupów odmówiło przyjęcia postanowień tego osobliwego soboru, a wynikiem tego były różne lokalne i długotrwałe schizmy. Równocześnie monofizyci oświadczyli ironicznie, że uczynione im ustępstwa są za małe, i okazywali taką zuchwałość, że rozdrażniony Justynian musiał rozpocząć przeciw nim prawdziwe prześladowania. Do takiego właśnie chaosu doprowadził cezaropapizm bizantyński.” (s. 165n)
Trzeba by tu wyjaśnić czym były „Trzy rozdziały”, jednak długie to i zawiłe.
Równocześnie Justynian zasługuje na pochwałę z powodu kodyfikacji prawa rzymskiego. „Daje się w tym już dostrzec wpływ chrześcijaństwa. Był on widoczny we wszystkich tekstach. Nie tylko "Corpus iuris" był wydany "w imię Pana Naszego Jezusa Chrystusa", ale kodeks wyraźnie uznawał wiarę katolicką za podstawę porządku prawnego, to znaczy cywilizacji. Nowy, dający się zauważyć, jego duch był duchem chrześcijańskim. Już poprzednicy Justyniana, od czasu gdy przyjęli chrześcijaństwo, to znaczy od Konstantyna, kroczyli tą drogą i niektóre ich decyzje przenika duch ewangeliczny. Ta tendencja była jeszcze wyraźniejsza w monumentalnym dziele prawniczym z VI wieku. Słusznie więc "Kodeks" i uzupełniające go załączniki należy zaliczyć na chwałę Justyniana.” (s. 153) Zgadzając się z wielkim wpływem prawa rzymskiego na dzieje przynajmniej Europy, należałoby zapytać, co budzi taki zachwyt, wszystkie bowiem „osiągnięcia” tego prawa z niewolnictwem włącznie czy przypisaniem do ziemi „wolnych” osadników zostały w kodyfikacji utrzymane, co autorowi jakoś umknęło.

Przed omówieniem obrazoburstwa zauważa :
„Cześć oddawana obrazom stała się tak przesadna, że budziła wprost niepokój. Jeżeli trzeba było złożyć przysięgę, składało się ją na ikonę.” (s. 318, kawałek dłuższego wywodu)
Coś w tym jest.
Prawosławny myśliciel Paweł „Evdokimov zaznacza, że ikonoklazm zrodził się w samym Kościele, w prawosławnym monastycyzmie – duchowej i intelektualnej elicie swoich czasów. W Kościele rozprzestrzeniały się bardzo dziwne formy kultu świętych przedstawień – ikonolatrii (np. wierni odnosili się do ikon jak do żywych postaci; brali je za świadków podczas chrztu, przy składaniu ślubów zakonnych, w sądzie). Te zjawiska zatrwożyły obrońców ortodoksji, zwłaszcza w nowej sytuacji Kościoła, w epoce po Konstantynie Wielkim, gdy potrzebne były nowe środki katechizacji, zrozumiałe dla zwykłych ludzi, a ikona okazała się jednym z najbardziej skutecznych. Jednocześnie za jej pośrednictwem dokonywał się proces folkloryzacji wiary, wnoszący do tradycji Kościoła obce elementy i obce zwyczaje.” (Agnieszka Doda „Inwazja ikonoklastów” Poznań 2012, s. 201)

„Bardziej niż jakikolwiek z konfliktów religijnych, które od początku rozdzierały chrześcijański Wschód, spór o cześć obrazów był często przez historyków zachodnich uważany za spór absurdalny, w którym księża i zakonnicy skakali sobie do oczu z powodu nic nie znaczących szczegółów, za typowy objaw "bizantynizmu". Myśleć w ten sposób, to znaczy skazać siebie na niezrozumienie, o jak poważne sprawy chodziło w tym długim dramacie, to znaczy zupełnie nie rozumieć sił, które wstrząsnęły samymi podstawami społeczeństwa i państwa bizantyńskiego. Obrazoburstwo – "kierunek przeciwny czci obrazów" – było w rzeczywistości przyczyną konfliktu, w którym cesarstwo wschodnie omal całkowicie się nie rozpadło, w którym stanęli przeciw sobie z jednej strony władcy, wojska i kraje Wschodu, z drugiej – popierani przez papieży mnisi i Zachód. Z punktu widzenia doktrynalnego obrazoburstwo miało mniejsze znaczenie niż wielkie wypaczenia arianizmu. nestorianizmu, monofizytyzmu, ale ujawniło tyle namiętności i wystąpiło w jakich okolicznościach, że musiało być bardziej szkodliwe niż najgorsze herezje.” (s. 319)
Podane „wyjaśnienie” dobrze, iż wzięte w cudzysłów, wprowadza zamęt. Zwykle co prawda w słownikach obrazoburstwo jest tak „wyjaśniane” („zwalczanie kultu obrazów” itp.),lecz nagminność błędu nie stanowi usprawiedliwienia. Tak samo wyżej, lecz bez cudzysłowu niedorzeczne połączenie „spór o cześć obrazów”, skoro chodziło o ich istnienie. Z odmowy „czci” (cokolwiek miałoby to znaczyć, o czym niżej) nie wynika konieczność ich niszczenia, a na tym przecież obrazoburstwo polega, co widać po etymologii εἰκονοκλάσμα od εἰκών (obraz) i κλάω (łamię, burzę). Czego przykłady autor podaje dalej, bez zastanowienia, że sobie przeczy.

„Dlaczego wielki cesarz Leon III Izauryjczyk, który w 718 zdecydowanie zatrzymał pochód islamu u wrót Konstantynopola, a po dziesięciu latach wyparł muzułmanów z Azji Mniejszej, ten Leon Odnowiciel, włożył kij w to mrowisko? Zawile są motywy jego decyzji. Wystąpiły tu przede wszystkim powody natury religijnej: cała ta część chrześcijaństwa, która gwałtownie przeciwstawiała się nestorianizmowi, wolała od obrazów Chrystusa i świętych zwierzęcy łub roślinny symbolizm oraz splatane ozdobne ornamenty. Czyż przedstawianie Chrystusa nie jest podkreśleniem ludzkiej strony Jego istoty, oddzieleniem w Nim dwóch natur? To wrogie nastawienie w stosunku do obrazów wspierały zresztą wpływy żydowskie i muzułmańskie.” (tamże)
Słusznie podkreśla przyczyny wewnątrzchrześcijańskie (vide supra),zbędne natomiast wplątuje inne „wpływy”.
Wprawdzie również Ostrogorski uznaje obrazoburstwo za mixtum compositum „przedziwna mieszanina różnorodnych elementów : z jednej strony wierzeń chrześcijaństwa, spragnionego najwyższych wartości duchowych, a z drugiej zarówno doktryn sekciarskich, jak i dawnych heretyckich koncepcji chrystologicznych, a wreszcie pojęć zupełnie obcych, jak judaizm a zwłaszcza islam.” („Dzieje Bizancjum” 1968 s. 150, tłum. Halina Ebert – Kappesowa) Jednak uzasadnia to osobliwie: „Prześladowania Żydów za panowania Leona III – a prześladowania religijne były raczej rzadkim zjawiskiem w Bizancjum – zdają się wskazywać na wzmożenie się wpływów judaizmu. Począwszy od VII w. między chrześcijanami a Żydami rozwija się zacięty spór, jak o tym świadczą liczne utwory polemiczne w ówczesnej literaturze bizantyjskiej.” Skoro cesarz ich prześladował, to był pod ich wpływem… „Współcześni jednak dużo większe znaczenie przypisywali promuzułmańskim sympatiom Leona III, co widać zresztą po przydomku jaki mu nadali: saracenofil (σαρακηνοφρων).” (tamże) Dosłownie: ktoś myślący po saraceńsku. „Sympatie” te też można między bajki włożyć, skoro palił ich „morskim ogniem” (późniejsza nieścisła nazwa „ogień grecki”).

Niszczenie obrazów (nazywanie tego „brakiem czci” wygląda zbyt łagodnie) doprowadziło do walk. „Trudno sobie wyobrazić gwałty, do jakich w czasie tego kryzysu obrazoburczego doprowadzały namiętności. W obu obozach popełniano takie same nadużycia. Bardzo często dochodziło do zajść między kobietami broniącymi swych ikon a żołnierzami, którym kazano je zniszczyć. Biada żołnierzowi, który pojedynczo dał się zaskoczyć nocą przez kilka zagorzałych wielbicielek świętych obrazów! Następnego dnia znajdowano go rozszarpanego na kawałki. Ale również co za radość dla starych wiarusów, kiedy rozpoczynała się jakaś akcja w dzielnicy i kiedy silnymi pchnięciami noża obcinano ręce czy głowy! W hipodromie zdarzały się, zupełnie tak samo jak w najgorszych czasach prześladowań pogańskich, sceny prawdziwego męczeństwa. Straszliwą rzeczą było zamęczenie na środku areny patriarchy Konstantyna w 767 roku. W te dni, kiedy straż trochę folgowała, zabawiano się pędzeniem w pochodzie setek mnichów, z których każdy trzymał za rękę kobietę, dając tym samym motłochowi okazję do wyśmiewania się i naigrywania. Przykrym epizodem wśród tych okrucieństw było prowadzenie ulicami i po arenie cyrku patriarchy Anastazego – marnego narzędzia obrazoburców, który dopuścił się zdrady swego obozu – siedzącego na ośle twarzą do ogona. Chcąc jednak należycie ocenić, jak zgubnym szaleństwem dla cesarstwa był ten kryzys, należy pamiętać, że w tym samym czasie osiedleni u bram świata greckiego Bułgarzy rozpoczęli wielkie uderzenie, które w przyszłości miało uczynić ich jednym z najgroźniejszych sąsiadów, że w tym też czasie muzułmanie – których kalifowie, Abbasydzi z Bagdadu, ujęli mocno w karby (750) – gnębili nadal Azję Mniejszą. Usadowili się oni na Krecie i na Sycylii, a ich korsarze byli postrachem Morza Śródziemnego. W takiej chwili wojna domowa równała się samobójstwu.” (s. 321)
Może to wina tłumaczenia (nie mam dostępu do oryginału),lecz początek wywodu brzmi lekceważąco, gdy mowa o sprawach poważnych.
Obrazoburstwo przejściowo (jak się później okazało) zakończyła cesarzowa (wówczas regentka) Irena:
„Obwołana "cesarzem autokratą", rządziła w otoczeniu eunuchów niemalże terrorem. To właśnie Irena przywróciła kult obrazów: drugi sobór nicejski ogłosił, że "o ile nie jest rzeczą słuszną ubóstwiać obrazy, to jednak należy je czcić".” (tamże)
Przykład stosowania własnego nazewnictwa. Z czego wziął te „ubóstwienie” ?
Gdyby w uchwale soboru było słowo ἀποθέωσις, na łacinę przetłumaczone zostałoby „deificatio”. Tymczasem
„Tak więc, gdy kult świętych obrazów został zalegalizowany w 787 roku przez drugi sobór nicejski, Karol Wielki i duchowieństwo frankijskie rozpoczęli spór jednocześnie z Bizancjum i Rzymem, łacińskie tłumaczenie decyzji soboru wydawało się im dwuznaczne; zresztą Germanie zawsze dość nieufnie odnosili się do wyobrażania postaci ludzkiej, a nieufność tę jeszcze bardziej pogłębił wpływ Starego Testamentu. Karol Wielki zachęcił swych teologów do ułożenia przeciwko uchwałom soboru traktatów ogłoszonych pod jego imieniem jako Księgi karolińskie; wysłał nawet specjalnego przedstawiciela do papieża z poleceniem zakomunikowania mu osiemdziesięciu pięciu zastrzeżeń, a w 794 roku zwołał we Frankfurcie synod antynicejski. Dopiero pod koniec IX wieku – po wielu różnych ekscesach obrazoburczych zwłaszcza w Turyngii – zatriumfowała ostatecznie w państwie frankijskim ortodoksyjna doktryna w tej sprawie.” (s. 375)
Tłumaczenie nie „wydawało się im dwuznaczne”, tylko było błędne. O czym chyba nawet nie wiedzieli.
„Ostra polemika, wszczęta przez Karola Wielkiego na temat kultu obrazów, znalazła swój ostateczny wyraz w słynnych Libri Carolini; król Franków odrzucił zarówno ikonoklastyczny punkt widzenia reprezentowany przez synod Konstantyna V, jak i ikonofilskie stanowisko Konstantyna VI i Ireny. Twórcom Libri Carolini przyświecał cel czysto polityczny: chodziło im o podkreślenie całkowitej niezależności królestwa Franków od Bizancjum pod względem religijnym. Przekład aktów soboru przesłany Karolowi Wielkiemu roi się od błędów językowych, które zniekształciły właściwy sens powziętych w Nicei uchwał, nie ma to jednak znaczenia, tak samo jak bez znaczenia jest fakt, iż polemika rozwinięta w Libri pomija w gruncie rzeczy istotę problemu. Pogląd Karola Wielkiego zbliżał się nie do stanowiska Ojców, zebranych w Nicei, lecz raczej do poglądów Grzegorza Wielkiego, który potępiał zarówno niszczenie obrazów, jak i oddawaną im cześć. Król Franków obstawał tak uporczywie przy swoim punkcie widzenia, wbrew wyjaśnieniom i upomnieniom, jakich mu nie szczędził Hadrian I, że papież musiał wreszcie ustąpić. W r. 794 na soborze we Frankfurcie, w obecności dwu legatów Hadriana I, kult obrazów został potępiony, chociaż w Nicei, w r. 787 uznano go – za zgodą dwu innych przedstawicieli tego samego papieża – za "obowiązek każdego prawego chrześcijanina". Wprawdzie zagadnienie kultu obrazów miało nieskończenie większe znaczenie w Bizancjum niż na Zachodzie, a specyficznie bizantyjska koncepcja zbawienia, która łączyła ściśle ten dogmat z kultem obrazów, była nie tylko obca, ale wprost niezrozumiała dla mentalności zachodniej – to jednak ustępstwo uczynione przez papieża jest wyraźnym dowodem, że sojusz z królestwem Franków stał się kamieniem węgielnym polityki papieskiej.” (Ostrogorski, s. 167)
Tu wyjaśnienie: Grzegorz Wielki (590 – 604) w dwóch listach do biskupa Marsylii Serenusa (który w obawie przed bałwochwalstwem kazał zniszczyć obrazy w kościołach) pochwalając go za zacne zamiary, zauważył „Idcirco enim pictura in Ecclesiis adhibetur, ut hi qui litteras nesciunt, saltem in parietibus videndo legant quae legere in Codicibus non valent” (Obraz jest w tym celu wystawiany w kościele, aby ci, co nie umieją czytać, przynajmniej patrząc na ściany czytali w nich to, czego nie mogą czytać w książkach) oraz „Frangi ergo non debuit quod non ad adorandum in Ecclesiis, sed ad instruendas solummodo mentes fuit nescientium collocatum” (Niszczyć się ich [obrazów] tedy nie godzi, gdyż zostały umieszczone w kościołach nie dla adoracji, ale jedynie gwoli pouczenia umysłów niewykształconych, tłum. Małgorzata Pokorska, „"Cibus oculorum" : uwagi o teorii dzieła sztuki w "Libri Carolini".” Folia Historiae Artium, Tom 27, 1991, s. 20)

Tłumaczka ani wydawnictwo nie prostują własnej terminologii autora, a szkoda.

Na wszelki wypadek przytaczam odnośną uchwałę soboru z 787:
Ορίζομεν συν ακριβεία πάση και εμμελεία, παραπλησίως τω τύπω του Τιμίου και Ζωοποιού Σταυρού ανατίθεσθαι τας σεπτάς και αγίας εικόνας, τας εκ χρωμάτων και ψηφίδος και ετέρας ύλης επιτηδείως εχούσης, εν ταις αγίαις του Θεού εκκλησίαις, εν ιεροίς σκεύεσι και εσθήσι, τοίχοις τε και σανίσιν, οίκοις τε και οδοίς, της τε του Κυρίου και Θεού και Σωτήρος ημών Ιησού Χριστού εικόνος, και της αχράντου δεσποίνης ημών της Αγίας Θεοτόκου, τιμίων τε αγγέλων, και πάντων άγιων και οσίων άνδρών. Όσω γάρ συνεχώς δι’ εικονικής ανατυπώσεως ορώνται, τοσούτον και οι ταύτας θεώμενοι διανίστανται προς την των πρωτοτύπων μνήμην τε και επιπόθησιν, και ταύταις ασπασμόν και τιμητικήν προσκύνησαν απονέμειν, ού μην την κατά πίστιν ημών αληθινήν λατρείαν, η πρέπει μόνη τη θεία φύσει αλλ’ ον τρόπον τω τύπω του Τιμίου και Ζωοποιού Σταυρού και τοις αγίοις ευαγγελίοις και τοις λοιποίς ιεροίς αναθήμασι, και θυμιαμάτων και φώτων προσαγωγήν προς την τούτων τιμήν ποιείσθαι, καθώς και τοις αρχαίοις ευσεβώς είθισται. η “γαρ της εικόνος τιμή επι το πρωτότυπον διαβαίνει”, και ο προσκυνών την εικόνα, προσκυνεί εν αυτή του εγγραφομένου την υπόστασιν.
Co znaczy
„Orzekamy z całą dokładnością i troską o wiarę, że czcigodne i święte ikony należy wystawiać na widok publiczny, podobnie jak znak czcigodnego i ożywiającego Krzyża, jako że dzieła malowane i układane z małych kamyków i z lanego materiału właściwe są w świętym Kościele Boga, na świętych naczyniach i szatach, na ścianach, na desce, w domach i przy drogach, zarówno wizerunek naszego Pana i Boga i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, jak i wizerunek naszej dziewiczej Pani, świętej Matki Boga, jak wizerunki aniołów godnych czci oraz wizerunki wszystkich świętych i pobożnych mężów. Im częściej bowiem [wierni] oglądają ich obrazowe przedstawienie, tym bardziej zachęca to ich do wspominania i naśladowania tych, których te wizerunki przedstawiają, do okazywania im czci i pokłonu, ale nie tej prawdziwej boskiej adoracji, która według naszej wiary należy się tylko Boskiej Naturze; a także do ofiarowania kadzidła i zapalania świateł przed wizerunkami czcigodnego i ożywiającego Krzyża, świętych Ewangelii i innych świętych obrazów, jak to było nawet w zwyczaju starożytnych. "Cześć oddawana wizerunkowi przechodzi na pierwowzór" a oddając pokłon obrazowi, oddaje się go istocie przedstawionej.” (Michael David Knowles, Dmitri Obolensky „Historia Kościoła t. II, 600 – 1500” s. 75 tłum. Ryszard Turzyński, końcowe zdanie w tłumaczeniu Piratki)
Cytat w końcowym zdaniu zaczerpnięty z Bazylego Wielkiego („Patrologia Graeca”, tom 32, kolumna 149).

Kluczowe jest tu „okazywanie czci i pokłonu” (ἀσπασμόν καί τιμητικήν προσκύνησιν) właściwie „pozdrowienie i pełen czci pokłon”, jakim przeciwstawiona została „adoracja” (λατρεία tłumaczona zwykle „cześć” czy „uwielbienie”),przekład niepotrzebnie dodaje „boska”.
Na łacinę zaś było to przetłumaczone błędnie „ad osculum, et ad honorariam his adorationem tribuendam. Non tamen ad veram latriam, quae secundum fidem est, quaeque solam divinam naturam decet” etc. Zatem ἀσπασμόν jako „osculum” co znaczy „pocałunek”, προσκύνησιν bez potrzeby jako „adoratio” (bardziej pasowałoby „veneratio”),λατρεία (gdzie należało użyć „adoratio”) pozostawiona bez przekładu …

Opowieść jak doszło do schizmy w 1054 wypadła jednostronnie, a przy tym kpiąco.
Patriarcha Konstantynopola „przygotował manewr, który wskutek niezręczności Zachodu udał się aż za dobrze. Cerulariusz rozpoczął atak w dziedzinie uświęconych obrzędów wiedząc, że w tej sprawie będzie miał za sobą poparcie ludności Bizancjum; nie chcąc ujawnić się przedwcześnie, rozpoczął walkę przez swych podwładnych. Arcybiskup Leon z Ochrydy w Bułgarii, całkowicie zależny w owym czasie od Bizancjum, wystosował list do biskupa w Trani, w dolnej Italii, który – chociaż znajdował się na terytorium bizantyńskim – podlegał Rzymowi; mówiąc inaczej, za pośrednictwem osób podstawionych, Cerulariusz zwracał się do papieża. Trochę później mnich ze Studios, Mikołaj Stotathos, ogłosił rodzaj pamfletu. Zarówno list, jak i pamflet miały podobny cel: wykazać błędy Kościoła zachodniego. Błędy potworne, jak można było sądzić! Przecież wyznawcy Kościoła zachodniego używają do Komunii św. chleba przaśnego, a nie zakwaszonego, a więc chleba martwego, materii bez życia, co stanowi odrażające naśladowanie zwyczajów żydowskich! A poza tym jedzą oni mięso ze zwierząt nie wykrwawionych: ciężkie przekroczenie przepisów biblijnych! Niekiedy poszczą w sobotę: oczywiście święcą szabas; znieśli Alleluja w czasie Wielkiego Postu. Cóż za straszny brak poszanowania dla tradycji! Wreszcie ich kapłani nie noszą brody, co bez wątpienia jest nieprzyzwoite. Oto, jak błahe sprawy natury liturgicznej czy też dotyczące pożywienia miały rozpocząć tak poważną walkę...” (s. 458)
„Wystanie do Konstantynopola porywczego kardynała Humberta w towarzystwie kanclerza Kurii, Fryderyka Lotaryńskiego (później papieża Klemensa IX),który także nie odznaczał się elastycznością i był równie nie przyzwyczajony do zawilej dyplomacji bizantyńskiej, było posunięciem niezbyt zręcznym. Dwaj przedstawiciele Zachodu dali się wciągnąć w dyskusje na temat chleba zakwaszonego i niezakwaszonego, krytykowali istniejący na Wschodzie zwyczaj zawierania małżeństw przez księży, słowem dopomogli makiawelowskim planom Michała Cerulariusza, który niczego tak nie pragnął jak przedłużenia i rozjątrzenia dyskusji. Ludność Bizancjum, odpowiednio nastawiona, twierdziła zjadliwie, że wszystkie msze odprawiane na Zachodzie od samego początku są nieważne. Sam patriarcha zachowywał milczenie i rzadko interweniował, czekając na odpowiednią chwilę. Legaci papiescy sami dali ku temu powód. 16 lipca 1054 kardynał Humbert udał się wraz ze swym najbliższym otoczeniem do bazyliki Hagia Sophia na uroczyste nabożeństwo. Tam rzucając gromy na patriarchę, wyraźnie nazwali go buntownikiem przeciwko władzy papieskiej i złożyli na ołtarzu bullę ekskomunikującą, a następnie opuszczając bazylikę, strząsnęli pył z butów wołając: "Niech Bóg spojrzy i nas osądzi!" (Videat Deus et judicat !)” (s. 459)
Autor zaprzecza, by klątwa była prawomocna „po pierwsze dlatego, że legaci nie byli uprawnieni do podobnych czynności, a po wtóre dlatego, że Leon IX zmarł 19 kwietnia i pełnomocnictwa jego przedstawicieli były już nieważne. Ale nikt na to nie zwrócił uwagi. Gest był rzeczywiście decydujący, ale nie w tym znaczeniu, jakiego oczekiwali legaci. Cerulariusz rozegrał dobrze sprawę: zamiast pozostać oskarżonym, któremu zarzucano by, że przez własną pychę dąży do rozdarcia tuniki bez szwów – okazał się obrońcą Kościoła wschodniego, wyszydzanego przez Zachód !” (tamże)
Jednak treść pomija, choć zarzuty strony wschodniej przytoczył, co prawda drwiąco. Tu po łacinie http://www.grkat.nfo.sk/Texty/exkomunikacna-bula-1054.html tu po angielsku z komentarzem http://www.jameslikoudispage.com/Ecumenic/pamiccer.htm Pismo Humberta zawierało bądź kłamstwa, bądź nadmierne uogólnienia, bądź zarzuty zbyt błahe.
Daniel Rops ma do powiedzenia jedynie „Niewątpliwie obie strony ponoszą tu winę. Jedna strona okazała pychę i przewrotność, druga wielką niezręczność i nieprzejednanie. W dzień Sądu Ostatecznego ludzie Kościoła Chrystusowego będą musieli zdać sprawę z lego zerwania, które już od dawna można było przewidzieć; nie zdołali go jednak uniknąć, ponieważ nie chcieli kierować się miłością.” (s. 460)

Piętnując cesarstwo wschodnie za brak rozróżnienia między „boskim” i „cesarskim” zauważa, iż u Karola Wielkiego (co widać choćby na przykładzie „ksiąg karolińskich”) było podobnie. „To pomieszanie dziedziny doczesnej i duchowej było pod pewnym wzglądem jeszcze gorsze niż w Bizancjum, gdzie sprawy religijne wchodziły w zakres kompetencji tylko części urzędów państwowych, natomiast w państwie frankijskim poddane były wszystkim organom władzy świeckiej. Z tym jednak zastrzeżeniem – które w przyszłości będzie miało zresztą decydujące znaczenie – że w zasadzie, przez sam fakt namaszczenia cesarza przez papieża, Kościół utrzymywał nad nim przewagę. Dopóki panującym był człowiek tej miary co Karol Wielki, ta supremacja mogła być jedynie teoretyczna: sytuacja ulegnie jednak zmianie za panowania jego słabych następców. Z drugiej strony pomieszanie dziedziny doczesnej i duchowej miało pewne korzyści. Zmusiło Kościół do bardziej systematycznego niż w epokach poprzednich wkraczania we wszystko, co stanowiło podstawy kultury. Jest pewne, że na długo przed Karolem Wielkim jedynie Kościół interesował się sprawami społecznymi, że on jedynie zajmował się nauczaniem. Ale od tego czasu w dziedzinie tej istniała oficjalna współpraca – ścisłe porozumienie między nim a właściwą władzą. Toteż na Kościół złożył rząd cesarski swój chrześcijański obowiązek – którego zresztą Karol Wielki nie lekceważył – wspomagania ubogich, chorych, kalek, opieki nad opuszczonymi dziećmi. Jak wiemy, czwarta część dziesięciny była przeznaczona na tę działalność, a wzbogacające się dzięki hojnym darowiznom instytucje kościelne zasilały faktycznie prawdziwy budżet społeczny. Tak samo oświata została dosłownie powierzona Kościołowi. Jeżeli Karol Wielki zmuszony był do przeprowadzenia reformy nauczania, która miała decydujące znaczenie, to dlatego że pragnął, by jego duchowieństwo nie było ciemne; również od księży i zakonników zażądał przeprowadzenia tej reformy. Od tego czasu duchowni systematycznie stawali się pedagogami. Zwykli proboszczowie wiejscy otrzymali nakaz nauczania dzieci. Przy wszystkich znaczniejszych opactwach i przy katedrach istniały szkoły, które nazwalibyśmy dziś szkołami "średnimi" i "wyższymi"; w pierwszych nauczano trzech dyscyplin podstawowych, gramatyki, retoryki i dialektyki, czyli tego, co poczęto nazywać trivium; w drugich wykładano quadrivium – wyższych umiejętności, a więc arytmetyki, geometrii, muzyki i astrologii. Niektóre z tych szkól cieszyły się sławą prawdziwie europejską, jak na przykład szkoły w Korbei, w Saint-Wandrille, w Aniane, w Fuldzie, a nade wszystko w opactwie Świętego Marcina w Tours oraz szkoła pałacowa w samym Akwizgranie, szkoła dostojników kościelnych i wysokich urzędników; zarówno Karol Wielki, jak i jego synowie chętnie przychodzili do niej na wykłady prowadzone przez najwybitniejsze umysły epoki. Oczywiście w tej dziedzinie, jak we wszystkich innych, pomieszanie polityki i spraw Kościoła było całkowite. Biskupi lub opaci, których cesarz wysyłał w charakterze missi dominici, musieli również podejmować rolę głównych wizytatorów nauczania: z drugiej strony kontrolerzy cesarscy egzaminowali kapłanów w celu sprawdzenia ich wiadomości.” (s. 376n)
W końcu było korzystne czy przeciwnie?

„Po zakończeniu w 843 roku sporów obrazoburczych Kościół wschodni z wolna przygasa, budzi się natomiast Kościół zachodni. Ludzi Zachodu zaczynają pasjonować dysputy teologiczne. Mówiliśmy już o jednej z nich, przeprowadzonej za Karola Wielkiego, na temat Filioque; za czasów Ludwika Pobożnego w dyspucie na lemat obecności Chrystusa w Eucharystii Florus, diakon Lyonu, zwalcza Amalariusza; Raban Maur, opat Fuldy, występuje przeciwko Paschazjuszowi Radbertowi, opatowi z Korbei. Później tajemnica predestynacji, o której pisał już św. Augustyn, wywołuje niesłychanie gwałtowny kryzys, w czasie którego wielki i groźny Hinkmar, biskup Reims, zwalcza mnicha z Saksonii, Gottschalka, a następnie sam zostaje posądzony o herezję przez Prudencjusza z Troyes i Lupusa z Ferrieres. Kryzysowi temu nie zdołały położyć kresu trzy kolejne synody i rozstrzygnięty został dopiero przez papieża. Pasjonowanie się tego rodzaju dysputami, w czasie kiedy cały Zachód był rozdarty, kiedy płonęły grabione przez Normanów miasta i klasztory, kiedy głód i rozpacz szerzyły się po wsiach, było dowodem niezwykłej żywotności Kościoła – zapowiedzią wspaniałej przyszłości.” (s. 401) Powód zachwytu niejasny.

Mowa o IX wieku. 500 lat wcześniej Grzegorz z Nyssy zauważył coś podobnego i jakoś nie był zachwycony:
Ἐὰν περὶ τῶν ὀβολῶν ἐρωτήσῃς, ὁ δέ σοι περὶ γεννητοῦ καὶ ἀγεννήτου ἐφιλοσόφησε. κἂν περὶ τιμήματος ἄρτου πύθοιο, Μείζων ὁ Πατὴρ, ἀποκρίνεται, καὶ ὁ καὶ ὁ Υἱὸς ὑποχείριος. Εἰ δὲ, Τὸ λουτρὸν ἐπιτήδειόν ἐστιν, εἴποις, ὁ δὲ ἐξ οὐκ ὄντων τὸν Υἱὸν εἶναι διωρίσατο. Οὐκ οἶδα τί χρὴ τὸ κακὸν τοῦτο ὀνομάσαι, φρενῖτιν ἢ μανίαν, ἤ τι τοιοῦτον κακὸν ἐπιδήμιον, ὃ τῶν λογισμῶν τὴν παραφορὰν ἐξεργάζεται („Patrologia Graeca”, t. 46, kolumna 557 B) „Chcesz rozmienić pieniądze, usłyszysz wykład o zrodzonym i nie zrodzonym. Na pytanie ile kosztuje chleb, dowiesz się że Ojciec jest większy, a Syn podporządkowany. A gdy zapytasz czy kąpiel gotowa, pada odpowiedź: Syn został stworzony z nicości. Pojęcia nie mam jak to nazwać, obłędem czy szaleństwem, bądź zarazą powodującą zamęt w umyśle.” (tłum. Piratka)

Uwagi dotyczące poprzedniej części pasują i tutaj. Widać brak konsekwencji połączony z wprowadzaniem własnej terminologii.
Autor potępia Justyniana za mieszanie w teologii. Między innymi:
„Dzięki zręcznej machinacji – albo uważanej za taką – przeprowadzonej przez cesarzową i generała zostaje wówczas wprowadzony na tron papieski Wigiliusz (538–555) uchodzący za człowieka,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1566
917

Na półkach:

Niewiele warta, stronnicza laurka.

Niewiele warta, stronnicza laurka.

Pokaż mimo to

avatar
871
858

Na półkach:

Bardzo dobra!

Bardzo dobra!

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    28
  • Przeczytane
    15
  • Posiadam
    8
  • Historia
    5
  • Średniowiecze
    3
  • Religia
    2
  • Chrześcijaństwo
    2
  • Teraz czytam
    1
  • Ulubione
    1
  • L. obca
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Kościół wczesnego średniowiecza


Podobne książki

Przeczytaj także