Po zbutwiałych schodach Anna Musiałowicz 8,5
ocenił(a) na 101 tydz. temu ➡️Pierwsze, co od razu mogę powiedzieć - w powodzi wielu beznadziejnie brzmiących tytułów ten tytuł po prostu się wyróżnia. Sugeruje nostalgię, sugeruje wspomnienia, sugeruje coś smutnego i jednocześnie pięknego. Czy tak właśnie się okazało?
➡️Już wstęp powiedział mi, że się nie myliłem. Wystarczyły trzy strony, żebym całkowicie odleciał. Dzięki pięknu zawartemu w tych strofach. Dzięki metaforom smutnym i gorzkim. Dzięki porównaniom wyrywającym z piersi westchnienie. Język tej powieści jest jej ornamentem. Zdobi ją, czyni unikatową, wzrusza. Tego właśnie oczekiwałem.
➡️"To nie upływający czas wysysał z nich życie, lecz świadomość, że stali się niepotrzebni."
Cóż, nie chcę Was rozczarować, ale ta książka jest o ludziach. Może myśleliście, że to kamienica będzie głównym bohaterem? Przyznajcie się. I w sumie mielibyście rację. Bo kamienica to nie tylko cegły, okna i dach. Kamienicę tworzą ludzie, którzy w niej mieszkają. Tak jak każdy, absolutnie każdy dom tworzą jego mieszkańcy. I wiem, że to banał. Tylko że Anna potrafi taki banał wyrazić w takich słowach, że moje serce mięknie, a moja dusza się otwiera. I zaczynam wreszcie w tym banale dostrzegać istotę prawdy. Tylko że to jest Ania. Ona to potrafi. Dlatego ja Wam tu wprost napiszę - nie czytajcie tej książki, jeśli nie chcecie się wzruszyć. A jeśli chcecie - nawet nie zauważycie, kiedy Wam łzy popłyną. Tam w środku.
➡️Każda ściana ma do opowiedzenia własną, niepowtarzalną historię. Każdy pyłek kurzu coś tu znaczy. Każdy odłamek futryny przeradza się w czyjąś tragedię. Nic nie jest zbyteczne. Wiecie, co najbardziej podziwiam w książkach Anny? Niezwykłą wrażliwość. Wrażliwość na człowieka, na jego smutki i radości, na ból utraty, na gorzki smak przemijania. Dlatego tak bardzo te książki cenię. Dlatego uważam, że Ania jest ewenementem na naszym rynku literackim. Jest zjawiskiem, które trzeba cenić, które trzeba szanować i które, przede wszystkim, trzeba czytać.
➡️Żadne inne słowo tak bardzo mi nie pasuje do tej powieści Ani (i nie tylko do tej) jak nostalgia. Jak tęsknota za czasem dawno minionym. Jak pragnienie przywołania chwil, które minęły. Chwil, które z perspektywy czasu wydają się ważne, wydają się istotne, chociaż może kiedyś wcale takie istotne nie były. Teraźniejszość zmienia całkowicie nasze spojrzenie na przeszłość. Dochodzi do przewartościowania zjawisk, do zmiany punktu widzenia. Co było zwykłe - staje się niezwykłe. Co było tragedią - staje się ledwo muśnięciem wiatru na rozgrzanej twarzy. Ale wszystko to, każda jedna chwila - stanowią całość, która nas tworzy. Która czyni nas takimi, jakimi jesteśmy dziś, teraz, w tej chwili. A wszystkie te chwile zebrane są w jednej kamienicy. Która trwa i która jest symbolem. Symbolem naszej jaźni, naszego bagażu wspomnień, naszej, takiej czy innej - przeszłości. Naszej osobowości.
➡️Każda historia opowiedziana przez ściany kamienicy mogłaby być własną powieścią. Każde słowo, które tu pada mogłoby być zdaniem, a każde zdanie - akapitem. Język, którym się posługuje Autorka nie pierwszy raz wprawia mnie w drżenie i oczekiwanie. Co kryje się za następnymi drzwiami? Co kryje się za kolejną wizytówką, teraz już wyblakłą i wypłowiałą, a kiedyś szykowną i elegancką. Czy tym właśnie jesteśmy? Wizytówkami na drzwiach, błyszczącymi krótki czas, a później powoli pokrywającymi się kurzem i zapomnieniem?
Kto o nas pamięta? Jeden dobry człowiek, który w swej codziennej szlachetności, niewymuszonej, płynącej z serca - potrafi spojrzeć na nas innym okiem? Podczas gdy reszta widzi tylko ruinę tego, co było, zaledwie zarys, przykurzony i zamglony, niewyraźny kształt dawnej świetności?
➡️Starość stoi za progiem i wyciąga swoje powyginane ręce. Wspomnienia są naszym chlebem powszednim. Radość małych dzieci, miłość żony czy męża odbijają się w powybijanych szybach okien. Wystarczy spojrzeć pod innym kątem, a staną się zupełnie czym innym - płaczem niemowlęcia, sznurem wisielca, morderstwem w afekcie. Starość rządzi się swoimi prawami. I jedno tylko jest w niej piękne - nostalgia. Coraz ostrzejsze wspomnienia, coraz lepiej widoczne szczegóły, które kiedyś, dziesiątki lat temu nam umknęły jako nieistotne i nieważne. A teraz okazują się kluczem. Kluczem, który pozwala nam wejść do kamienicy naszego życia.
"Jednak każda ze ścian, które dotykałem, pamiętała płacz Wiśniewskiej, gdy w snach nawiedzały ją wspomnienia, a jedno szczególnie."
Tak właśnie opowiada kamienica, a każde wspomnienie jest tym jedynym, najważniejszym, chociaż wcale niekoniecznie chcianym. Bo tak to już jest ze wspomnieniami, że pamiętamy nie tylko te przyjemne, choćbyśmy nie wiem jak starali się te złe z pamięci wypierać.
"To na pewno nie oni".
➡️Delikatne muśnięcia niesamowitości, kryjące się w podmuchach wiatru, skrzypnięciach zardzewiałych zawiasów, dotknięciach chłodu na karku.
"Nie było duszno, choć coś go otaczało z każdej strony i gniotło aż do tępego bólu kości, przypominającego ten, gdy się przemarznie."
Zapach wyczuwalnej obecności dawno zmarłych, objawiającej się nagłym zimnem w upalne lato, szeptami za plecami ("Niech was ciemność pochłonie.") - te świetne wkomponowane w całość mroczne detale tworzą niezwykły klimat, który czyni tę powieść bardzo doznaniową, niezwykle sensualną.
Powieść doznaniową tak bardzo, jak wyprawa Kryspina i Kordiana do piwnicy, która podniosła mi wszystkie włosy na karku i kazała wstrzymać oddech. To właśnie groza, która zawsze mnie uwodzi i wciska się prosto w serce, zupełnie niespodziewanie i cicho, łapie za krtań i nie chce puścić. Żywy strach. Niematerialna groza wpływająca na materię.
"Ale to nie byli oni, ale wciąż oni. Jakby coś ich wołało."
Niektórzy pisarze grozę mają we krwi. Anna tak właśnie ma. Niektórzy potrafią to jeszcze przelać na papier. Anna to potrafi.
➡️"Doceniliby ją, gdyby umarła - myślała czasem, ale bała się, że to kłamstwo."
Czemu tak często jest za późno? Czemu nie umiemy kochać innych, gdy są tuż obok? Czemu kochamy ich dopiero, gdy stają się wspomnieniem, coraz bardziej niewyraźnym z upływem czasu, a jednak ciągle kurczowo trzymającym się naszych myśli. Wyidealizowanym. Wiecznie obecnym, jak ta melodia, która od rana potrafi wejść do głowy i zmusza nas do wystukiwania rytmu w autobusie, w pracy, w domu, nieświadomie, aż do bólu nerwów. Czy to wspomnienia mają nam nadawać rytm życia? Czy to minione, co nie chce odejść ma być najważniejsze?
➡️"Kroczysz w ciemność, synu."
I to też widziała kamienica. Ciemność. Ludzką podłość. Rosnącą nienawiść. Okrucieństwo. Złość. I cierpliwie wchłaniała wszystko w swoje ściany. Przyjmowała w siebie, jak obiektywny kronikarz. Żeby kiedyś, po latach opowiedzieć. Wtedy, kiedy już kto miał umrzeć - umarł, kto miał się powiesić - wisiał, a kto miał żyć - wyjechał.
➡️I tylko Ania w takie właśnie strofy potrafi jeszcze wpleść humor, błyski takiego humoru, że ja naprawdę śmiałem się, głośno i serdecznie, chociaż ani przez chwilę nie przypuszczałem, że przy tej lekturze śmiać się będę. To jest, proszę Państwa klasa i maestria.
➡️A łzy Wiśniewskiej wsiąkają w poręcze schodów. A wymioty Kazika wrastają w popękane podłogi kamienicy. A dym z papierosów Ciesiółki płynie i płynie i czyni go świadkiem tylu żyć. I jeszcze "dwoje ludzi, których samotności wypełniały cały pokój, przenikały przez ściany, owijały się wzajemnie jak wstęgi, lecz nigdy nie plątały, nie zespalały się ze sobą..."
A kamienica obserwuje i zapamiętuje. Mijają lata. Tłuste i chude, pełne śmiechu (rzadziej) i melancholii (znacznie częściej). Kiedyś ktoś napisze o tym wszystkim książkę. Świetną książkę. O ludziach, o życiu, o przemijaniu, o codzienności. O mroku. I ktoś się nią zachwyci. Niejedna osoba. Tą codziennością, tak inną od naszej, a jednak taką samą.
➡️Każda z opowieści, do których dostaniecie się po zbutwiałych schodach chwyci Was za serce. Każda będzie inna, ale na wskroś prawdziwa. Każda pokaże Wam świat, który chociaż przeminął - dalej trwa. Czyż to właśnie nie jest wieczność? Przemijanie jest ułudą, a trwanie prawdą najprawdziwszą. Każdy ma taką kamienicę. I każdy ma takie schody. Które, mimo że zbutwiałe - nadal, coraz częściej, im jesteśmy starsi - są używane. Dlaczego tak jest? Nikt nie chce odchodzić. Tak do końca. Chcemy, żeby został po nas ślad, wspomnienie, czy to w sercach bliskich, czy nawet wrogów. A jeśli ten ślad zostanie - wtedy możemy powiedzieć - ja żyłem! Ja tutaj trwałem! Miałem swoje życie, swój czas, tak jak ty masz teraz swój. Mój czas przeminął, jako i twój przeminie. Ale "non omnis moriar". Zawsze pozostaniesz gdzieś tam, czy to w sercu drugiego człowieka, czy to w murach kamienicy, a może jeszcze gdzieś indziej. Choćby w książkach. Ja wiem na pewno, że "Po zbutwiałych schodach" zostanie ze mną już na zawsze. I tak samo będzie z Wami. A moja ocena 10/10 i UZJ (Uncelkowy Znak Jakości). Dziękuję Aniu!